Music

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 3 "Obiecaj mi, że zrobisz wszystko aby przekonać ich do siebie. Obiecujesz?"


Zbudził mnie głos, bardzo dobrze mi znany.
- Rachel, dobrze się czujesz?- zapytała Ginny
- Nie, fatalnie.. Co ty tutaj robisz? W jaki sposób tu weszłaś?- zapytałam zdezorientowana
- Luna mi pomogła. Uważała, że to nie ja powinnam z tobą rozmawiać. Ale... musiałam, musiałam cię przeprosić.. Naprawdę nie spodziewałam się, że ten idio... to znaczy David tyle dla Ciebie znaczy...- wycedziła skruszona.
Nie chciałam jej z początku wierzyć, ale gdy tylko popatrzyłam w jej oczy, od razu wiedziałam, że naprawdę tego żałowała. Poczułam się okropnie z tą myślą, więc przytuliłam ją pośpiesznie.
- Przeprosiny przyjęte.- powiedziałam z uśmiechem- Chociaż chciałabym je usłyszeć od innej osoby.
- Jestem pewna, że w tym momencie George wszystko sobie przemyślał i teraz jest mu strasznie głupio, że tak postąpił- zapewniała mnie przyjaciółka.
- Mam taką nadzieję- uśmiechnęłam się, ale zaraz coś mi się przypomniało i rzuciłam pośpiesznie-Ginny? Która godzina?!
- Jest za dwadzieścia siódma, a co?- zapytała patrząc na zegarek.
- Co?!- krzyknęłam, po czym zerwałam się z fotela do łazienki.
Spojrzałam w lustro- wyglądałam okropnie z rozmazanym makijażem, popuchniętymi oczami od płaczu i kompletnie zniszczonej fryzurze. Od razu chwyciłam za szczotkę. Najpierw ułożyłam włosy. Potem pośpiesznie zrobiłam makijaż, co chwilę patrząc się na zegarek. Ginny obserwowała mnie z wyraźnym zdziwieniem.
- Co się stało?- ponownie próbowała się czegoś dowiedzieć.
Wybiegłam z łazienki- zostało mi tylko dziewięć minut- pomyślałam. Zaczęłam przekopywać szafę w celu znalezienia czegoś odpowiedniego- Wybrałam czarny T-shirt i różową zwiewną bluzeczkę, jakieś poszarpane dżinsy i baletki. I wybiegłam z dormitorium, wcześniej informując Weasleyówną o moich planach.

W tym samym czasie


- No bracie, nie wiedziałem że jest w Tobie tyle jadu- odrzekł Fred- Chylę czoła..
- Nie wygłupiaj się Freddie- powiedział z niesmakiem George.
- Mam przestać robić sobie żarty? Przecież to nie leży w naszej naturze. Tak samo jak obrażanie przyjaciół... bracie.- wyraźnie zaakcentował to ostatnie słowo.
- Zasłużyła sobie, jeśli woli trzymać stronę Ślizgonów...
- Ale ona nie trzyma strony wroga, tylko tego całego Davida- słusznie zauważył Fred, jednocześnie czując dziwne ukłucie w okolicy brzucha.
- A on to co? Arystokrata dziadowskiego pochodzenia?
- Wiesz George, to co powiedziałeś nie miało żadnego sensu- stwierdził z politowaniem bliźniak- Chyba to poczucie winy zżera Ci mózg, oczywiście uprzednio zakładając że go miałeś- ciągnął dalej.
Nawet nie zauważył kiedy poduszka z dużą szybkością uderzyła go w twarz. Otrząsnął się po chwili.
- Dobra, jednak nie masz tego mózgu- powiedział Fred, po czym wybuchnął śmiechem.
- Jesteś kretynem, Fryderyku- odpowiedział mu bliźniak i roześmiał się razem z nim na głos.



Przybiegłam na miejsce i odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam, że do zaplanowanego spotkania zostały dwie minuty. Jeszcze raz wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam w górę, wtedy zobaczyłam, że księżyc już dawno pojawił się na horyzoncie.



 Byłam pewna, że dzisiaj jest pełnia. Co mnie cieszyło, ponieważ gdy byłam mała bardzo uwielbiałam tą fazę księżyca. Zawsze siadałam na parapecie i wtedy czułam spokój, wszystkie moje zmartwienia znikały jak za dotknięciem różdżki. A światło księżyca zawsze porównywałam do magii. Było w nim to coś tajemniczego, pięknego i intrygującego jednocześnie. Po chwili zbudziłam się z tej zadumy, ponieważ przypomniałam sobie o spotkaniu. Szłam ścieżką ówcześnie wydeptaną przez kilkanaście tysięcy uczniów, którzy spędzali tutaj wolne chwile by nacieszyć się świeżym powietrzem i spokojem. Jednak nie zawsze było tu spokojnie, zdarzały się sytuacje kiedy odbywały się tu bardzo głośne bitwy na śnieżki w zimie, albo gdy zgrzane ciała w lecie pluskały się w pobliskim jeziorku, nie zwracając uwagi na to że na dnie mieszka ogromna kałamarnica.
Wytężałam wzrok, żeby cokolwiek zobaczyć, ale im głębiej wchodziłam w las tym mniej zdołałam zobaczyć.
-Lumos- mruknęłam. Wtedy niczym grom wyłowiło się maleńkie światełko z końca różdżki które oświetlało mi drogę.
-David, gdzie jesteś?- szepnęłam, ponieważ nigdzie nie potrafiłam dostrzec chłopaka.
Widziałam tylko drzewa, które pod wpływem lekkiej bryzy powietrza poruszały się powoli w jedną stronę. Ponownie podjęłam próbę zawołania chłopaka. - Jest tutaj ktoś?- Powiedziałam nieco głośniej. Znowu cisza, zrezygnowana chciałam powrócić do zamku. Jednak gdy się odwróciłam zobaczyłam postać stojącą naprzeciwko mnie. Od razu rozpoznałam tą posturę.
-David!- rzuciłam mu się na szyję- już myślałam, że zapomniałeś o tym spotkaniu.
- Hej... nie mógłbym zapomnieć. Chociaż teraz powinienem się obrazić za twoje spóźnienie.- odparł z uśmiechem.
Poczułam się nieco głupio.
- Przepraszam, David. Zapatrzyłam się na księżyc.- powiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
 Po czym zdałam sobie sprawę, że podałam naprawdę idiotyczny powód. Skarciłam się za to.
- Nie ma sprawy- westchnął.- Chodź, rozpaliłem już ognisko.
Pomyślałam, że to bardzo romantyczne, ale zaraz potem oddaliłam od siebie tę myśl i obserwowałam, jak przyjaciel siada obok ogromnego ogniska, na białym kocu. Jednym ruchem ręki zawołał mnie do siebie. Gdy już usiadłam wygodnie obok Davida, zaczęłam ponownie wpatrywać się w księżyc, który z tego miejsca był jeszcze lepiej widoczny.
- Jest piękny- usłyszałam po chwili głos przyjaciela.
- Uwielbiam się w niego wpatrywać. Zawsze wtedy przypomina mi się niezbyt ciekawe dzieciństwo..
- Opowiesz o tym?- Zapytał Ślizgon,a w jego głosie było słychać troskę.
- Nie byłam zbytnio lubiana jako dziecko. Byłam spokojna, uwielbiałam się uczyć... zawsze zdobywałam lepsze oceny.. inne dzieci chyba mi zazdrościły tego. Czułam się inna do innych, nie rozumiałam tego, ale gdy przyszedł do mnie list z Hogwartu, wszystko nagle stało się jasne, te wszystkie dziwne rzeczy które działy się obok mnie, to była magia, tak samo jak to światło księżyca w pełni. - Odpowiedziałam nie odrywając od niego wzroku.
-To musiało być straszne. Pewnie czułaś się samotna.
Nie chciałam o tym więcej rozmawiać, ufałam Davidowi jak nikomu innemu. Tylko to, że to były dawne czasy a ja nie chciałam tego zbytnio rozdrapywać. W końcu teraz moje życie wyglądało kompletnie inaczej.
- I było, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. To wszystko co zdarzyło się kiedyś, teraz nie miało żadnego znaczenia. Teraz mam Ciebie, mam moich przy...- Tutaj urwałam, ponieważ przypomniałam sobie dzisiejszą przykrą sytuację. Łza pociekła mi po policzku. Spuściłam głowę i popatrzyłam na ogień.
- Dlaczego płaczesz?- Zapytał zaciekawiony David, zauważając, że coś mnie trapi.
Opowiedziałam mu całą historię, która miała miejsce dzisiaj na obiedzie.
- A to fałszywa ruda łasica!- Krzyknął.- Już ja mu pokażę. Wstał zdenerwowany.
Wiedziałam wtedy co chce zrobić.
- David nie! Usiądź- złapałam go za nadgarstek i ściągnęłam na dół, ale on nadal stał.- Tym sposobem pokażesz Gryfonom, że jesteś taki sam jak reszta Ślizgonów.
Najwyraźniej przyznał mi rację, bo po krótkim namyśle usiadł obok i chwilę się zastanawiał.
- Więc co mam zrobić, aby uwierzyli że nie jestem taki sam jak Malfoy?- Zapytał zrezygnowany.
- Nie wiem, ale obiecaj mi że zrobisz wszystko, aby ich przekonać do siebie? Obiecujesz?
- Obiecuję..



Potem rozmawialiśmy najzwyczajniej w świecie jak dawniej, tak jakby wcześniejsza sytuacja się nie wydarzyła. Kiedy zorientowaliśmy się, że jest późna pora. Wróciliśmy do zamku..



Następnego dnia, obudziły mnie promienie jesiennego słońca, które ukradkiem wkradały się do dormitorium przez okno. Spojrzałam w zegarek, była 7:00, a ponieważ mój organizm uznał, że się wyspał. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Tam wzięłam prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż. Ubrałam top w niebiesko-białe paski, niebieską kamizelkę, proste dżinsy i trampki a także dobrałam odpowiednią biżuterię. Rzuciłam jeszcze spojrzenie w stronę moich lokatorek- Lunę i Cho, które jeszcze smacznie chrapały, po czym ruszyłam na śniadanie.
Kiedy dotarłam do dużej sali, zauważyłam że nikogo oprócz Freda i Georga oraz ich przyjaciela Lee, Pansy Parkinson wraz ze swoją świtą i kilku Puchonów, nie ma. Nie mając ochoty siadać obok bliźniaków usiadłam przy stole Ravenclawu. Zaczęłam konsumować gofra z dżemem i myśleć nad dzisiejszym meczem z Gryfonami. W tym samym czasie ktoś dosiadł się do mnie.
- Hej Rachel.- powiedział z radością w głosie Fred.
- Cześć.- starałam się aby mój głos brzmiał obojętnie, ale chyba nie potrafiłam tego zrobić.
- No weź Rachel, nie gniewaj się już..
Udałam, że go nie słucham.
- Oj bo będę zmuszony użyć na Tobie środków przymusu...
Nadal cisza.
-Dobra, tylko daj mi się zastanowić którego wynalazku z bombonierek Lesera użyć, może krwotoczków truskawkowych, albo omdlejków grylażowych.- zastanawiał się rudzielec, a miarka się przebrała.
- Nie zrobisz tego!- wrzasnęłam, wstając na nogi.
- Oj złotko, ty chyba mnie nie znasz- mrugnął do mnie.
- Fryderyku Weasley'u, czego ode mnie oczekujesz?- zapytałam lekko zdezorientowana.
- Przestań się na mnie boczyć. Ja próbowałem załagodzić sytuację, to George się wydarł.- również wstał. Po czym wskazał na swojego brata palcem. Na co ten popatrzył się na nas, a gdy zastał moje spojrzenie, nerwowo się odwrócił, udając że rozmawia z Lee.
- Jestem pewna, że ty myślisz podobnie jak brat.- Nie dawałam za wygraną.
- Ej, może jesteśmy podobni, ale nie myślimy tak samo, chociaż co do tego też niektórzy mają wątpliwości.- roześmiał się, a gdy zauważył, że moje kąciki ust lekko podniosły się, kontynuował:
- Jeśli chcesz się na nim odegrać to polecam, jeden z naszych wynalazków, ale to byłby co najmniej głupi pomysł, zważając na to że on zna ich działanie.- zażartował.
Hmmm, zemsta. Brzmi świetnie, tylko jakim cudem mogłabym jej dokonać- zastanawiałam się, w końcu wpadł mi do głowy pewien iście szatański plan.
-A ja mam lepszy pomysł- pokonamy was w dzisiejszym meczu quidditcha- po czym uśmiechnęłam się sprytnie.
-Hola, hola maleńka, nie zapominaj się i nie żyj marzeniami. To Gryfoni dzisiaj wygrają.- Odpowiedział Fred z pełnym przekonaniem. Po czym się wyprostował.
- Tak, to zobaczymy jeszcze- uśmiechnęłam się chytrze.



- Pamiętaj, że lepiej nie jest mieć w nas wroga Trust.- ostrzegł mnie.
- Nie boję się Ciebie, Weasley.
Po moich słowach głośno prychnął- uśmiechając się przy tym i odszedł w stronę swojego brata i przyjaciela.

Wsiadłam na miotłę, mocno odepchnęłam się od ziemi i już latałam w powietrzu. Po chwili usłyszałam głośny gwizd który oznaczał początek meczu. Nie minęło pięć minut a Gryffindor prowadził trzydziestoma punktami. To działo się tak szybko.
-Angelina Johnson rzuca kafla iii.... trafia!!- 60- 20 dla Gryffindoru. Ravenclaw traci kolejne punkty!
Przeklęłam pod nosem i pomyślałam, że szybko muszę złapać znicza, bo nic nie wyjdzie z mojej zemsty. Zaczęłam krążyć wokół boiska szukając złotej, uskrzydlonej piłeczki.
- Hej! I co?!- Mówiłem, że Gryffindor wygra.- Wołał za mną Fred. Wiedziałam, że mówił to specjalnie aby mnie sprowokować... i całkiem nieźle mu to wychodziło...
Po moim trupie- pomyślałam i ruszyłam przed siebie mijając rudzielca.
W oddali zobaczyłam Harry'ego Pottera goniącego złotego znicza. Złapałam się mocniej miotły i ruszyłam z niesamowitą szybkością za Wybrańcem. Zauważył to i ruszył szybciej przed siebie.
Nie dawałam za wygraną- goniłam go. Zdążyłam usłyszeć tylko, że Ravenclaw stracił jednego ścigającego- Jeremiego Strettona, przez Freda, który w obronie Alicji Spinnet odbił tłuczek w jego stronę. Ścigający Krukonów oberwał wprost w brzuch po czym spadł z miotły.
- Roger Davies przechwycił kafla rzuconego do niego przez Randolpha Burrow'a i mknie prosto na Rona Weasley'a. Unika tłuczka i... Ginny Weasley, rzuca........ gooool! 120-100, mimo takiej pięknej akcji ze strony kapitana Krukonów, nadal prowadzą rywale.
Do czasu- pomyślałam po czym odwróciłam się i zauważyłam, że goni mnie tłuczek z przerażającą szybkością. Chyba został on odbity w moją stronę z wielką siłą. Zleciałam na dół jednocześnie unikając uderzenia i lecąc pod zniczem. Zobaczyłam, że tłuczek trafił Pottera, który nie zauważył, że mknie on wprost na niego. A sam Gryfon został odrzucony na bok, wtedy zobaczyłam w tym swoją szansę. Podleciałam do góry. Stanęłam na miotle gdy byłam już wystarczająco blisko mojego celu, lekko się schyliłam i poczułam że kulka ląduje w mojej dłoni. Ucieszyłam się, ale chyba zbyt energicznie na to zareagowałam i spadłam z miotły. Usłyszałam jęki uczniów i upadłam na ziemię. Jednak miałam na tyle siły aby wyciągnąć rękę i pokazać przepustkę do wygranej Ravenclawu. Po tym wszystkim usłyszałam gwizdek.
-Koniec meczu. Rachel Trust złapała znicz. Wygrali Krukoni!!- rozległy się wiwaty, ale ja zobaczyłam jedynie jakieś postacie które biegną wprost na mnie i.. ciemność.

12 komentarzy:

  1. WOW<3
    (pierwszaa xDD)
    Nie no kocham Twojego bloga ^^ :3
    Czekam z niecierpliwścią na nextaa ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW <3
    Uwielbiam Twojego bloga :3
    Normalnie... awww
    Ta pewność Freda że wygrają na nic sie ne zdała :p xDD
    Aww normalnie wciagnęłam się no xDD
    Nie mogę się doczekać nextaa *,*

    PS: Rachel mogłaby być z Fredem... albo z Davidem :D :p
    A wtedy Freda oddaj Hermionie B| XDDDD

    PS2: Sorry za to PS ale rzadko...BARDZO rzadko cztam co innego niż fremione i ię przyzwyczaiłam xDD

    Pozdrawiam i czekam na next :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana ^^, twoje trzy komentarze (Podejrzewam dlaczego trzy) są dla mnie naprawdę bardzo cenne, jesteś chyba pierwszą czytelniczką, tak na poważnie. Za co jestem Ci niezmiernie wdzięczna.
    Spokojnie, ja też głównie czytam Fremione. Przez chwilę myślałam, żeby ich ze sobą połączyć w tym opowiadaniu. Ale od początku mam co do nich inne plany. A naszego rudego króla dowcipów, zostawiłam dla kogoś innego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wooow, ale super blog! Przeczytałam strasznie szybko i mój mózg krzyczy "chcę więcej"!!!
    Fajna, lekka forma do czytania, super wszystko opisane. :3

    Bardzo mi się spodobało, że jest tu mowa o Krukonce, bo zazwyczaj głównym bohaterem opowiadań są Gryffoni lub Ślizgoni. Napewno gdzieś na moim blogu znajdzie się miejsce na link do Twojego bloga ;)
    Weny i czekam na next! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej ^^ Bardzo Ci dziękuję za tak miły komentarz.
      Mnie też, niezbyt podoba się fakt iż wszędzie jest mowa tylko o Gryffonach lub Ślizgonach. A takie dwa wspaniałe domy jak Ravenclaw i Hufflepuf cierpią...

      A na następny rozdział zapraszam już jutro ;*

      Usuń
  5. Jeju, rozdział cudowny, tak jak każdy poprzedni. Masz świetny styl pisania i pomysł na opowiadanie. I, o Boże, kocham Twojego Freda bardziej niż Freda od Rowling. Jest taki słodki!
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i życzę weny ;) Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę jest słodszy niż ten od Rowling? Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ nie miałam tego w zamiarze, ale skoro Ci się to podoba, to zostanie tak jak jest. ;)
      Dziękuję za Twoje słowa, ale zdaję sobie sprawę z tego że nie jest to idealne.. dopiero zaczynam.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  6. Cudowny blog. Jestem zachwycona, zapraszam do siebie http://hermionaandfred.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wielką chęcią zajrzę ^^
      Dziękuję Ci bardzo za opinię ^^

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody