Music

poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 31 "Nie będziemy tolerować oszustów i złodziei w Hogwarcie."



Wrzesień dobiegał końca, a ja w końcu mogłam na spokojnie zajmować się nauką. Wszystko układało się w miarę dobrze. Harry, Ron i Hermiona spędzali ze mną sporo czasu, pomagając mi zrozumieć sens mojej przepowiedni. Niestety na próżno, wszystkie pomysły, które do tej pory padały, zostały wykluczane przez inne- o wiele bardziej prawdopodobne opcje. Właśnie dlatego, wspólnie ustaliliśmy, że damy wydarzeniom swobodnie się rozwijać, próbując przy okazji zachowywać się normalnie względem siebie i skupiać się na szkole. Tak właśnie robiliśmy... każdy z nas znalazł sobie zajęcie, które pomagało nam zapomnieć o zbliżającej się wojnie i o nieszczęściu tych osób, których dosięgnął gniew Czarnego Pana.



Była akurat lekcja eliksirów, kiedy do sali wszedł Profesor Snape. Ważyliśmy jeden z napoi magicznych, ale mężczyzna najwyraźniej nie za bardzo się tym przejął. Wszyscy przez chwilę patrzyli na niego, a on przyglądał się nam tak, jakby kogoś szukał. Jego wzrok spoczął na mnie, a potem zwrócił się w stronę profesora Slughorna, który również z zaciekawieniem się mu przyglądał.
- Czy coś się stało Profesorze Snape?- spytał Slughorn.
Zauważyłam, że z mojego wywaru zaczęła wydobywać się gorąca para, dlatego, nie czekając na odpowiedź nietoperza, wrzucałam kolejne składniki eliksiru do kociołka.
- Pan Dyrektor prosi Pannę Trust do siebie.- odpowiedział poważnie.
Na swoje nazwisko zareagowałam dość gwałtownie. Odwróciłam się do niego tak szybko, że przez przypadek wylałam chłodną wodę, która stała w garnuszku obok i zamoczyłam cały swój podręcznik do eliksirów.
- Nie widzę problemu.- odparł profesor, wyraźnie zaciekawiony.
Gdy wycierałam stolik, czułam na sobie wzrok inny osób. Snape pewnie też obdarzył mnie swoim zniecierpliwionym spojrzeniem, ale przecież nie mogłam tego tak zostawić, spakować się i wyjść.
- Ej Rachel, idź. Ja to posprzątam.- odezwała się Cho, dostrzegając moje usilne próby doprowadzenia miejsca pracy do porządku.
- Tak? Dziękuję.- szepnęłam i pobiegłam w stronę Severusa Snape'a.
Szybkim krokiem wyszliśmy z sali. Profesor Snape szedł kilka kroków przede mną, zupełnie nie przejmując się, tym, że mam problemy z dogonieniem go. Dodatkowo sprawę pogarszało milczenie Profesora. Niby nic dziwnego, ale podczas chwili niepewności wszystko zaczyna Cię irytować.
Ostatnio bardzo często chodziłam do gabinetu Dumbledore'a, więc fakt, iż po raz kolejny tam trafię, nie robił na mnie większego wrażenia. W sumie było to dosyć zabawne, jednak musieli mieć jakiś poważniejszy powód, aby ściągać mnie tutaj, aż z samej lekcji.
Gdy znalazłam się przed drzwiami, przybrałam poważny wyraz twarzy i głośno zapukałam w drzwi. Odczekałam 5 sekund, a zaraz usłyszałam doniosły głos dyrektora, który kazał mi wejść do środka.
Gdy otworzyłam drzwi, dostrzegłam Dumbledore'a, który siedział za biurkiem i podpisywał jakieś papiery, obok stała pani Pince- nasza bibliotekarka, która patrzyła na mnie gniewnie, a za mną do gabinetu wszedł Snape. Przyznaję, było to bardzo dziwne zbiorowisko.
- Usiądź Rachel.- usłyszałam.
Posłusznie wykonałam polecenie i usiadłam na krześle, nadal czując na karku spojrzenia innych. Rozejrzałam się dookoła, w kącie zauważyłam Fawkes'a, który poruszał niespokojnie majestatycznymi skrzydłami i przyglądał się mi uważnie swoimi szkarłatnymi oczami.
Po jakimś czasie, Dumbledore odłożył papierki na bok i wbił we mnie wzrok.
- Panno Trust, mamy do pani kilka pytań.- odparł w końcu.
- Mianowicie?- spytałam, a dyrektor spojrzał na panią Pince i pokiwał głową.
- Czy poznajesz tę książkę.- zapytał, wyciągając zza biurka małą szarawą książeczkę.
Wbiłam wzrok w książkę. Nie mogłam w to uwierzyć, była to książka, która powinna zamienić się w popiół. Myślałam, że już jej nie zobaczę.
- Tak, to moja książka i sądziłam, że spaliła się podczas pożaru w Norze.- odparłam zgodnie z prawdą, co jeszcze bardziej rozwścieczyło bibliotekarkę.
- Niestety, muszę cię powiadomić, Rachel, że ta książka nie należy do ciebie.- powiedział Dumbledore.
- Jak to?- spytałam odębiała.
- Ta książka została skradziona dwa lata temu z działu ksiąg zakazanych.- odpowiedział natychmiast, a ja niemal nie udusiłam się własną śliną.
- Skradziona?- powtórzyłam cicho.- Nie rozumiem jak to...
Zapadła cisza. W tle było słychać jedynie szelest skrzydeł Feniksa i mój nierówny oddech.
- Znaleziono ją w ruinach dawnej posiadłości Weasleyów, świadkowie wyznali, że często widywano ją w Pani posiadaniu, Panno Trust...
- Słucham? Chyba Profesor nie sądzi, że ja... ja, mogłabym cokolwiek ukraść.- zaczęłam się jąkać.
- Ja tylko stwierdzam fakty Panno Trust.- spojrzał na mnie spod swoich okularów połówek.- Więc jak pani wyjaśni, fakt, iż książka wylądowała w Pani posiadaniu.
Wbiłam wzrok w swoje drżące dłonie, próbowałam przypomnieć sobie skąd właściwie ją mam. Jednak nic konkretnego nie wpadało mi do głowy. Chciałam wydusić z siebie coś, cokolwiek, aby oczyścić się z podejrzeń
- Rachel.- zaczęła zniecierpliwiona bibliotekarka.- Przyznaj się, a kara będzie łagodna, i cała historia pójdzie w niepamięć.
- Z wielkim szacunkiem Pani Pince, ale ja nie będę się przyznawać do czegoś, czego nie zrobiłam.-spojrzałam na nią pełnym wyrzutu wzrokiem, co tylko pogorszyło humor kobiecie.
- Wystarczy tych kłamstw, Panienko.- powiedziała zgryźliwie.- Jeśli w tym momencie się nie przyznasz, dostaniesz dożywotni zakaz zbliżania się do biblioteki.
- Co!?- krzyknęłam, wstając z krzesła.- Pani nie może zakazać mi korzystać z biblioteki!
Wiedziałam, że Pani Pince była zgryźliwą kobietą o aparycji sępa, a książki traktowała jak największy skarb, ale nigdy nie oskarżyłabym ją o to, że może któremukolwiek uczniowi zablokować dostęp do biblioteki. Mogła wypraszać uczniów, a nawet robić im afery o pomazane księgi, jednak nigdy, w Historii Hogwartu, nie zabroniła uczniowi uczęszczać do czytelni.
- Nie będziemy tolerować oszustów i złodziei w Hogwarcie.- odparła ostro.
- Ja nie jestem żadną złodziejką.- odparłam groźnie zmieniając tempo odpowiedzi na wolniejsze, aby spotęgować efekt.
Miałam ochotę uderzyć w nią jakimś zaklęciem, jednak nie mogłabym ryzykować. Pogorszyłabym swoją, już i tak beznadziejną sytuację, dlatego musiałam zapanować nad sobą.
- Usiądź Rachel.- odparł profesor łagodnie, zauważając moje zdenerwowanie.
- Ale profesorze, ja...
- Usiądź.- powtórzył, przerywając mi.
Wzięłam głęboki oddech, a zaraz potem posłusznie usiadłam na krześle i wbiłam swój wzrok w podłogę, czując jak do oczu, napływa mi kilka łez.
- Uspokoiłaś się, Rachel?- zapytał Dyrektor, na co ja tylko pokiwałam lekko głową, nadal wpatrując się w podłogę.- Teraz możesz kontynuować.
- Z tego, co kojarzę, któregoś dnia znalazłam tę księgę w swoich rzeczach. Nie wiedziałam skąd, się tam wzięła. Zazwyczaj, potrafiłam stwierdzić, które książki należą do mnie. Jednak wydawało mi się, że gdzieś już ją widziałam. To była moja pierwsza myśl, zaraz po zobaczeniu okładki...
- Większość dzieł w dziale ksiąg zakazanych ma podobne okładki.- przerwała mi Pani Pince.- To nie jest żadne wytłumaczenie.- dodała.
- Czy ja mogę coś powiedzieć?- zapytał Snape, który do tej pory przysłuchiwał się dyskusji.
- Oczywiście Severusie.- rzekł łagodnie Dumbledore.
"Wspaniale"- pomyślałam, teraz to już na pewno nie uda mi się wyjść z tej sytuacji obronną ręką.
- Panna Trust bywa czasami nieco arogancka, nieokrzesana i wybuchowa.- zaczął Snape, na co ja pokręciłam teatralnie oczami.- Lecz z całą pewnością nie posunęłaby się do kradzieży książki, którą- zważając na jej preferencje- mogłaby wypożyczyć bez większych problemów.
Spojrzałam na niego. Nie wierzyłam własnym uszom, dlaczego nietoperz z lochów, zamiast bardziej uprzykrzyć moje życie, ratuje mi je...
- Tak sądzisz?
- Naturalnie.- odrzekł.- Panna Trust zapewne nawet nie wie, że w tej książce znajdują się głównie zaklęcia czarnomagiczne.
- Z zakresu Czarnej magii?- spytałam zdębiała.- To dlatego nie słyszałam o większości z tych zaklęć. Przy nauce wydawały mi się bardzo dziwne.- wypaliłam głupio.
Dyrektor przez chwilę wpatrywał mi się niespokojnie, jakby coś analizując. Nie podobało mi się to spojrzenie, jednak nie mogłam dać po sobie poznać, że poczułam się niepewnie.
- Czyli uczyłaś się tych zaklęć?- spytał dociekliwym tonem.- Całkiem sama?
- Tak...- odparłam cicho, a Dumbledore spojrzał na bibliotekarkę. Kobieta od razu musiała domyśleć się, o co chodzi, ponieważ skinęła głową i chwilę później wyszła z gabinetu, a za nią Profesor Snape.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, Rachel, że używanie większości z tych zaklęć jest zabronione?- odparł ostro, a ja poczułam wielką gulę w gardle.
- Panie profesorze, ja... ja omijałam szerokim łukiem zaklęć, o których nie miałam pojęcia.- odparłam gorączkowo.- Nauczyłam się dosłownie kilku zaklęć niewerbalnych i kilku werbalnych...- wyjaśniłam, a widząc jak usta Dumbledore'a układają się w wąską linię, kontynuowałam.- Nie używałam większości z nich, bo nie było takiej potrzeby...- dodałam spanikowana.
- Które to były zaklęcia?- spytał, patrząc na mnie spod swoich okularów-połówek.
- Z niewerbalnych to tylko Szatańskiej Pożogi, w nieco zmodyfikowanej wersji, a z werbalnych to, Locomotor, Locomotor mortis, Aperacjum, Duro i Inspiciendo... ale nie sądzę aby, któreś z nich było groźne.- powiedziałam.
- Kiedy użyłaś "Inspiciendo"?- spytał zaniepokojony.
- Podczas walki z Fenrirem Greybackiem, zaraz po spaleniu Nory.- przyznałam, a dostrzegając jak Dumbledore patrzy na mnie w skupieniu dodałam.- Sądziłam, że jeżeli śmierciożercy lubią zabawy w ogniem to...
- To zaklęcie, o którym mówisz, Rachel to "Incendio", którego uczy się na siódmym roku, a zaklęcie którego użyłaś, ma kompletnie inne działanie.- przerwał mi.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, no tak! Teraz wszystko stało się jasne, niemożliwe jak mogłam pominąć tak istotny punkt. Przecież... to dziwne światło, które powaliło i mnie...
- Jakie to działanie?- spytałam przestraszona.
- Ma ono działanie podobne do legilimencji, tylko z tą różnicą, że przed tym nie da się ochronić, a wspomnienia innych, które ujawniają się nam, są wynikiem znacznego osłabienia organizmu, osoby tym zaklęciem dotkniętym... Było ono wykorzystywane Toma Riddle'a, podczas nauki tutaj w Hogwarcie, zanim nie opanował oklumencji, a sprawiało nam to bardzo dużo kłopotów.
- Czyli, jak dobrze rozumiem, ja mogę wiedzieć kawałki wspomnień Greybacka?- spytałam otępiała.- To wyjaśnia ten mój ostatni sen...
- Jaki sen?
- Podczas ostatniej pełni księżyca śniła mi się przemiana w wilkołaka. To jasne... to Fenrir, on biegał po lesie jako wilkołak i atakował nic nieświadomych mugoli. Przecież podczas metamorfozy, nic tak bardzo nie cierpi, jak ciało.- podsumowałam, a Dumbledore pokiwał głową twierdząco.- Ale czy to oznacza, że i on... będzie miał dostęp do moich myśli?
- Sądzę, że nie. Jednakże to zaklęcie ma także swoją ciemną stronę. Jeśli ciało cierpi, to zapewne ma ku temu jakiś powód, a ból udziela się także osobie rzucającej to zaklęcie. W tym przypadku tobie...
Wbiłam wzrok w podłogę, nie potrafiłam uwierzyć, że mogłam być aż taka głupia. Zrobiłam okropny błąd, myląc zaklęcia, ale ja naprawdę... sądziłam, iż to takie samo zaklęcie.
- Wierzę ci Rachel, że nie ukradłaś tej książki.- powiedział Dumbledore, przerywając ciszę.- Jednak wiara musi być czymś poparta, najlepiej dowodami, których nie ma, a Madame Pince chce, abyś została ukarana, dlatego nie mam innego wyboru, jak zawiesić ci swobodny dostęp do biblioteki, przynajmniej do czasu wyjaśnienia. Przykro mi.
- Rozumiem.- przemówiłam cicho do swoich butów.
Nie chciałam już dyskutować, miałam tego dość.



Następnego dnia siedziałam w swoim pokoju, próbując skupić się na pisaniu listu. Chciałam o wszystkim napisać Fredowi, który jako jeden z nielicznych na sto procent mnie będzie mnie posądzał. Od wczoraj czułam dziwne spojrzenia skierowane w moją stronę, najwyraźniej plotki o moich oskarżeniach rozeszły się po całej szkole, nie wiedziałam w jaki sposób, ale wiadomość ujrzała światło dzienne. Wszędzie, gdzie chodziłam, słyszałam nieprzyjemne komentarze kierowane w moją stronę, zazwyczaj byli to Ślizgoni, których wieść o moim oskarżeniu bardzo ucieszyła. W końcu mogli się do czegoś doczepić, a dawno nie było pretekstu. Z początku myślałam, że to wszystko było kierowane przez Malfoy'a, jednak jemu jako jednemu z nielicznych nie było do śmiechu. Nie wiedziałam dlaczego, ale to co robi Draco, mnie nie obchodziło, miałam dość własnych problemów. Do tego zawieszono mi dostęp do biblioteki, jednego miejsca, gdzie mogłam wszystko przemyśleć, a przez "wszystko" rozumiałam całą tą chorą sytuację, z książką w roli głównej. Ktoś musiał mi ją podrzucić, byłam tego pewna. Ktoś chciał, abym miała problemy i istotnie, udało mu się to. Na całe szczęście była moja mała grupka przyjaciół, którzy obiecali, że mi pomogą. Harry, Ron, Hermiona, Luna, Cho, Stella, David i Ginny, są przekonani co do mojej niewinności. Dzisiaj rano dostałam również, dwa listy, od rodziców i Państwa Weasleyów. Każdy z nich wyrażał swoje niezadowolenie z sytuacji, która mnie dotknęła. Było to wzruszające, nie sądziłam, że tak wiele osób mi uwierzy, tym bardziej że dowody wskazują jednoznacznie na moją winę.
Odłożyłam pióro i spojrzałam jeszcze raz na list. Zaraz potem poprosiłam Lunę, o to aby go wysłała. Przyjaciółka bez gadania, zgodziła się na to. Wiedziała, że było mi ciężko znosić te kpiny innych, sama w końcu tego doświadczyła.
Po jakimś czasie przyleciała sowa Freda, nie sądziłam, że tak szybko udało mu się odpowiedzieć. Podałam sówce miseczkę wody i wzięłam się za czytanie.

Księżniczko,
      nigdy nie powiedziałbym, że potrafiłabyś wyciąć taki kawał naszej "ukochanej" Irmie Pince. Wyrabiasz się, jesteśmy z Georgiem, bardzo dumni. Nasza mała Rachel dorasta.

Przerwałam czytanie z niedowierzaniem. Oni chyba nie mówią tego poważnie... Przecież dobrze wiedzą, że ja nigdy bym się czegoś takiego nie dopuściła...- pomyślałam i przeniosłam wzrok dalej.

Oczywiście żartujemy, wybacz nam to. Wiemy, że nie byłabyś do tego zdolna w żaden sposób, kochanie. Nie znamy okoliczności, ale radzimy Ci, abyś bliżej przyjrzała się tej sprawie i popytała nauczycieli, kto dwa lata temu miał dostęp do działu ksiąg zakazanych. Sądzimy, że to znacznie zmniejszy krąg poszukiwań. Chociaż to jasne (Bardziej jasne dla George'a), że to któryś Ślizgon tak ładnie Cię urządził. Wierzymy, że uda Ci się dojść prawdy, chociaż ja sądzę, że zakaz wchodzenia do biblioteki w niczym Ci nie przeszkodzi, w końcu jesteś o wiele mądrzejsza niż większość tych książek.
Obiecuję, że niedługo się zobaczymy, wtedy razem zastanowimy się nad rozwiązaniem. 
Nie mógłbym Cię z tym zostawić.
Kocham Cię Aniołku!
Twój Fred.

PS: Do zobaczenia w sobotę!

Czytałam ten list z trzy razy, a za każdym razem, mój uśmiech znacznie się poszerzał. Miałam ochotę rzucić się Freddiemu na szyję i ucałować. Tęskniłam za nim. Oczywiście wymieniamy się na okrągło listami, ale to nie to samo co dotyk, albo gest. Tak bardzo cieszyłam się, że w sobotę jest wyjazd do Hogsmeade.
- Wszystko dobrze?- spytała Luna, pojawiając się w drzwiach.
- Dostałam właśnie odpowiedź od Freddiego.- powiedziałam nie odrywając wzroku od listu.
- No to wszystko jasne.- odparła rozmarzonym tonem.- Spotkałam po drodze tego Ślizgona, chyba Davida. Prosił, abym ci przekazała, że chce się z tobą spotkać na błoniach- powiadomiła mnie,
- Jesteś pewna, że to był David?
- To jedyny uczeń z Slytherinu, który w stosunku do mnie zachowuje się miło.- wyjaśniła.
- Racja.- odparłam.- Dobra, to ja za chwilę wrócę.
Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam na wskazane przez Davida miejsce. Wybrałam korytarze, po których chodzi najmniej uczniów. Jednak nie ochroniło mnie to, przed skupionymi na mojej osobie spojrzeniami innych, ale postanowiłam tym się nie przejmować, po prostu uniosłam głowę do góry i dumnie chodziłam po korytarzach.
- Cześć Trust.- ktoś zagrodził mi drogę.
- Jeśli chcesz mi ubliżyć Goyle, to sobie daruj, bo jestem nie w humorze.- odparłam oschle.
- A co jest? Kolejny skok ci się nie udał?- spytał kąśliwie.
- "Furnukulus"!- wstrząsnęłam, unosząc dłoń, a z mojej różdżki wydobyło się jasne światło, które ugodziło Gregory'ego.
W jednym momencie, chłopak stracił równowagę i upadł na ziemię, zakrywając twarz rękoma. Pomiędzy jego palcami, dostrzegłam pojawiające się znikąd, czarne czyraki.
- Mówiłam, że nie jestem w humorze.- warknęłam i oddaliłam się, zostawiając za sobą Gregory'ego.
Gdy dotarłam na miejsce, w końcu mogłam się uspokoić. O dziwo, nie płakałam, nie miałam na to ochoty. Tak jakby wszystkie moje łzy nagle wyschły. Usiadłam pod drzewem i czekałam na Davida, przy okazji zastanawiając się, nad tym, co zrobiłam. Z pewnością Goyle, będzie chciał się zemścić, ale było mi to obojętne, zasłużył sobie na to.
- Rachel, tutaj jesteś.- odparł David, podbiegając do mnie.
- Myślałam, że będziesz tutaj już czekał.
- No tak, ale musiałem zgubić kilkoro...- przerwał rozglądając się dookoła.
- Wszystko gra?- spytałam, dostrzegając, że przyjaciel jest poddenerwowany.
- Tak... to znaczy, nie.- złapał mnie za rękę.- Chodź, musimy poszukać miejsca, gdzie będziemy sami.
Zdziwiłam się zachowaniem przyjaciela, ale posłusznie pobiegłem za nim. Ufałam mu, a skoro David zachowywał się w taki sposób, musiało się coś zdarzyć.
Po chwili dotarliśmy do jakiegoś odległego wzgórza, podejrzewałam, że znaleźliśmy się dosyć daleko od szkoły, nie podobało mi się to, ani trochę.
- David, możesz mi łaskawie wyjaśnić, po co mnie tutaj przyprowadziłeś?- spytałam, rozglądając się niespokojnie. 
- Chyba wiem, o co chodzi z tą książką.- odparł w końcu.
- Tak? To mów...
- To Draco, to on Ci ją podłożył.- powiadomił mnie.- Widziałem ją w jego rzeczach, w zeszłym roku.
- A to wredna blond fretka!- krzyknęłam głośno.- Ale jesteś przekonany, że to była ta książka?
- Tak, sam ją wypożyczałem dwa lata temu, przed tą kradzieżą.- wyjaśnił, a widząc moje skonsternowane spojrzenie, kontynuował.- Ej, nie oceniaj mnie, McGonagall sama kazała mi ją wypożyczyć, żebym rozwijał swoje umiejętności. Chyba uważa, że mam bardzo duży potencjał.- zakończył "wesołym" akcentem.
- David, skup się.- pstryknęłam mu palcami przed nosem.- Wiesz coś jeszcze?
- Nie, już nic.- pokiwał głową.- Ale jeśli chcesz, mogę ich przycisnąć, na przykład, czegoś więcej się dowiedzieć. Malfoy musi mieć w tym jakiś swój cel. 
- Nie, David. Wolałabym, żebyś się do tego nie mieszał, już i tak masz złą opinię wśród Ślizgonów. Sama to załatwię, ale byłabym wdzięczna, gdybyś powiedział o tym wszystkim Dumbledore'owi.- poprosiłam go.
- Tak, pewnie. Zaraz to zrobię, ale i ja mam prośbę.- powiedział.
- Jaką?- spytałam.
- Jeśli możesz, to uważaj na moją siostrę, tym bardziej, że ostatnio coraz częściej znika i nikt nie potrafi stwierdzić, gdzie się znajduje.- poprosił.
- Mam ją pilnować?- zapytałam, unosząc brew.



- Znam swoją siostrę i jestem pewien, że coś kombinuje. Uważaj na siebie. Ostatnio coraz częściej spotyka się z Malfoyem i jego świtą. 
- No wiesz David, myślałam, że...- przerwałam, ponieważ usłyszałam dziwny szelest, wydobywający się zza krzaków. Rozejrzeliśmy się dookoła, ale nic nie dostrzegliśmy.- Co to było?
- Nie wiem....- powiedział cicho.- Lepiej stąd chodźmy, jesteśmy zbyt daleko szkoły.
- Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałeś.- oburzyłam się.
- Nie marudź.- odparł, ciągnąc mnie za sobą.



Sobota, pochmurny i deszczowy dzień, ale nie w Hogwarcie. Wszyscy od rana, radośnie przemierzają szkołę. Dzisiaj jest pierwsza wycieczka do Hogsmeade w tym roku. Cała szkoła zawirowała. Ostatnio tradycją stało się, że pary najczęściej spotykają się w kawiarni pani Puddifoot, które ostatnio zyskało przydomek miejsca romantycznych schadzek uczniów Hogwartu.
Od rana chodziłam jak po chmurce, już nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu zobaczę Freddiego. Chciałam traktować to spotkanie normalnie, ale okoliczności na to nie pozwalały. Nieświadomie, ubrałam się bardzo elegancko, w czarną sukienkę i pomalowałam się w nieco dokładniejszy sposób, a włosy lekko pofalowałam różdżką.
- Rachel. Z chwilę jest wyjazd, rusz się!- wrzasnęła Cho zza drzwi.
- Już idę.- odpowiedziałam.
Chwilę potem wyszłam z łazienki.
- I jak?- spytałam, okręcając się wokół własnej osi.
- Fred tam będzie, nie?- spytała przyjaciółka, beznamiętnym tonem.
- Pfff, nie...- przeciągnęłam.
- Tak, jasne. Chodź już.- odparła popychając mnie do drzwi.
- No dobrze, ale co ty masz w tym kufrze?- spytałam, dostrzegając jak przyjaciółka ciągnie za sobą, niewielki brązowy kufer.
- Kilka potrzebnych rzeczy.- odparła z chytrym uśmiechem.
- Nie podoba mi się twój wyraz twarzy.- odparłam.- Co ty kombinujesz?
- Nie nic.- mrugnęła do mnie.- Chodź... 

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 30 "Jeśli coś ci grozi, to i mnie to dotyczy, Rachel."



Zapadam w głęboki letarg, sztywnieję... 
Moje ciało stygnie...
Nie potrafię go ocucić...
W moich oczach odbija się światło księżyca, zdumiewająco mocne światło.
Zginam się, patrzę na stopy... pazury.
Czuję kły w jamie ustnej...
Niematerialna część mojej osobowości wcielała się w postać zwierzęcą...
Nadal czuję... strach, inteligencję i rządzę krwi... GŁÓD.
Biegnę szybko, dostrzegam jedynie szarawe drzewa, migające mi w oczach niczym błyskawice...




Chwilę później widzę postać, to chyba człowiek...
Bez skrupułów zakradam się do niego. Pojedyncze strumyki śliny wydobywają się z mojego pyska i płyną wolno po sierści. Zapach świeżego mięsa przyprawia mnie o szaleństwo. 
Mam w sobie wrażliwość, ale uczucie pustego żołądka jest silniejsze.
Jestem wystarczająco blisko. Obiekt mnie nie widzi, skaczę... a w szpiczastych uszach dzwonią mi stłamszone krzyki bólu mojej ofiary...

Wyrwałam się z łóżka jak poparzona, nie wiedziałam nawet kiedy, a całym ciężarem mojego ciała upadłam na podłogę, robiąc przy tym okropny hałas słyszalny w całym dormitorium.
- Au!- wrzasnęłam, zniekształconym głosem, podnosząc się na łokciach.
- Rachel... Psst. Wszystko dobrze?- spytała Cho, wychylając się z łóżka.
- No co ty, nigdy nie zdarzyło Ci się spaść z łóżka?- zapytałam, poprawiając piżamę.
- W dzieciństwie, a i owszem.- potwierdziła dziewczyna.
Posłałam jej groźne spojrzenie i ruszyłam w stronę drzwi, dlatego że poczułam dziwną suchość w gardle. Oczywiście- mogłabym wyczarować sobie picie, jednakże ten sen sprawił, że i tak nie mogłabym zasnąć. Więc ten czas, który poświęciłabym na przewracanie się z boku na bok w łóżku, spokojnie mogłam spożytkować na nocny spacer po murach Hogwartu.
Wyszłam z pokoju wspólnego i skierowałam się w stronę kuchni. Żałowałam w tym momencie, że nie założyłam kapci, albo chociażby skarpetek, ponieważ marmurowe podłogi nie należały do tych najcieplejszych. Wręcz przeciwnie- czułam się tak, jakbym bosymi nogami stąpała wolno po śniegu. Gorączkowo zastanawiałam się nad sensem mojego snu, był tak realistyczny... wszystko działo się tak szybko. Przemiana z wilkołaka (całe szczęście niezbyt bolesna), spacer po lesie i zabójstwo ofiary, co najgorsze... zwykłego mugola.
Szłam korytarzem wzdłuż pierwszego piętra, mijając po drodze okna, z których po oczach aż bił mocny blask księżyca w pełni. Uznałam to za świetne zrządzenie losu, sen o wilkołakach z całą pewnością okazał się efektywniejszy, gdy śnił się podczas pełni.
Podeszłam do wielkiego obrazu przedstawiającego miskę z owocami. Rozbawiona, połaskotałam gruszkę, która zaczęła się skręcać tak, póki nie zamieniła się w klamkę, formując tym samym drzwi.
Niemal natychmiast przez nie weszłam.
W środku nie było nic innego jak jeden duży stół, kilka blatów oraz kilkunastu skrzatów domowych wałęsających się po kuchni. Pomyślałam, iż z całą pewnością przygotowują oni śniadanie.
- Przepraszam?- zapytałam nieśmiało.- Mogłabym prosić o szklankę wody?
- Panna Trust... Zgredek cieszy się, że panią widzi.- odparł uradowany skrzat.
- Witaj Zgredku.- uśmiechnęłam się.- Co u ciebie słychać?
- Wszystko dobrze. Zgredek jest tylko trochę zmęczony.- przyznał, nalewając do szklanki wody.
- Podejrzewam, że wykarmienie tylu wygłodniałych uczniów Hogwartu, pochłania sporo energii.- odparłam rzeczowo.
- Ale Zgredek cieszy się, że może pracować razem z Mrużką na kuchni, przynajmniej Zgredek może ją przypilnować,- odparł smutno.
- Przypilnować?- spytałam, upijając łyczek wody.
- Mrużka dużo pije, po tym, jak niedobry Bartemiusz Crouch, wyrzucił ją z pracy.- odpowiedział.
- Nie zasługiwał na nią, dobrze się stało.- odparłam obojętnie.
- Panienka nie obraża mojego pana! Panienka nie obraża pana Croucha! Pan Crouch jest dobrym czarodziejem, panienko! Pan Crouch ma rację, wyrzucając złą Mrużkę!- krzyknęła histerycznie skrzatka, a zaraz potem wybuchła płaczem.
- Mrużka nie powinna tyle pić.- rozkazał zgredek, podchodząc do niej.- Mrużka musi odpocząć...
Odłożyłam szklankę na stół, a zaraz potem wyszłam z kuchni. 
Zgredek bardzo mi imponował swoją troską, mimo iż skrzatka Croucha traktowała go oschle. Uważała, że dobry skrzat nie powinien dostawać wynagrodzenia za pracę, ale on, pomimo jej zachowania, potrafił się nią zaopiekować... dokładnie jak Fred mną. Chyba po raz pierwszy, zrobiło mi się wstyd, że nie mówię mu całej prawdy.

Rano zbudziłam się w wyśmienitym humorze, tak jakby wydarzenia, które miały miejsce minionej nocy, w ogóle do mnie nie trafiały. Minął tydzień, odkąd zaczęliśmy uczęszczać na zajęcia, a ja już miałam wiele prac do oddania. Wraz z Hermioną sporo czasu spędzałyśmy w bibliotece, pisząc lub poprawiając referaty przyjaciół. Było mi to na rękę, ponieważ w ostateczności mogłam się skupić na czymś innym, nie tylko na moim przeznaczeniu, czy też przerwami pomiędzy zręcznym unikaniem Grega. Jednak było kilka spraw, które wybijały mnie z rytmu. Miałam wrażenie, że Hogwart już nie był tą samą szkołą.  Przeczuwałam to już wtedy, gdy pierwszy raz w tym semestrze przekroczyłam próg budynku. Wiadomo było, że Voldemort powrócił, a zza rogu czułam już zapach unoszącej się wojny. Z resztą, nie tylko ja... miałam wrażenie, jakby każdy, kogo znałam, zaczął przykładać się do nauki, ale zdecydowanie największym zaskoczeniem dla mnie, było to, że Harry stał się kimś w stylu "eliksirowego maestra". Odpowiadał na pytania, starannie dobierał składniki, a ostatnio udało mu się uwarzyć wywar żywej śmierci, za co otrzymał fiolkę Felix Felicis. 
 - Mogłabyś mi podać "Analogię zaklęć osiemnastowiecznych"?- spytała Hermiona.
- Tak, jasne.- odparłam uprzejmie, podając jej wolumin.
Zaraz potem wróciłam do przeglądania książki "Fantastyczne zwierzęta i Jak Je znaleźć". Nie wiedziałam, czego tam szukałam, ponieważ po raz enty, zatrzymuję się na jednej, a tej samej stronie dotyczącej wilkołaków. Znałam ten tekst niemalże na pamięć, jednak nadal błądziłam po nim wzrokiem, szukając nieznanego.  
- Rachel...- odparła niecierpliwie Gryfonka.- Porozmawiamy?
- Sądziłam, że mamy się teraz uczyć.- odparłam beznamiętnie, wychylając nos zza książki.
- Wiem, tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju.- powiedziała, odkładając wolumin na biurko.
- Mianowicie?
- Czy podczas naszej wizyty w Departamencie Tajemnic, coś... szczególnego się wydarzyło?- spytała wolno, lustrując mnie najbardziej dociekliwym wzrokiem, na jaki było ją stać.
Poczułam, jak serce przyśpiesza rytm, a w jednym momencie oblała mnie gorąca fala. Bałam się tego pytania, nie potrafiłam kłamać, szczególnie w tak ważnej dla mojej przyszłości sprawie.
- Nic, co powinno cię dotyczyć, Hermiono.- powiedziałam spokojnie i próbując sprawić wrażenie naturalności, wbiłam wzrok z książkę.
- Jeśli coś ci grozi, to i mnie to dotyczy, Rachel.- oburzyła się.
- Jeśli coś mi grozi, to jest to tylko i wyłącznie moja sprawa.- powiedziałam ostro, zamykając książkę.
- Kompletnie cię nie rozumiem.- pokręciła głową.- Sądziłam, że jeżeli ma się przyjaciół i jakiś tam problem, to zawsze można się do nich zwrócić.
- To nie jest "jakiś tam problem", Hermiono. To jest o wiele bardziej skomplikowane.- odparłam żałośnie, a zauważając, że Gryfonka nie zamierza odpuścić, postanowiłam się ulotnić.- Ty i tak nic nie zrozumiesz.- westchnęłam, odchodząc od stołu.
- To mi to wyjaśnij!- zawołała za mną. Jednak ja nie miałam ochoty na to, aby kontynuować tą dyskusję. Odeszłam wolnym krokiem od miejsca, gdzie przebywała Gryfonka. Chciałam zostać sam na sam z moimi myślami i obawami, ot tak... nawet na chwilę. Ruszyłam w stronę pokoju wspólnego Ravenclawu, aby poczytać książkę w samotności. Jednocześnie miałam nadzieję, iż w moim dormitorium będzie pusto. Nie myliłam się, pomieszczenie świeciło pustkami. Odetchnęłam w duchu i podeszłam do okna, a zauważając, jak tłum rozbawionych pierwszoroczniaków gania się po dworze, uśmiechnęłam się mimowolnie. Przed oczami stanęły mi pierwsze dni spędzone w Hogwarcie oraz ceremonia przydziału. podczas której o mało nie wylądowałam w Slytherinie. Wtedy nie zdawałam sobie z sprawy z tego, jaka byłaby to poważna sytuacja. Dosyć szumiało mi w głowie od tych wszystkich czarów i nowości. Teraz, zapewne miałabym mieszane uczucia co do przynależności do tego domu. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach.



Następnego dnia wszystko wróciło do normy, po mojej wczorajszej kłótni z Hermioną nie zostało ani śladu. Gryfonka przestała drążyć temat, tylko czasami przyłapywałam ją, na bacznym przyglądaniu się mojej osobie. Teraz wraz z całym golden trio dyskutowałam na temat dziwnego zachowania Draco Malfoy'a. Harry'emu nie podobało się to jak podczas wakacji Ślizgon włóczył się po śmiertelnym nokturnie, a także to, co usłyszał w pociągu. Każdy z nas miał mieszane uczucia co do tego, o czym mówił nam Wybraniec
- Więc mi nie wierzycie? W takim razie co Draco robiłby w tamtym miejscu z tym dziwnym meblem?- spytał.
- Proszę Cie Harry, nie przesadzaj.- odparła Hermiona
- Nie rozumiecie, to musiała być jakaś inicjacja. On musi być jednym z nich, z śmierciożerców.
- Weź nie gadaj, po co Voldemortowi byłby taki Malfoy.- rzucił kąśliwie Ron.
- Słuchajcie... ojciec Malfoy'a jest śmierciożercą. To się ze sobą łączy. Po za tym Hermiona też to widziała.- bronił się.
- Mówiłam, że nie byłam pewna, co dokładnie widziałam .- zaprzeczyła Gryfonka.
- A ty Rachel, co o tym sądzisz?- zwrócił się do mnie Gryfon.
- Nie wiem Harry.- odparłam, wzruszając ramionami.- Draco rzeczywiście zachowuje się ostatnio dziwnie, ale czy to jest wystarczający powód do tego, aby oskarżać go o służbę Czarnemu Panu?
- Rachel.- westchnął zielonooki.- Sądziłem, że akurat ty mnie poprzesz.
Na te słowa wbiłam wzrok w biurko. Chciałam wierzyć Potterowi, ale to wszystko wydawało mi się strasznie naciągane. Jednak ja nie powinnam się odzywać, nie było mnie wtedy z nimi, gdy cała trójka nakryłam Malfoy'a na przechadzce po Śmiertelnym Nokturnie.
- Muszę się przejść.- wypalił Wybraniec, zauważając, że nie ma odzewu z mojej strony.
- Obawiam się, że pokrzyżuję Panu plany, panie Potter.- usłyszeliśmy poważny głos McGonagall.- Dyrektor prosi Pana i Pannę Trust do siebie.
- Mnie również?- spytałam zaskoczona, mając nadzieję, że się nie przesłyszałam.
- Czyżby miała Pani, problemy ze słuchem?- zawróciła się do mnie.- Przecież wyraźnie mówię, że Panią i Pana Pottera.- obdarowała mnie groźnym spojrzeniem.
- Ale w jakiej sprawie?- spytał Harry, przyglądając się nauczycielce transmutacji.
- A tego dowiecie się już na miejscu.- odpowiedziała sucho i jednym, szybkim ruchem ręki wskazała nam wyjście. Spojrzeliśmy po sobie i nie odwracając się do przyjaciół, posłuszne ruszyliśmy naprzód. Przez całą drogę towarzyszyła nam Profesor McGonagall, dlatego swoje myśli, dotyczące sensu tego spotkania, musieliśmy zachować dla siebie. Wiedziałam, że może oni dotyczyć naszych przepowiedni, dlatego przez całą drogę miałam nadzieję, że moja sprawa ruszy nieco do przodu.
- Proszę, wejdźcie- powiedział dyrektor, kiedy zauważył nas w drzwiach.
- Dzień dobry, profesorze.- odparłam, podchodząc do biurka.- Chciał nas pan widzieć?
- Tak, naturalnie. Zapewne, zastanawiacie się po co was tutaj wezwałem.- odparł, a my kiwnęliśmy głowami.- Odpowiedź leży tam.- podszedł do dziwnie wykonanej szafki, która przypominała korzenie drzew odwrócone do góry nogami.- Tutaj znajdują się wszystkie moje wspomnienie, dotyczące tej jednej osoby. Osoby Voldemorta, znanego wtedy jako Tom Riddle.
Na wspomnienie tego imienia, zimny dreszcz przeleciał mi po plecach.
- Dlaczego pan nam o tym mówi?- spytał cicho Harry.
- Chciałbym, abyście oboje poszli krokiem życiorysu Toma.- wyjaśnił, sięgając po wybrany flakonik.- Na przykład, tutaj znajduje wielce szczególne wspomnienie z dnia, gdy spotkałem go po raz pierwszy. Zaraz to zobaczycie, oczywiście, jeśli chcecie.- zaproponował.
Spojrzałam na Harry'ego, jego kamienna twarz, ukazywała jedynie zaciekawienie i chęć zgłębienia tego tematu, ale ja nie byłam przekonana co do tego, czy chcę dowiedzieć się czegoś więcej o Czarnym Panu.
- Profesorze?- zaczęłam.- Czy to wspomnienie może mieć jakiś związek z moją przepowiednią?- spytałam niepewnie.
- Nie jestem co do tego przekonany Rachel, ale jedno wiem na pewno, wasze dwie przepowiednie są ze sobą ściśle powiązane. Dlatego uznałem, że i ty powinnaś brać czynny udział w lepszym zapoznaniu Toma.- odpowiedział uprzejmie.- Oczywiście, jeśli nie chcesz...
- Nie profesorze, jeśli rzeczywiście jest tak, jak profesor mówi, to ja muszę... muszę to zrobić.- przerwałam mu.- Harry, do dzieła.
Wybraniec pokiwał twierdząco głową i wlał zawartość fiolki do myślodsiewni. Woda przybrała srebrzystej poświaty. Spojrzałam jeszcze raz na Gryfona, który obdarzył mnie pocieszającym uśmiechem, a zaraz potem zamoczyliśmy głowę w płytkim naczyniu. Po chwili, świat zawirował, a moim oczom ukazało się wspomnienie Dumbledore'a, który oferuje młodemu Riddle'owi  miejsce w Hogwarcie. Niepokoił mnie spokój, z jakim Tom przyjął wieść o ty, że jest czarodziejem. Będąc tam i patrząc na całą sytuację, dostrzegłam w młodym Tomie, że jest on osobą skrytą, dominującą i okrutną, ale jakże samowystarczalną i tajemniczą.
Wspomnienie nie trwało zbyt długo, ale treść, drążyła niespokojnie po mojej głowie. Nie potrafiłam pojąć tak wielu istotnych rzeczy, nie potrafiłam odpowiednio ich zinterpretować. W tym momencie wiedziałam mniej niż na samym początku.
- Wiedział Pan?- spytał zaniepokojony Harry, dysząc ciężko.- Już wtedy...
- Czy wiedziałem, że spotkałem najniebezpieczniejszego czarnoksiężnika?- Przerwał mu dyrektor.-  Nie.. gdybym to wiedział to...- przerwał, wpatrując się w ścianę.- w każdym razie, gdy Tom, uczęszczał tutaj do Hogwartu, trzymał się blisko jednego nauczyciela...
- Profesora Slughorna.- przerwałam tu.- Od samego początku chodziło o profesora Slughorna.- podsumowałam niemal szeptem, uświadamiając sobie to, do czego profesor od początku zmierzał.
- Zgadza się, profesor Slughorn posiada coś czego potrzebuję, coś bez czego nie pójdziemy dalej, ale on łatwo tego nie odda.- powiadomił nas, a w pomieszczeniu zrobiło się cicho.
Próbowałam przetworzyć sobie te informacje, ale nie chciałam nic mówić, nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Czekałam jedynie na reakcję zwrotną Harry'ego.
- Mówił pan, że będzie on chciał pozyskać mnie do kolekcji... zgodzić się na to?- spytał Harry.
- Tak musisz...- przerwał.- Oboje musicie.- spojrzał i na mnie.

Gdy spotkanie skończyło się, ruszyłam wolnym krokiem wraz z Harrym do Wielkiej Sali. Ostro dyskutowaliśmy o tym, co wydarzyło się u Dumbledore'a. Oboje byliśmy rozbici psychicznie. Zachowanie młodego Voldemorta, na długo utknie nam w pamięci.
- Musimy to obgadać z Ronem i Hermioną.- zaproponował Harry.
- Myślisz, że oni nam pomogą?- spytałam.
- Hermiona na pewno będzie miała jakiś pomysł.- odparł, przyśpieszając kroku.
- Harry, nie czekaj!- zawołałam, próbując go dogonić.- Hermiona nadal coś węszy.
- Rachel.- odwrócił się nagle.- Nie obraź się, ale ty masz już jakąś paranoję.- podsumował.
- A tobie, o co znowu chodzi- spytałam ostro, krzyżując ręce na piersi.
- O to, że zaczynasz już wariować.- wyjaśnił, lustrując mnie wzrokiem.
- Ach tak, czyli to, że próbuję chronić przyjaciół przed zagrożeniem, jest oznaką wariactwa?- warknęłam, piorunując wzrokiem Wybrańca.
- Nie, oznaką wariactwa jest Twoje przewrażliwienie.- odpowiedział ostro, na co ja tylko prychnęłam złośliwie.- Nie sądzisz, że Ron i Hermiona nie są już dziećmi i z pewnością sobie poradzą. Nie raz udowodnili mi, że można na nich liczyć.- powiedział głośno.- Nie ufasz im?- zakończył spokojniej.
- Harry, ja im ufam. Tylko że nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby kolejna osoba przeze mnie umarła.- odparłam żałośnie, spuszczając wzrok na ziemię.
Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. Harry najwyraźniej musiał się zdziwić tym, co powiedziałam, lecz ja wiedziałam swoje. Wszystko to, co działo się przed wakacjami, było tylko i wyłącznie moją winą. Te wszystkie dziwne ataki, które zdarzały się wokół mnie i moich przyjaciół, a także śmierć Zachariasza i wariactwo Grega, były przeprowadzane przeciwko mnie, teraz to wiem...
- Chodzi Smith'a, tak?- spytał w końcu Wybraniec, na co ja tylko pokiwałam twierdząco głową.- Wiem, co czujesz, przecież to samo było z Cedrikiem.
- Harry, ale to nie był atak skierowany w Twoją stronę.- zaprzeczyłam.
- Mylisz się Rachel. To mnie Voldemort chciał dopaść, a Diggory był tylko przypadkową ofiarą. Czasami sobie myślę, że gdybym sam pobiegł po ten cholerny puchar... Cedrik byłby żywy. Jednak nikt nie mógł się tego spodziewać, nawet sam Dumbledore.
Znowu cisza. Harry wpatrywał się we mnie w skupieniu, dosłownie pożerał mnie wzrokiem, a ja rozglądałam się niespokojnie po dworze.
- No i co ja mam ci odpowiedzieć Harry...- spojrzałam na niego.
- Po prostu się zgódź na pomoc. Dobrze wiesz, że sami sobie nie poradzimy...
Westchnęłam ciężko, od zawsze miałam pewną słabość do Gryfona. Nie wiedziałam, skąd ona się brała, ale ostatecznie niechętnie zgodziłam się na wyjawienie prawdy.



Następnego dnia zaraz po lekcjach udałam się na błonie. W zamku nie było widać ani jednego żywego ducha, wszyscy żwawo poruszali się po dworze, ciesząc się pięknym popołudniem. 
Tylko nie ja, nadszedł dzień szczerości. Właśnie opowiadałam o moim przeznaczeniu Hermionie i Ronowi, nie pomijając żadnego istotnego szczegółu. Mówiłam im o wszystkim, począwszy na wydarzeniach w ministerstwie, a kończąc na wczorajszej wizycie u Dumbledore'a. Przyjaciele zdawali się zaintrygowani moją historią, oczywiście mieszało się to wyrazami dezaprobaty dla mojego zachowania. Nie dziwiłam się temu, w końcu przez pełne trzy miesiące oszukiwałam, że wszystko jest w porządku. W duchu modliłam się o to, aby Gryfoni zrozumieli moje postępowanie, w końcu robiłam to dla ich bezpieczeństwa.
- Nie zrozumcie mnie źle, jest mi przykro z tego powodu, że tak długo ukrywałam przed wami prawdę.- przyznałam na sam koniec mojego wywodu.
- Więc to ciebie szuka Voldemort?- spytał Ron, próbując przetworzyć wszystkie informacje.
- Tak, mnie.- przyznałam smutno.



- Ale jazda.- odparł, niemalże pociesznie Ron, za co oberwał kuksańca w żebro od Hermiony.
- Rachel, czy ty naprawdę sądziłaś, że się o tym nie dowiemy?- spytała z niedowierzaniem Gryfonka.
- Spodziewałam się, że może to wyjść na jaw. Jednak głupio zwodziłam się, że uda mi się zakończyć sprawę do tego czasu.- pokiwałam głową z niedowierzaniem.- Wiem, zachowałam się jak ostatnia ofiara i naprawdę przepraszam.
- Nawet gorzej.- prychnął Ron.
- Jest mi naprawdę przykro z tego powodu i zrozumiem, jeśli teraz nie będziecie chcieli ze mną rozmawiać.- odparłam skruszona, zaraz potem spojrzałam na kamienną twarz Harry'ego. "Świetnie"- pomyślałam. Najpierw namawia mnie na wyznanie prawdy, mówi, że mogę oczekiwać pomocy, a teraz się nie odzywa. W sumie się temu nie dziwiłam, on również o wielu sprawach nie wiedział, wiedział tylko o tym, o czym sama mu mówiłam, np. o moich snach i wizjach nie wspominałam, aż do tego momentu.
- Pamiętasz swoją przepowiednię Rachel?- spytała w końcu brązowowłosa.- Trzeba od czegoś zacząć.
- "To właśnie jest ona, ta, dla której pisana jest tajemnica, ta, której dobro i zło może okazać się nieoczywistym kluczem. Ta, która będzie swoim własnym przeciwnikiem. Ona sama wybierze sobie los godny jej pochodzenia... Bo takie są bowiem reguły: jeśli wybiera życie, wybiera także śmierć.'- zacytowałam regułkę, dziękując losu za to, że mam dobrą pamięć.
- "To właśnie jest ona, ta, dla której pisana jest tajemnica, ta, której dobro i zło może okazać się nieoczywistym kluczem"- powtórzyła Gryfonka.- To dobro i zło z pewnością odnosi się do wyboru. Więc niewykluczone, że z pewnością będziesz miała jakiś konkretny wybór.
- Ciekawe co oznacza ten "nieoczywisty klucz"- wtrącił Ron.- Jak dla mnie, to po czyjej Rachel stanie stronie, już dawno zostało ustalone, a ten klucz będzie efektem wyboru.
- Ale zauważ, że twoją teorię Ron, wyklucza następne zdanie. "Ta, która będzie swoim własnym przeciwnikiem". Według mnie, przed naszą Rachel będzie czekało wiele prób, które zadecydują o jej zachowaniu, bo przecież każda decyzja niesie za sobą konsekwencje, niekoniecznie świadome. Takie sytuacje zdarzają się bardzo...
Hermiona kontynuowała swoje wywody, a ja, wiedząc, że mimo wszystko mogę liczyć na trójkę Gryfonów, uśmiechnęłam się promiennie do Harry'ego, który obdarzył mnie miną, mówiącą coś w stylu: "Widzisz, miałem rację".
- A wy co wyprawiacie?- spytała brązowooka, zauważając nasze ukradkowe spojrzenia.- Może łaskawie byście nam pomogli.- odparła tonem godnym samej profesor McGonagall.
Wysłaliśmy jej tylko przepraszające spojrzenie i niemal od razu włączyliśmy się do dyskusji.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 29 "W końcu jej ojciec był taki sam..."



- Ginny! Widziałaś gdzieś moją miotłę!?- zapytałam, przekrzykując tłum osób wałęsających się po domu przy Grimmuald Place.
- Nie wiem, Rachel!- odpowiedziała rudowłosa.- Sama szukam swoich szat.
Westchnęłam i pobiegłam na górę przeciskając się przez tłum, nie tylko przyjaciół i rodzony Weasleyów, ale także Członków Zakonu Feniksa, którzy obiecali, że przypilnują nas w drodze do Londynu. Została nam godzina do wyjazdu Hogwart Express. Dlatego jeśli nie chcielibyśmy się spóźnić na pociąg, musiałam się pośpieszyć.
-„Stworek nie chce, Stworek nie będzie, Stworek nie będzie! Stworek należy do pani Bellatrix, och tak, Stworek należy do Blacków, Stworek chce do swojej nowej pani, Stworek nigdy nie pójdzie do tego bachora Pottera, Stworek nie chce, Stworek nie pójdzie...”- usłyszałam stłamszony głos, który powtarzał te zdania jak mantrę.
Zatrzymałam się przy szeroko otwartych, drewnianych drzwiach, a w środku dostrzegłam Stworka, który patrzył na jakiś kawałek papieru. Wiedziałam, iż nie był on zadowolony tym, że teraz Harry jest jego panem, ale powtarzanie w kółko tej samej regułki jest bezsensowne.
 - Stworku, wszystko dobrze?- zapytałam, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że zadałam najbardziej nieodpowiednie pytanie jakie można było zadać.
- Jak szlama śmie się do mnie odzywać!- krzyknął, ponurym głosem rzucając na ziemię obraz.
Lekko przestraszona zrobiłam kilka kroków w tył, aż przypadkowo wpadłam na kogoś.
- Stworku! Co ty tutaj robisz?- spytał ostro Harry łapiąc mnie w tali.
- Stworek sprząta. Stworek żyje po to by służyć Harry'emu Potterowi...- powiedział niechętnie.
- W domu nadal jest sporo brudu.- rzucił obojętnie Wybraniec.
Skrzat ukłonił się nisko, podniósł ścierkę oraz wiaderko i wyszedł z pokoju.
- Następnym razem będzie lepiej, gdy się do niego nie odezwiesz Rachel.- powiedział zielonooki, mrugając do mnie, a zaraz potem ruszył przed siebie.- Zbieraj się, za chwilę wyjeżdżamy.
 Przytaknęłam, nawet już chciałam zejść na dół, ale moją uwagę zwrócił piękny obrazek namalowany na papierze, któremu przed minutą przyglądał się Stworek. Był to portret, na którym widniał mężczyzna o średniej długości, czarnych włosach, zaczesanych na bok, oraz pociągłej twarzy. Miał on dobrze widoczne, arystokratyczne rysy twarzy i był ubrany w szaty Hogwartu. Zmarszczyłam brwi, wydawało mi się, że był to młody Syriusz. Osoba, która szkicowała ten portret, musiała być naprawdę uzdolniona. Przyjrzałam się dziełu i dostrzegłam, że w prawym, dolnym rogu widnieje napis. Był on zbyt mały, abym mogła cokolwiek z niego wywnioskować, jednak dałabym głowę, że gdzieś widziałam ten podpis.
- Dzieci, musimy już jechać!- usłyszałam krzyk pani Weasley, dochodzący gdzieś z dołu.
Spojrzałam za siebie. Nikogo nie było, dlatego złożyłam kartkę na cztery równe części i schowałam ją w kieszeni spodni.
Zaraz potem wybiegłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zabrałam jeszcze pojedynczy kufer, w którym spakowałam wszystkie swoje rzeczy, a gdy zbiegłam po schodach, zauważyłam już, jak przygotowani przyjaciele, czekają w drzwiach, najwyraźniej na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie i podeszłam do nich.
- Zabrałaś wszystko, Rachel?- spytał radośnie Fred.
- Tak, raczej tak.- odparłam.
- Hmm, czyli ta miotła nie będzie Ci potrzebna.- spytał chytrze chłopak, podnosząc dłoń, w której trzymał mojego Zmiatacza 11.- Szkoda, bo to naprawdę dobry model.- dodał, przyglądając się jej.
- Jesteś niemożliwy, Fred.- odparłam żartobliwie, kiwając głową.
- Liczę na to, że wygrasz na niej Puchar Quidditcha.- mrugnął do mnie, wręczając mi miotłę,

Na peronie 9 i 3/4, jak zawsze pierwszego września panował tłok. Trzymając Freda za rękę, próbowałam zręcznie omijać tłumy wypoczętych i roześmianych uczniów Hogwartu oraz tabuny wzruszonych rodziców. Żałowałam, że nie było przy mnie mamy i taty, ale wolałam ich nie narażać. Gdzieś w tłumie dostrzegłam Stellę i Davida, który wracał do Hogwartu na swój ostatni rok. Pomachałam mu, jednak chłopak musiał tego nie zauważyć, ponieważ ostro dyskutował z swoimi rodzicami. Szczerze mówiąc nigdy nie poznałam jego mamy ani taty. Jednak z tego, co Ślizgon mi mówił nie są zbyt przyjemni.
- No i jesteśmy na miejscu.- odezwał się Fred.
Spojrzałam na Hogwart Express, a później na zegar, wskazówki pokazywały za dziesięć jedenastą. W jednym momencie uśmiech, który gościł na mojej twarzy, zamienił się w grymas niepewności. Chciałam wrócić do szkoły, o to walczyłam, ale nie byłam pewna czy chcę zostawiać Freddiego i moich rodziców na pastwę śmierciożerców. Teraz to oni są w największym niebezpieczeństwie. Spojrzałam, na Harry'ego, który ukradkiem odszedł kilka kroków z Panem Weasleyem, nie wiedziałam, co miało oznaczać to zachowanie, ale nie myślałam teraz o tym.
- Co to za minka?- zapytał troskliwie Fred, nachylając się nade mną.
- Nie chcę Cię tutaj zostawiać.- szepnęłam.
- Hej, księżniczko... ja też będę tęsknił, ale musisz tak wrócić, dobrze wiesz, że nie zawalisz szkoły, a ja i tak przez większość czasu będę zajęty sklepem.- powiedział.
Trudno było się z nim nie zgodzić. Chyba nawet nie miałam wyjścia, przez moją niepewną przyszłość każda nowa umiejętność nabyta w Hogwarcie może się przydać. A nóż będę w stanie rozgryźć zagadkę mojej przepowiedni.
- Masz rację...
- Poza tym, są jeszcze wycieczki do Hogsmeade.- dodał.
- Raz w miesiącu.- odparłam niechętnie.
- No wiesz...-rozejrzał się po peronie.- Podejrzewam, że Harry zachował jeszcze mapę Huncwotów.- mrugnął do mnie znacząco.
- Fryderyku, czy ty mnie namawiasz do ucieczek ze szkoły?- spytałam oskarżycielsko, kładąc ręce na biodrach.
- A czy ucieczką można nazwać spotkanie z chłopakiem?- zapytał, wyraźnie zadowolony.
- Pomyślę o tym, dobrze?- powiedziałam z lekkim zmieszaniem i pocałowałam go w usta.- Już tęsknię.- dodałam, odłączając się od niego.
- No dobrze dzieci, musicie już wejść do środka, pociąg za chwilę wyruszy.- wtrąciła Pani Weasley.
Pokiwałam głową i złapałam za rączkę mojego kufra. Spojrzałam jeszcze raz na Freddiego, nie potrafiłam nic wyczytać z jego twarzy, dlatego uśmiechnęłam się szeroko i weszłam za Harrym, Ronem i Hermioną do Pociągu.
- To, co szukamy wolnego przedziału?- spytał Harry, gdy tylko pociąg ruszył.
- Nie obraźcie się.- powiedziała Hermiona- ale ja i Ron musimy iść najpierw do wagonu prefektów, a później patrolować korytarze, sami rozumiecie.
- Kompletnie zapomnieliśmy.- odparłam, uśmiechając się niewinnie.- Choć Harry, tam jest Ginny.
Ruszyliśmy do niej, mijając po drodze tłumy uczniów, którzy wpatrywali się w nas z rozdziawionymi ustami, nawet Ci którzy już znaleźli wolne przedziały patrzyli na nas, przyciskając nosy do szyb. Wiedziałam, że tutaj głównie chodziło o Wybrańca. Jednak to, co reprezentowali sobą inni, było bezczelne, zważając na to, co chłopak przeżył.
Podeszliśmy do Ginny, a Harry klepnął ją lekko po ramieniu.
- Znajdziemy sobie przedział?- zapytał.
- Wybaczcie, ale umówiłam już się z Deanem. Zobaczymy się później.- odparła wymijająco.
Zauważyłam jak Wybraniec zdębiały patrzy na oddalającą się Gryfonkę. Wiedziałam już od dawna, że Ginny podoba się Harry, ale gdy ten zwrócił na nią uwagę, ona zaczęła zadawać się z Thomasem. Życie naprawdę jest dziwne.
- Dobra, choć Harry, znajdźmy w końcu ten przedział.- odparłam zmęczona, łapiąc go za ramię.
- W porządku.
Oboje ruszyliśmy w milczeniu przed siebie, czując nachalne spojrzenia. To naprawdę było wkurzające. Światła Jupiterów nigdy nie będą należeć do moich ulubionych.
W końcu znaleźliśmy pusty przedział, do którego niemal natychmiast weszliśmy. A gdy drzwi za nami zamknęły się, odetchnęliśmy z ulgą.
- Gapią się nas Harry, wszyscy.- odparłam, siadając naprzeciwko chłopaka.
- Gapią się na ciebie, ponieważ i ty, byłaś w ministerstwie- rzekł Gryfon, wpatrując się w okno.- Prorok sporo pisał o naszej małej wyprawie, pewnie czytałaś.
- Ja nie, mama czytała i mało brakowało, abym nie wracała przez to do szkoły.- przyznałam.
- Tak, słyszałem o tym, ale jedziesz. Całe szczęście.- spojrzał na mnie.- Rozgryzłaś już, o co chodzi w twojej przepowiedni?
- Nie...- westchnęłam.- Chyba szybko się tego nie dowiem.
- Nie przejmuj się, pomogę ci... - przerwał.- Jak my wszyscy.
- Harry, mówiłam przecież, że nie chcę, aby się dowiedzieli.- odparłam ostro.
- Za późno Rachel. Hermiona zaczęła coś podejrzewać, już nawet się spytała, czy czegoś o tym nie wiem.- przyznał, wzruszając ramionami.
Przymknęłam oczy, już teraz wiedziałam, dlaczego Gryfonka tak dziwnie się zachowywała w stosunku do mojej osoby.
- Ale nic nie...
Nie dokończyłam, ponieważ drzwi do przedziału otworzyły się a zza nich wyłonił się Neville, trzymający w dłoniach Teodorę, a za nim stała Luna.
- Harry, Rachel, fajnie was widzieć.- odparł rozradowany.- Możemy się dosiąść?
- Cześć Wam.- pomachałam im.- Pewnie, wchodźcie.
- Jak wam minęły wakacje?- zapytał Harry.
- Świetnie, dziękuję.- odpowiedziała spokojnie Luna.
Rozmawialiśmy na tematy szkoły i wakacji. Zahaczyliśmy nawet o wydarzenia z minionego semestru, fakt iż, Neville'a i Lunę również męczą spojrzenia innych, oraz o to czy w tym roku również będziemy uczęszczali na spotkania Gwardii Dumbledore'a. Wybraniec kategorycznie odmówił, było mi przykro z tego powodu, jednakże wraz z przyjaciółmi nie mogliśmy go namawiać, decyzja należała tylko i wyłącznie do niego. W tym momencie żałowałam, iż moja Wielka Księga czarów spaliła się wraz z resztą dzieł. To dzięki niej zdałam suma z taką, a nie inną oceną.
W jednym momencie drzwi przedziału otworzyły się, a do środka weszła jakaś dziewczyna z trzeciej klasy, widać było, że miała ona problemy z oddychaniem.
- Mam to doręczyć Neville'owi Longbottomowi, Rachel Trust, oraz Harry'emu Potterowi.- oblała się rumieńcem, patrząc na Wybrańca, zaraz potem wyciągnęła ręce i podała nam trzy ruloniki, obwinięte fioletową wstęgą. Spojrzeliśmy po sobie i odebraliśmy wiadomości, a dziewczyna wycofała się z przedziału. Rozwinęłam zaproszenie, a moim oczom ukazał się tekst, napisany, dużym i ozdobnym pismem.

Rachel,
   byłbym zachwycony, gdybyś wpadła do mnie na małą przekąskę do przedziału C.
Z wyrazami szacunku,
Profesor H.E.F Slughorn
                

- Kto to jest Profesor Slughorn?- spytał Neville, patrząc ze zdumieniem na swoje zaproszenie.
- Nowy nauczyciel.- odpowiedział Harry.- Chyba musimy tam iść.
- Ale czego on ode mnie chce?- spytał drugi Gryfon z przestrachem.
- Nie mam pojęcia.- rzucił Harry, wychodząc z wagonu.
Spojrzałam na przerażonego Neville'a, a wiedząc, że on i tak nie ruszy się z miejsca, złapałam go za ramię i pociągnęłam za sobą. Nie byłam przekonana, czego ten nauczyciel chce, ale perspektywa, tego że, znowu muszę przemierzyć cały wagon, walcząc z natarczywymi spojrzeniami innych uczniów, nie napawał mnie zbytnią radością.
Kiedy doszliśmy do przedziału C, spostrzegliśmy, że nie byliśmy jedynymi zaproszonymi gośćmi.
- Harry, mój chłopcze!- Slughorn zerwał się z miejsca na jego widok. Sądząc po entuzjastycznym powitaniu nowego nauczyciela, musiałam stwierdzić, że Potter był najbardziej wyczekiwanym gościem wśród innych.- Znakomicie, że jesteś, znakomicie! A to pewnie pan Longbottom i panna Trust, tak?
Kiwnęłam głową, a profesor jednym gestem zaprosił nas do środka przedziału. Ruszyłam z miejsca, w dalszym ciągu ciągnąć Neville'a za sobą.
- Znacie tu wszystkich?- spytał nas Slughorn i nie czekając na odpowiedź, zaczął przedstawaiać innych uczniów.- Blaise Zabini z waszego roku.
Przeniosłam wzrok na czarnoskórego, mogłabym przysiąc, że Ślizgon nie chce dać do zrozumienia profesorowi, że nas zna. Jednak, gdy Zabini spostrzegł moje suche spojrzenie, uśmiechnął się chytrze.
- To jest Cormac McLaggen... Może już znacie?
Wielki, nierozgarnięty dryblas, który próbuje zaimponować dziewczynom swoimi urojonymi talentami...- podsumowałam w myślach. Jednak gdy ten podniósł rękę, by się z nami przywitać, skinęliśmy mu głowami.
 - Marcus Belby.- profesor wskazał na niego, jednym szybkim ruchem ręki.
Chłopak zdobył się jedynie na nieśmiały uśmiech.
- A ta czarująca młoda dama, twierdzi, że was zna!- zakończył Slughorn.
Ginny uśmiechnęła się do nas szeroko, zza pleców profesora.
- No więc, to dla mnie wielka przyjemność- powiedział profesor przymilnym głosem- poznać was nieco bliżej..
Przez następne pół godziny słuchaliśmy o tym, jak każdy z zaproszonych spędzał czas w towarzystwie kogoś bardzo znanego, lub wpływowego. Tego właśnie się obawiałam, nie wiedziałam, co ja robię w takim gronie osób, przecież jestem tutaj jedynym mugolakiem.
Dowiedziałam się kilku nowych faktów o osobach, które niezbyt mnie interesowały. Nie sądziłam, że niektórzy uczniowie, których normalnie, mijam na korytarzach mają tak bardzo pogmatwaną przeszłość. Slughorn przepytywał wszystkich po kolei, kilka rozmów wydawało się nawet ciekawych, jedynie rozmowa z Neville'm wzbudziła wiele konsternacji.
Gy w końcu doszliśmy do rozmowy o przeznaczeniu Wybrańca, zrobiło się niezbyt przyjemnie. Mówiliśmy głównie o wydarzeniach z bitwy w departamencie tajemnic.
- Czyli byłeś tam tak?- spytał profesor, niezrażony ignorancją Harry'ego, który nie miał ochoty opowiadać o minionych wydarzeniach ministerstwie.- Taki skromny, już wiem dlaczego Dumbledore tak Cię lubi, ale reszta tych pogłosek... tak sensacyjnych, aż trudno w to uwierzyć... na przykład o tej legendarnej przepowiedni.
- My tam byliśmy...- odparłam, niepotrzebnie wychylając się zza tłumu.
- ...nie usłyszeliśmy żadnej przepowiedni.- wtrącił Neville i oblał się szkarłatnym rumieńcem.
- Zgadza się.- zawtórowała mu Ginny.
- Wszystkie te bzdury, które wymyśla Prorok Codzienny, to kłamstwa i zabobony. Byliśmy tam wraz z Harrym i wiemy troszkę więcej niż ci zakłamani redaktorzy, tego pożal się Boże piśmidła.- dodałam ostro, czując się zagrożona.
- A więc i wy tam byliście tak?- podsumował profesor, lustrując nas zachęcającym wzrokiem.- No cóż, może rzeczywiście Prorok wyolbrzymia wiele rzeczy. Pamiętam kiedyś taką sytuację...
Profesor, zaintrygowany naszymi słowami, zaczął snuć długą opowieść o Gweong Jones, wiedziałam, że nie uwierzył, w to co mówiliśmy i z całą pewnością, będzie próbował drążyć temat na dalszych spotkaniach.
Po jakimś czasie zebranie doszło do skutku. Byłam zmęczona całym tym gadaniem oraz słuchaniem zabawnych anegdot o Czarodziejach. Na całe szczęście, Hogwart się zbliżał. Siedziałam sama w przedziale, ponieważ wszystkich przyjaciół gdzieś wywiało. Wpatrywałam się w okno, próbując za wszelką cenę nie zasnąć, marzyłam wtedy tylko o wygodnym łóżku.

Wielka sala ponownie zapełniła się czarodziejami. Uczniowie, zniecierpliwieni, czekali na przemowę Profesora Dumbledore'a. W tym również ja, póki co trwała ceremonia przydziału. Byłam taka zmęczona, że miałam wrażenie, iż uroczystość ciągnie się w nieskończoność, już nawet głosy roześmianych Cho i Marietty, wesoło rozprawiających o wakacjach nie zdołały mnie zbudzić.
- Rachel, wszystko w prządku?- zapytała Chinka.
- Co?- podniosłam się.- A tak, jestem tylko zmęczona.
- To lepiej się obudź. Dumbledore będzie przemawiał.
Po tych słowach jak na komendę odwróciłam się w stronę stołu, przy którym siedzieli nauczyciele i zauważyłam Dumbledore'a, który właśnie stanął na piedestale.
- Dobry wieczór wszystkim! I oby ten był najlepszy.- odrzekł, uśmiechając się szeroko i podnosząc ramiona, tak jakby chciał ująć całą salę.
- Ej, co mu się stało w rękę?- szepnęła Cho.
Przeniosłam wzrok na jego poczerniałą dłoń, ale nie tylko Chang to zauważyła. Po całej sali rozeszły się ciche szepty. Dumbledore, musiał zrozumieć, co je wywołało, dlatego jednym szybkim ruchem, szybko strząsnął rękaw swojej szaty, zakrywając dłoń.
 - To nic wielkiego, nie przejmujcie się.- odparł pośpiesznie.- No więc zwracam się do nowych uczniów...
- Ta ręka wyglądała jak martwa.- zwróciłam się do przyjaciółki, próbując zahamować wymioty.- To chyba musi być efekt jakiejś mocniejszej trucizny, lub zaklęcia.
- A może to efekt, jakiegoś produktu Weasleyów.- zaproponowała.
- Nie, szczerze w to wątpię.- odparłam cicho, próbując przypomnieć sobie, czy na stanie bliźniaków jest produkt o takim właśnie działaniu.
- Ty wiesz najlepiej...- westchnęła Chinka, wracając do słuchania przemówienia.
- Miło mi powitać wśród nas, nowego członka ciała pedagogicznego- profesora Slughorna. Jest moim byłym kolegą i zgodził się objąć stanowisko nauczyciela eliksirów...
- Eliksirów.- krzyknęłam, zduszonym głosem, a po sali znów rozeszły się cisze szepty zszokowanych uczniów. Wcale się temu nie dziwiłam, przecież Harry mówił, że będzie on nauczycielem obrony przed czarną magią, ale skoro nie to...
- Natomiast profesor Snape, obejmie stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.- dodał Dyrektor, niezrażony szeptami uczniów.
- Coś mi się wydaje, że to będzie ciekawy rok...- westchnęła zrezygnowana Cho.
- Rachel, jak miło cię widzieć.- usłyszałam za sobą znajomy głos.
Niepewnie spojrzałam do tyłu, a moim oczom ukazał się Greg. Wybałuszyłam oczy, nie sądziłam, iż Puchon zdoła tak szybko wrócić do szkoły. Wstałam na sztywnych nogach, próbując przegryźć tą niezbyt sympatyczną sytuację.
- Co ty tu... To znaczy, Ciebie też miło widzieć Greg.- odparłam, próbując zabrzmieć naturalnie.
- W takim razie, zobaczymy się później.- powiedział, zauważając moje dziwne zachowanie.
- Pewnie.- rzuciłam, uśmiechając się sztucznie.
Chłopak przytaknął, a gdy oddalił się na odpowiednią odległość, z ciężkim westchnieniem usiadłam z powrotem na miejsce.
- Tak, ciekawy rok.- przemówiłam żałośnie do swojego posiłku.

Następnego dnia, okazało się że moje oceny są dostatecznie dobre, abym mogła kontynuować naukę wybranych przeze mnie przedmiotów na poziomie Owutemów. Bez problemu zgodzono się, abym uczęszczała za zajęcia z obrony przed czarną magią, eliksirów, zaklęć, zielarstwa, transmutacji, numerologii i run.
Bardzo się cieszyłam, że nie miałam takiego problemu jak Neville, którego nie dopuszczono do zdawania transmutacji, na wyższym stopniu. Pożegnałam się jeszcze z przyjaciółmi i szybko pomknęłam na pierwszą lekcję z runów wraz z Hermioną.

Greyback


Spacerowałem po ciemnym i mrocznym korytarzu. Tupot moich stóp odbijał się echem, nie tylko po pomieszczeniu, a także w mojej głowie. Za parę sekund mam stanąć przed największym złem tych czasów- samym Czarnym Panem. Służyłem mu już tyle lat, jednakże przy każdej następnej wizycie nadal czułem tę bezwzględność w jego przekonaniach. Tę przytłaczającą moc, wiedziałem, że nie postępuje zgodnie z ustalonymi normami, ale nie przeszkadzało mi to. W momencie, gdy stałem się wilkołakiem, wyzbyłem się wszelkiego człowieczeństwa, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Musiałem sobie jakoś radzić. Poradzę sobie i teraz. Mam tylko nadzieję, że to, co chcę jemu przekazać jest na tyle pożyteczne, aby nie skończyć z porachowanymi kośćmi.
- Witaj Fenrirze.- usłyszałem.
- Panie...- zacząłem, kłaniając się nisko.- Na Twoje rozkazy. Nora spłonęła,
- Doskonale. To wprowadzi między nimi lament, a ja będę mógł w spokoju dokończyć swoje dzieło.
- Czyżby, Trust sprawiała Panu więcej kłopotów? - spytałem, unosząc brew.
- Tak.- przybliżył się.- Ale to tylko formalność, bez swojego eliksiru...- uśmiechnął się szerzej.- Nie jest w stanie mi sprostać. Walczy, ale na próżno.
- Panie, czy to aby nie za szybko? Ona o niczym nie wie i wątpię, czy w najbliższym czasie rozwiąże tą zagadkę.- powiedziałem, wlepiając wzrok w swoje stopy.
- Niech Cię o to głowa nie boli, Fenrirze. Wkrótce się dowie, a ja do tego czasu chcę mieć pewność, że uda mi się to od niej wyciągnąć. W końcu, jej ojciec był taki sam, łatwo można było nim manipulować, do czasu tego niefortunnego zwrotu wydarzeń...
 - Jej ojciec już Ci nie zagrozi Panie, był na to zbyt głupi.- odparłem oschle.- Mam również drugą informację. Wiem, gdzie mieszkają jej rodzice.
- Świetnie się spisujesz przyjacielu...- odparł, kładąc nacisk na to ostatnie słowo.- Jej matka również może być dla nas bardzo istotnym źródłem wiedzy...
- Obawiam się, że Dumbledore nie jest taki głupi, podejrzewam, że postawił kilku aurorów na straży...- zacząłem, marszcząc brwi.
- Aurorka jest tylko jedna, Fenrirze. Do tego młoda, a co za tym idzie głupia i niedoświadczona. Zapewne sobie poradzisz.- powiedział sucho, lustrując mnie wzrokiem...
- Oczywiście Panie...- odparłem posłusznie.
Zaraz potem ukłoniłem się nisko i pełen sprzeczności udałem się w stronę wyjścia.

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 28 "Koszmar to taki zły sen, którego nie da się odróżnić od rzeczywistości."



Dzisiaj wprowadziłam także, nową bohaterkę, której wizerunek, widnieje w zakładce "Kartoteki Filcha". Będzie ona miała wpływ na losy Rachel. Nic więcej nie powiem



Miała być to noc jak każda inna. Bezgwiezdna, wietrzna, lecz cicha. W śnie przyszedł do mnie demon potężny, zły i bezlitosny. Rzekł, że nie powstrzymam zła szerzącego się po świecie.
Nie uwierzyłam w jego słowa, dopóki jeszcze tej nocy nie kopałam sobie grobu, zdartymi do krwi rękoma, oblana gorącym potem.
Siedziałam sama w pokoju... nie, to nie była Nora, tylko malutki, szary pokoik znajdujący się w posiadłości przy Grimmuald Place. Wgapiałam się tępym wzrokiem w pustą ścianę, przeżywając, kolejny raz to wszystko, co wydarzyło się wczorajszego dnia. Ten koszmar kompletnie wybił mnie z rytmu... tak to on. Koszmar to taki zły sen, którego nie da odróżnić od rzeczywistości, a wtedy to nie jest już tylko niemiły sen. Staje się on również przerażającym wspomnieniem naszej własnej bezsilności. Ale... to tylko wspomnienie, nadal pragnę zemsty i jej dokonam. Jedynie czego mi zabrakło to spokojnego snu, którego nie da mi butelka eliksiru.
Zresztą, i tak jej nie miałam, tak samo jak, moich skarbów, ubrań i książek. Wszystko doszczętnie się spaliło. Jedyne co mi pozostało to wspomnienia, wczorajsze ciuchy i różdżka.
Obiecałam sobie, że dzisiaj wybiorę się do rodziców. Chciałam zobaczyć, czy pozostały mi tam jakieś ubrania. Planowałam również udać się na Pokątną, aby nie jechać do Hogwartu z pustymi rękoma. Nie przeszkadzało mi kupno nowych przyrządów, miałam sporo oszczędności pozostawionych na czarną godzinę. Jedynie co nie dawało mi spokoju, to zmartwienie Państwa Weasleyów. Przysłuchiwałam się dyskusjom małżeństwa, na temat braku pieniędzy na pokrycie strat. Gdybym tylko mogła oddać im wszystkie moje galeony, zrobiłabym to. Jednak wiem, iż z całą pewnością nie chcieliby tego przyjąć. Harry próbował, jednak pan Weasley odrzucił jego propozycję.

Wstałam z łóżka, jednak miałam z tym problemy, moje ramię nadal pozostawało spalone, co odbierało mi możliwość pełnego poruszania prawą ręką. Z trudem wbiłam się w wczorajsze ciuchy, śmierdzące dymem i ziemią. Zeszłam na dół, przy stole siedziała już Hermiona, beznamiętnie patrząca w talerz, również ubrana we wczorajsze, upaćkane błotem łachy. Przy kuchence krzątała się nerwowo Pani Weasley, której wszystkie naczynia spadały z rąk. Ta scena również pozostanie w mojej pamięci, aby przypadkowo nie zapomnieć, jaką krzywdę nam wyrządzono.
- Witaj Rachel. Jak się spało?- zapytała, na pozór spokojnym tonem.
- Dobrze.- ucięłam rozmowę.
Musiałam skłamać, dobrze wiedziałam, że gdybym opowiedziała jej o moim śnie, zapewne wzbudziłabym niepotrzebne zmartwienia, których i tak już było sporo.
- Siadaj, zaraz podam ci naleśniki.- odparła matczynym tonem.
 Pokiwałam słabo głową i zajęłam miejsce obok Hermiony, która musiała tak gorączkowo nad czymś myśleć, że nawet nie zauważyła mojej obecności.
- Hermiono, wszystko w porządku?- złapałam ją za ramię.
- O Rachel, wstałaś. Tak, tylko zastanawiam się nad... czymś.- powiedziała, przyglądając się uważnie mojej osobie.- Jak tam ramię?
- Trochę przeszkadza, ale da się przeżyć.- odparłam z cieniem uśmiechu.- Nad czym się zastanawiasz?
- Później o tym porozmawiamy dobrze?- wstała z krzesła, zostawiając na stole dosyć pokaźną liczbę niedojedzonych naleśników.
- Hermiono, nie jesteś głodna?- spytała pani Weasley, gdy dostrzegła, że Gryfonka odchodzi od stołu.
- Przepraszam, nie nie jestem.- odparła uprzejmie.
Obserwowałam dziewczynę jak pogrążona w myślach opuszcza kuchnię, zdziwiło mnie jej zachowanie. Albo może jednak nie... po tym, co wczoraj miało miejsce, nikt nie potrafiłby zachowywać się normalnie.
- A ja chętnie zjem.- powiedziałam, przysuwając do siebie talerz, pełen przepysznie wyglądających racuchów. Sama się zdziwiłam, że w tej sytuacji potrafię jeszcze coś włożyć do ust, a samo
śniadanie, zdecydowanie należało do najprzyjemniejszych czynności, których podjęłam się w dzisiejszym dniu.
- Rachel, mogłabyś obudzić Ginny i chłopców?- poprosiła Pani Weasley.
- Ja? Ach tak oczywiście.- zgodziłam się i odeszłam od stołu, zostawiając za sobą pusty talerz.- Dziękuję, naleśniki były przepyszne.- dodałam na odchodne.
Wbiegłam na schody i po kolei wchodziłam do wszystkich pokojów, budząc tym samym moich przyjaciół, którzy niezbyt entuzjastycznie zareagowali na wieść o wstaniu z łóżka. Jednak nie było to istotne, spełniałam jedynie prośbę Pani Weasley. Zostali mi tylko bliźniacy, miałam nadzieję, że oboje poczuli się lepiej.  Nie wiedziałam dlaczego, ale oni najbardziej przejęli się spaleniem Nory.
Weszłam do ich pokoju. Oboje tak słodko spali, niczym dzieci, które zmęczyły się przygodami całego dnia. Podeszłam do legowiska George'a, chwyciłam go za ramiona i lekko nimi poruszyłam.
- Hej George, wstawaj.- mruknęłam cicho.
W odpowiedzi dostałam jedynie cichy pomruk wydostający się gdzieś zza pościeli.
Wiedziałam, że tak łatwo nie pójdzie, dlatego ściągnęłam z niego kołdrę, na co bliźniak niemal natychmiast odskoczył z łóżka, zszokowany nagłą zmianą temperatury.
- Na przyszłość Rachel, mogłabyś jakoś delikatniej nas budzić.- powiedział zaspanym głosem, gdy tylko dotarło do niego to, co właśnie się stało.
- Gdybym tylko mogła jakoś inaczej Cię obudzić, to z pewnością bym to zrobiła.- odpowiedziałam mu spokojnym głosem, podchodząc do drugiego Weasley'a.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, abyś go budziła.- ostrzegł mnie George, gdy tylko złapałam na ramię Freddiego.- Pół nocy nie spał.- Dodał przeciągając się na wszystkie strony.
- To, co robił?- zapytałam, patrząc na śpiącego rudzielca.
- Nie wiem, spałem.- odparł znudzonym głosem.
- Jesteś strasznie nieczuły George.- dodałam unosząc brew.
- Przed poranną kawą, zawsze.- mruknął, lekko rozbawiony i zniknął za drzwiami pokoju.
Odprowadziłam go wzrokiem, który od razu, spoczął na Freddim. Poczułam dziwny ścisk w okolicach serca. Zastanawiałam się, co w tym momencie mu się śni, może nora, piękne wakacje, rodzina, przyjaciele... my, albo śmierć, okrucieństwo i spustoszenie. Istota snów zawsze pozostaje dla nas zagadką, czy rzeczywiście- są to tylko i wyłącznie kawałki wspomnień, czy coś więcej. W końcu w śnie każdy z nas znajduje się we własnym oceanie. Burzowym, wietrznym oraz niebezpiecznym, albo spokojnym, ogrzewającymi go przez gorące promienie słońca. Jednakże każdy sen jest jak psychoza- z pomieszaniem zmysłów, szaleństwem i absurdem jednocześnie.
Usiadłam obok bliźniaka na łóżku. Nie, nie chciałam go obudzić. Chciałam przyjrzeć się temu szczęściu, które mnie spotkało. Szczęściu pod postacią młodego, ambitnego chłopaka, który mógłby zrobić dla mnie wszystko. Nawet jeśli sam musiałby ucierpieć.
Czułam, że zachowuję się jak wariatka, wpatrując się śpiącego Freda, jednak nie miałam serca, aby go obudzić.
- Śpij Freddie, śpij.- wyszeptałam, całując go w czoło.
Zaraz potem obdarowałam chłopaka nieśmiałym uśmiechem i powędrowałam w stronę drzwi.
Nie zdążyłam nawet złapać klamki, gdy do moich uszu dobiegł jego głos.
- I tak już nie potrafiłbym zasnąć...
Odwróciłam się i dostrzegłam, jak chłopak podnosi się na łokciach.
- Fred... Jak się czujesz?
- Mogło być lepiej.- wzruszył ramionami.
- Oczywiście.- uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.- Głupie pytanie.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam z pokoju bliźniaków. Nie czułam się za dobrze, nie poznawałam Freddiego. Potrafiłam zrozumieć, dlaczego chłopak zachowuje się w taki sposób. Nie miałam do niego o to pretensji, postanowiłam więcej nie rozdrapywać tego tematu.
Weszłam do swojego pokoju, wyciągnęłam z niego pióro, kałamarz i kawałek pergaminu.
Po pół godzinie list był gotowy. Przeleciałam po nim jeszcze raz wzrokiem.

Najukochańsza mamo.

Przepraszam, że tak dawno nie pisałam, ale miałam sporo problemów na głowie. Nie martw się o mnie, większość z nich to najzwyklejsze rozterki nastolatki, o których nie warto wspominać. W tych poważniejszych zazwyczaj swoją pomocą i radą służy mi Pani Weasley. Jest mi tutaj dobrze, wszyscy traktują mnie jak członka rodziny i z całą pewnością nie pozwolą mnie skrzywdzić. Jednakże ostatnia sytuacja, która miała miejsce w norze, a o której zapewne wraz z ojcem już wiecie, napawa mnie niepokojem. Państwo Weasley mają teraz wiele spraw na głowie, dlatego muszę sama zadbać o swoje interesy. Jako że straciłam wszystkie moje ubrania, planuję w najbliższym czasie odwiedzić rodzinne Portsmouth i zabrać swoje oszczędności, za które chciałabym nabyć wiele przedmiotów potrzebnych mi do nauki. Korzystając z okazji, chciałabym również i Was odwiedzić, dlatego piszę, aby moja wizyta nie była zaskoczeniem.
Mam nadzieję, że oboje z tatą jesteście zdrowi, a przede wszystkim bezpieczni.
Pamiętajcie, że Was kocham.
Rachel.

Uśmiechnęłam się pod nosem, czując, iż ten list na pewno spodoba się rodzicom. Zostały ostatnie trzy dni wakacji. Dlatego, przed wyjazdem do Hogwartu chciałabym z nimi jeszcze porozmawiać. 
Wsadziłam pergamin do koperty i szczelnie ją zakleiłam. Zaraz potem luźnym krokiem udałam się do pokoju Harry'ego, aby móc pożyczyć Hedwigę. Po drodze próbowałam wypatrywać Freddiego, jednak nigdzie nie potrafiłam go dostrzec. Nie wiedziałam, czy powinnam się tym faktem martwić, czy nie. Oczywiście, chciałam z nim porozmawiać, ale niekoniecznie w tym momencie, mój chłopak potrzebował trochę czasu, aby przyswoić to, co się wydarzyło.
Zapukałam w duże ciemno-niebieskie drzwi, czekając na reakcję zwrotną. 
- Proszę!- usłyszałam głos Harry'ego.
Złapałam za klamkę i weszłam do środka. Tradycyjnie, obok Wybrańca siedziała już Hermiona wraz z Ronem. Cała trójka zwróciła ku mnie wzrok.
- Cześć wam.- odparłam, zamykając drzwi.- Harry, mogłabym pożyczyć Hedwigę? Muszę wysłać list do rodziców.
- Nie ma sprawy, tylko musi najpierw zjeść.- powiadomił mnie.
- Zaczekam.- odparłam obojętnie.- Coś się stało?
Dopiero teraz dostrzegłam, że cała trójka trzyma w dłoniach pojedyncze kawałki papieru.
- Wyniki SUMów właśnie przyszły. Cztery koperty.- Powiedziała zdenerwowana Hermiona, której ręce trzęsły się tak, że miała problemy z jej otwarciem.
- Naprawdę?- zapytałam zdębiała.- Gdzie są moje?
- Tutaj.- mruknął sucho Ron, wyciągając zza poduszki kopertę podpisaną moim imieniem.
W jednym momencie przebiegł mnie zimny dreszcz po plecach. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy byłam zadowolona z efektów, czy nie, co jeszcze bardziej sprawiało, że czułam napływający niepokój, nasilający się gdzieś w okolicy brzucha.
-  Strasznie się denerwuję.- odparłam niemal szeptem, podnosząc głowę i uświadamiając sobie, że cała trójka pochłaniała już swoje wyniki, wędrując wzrokiem po kartce.
Jednym zwinnym ruchem rozerwałam kopertę i drżącymi rękoma rozłożyłam znajdujący się w środku pergamin.

WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI
MAGICZNYCH


    Oceny pozytywne                                                                    Oceny negatywne
      wybitny (W)                                                                             nędzny(N)
      powyżej oczekiwań (P)                                                            okropny (O)
      zadowalający (Z)                                                                      troll (T)


RACHEL LYRAE TRUST OTRZYMAŁA:

Astronomia____________________________________________P
Opieka nad magicznymi stworzeniami_______________________W
Zaklęcia_______________________________________________W
Obrona przed czarną magią________________________________W
Wróżbiarstwo___________________________________________Z
Zielarstwo_____________________________________________W
Historia Magii__________________________________________P
Eliksiry________________________________________________W
Transmutacja____________________________________________W
Numerologia____________________________________________W
Runy__________________________________________________W



Odczytałam to kilkakrotnie, a przy każdym czytaniu oddychało mi się łatwiej. Nie było tak źle, szczerze mówiąc, myślałam, że przez to iż miałam wtedy tyle spraw na głowie, otrzymam same "Zadowalające". Wiedziałam, że gorzej poszła mi historia magii, przez to że zapomniałam o tym, jak przebiegała wielka wojna wilkołaków. Z wróżbiarstwa, nigdy nie byłam zbytnio uzdolniona, np. za każdym razem nie potrafiłam dostrzec w kryształowej kuli żadnych obrazów, z których mogłabym cokolwiek zinterpretować. Największym zaskoczeniem okazała się Astronomia, sądziłam iż dobrze odczytałam aktywność księżyca, jednak musiałam mieć jakiś błąd w obserwacjach.
Rozejrzałam się, Hermiona była zwrócona odwrócona tyłem, Harry, był zachwycony, a Ron wyglądał na zadowolonego,
- Najgorzej poszło mi wróżbiarstwo.- westchnęłam spokojnie.- A wam?
- Nie mam żadnego wybitnego, ale siedem SUMów zdanych.- odparł radośnie Ron.
- Z tego, co wiem Fred i George razem tylu nie zdobyli.- pochwaliłam go, klepiąc po ramieniu.
- Ja mam jednego "wybitnego" z Ochrony przed Czarną magią. Oblałem jedynie wróżbiarstwo i historię magii, ale kto by się tym przejmował.- powiedział łagodnie Harry, patrząc znad pergaminu.
- Czarna magia musiała się tak skończyć Harry- odparłam z szerokim uśmiechem.- Nie było innego wyjścia, jesteś najlepszy w te klocki- dodałam, mrugając do niego.
- A co z Tobą Hermiono?- spytał zielonooki.
- No... nieźle.- odpowiedziała cicho Hermiona.
- Och daj spokój.- rzucił Ron, wyrywając brązowookiej pergamin z wynikami.- No tak dziewięć "Wybitnych" i jeden "Powyżej oczekiwań" z obrony przed czarną magią.- Spojrzał na nią z miną, której rozbawienie mieszało się z rozdrażnieniem.- Pewnie jesteś niezadowolona, co?
Hermiona pokiwała głową, na co ja wraz z Harrym zaczęliśmy się głośno śmiać. Zdawałam sobie sprawę, że to właśnie moje oceny miały tak wyglądać, ale zbytnio się tym nie przejmowałam. Od dawna wiedziałam, że Hermiona ma ponadprzeciętną inteligencję.
- No to jesteśmy już owtemiakami!- zawołał radośnie Ron.



Najdroższa córko.

Wraz z ojcem bardzo cieszymy się z tego powodu, że jesteś zdrowa. Oczywiście, słyszeliśmy o tym pożarze w posiadłości Państwa Weasleyów, wysyłamy najszczersze kondolencje i łączymy się z nimi w bólu. To przykre, że całą rodzina musiała stracić dach nad głową, przekaż im proszę, że jeżeli będą czegoś potrzebowali, z chęcią odwdzięczymy im się za tak wzorową opiekę nad Tobą.
Dobrze wiesz, że nie musiałaś ostrzegać, przed tym, że planujesz nas odwiedzić, przecież to Twój dom, a my z ojcem bardzo się z Tobą stęskniliśmy. Wpadaj do nas, kiedy tylko chcesz, ale bardzo Cię prosimy, uważaj... na drodze czai się wiele niebezpieczeństw.
Kochamy Cię!
                                                                                                                                      Rodzice.

- Co to za list?- zapytała niepewnie Ginny,
- Hej Ginny, nic takiego. List od mamy.- odparłam, nadal wpatrując się kawałek papieru.
- Zdążyłaś już się pochwalić ocenami z Sumów?- Zapytała rozbawiona Ginny.
Poczułam wtedy, jak Gryfonka siada na moim łóżku.
- Nie, jeszcze nie.- westchnęłam, ignorując zaczepkę rudej.- Ej, jak sądzisz ile będzie kosztować kupno nowych książek do Hogwartu?- spojrzałam na nią.
Zorientowałam się wtedy, że wyraz twarzy przyjaciółki, zmienił się z rozbawionego na bardzo poważny. Szlag by trafił mój długi jęzor...
- Sama się zastanawiam, rodzice mówią, że ubezpieczenie pokryje większość naszych wydatków. Jednak nie wiedzą, kiedy zaczną remontować norę.- odparła.
- W każdym razie...- zaczęłam, ucinając ten nieprzyjemny temat.- Po obiedzie pojadę do Portsmouth, a potem na pokątną, kupić kilka rzeczy.
- Nas też to czeka, znaczy mnie i Rona. Na całe szczęście tylko my w tym roku jedziemy do Hogwartu.

Godzinę później, cała rodzina zebrała się w kuchni na obiad. Stół stojący pośrodku kuchni był na tyle duży, aby wszyscy tymczasowi mieszkańcy budynku przy Grimmuald Place, mogli jednocześnie przy nim usiąść. Mimo tego posiłek przebiegł nam w bardzo grobowych nastrojach. Nikt się nie odzywał, tylko czasami można było usłyszeć szepty dochodzące gdzieś z drugiego końca stolika.
Siedziałam naprzeciwko Freddiego, kilka razy złapałam go nawet na tym, że mi się przyglądał. Odpowiadałam mu wtedy uśmiechem. Był przygnębiony, jednak starał się odwzajemniać uśmiechy, uznałam, iż jest już na dobrej drodze, aby pogodzić się z tym, co się wydarzyło.
- Dziękuję za pyszny posiłek.- odezwałam się pierwsza, odsuwając od siebie pusty talerz.
- A właśnie Rachel, Ginny mówiła, że chcesz odwiedzić swoich rodziców, a potem udać się na pokątną.- powiedziała Pani Weasley.
- Tak, muszę kupić kilka rzeczy.- odpowiedziałam.
- Nie jestem przekonana, czy powinnaś sama gdziekolwiek jeździć, w gazetach pisze się coraz więcej o morderstwach i porwaniach.- powiadomiła mnie ruda kobieta, matczynym tonem.
- No tak, ale przecież...
- Ray, tam jest niebezpiecznie, wszędzie grasują śmierciożercy, nie puszczę cię samą.- wtrącił Fred.
- Freddie, wiem, że się martwisz, ale dam sobie radę.- powiedziałam uspokajająco.
- Rachel, nie obraź się, ale akurat ty powinnaś mieć jakąś ochronę.- wypalił nagle Harry, unosząc się znad talerza. Popatrzyłam na niego, na samym początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Jednak później, dostrzegając jego wymowne spojrzenie, zorientowałam się, że rzeczywiście lepiej będzie, jeśli ktoś mi potowarzyszy.
- Fred i Harry mają rację, poproszę kogoś z Zakonu Feniksa, aby miał na Ciebie oko.- Powiedział pan Weasley, na co ja pokiwałam twierdząco głową.
- Ja przecież mogę z nią iść.- odparł głośno Fred, odpychając od siebie talerz.

Aportowaliśmy się przed mój dom, szczerze mówiąc, im częściej teleportowałam się wraz z Fredem, tym mój żołądek bardziej się przyzwyczajał do tego nieprzyjemnego uczucia. Tym razem zdołałam już po sekundzie go uspokoić.
- Ładny dom.- wtrącił Freddie, bacznie przyglądając się budynku, zbudowanemu z czerwonej cegły.
- Tak, moi rodzice mają świetny gust.- odparłam uśmiechnięta.- A Freddie, posłuchaj. Moi rodzicie lubią żartować, ale jeśli te żarty przekraczają wszelkie normy dobrego smaku, mogą stać się niezbyt przyjemni, więc lepiej omijaj tematów dotyczących niektórych waszych wyna... co się stało?- przerwałam, dostrzegając zgłupiały wyraz twarzy chłopaka.
- Mam tam iść z tobą?- zapytał zaniepokojony.- Sądziłem, że wejdziesz, zabierzesz, to co masz zabrać i od razu aportujemy się na Pokątną.
- A co pękasz?- spytałam złośliwie.
- Nie, ja tylko nie jestem przygotowany...- odparł niepewnie.
- Tak, pękasz.- powtórzyłam, dźgając go palcem w pierś.
- Sądziłem tylko, że poznam moich przyszłych teściów w nieco inny sposób.- zażartował z szelmowskim uśmiechem.
- W takim razie się pomyliłeś- zachichotałam, łapiąc go za dłoń.- Chodź, nie mamy całego dnia.- Pociągnęłam go za sobą.
Stanęliśmy przed drzwiami, zapukałam trzy razy, czekając na reakcję. Niemal od razu w drzwiach stanęła niewysoka kobieta o niebieskich oczach i rudych włosach.
- Rachel, no w końcu jesteś.- odparła uradowana, a następnie przytuliła mnie mocno do siebie.- Theodore chodź tu tylko! Rachel przyjechała.- zawołała.
- Tata jest w domu?- zapytałam rozradowana.
- Tak, niedawno wrócił z pracy.- odpowiedziała mi.
- Rachel, jak się cieszę, że Cię widzę.- odparł radośnie ojciec, gdy tylko spostrzegł mnie w korytarzu, od razu podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak, że miał problemy z prawidłowym oddychaniem.
- Stęskniłam się- odparłam, odłączając się od niego.
- Ja za tobą też.- uśmiechnął się.
- Rachel, co to za młodzieniec, który przyszedł tu razem z Tobą?- spytała mama, uświadamiając sobie, że ktoś jeszcze wszedł do mieszkania.
- Mamo, tato. To jest Fred Weasley, mój... chłopak.- powiedziałam, rumieniąc się.- Freddie, to jest mój tata Theodore i matka Yvonne.- zwróciłam się do niego.
- Bardzo miło mi Państwa poznać.- odparł szarmancko Freddie, podając dłoń nieco zdębiałemu tacie, a zaraz potem mojej mamie.
- Możesz mi mówić, Yve.- powiedziała, ściskając jego rękę.- Kochanie, nie mówiłaś, że masz chłopaka.
- Jakoś nie było okazji.- podrapałam się po głowie, a Freddie uśmiechnął się mimowolnie.
- Nie mówiłaś również, że nie przyjedziesz sama.- odparł sucho tata, posyłając Fredowi wymowne spojrzenie, za co od razu dostał kuksańca pod żebro od mamy.
- Wejdźcie do salonu.- zmieniła temat.
Przez następne dwie godziny, rozmawialiśmy żwawo o wszystkim, o czym tylko się dało. Ja mówiłam zazwyczaj o szkole, obowiązkach i ocenach z egzaminów, a także o tym, jak to się stało, iż związałam się z bliźniakiem. Mama opowiadała o tym, jak utworzyła nową serię swoich dzieł. Była on tzw. wolną artystką. Uwielbiała rysować, szkicować i oddawać się swojej fantazji poprzez rysunek. Była bardzo utalentowana, jej dzieła mogłyby zawstydzić niektóre prace, obecnych artystów. Niestety poświęciła się rodzinie, co zawsze mi wypominała, gdy tylko narozrabiałam. W jednym momencie namalowała nawet prześmieszną karykaturę Freddiego i oddała mu ją, jako prezent. Na co chłopak wielce rozbawiony zaczął opowiadać o towarach, które wraz z Georgiem wymyślili i sprzedają w własnym sklepie. Tata zaś w przerwach pomiędzy gniewnym patrzeniem na Weasley'a opowiadał o tym, jak zaprojektował kilka nowoczesnych budynków, o materiałach do tego poświęconych, o tzw. "wklęsłej modzie" i o tym, jak bardzo wkurzają go współpracownicy. A to wszystko było przeplatane z śmiesznymi historyjkami z mojego dzieciństwa, młodzieńczymi latami rodziców, a zabawnymi opowiadaniami o całej rodzinie Weasleyów.
- Dobra, ja jeszcze muszę zajrzeć na górę.- odparłam rozbawiona, przypominając sobie o właściwym celu przyjazdu do Portsmouth.
- To może ja pójdę z Tobą.- zaproponował Freddie.
Złapałam go za dłoń i pociągnęłam za sobą po schodach, zanim tata zdążył go zatrzymać. Wiedziałam, do czego ojciec jest zdolny, szczególnie jeśli chodzi o moich partnerów. Jednak z ogólnej obserwacji mimiki jego twarzy mogłam stwierdzić, że Freddie, pomimo wszystko, przypadł mu do gustu. Chociaż próbował to ukrywać.
- Witaj w mojej świątyni.- zażartowałam, otwierając drzwi do mojego pokoju.- Tutaj się wychowałam.
Fred rozglądał się po całym pomieszczeniu, komentując przy okazji chaos, który w nim panował
- No Rachel, skoro mamy być razem to musisz nauczyć się sprzątać.- zażartował chłopak, jeszcze raz rzucając okiem na nieporządek.
- Mówisz jak Ginny, widać to u was rodzinne.- Odgryzłam się złośliwie.
- Ja przynajmniej mam na to patent.- odparł uśmiechnięty.
- Och jakiś ty sprytny.- powiedziałam uwodzicielsko i cmoknęłam go w usta. Następnie udałam się w stronę szafy z zamiarem przeszukania jej. Miałam chichą nadzieję, że gdzieś tutaj pozostało mi jeszcze kilka fatałaszków. Przynajmniej do tego czasu, póki nie wrócę do szkoły.
Po dogłębnym przeszukaniu regału musiałam stwierdzić, że z dawnych ubrań pozostały mi tylko trzy rozciągnięte bluzy, dwie pary jasnych spodni, białą koszulę, czarne sandały, dwie spódnice i jedna sukienka. Nie było tego dużo, ale gdybym miała na nowo wszystko kupić, najprawdopodobniej musiałabym obrabować bank.
- Co to są za rysunki Rachel?- usłyszałam głos Freddiego.
Odwróciłam się do niego i dostrzegłam, jak chłopak wskazuje palcem na malutkie szkice, wykonane markerem na samoprzylepnych karteczkach, przyklejonych do ściany.
- Gdy byłam mała, zawsze chciałam zostać artystką jak moja mama, ale to było, zanim dostałam list z Hogwartu.- wyjaśniłam, stając plecami i zakładając na siebie czystą koszulę.
- Są piękne, masz talent.- odrzekł Fred.- I bardzo ładny czerwony stanik na sobie.- dodał rozbawiony.
Odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam bliźniaka groźnym spojrzeniem. Zorientowałam się wtedy, że nie powinnam się przy nim przebierać. Skarciłam się za to w myślach.
- Gdzie się tam patrzysz?- zapytałam, chichocząc.
- Tam gdzie powinienem.- odpowiedział, mrugając do mnie.
Podeszłam do niego szybkim krokiem i popchnęłam go mściwie na łóżko. Zaraz potem wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Faceci.- prychnęłam, śmiejąc się do rozpuku.
- Bez nas byłoby nudno.- odparł, aktorsko wstając na nogi.
- Tu masz rację.- zaśmiałam się, poprawiając jego szarą koszulkę.
- Posłuchaj Rachel...- zaczął poważnie.- Chciałem Cię przeprosić za to, co zdarzyło się rano.
- Nic się nie stało, miałeś prawo. To ja powinnam być bardziej empatyczna względem innych.- powiedziałam skruszona.- Często najpierw mówię, potem myślę.
- Dla mnie jesteś idealna.- dodał przymilnie.
Uśmiechnęłam się promiennie i przytuliłam chłopaka najmocniej, jak tylko potrafiłam.
On również mnie przytulił bez zbędnych słów. Byłam wtedy przekonana, że burza, która wytworzyła się  w głowie chłopaka, minęła. A Freddie odzyskał dawną czułość.
Trwaliśmy tak przytuleni do siebie dosyć długo, kiedy nie dostrzegłam, że w drzwiach stoi kompletnie nieznana mi kobieta. Odłączyłam się od Freda i zwróciłam zdziwiony wzrok w jej stronę. Była to szczupła, niewysoka dziewczyna, o pięknych brązowych i falowanych włosach.
- Nie przeszkadzajcie sobie.- odparła uśmiechając się.- Ja tylko zabłądziłam.


- Kim jesteś?- zapytałam, ciekawskim tonem.
- Nazywam się Farrah Whitman, jestem nową członkinią Zakonu Feniksa. Przydzielono mi zadanie pilnowania twoich rodziców, Rachel.- wyjaśniła.
- Skąd wiesz, jak się nazywam?
- Państwo Trust są bardzo mili. Dużo mi o tobie mówili.- odpowiedziała.
Wyglądała na sympatyczną osobę, tylko miałam wątpliwości do tego, czy aby ona jest na tyle odpowiedzialna, aby brać na barki los moich rodzicieli.
- Tak, to dziwne. Bo mnie o tobie nie wspominali...- odparłam oskarżycielsko.
- Och, pewnie musieli, tak bardzo ucieszyć się z twojej wizyty, że zapomnieli o moim towarzystwie, z resztą staram im się nie narzucać, póki to konieczne.- uśmiechnęła się szerzej.- Dostaję jedzenie, miejsce do spania i w zasadzie to mi wystarczy.
Usłyszałam jak Fred, stojący za mną zaśmiał się głośno.
- A ty jak się nazywasz?- zapytała rozbawiona dziwną reakcją bliźniaka.
- Jestem Fred Weasley, chłopak Rachel.- odparł lekko.
- Miło mi Cię poznać.- rzekła przymilnie.- To ja wam nie przeszkadzam. Bawcie się młodzi.- dodała na odchodne, znikając za drzwiami pokoju.
- Miła jest.- odezwał się Fred, patrząc na miejsce, gdzie przed chwilą stała Farrah.
- Przerażająco...- odparłam niespokojnie.- Myślisz, że jest na tyle silna, aby móc ochronić mamę i tatę?
- Myślę, że gdyby nie była, nie dawaliby jej tak poważnego zadania.- powiedział pocieszająco chłopak, łapiąc mnie w tali.- Więc na czym skończyliśmy?- zapytał chytrze, odwracając mnie do siebie. Pokiwałam głową z politowaniem i wpiłam się w usta Freddiego, przypominając mu, co takiego robiliśmy, zanim tak bestialsko nam przerwano.
Szablon wykonany przez Melody