Music

czwartek, 6 kwietnia 2017

Rozdział 48 "I co miałam w takim wypadku zrobić?"


Miiisie! Wróciłam po dłuugiej nieobecności ;)
Wybaczcie mi to, albowiem cała moja energia poszła na pracę...
Rozdziały będą pojawiać się częściej, ale niestety- będą one krótsze i mniej rozbudowane...
Nie zrozumnie mnie źle... kocham pisanie i tą historię. Nie zamierzam z niej rezygnować. Rozplanowałam rozdziały na nowo z wyrzuceniem zbędnych wątków pobocznych. Nowa historia będzie się skupiała głownie na Rachel (oczywiście niektóre wątki innych postaci zostaną zachowane dla spójności historii).
OBIECAŁAM SOBIE SKOŃCZYĆ TĘ HISTORIĘ I JĄ SKOŃCZĘ! Trzymajcie kciuki...
 A teraz łapcie rozdział! ;)



Zeszłam na dół, w końcu odważyłam się wykonać ten jeden, jedyny krok. Nie zrobiłam tego bez powodu, miałam udać się z Panem Weasley do Ministerstwa celem oskarżenia Stelli o kradzież tożsamości. Ostatnie dwa dni spędziłam w pokoju, nie rozmawiałam z rodzicami. Raz czy dwa udało mi się wykrztusić z  siebie kilka pojedynczych słów typu "Dziękuję", szczególnie wtedy gdy Pani Weasley okazała się na tyle miła, aby przynieść mi jedzenie do pokoju. Z Fredem również nie rozmawiałam, co wydawało mi się dziwne, patrząc na to, co zdarzyło się między nami. Z drugiej zaś strony, ulżyło mi z tego powodu.
Schodziłam niepewnie po schodach. Co krok, wydawało mi się, że w te pędy wrócę do pokoju, jednak zawsze odsuwałam od siebie tą myśl i szłam przed siebie. 
W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, próbowałam ułożyć sobie chociaż część z nich, ale miałam dziwne wrażenie, że zaczynam zapominać o kilku istotnych faktach wydarzeń, sprzed świąt. Nie potrafiłam opisać nawet jak wyglądały lochy, w których mnie przetrzymywano, a spędziłam w nich mnóstwo czasu, próbując chociażby stamtąd uciec. Miałam nadzieję, że podczas przesłuchania, będę potrafiła wymienić więcej faktów.
Pokonałam ostatni schodek i cichutko przeszłam przez drzwi. Salon był pusty, nikogo w nim nie było, poza jedną postacią siedzącą na fotelu i trzymającą w ręce jakąś książkę.
Rozejrzałam się jeszcze raz i uprzednio wzruszając bezradnie ramionami powędrowałam do niej.
Ojciec najwyraźniej musiał być tak bardzo zaczytany, że nawet mnie nie zauważył. Zatrzymałam się obok i usiadłam na sofie. Poczułam wtedy bezzasadne przygnębienie.
Owszem, byłam na niego wściekła, ale nie wiem co zrobiłabym gdyby jutro miało go zabraknąć.
- Co czytasz?- zaczęłam łagodnie.
Ojciec tylko spojrzał na mnie srogo spod okularów i odsłonił nagłówek książki.
Owe dzieło nazywało się "Metamorphosis" i raczej nie była to mugolska książka.
- Nie powinieneś tego czytać. - odpowiedziałam, nawet nie patrząc się na mężczyznę.
- Mogę zrobić co zechcę Rachel.- odparł spokojnie.
I cisza. Nikt się nie odzywał. Spojrzałam na zegar, który jako jedyny zakłócał ciszę. Było grubo po 12, a Pana Weasleya nie było. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju.
- Możemy porozmawiać?- spytałam.
- Przecież rozmawiamy..- opowiadał krótko i bez emocji.



Zmarszczyłam brwi. Ojciec zachowywał się jak dziecko. Owszem ja również nie zachowywałam się jak na dorosłą przystało, ale nią jeszcze nie byłam.
Patrzyłam na niego w milczeniu. Denerwowała mnie ta ignorancja, więc nie dziwota, że w jednym momencie mnie poniosło i po chamsku wyrwałam książkę z jego dłoni. W sekundzie zdezorientowany tato spojrzał na mnie zdębiały.
- Chyba wolę rozmawiać patrząc się na kogoś.- odparłam wolno.
Ojciec uniósł brwi do góry. Z grobową miną odebrał mi książkę i odłożył na stół, po czym poprawił się na sofie. Usiadł raz jeszcze przy czym teraz założył nogę na nogę i skierował je w moją stronę. Później spojrzał na mnie jeszcze raz, tak jakby oczekując wyjaśnień.
- Jak długo chcieliście ukrywać przede mną prawdę?
- Tak długo Rachel, aż uznalibyśmy, że jesteś gotowa przyjąć to jak dorosła.- odpowiedział mi poważnie.- A już na pewno nie w sposób w jaki to zrobiłaś.
- Spodziewałeś się, że będę się cieszyć, ojcze.- nieświadomie nałożyłam nacisk na to ostatnie słowo.
- Spodziewałem się, że jako myśląca istota pojmiesz to, dlaczego wraz z matką tak postąpiliśmy.
- Czyli postąpiłam jak szczeniak, tak?- podniosłam głos.
Ojciec wykonał tylko uspokajający gest rękoma i spojrzał na mnie spode łba. Odsunęłam się kapkę od niego. Wzrok, którym tata teraz mnie obdarował, zawsze wzbudzał we mnie respekt.
-  Ale ja to rozumiem, naprawdę.- zaczęłam się tłumaczyć już spokojniej.- Zrozumcie to jednak i wy, w sekundzie padł mój cały świat.
- Co takiego Ci padło Rachel? Masz dom, rodzinę, może nie taką jaką myślałaś, ale rodzinę. Masz chłopaka..- w tym momencie chciałam mu przeszkodzić, ale zanim coś powiedziałam, ojciec kontynuował.-... i nie myśl, że nie wiem co wy robicie w pokoju gdy się zmykacie.
Zaczerwieniona uśmiechnęłam się od razu gdy to usłyszałam. Przypomniała mi się sytuacja gdy w wieku 14 lat, a konkretniej w wakacje, dostawałam reprymendę od ojca dotyczącą chłopaków. W ten dzień tato przyczaił, że spędzałam sporo czasu z chłopcem z sąsiedztwa  zniecierpliwiony każdego dnia czekał, póki nie wrócę do domu, aby przeprowadzić wywiad dotyczący tego, czego też z nim nie robiłam.
 - Tato...
- W każdym razie...- wziął głęboki oddech-... nic się nie zmieniło. Rozumiem, że świadomość niepełnej rodziny może dawać w kość. Wprawdzie sam nie wiem jak ja bym się w tej sytuacji zachował, ale twoja matka teraz siedzi w ogrodzie i płacze. Płacze każdego dnia bo myśli, że cię straciła. Musisz jej to wyba... nie...- przerwał-... musisz nam to wybaczyć Rachel, to wszystko było robione dla twojego dobra.
Spojrzałam na podłogę, nie chciałam aż tak bardzo ranić mamy. Z drugiej strony wiedziałam, że w pełnie zasłużyła sobie na to co się teraz dzieje. I miałam w takim wypadku zrobić?
David

Dźwięk zawiasów niemal natychmiast zwrócił moją uwagę. Zamknąłem uprzednio czytaną książkę i spojrzałem na ścianę, za którą miały znajdować się drzwi wyjściowe.
- Farrah!- zawołałem spoglądając na zegar wiszący na ścianie naprzeciw.- Mówiłaś, że wrócisz trochę później.
Nie usłyszałem odpowiedzi, zastanawiałem się o co może jej tym razem chodzić. Farrah często miewała różnego rodzaju humorki, a ja nigdy nie wiedziałem, czy jest na mnie zła, czy nie.
- Farr!- zawołałem raz jeszcze.
Gdy nie otrzymałem odpowiedzi, odłożyłem książkę na komódkę i  odruchowo sięgając po zastępczą różdżkę "tylko w razie nagłych wypadków", wolnym krokiem udałem się w stronę drzwi.
Nie miałem zbyt dobrych przeczuć, ale mimo wszystko ufałem Farrah, że nikt niepowołany nie wie, że się tutaj znajduję.
Przekroczyłem ścianę i spojrzałem na już zamknięte wrota. Rozejrzałem się dookoła...
- Chyba musisz trochę poćwiczyć skradanie się.- odparła Farrah z drugiego kąta pokoju.- Chętne ci w tym pomogę.
- Jak ty to...- odwróciłem się zdębiały.- Mówiłem, że masz mnie tak nie straszyć.
- Wyluzuj Stone, to tylko ja.- podeszła do mnie.
Spojrzałem na nią.
- Tylko ty, albo jeden z sługusów Czarnego Pana. Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, na co jesteśmy oboje nara...- przerwałem, ponieważ zauważyłem, że Puchonka patrzy się na mnie wnikliwie.- Co?
- Jesteś strasznie spięty wężu.- odparła tajemniczo  i uśmiechnęła się figlarnie.
Zmarszczyłem czoło, Farr zachowywała się naprawdę dziwnie, nie odrywała ode mnie wzroku i tak jakby... trudno było mi to określić.
- Czy wszystko gra?- spojrzałem na nią nieufnie.
- Pewnie, tylko trochę jest gorąco.- zrobiła z ręki wachlarz.- Nie czujesz tego?- podeszła bliżej.
Chciałem się odsunąć, ale miałem wrażenie, jakby wzrokiem utrzymywała moje nogi na ziemi.
Onieśmielony jej bardzo... ekscentrycznym zachowaniem, musiałem zmienić natychmiast temat.
- Słuchaj, jeśli chodzi o twoje "zakońskie zabawki", to pozwoliłem sobie bliżej im przyjrzeć.- wskazałem ręką kufer, gdzie znajdowały się magiczne przedmioty.- Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła z tego pow...
- Jak mówiłam, gorąco...
Stałem jak zahipnotyzowany, podczas kiedy Puchonka zbliżała się do mnie nieubłaganie i jedną ręką odsuwała swoją czarną koszulę z ramienia ukazując tym całkiem nagie ramię.



- Jesteś zszokowany Davidzie? Ja również.- podchodziła coraz bliżej.
Wszystko zamieszało mi się we łbie. Przez chwilę czułem nieuniknioną pustkę w głowie. Nie wiedziałem co się dzieje, ani nie miałem pomysłu jak to się wszystko zakończy. Milczałem, tak po prostu. milczałem. Zero reakcji.
- Chodź ze mną wężu, wpełzniemy do norki, gdzie już moja siostrzyczka nas nie znajdzie.- złapała mnie za ramię.- Tam, gdzie oddasz się rozkoszy ciemności i bólu nieuniknionego.
Musnęła końcami palców moją klatę. A ja? Nadal miałem pustkę w głowie.
Złapała mnie za twarz i przybliżyła twarz do mojego ucha.
- Czarny Pan na ciebie czeka.- wyszeptała i wymierzyła swoją różdżkę w moje gardło.
- Drętwota!- krzyknął ktoś obok, a jasna iskierka światła przeleciała obok głowy Farrah.
- Kto śmie mi przeszkadzać!- krzyknęła dziewczyna, a ja od razu odzyskałem zdrowy rozsądek.
- Widzę siostrzyczko, że znowu trudnisz się morderstwami.- powiedziała to osoba łudząco podobna do Farrah.- David, uciekaj!
W sekundzie wyrwałem się z uścisku dziewczyny, ale ona zaatakowała błyskawicznie.
- Depulso!
Użyłem zaklęcie tarczy.
- Rictusempra.- Farrah wypowiedziała zaklęcie skierowanie do dziewczyny, ale ona się osłoniła.
Później wszystko działo się bardzo szybko.
Zaklęcia latały na wszystkie strony. Pojedynek mógł być przesądzony, ja i Farrah przeciwko tej kobiecie. Jednak ona wydawała się nieugięta.
- Petrificus totalus!
- Incendio!
Kula ognia przeleciała mi obok ramienia.
- Protego... Bombarda!
- Protego Maxima.- Farrah nas osłoniła.
- Expulso!- wycelowałem idealnie w brzuch napastniczki.
Kobieta odleciała do tyłu, zderzając się plecami z ścianą.
W jednym momencie odgłosy pojedynków uspokoiły się. Głuchą ciszę przerywały tylko strumienie wody wydobywające się z zepsutego kranu.
Odetchnąłem z ulgą i zgiąłem się wpół, żeby odpocząć.
- Dobra robota Stone.- odparła zdyszana Farrah, podchodząc do swojej przeciwniczki.
- Wracaj. Ona może się obudzić.- ostrzegłem Puchonkę, prostując się.- Dlaczego nie mówiłaś, że masz bliźniaczkę?
- Porozmawiamy o tym później.- zganiła mnie aurorka i wycelowała różdżką w swoją siostrę.- Obliviate.
Przyglądałem się temu bacznie. Wprawdzie kilka razy słyszałem o zaklęciu zapomnienia, ale nigdy nie widziałem działania uroku na własne oczy.
- Farr, Co ty robisz?- zapytałem.
Jedyną odpowiedzią na pytanie był groźny wzrok dziewczyny skierowany w moją stronę.
Trwało to jeszcze chwilę, ale później Puchonka schowała swoją różdżkę do kieszeni i patrzyła żałośnie na siostrę.
- Trzeba się stąd zmywać.- powiedziała poważnie, a ja przytaknąłem.

Rachel

Sala była całkowicie pusta, Nie było tutaj nikogo prócz mojej osoby, Pana Weasleya i przesłuchującej mnie dyrektorce Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Może zapytam w taki sposób Panno Trust. Czy mogłaby Pani opisać loch w którym Panią przetrzymywano?- czarodziejka wydawała się lekko zirytowana moim brakiem precyzji w odpowiadaniu na pytania.
- Powtarzam, że nie pamiętam za dobrze. Było ciemno, loch był bardzo długi i otoczony dziwnymi zaklęciami obronnymi.
Kobieta nie spoglądała w moją stronę. Wzrok miała skupiony na kartce, na której bardzo szybko co s zapisywała. Spojrzałam bezradnie na Pana Weasleya, a on uśmiechnął się tylko pocieszająco.
- Zna Pani może mężczyznę, który jak Pani wspomniała wcześniej, wielokrotnie używał na Pani zaklęcia torturującego?
Podrapałam się po głowie, próbując, po raz kolejny, przypomnieć sobie jak ten śmierciożerca się nazywał.
- Wydaje mi się, że Frank Hudges. Co do imienia niestety nie jestem pewna.
Po raz kolejny kobieta naskrobała coś na kartce.
- Potrafi go Pani opisać.
- Miał czarne włosy i był średniego wzrostu.- odparłam niemal natychmiast.- Budowa ciała raczej szczupła.
Pani Bones spojrzała na mnie tylko spod swojego monokla.
- Znaki szczególne?
- Twarz cała w bliznach od spalenia.- odruchowo spojrzałam na swoje dłonie, przypominając sobie o moim chwilowym braku panowania nad sobą. No tak... córka śmierciożercy...- Przychodził do mnie co dzień, aby upewniać się, że nie próbuję uciekać.
- Na polecenie?- widziałam, że było to pytanie retoryczne.
Wiadomo która bestia jest do tego zdolna jako jedyna.
- Voldemorta.- odparłam poważnie, czym wzbudziłam podziw na twarzy Pani Bones.- Lub Stelli.- zawahałam się.
- Stelli?
- Stelli, tak Stelli Stone.
Kobieta po raz kolejny dopisała kilka słów na swojej kartce.
- Rozumiem, że chodzi o córkę Olivera Stone'a?- czarodziejka zapytała powątpiewająco.- Wzorowego działacza na rzecz Wizengamotu?
Poczułam uścisk w żołądku. Spodziewałam się, że ojciec Davida jest kimś ważnym, ale że od razu macza palce w działalności sądu czarodziejów. Teraz wiedziałam, że nie będzie łatwo oskarżyć jego córkę o takie przestępstwo.
- Tak, chyba tak...- odparłam cicho.
- Jest Pani absolutnie pewna swoich oskarżeń?- Czarodziejka przybliżyła niebezpiecznie twarz do mojej. Wyglądało to tak, jakby mi nie wierzyła, a ja przełknęłam ciężko ślinę.
- Pani Bones.- zaczął Pan Weasley, widząc moje zdenerwowanie.- Proszę, nie można wpływać tak bardzo na zeznania kluczowych świadków. Skoro Rachel tak mówi, to najprawdopodobniej ma rację.- odparł łagodnie z lekkim uśmiechem.
Kobieta obarczyła go zimnym spojrzeniem, po czym oparła się o krzesło i prostując plecy, naskrobała dwa zdania do swojego zeszytu.
- A jaki udział, rzekomo miałaby mieć Pani Stone w tym porwaniu?
- Podejrzewam, że ona również macza palce w śmierciożerstwie.- odparłam, nie zastanawiając się nad swoimi słowami.
Widać było, że Dyrektorka Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie uwierzyła w moje słowa.
- Na jakiej podstawie Pani tak twierdzi?
- Pojawiła się znikąd, zaczęła zdobywać moją przyjaźń i właśnie od tego czasu wokół mnie działy się bardzo dziwne rzeczy.
- Jakie na ten przykład? Proszę wymienić.- podniosła żywo dłonie.
Kolejna pustka w głowie. Nie rozumiałam tego, jak często zapominam o ważnych faktach. Skoro te traumatyczne wydarzenia działy się stosunkowo niedawno, powinnam wszystko bez problemu opowiedzieć.
- No...- zawahałam się.
- Słucham?
- Na ten przykład śmierć Zachariasza Smitha.- ożywiłam się,.- Wielu twierdzi, że był to atak skierowany w moją stronę. W moją, albo w mojego ówczesnego chłopaka Grega Parkera.
Poczułam dziwny żal w sercu. Nie z powodu Grega, a z powodu Zahariasza, którego za kilka dni miałaby odbyć się rocznica śmierci.
Kobieta poruszyła swoją różdżką, a kilka sekund później w sali przesłuchań pojawiła się fruwająca teczka. Wydawało mi się, że były to osobiste akta.
Kobieta podeszła do unoszącego się przedmiotu, po czym wzięła go w rękę i zaczęła dokładnie przeglądać.
- Z tego co tutaj piszę. Pan Parker ostatnimi czasy znajdował się na oddziale zamkniętym szpitala świętego Munga. Trafił tam za próbę Pani zabójstwa.
- To nie była jego wina. W szpitalu stwierdzono u niego ciężkie zatrucie eliksirem mieszającym w głowie. Nie wiedział co robi.
- Jednakże to on oskarżył Panią o śmierć Zachariasza.- odparła, a ja schyliłam głowę.- Nadal nie zmienił swoich zeznań.
- Jak mówiłam, była to sprawka eliksiru.- odparłam głośniej niż chciałam.- A z tego co mi wiadomo i Pani również, Stella Stone jest bardzo utalentowana, jeśli chodzi o warzenie eliksirów.
Czarownica przez chwilę świdrowała mnie wzrokiem, po czym energicznie zamknęła akta Grega i odesłała je za pomocą zaklęcia.
- Eliksir mieszający w głowie, jest bardzo łatwy do uwarzenia.- usiadła z powrotem na krzesło.- Byle nastolatek mógłby utworzyć go bez większych problemów.
- Myli się Pani.- odparłam przecząco.
I znowu ten wzrok, który można by porównać do spojrzenia bazyliszka.
- W każdym razie, sprawa zabójstwa została umorzona z powodu braku dowodów. Ustaliliśmy, że była to przypadkowa śmierć. Pan Smith omyłkowo zażył eliksir i zginął.
Poczułam, że robi mi się gorąco. Ostatnimi czasy miałam dziwne parcie na ogień. Miałam ochotę, za pomocą zaklęcia spalić każdego, kto zaszedł mi za bardzo za skórę, a ta jędza robiła to od dłuższego czasu.
- Wie Pani co ja Pani powiem... - zaczęłam głośno, ale nie skończyłam ponieważ Pan Weasley stojący za mną złapał mnie za ramię i przytrzymał na krześle.
- Wydaje mi się, że jest to przesłuchanie, a nie śledztwo w sprawie śmieci Pana Smitha.- przypomniał poważnie.
Nastąpiła cisza, zrobiło mi się odrobinę głupio. Od dłuższego czasu nie panowałam nad sobą, nie rozumiałam tego, tak samo jak tego dlaczego tak wiele faktów mi umyka.
Dyrektorka również zamilkła. Wydawało się przez chwilę, że nawet złagodniała. Nie wiedziałam dlaczego.
- Więc Panno Trust.- zaczęła pierwsza.- Oskarża Pani pannę Stone o czynne działanie na rzecz Czarnego Pana, zabójstwo, porwanie i podjudzanie do używania zaklęć zakazanych, oraz kradzież tożsamości. Zgadza się?
Dopiero teraz dotarło do mnie, to jak bardzo naśmieciłam w życiorysie ślizgonki, ale mimo to pokiwałam energicznie głową na znak zgody. Należało jej się.
- I sądzi Pani, że szesnastolatka byłaby do tego zdolna?
W tym momencie chciałam przypomnieć historię Regulusa. Który w wieku właśnie szesnastu lat
stał się śmerciożercą i tak samo jak Stella, czynnie działał na rzecz Voldemorta, ale w świetle ostatnich wydarzeń, wolałam zamilczeć. Między innymi dlatego, że nadal nie wiedziałam co myśleć o wersji mamy.
- Tak.- skwitowałam.
- Zdaje sobie Pani sprawę z konsekwencji rzucania nieprawdziwych zarzutów?- zapytała.
- Tak.- powtórzyłam głosniej. Zaczynałam mieć tego dość.
Kobieta tylko po raz kolejny zmarszczyła brwi.
- W takim razie wznowimy śledztwo w sprawie śmerici Pana Smitha i przyjrzymy się dokładnie faktom wspomnianym w Pani historii. Jeśli dowody okażą się wystarczające, wdrożymy sprawę nieletniej czarownicy pod skrzydłem przedstawionych przez Panią zarzutów.
- Dziękuję.- odpowiedziałam pośpiesznie.
 - Sprawę wdrożyć jest łatwo, ale zdecydowane najtrudniej jest wygrać ją bez świadków. Jeśli chce Pani mieć jakiekolwiek szanse, radzę zatroszczyć się o świadków, a szczególnie ważne będą zeznania wspomnianego przez Panią wcześniej... Pana....- spojrzała w swoje notatki.- Davida Stone'a.
- Pojawi się.- odparłam mniej entuzjastycznie.- Mam nadzieję...- dodałam w myślach.
Szablon wykonany przez Melody