Music

piątek, 1 czerwca 2018

Rozdział 56 "Jedno pytanie. Jedna ocalona osoba"


Ocknęłam się w zupełnie nieznanym mi miejscu. Była to jakaś ogromna na kilkaset stóp wieża pokryta marmurem. Była okrągła, a dookoła w równych odstępach usytuowane były okna z widokiem na jakieś miasto. Na samym środku większości okien wisiał, duży metalowy dzwon zasłaniający niemal cały widok.
Podbiegłam do okna. Niestety nadal nie potrafiłam określić gdzie tak właściwie się znajduję. jedno było pewne. Na pewno nie było to nic ze świata magicznego.
- Rachel!- zawołał ktoś za mną.
- Greg. Tutaj jesteś.- odparłam, czując jak kamień spada mi z nieba.- Długo tu siedzisz?
- No, jakiś czas.- podrapał się po głowie.- Powiesz mi dlatego, atakuje cię osoba tak samo wyglądająca jak ty?
- To Stella pod wpływem eliksiru wielosokowego. Przyjęła się w szeregi Voldemorta i chce mnie dopaść. To tak w skrócie.
- Aha.- odburknął Puchon, ale w jego głosie usłyszałam niepewność.
- Wiesz co to za miejsce?
- Jakaś dzwonnica, czy coś w tym rodzaju. Musimy stąd spadać.
- Ale gdzie jest wyjście?
Rozejrzeliśmy się dookoła. Wszędzie były tylko okna. Ani drabinki lub czegoś w tym rodzaju.
- Masz może róźdżkę?- spytałam, uświadamiając sobie, że moja wypadła przy przenosinach.
- Daj mi ją tylko.
- To szybko.
Puchon tylko burknął coś pod nosem i wyciągnął z rękawa różdżkę, ale w tym samym momencie została mu wytrącona z dłoni przez jakieś zaklęcie.
Odwróciliśmy się i dostrzegliśmy, że w kącie stoi mężczyzna, rozpoznałam w nim tego samego osobnika który przed chwilą przeniósł mnie właśnie tutaj. Był wysoki i szczupły, miał brązowe włosy i takie samo obciachowe ubranko jak Stella, tyle że pod moją postacią.
- Czy w szeregach Czarnego Pana zabrakło ładnych pelerynek?- spytałam kąśliwie patrząc z wrogością na śmierciożercę.- Czego od nas chcesz?
- Doskonale wiecie czego oczekuje.- odpowiedział patrząc na moją kieszeń, z której wystawał uprzednio zabrany świstek papieru.
- Zapomnij!- krzyknęłam.
- Więc sam go sobie zabiorę.- mruknął.
W tym momencie bezbronny Greg rzucił się z pięściami na o wiele silniejszego mężczyznę i zaczął go nimi okładać. Rozwiązała się walka. Śmierciożerca próbował uwolnić dłoń z uścisku Puchona w taki sposób, aby móc spokojnie operować różdżką. Szarpali się tak przez chwilę. Przez chwilę zdawało mi się również, że Greg ma jakieś szanse w tym, aby wygrać tą potyczkę, szczególnie po tym gdy siłą udało mu się wytrącić różdżkę z dłoni śmieriożercy, ale myliłam się. Zaraz po tym wytrąceniu, mężczyzna zaczął atakować. Biedny Greg próbował się bronić, ale jedynie mógł unikać ciosów swojego rywala.
Ja nie zwlekając dłużej prześlizgnęłam się między ich nogami i podniosłam z ziemi różdżkę śmierciożercy.
- Wystarczy!- krzyknęłam, a ich wzroki zwróciły się w moją stronę.- Greg chodź tu.
Chłopak od razu został wypuszczony z uścisku śmierciożercy i podszedł do mnie.
- Wszystko gra?- spytałam.
- Taak, wcale nie był taki silny jakby się mogło zdawać.- odparł z dumą.
- Jak stąd wyjść?- spytałam mężczyznę, celując w niego różdżką.
Ten tylko uśmiechnął się chytrze.
- Stąd nie wyjdziecie.- mruknął pod nosem.
W sekundzie usłyszałam za sobą znajomy świst. Odwróciłam się do tyłu, a na mojej twarzy zagościła determinacja.



Zobaczyłam Stellę, która najwyraźniej zdążyła już pozbyć się skutków zaklęcia petryfikującego. Ta tylko uśmiechnęła się chytrze.
- Niespodzianka.- zawołała, po czym przyłożyła różdżkę do mojego brzucha.
Odleciałam do tyłu z dużą szybkością i uderzyłam o ścianę. Od razu poczułam tą turbulencję w okolicy pleców.
- Rachel!- krzyknął Greg i podbiegł w moją stronę. Chwycił mnie za ubranie i podniósł do góry, pomagając mi wstać.



Byłam oszołomiona. Czułam jak chwieję się na miękkich nogach. Gdyby nie Greg zapewne od razu upadłabym na zimną posadzkę.
- Rachel...- słyszałam tylko przerażony głos Puchona.
Nie odpowiedziałam. Co prawda byłam uderzana już kilkakrotnie podobnymi zaklęciami, ale nigdy z tak bliska. Ból można było porównać do zaklęcia Cruciatus, z tą różnicą, że tylko w jednym miejscu.
Nawet nie zaważyłam kiedy na dworze zaczęło robić się mrocznie. Szare chmury w całości pochłonęły niebo, a słabe słońce ustąpiło ciemności.
- Ray- usłyszałam jedynie jęk chłopaka.

Ocknęłam się wówczas wtedy gdy poczułam jak ktoś tarza mną o podłogę. Światełka w oczach migały mi jak szalone. Nadal odczuwałam skutki zaklęcia Stelli. Nie mogłam podnieść głowy, ażeby chociażby zobaczyć w którą stronę zostałam ciągnięta.
Spojrzałam jedynie w bok, gdzie szedł Greg. Był cały zgarbiony i mocno związany grubym sznurem. Wyglądał tak jakby zaraz miał paść z wyczerpania.
- Rachel!- zawołał chłopak i wyrwał się w moją stronę, ale od razu został ode mnie siłą odciągnięty.
Dopiero teraz zauważyłam, że Puchon miał całą pobitą twarz, rozbity łuk brwiowy i nos z którego wylewała się zaschnięta krew.
Niestety nie zdążyłam dokładniej się przypatrzyć. Bo człowiek który ciągnął mnie łańcuchem stanął w miejscu. Wyszarpał mnie w górę i popchnął przed siebie.
- Panie. oto najnowsza dostawa.- mruknął ochrypłym głosem. Dopiero teraz zorientowałam się, że był to ten sam śmierciożerca, który pomagał Stelli.
- Doskonale Stello.- zabrzmiał mroczny głos. Był to Voldemort. Uśmiechnięty od ucha do ucha, a obok niego stała Ślizgonka.- Długo wyczekiwałem twojej wizyty Trust.
Wstrzymałam oddech i rozejrzałam się dookoła.
- Wypuść mnie!- krzyknęłam, próbując wyswobodzić się z okrwawionych łańcuchów.
Po sali rozszedł się głośny śmiech innych śmierciożerców.
- Oczekujesz niemożliwego.- odparł i pstryknął swoimi długimi palcami.
Od razu do sali weszło trzech innych popleczników Volemorta, którzy tak samo jak pomagier Ślizgonki trzymali w dłoniach łańcuchy na końcu których znajdowali się  jacyś ludzie. Dopiero w świetle dostrzegłam kto tak naprawdę został uwięziony.
- Mamo? Tato? David?- jęknęłam, a ogromna gula utknęła mi w gardle.
- Rachel!- krzyknęli przerażeni rodzice, wyglądali jak cień człowieka.
- To niemożliwe.- zawtórował David.
- Ale jak?
- Nigdy nie doceniałaś moich umiejętności Trust.- odparła usatysfakcjonowana Stella i roześmiała się złowrogo.- Oczywiście mała pomoc zawsze mile widziana.
Spojrzałam w bok, gdy tylko moje oczy dostrzegły postać, która wyłoniła się z cienia.
- Farrah!- krzyknęłam dostrzegając dziewczynę.- Jak mogłaś, zakon ci ufał!- zawarczałam.
- Litości.- odezwała się skonsternowana dziewczyna.- Nie obrażaj mnie mała.
- Rachel.- odezwał się słabym głosem David.- To nie jest Farrah.
- Hy?- spytałam zbita z tropu.
- Słuchaj przystojnego chłopaczka Trust.- zaciumkała słodko dziewczyna.- Moja urocza siostrzyczka już dawno gryzie ziemię. Oczywiście od spodu.- zaśmiała się Sarah.
- Ty potworze! Jak śmiesz!- wyrwał się w jej stronę.
Od razu po sali rozeszła się silna magiczna fala, a David odleciał do tyłu i uderzył plecami o ścianę.
- Cisza!- zarządził Voldemort.- Swoje porachunki załatwicie kiedy indziej, teraz chodzi o Trust.
- Czego ode mnie chcesz świrze?- spytałam ostro.
- Cóż za niewychowanie.- mruknął Czarny Pan i spojrzał na sługusa Stelli.- Zaraz będziesz inaczej do mnie mówić. Zagrajmy w grę Trust. Ja zadam ci cztery pytania, a ty mi na nie odpowiesz. Jedno pytanie jedna ocalona osoba.- odparł Voldemort, a ja zmarszczyłam czoło.- Pasuje taki układ?
- Pod żadnym pozorem nic mu nie mów Rachel! - zawołała mama.
- Cisza.- mruknął jeden z śmierciożercow i  przyłożył różdżkę do jej gardła.
- Umowa stoi?
- Zapomnij! Nic ode mnie nie usłyszysz.- odparłam stanowczo idąc za rozkazem mamy.
Czarny Pan bez cienia litości na twarzy uniósł różdżkę i wycelował nią w mojego ojca;
- Avada Kedavra!- krzyknał Voldemort, a zaklęcie ugodziło mojego tatę, który upadł jak kłoda na posadzkę.
- Nieeee!- krzyknęłam.
- Theodore.- zawtórowała mi mama i upadła bezwładnie na ziemię próbując zbliżyć się do męża.
- Tato.- jęknęłam pod nosem, a łzy napłynęły mi do oczu patrząc na martwe ciało człowieka który mnie wychował.
-Theodore.- odparła cicho mama przytulając się do klatki piersiowej małżonka. Klatki, z której nie wydobędzie się już żaden oddech.
- Jakie to żenujące.- odparł Czarny Pan i pstryknął palcami. Na ten znak mama została siłą odciągnięta od taty.
- Dostałeś ten przeklęty papier, nie wiem czego ode mnie teraz chcesz.- mruknęłam cicho spoglądając mętnym wzrokiem na podłogę.
- A czy tobie się wydaje, że nie próbowałem odczytać treści w nim zawartej? Oczywiście, że tak, ale został on przypieczętowany tak, że tylko osoba, której wizja go dotyczy mogła rozgryźć tekst. Teraz jest nic nie wart, dokładnie jak jego życie.- wskazał palcem na martwe ciało mojego ojca.- Co takiego wydarzyło się siedemnaście lat temu przy Grimmuald Place?- spytał szturmując mnie wzrokiem.
- Nic co mogłoby kogokolwiek zainteresować.- odparłam sucho.
- "Nic co mogłoby kogokolwiek zainteresować".- powtórzył moje słowa celując we mnie różdżką.- Crucio.
Upadłam jak długa na ziemię. Już wszystko było mi jedno, słyszałam jedynie krzyki mamy i moich przyjaciół. Ból nie był już tak dokuczliwy jak kiedyś. Przyzwyczaiłam się do niego. Moja strapiona dusza jakby zagłuszona poczuciem żalu i straty wypchnęła ze świadomości cały ból spowodowany klątwą. Teraz czułam jedynie małe ukłucie, porównywalne do wbijania igły. Zacisnęłam mocno pięści.
W tym momencie zaklęcie ustało, a ja podniosłam głowę niczym zwycięzca i spojrzałam niewzruszonym wzrokiem na Czarnego Pana, który z niewiadomego powodu upadł na kolana. Trzymał się  jedynie za brzuch i próbował wstać co najwyraźniej sprawiało mu nie lada trudność.
- Panie?- Stella wyglądała na przestraszoną tym co właśnie zobaczyła.
Ja również nie wiedziałam co właściwie się stało. Leżałam na posadzce i wpatrywałam się w Voldemorta.
- Co się wydarzyło?- spytał zdziwiony czarnoksiężnik wstając na równe nogi i lustrując mnie wnikliwym wzrokiem.
Nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego jakiś mężczyzna wbiegł szybko do pomieszczenia.
- Panie.- ukłonił się nisko.- Wiemy gdzie znajduje się Potter.
Czarny Pan wyprostował się nagle, wyglądał tak jakby to, co zdarzyło się przed chwilą nie miało miejsca.
- Zabrać mi te śmiecie do lochów.- rozkazał i już chciał wyjść, ale w sekundzie damski głos rozszedł się po komnacie.
- Chwila, chwila. A moja zapłata?- wtrąciła się Sarah.
Voldemort tylko spojrzał na zabójczynię z wyższością.
- Dostarczyłam chłopaczka wedle umowy.
- Ależ oczywiście. Stello, zapłać jej.- odparł chytrze.
- Z przyjemnością. Avada Kedavra.- krzyknęła ślizgonka celując różdżką w Sarah. Zielone światło wydobyło się z jej różdżki i ugodziło niczego nieświadomą Sarah. Ta zaś odleciała z impetem do tyłu tak samo jak uprzednio zrobił to mój ojciec.
- Niech to będzie przestrogą dla każdego, który odważy mi się sprzeciwić.- dodał głośno Riddle, po czym oddalił się wraz z Stellą.
Nie wierzyłam w to, co wydarzyło się przed chwilą, ale nie miałam ochoty się nad tym rozczulać. Tym bardziej, że od razu poczułam jak ktoś szarpnął mnie za ubranie i popchnął do przodu sugerując mi tym samym, że mam ruszyć się przed siebie.
 Gdy tylko dotarliśmy do jednej z cel od razu poczułam smród rozkładającego się ciała. Zrozumiałam, ze ktoś musiał naprawdę wyzionąć tu ducha. Nogi zrobiły mi się jak z waty, dlatego usiadłam na zimną podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Nie powiem, że płakałam. Już dawno tego nie robiłam.  Po prostu martwiłam się o to co wydarzyło się jakiś czas temu. Słyszałam walenie Davida w kratę i próbującego ją wyrwać, aby móc spokojnie uciec. Nie spojrzałam w tamtą stronę. Miałam już wystarczające wyrzuty sumienia z powodu tego, że przeze mnie oboje z Gregiem tu trafili. Nie miałam prawa narażać ich oboje na aż takie niebezpieczeństwo.
- Zostaw to David!- rozkazałam chłopakowi, czując jak ten dźwięk uwięzi doprowadza mnie do szału.
- Musimy się stąd wydostać.- stwierdził chłopak nie bardzo rozumiejąc moją reakcję.
- Wszystko w porządku Rachel?- spytał Greg drapiąc się po głowie.
- To najbardziej najgłupsze pytanie jakie mogłeś zadać.- odparłam kąśliwie, a widząc minę moich przyjaciół zrobiło mi się głupio. - Wybaczcie. Nie o to mi chodziło.- pokiwałam głową i zobaczyłam jeszcze bardziej ich zorientowane miny. - To znaczy musimy wymyślić inny sposób na wydostanie się stąd bo te kraty są za mocne. No nie patrzcie się tak na mnie.
 - No nie o to nam chodzi...- zaczął Greg.
- Jesteś jakaś za bardzo rozpalona.- stwierdził David.
Spojrzałam na swoje dłonie, a potem całe ręce aż po ramiona. Rzeczywiście wydawało mi się, że nabrały one nieco czerwonego koloru.
- To jest to.- szybko podbiegłam do krat, chwyciłam za nie jak zrobiłam to uprzednio i próbowałam nagrzać metal w taki sposób, aby móc je rozchylić. Jednak na próżno. Kraty ani drgnęły. Ktoś musiał pokusić się o jakieś zaklęcia ochronne. Bo to było niemożliwe aby tym razem ten sposób nie zadziałał. Odwróciłam się na pięcie i założyłam ręce na piersi. 
- Spróbujemy czegoś innego Rachel. Nie przejmuj się.- odparł Greg i położył dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia. Na co ja tylko prychnęłam arogancko pod nosem.
- Przykro mi, że Twój tata nie żyje Ray, ale to nie usprawiedliwia takiego zachowania.- David najwyraźniej nie potrafił znieść moich humorków.- To, że zachowasz się jak  dziecko nic nie zmieni. Teraz musimy współpracować.
Spojrzałam na Grega i zauważyłam, że i on podziela zdanie Ślizgona.
- Dobra, więc co robimy?
- Magia nie zadziała.- zauważył Puchon.
- Istotna uwaga.- odparłam iście Krukońskim tonem.
- Zostaje nam siła fizyczna. A strażnik jest jeden.We dwóch damy radę.- zwrócił się do Grega - Tylko jak zmusić go do otworzenia zamka?
- Pertraktacje?- spytał Greg.
- Odpada, sługusy Voldemorta nie przepadają za rozmową.
- Więc musimy go ściągnąć, a gdy uda nam się wydostać na zewnątrz spróbuję nas aportować jak najdalej stąd.- odparłam.- Prawie zapomniałabym o mamie.- uderzyłam się w czoło otwartą dłonią.
Greg i David spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
- To mamy kłopot.
- A nie możemy wyjść i spróbować przywołać posiłki?- spytał David, wyglądał tak jakby nad czymś ostro myślał.
- Wykluczone. Straciłam tatę i nie chcę stracić i mamy.- głos mi się załamał.
- Będzie nas niepotrzebnie spowalniać. Im szybciej je wezwiemy tym większa szansa, że przeżyje.- Ślizgon naciskał na swoje.
Bardzo go lubiłam, zawsze potrafił walić prosto z mostu i nakreślać możliwą sytuację. W wielu rzeczach okazało się to bardzo użyteczne. Ale tym razem mógłby się nie odzywać, chociaż w istocie zdrowego rozsądku nie wolno było mu odmówić. Nie mając za wiele do powiedzenia skinęłam niepewnie głową.
- Chyba mam pomysł jak można się wydostać.- odpalił nagle Greg.- I to w bardzo Hollywoodzki sposób.

-Pomocy! Jest tu ktoś?!- po celi rozszedł się drżący głos Grega. Ten chłopak naprawdę miał talent.
- Kto się tam drze?- usłyszałam męski bardzo zachrypnięty ton. Niestety nie mogłam odwrócić głowy, ani nawet nic nie mówić. W końcu nieprzytomni i ryby głosu nie mają...
- Coś stało się z Rachel. Upadła, chyba nadal odczuwa skutki tortur.
- A co mnie to obchodzi? Zamknąć usta i siedzieć cicho- rozkazał.
- A to, że tylko ona wie coś co jest bardzo potrzebne Czarnemu Panu i jeśli ona zginie, to zginie z nią, a wraz z tym i ty.
Usłyszałam pojedynczy krok. Tak jakby ktoś chciał odejść, ale odwrócił się z powrotem.
- To nie będzie moją winą.- odparł uparty.
W duchu mogłam jedynie kibicować Puchonowi, tak aby plan nie poszedł na marne.
- Sądzę, że Voldemort będzie miał inne zdanie. Chcesz się przekonać?- spytał poważnie.
Usłyszałam jedynie pomruk niezadowolenia.
- Odsuń się.
Chwilę później do moich uszu doszły dźwięki otwierania kłódki i powolnych kroków. Brawo Greg!
- Teraz!
W sekundzie usłyszałam trzask metalowych drzwi, które z ogromną siłą odbiły się od czyichś pleców, czego następstwem był upadek rosłego mężczyzny na kamienną posadzkę.
Spojrzałam na sytuację.
- Spadamy!- rozkazał David, który powalił śmierciożercę i zabrał mu różdżkę.
Skinęłam tylko głową i udałam się wraz z Gregiem na korytarz.
Biegliśmy przez całe lochy. Miałam dziwne deja vu, że już raz przeżywałam tą sytuację i przebiegała ona w bardzo podobny sposób. Tylko teraz z tą różnicą, że miałam wsparcie przyjaciół, co dodało mi sił dlatego przyśpieszyłam.
W biegu próbowałam wychwycić znajomą sylwetkę mamy wśród innych więźniów, ale nigdzie nie potrafiłam jej dostrzec. Zrobiło mi się przykro, ale David miał rację. Musiałam pomóc najpierw sobie, aby pomóc mamie. 
Gdzieś za rogiem stało dwóch wyposażonych w różdżki śmierciożerców, zapewne zaalarmowanych ucieczką. 
- Co robimy?- spytał Greg.
David westchnął.
- Drętwota!- krzyknął, posyłając zaklęcie w stronę jednego z śmierciożercow. 
Po czym schował się za murem ochraniając się przed kontratakiem drugiego.
Zaklęcie uderzyło w ścianę po czym jednym szybkim ruchem Ślizgon posłał drugie zaklęcie w jego stronę. Ciało poplecznika Czarnego Pana upadło nieruchomo na ziemię. Trafił, a zaraz potem podleciał do nich, podniósł ich różdżki i rzucił w naszą stronę.
Greg wydawał się zdziwiony jego zachowaniem.
- Przecież nie poradzę sobie sam.- mrugnął do nas, a Puchon uśmiechnął się porozumiewawczo.
Biegliśmy przed siebie. Co prawda trafiliśmy na kilka ślepych uliczek, a lochy ciągnęły się kilometrami, ale w końcu w oddali zauważyliśmy przestronne kamienne schody prowadzące na górę.
- Tędy.- zawołał David.
W sekundzie trzy postacie pojawiły się na ich szczycie, a jeszcze szybciej jedno z zaklęć uderzyło w biegnącego przodem Davida, odpychając go do tyłu.
Spojrzeliśmy z Gregiem po sobie i w tym samym momencie posłaliśmy dwa różne zaklęcia, które z hukiem odrzuciły dwie z trzech postaci. Ostatnia z nich próbowała rzucić na nas zaklęcie, ale tarcza Grega okazała się silniejsza.
Gdy tylko zostaliśmy ochronieni. Unieruchomiłam trzeciego śmierciożercę zaklęciem. Podbiegliśmy wówczas do Ślizgona. 
- Wszystko w porządku?- spytałam wystraszona.
- Wyliże się.- odparł chłopak i korzystając z pomocy Grega wstał na równe nogi.
- Musimy biec.- zauważył Puchon.
Tak też zrobiliśmy, zręcznie unikaliśmy kolorowych światełek posyłanych w naszą stronę. David miał ciężej, ale był najsilniejszy z nas więc radził sobie świetnie.  Na ostatniej prostce drogę zaszło nam drogę kilku śmierciożerców. Upadliśmy na ziemię unikając zaklęć po czym wstaliśmy i każdy z nas próbował chronić się i atakować we własnym zakresie, ale było ich za wielu. Zboczyliśmy z korytarza i wbiegliśmy za drzwi, które w tym momencie okazały się najlepszym wyjściem. Zaklęciem zamknęliśmy zamek i wzmocniliśmy wrota, jednak było to za mało. Po pokoju rozszedł się głos wyrywania drzwi. Co najmniej kilkoro rosłych mężczyzn uderzało ramionami o drzwi. W takiej sytuacji, za chwilę mogą nie wytrzymać i wypuścić napastników do nas.
- Co robimy?- spytał Greg, którego prawie że nie było słychać pośród trzasków.
- Musimy współpracować.- odparłam.- Tylko tak odeprzemy ataki.
- Jasne.- odparli zgodnie.
- Trzy...- trzaski przybierały na mocy.- Dwa...- zdawało się, że zaraz drzwi się połamią- Jeden!- rozległ się huk, a wrota odpadły z impetem na bok.
- Depulso!- krzyknęliśmy w jednym momencie. Kolorowe światła zaświeciły się po pokoju, niemal całkowicie go rozświetlając, a wcześniej wspomniane światła odrzuciły do tyłu niczego nie spodziewających się śmierciożerców
- Ascendio- krzyknął jeden z mężczyzn, który jako jedyny nie został trafiony, ponieważ był najbardziej wysunięty na wschód. 
Zaklęcie pognało w moją stronę. W ostatnim momencie zrobiłam unik, ale i tak lekko ugodziło w moje prawe ramię. Jęknęłam i złapałam się za nie, 
- Musimy uciekać.- odparł Greg i pociągnął mnie za zdrowe ramie. David miał najprawdopodobniej zabezpieczać przody.
Wybiegliśmy na dwór, mijając nieprzytomnych Czarnoksiężników, wtedy po raz kolejny upadłam na kolano.
- Musisz wstać Ray.- odparł poważnie Ślizgon i próbował mnie podnieść, a ja czułam jakby ktoś własnie odrywał mi ramię od reszty ciała.
- Nie da rady nas teleportować.- stwierdził Puchon.
Pogoda po raz kolejny zmieniła się w mgnieniu oka, niebo nabrało szarej barwy, a ja miałam wrażenie jakby dobra nie miało było już na świecie.
Spojrzeliśmy za siebie. Chmara dementorów unosiła się swobodnie na niebie tóż nad posiadłością w której nas przetrzymywano. Gdy tylko dostrzegli naszą trójkę w zatrważającą szybkością poszybowali w naszą stronę.
Od razu wzięliśmy nogi w zapas. Jednak dementorom niełatwo uciec, dlatego pilnowali Azkabanu. Byli bardzo szybcy.
- Uciekajcie!- krzyknęłam do przyjaciół, a Ci odwrócili się od razu- Zatrzymam ich.
Nie czekając na odpowiedź odwróciłam się przodem do tych stworów. Uniosłam różdżkę, używając do tego bolącego ramienia, co wywołało u mnie pieczenie w tych okolicach.
- Expecto Patronum!- krzyknęłam, celując w sam środek grupy dementorów.
Niemal natychmiast rozbrzmiało niebieskawe światło, które w mgnieniu oka uformowało się w majestatycznego tygrysa. Stwór ten przebiegł mi nad głową i głośno zaryczał, a z jego pyska wydobyło się więcej niebieskiego światła, powstrzymującego demrntory przed zbliżeniem się do mnie, wyglądało to tak, jakby jakaś niewidzialna moc odpychała je od tygrysa. Próbowałam zwracać uwagę jedynie na moim najszczęśliwszym wspomnieniu, aby utrzymać tarczę i użyć pełni mocy zaklęcia, ale posiadanie obcej różdżki i piekące ramię utrudniało mi zadanie. Czułam jak tygrys traci na mocy, a dementorów wcale nie ubywało. Myślałam, że zaraz upadnę, ale w ostatnim momencie rozległo się ryczenie niedźwiedzia. Zza mojej głowy rozpromieniło się światło podobne do tego, które ja utworzyłam. A obok tygrysa pojawił się Patronus Grega, pomagając mu się utrzymać. W dodatku jeśli tego byłoby mało nad moją głową pojawił się cień ogromnego ptaka. Spojrzałam do góry i dostrzegłam kruka. Był to patronus Davida. Ptak ten zaskrzeczał i dołączył do swoich zwierzęcych towarzyszy, jednocześnie tworząc tarczę nie do zbicia, która w mgnieniu oka pochłonęła całą chmarę stworów, odpychając ich na zatrważającą odległość do tyłu. Gdy tylko dementorzy zniknęli z pola widzenia mogliśmy odetchnąć z ulgą.
- Skąd?- spytałam oddychając ciężko raz po raz- Jak??
Chłopcy uśmiechneęli się do siebie.
- Niech ci się nie wydaje, że wiesz o mnie wszystko Trust.- odrzekł zadziornie David.
- Ja z Hogwartu. Gdy tylko rozpoczął się ostatni rok, twoi przyjaciele, znaczy Ginny, Neville i Luna reaktywowali Gwardię Dumbledore'a, zaczęli uczyć podstawowej obrony. Tego zaklęcia nauczyłem się od nich.
- Jednak byleś w Hogwarcie?- spytałam ciekawsko.- Zdawało mi się, że nikt tam nie zechce wrócić.
- I wcale bym się temu nie dziwił. W szkole nie dzieje się za dobrze od kiedy dyrektorem jest Snape.- Greg podrapał się po głowie.
- Coś słyszałam.- odparłam zdawkowo.
- Możemy o tym pogadać gdzie indziej?- spytał Ślizgon.
- Znam odpowiednie miejsce, złapcie się mnie.
- Dasz radę nas teleportować?- spytał zatroskany Greg.
- Jasne. To tylko kilka ruchów. Nic wielkiego.- uśmiechnęłam się lekko.
Chłopcy przytaknęli niepewnie i zrobili to, o co ich prosiłam.

Nasze stopy dotknęły ziemi chatce Regulusa. Od razu usiadłam na resztkach sofy, które zostały po ataku Stelli. Musiałam na moment odpocząć.
- Ładna chatka.- odparł David i podszedł do okna.- Wszystko w porządku?
- Tak, jasne. Muszę tylko odpocząć na moment.
- Dzielna dziewczynka.- Greg uśmiechnął się szeroko i usiadł obok. - Powiesz mi co takiego znajduje się na tej kartce?
Puchon wyciągnął z kieszeni owy przedmiot i wcisnął mi go w rękę.
- Skąd to wziąłeś? Byłam pewna, że Stella ją zabrała?
- Bo tak było, ale na szczęście zdążyłem jej go odebrać. Wiem, że jest w jakiś sposób zabezpieczony. Nawet Stella pod twoją postacią nie potrafiła go użyć. Rachel, co to za zaklęcie?
Spojrzałam na kartkę i raz jeszcze przebiegłam wzrokiem po słowach "Ad mutare malum".
- Wiem tylko, że jest to coś w rodzaju wizji. Wizji przeszłości.
Greg otworzył szeroko oczy.
- Wizji przeszłości?
- Tak przeniosło mnie do czasów kiedy to byłam małym dzieckiem. Dzięki temu zobaczyłam co się wtedy wydarzyło, ale nadal nie wiem do czego to przyrównać.
- Co chcesz z tym zrobić?
- Z tym? Na razie nic. Chciałabym znaleźć Harry'ego, Rona i Hermionę. Od kiedy odłączyłam się od ich trójki nie wiem co się z nimi dzieje. Martwię się.
- Gdy jeszcze byłem z Hogwarcie słyszałem, że zjawili się w Dolinie Godryka, ale to było jakiś czas temu. Wątpię, że dalej tam są.
- A tak bardzo chciałam spytać Hermiony co sądzi o tej sytuacji.- spojrzałam na podłogę.
- Jeśli myślisz, że to jedyny sposób, na to, żeby  prawdę to może rzeczywiście warto ich poszukać.- stwierdził Greg.
- Jak myślisz David?- zwróciłam się do chłopaka, który w dalszym ciągu patrzył stęsknionym wzrokiem w okno.
- Jeśli ty nie wiesz co z tym zrobić, to tym bardziej Granger.- spojrzał na mnie i od razu ponownie przeniósł wzrok na zewnątrz.- Myślę, że musimy dostać się do Hogwartu. Może w bibliotece z znajdziesz coś co da ci jakiś pomysł.
- Jak? Snape jest dyrektorem, zapewne dobrze zabezpieczył wszelkie wejścia.
- Tylko jednego nie.- zamyślił się Greg.- Chyba musimy odwiedzić brata Dumbledore'a.
Szablon wykonany przez Melody