Music

środa, 14 września 2016

Rozdział 39 "Magia odnawia się niespodziewanie wiele pokoleń później"



Witajcie miśki!
No i jestem po jakże krótkiej, niespodziewanej przerwie. Nie było mnie od miesiąca, wszakże miałam kilka osobistych spraw do załatwienia. Następna część powinna być już nieco wcześniej, ponieważ [SPOJLER] akcja w tym rozdziale, a konkretnie w końcówce nabierze tempa ;)
Zapraszam do lektury!   




Rozglądałam się niepewnie po całej stronie. Byłam tak roztrzęsiona zachowaniem Hermiony, że moje oczy odmówiły posłuszeństwa, a ja sama miałam problemy z wyostrzeniem obrazu. Jednak gdy tylko mi się to udało, pierwsze co przeczytałam, były słowa "Rodzina Malfoy". Już sam napis mi się nie spodobał, dlatego spojrzałam porozumiewawczo na Gryfonkę.
- Hermiono... jesteś pewna, że to na tej stronie? Tutaj ewidentnie pisze o Malfoyach...
- No wiem przecież, ale chodzi mi konkretnie o jeden fragment...- przyjaciółka wskazała palcem jeden urywek tekstu.- O ten, dotyczy on niejakiego Brutusa Malfoy'a.
Przytaknęłam i wbiłam wzrok w kawałek tekstu.

"...Brutus nienawidził mugoli i wydawał gazetę o nazwie Walczący Mag, w której w 1675 roku pisał następująco: „Niechaj będzie wiadome wszem wobec; czarodziej, który znajdzie upodobanie w mugolskiej kampanii, niechybne odznacza się lichym rozumem, a słabość jego magicznej mocy, jeśli w ogóle taka zarządza, godna jest pożałowania. Taki może czuć się tylko w mugolskim chlewie nie masz pewniejszej oznaki lichości magicznej wobec tych, którzy nie są i nigdy nie będą obdarzeni”. 
Pomimo tak ostrych słów ze strony Brutusa, niejednokrotnie oskarżano go o konszachty z wtedy jeszcze potężnym, magicznym rodem Montrose'ów. Ród ten działał wtedy na rzecz prześladowanych mugoli, sprzeciwiał się on nastrojom antymugolskim, oraz głęboko pogardzał stereotypy powielane przez Malfoy'ów. Do teraz nie jest znany powód, aż tak kolosalnej zmiany w poglądach Brutusa, jednak wielu twierdzi, że było to związane z jego romansem z Gerthrude Montrose, jednak nigdy nie zostało to oficjalnie potwierdzone."

- Co... co tutaj pisze...?- przyłożyłam dłoń do ust.
- Spokojnie Rachel. Jak już mówiłam... tutaj wcale nie musi chodzić o twoich przodków.- uspokajała mnie przyjaciółka.
- Hermiono, ty sama w to nie wierzysz...- pokiwałam żałośnie głową, a Granger spuściła wzrok.- Tylko dlaczego matka nic o tym nie wspominała, gdy wielokrotnie pytałam ją o magię?
- Może nie miała pojęcia.- zasugerowała delikatnie Gryfonka.
- Moja mama wiedziała o magii więcej niż powinien wiedzieć przeciętny mugol, musiała znać swoje korzenie. Nie ma innego wyjaśnienia.
- Uważam, że powinnaś porozmawiać z matką, a najlepiej zrobić to jak najszybciej.- odparła poważne Hermiona.- Napisz do niej.
- Za tydzień wracamy do nory na święta. Nie chcę pisać listów, muszę z nią porozmawiać w cztery oczy.- zaprotestowałam.- Hermiono, mogłabym zabrać tą książkę na jakiś czas? Może uda mi się coś więcej znaleźć.
- Pewnie, tylko muszę ją oddać jeszcze przez feriami.- poinformowała mnie brązowowłosa.
Podziękowałam jej za pomoc i  uprzednio zabierając książkę, czym prędzej udałam się w stronę swojego dormitorium, aby jeszcze raz dokładniej obadać księgę.



Dźwięk uderzenia o szkło, natychmiast odwróciło uwagę profesora.
- Uważaj Tom.- odparł profesor spoglądając na młodego Riddle'a.- Chcesz się o coś zapytać?
- Tak proszę Pana.- powiedział chłopak, po chwili milczenia.- Za bardzo nie wiem, do kogo mógłbym się z tym zwrócić.- spojrzał na Slughorna.- Inni nauczyciele nie są tacy jak pan... mogliby źle mnie zrozumieć.
- I co dalej?- profesor wydał się zaskoczony takiego rodzaju wyznaniem chłopaka, dlatego stanął w miejscu w bezruchu.
- Byłem kiedyś w bibliotece, w dziale ksiąg zakazanych i tam przeczytałem dziwną, kompletnie nieznaną dla mnie nazwę.- przerwał na chwilę.- To słowo, o ile się nie mylę to...
W jednym momencie po całej sali rozległ się dźwięk jakiegoś dziwnego szumu, który uniemożliwiał dalsze podsłuchiwanie dialogu. Trwał on przez kilka sekund, a poźniej wszystko już było w porządku.
- Ja nic nie wiem o takich rzeczach, a nawet jeślibym wiedział to nie powiedział!- krzyknął rozeźlony profesor.- A teraz won stąd natychmiast i nigdy mi o tym nie wspominaj!
Po tych słowach wspomnienie skończyło się, a ja wraz z Harrym z powrotem znaleźliśmy się w gabinecie profesora Dumbledore'a.
- Jesteście zszokowani?- spytał dyrektor.- Wcale mnie to nie dziwi...
- Nic nie rozumiem.- odparł sucho Harry, wychodząc z szoku.- Co to było?
- To jeden z najbardziej cennych wspomnień z mojej kolekcji.- odpowiedział staruszek.
- Profesorze, ale dlaczego jest ono zniekształcone?- zapytałam szybko.
- Majstrowała przy nim ta sama osoba, od której udało mi je wyciągnąć, czyli nasz kochany profesor Slughorn we własnej osobie.
- Przecież to bezsensu, dlaczego profesor Slughorn zmieniałby swoje własne wspomnienie?- Z moich ust padło kolejne pytanie.
- Mógł się go wstydzić.- zaproponował Harry.
- Otóż to...- potwierdził Dumbledore.- Prosiłem was, abyście zaprzyjaźnili się z nim, a teraz chcę, abyście wydobyli od niego prawdziwe wspomnienie.
- Nie znamy go tak dobrze... Jak mamy to zrobić?- skrzyżowałam ręce na piersi.
- To wspomnienie jest bardzo ważne... bez niego nie pójdziemy dalej... bez niego cały świat może zostać zagrożony.- odparł, przepuszczając między palcami wodę, do której została wlana ta retrospekcja.
- Jeśli tak, to zrobimy wszystko wraz z Rachel, aby je zdobyć.- zapowiedział Harry, dotykając mojego ramienia, a ja przytaknęłam niepewnie głową.
Wiedziałam, że Harry nie da za wygraną, jego heroizm robił wrażenie, jednak ja nadal miałam wątpliwości co do tego zadania. Nie ufałam Dumbledore'owi równie mocno jak Potter, przede wszystkim, dlatego, że profesor zawsze wydawał mi nazbyt tajemniczy i zawsze miałam wrażenie, iż on wie więcej o mnie i o Harrym, niżeli my sami, ale z jakiś powodów nam tego nie mówi.
- Profesorze... chciałabym się jeszcze o coś zapytać.
- Tak, panno Trust?- dyrektor skupił na mnie swój wzrok.
- Skąd tak naprawdę biorą się mugolaki? Bo czytałam o wielu przypadkach, gdy moc wzięła się praktycznie znikąd...- podrapałam się po głowie.
- Wielu niedokształconych czarodziei twierdzi, iż posiadanie magicznych zdolności to wygrana na loterii... każdego może dotyczyć...
-...a tak nie jest?- przerwałam, zdumiona.
- Nie... w każdym razie nie do końca.  Ich magiczne zdolności nie wydają się znacznie dotknięte przez pochodzenie - w istocie, wielu Mugolaków znajdowało się wśród najpotężniejszych czarownic i czarodziejów. Tak samo jak wasza przyjaciółka Hermiona Granger. Może być ona spokrewniona z Hektorem Dagwoth'em-Grangerem... wybitnym eliksirotwórcą.- powiedział z lekkim uśmiechem.
- W takim skąd się wzięły pogłoski o tym, że moc magiczna bierze się z nieznanego źródła?- zapytałam coraz bardziej zaciekawiona słowami Profesora.
- Jak już wspominałem, może się brać z niewiedzy. Dzieci z mugolskich rodzin dziedziczą magiczną moc po dalekich przodkach; wywodzą się od charłaka, który poślubili mugola i którego rodzina w końcu straciła wiedzę o magicznym dziedzictwie. Magia odnawia się niespodziewanie wiele pokoleń później.- mrugnął do mnie.
- Czy to oznacza, że każdy mugolak ma korzenie wśród rodzin czystokrwistych?- drążyłam nadal. 
- Ilość mugolaków w czarodziejskiej populacji wzrasta, kiedy to rody czystej krwi kurczą się w rozmiarach i liczbach. Więc tak...- odpowiedział.- Przepraszam bardzo, nie chciałbym być niedyskretny, biorąc pod uwagę, że pan Potter nadal przebywa z nami w pomieszczeniu, ale skąd u pani, panno Trust takie nagłe zaciekawienie tematem mugolaków? Czyżby zastanawiała się pani nad powrotem do nauki przedmiotu mugoloznawstwa?
- Nie, ja tylko się nad tym zastanawiałam.- zręcznie pominęłam temat, przypominając sobie o obecności Harry'ego. - Jednak zaspokoiłam już moją ciekawość. Bardzo dziękuję.- uśmiechnęłam się promiennie.
- Oczywiście, ale jeśli miałaby pani więcej pytań dotyczących mugoli, radziłbym, abyś zgłosiła się do profesor Burbage. Jestem przekonany, że opowie ci więcej o mugolach niż ja.- Dumbledore spojrzał na mnie spod swoich okularów połówek i uśmiechnął się ciepło.
- Tak zrobię... jeszcze raz dziękuję.- powtórzyłam.- Chodź Harry, bo spóźnimy się na kolację.- odparłam i pociągnęłam osłupiałego Pottera do drzwi.
Przez całą drogę łączyłam już wszystkie fakty w głowie, dlatego wtedy byłam już święcie przekonana, że Montrose'owie z książki, którą dostarczyła mi Hermiona, są moimi przodkami...  Pozostało mi tylko wyciągnąć więcej informacji od mamy.



Przez kolejne dni zachowywałam się jak w amoku. Nie potrafiłam skupić się na niczym innym jak na kłamstwach mojej mamy. Nie pojmowałam, dlaczego moja matka wiedząc o swoich korzeniach, nic mi o tym nie wspominała. Wielokrotnie żaliłam się jej, jak beznadziejnie się czuję, ze świadomością, że mogę być gorsza od innych... było mi z tym źle, nawet teraz...
- Dobra drużyno!- krzyknęłam do moich przyjaciół z reprezentacji, iście kapitańskim tonem..- Trening można uznać za udany. Zauważyłam wśród was większą podatność na współpracę, co bardzo mnie cieszy, ponieważ wcześniej, przyznajcie sami... nie było najlepiej akurat w tym punkcie.- Po szatni rozniosły się pomruki zrozumienia, a ja odruchowo spojrzałam na lekko zaczerwienionego Burrowa.- Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że to nie byli wszyscy... W ostatni czasie doszło do mnie wiele zgłoszeń w związku z obsadzeniem pozycji ścigającego naszej drużyny. Nie powiem- bardzo ucieszyła mnie liczba zainteresowanych grą, jednak po bliższych konsultacjach z Rogerem, uznałam, że drużyna, która jest teraz jest tą, która powinna zostać...
- Mamy grać bez jednego ścigającego?- spytał zaciekawiony Stretton.
- Bardzo mądra decyzja pani kapitan.- mruknął jadowicie Burrow, teatralnie klaszcząc w dłonie.
- Oczywiście, że nie Jeremy.- zignorowałam zaczepkę Randolpha.- Przez długi czas zastanawiałam się nad tym, czy nie zaproponować tego stanowiska Cho...- spojrzałam na przyjaciółkę, ale ta tylko pokręciła głową, na znak, że tego nie chce.- Jednak uznałam, że Chang, świetnie nadawałaby się na szukającą.- odparłam i spostrzegłam jak wzrok wszystkich wbił się w moją osobę.
- Jak to szukającą?- zapytał oszołomiony Inglebee.- Ty przecież piastujesz to stanowisko.   
- I tutaj jest haczyk. Wielu z was może nie pochwalać mojej decyzji, ale proszę o to abyście mi zaufali, ponieważ chciałabym stać się jedną z trzech ścigających...- wydusiłam w końcu, a w sali zrobiło się cicho, jednak nie trwało to długo.
- Nie zgadzam się.- odezwał się Burrow.- Jak możesz zostać ścigającą, skoro nie znasz naszych technik. Będziesz tylko przeszkadzać.
Podejrzewałam, że pierwszym, który zaprzeczy będzie Burrow. Od początku, gdy zostałam kapitanem, bagatelizuje każdą moją decyzję i wszystkim próbuje udowodnić, że nie nadaję się na to stanowisko, jednak nie zna moich możliwości...
- Niestety, ale muszę zgodzić się z Randolphem.- odparł niepewnie Stretton.- Pierwszy mecz gramy zaraz po świętach z Slytherinem. Nie nauczysz się ich tak szybko, to kwestia kilku tygodni.
- Po za tym nie zdołasz dotrzymać nam kroku, Trust. Ścigający to nie krążenie bezsensu po boisku. To ciężka praca fizyczna.- zawtórował Randolph, a po sali rozległy się niepewne pomruki.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- uciszyłam wszystkich.- Ale obowiązkiem kapitana jest dostosować tempo i techniki gry do obecnej sytuacji. Kierować graczami tak, aby ustawienie spełniło oczekiwania, a trudno będzie mi to robić, gdy będę ganiała za zniczem.- wyjaśniłam.
- To jest twoje zadanie i powinnaś się go trzymać.- rozkazał ostro Burrow.- Kto jest za tym, aby zrobić nabór na stanowisko ścigającego?- spytał głośno, po czym poniósł rękę.
Kilka osób zrobiło to samo, ale zdecydowana większość wymieniała opinie między sobą, tworząc tym samym większy harmider w szatni. 
Nie podobało mi się to sprzeciwianie się moim decyzjom, i gdyby nie to, że Randolph jest jednym z czołowych graczy w Hogwarcie, wyrzuciłabym go, ale musiałam działać.
- Jestem kapitanem!- krzyknęłam głośno, wywołując tym samym ciszę.- Moje decyzje nie powinny zostać podważane w taki sposób. I uprzedzając wasze pytania, tak... macie prawo głosu, ale pomyślcie o tym, jak ciężko będzie znaleźć kogoś innego i jak mało czasu jest na urządzenie naboru...- zakończyłam spokojniej.
- Rachel, wszyscy wiemy, że jesteś inteligentna.- odezwała się Cho.- Ja nie mam nic przeciwko temu, abyś spróbowała, ale czy dasz radę... po prostu jeszcze nie widzieliśmy cię w akcji.
- W takim razie będę musiała wystąpić o pozwolenie Flitwicka, na dodatkowy trening, pod hasłem: "do wypróbowania nowego ścigającego". Wtedy wszystko stanie się jasne. Sami ocenicie, czy dam radę...- spojrzałam na wszystkich, a oni tylko przytaknęli twierdząco głowami.

Stella


- Co tutaj tak siedzisz braciszku?- spytałam przesłodzonym tonem, dostrzegając mojego brata w pokoju wspólnym Slytherinu.
- Nie powinno Cię to interesować, Stello.- odparł wymijająco David.- Spakowałaś już kufer?
- Nie jestem dzieckiem, oczywiście, że tak.- przysiadłam się do niego.
Przez chwilę po pokoju wspólnym Slytherinu rozeszła się głucha cisza, zakłócana przez odgłosy uczniów z domu węża, którzy niezbyt chętnie pakowali swoje ubrania, różdżki i książki do kufrów. Jutro wracamy do domu na święta, a nikt z obecnych nie cieszy się z perspektywy powrotu. Każdy z nas wie, że wojna zbliża się nieubłaganie, więc nie potrafili się cieszyć z tak drobnych rzeczy. Jednak, nie ja... doskonale wiedziałam, że ten czas będzie niezwykły... nie nie chodzi tutaj o święta, a o to, że w końcu będę mogła spełnić oczekiwania Czarnego Pana względem mnie i stanie się to tego wieczoru... Tylko muszę podsunąć mojemu bratu miksturę...
- Czegoś jeszcze chcesz?- spytał David, wyrywając mnie z zamyślenia.- Bo jeśli chodzi o to cholerne zadanie to...
- ... chcesz coś do picia?- zapytałam, chwytając się najbardziej oczywistego planu na świecie.
- Nie... jestem zajęty. Więc jeśli mogłabyś łaskawie sobie stąd iść, byłbym wdzięczny.- odparł z sztucznym uśmiechem.
- No już, już sknero.- mruknęłam pod nosem.- I tak zaczęło mi się to nudzić.- prychnęłam, odrzucając z ramienia włosy i uprzednio posyłając jadowite spojrzenie bratu, udałam się w stronę mojego dormitorium.
Wiedziałam, że plan typu "podrzucić Davidowi do picia miksturę" się nie sprawdzi, ten buc nigdy mi nie ufał i miał w tym miał całkowitą rację... tylko teraz ta przesadna ostrożność utrudniała mi zadanie... no nic, czas na plan B...

Rachel


- Tak bardzo się cieszę, że wracamy dzisiaj do domu, tatuś mówił, że po świętach zabierze mnie do Szwecji.- odparła podekscytowana Luna, pakując swoje kolorowe swetry do kufra.
- Nie dziwię się, w Szwecji jest piękna fauna i flora. Te rozległe lasy, poprzecinane rzekami i usiane jeziorami.- odparłam entuzjastycznie, sortując swoje książki.
- Słyszałam coś o tym, ale jedziemy tam po to, aby schwytać chrapaka krętorogiego. Tatuś kiedyś podarował mi jego róg. Był piękny.- Luna wbiła wzrok w ścianę, tak jakby właśnie doświadczała retrospekcji.
- Mam nadzieję, że wam się uda.- odparłam uprzejmie, nie do końca wiedząc czym dokładnie jest to stworzenie.
Krukonka zawsze wierzyła w różne nieistniejące istoty i potrafiła gadać o nich godzinami, dlatego wolałam nie pytać o szczegóły anatomiczne niektórych wymysłów jej ojca. Imponowała mi wyobraźnia pana Lovegooda, ale przez jego dziwactwa moja przyjaciółka była traktowana z góry przez większość uczniów w Hogwarcie, ale jakoś... nie miałam serca, aby jej o tym powiedzieć.
- Rachel, to nie jest twoja książka?- spytała blondynka, wyciągając z szuflady owy przedmiot.
- Która?- spojrzałam na Lunę.
- "Nienaruszalna dwudziestka ósemka"- przeczytała tytuł.
- Zapomniałam!- krzyknęłam głośno, uderzając się otwartą dłonią o czoło.- Muszę ją oddać Hermionie. Natychmiast.
- Powinnaś zdążyć.- odparła dziewczyna, rozmarzonym tonem.
Kilka sekund później z książką w dłoni biegłam w stronę pokoju wspólnego Gryfonów, jednak wyjątkowo wtedy nie znałam hasła. Dlatego uznałam, że poszukam kogoś znajomego w okolicach dużej sali, a może nawet mi się poszczęści i znajdę tam Hermionę.
Jednak miałam pecha i w tym punkcie, nawet tutaj nie znalazłam nikogo znajomego, kto mógłby oddać tą książkę Hermionie, a do odjazdu pociągu pozostało kilka godzin.
Postanowiłam, że sama oddam tą lekturę do biblioteki. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam tam wstępu przez tą sytuację z "Księgą Czarów", ale nie miałam innego wyjścia. Termin oddania przedmiotu mija dzisiaj.
Zboczyłam z wcześniej obranej ścieżki i udałam się w stronę biblioteki, jednak po drodze zauważyłam Davida, który stał przed oknem i bacznie przyglądał się błoniom. Zawołałam do niego, jednak Ślizgon nawet na mnie nie spojrzał na mnie. Wydało mi się to dziwne, ale podeszłam do niego i dotknęłam ramienia chłopaka.
- David? Wszystko w porządku?- spytałam troskliwie.
Dopiero wtedy, spotkałam się z reakcją zwrotną przyjaciela.
- Jak najbardziej.- odparł zadowolony, patrząc na mnie wnikliwie.
- Doobrze...- przeciągnęłam zdziwiona, niecodziennym zachowaniem chłopaka.- Widziałeś może Hermionę?- zmieniła temat.
- Granger, tak?- spytał sucho, a ja pokiwałam twierdząco głową.- Widziałem ją, pokażę gdzie.
- Nie kłopocz się David.- uśmiechnęłam się lekko.- Po prostu mi powiedz gdzie, a ja tam...
Nie dokończyłam, ponieważ  chłopak chwycił mocno za mój nadgarstek i pociągnął mnie za sobą.
- David, to boli.- mruknęłam niezadowolona, czując jak uścisk chłopaka wzmocnił się.
Jednak Ślizgon zignorował moje słowa i poprowadził mnie w stronę siódmego piętra, gdzie naprzeciwko gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i goblinami, pojawiły się duże, drewniane wrota.
- Pokój życzeń?- spytałam gdy Stone otworzył drzwi, ale nadal nie spotkałam się z odzewem.
Zastanawiało mnie to, co Hermiona robiłaby w pokoju "przychodź-wychodź", jednocześnie niepokoiłam się takim zachowaniem przyjaciela. Zbyt długo się z nim przyjaźniłam... ale weszłam tam za nim, czując, że w środku znajdę odpowiedź.
- Hermiono!- krzyknęłam, gdy tylko wyrwałam dłoń z uścisku Ślizgona.- Hermiono, jesteś tutaj?!- powtórzyłam głośniej, a echo moich słów wypełniło całe pomieszczenie.- Jesteś pewien, że tutaj wchodziła?- zwróciłam się tym razem do Davida.
- Tak, mogę przysiąc.- odezwał się w końcu, jednak jego ton głosu oznaczał niezdecydowanie.- Może weszła głębiej, zaraz ją pewnie znajdziemy.- dodał i ruszył przodem.
Miałam coraz to gorsze przeczucie, co do tego, czy Gryfonka rzeczywiście gdzieś tutaj jest, ale mimo moich obaw ruszyłam za przyjacielem, w razie czego trzymając w pogotowiu różdżkę.
To nie tak, że nie ufałam Davidowi, ale ostatnie sytuacje nauczyły mnie, że warto zachować ostrożność... szczególne po słowach Stelli.
Chodziliśmy tak przez ponad 20 minut, a każdą dodatkową sekundą, miałam wrażenie, że Hermiony faktycznie tutaj nie ma.
- David...- chwyciłam chłopaka, za dłoń.- Zaraz się zgubimy, wracajmy. To niebezpieczne.- poprosiłam, zdając sobie sprawę z uciekającego czasu.
Stone nie odezwał się ani słowem, tylko patrzył przez chwilę na nasze splecione dłonie. Zauważyłam, że chłopak otwiera i zamyka usta, tak jakby chciał mi o czymś powiedzieć, ale nie mógł, dlatego patrzył się tylko w moje oczy z zmieszaniem.
- David...- mruknęłam, czując falę gorąca przechodzącą przez moje ciało.- O co chodzi?
- Rachel, ja...- zaczął, ale nie było dane mu skończyć, ponieważ usłyszeliśmy dziwne stukoty dochodzące gdzieś z dużej szafy, otoczonej przez dużą ilość zepsutych mugolskich urządzeń.
- Słyszysz to?- spytałam, kiedy dźwięki zaczęły być głośniejsze.- To z tej szafki- podeszłam do niej
wolno.
- Może nie...- odbąknął chłopak, niezbyt obojętnie.
 W jednym momencie zapomniałam, o sytuacji, która miała miejsce kilka sekund wcześniej. Zaintrygowana nieciekawymi odgłosami, dochodzącymi z wnętrza mebla, przysunęłam ucho do jednej z jej ścian i zaczęłam nasłuchiwać. Jednak, pomiędzy dziwnymi szumami dobiegającymi wewnątrz, zdołałam usłyszeć tylko bardzo dziwne słowa, które brzmiały jak zaklęcie, lecz kompletnie mi nieznane.
- Tak ktoś jest.- odparłam i sięgnęłam ręką żelaznej klamki, którą niemal natychmiast nacisnęłam.
Nagle wszystko trafiło mnie jak grom z jasnego nieba. Zdołałam usłyszeć tylko krzyk Ślizgona i czerwone światło zmierzające wprost na mnie...
Szablon wykonany przez Melody