Music

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 2 "Nie każdy Ślizgon to zdradziecka żmija"


Minęły dwa tygodnie od tego okropnego wydarzenia. Ból spowodowany podwójnym uderzeniem zaklęcia Cruciatusa minął, a ja wróciłam do dawnej formy. Bardzo dobrze, ponieważ jutro miał odbyć się mecz quidditcha pomiędzy drużyną Gryffindoru, a Ravenclawu. Ja jako najdrobniejsza z drużyny grałam na pozycji szukającego. To bardzo odpowiedzialne. Szukający do kluczowa postać w każdym meczu. Dostałam się do drużyny w drugiej klasie... co jest niezłym osiągnięciem, pomijając fakt iż mój przyjaciel Harry dostał się do niej w pierwszej klasie... No tak, najmłodszy gracz w tym stuleciu. Uśmiechnęłam się i zaczęłam wsypywać płatki do miski i usłyszałam za sobą głos:
- Hej Rachel, jak zdrówko przed jutrzejszym meczem z Gryfonami?- zapytał mnie Roger Davies, kapitan naszej drużyny.
- Jest o wiele lepiej- uśmiechnęłam się do niego uprzednio nalewając mleko do miski.
- Naprawdę? Dasz radę zagrać? Bo w razie czego mogę poprosić o zastępstwo Cho Chang, jestem pewien, że się zgodzi.
- Nie, nie potrzebuję zastępstwa. Jestem pewna, że dam radę zagrać- odpowiedziałam nie przestając się uśmiechać
- Bardzo mnie to cieszy- złapał mnie za rękę- Jesteś niesamowita.
Po tych słowach odszedł, a ja zaczęłam konsumować płatki. Po czym zorientowałam się, że do rozpoczęcia lekcji zostało mi 6 minut. Och nie Krukonka spóźniająca się na zajęcia, to jest niedopuszczalne- pomyślałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Wbiegłam naprędce do klasy, po czym zauważyłam, że wszyscy, wraz z nauczycielem eliksirów zwrócili na mnie uwagę.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie... ja... eeee- myślałam nad powodem mojego spóźnienia, ale nic odpowiedniego nie przychodziło mi do głowy.
- Siadaj- warknął Snape- Ravenclaw traci 5 punktów.
Przeklęłam w myślach. I zauważyłam, że Draco patrzy na mnie z kpiącym uśmieszkiem. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie chciałam aby Ravenclaw stracił więcej punktów. Nie chciałam również dostać szlabanu- który, znając profesora Snape'a miałby się odbyć jutro, po to abym nie zagrała w meczu. Na pewno to by go usatysfakcjonowało. Zamyśliłam się, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co działo się na lekcjach. Myślałam o wszystkim i o niczym.
- Oczywiście nasza spóźnialska woli... mnie... nie słuchać.- zauważył to profesor, specjalnie robiąc odstępy między słowami, po to aby zwrócić na siebie moją uwagę.
- To nieprawda, słuchałam Pana- skłamałam nie odrywając wzroku z ławki.
- Ach tak więc, do czego służy wywar dekompresyjny?- zapytał.
Spodziewałam się trudniejszego pytania, na to oczywiście znałam odpowiedz, więc podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy.
- Wywar dekompresyjny to eliksir, który służy do przywracania naturalnego rozmiaru obiektu spryskanego Eliksirem rozdymiającym.- Odpowiedziałam z uśmiechem.
Dobrze pamiętałam ten moment kiedy użyto go w drugiej klasie.
- A do czego służy wywar ze szczuroszczeta?- zapytał, próbując mnie pogrążyć, ale na to pytanie także znałam odpowiedz.
- Służy do leczenia ran i przecięć. Głównym składnikiem są czułki szczuroszczeta. Ma on barwę żółtą.- Odpowiedziałam uprzedzając jego kolejne pytania. Znałam już bardzo dobrze tę jego taktykę. Po czym uśmiechnęłam się kpiąco do Malfoy'a. Co zauważył po czym z pogardą w oczach odwrócił się w przeciwną stronę.
- Dobrze, usiądź.- Odwrócił się.
Potem już miałam spokój do końca lekcji.
Gdy zajęcia się skończyły, ruszyłam w stronę wielkiej sali. Zobaczyłam tam Davida, bardzo miłego Ślizgona z którym zawsze świetnie się dogadywałam. Tak wiem, szaleństwo ale on był naprawdę miły, to był mój przyjaciel. Zaprzyjaźniłam się z nim na czwartym roku, podczas balu Bożonarodzeniowego na który poszliśmy razem. Ruszyłam w jego stronę. Mijając coraz to dłuższe stoły nakryte przepysznym jedzeniem. Gdy dotarłam do stołu Slytherinu zorientowałam się, że Draco wraz z Crabbem i Goylem patrzyli na mnie z politowaniem
Pewnie to przez tą sytuację sprzed dwóch tygodni- pomyślałam.
- Hej David- pocałowałam go w policzek. Na co Draco siedzący naprzeciwko nas skrzywił się na ten widok.
- O witaj Rachel- uśmiechnął się do mnie radośnie. Robiąc przy tym głupią minę. Wiedział, że mnie to bawi.


Po czym wybuchnęłam śmiechem, a on zaraz za mną. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Może właśnie dlatego tak bardzo go lubiłam. 
- Jak się czujesz przed jutrzejszym meczem?- zapytał, przerywając nasze histeryczne śmiechy.
- Świetnie- odpowiedziałam- Na pewno wygramy z Gryfonami. Jestem tego prawie pewna.
- No mam taka nadzieję. Pokaż bliznowatemu, gdzie jego miejsce i kto jest najlepszym szukającym w Hogwarcie.- mrugnął do mnie.
- David, Harry to mój przyjaciel, tak samo jak ty, prosiłam Cię, abyś tak go nie nazywał.- Powiedziałam z powagą w głosie.
- No dobrze, przepraszam.- przyznał ze skuchą
Malfoy miał dość tego, że ze sobą rozmawiamy, albo tego że szlama siedzi przy stole Slytherinu. W sumie to na jedno wychodzi. Patrzył się na mnie z wściekłością, co, w jednym momencie zauważyłam, wtedy wolałam już sobie iść i się mu bardziej nie narażać, niż jest to potrzebne. Budził on w mnie odrazę, tak samo jak ja, zapewne w nim.
- Dobrze to ja już może sobie pójdę, nie jestem tu mile widziana. Zobaczymy się później, David?- zapytałam
- O 19 na błoniach, co ty na to?- uśmiechnął się do mnie.
- Jasne- Przytuliłam go i odeszłam, nie zwracając uwagi na pozostałych Ślizgonów, którym również nie podobało się moje towarzystwo. Usłyszałam jedynie rozwścieczony głos Draco za mną, który krzyczał:
-Stary! W co ty pogrywasz?! Za chwilę utopisz się w tym szlamie. Otrząśnij się koleś, póki nie jest za późno.

Teraz usiadłam w towarzystwie Gryfonów. Trochę przybita tym, że przez moją przyjaźń z chłopakiem, David ma teraz na pieńku z połową Slytherinu. O czym sobie przypomniałam po słowach Draco i skarciłam się w myślach za zbliżanie się do ich stołu.
- Cześć Rachel!- usłyszałam wesoły głos Freda i Georga
- Witajcie- starałam się aby mój głos brzmiał naturalnie, ale chyba niezbyt mi to wyszło bo Ron od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
- Co się stało?- zapytał 
- Nie, nic...- westchnęłam, siląc się na sztuczny uśmiech. 
Nie chciałam dać po sobie poznać i ciągnęłam tę grę. Przecież oni i tak nic by nie zrozumieli.
- Przecież widzimy- teraz odezwała się ruda dziewczyna.
- Ginny.. Nic takiego się nie stało, jasne?- trochę się zdenerwowałam.
- Rachel... nie kłam, za dobrze Cię znam.
- No dobrze-  najmłodsza córka Weasleyów zawsze miała na mnie dziwny wpływ. Nigdy nie dawała za wygraną, to mi się w niej podobało- Chodzi o to, że martwię się o Davida...
- Tego Ślizgona?- zdziwił się Harry- A co z nim nie tak? Oczywiście pomijając fakt, iż jest w Slytherinie.
Udawałam, że nie słyszałam tego ostatniego zdania.
- No tak, przez to że przyjaźni się z nim taka szlama jak ja, ma teraz przerąbane u większości Ślizgonów, a w tym samego Malfoy'a, a to nigdy nie kończy się za dobrze- posmutniałam.
- Naprawdę się o niego martwisz? - zapytała Luna, która jakby znikąd znalazła się przy stole wspólnym Gryffindoru.
- Tak, przecież to mój przyjaciel, tak samo jak ty i reszta- stwierdziłam.
Luna już chciała odpowiedzieć, ale nie było jej to dane.
- A ja myślę, że powinnaś już z nim nie rozmawiać- usłyszałam głos jednego z bliźniaków.
- George, nie mów tak, przecież...- zaczęłam.
Nie zdążyłam dokończyć ponieważ bliźniak przerwał mi niespodziewanie.
- To Ślizgon, wróg. A do tego przyjaźni się z tą tlenioną fretką- stwierdził już nieco wkurzony.
- George, wiem że twoja nienawiść do Davida się pogłębiła, przez to że Angelina oberwała tłuczkiem od niego na ostatnim meczu quidditcha i spędziła dwa tygodnie w skrzydle szpitalnym, ale nie musisz tak się wściekać.- stwierdziłam spokojnie.
- Przecież on go posłał w jej stronę!- rudy krzyknął.
- Stary, uspokój się- usłyszałam Freda, ale jego brat nie zwrócił na to uwagi.
- Na tym polega jego pozycja w tej grze, a poza tym zaraz potem, odbiłeś tłuczka w jego stronę. Dostał nim i spędził tyle samo czasu w śpiączce co twoja dziewczyna, ale czy miałam do ciebie o to pretensje? Nie?! Bo tak zachowują się przyjaciele.- sama teraz krzyknęłam, nakładając specjalny nacisk na to ostatnie słowo.
- Przestańcie się kłócić!- krzyknęła Hermiona- Nie jesteście sami. 
- Nie dobra... wiecie co?! Mam dosyć tej głupiej dyskusji.- uspokoiłam się lekko, po czym wstałam i już chciałam wychodzić, ale Fred złapał mnie za rękę.
- Rachel, zostań. Zaraz się to wyjaśni- zrobił proszącą minę. 
Przez chwilę biłam się z myślami, ale w końcu wyrwałam moją rękę.- Wiedziałam, że tak zareagujecie...sami nie jesteście lepsi.. traktujecie ich jak śmieci. Przez tę waszą ciągłą kłótnię, nie zauważacie, że nie każdy Ślizgon jest wredny, tak samo jak nie każdy Gryfon jest w porządku.- Wycedziłam przez zęby i z łzami w oczach wybiegłam z wielkiej sali, zostawiając przy tym moich speszonych "przyjaciół".

Biegłam i biegłam, aż w końcu wpadłam na jakiegoś chłopaka, to był chyba Puchon. Zdążyłam go tylko przeprosić i ruszyłam dalej. Dotarłam do pokoju wspólnego Ravenclawu, odpowiedziałam na pytanie. Wbiegłam do niego, na szczęście był pusty. Rzuciłam się na fotel, przykryłam się kocem i wybuchnęłam płaczem.



- Jak oni mogli, czy aż tak nienawidzą Ślizgonów?!- zapytałam sama siebie. Nie każdy z nich to zdradziecka żmija. Jak to możliwe, że obie strony nie mogą tego zrozumieć.
Głowiłam się nad tym dosyć długo, po czym zasnęłam...

2 komentarze:

  1. WOW <3
    Naprawdę masz talent :)
    Będę czytała Tw bloga *,*
    Pytaniee...
    Czy mi się wydaje czy Rachel będzie z Fredem xDDD
    Nie moge sie doczekac kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam
    I zapraszam do mnie
    miloscbywaslepa-fremione.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa. Naprawdę to wiele dla mnie znaczy ^^
      Rachel i Fred... hmmm zobaczymy, zobaczymy ^^

      Mogę polecić Twojego bloga innym z czystym sercem ;)

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody