Music

sobota, 22 sierpnia 2015

Prolog



Szłam nocą do... a, właściwie nie wiem dokąd. Jakaś magiczna siła której nie potrafiłam się oprzeć kazała mi wyjść z łóżka o tak późnej porze i włóczyć się bez celu po zimnych, rozpadających się korytarzach.
Wszędzie było ciemno, tylko gdzieniegdzie zauważyłam ledwo widoczne światło księżyca padające z okien.Wyciągnęłam różdżkę-  Lumos - mruknęłam pod nosem i zobaczyłam bardzo jasne światło wydobywające się z niej. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym luźnym krokiem pomknęłam naprzód. Nie wiem za bardzo ile już tak chodziłam z 20 może 30 minut. Nie zwalniałam tępa mimo tego. Miałam wrażenie, że znam to miejsce od bardzo dawna, a prawda była taka, że pierwszy raz widziałam je na oczy.
Świat dawno spowił mrok i bynajmniej nie za sprawą nocy, tylko ponownego zbudzenia się zła w najczystszej postaci. O kim mowa? Oczywiście o Czarnym Panu a'la Lord Voldemort. Wspomnienie tego imienia wzbudziło we mnie niepokój oraz niepohamowane zaciekawienie tym jak niegdyś chłopiec o niepozornym imieniu Tom, mógł stać się głównym antagonistą dzisiejszych czasów. Z pewnego rodzaju zamyślenia wyrwał mnie cichy łoskot dochodzący gdzieś zza korytarza. Zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam wyobrażać sobie przeróżne zagrożenia które mogą na mnie czyhać za rogiem. Pomimo moich obaw udałam się w stronę tego dziwnego dźwięku, uprzednio przypominając sobie coraz to nowsze zaklęcia obronne.
- Glizdogonie, jesteś pewien że to ona?
- Oczywiście Panie, obserwowałem ją od sześciu lat. Wszystko na to wskazuje, a najbardziej ten kawałek papieru- odpowiedział niski mężczyzna o szczurzym wyglądzie po czym wyjął z kieszeni list i podał komuś siedzącemu na czarnym krześle.
Przybliżyłam się i dostrzegłam przeraźliwie biały kolor skóry. Już wtedy wiedziałam z kim mam do czynienia. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, jedynie co usłyszałam to oddalający się głos Sami-Wiecie-Kogo.
- Doskonale Glizdogonie, już nam nie ucieknie...
Biegłam przez cały czas zastanawiając się o kogo chodziło Czarnemu Panu i dlaczego tak się ucieszył, musiała wszystkim powiedzieć Gwardii Dumbledore'a.. to nie mogło czekać.
Nagle drogę zaszedł mi mężczyzna o długich blond włosach opadających bezwiednie na ciało. Był to Lucjusz Malfoy trzymający w ręce różdżkę
- No kogo my tu mamy, mamusia nie uczyła że nie wolno podsłuchiwać?- zapytał z kpiącym uśmieszkiem..
- Expelliarmus- zawołałam- nie mając ochoty odpowiadać
Niestety śmierciożerca odbił moje zaklęcie. Zaklęłam pod nosem
- Bardzo ładnie, teraz moja kolej- Crucio!
Zobaczyłam jedynie czerwone światło po czym upadłam na ziemię. Poczułam okropny ból spowodowany falą paraliżującej energii. Krzyczałam, błagałam aby przestał.
- Takie to słabe, takie naiwne- zakpił Lucjusz po czym po raz kolejny wymierzył we mnie Cruciatusa, ale o wiele silniejszego niż wcześniej.
Nie miałam już sił by błagać. Czułam jak powoli tracę przytomność o ile nie umieram.
- Drętwota- Krzyknął ktoś za nami. I wtedy ból ustał a ja czułam jak powoli ulatuje ze mnie życie.
- Nic ci się nie stało?- Zapytał ten sam głos który powalił śmierciożercę i tym samym uratował mi życie- Trzeba cię zaprowadzić do skrzydła szpitalnego.
Miałam wrażenie jakbym znała ten głos, ale za bardzo nie miałam siły by się nad tym zastanawiać.
Jedyne co zobaczyłam przed utratą przytomności to jak przez mgłę, wielką burzę rudych włosów.
I zemdlałam...



Prolog krótki, zdaję sobie z tego sprawę, ale obiecuję że rozdziały będą dłuższe. To moje pierwsze opowiadanie więc proszę o wyrozumiałość, ale w razie czego można mi wytknąć błędy ;) więc śmiało. 

2 komentarze:

  1. Ten prolog zachęca do czytania, za co już się zabieram :)

    Pozdawiam :)

    http://blueroseffhp.blogspot.com/
    .

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody