Music

sobota, 24 grudnia 2016

Rozdział 45 "Merry Christmas Everyone!"


Korzystając z okazji chciałabym złożyć Wam, moi drodzy czytelnicy ( a przynajmniej tej części, której została ) serdeczne Poterowskie życzenia:

Czy to miotła, czy to dywan.
Czy to różdżka, czy peleryna.
On zawsze poradzi sobie.
To Harry Potter, we własnej osobie.
Życzy Wam dziś Wesołego Święta.
Niech istota beznosa zaklęta.
Trzyma się od Was z daleka
Do tego potrzebna czysta kartoteka ;)
Gryfońskiej odwagi,
Krukońskiego obycia,
Ślizgońskiej ambicji 
Puchońskiej pracowitości.
Niech zdrówko Wam dopisuje 
Wszystkie eliksiry do pomocy zaakceptuje.
Pieniędzy nie miara,
Niekoniecznie tych od Salazara.
Prezentów udanych,
Potraw szybko skonsumowanych.
Dużo kurczaków,
Tych dla Rona najlepszych smaków.
Wiedzy Hermiony,
Żebyś w końcu czuł się doceniony.
I szczęścia
Z okazji Nowego roku nadejścia!

~ Życzy MonaVeerax3



Wybiegłem z pokoju jak szybko się tylko dało. Chciałem, aby był to ktoś z zakonu... a może udałoby się mu dopaść fałszywą Rachel. Nigdy nie spodziewałbym się tego co tam się działo.
Stał tam mój brat Bill i trzymał Krukonkę za ramię, prowadząc ją w stronę nory. Dziewczyna była na wpół nieprzytomna. Chwiała się na nogach i wyglądała okropnie. Cała poobijana i blada.
- To Rachel?- spytał Harry, jakby nie wierząc własnym oczom.
- No co tak stoicie! Pomóżcie mi!- rozkazał Bill, dostrzegając nas w wejściu.
Więcej nie było mi trzeba, podbiegłem razem z Harrym do brata i złapaliśmy Rachel pod ramię.

Rachel

W sekundzie poczułam dziwne szarpnięcie. Spojrzałam w górę, zobaczyłam Harry'ego, który patrzył się na mnie z niepokojem. Nie chciałam, aby się martwił... miałam jeszcze dosyć sporo siły, dlatego uśmiechnęłam się słabo w geście pocieszenia.
- Już dobrze księżniczko. Jesteś bezpieczna.
Po drugiej stronie stał Fred. Nie wyglądał najlepiej, chociaż próbował to ukryć. Nie  potrafiłam sobie wyobrazić, jak bardzo musiał przeżyć to wszystko.
Zakręciło mi się w głowie. Uderzyłam się w nią ,gdy dostałam drętwotą.  Upadłam na kolana, mimo pomocy Gryfonów. Tępo wpatrywałam się w ziemię, próbując złapać wdech.
Nie trwało to długo, poczułam kolejne szarpnięcie, ale o wiele delikatniejsze i w sekundzie znalazłam się w ramionach Freda. Wziął mnie na ręce i przeszedł przez próg.
- Czy to Rachel, czy ta fałszywka?- usłyszałam głos Rona.
- Prawdziwa. Była przetrzymywana w lochach i prawdopodobnie torturowana.- stwierdził Bill.
Zostałam przeniesiona na kanapę. Położyłam się na niej, wtuliłam się w poduszkę. W końcu mogłam na spokojnie pomyśleć.
- Fałszywka?- spytał Bill.- Gdzie ona jest?
- Uciekła, przechytrzyła nas.- usłyszałam głos Geroge'a.
Poczułam, jak ktoś zgarnia mi włosy z policzka i przenosi je za ucho.
-  I nie wiemy kto to był.- dodał Ron.
- Stella... Stella Stone.- wydusiłam z siebie tuląc się do poduszki.- Ona za wszystkim stała.
- Muszę powiadomić zakon i sprowadzić tu rodziców Rachel. Jeśli oszustka nadal znajduje się w postaci Rachel, może im grozić krzywda.- odparł pośpiesznie Bill.
- Znajdź ich, proszę.- spojrzałam na jednego z braci Weasleyów, ten tylko się uśmiechnął i przytaknął.
Zaraz potem usłyszałam świst teleportu.
- Już wszystko dobrze.- usłyszałam głos Freda i poczułam jak chłopak całuje mnie w czoło.
Nie wytrzymałam, podniosłam się z sofy i przytuliłam Gryfona do siebie mocno.
- Och Fred, tam było okropnie, wszędzie ciemno, śmierciożercy i głośne krzyki torturowanych więźniów.- zaczęłam łkać.- Mnie też torturowali, codziennie, abym nie uciekła...
- Ciii...- uspokajał mnie.
- ... chciałam zginąć Fred.- odłączyłam się od niego, a z oczu poleciało mi kilka łez.- Chciałam się poddać. Nie mogłam nic zrobić, ani dla siebie, ani dla innych. Wszelka nadzieja została mi zabrana, nadzieja na to, że zobaczę ciebie, przyjaciół i rodziców. Myślałam o was, wszystkich.- spojrzałam dookoła.
Wszyscy wpatrywali się we mnie. Mieli współczujące miny, Ginny prawie płakała, a Harry tylko ją objął, Ron milczał. Fred spojrzał mi głęboko w oczy. Też płakał, ale wycierał moje łzy. Był taki delikatny... zapomniałam o tej delikatności. Przymknęłam oczy pod wpływem jego dotyku, a spod powiek leciały mi kolejne krople. Weasley to zauważył, po raz kolejny mnie przytulił. Zastanawiałam się, jak żałośnie musiało to wyglądać z perspektywy innych osób, ale akurat to się nie liczyło. Gryfon zacieśnił uścisk, a ja przymknęłam oczy.


Za rogiem stała Pani Weasley i z matczyną miłością przyglądała się tej scenie. Zawsze wydawało mi się, że kobieta była niezbyt przychylna temu, abym spotykała się z jej synem. Jednak ciepły uśmiech, który pojawił się teraz na jej twarzy zdawał się temu zaprzeczać.
-  Gdzie ona jest? Gdzie jest Rachel?- usłyszałam tak dobrze znany mi głos. 
Od razu puściłam Freda z uścisku i pobiegłam przed dom. W stronę drzwi zmierzała przestraszona mama. Bill próbował nad nią zapanować, ale ona niczym lwica nie dawała się zwieść tym, że wszystko pod kontrolą. Musiała sprawdzić to na własne oczy.
- Mamo!- krzyknęłam i zaczęłam biec w jej stronę.
Zanim zorientowała się kto woła, zdążyłam do niej podbiec. Niemal od razu rzuciłam się jej na szyję. Tak bardzo się stęskniłam.


  
- Córciu, córciu, czy to naprawdę ty?- spytała mnie, głaszcząc co rusz po włosach.
W jej głosie było słychać ulgę. Całą drżała, z resztą tak samo jak ja. 
Na dworze było zimno, a z ust wydobywała się para. Nie przeszkadzało mi to, mamie również. 
-  Wszystko w porządku mamo.- odparłam jej do ucha.- Nie odeszłabym bez pożegnania.

Stella

Stałam przed dużymi drewnianymi drzwiami. Od wewnątrz czuło być smród mroku, cierpienia i kary. Wiedziałam, co się tam dzieje, wiedziałam kto na mnie czeka. Nie chciałam się do tego przyznawać... czułam, że ma to związek z tym co wydarzyło się w naszych lochach przed moim przybyciem. Dlatego, gdy usłyszałam, że po raz kolejny zostało rzucone zaklęcie uśmiercające, zrobiłam kilka kroków w tył. Może nie był to odpowiedni moment na wizyty?
Ruszyłam w przeciwną stronę, ale czując, że mam w dłoniach rysunki, że wykonałam powierzone mi zadanie, znowu się odwróciłam. 
Nienawidziłam sama siebie, za to, że pozwoliłam mojemu żałosnemu braciszkowi zbliżyć się do więźniów i samej Trust. Spodziewałam się, że będzie coś kombinował, ale najwyraźniej nie doceniłam jego samozaparcia. Przynajmniej w tym byliśmy podobni, on też się o tym przekona...
Sięgnęłam do klamki, jednak drzwi same się otworzyły. Od wewnątrz wybiegł, jak później zauważyłam, Yaxley. Był cały blady i przerażony, ale świetnie to ukrywał. Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.
- Jesteś następna.- odparł, równie mroźnym tonem i odszedł.
Zmarszczyłam brwi i po raz ostatni spojrzałam na szkice. Były one moim być, lub nie być. Dlatego, miałam nadzieję, że pani Weasley, trochę pod przymusem pokazała mi lokalizację wszystkich z nich.
- Wejdź, Stello.
Po pomieszczeniu rozszedł się głos mojego Pana. Zagryzłam wargi i jeszcze mocniej ścisnęłam pięść na rysunkach. Przyjęłam wyprostowaną postawę, a głowę uniosłam wyżej. Udało mi się nawet przybrać na twarz wyraz pozornej dumy. Zaraz potem luźnym krokiem weszłam do środka. 
Moje kroki odbijały się echem po niemalże pustym pomieszczeniu, a ja wsłuchiwałam się w swój puls. Po drodze mijałam ciała kilku śmierciożerców... prawdopodobnie zabitych przez swojego władcę. Udawałam, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Dopiero później, gdy dalej dostrzegłam w kącie nieruchome ciało Hudgesa, oraz czerwone, wężowe oczy poczułam względny niepokój, ale ukłoniłam się nisko.
- Mam nadzieję, że chociaż ty masz dla mnie dobre wiadomości Stello, bo inaczej skończysz jak oni.- Czarny Pan wskazał swoim nienaturalnie długim palcem na pozbawione życia ciała.
Spojrzałam w tamtą stronę, zastanawiając się, czy i tym razem uda mi się zachować pozory obojętności. Niejednokrotnie to robiłam, dlatego nie miałam co do tego wątpliwości.
- To były nic nie warte śmiecie.- odparłam sucho.
- JA TO BĘDĘ OCENIAŁ!- krzyknął do moich uszu.
Prawie upadłam, nie dlatego, że siła głosu mojego Pana była duża, tylko dlatego, że potknęłam się o jedno z leżących ciał. Najwyraźniej musiałam zrobić kilka kroków w tył.
- Wykonałam moje zadanie.- odparłam, starając się ignorować słowa Voldemorta.- Tutaj są rysunki szlamowatej matki.
Uniosłam dłoń, w której trzymałam szkice i starając się unikać surowego wzroku, podałam mu je do rąk. Później obserwowałam jak usta Czarnego Pana poszerzają się w złowieszczy uśmiech w miarę przeglądania kolejnych kartek.
- Odkupujesz grzechy swojej rodziny.- uniósł swój apokaliptyczny wzrok znad rysunków.
Spojrzał na mnie, a ja całkiem ogłupiałam. Nie wiedziałam o jakich grzechach mówił Czarnoksiężnik. Przecież mój ojciec zawsze uchodził za wzór lojalności w kręgach śmierciożerskich.
- Rodziny?- spytałam zaszokowana.
- Oczywiście, skąd miałabyś wiedzieć, że twój brat uwolnił naszych więźniów i wpuścił do zamku cały Zakon.- odparł, prawie wypluwając to ostatnie słowo.
Zmarszczyłam wzrok. Czy to oznaczało, że szlama jest na wolności? Dopiero teraz zorientowałam się, dlaczego tylu aurorów opuściło norę w jednym momencie. Mogłam się spodziewać, że mój brat był na tyle głupi, ażeby dać sobie namącić w głowie Trust.
Byłam wściekła i przerażona, spodziewałam się, że zaraz sama dołączę do tych martwych ciał. W sumie nawet na to zasłużyłam, jak mogłam być, aż taką idiotką, aby nie kazać komuś obserwować mojego braciszka.
- Panie...
- Nie chcę słuchać żałosnego zwodzenia Stello.- przerwał mi.- Jedyne co cię uratowało przez zakończeniem twojej nędznej egzystencji, to zdobycie tego, czego chciałem. Radzę jednak zapamiętać, kolejny błąd kosztował cię będzie życie.
Nie spojrzałam nawet na Niego, mruknęłam jedynie coś pod nosem i odeszłam zastanawiając się, czy aby moi rodzice jeszcze żyją. Nawet nie próbowałam się spytać.

Rachel

Leżałam w swoim łóżku i przyglądałam się sufitowi. Miałam tyle pytań, których nie odważyłabym się zadać. 
Co się teraz stanie z Stellą? 
Jak bardzo namieszała w moim życiu, udając mnie?
Gdzie jest David i czy jeszcze żyje?
Jaki plan ma Czarny Pan?
Dlaczego tyle faktów jest przede mną zatajanych?
Czy kiedykolwiek uda mi się wrócić do normalnego życia?
Pytania kotłowały się w mojej głowie, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne z nich. Szczerze to nie wiedziałam nawet który jest dzisiaj dzień.
Dziwnie czułam się w pokoju, gdzie przed kilkoma dniami przebywała Stella. Odrzucało mnie wręcz to, że leżę teraz pod tą samą pościelą co ona. Z drugiej strony to niesamowite, że zapałałam do niej taką wręcz nieludzką nienawiścią w przeciągu tak krótkiego okresu czasu, patrząc na to, że traktowałam ją jako przyjaciółkę na całe życie. 
Byłam niesamowicie głupia, nie słuchałam Davida, a teraz nie wiem co się z nim dzieje. 
Przewróciłam się niezgrabnie na drugą stronę. Tym razem moją uwagę zwrócił kolor ścian. 
Przecież byłam tutaj. W Norze. W miejscu gdzie przebywają moi przyjaciele, moi rodzice. Miał kto się mną zająć. Mimo to nie czułam się bezpiecznie, i nie poczuję się w taki sposób dopóki nie będę miała jasnego obrazu tego, czego oczekuje ode mnie Voldemort. Nie chciałam dłużej czekać na to, aż powód jego zachowania się ujawni. Jedyną osobą, która mogłaby mi to wszystko wyjaśnić była moja matka i to do niej powinnam się udać jak najszybciej.
- Cześć księżniczko.
Ten głos przeszył mnie na wskroś. Było to takie dobre odczucie, dlatego odwróciłam się w stronę drzwi. Stał tam Fred i  patrzył na mnie zza drzwi.
- Jak się czujesz?- dodał.
- Jak osoba która dopiero co wyszła z niewoli.- odparłam, uśmiechając się subtelnie.- Bardzo nabroiłam?
Fred zastanowił się przez chwilę.
- Nic o czym warto wspominać.- mruknął niepewnie, drapiąc się po głowie.- Mamy szczęście że zorientowaliśmy się na czas, zanim lipna ty obrabowała Gringotta, albo zamordowała Knota.- powiedział, wpół uśmiechu.
- To nie jest powód do żartów Freddie.- pokiwałam przecząco głową.- Jak myślisz co stanie się z Stellą?
- Mam nadzieję, że Aurorzy szybko ją dopadną Powinna zgnić w Azkabanie za to co ci zrobiła.
Trudno było nie zgodzić się z Gryfonem. Z drugiej strony miałam co do tego wątpliwości. Oczywiście, powiedziałam o wszystkim co zdarzyło się w posiadłości Stone'ów, ale to tylko moje słowo na jej. W końcu nikt jej nie złapał za rękę, a już w szczególności ja, dlatego może wszystkiemu zaprzeczyć.
- A jeśli jej nie ukarzą?- spytałam smutno.- Wiadomo, że może łatwo się wymigać.
- Nie powinnaś zawracać tym swojej ślicznej główki, Rachel. Członkowie Wizengamotu byliby największymi kretynami, gdyby dali jej się nabrać.- chłopak mrugnął do mnie.- Chodź. Powinnaś coś zobaczyć.
Spojrzałam na rudzielca, po czym uśmiechnęłam się szeroko. Rzeczywiście, nie chciałam nadal nad tym myśleć. Wiedziałam, że odkąd powrócił Voldemort, sąd czarodziejów uważniej bada wszystkie sprawy śmierciożerskie, a jeśli nie... zasiada tam Dumbledore. On na pewno mi uwierzy.
- W takim razie prowadź.- chwyciłam chłopaka za rękę, a chwilę później znaleźliśmy się na dole.
Pierwsze co dobiegło do moich uszu to świąteczna piosenka Last Christmas i zapach pierników.
Później, gdy tylko pojawiliśmy się w salonie, zauważyłam że wdzięczny wzrok wszystkich skierował się w naszą stronę. Przyjaciele byli zajęci tworzeniem "magii świąt", ale nie mogli oderwać od nas wzroku. George, który do tej pory wieszał ozdoby na dwumetrowej choince za pomocą zaklęcia również się zdekoncentrował a bombka która się unosiła w sekundzie uderzyła go w twarz.
Zaśmiałam się widząc jak zgłupiały bliźniak masuje się po czole. Na całe szczęście w pobliżu była Angelina, która w wyśmienitym humorze, trochę chichocząc ucałowała go w czoło. Dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna założyła na głowę czerwoną czapkę Mikołaja.
- Czy Angelina nie miała być teraz w domu?- szepnęłam Fredowi do ucha.
- Miała, ale po wielu... yhm... przekonywaniach George'a zgodziła się jednak zostać tutaj.- chłopak sugestywnie poruszył brwiami, a ja zdzieliłam go lekko w żebra.
- Jesteś straszny Freddie.- mruknęłam chichocząc.
- Zamiast się miziać po kątach moglibyście mi pomóc.- wrzasnął George, a Angelina pokiwała pociesznie głową. 
- Kto tu się teraz mizia braciszku, bo na pewno nie my.- odpowiedział mu rozbawiony Fred.
Mimo to, oboje nadal trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę dwójki Gryfonów. Przechodziliśmy obok kuchni, z której wydobywały się smakowite zapachy. Jednak zatrzymałam się na chwilę, widząc, że w przygotowaniu świątecznych potrwa pani Weasley towarzyszy moja mama. Zorientowałam się, że obie musiały wymieniać się przepisami na dania. Niedaleko nich stał mój ojciec wraz z Arturem i żywo o czymś rozprawiali.
Zastanawiałam się czy oby to jest odpowiedni moment na pytania o Czarnym Panu.
- No chodź Rachel.- ponaglała mnie Angelina.- Tej choince przyda się damska dłoń.
- No idę.- zawołałam w końcu i ruszyłam w stronę Gryfonów.
Zabawa była przednia, poczułam się znowu jak dziecko, lataliśmy naokoło choinki i wieszaliśmy świecidełka. Przypomniał mi się wtedy zeszły rok, kiedy to nauczyłam czystokrwistych czarodziejów całkiem zwyczajnie, z użyciem siły rąk postroić podobną do tej choinkę.

Jako, że tego dnia miała odbyć się Wigilia, wszyscy chodzili od rana jak w zegarku. Na początku sądziłam, że święta spędzę w lochu. Miałam tyle planów, nowych pomysłów, ale nie mogłam się tym zająć, nawet nie miałam prezentów. Ból po zaklęciu niewybaczalnym ustał, ale skutki przy podejmowaniu się czynności, które wymagały ode mnie wkładu większej ilości energii utrzymywały się nadal. Ucieszyłam się jednak, że mogłam przyjmować już większe porcje jedzenia do lekarstw.
Wydawało mi się, że mogę odbudować w sobie radość świąt, ponieważ przez ostatnie wydarzenia całkowicie ją zatraciłam. Robiłam wszystko, od nucenia kolęd po ubieranie ogrodowe gargulce Państwa Weasleyów w świąteczną czapkę i szalik.
- Pionek na A3.- odparłam, a biała figura niemalże natychmiast zmieniła swoje położenie.
- Skoczek na E5.- rozkazał Ron, a jeden z moich pionków zniknął z planszy.
Nasza partia szachowa trwała już jakiś czas. Weasleyowie wiedzieli, że Ron akurat na tym polu potrafi pokazać na co go stać. Niestety rudzielec nie spodziewał się, że grałam w mugolskie szachy z ojcem od piątego roku życia. Szybko się o tym przekonał, kiedy nie dawałam się nabierać na jego podchwytliwą taktykę gry, a sama partia przywołała do nas całe Gryfońskie rodzeństwo. 
- Skoczek na E5.
Mój skoczek po prostu zlikwidował jego skoczka. Przyjaciel przygryzł wargę. Nie wiedziałam, czy tylko symuluje jakieś trudności, czy naprawdę nie wie co ma zrobić, musiałam na niego uważać.
- Skoczek na E5.- powtórzył żądanie, a moja biała figura musiała ustąpić jego czarnej.
- Goniec na E5.- odparłam po chwili namysłu i usunęłam drugą czarną figurę przyjaciela.
 Obok nas było słychać komentarze, najgłośniejsze wychodziły z ust Ginny, która co chwilę szeptała Harry'emu co też jej brat powinien zrobić. Niektóre z jej podpowiedzi był nawet ciekawe. Uznałam, że najmłodsza w Weasleyów ma zadatki na świetnego gracza, jednak nigdy zbytnio nie przepadała za szachami.
- Goniec na D2.- z ust mojego rywala padł kolejny rozkaz, kasując tym razem mojego drugiego skoczka.
- Hetman na D2.- czarny goniec został dosłownie zmieciony z planszy.
- Hetman na E5- mruknął Ron, i tym razem mój goniec został zniszczony.
Przymrużyłam oczy nie podobała mi się przegrana z najmłodszym synem Weasleyów, a już tym bardziej nie remis, który w tej grze zbliżał się do nas nieubłaganie. Musiałam coś wymyślić. Jednak i to mi się nie udało. Z dołu dobiegł głos Pana Weasley'a, który prosił chłopców, aby zeszli na dół i pomogli mu w zamieszeniu na dachu Nory lampek.
Oczywiście Ronald zamiast dokończyć partię, niemal natychmiast ruszył za wezwaniem. Chciałam go zatrzymać, ale na nic się to zdało, dlatego zostawiłam grę taką, jaką była i oddaliłam się od stolika. Odprowadziłam jeszcze wzrokiem Freddiego zastanawiając się co tak naprawdę się z nami stało. Nie czułam już takiej chemii jak na początku. Za dużo miałam na głowie i może to był powód. Ciężko mi było przyznać to przed samą sobą. Po raz pierwszy byłam w samym centrum wydarzeń, nie Dumbledore, nie Harry, tylko ja... zwyczajna Krukonka. A może nie zwyczajna?
- Nad czym się tak zastanawiasz Rachel?- spytała Ginny, patrząc się na mnie jak na debilkę.
- Nad Fredem. Jak nasza relacja wygląda z perspektywy osób trzecich?- spytałam przyjaciółkę.
Ruda zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zadałam nie najłatwiejsze pytanie, ale musiałam wiedzieć.
- No wiesz, nie jest to samo co było rok temu, ale nie widziałaś jak Fred zachowywał się, gdy była tu jeszcze ta fałszywa ty, szczególnie po tym co...- przewała, przygryzając wargę.
- Po czym?- spytałam dociekliwie.
Gryonka nie odezwała się ani słowem.
- Ginny, po czym?- dopytałam ostro, bojąc się odpowiedzi.
- Całowałaś się z Harrym, to znaczy nie ty tylko Stella.- przyznała w końcu.
Zmarszczyłam czoło. Co ja robiłam? Całowałam się z Harrym? Kompletnie zgłupiałam. Jaki cel mogła mieć Stella w tym, że to zrobiła. Wątpiłam w to, że Ślizgonce, Wybraniec aż tak namieszał w głowie, ale nie chciałam nad tym myśleć, czułam się fatalnie. 
- Przykro mi, że musiałaś na to patrzeć.- poklepałam przyjaciółkę po ramieniu.
- Nic się nie stało. Ucieszyłam się, że to nie byłaś ty. Nie chciałabym wybierać pomiędzy wami.- ruda uśmiechnęła się słabo.

Tym razem wszyscy usiedliśmy zmęczeni, zdążyliśmy wysprzątać norę przed pojawieniem się pierwszej gwiazdy i zostało nam jeszcze trochę czasu na odpoczynek.
W pokoju grała piosenka Merry Christmas Everyone , nuciłam sobie melodię w myślach. Nikt się nie odzywał. Każdy wsłuchiwał się tekst piosenki i siedział nieruchomo na swoich miejscach. Wszyscy wpatrywali się w siebie. Mimo iż atmosfera świąt była zachowana, ponieważ coraz więcej zapachów wydobywało się z kuchni, a na dworze robiło się ciemno dzięki czemu światełka wcześniej powieszone na dachu i krzakach dawały sporo światła, czuliśmy się nieswojo, trochę jak na pogrzebie. Nie mogłam na to pozwolić, nie po to wydostałam się z lochów.
Dlatego, gdy w radiu puszczono kolejną piosenkę All I Want For Christmas Is You, uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się z miejsca. Spojrzałam jeszcze na wszystkich.
- Ale zanudzacie.- odparłam, dając jasny znak co do tego co chcę zrobić.
Spotkałam się zdziwionym z wzrokiem innych, ale to mnie nie powstrzymało, zaczęłam tańczyć. Z perspektywy człowieka zdrowego psychicznie musiało wyglądać to żałośnie, ale co z tego. Chciałam radośnie spędzić święta, bez ponuraków.
Chwilę to trwało zanim przyjaciele zrozumieli co chcę im przekazać, a pierwszy był Fred.
- Wypraszam to sobie.- mruknął chłopak i również ułożył swoje ciało w pozycji artystycznej.



Zaraz potem dołączył do mnie w tańcu. Śmialiśmy się wspólnie z własnej głupoty, nie patrząc na innych. Wkrótce i przyjaciele dostrzegając nasze zabawy, dołączyli do nas. W sekundzie nudny rodzinny salon zamienił się w parkiet taneczny. 
- Mam zaszczyt zaprosić waćpannę do pierwszego tańca.- odparł żartobliwie Freddie i wystawił swoją rękę. Od razu ukłoniłam się jak dama i zaczęliśmy wspólnie tańczyć.
Rozglądając się przypadkowo dookoła dostrzegłam, że wszyscy udali się w nasze ślady. Harry i Ginny, George i Angelina, tylko Ron stał z boku i przyglądał się wszystkiemu.
- Chodź do nas!- zawołałam w jego stronę, a on tylko pokiwał przecząco głową.
- Nie tańczę.- odpowiedział mi i spojrzał na podłogę.
Było mi go szkoda. Żałowałam, że nie było z nami Hermiony, nikt nie musiałby zostawać sam.

Piosenki w radiu zmieniały się niczym błyskawica, po serii świątecznych piosenek, pojawiały się również takie, idealne do tańca. Tym razem każdy tańczył z każdym.
Ktoś pomyślałby, szaleństwo. Dzikie pląsy w święta, ale może to był klucz? W końcu ich wszystkich też zmęczyła ta sytuacja z wojną i lochami. 
Spojrzałam na Ginny i Harry'ego. Wyglądali na szczęśliwych... teraz tym bardziej dziękowałam Rowenie za to, że sytuacja z Stellą wyszła szybciej. Nie mogłabym znieść tego, jeśli przez moją łatwowierność, wprowadziłabym między wszystkich chaos.
Zastanawiałam się przez chwilę, po czym poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu i tuli się do moich pleców.
- Ładne pachniesz.- wyszeptał mi do ucha, oplatając dłonie na moim brzuchu.
- To detergenty Freddie.- zachichotałam i położyłam ręce na jego rękach.- Szczególnie te do toalet.
Mimo tego co powiedziałam chłopak nie odsunął się ode mnie na krok. Bujał mną w rytm spokojnej piosenki. Przymknęłam na chwilę oczy, delektując się tą chwilą.
- I tak lepiej niż wtedy, gdy cię wyciągnęli.- mruknął żartobliwie.- Gorzej śmierdziałas niż łąjnobomby.- zaśmiał się.
- Świnia...- odparłam z lekkim uśmiechem, jednak nadal miałam zamknięte oczy.
Zaraz potem Gryfon złapał mnie rękę i zakręcił. Staliśmy strasznie blisko siebie, Westchnęłam i chwyciłam go za plecy a on mnie w talii. Patrzyliśmy sobie w oczy, lekko się uśmiechając. Trwało to chwilę, nikt z nas nic nie mówił, w końcu milczenie to złoto. Jednak Fred, jak to Fred musiał zacząć coś gadać.
- I co mi teraz powiesz?- spytał, chytrze się uśmiechając i głaszcząc mnie po plecach.
- Spodnie.- prychnęłam cicho.
- Jakie spodnie?- rudzielec wydawał się zaskoczony.
- Plama, plama na spodniach.
Palcem jednej ręki pokazałam wypuklenie na kolanach chłopaka gdzie widoczne było, bardzo wyraźne zabrudzenie. Fred musiał się ubrudzić podczas sprzątania jednego z pokoi, co niemal od razu zauważył, po czym uśmiechnął się ciepło.
- Sprytnie.- spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Z brudasami nie tańczę.- uśmiechnęłam się jednoznacznie i przymykając oczy skrzyżowałam ręce na piersi. Uwielbiałam droczyć się z bliźniakiem.
Chłopak tylko mrugnął do mnie i od razu pobiegł na górę zmienić ubranie.

Wszyscy usiedliśmy przy świątecznym stole, siedziałam naprzeciwko mamy i taty, obok Freddiego i Ginny. Dobre nastawienie dopadło domowników. Tematy sypały się z każdego kąta stołu. 
Nie sądziłam, że aż tyle może połączyć czarodziei i zwykłych mugoli... Tak naprawdę jesteśmy tacy sami, tylko że różni nas tylko siła mocy magicznej i tak naprawdę siła ludzkiego umysłu i ciała.
Artur Weasley był naprawdę zdumiony opowieścią taty na temat stawiania coraz to dziwniejszych konstrukcji. Molly Weasley również tego słuchała przez pewien czas, a później zaczęła rozmawiać z moją mamą na tematy macierzyńskie, porównując tym samym swoje doświadczenia. Oczywiście moja mama nie miała szans z Czarownicą, ponieważ różnica w ilości dzieci była bardzo duża. Mimo to nie poddawała się... zrobiła z mnie najbardziej kłopotliwe dziecko wszechczasów, ale nie przeszkadzało mi to. Dalej bliźniacy rozmawiali o nowym wynalazku do ich sklepów i sposobie wyelminowania skutków. Harry i Ron rozmawiali o quidditchu i wielkim meczu świątecznym na rzecz św. Munga. To samo robiły Ginny i Angelina, tylko, że one rozmawiały o swoich ewentualnych szansach na zdobycie przez Gryffindor pierwszego miejsca.
Prawda była taka, że Reprezentacja domu Lwa miała na to spore szanse, no... chyba, że Ravenclaw im w tym przeszkodzi. Wszystko układało się w miarę dobrze.
Jeszcze przed kolacją, tradycyjnie wstał Pan Weasley, aby jako głowa rodziny wznieść toast. Zawsze tak zaczynała się uczta świąteczna.
- Wznieśmy toast za tych wszystkich których z nami nie ma, za zdrową przyszłość i bezpieczeństwo, którego teraz zaczyna brakować. Za miłość i przyjaźń, za cel i drogę, którą do niego trzeba przejść. Za to aby ten rok był przełomowy dla sprawiedliwości.- mężczyzna uniósł kieliszek z winem i spojrzał na mnie, oraz moich rodziców.- Za Rachel, która na szczęście została uwolniona i jej rodzinę. Za to, że są tutaj i odkrywają przed nami całkiem nowy świat. I za to, że w pełni, jako mugole mogą cieszyć się czarodziejskimi świętami. Wesołych Świąt! - uśmiechnął się ciepło.
W sekundzie spojrzałam na moich rodziców, w ich oczach można było dostrzec iskierki radości. Sama również się uśmiechnęłam. 


- Zdrowie!- krzyknął Artur Weasley.
- Zdrowie!- zawtórowaliśmy mu.
Zaraz po uroczystym rozpoczęciu zaczęliśmy konsumować kolację świąteczną.

11 komentarzy:

  1. LAST CHRISTMAS nawet tu?! Hahaha przed tym nie ma ucieczki xd
    Twoje życzenia mnie rozwaliły :D Szkoda, że nie można tego na świąteczną piosenkę przerobić.
    Niesamowite jak szybko Rachel odzyskała dobry humor po jakże przerażających doświadczeniach. Tylko pozazdrościć takiej zdolności.
    Szachy czarodziejów jeej! Zagrałabym z Ronem ;D
    Najlepsze w tym wszystkim: o łączeniu ludzi bez względu na różnice, bo przecież tak właśnie działają Święta :)

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świątczne piosenka? Coś w stylu Pottero-Świątecznego rapu chyba... :D
      Jak mówiła, odzyskała, ponieważ nie chciała, aby tamta sytuacja zaszkodziła jej w radosnym przeżywaniu świąt.
      Wiem, że byś zagrała. Pisząc rozdział, ten fragment napisałam tak pod Ciebie trochę.
      Tak, cały morał rozdziału w jednym zdaniu :)

      Pozdrawiam
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. Dzisiaj króciutko. Omg, omg, ten rozdział! Ależ mi on humor poprawił. Rachel i Fred byli cudowni, ten fragment ze śmierdzeniem i plamą, rany, strasznie rozczulająco urocze. I to, że było tak mugolsko-czarodziejsko, Artur na pewno musiał być zachwycony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko oby David był cały, rany, rany!

      Usuń
    2. Fakt, fragment się udał :D
      Artur z nich wszystkich był najbardziej zadowolony xd
      OBY, oby!

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. I ja tobie również życze wesołych i radosnych świąt!! (A co z tego, że jest już PO świętach??) [Boże, znowu ty...]
    A więc tak... Rozdział super, jak zwykle. No i bardzo się cieszę, że Rachel jest już ze swoją rodziną i Weasley'ami.
    Taniec Freda i Rachel prze uroczy. Kolacja wigilijna też super. Też taką chce mieć :(
    (To po ciebie przylecimy :)) [Dzięki Ginny, ale nie].
    Dzisiaj było bez szaleństw, ale nie mam humoru, bo koleżanka namieszała z Sylwkiem.
    Przy ostatnim rozdziale napisałaś, że powinnam pisać bloga. No i przychodzę z informacją, że jestem w trakcie pisania prologu. Jak skończę, to dam linkacza :))

    Pozdrawiam,
    ~Kathleen Walker

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest, jest... ale znając mnie i moja zmienność humorków w historii, raczej szybko się to zmieni. Hahah :D
      [Ginny, zabierz mnie!]
      OOoooo w takim razie czekam! Chętnie poczytam coś nowego :)

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeera

      Usuń
  4. W końcu udało mi się nadrobić te dwa rozdziały. :)
    Cieszę się, że ten rozdział jest trochę inny. Spokojny.. Chyba trochę tego tu brakowało. Gnasz z tymi wszystkimi zdarzeniami, że ledwo za tym nadążam ;)
    Podobają mi się tacy zakochani bliźniacy, ale jakoś brakuje mi ich jako takich typowych śmieszków xd
    No i o co do cholery chodzi z tymi rysunkami?
    Może się w końcu wyjaśni..
    Czekam i czekam.
    Tymczasem życzę SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I WENY! :*
    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojny! Jeden jedyny ;) Hahahahah, tak zła MonaVeerax3 znowu namiesza! :D
      Tak, musiałam trochę pognać historię do przodu, bo z tyn co planowałam na początku, wyszłoby mi jakieś 100 rozdziałów... Zaczynam to skracać...
      Śmieszków powiadasz ;) No cóż... zapraszam do następnego rozdziału.
      Jak wspomniałam wyżej... zapraszam do następnego rozdziału ;>

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  5. Zaczijmy od tego, że jest mi strasznie, STRASZNIE wstyd za to, ile mnie nie było na Twoim blogu :( jednak z powodu niezależnych ode mnie sytuacji w ogóle nie miałam czasu na blogsferę. Ale już wracam i mam nadzieję, że już na stałę :D
    Co tu się podziało, jak mnie nie było!
    Jestem bardzo ciekawa, co stanie się ze Stellą no i jakie znaczenie mają te rysunki... Ten wątek od zawsze mnie intrygował, a nie miałam i nie mam żadnego pomysłu, jak może się rozwiązać.
    Och, mam nadzieję, że Davidowi nic się nie stało!
    No i oczywiście liczę na to, że pomięfzy Fredem i Rachel znów się ułoży i żadne kanoniczne wydarzenie im nie przeszkodzi (NIKT NIE DOMYŚLA SIĘ, CO MAM NA MYŚLI).
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wracaj! Brakowało mi Twoich historii i komentarzy! :D
      Podziało się sporo... też fakt xd
      Stella i rysunki... odsyłam do następnego rozdziału :)
      David to byk, da sobie chłopaczyna radę.
      A co do kanonicznego wydarzenia... to hmmm. Nadal nie wiem co mam z tym faktem zrobić, hahah xd

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody