Music

niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział 44 "... Potter! Oddaj te szkice!"


Fred

- To kompletnie nie jest normalne.- mruknąłem do brata, podczas gdy ten bacznie przyglądał się dwóm tak samo wyglądającym, pustym flakonikom.
- Rachel jest Krukonką bracie, nie dziw się temu, że trzyma w swoim pokoju flakony na eliksiry.- odparł George, przegrzebując komodę dziewczyny.- Pewnie to odrobione zadania na cały semestr.
Kiwnąłem przecząco głową, wiedziałem, że grzebanie w rzeczach Rachel było szczeniackim zachowaniem, ale musiałem dowiedzieć się prawdy. Ludzie nie zmieniają się na gorsze ot tak.
- Freddie, chodź no tu.- odezwał cicho bliźniak.
Podszedłem do George'a, który w tym momencie stał przed biurkiem Krukonki i przyglądał się czemuś. Zajrzałem mu przez ramię i spostrzegłem bardzo dużo różnych składników eliksirów. Większości z nich nie znałem. Były one dokładnie posortowane w naczyniach oraz pudełkach i oddzielone od siebie w różnych odstępach.
- Rachel i eliksiry? Zwykle się na nie skarżyła.- podsumowałem zdziwiony naszym znaleziskiem.
- Może zmieniła zdanie, w końcu to kobieta. Raz wybiera to, a później coś innego. Trudno za nimi trafić...- George zaśmiał się żałośnie, ale mnie wcale nie było do śmiechu.
- Angelina wyjeżdża jednak na święta, nie?- spojrzałem jednoznacznie na niego.
- Dasz wiarę!- mruknął zażenowany George.- A jeszcze dwa dni temu mówiła, że chce je spędzić tutaj ze mną.
Tym razem ja się zaśmiałem. Znałem słabość brata do Angeliny, ale w tym momencie nie chodziło o to. Odszedłem od speszonego braciszka i ruszyłem w stronę toalety dla gości, jednak i tam nic nie znalazłem, no poza nienaganną czystością i jeszcze większą ilością zużytych flakonów. Były one sprytnie ukryte za kotarą prysznica.
- Bracie, ale te fakony strasznie dają po nosie!- zawołał do mnie George, po czym wszedł do łazienki.
- Ja mam chyba coś gorszego.- spojrzałem na zniesmaczonego bliźniaka, po czym podniosłem jedna z zużytych buteleczek i również przystawiłem do nosa.
Zapach od razu mnie odrzucił. Śmierdziało to co najmniej tak, jakby stado goblinów, urządziło sobie w niej prywatną toaletę.
- Ty, a to nie jest ten wielosokowy?- spytał George, z odrazą patrząc na swoją buteleczkę.- No powąchaj.- brat podstawił mi pod nos śmierdzącą fiolkę.
- Zabieraj to ode mnie.- mruknąłem z niesmakiem, odtrącając dłoń brata.- Chociaż...
Zaciągnąłem się jeszcze raz, tym razem nie było to już takie okropne. Mój nos musiał się już do tego przyzwyczaić, dlatego chciałem się upewnić. Rzeczywiście, zapach wydawał się znajomy... prawda była taka, że często używaliśmy takiego eliksiru dla żartów. Wcześniej nie zwróciłem na to większej uwagi, ale teraz nie mogło to ujść mojej uwadze.
- Nie obraź się Freddie, ale twoja dziewczyna musi mieć coś nie tak z głową.- prychnął bliźniak, a ja posłałem mu groźne spojrzenie.- Zabierzmy jeden z nich i zmywajmy się stąd zanim Rachel wróci.
Pokiwałem głową i zasłoniłem kotarę, chwilę później wraz z łupem w rękach wyszliśmy z jej pokoju.

Rachel

- David, powiesz mi w końcu o co chodzi?- spytałam po raz kolejny przyjaciela, jaki plan ma Stella.
Jednak ten tylko spoglądał przed siebie i w skupieniu przemierzał lochu. Patrzył uważnie na wszystkie strony i dosłuchiwał się niepożądanych dźwięków.
- David...- prychnęłam.
- Powiem ci o wszystkim, gdy znajdziemy bezpieczny kąt.- rzucił przez ramię Ślizgon.
Bezpieczny? Bezpieczny kąt w lochach, gdzie po korytarzach przechadzają śmierciożercy uzbrojeni w różdżki i gotowi do rzucenia najobrzydliwszych z zaklęć? Miałam wątpliwości.
- To chociaż powiedz mi, gdzie idziemy.- nie poddawałam się.
- W tych lochach jest tylko jedna osoba, która może ci pomóc Rachel... Uwaga!
David wychylił się zza ściany i rzucił drętwotą w jednego z śmierciożerców. Zaklęcie ugodziło go niemal natychmiast, jednak dźwięk który mu towarzyszył był jednym z głośniejszych.
Poczułam szarpnięcie za rękę i chwilę później znaleźliśmy się w znajomej, przynajmniej dla mnie części lochów. Rozglądałam się dookoła, próbowałam przypomnieć sobie, skąd znam to miejsce, ale odpowiedź przyszła zdumiewająco szybko.
- Pan Stone.- odezwał się damski głos.
- Potrzebuję pomocy.- odparł David.
- Ja też Pana prosiłam wielokrotnie o pomoc.- z mroku wyłoniła się tak bardzo znana mi osoba.- Zignorował Pan to, więc dlaczego mam służyć radą?
- Farrah!- zawołałam cicho i podbiegłam do aurorki.- Powinnam była się domyślić.
- Rachel?- kobieta spojrzała w moją stronę.- Myślałam, że cię zabili.
- Mnie też się przez chwilę tak wydawało, ale David mnie uwolnił.- spojrzałam na aurorkę.
- Doprawdy?- spytała zdumiona.- Lepiej późno niż wcale.
Przeniosłam teraz wzrok na Ślizgona, Z mimiki jego twarzy wyczytałam, że nie był on zadowolony z słów Farrah. Najpierw niespokojnie poruszył twarzą, późnej spiorunował kobietę wzrokiem.
- Obiecałaś służyć pomocą, gdybym zdecydował się uwolnić Rachel.- odparł po chwili.
Teraz to i ja byłam zaskoczona. Czyżby David rozmawiał już z Farrah wcześniej na mój temat?
- I słowa dotrzymam. Pod warunkiem, że przyniosłeś to o co prosiłam.
Przyjaciel rozejrzał się dookoła i z kieszeni bluzy wyciągnął galeona. Zmarszczyłam czoło, nie wiedziałam co moneta miała mieć wspólnego z wydostaniem się stąd. Później jednak zorientowałam się, że ten przedmiot nie był tym, za co miał się podawać. Rozpoznałam w nim nasze fałszywe galeony, których używaliśmy do ustalania terminów Gwardii Dumbledore'a i komunikowania się między sobą.
- David, miałeś tą monetę przez cały czas?- spytałam ostro, uświadamiając sobie, że już dawno mogłam być wolna.- Przecież w każdym momencie mogłeś wezwać pomoc. Po co ten cyrk?
- Rachel, słonko.- Farrah pokiwała głową.- Ta moneta jest moja. Została mi zabrana zaraz po porwaniu.
- Ale przecież to jest ta sama moneta.- spuściłam ramiona.
- Po wykryciu waszych działań w Gwardii, uznaliśmy, że sposób na komunikację, który wymyśliła panna Granger może się przydać i Zakonowi.- wyjaśniła.
- Nie mogłem tego użyć wcześniej, ponieważ nie wiedziałem jak działa jej mechanizm.- wtrącił Ślizgon.- Miałem ją tylko wykraść.
- Sądzę, że Panna Granger nie będzie zła, że trochę zmodyfikowaliśmy jej działanie.- dodała aurorka i zaczęła majstrować przy galeonie, szepcząc przy tym jakieś dziwnie brzmiące sformułowania.
- Słyszałem coś.- usłyszeliśmy chrapliwy głos kilka kroków dalej.
- A ja ci mówię kretynie, że jeżeli znowu więźniowie nam uciekli to i my będziemy mieli problemy.- odezwał się drugi, rozpoznałam w nim głos Yaxley'a.
- No i pięknie. Co dalej?- spytałam, wsłuchując się w kroki.
- Dobra, ja ich powstrzymam. Rachel, schowaj się... najwyżej uciekniesz z Farrah.- David chwycił mnie za ramię.
- Nie! David.- złapałam go za dłoń.- Jeśli coś ci się stanie?
- Mnie nie mogą zrobić krzywdy Ray, tobie tak. Schowaj się w celi Farrah... - Ślizgon podał mi mosiężny klucz.- ... gdy tylko moneta zadziała przybędzie Zakon i cię stąd uwolnią.
Spojrzałam chłopakowi w oczy, nie chciałam, żeby miał przeze mnie jakieś kłopoty. Nigdy też nie chciałam, aby ktoś ryzykował życie, podczas kiedy ja nic nie mogłam zrobić.
- Uważaj na siebie.- mruknęłam i cmoknęłam Ślizgona w policzek.
On jednie pokiwał głową i ruszył w stronę śmierciożerców, a ja schowałam się w celi.

Fred

- Eliksir wielosokowy?- powtórzył Ron, trzymając w dłoni jeden z flakoników.
- Zapach się zgadza.- mruknął zrezygnowany Harry, raz po razie wąchając buteleczkę.- Co to oznacza?
- To, że albo Rachel handluje nimi na boku, albo to, że ktoś się pod nią podszywa.- podsumował George.- Patrząc na jej niechęć do naszego Fredusia, strzelam, że to drugie.- brat poklepał mnie po ramieniu.
- To w takim razie, gdzie jest prawdziwa Rachel?- spytał przerażony Ron.
Spojrzeliśmy po sobie. Wszyscy byliśmy zbici z tropu... nie wiedzieliśmy, kim tak naprawdę jest Rachel, kto się pod nią podszywa i co robi. Nie wiedzieliśmy również, gdzie jest ta prawdziwa. Martwiłem się, bardzo się martwiłem... Tyle przykrych rzeczy na nią naopowiadałem w przeciągu ostatnich kilku dni, tyle myśli niepotrzebnych. I zamiast mieć trochę więcej wiary w moją księżniczkę, ja po prostu uznałem, że to jej wina i że to ona zmieniła się na gorsze.
- Nie mogę stać i tutaj czekać.- podniosłem się z miejsca.- Jeśli naprawdę nie jest to Rachel to ja muszę wiedzieć, gdzie jest ta właściwa.
- Co chcesz zrobić Fred?- spytał Ron.
- Chcę pójść do tej Rachel i wydusić z niej to.- ścisnąłem ręce w pięść.
- A ja jestem za!- George podniósł się z miejsca.- Fałszywa Rachel nie przypadła mi zbytnio do gustu.
- A nie lepiej załatwić to łagodniej?- spytał Harry.- Możemy wypłoszyć oszustkę, a jeżeli to ktoś z śmiercio...
- Nie mów tego stary.- ponaglił go Ron.
Ja w tym czasie nawet nie chciałem słyszeć żadnych planach. Zbyt dużo kombinowania, wolałem zdać się na instynkt i wyciągnąć to, co teraz dzieje się z prawdziwą Rachel.
W tym samym momencie do pokoju wparował zdenerwowany Lupin. W sekundzie wszyscy zwróciliśmy wzrok w jego stronę.
- Dostaliśmy informacje od Panny Whitman. Wiemy gdzie znajduje się ona wraz z wieloma więźniami.- powiadomił nas.- Musimy się tam udać, a wy do tego czasu nie wychodźcie z Nory, to może jest pułapka.
Zamarliśmy, wszyscy sądzili, że aurorka, która miała pilnować rodziców Rachel już od dawna nie żyje. Nikt nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
- Cały Zakon się tam uda?- spytał Harry, który jako pierwszy otrząsnął się z szoku.
- Zostawimy tutaj nowicjuszy na straży, mają pilnować Nory do naszego powrotu, to bardzo ryzykowne.- Profesor Lupin spojrzał szybko przez okno.- Macie nigdzie nie wychodzić.
Po tych słowach wilkołak wybiegł szybko w pokoju. Nie wiedzieliśmy co tutaj tak właściwie się stało. Wpatrywaliśmy się w jedno miejsce przez chwilę.
- Zakon powinien wiedzieć, o naszych podejrzeniach.- mruknął Harry.
- Zakon ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Musimy złapać fałszywą Rachel, póki jeszcze nie wie o ich akcji.- spojrzałem na niego.
- Mogłaby uciec.- stwierdził Ron.
Pokiwaliśmy twierdząco głowami, uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli sami zajmiemy się tą akcją.
Wyszliśmy z pokoju Rona i Harry'ego i udaliśmy się na dół, każdy z nas rozglądał się, w poszukiwaniu Krukonki.
- Tam jest.- George wskazał palcem miejsce, gdzie stała "Rachel" i przeglądała jakieś papierki.
Spojrzałem porozumiewawczo na przyjaciół i ruszyłem za Harrym.
Podeszliśmy blisko dziewczyny, każdy z nas miał swoje wątpliwości, ale nie można było się teraz wycofać.
- O cześć. Co tam?- spytała lekceważąco i spojrzała z powrotem na kartki.



Założyłem ręce na piersi, ale się nie odezwałem. Nikt z nich również tego nie zrobił. Nie wiedzieliśmy jak się do tego zabrać. Dziewczyna nie przejmowała się niczym. Po prostu stała i olewając całą sytuację zignorowała nasze towarzystwo.
- Chyba musimy wyjaśnić sobie niektóre rzeczy.- odezwał się Harry.
- Nic nie musimy.- odparła odpychająco.
Złapałem Harry'ego za ramię, chciałem aby bez zbędnych głupot Gryfon wypytał dziewczynę o jej plany i wymusił na niej przyznanie się do udawania Rachel. Ten tylko spojrzał na mnie z dołu i pokiwał głową.
- Tak, musimy.- odparł głośno Harry i wyrwał oszustce szkice z rąk.
Wtem ona, jak poparzona wyrwała się z miejsca i spojrzała na niego wzrokiem zabójcy. Ja już wtedy miałem pewność, że to nie była ona. Stała dumnie jak dąb i wystawiła rękę, czekając na to, aż Harry bez gadania odda jej własność.
- Oddaj co moje.- mruknęła tonem nie wnoszącym sprzeciwu.
- To rysunki mamy Rachel.- Harry spojrzał na nas zgłupiałym wzrokiem.
- To nie jest twoje.- odparliśmy na równo, razem z Georgiem.
- To jest Rachel.- dodał jeszcze brat.
- A ty nią nie jesteś.- zawtórowałem mu.
- Głupota... Potter oddaj te szkice.- rozkazała i sięgnęła po rysunki.
- Nie... - uciął dyskusję.
Dziewczyna stała otumaniona i nie wiedziała co ma powiedzieć. Po raz pierwszy, odkąd pojawiła się w norze na święta nie widziałem jej w takim stanie. "Rachel" całkowicie zamilkła. W czwórkę staliśmy przed nią i tym razem to nie ona, a my rozdawaliśmy karty.
Chwilę to trwało, zanim otrząsnęła się z szoku, a potem uśmiechnęła się, niemalże ciepło.
- To wasz kolejny żart?- spytała, już milej i wystawiła ręce, aby spotęgować efekt.
- Kim jesteś?- spytał Harry, bez zbędnego przeciągania.



 Znowu chwila cisza. Oszustka nie wiedziała co miała odpowiedzieć. Wpatrywała się tylko raz na mnie, a raz na Harry'ego. Co rusz otwierała usta, aby coś odpowiedzieć, ale później je zamykała.
- Chwila? Co to w ogóle za przesłuchanie, co?- spytała sucho i założyła ręce na piersi.- Nie macie dowodów. Oddaj mi te rysunki!
- Ronaldzie? Czyń honory.- odezwał się George.
Brat tylko pokiwał głową i z kieszeni wyciągnął buteleczkę po eliksirze wielosokowym, który zabraliśmy z jej pokoju. Zaraz potem rzucił ją w moją stronę, tak aby i dziewczyna mogła to widzieć.
- To chyba z twojego pokoju.- podsumowałem, kiwając flakonikiem przed jej oczami.
Spryciara błądziła po nim wzrokiem i ścisnęła usta w wąską linię.
- Jest ich jeszcze kilka, a szczególnie pod prysznicem...- zaczął George.
- ... więc albo przyznasz się teraz, albo wezwiemy Zakon.- dodał Harry.
- A w Azkabanie nie lubią krętaczy.- zakończył Ron.
Dziewczyna spojrzała na nas. Jej ciało drżało, ale ona sama miała kamienną minę, nie dało się niczego z niej wyczytać.
- Wypchajcie się z tymi swoimi oskarżeniami.- żachnęła się i przeszła obok nas.
W ostatnim momencie złapałem ją mocno za ramię, tak, że dziewczyna aż się ugięła, Potem spojrzała na mnie wnikliwie i wysłała mi jeden z swoich najgroźniejszych uśmiechów.
- Zabierz łapy Fred.- rozkazała, patrząc mi w oczy.
- Gdzie jest Rachel?- spytałem, ignorując ją, po czym mocniej zacisnąłem dłoń na jej ramieniu.
- Puść mnie, a się dowiesz.- szepnęła mi, nadal patrząc w oczy.
Zmarszczyłem czoło. Nie chciałem jej wierzyć, nie robiłem tego. Zależało mi tylko na bezpieczeństwu mojej dziewczyny.
Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę. Nie chciałem tego, ale mimo iż była to oszustka, oczy nadal pozostawały te same, co z tego, że teraz przepełnione gniewem i pogardą, ale te same. Ten sam głęboki brąz, tak przeze mnie uwielbiany. Chcąc, czy nie chcąc zwolniłem uścisk, a ona w sekundzie wyrwała się do przodu.
Biegła przed siebie, w stronę schodów. Od razu rzuciliśmy się za nią. Byłem zły na siebie, że tak szybko popuściłem i dałem jej możliwość ucieczki. Była szybsza, wbiegła do swojego pokoju.
Złapaliśmy za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Nie chciałem się z nią bawić w kotka i myszkę, tutaj chodziło o bezpieczeństwo mojej księżniczki.
- Odsuńcie się.- rozkazałem i wyciągnąłem z kieszeni różdżkę.- Alohomora.- wypowiedziałem formułkę zaklęcia, a drzwi otworzyły się niemal natychmiast.
Wbiegliśmy do środka, ale jedynie co zastaliśmy, to dym. Kłębki gęstego, czarnego dymu o ohydnym zapachu. Oszustka najwyraźniej użyła naszego Peruwiańskiego proszku natychmiastowej ciemności. Nic nie widzieliśmy... próbowaliśmy się wydostać, ale nawet my nie wiedzieliśmy, gdzie są drzwi.
Wyciągnąłem różdżkę przed siebie i użyłem zaklęcia światła. Tym sposobem widziałem więcej niż pozostali. George zrobił to samo.
- Wszystko w porządku?- zapytałem przyjaciół.
- Okropnie cuchnie.- odezwał się Ron.- Gdzie ona jest?
Zakręciłem się wokół własnej osi, w dymie próbowałem dostrzec chociaż najmniejszy ruch dziewczyny, ale nigdzie jej nie było.
- Chyba uciekła.- odparł zażenowany George.
- Pięknie!- krzyknąłem i ze złości kopnąłem w łóżko.
Dym ustawał, zapach też. Widoczność poprawiła się o połowę. Rozglądałem się jeszcze raz po pokoju. Miałem cichą nadzieję, że fałszywa Rachel jednak nie uciekła, że schowała się gdzieś i zaraz ją znajdziemy, ale niestety... było inaczej.
- Jak ona to zrobiła?- spytał Ron, spuszczając ramiona, a ja tylko pokiwałem głową.
- Zabrała szkice.- odezwał się zawiedziony Harry...

Rachel

- Jak udało ci się tu wytrwać tak długo?- spytałam aurorkę, próbując zignorować niepokój.
- Byłam tylko jedną z wielu Rachel.- uśmiechnęła się słabo.- Nie traktowali mnie tak ostro, jak ciebie. Nie byłam tobą... jesteś dla nich ważniejsza.
Za ścianą coś trzasnęło. Spojrzałam za siebie... próbowałam wychwycić dźwięki, jakie się tam powtarzały. Słyszałam jedynie regułki niektórych zaklęć.
- Skąd wiesz jak mnie traktowano?- spytałam.
Trzask, znowu coś kolorowego trzasnęło w kratki naszej celi. Poczułam ukłucie...
- Słyszałam o codziennych torturach. Hugdes o nich rozmawiał z Sama Wiesz Kim.- Farrah spojrzała na brudną podłogę. To ja powinnam spytać, jak udało ci się je przetrwać.
- Gdyby nie David i jego eliksiry, nie dałbym rady.- spuściłam głowę.
Walczyłam z chęcią ujawnienia się. Tak bardzo chciałam pomóc przyjacielowi... pójść tam i walczyć z nim. Ramię w ramię.
- Pan Stone jest silny, poradzi sobie.- Farrah złapała mnie za ramię, próbując mnie pocieszyć.
"Depulso"!
Jakieś ciało zderzyło się z ścianą. Chciałam wiedzieć co teraz tam się dzieje. Chciałam mieć pewność, że to nie David został odrzucony do tylu.
Schowałam twarz w dłoniach i wyostrzyłam słuch. Gdzieś niedaleko usłyszałam głos Ślizgona.
Żył...
- Zakon jest w drodze.- powiadomiła mnie Whitman.- To nie potrwa długo.
- Ile to sobie to wmawiałaś?- spojrzałam na nią wzrokiem, świadczącym o tym, że wiem do czego zmierza.
- Codziennie...
Usłyszałam krzyk Ślizgona. Od razu zwróciłam się w tamtą stronę. Trwał on zbyt długo, aby było to   zwyczajne zaklęcie. Podbiegłam bliżej, aby lepiej zobaczyć to, co tam się dzieje.
Farrah próbowała mnie odciągnąć od tego miejsca, ale mocno trzymałam się krat i nie chciałam puścić. Zza ściany wyłaniały się tylko nogi... ich właściciel leżał na ziemi i prawdopodobnie krzyczał z bólu. Do oczu naleciało mi kilka pojedynczych łez. Wyrywałam się, wierzgałam, ale to było na nic. Aurorka postawiła sobie za punkt honoru, utrzymać mnie tutaj, gdzie się znajduję.
- Nie możesz wyjść.- mruknęła Farrah, trzymając mnie w mocnym uścisku.
Krzyk ustał, modliłam się o to, aby Ślizgon żył. Nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby coś się stało.
Nastąpiła cisza, głucha cisza i tak niepokojąca jednocześnie. 
Patrzyłam na nogi, miałam nadzieję, że chłopak zaraz się podniesie i będzie walczył nadal, ale nic takiego nie miało miejsca.
- Szukajcie uciekinierki... - rozkazał gruby głos.- ... przetrząście każdą celę i zabijcie wszystkich, którzy będą ją kryli...  nie widziano jej w zamku więc musi być tutaj.
Zadrżałam, jednak w tym samym momencie rozległ się kolejny trzask, ale tym razem nie było to zaklęcie. W sekundzie kilkanaście  srebrzystych postaci pojawiło się w lochu, oświetlając tym samym całe pomieszczenie. Poznawałam je... to samo zdarzyło się podczas walki w departamencie tajemnic.
Później wszystko działo się tak szybko. Kolorowe światła latały na wszystkie strony, srebrzyste postacie mieszały się z tymi ciemnymi. Każda strona chciała być lepsza. Słyszeliśmy nie tylko okrutne śmiechy, ale i podziękowania uwalnianych więźniów. 
Wszystkie lochy otwierały się po kolei. Jakaś niewidzialna siła sprawiała, że cele otwierały się, a więźniowie znikali bez śladu. Co się z nimi działo? Nikt nie wiedział.
Ciało Davida, również zniknęło.
Gdzieś tam w oddali zobaczyłam Shacklebolta rzucającego zaklęcia, dalej jakiegoś innego członka Zakonu Feniksa. Poczułam szczęście... wiem, że nie powinnam, zważając na to że w lochach rozgrywało się istne piekło, ale dlatego, iż miałam nadzieję, że zaraz stąd ucieknę.
Nasza cela otworzyła się, uśmiechnęłam się i spojrzałam w tatą stronę. Byłam niemal pewna, że ktoś z Zakonu przyszedł po nas. Pomyliłam się jednak, po drugiej stronie stał Yaxley i parzył na nas nienawistnie. Obie otrzymałyśmy drętwotą i upadłyśmy na podłogę obolałe. Mężczyzna popatrzył się jeszcze za siebie i podszedł do nas. Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Był za silny, chciałam się wydostać, ale jedyne co osiągnęłam to dostałam w twarz.
Śmierciożerca wyciągnął mnie siłą z lochów i już chciał się teleportować, ale w tym samym czasie oberwał zaklęciem unieruchamiającym. Spojrzałam bezbronnie przed siebie. Stał tam Bill Weasley i wpatrywał się we mnie. Uśmiechnęłam się słabo i w tym momencie mocna zakręciło mi się w głowie. Upadłam na kolana i próbowałam zapanować nad zawrotami.
Patrzyłam na podłogę i poczułam, że ktoś podnosi mnie do góry. Był to wcześnie poznany Weasley.
- Rachel? Co ty tutaj robisz? - spytał się.- Powinnaś być z domu, tam gdzie cię zostawiliśmy.
- To nie jestem ja.- odparłam słabym głosem, podtrzymując się najstarszego syna Weasleyów.- Tamta to oszustka.
- Posłuchaj jej Bill!- krzyknęła Farrah, gdzieś zza moimi plecami.- Zabierz ją do Nory natychmiast, zaklęcie zostało złamane!- rozkazała i sama uprzednio chwytając różdżkę Yaxley'a ruszyła do boju
Nie wiedziałam co działo się dalej. Świat zawirował, a moje stopy dotknęły czystej podłogi. Odgłosy bitwy również ucichły, tak jakbym znalazła się w innej rzeczywistości...

Fred

- Te szkice?- odezwał się zdumiony Ron.- Te które znalazła Rachel? A po co im takie rysunki?
- Wy nie wiecie wszystkiego.- mruknął Harry, spacerując nerwowo po kuchni.- Rachel mówiła mi, że muszą mieć jakieś głębsze dno. Twierdziła, że jej matka coś ukrywa.
- Myślisz, że jej rodzice mogą mieć coś wspólnego z Voldemortem?- ciągnął rudzielec, a Harry tylko pokiwał twierdząco głową.
- A kogo to obchodzi?- spytałem nerwowo.- Musimy odnaleźć Rachel, nie wiadomo czy żyje.
Moje tętno było już na skraju wytrzymałości. W mojej głowie pojawiały się same czarne scenariusze..  Miałem tego dość.
- Spokojnie Freddie.- odparł George.- Bez zakonu nie damy rady.
Teraz to i ja spacerowałem nerwowo po pokoju, chodziłem w kółko i kombinowałem, ale nic mądrego nie przyszło mi do głowy.
Nagle usłyszeliśmy trzask, jakby teleportu. Zerwałem się na równe nogi i wybiegłem na zewnątrz, miałem nadzieję, że to ktoś z Zakonu, nawet nie wiedziałem, kto będzie po drugiej stronie...

8 komentarzy:

  1. Aj Fred...trudno, miłość robi z ludźmi różne rzeczy. Poza tym, za łatwo by poszło, gdyby ją złapali.
    Dobrze, że Rachel i Fred się spotkają, bo Stelli już powoli miałam dosyć. Oficjalnie znalazła się w Top 3 najbardziej nielubianych przeze mnie postaci z Pottera ;)
    Nie wiem czemu gify nie działają, jak ten rozdział otwieram xd

    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę wyolbrzymiam postawę Freda, ale w sumie... Nie wiadomo co dzieje się z naszym rudzielcem jeśli jest zakochany, hihi :D
      Ja rónwnież za Stellą nie przepadam, jednakże totalnie uwielbiam pisać z jej perspektywy. Jest taka, jaką ja nigdy nie potrafiłabym być :)

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. Ja zawsze lubiłam Davide'a, ale po ostatnich rozdziałach normalnie go uwielbiam! Mam nadzieję, że za jego wyskok nie oberwie się za bardzo jego rodzicom (Stelli może) i jemu samemu jeśli to jednak nie Zakon Feniksa go zabrał.
    KOCHAM CIĘ ZA MONETY HERMIONY. Ostatnio znowu rozkminiałam, że to takie głupie, że czarodzieje ciągle polegają głównie na sowach, a taka szesnastolatka wpadła na genialny pomysł z monetami i nikt go później nie wykorzystał. Znaczy... może czarodzieje mieli skuteczniejsze środki komunikacji i nie wiemy o nich, bo to perspektywa Harry'ego? Nieważne... Jestem z Ciebie przedumna za wykorzystanie tych monet. Uwielbiam kiedy w fikach jest wykorzystywane coś, co już wspomniane w kanonie było, zamiast wymyślania nowych rzeczy.
    W pierwszej chwili, kiedy Fred i George grzebali w rzeczach „Rachel” miałam ochotę się oburzyć, że no dobra... to nie jest Rachel, ale Wy tego nie wiecie i to trochę niefajnie szperać w czyichś własnościach i wy tak po prostu to robicie? Ale na szczęście Fredowi przemknęło przez myśl, że tak nie wypada.
    I w ogóle kocham tutaj sceny pomiędzy bliźniakami i Ronem. Czytam sobie „czarę ognia” i chyba w każdej wspólnej scenie byli dla niego zwyczajnie chamscy! Więc nawet jeśli to niekanoniczne, że są milsi (nie wiem, jak go traktowali w innych częściach, ale pewnie podobnie), to się cieszę, no.
    I w ogóle, Stella niby taka sprytna próbuje być, a i tak przez niekontrolowanie własnego zachowania dała się zdemaskować. Głupiutkiej dobrze tak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Davida* (musiałam... xd)
      No cóż... tym dobrym w towarzystwie tych złych nigdy nie jest bezpieczne ;)
      Tak, jak podejrzewam mój blog jest jednym z nielicznych gdzie, na pozór pominięte (bardzo dobre) przedmioty mają swoją historię :)
      Tak, wiedziałam że sytuacja z grzebaniem w rzeczach "Rachel" mogła kogoś zdenerwować, ale było to niezbędne.
      Tak? Hmmm... to z Ronem. Powiem szczerze, że zapomiałam jaki niektórzy bohaterowie mieli stosunek do innych... trudno się mówi ;) muszę bardziej uważać.
      A Stella to w ogóle ewenement mojego opowiadania ;)

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. Borze, lesie iglasty!!
    Rachel na wolności!! W końcu!! Jejku, odwala mi coś :3:3
    Tak się ciszę!! Nwm co napisać!! (Cieszysz się z powrotu twojej rywalki??) [Ee... Tak? Bo chce, żeby Freddie był szczęśliwy... No i nie nazywaj ją rywalką]
    (Jak na razie nie jest) [Odwal się].
    UWAGA!
    RACHEL TRUST NA WOLNOŚCI!!
    PROSZĘ SIĘ STRZEC!! FRACHEL POWRACA!!
    Tak wiem, jestem głupia XD Ale po prostu tak się cieszę!! No i żeby Stella się szybko znalazła, żebym mogła ją zamordować XD Nie no żart. Rozdział supi dupi. I znowu przepraszam za Ginny, ale wiesz jak z nią jest XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza Rachel trochę się pomęczyła, a teraz przyda jej się chwila wytchnienia. Niech mądrze z niej skorzysta :D
      Hahahah, uwielbiam Twoje dialogi :D
      Nie myślałaś o tym, aby założyć bloga? (Oczywiście zakładając, że już go nie piszesz) Byłabym pierwszą fanka ;)
      Stella jest za cwana, ale kto wie... kiedyś może kiedyś jej się noga podwinie.
      Nie przepraszaj za Ginny! To ten charakter :D

      Pozdrawiam
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
    2. A właśnie zaczynam pisać. Jak napisze pierwszą notkę, to Ci dam znać ^^

      Usuń
  4. Ten komentarz nie ma sensu, ale cicho XD

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody