Music

poniedziałek, 21 listopada 2016

Rozdział 43 " Akurat rujnowanie czyjegoś życia może być bardzo przyjemnym doświadczeniem"



- Rachel, Rachel... obudź się wreszcie.
Słyszałam takie głosy gdzieś na pograniczu rzeczywistości i wyobraźni. Trudno było mi zidentyfikować, czy są czymś więcej niż efektem zmęczenia, czy po prostu fragmentem ostatnio bardziej rzeczywistych snów.
Głosy nie ustawały, chociaż na początku je ignorowałam. 
Powoli otworzyłam opuchłe oczy, nie wiedziałam nawet gdzie jestem... chyba te klątwy nie działały na mnie za dobrze.
Jednak później już wiedziałam... byłam więźniem. Więźniem własnego samozaparcia i własnych snów. Wczorajsza wieczorna klątwa spowodowała u mnie skutki, przybliżone do śmierci. Pamiętam tylko, że ciężko było mi oddychać... dusiłam się krwią, która hektolitrami lała się z moich ust.
- Rachel...- usłyszałam po raz kolejny.
Na drżących rękach podniosłam się z miejsca. Gdzieś obok wyczułam koc... miękki, pobrudzony krwią koc. Było mi zimno, okryłam się nim szczelnie i oparłam się plecami o ścianę.
- Dobrze, że żyjesz...- w głosie, który wypowiadał te słowa było czuć ulgę
Spojrzałam za kraty, stał tam David. Po raz kolejny trzymał w dłoniach tacę z posiłkiem i nowymi eliksirami wzmacniającymi. Byłam tak osłabiona, że nawet nie ruszyłam się z miejsca. Stawało mi się to obojętne. Po co miałam jeść, żeby później mocniej odczuwać skutki klątwy... po co miałam pić eliksiry i przez chwilę poczuć się lepiej, skoro dzisiaj wieczorem i tak zostanie mi to brutalnie odebrane. Nie wytrzymywałam... chciałam umrzeć.
- To nie powinno się zdarzyć.- zdołałam wydusić z siebie tylko to zdanie.


Zaraz potem zamknęłam oczy. Wirowałam gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią. Przypomniał mi się mój sen, kiedy to siedziałam w białym pustym pokoju. Może tak właśnie wygląda niebo? Biała pustka i przeszywające umysł piski żalu osób które nie potrafiły tu dotrzeć. Może zostałam wezwana?
- Rachel, nie zamykaj oczu! Rachel!- krzyczał niewyraźnie David.
Nie, nie chciałam już walczyć. Oddaliłam się w przestrzeń. Krzyki, przeplatane z dźwiękiem ocierania się ciała o kratki trwały jeszcze przez chwilę, później zamilkły...

Fred


- Stary! Potraktowała mnie jak śmiecia!- krzyknąłem zdenerwowany, trzaskając za sobą drzwi.
- Ho ho ho braciszku, wyluzuj.- George wstał z miejsca i spokojnie gestykulował dłońmi.
Chodziłem po pokoju w kółko, nie wiedziałem jak miałem się zachować, czy walczyć dalej, czy po prostu ją olać. Kopałem po drodze wszelkie meble i fotele, aby chociaż trochę wyzbyć się złości. Niestety nie potrafiłem. Ile można latać za dziewczyną która traktuje cię z wyższością?
- Nie uspokajaj mnie George!- zagroziłem mu palcem.- Ona całowała się z Harrym!
- Zaraz, zaraz... co?- spytał zaskoczony bliźniak.- Jak to całowała się z Harrym?
- No lizała się z nim na moich oczach!- wrzasnąłem, tak głośno że do pokoju wparował Ron.
- Mama kazała wam się uspokoić.- odparł obojętnie stojąc w drzwiach.
Spojrzałem na niego. W jednym momencie zalała mnie fala gorąca, miałem wrażenie, że on wiedział o tym, że Pottera i Rachel coś łączy. Tylko nie rozumiałem dlaczego mnie okłamywał.
- Wiedziałeś o tym?!- zwróciłem się do Rona.
- O czym?- zmarszczył brwi.
- O tym, że Harry i Rachel są razem.- odpowiedziałem, ściskając pięści.
Brat przez chwilę patrzył się na mnie głupio, a potem wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Śmiał się głośno, zwijając się z bólu. Chyba uznał, że to był żart... niestety... nim nie był.
- Dobre Freddie. Jeden z waszych lepszych dowcipów.- stwierdził, powoli się uspokajając.
- Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale to nie był żart Ron.- mruknął sucho George.
Wymieniliśmy się z bliźniakiem niejednoznacznymi spojrzeniami, a potem zwróciliśmy wzrok na zdezorientowanego brata.
- Harry i Rachel. Serio?- odparł Ron, dostrzegając nasze poważne twarze.- Nie, nie, nie. Harry jest moim kumplem, na pewno by mi o tym powiedział.
- Widziałem ich, jak się całowali.- mówiąc to, usiadłem na fotelu i nieporadnie przybliżyłem dłoń do twarzy.- Muszę to załatwić.
- Chociaż lubię mordobicie i takie załatwianie spraw...- zaczął George.-... ale jak dla mnie powinieneś się uspokoić, bracie. Twarz Złotego dziecka jest mocno chroniona przez zakon.
Chociaż niezbyt podobało mi się to, co mówił George, musiałem przyznać mu rację. Chociaż nie wiedziałem , czy tak naprawdę chciałem się z nim pobić.
- Porozmawiam z nim.- odparł Ron, zauważając moje wzburzenie.

Rachel


- No już działaj!
Poczułam jakiś, dziwny ostry zapach, który sprowadził mnie natychmiast na ziemię. Żałowałam, żałowałam tego, że się zbudziłam, że siłą wyciągnięto mnie z obłok, po których latałam na czarodziejskiej miotle i niezauważona obserwowałam całe to zło z góry.
Pokiwałam słabo głową, aby odgonić od siebie ten smród po czym otworzyłam oczy. 
Leżałam, leżałam tutaj, gdzie pamiętałam, jednak była jedna różnica. Głowę miałam opartą o kolana Davida... ja zwariowałam.
- Co to było?- spytałam słabym głosem.
- Sole trzeźwiące. Mugolski wynalazek. Pewnie znasz... dobrze, że już nie śpisz.- mruknął trochę zniecierpliwiony.
- Jak tutaj wszedłeś?- kontynuowałam pytania.
- Wykradłem klucze.- przyznał lekko wystraszony- Rachel, nie pownnaś tyle mówić. Wypij to...- odparł, po czym wyciągnął flakon z kieszeni.
Nie chciałam nic mówić, nie chciałam również pić już eliksirów, wszystko stało mi się jedno. Chciałam wrócić w to miejsce... poczuć się znowu wolną, dlatego kiwałam głową na wszystkie strony, aby uniknąć tej czynności.
- Przestań Rachel.- rozkazał poważnie Ślizgon, widząc, że nie mam zamiaru odpuścić.
Jednak zignorowałam to, nie dawałam za wygraną. Śmierć wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem. Jednak moje protesty nie trwały zbyt długo, David chwycił mnie za twarz i niemalże siłą podał mi ten eliksir. Nie mogłam wygrać...
Kilka chwil później poczułam jakąś namiastkę mocy. Nie chciałam tego, ale podniosłam się z pozycji leżącej i usiadłam obok Davida.
Poddałam się... nie chciałam już ukrywać łez, nie chciałam być silna. Nie przy nim. Popłakałam się. Nie wiedziałam co miałam zrobić. Byłam zdezorientowana... przytuliłam go, a on objął mnie czule rękoma.





Potrzebowałam tego, potrzebowałam tak bardzo. Pocieszenia, zrozumienia... pomocy. Nie pamiętałam już nawet, że przez niego znalazłam się w tym miejscu. Łkałam, tak głośno łkałam.
- Ciii, jestem tutaj.- wyszeptał chłopak, po czym mocniej mnie przytulił.
- Chcę zginąć David, nie chcę już dłużej cierpieć.- jęknęłam do jego ramienia.
- Nie będziesz już dłużej cierpieć Rachel...- odparł, a ja po raz kolejny wybuchnęłam płaczem.- Obiecuję, wyciągnę cię stąd.- słysząc te słowa, trochę się uspokoiłam, jednak nadal byłam rozdarta pomiędzy dwoma światami.- Jeszcze dzisiaj.
Poczułam nikły płomyczek nadziei... po raz pierwszy od tak dawna, dlatego przytaknęłam i przymknęłam oczy, na nowo się w niego wtulając.

Stella


- Cholerny przypadek, cholerny eliksir.
Powtarzałam to jak przekleństwo. Znowu byłam Trust... 
Chodziłam niespokojnie po całym pokoju. Zastanawiałam się nad nowym planem odkrycia tajemnicy. Do głowy przychodziły mi naprawdę różne pomysły, jednak ze względu na to, że nie mogę jeszcze swobodnie czarować po za Hogwartem stawało się o niemożliwe. Od razu bym wpadła w sidła Zakonu i Ministerstwa.
Spojrzałam na kalendarz, zostały cztery dni do Świąt. Chciałam je spędzić w domu, jednak na razie tylko sobie szkodzę. Musiałam uśpić czujność wszystkich, a szczególnie już mugolskiej matki. Zostawała jeszcze sprawa Freda, działał mi na nerwy i omal wczoraj nie zamieniłam się na jego oczach w siebie. Drażniło mnie to jego podejście, może powinnam przemówić mu do rozsądku w inny sposób... ale na razie chciałam się skupić na szkicach.
Może veritaserum? Nie, odpadało, nawet nie posiadałam sproszkowanego rogu asfodelusa, ani nalewki z piołunu. Myślałam również nad felix felicis... ale i tutaj nie miałam rozcieńczonej krwi jednorożca, korzenia czyrakobulwy i rogu błotoryja. Z resztą przygotowanie tych eliksirów jest bardzo czasochłonne i na pewno nie wyrobiłabym się z ich ugotowaniem do świąt. Żałowałam, że nie pomyślałam o eliksirach wcześniej. W końcu, w nich jest władza...
Poproszono mnie zejście na kolację, zastanawiałam się jak miałaby ona wyglądać, ale mimo to zeszłam na dół. Scena którą tam zastałam nie wyglądała na normalną...

Fred


- Stary, ja to wszystko widziałem.- odparłem, lustrując wzrokiem Harry'ego, który patrzył na mnie co najmniej tak, jakbym powiedział największą głupotę życia.
- Zaraz? Śledziłeś nas?- spytał zaskoczony Wybraniec, gdy tylko dotarło do niego, o czym mówię.
- Nie miałem tego w zamiarze, okey? Tak wyszło.- wyjaśniłem.- Z resztą nie o tym teraz mowa.
Wiedziałem, ze Harry'emu nie spodoba się to, że obserwowałem jego i Rachel, ale dzięki temu dowiedziałem się o ich relacjach.
- Słuchaj Fred. Co ja mam ci powiedzieć? Rachel mnie po prostu pocałowała, tak? Nie wiem o co jej chodzi.- pokiwał głową z politowaniem.
- Co?- obok nas znalazła się Ginny. - Pocałowała?- spytała sucho.
Była cała czerwona na twarzy. Od razu wiedziałem, że mogła jej się ta sytuacja nie spodobać. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie. Każdy wiedział, że Harry podobał się siostrze
- Ginny...?
Czarnowłosy chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie, moja siostra ignorując słowa przyjaciela, uciekła w stronę schodów. Harry wysłał mi tylko podirytowane spojrzenie i sam odszedł od stołu.

Stella


Po schodach wbiegała młoda Weasley. Była cała roztrzęsiona, zakrywała twarz w dłoniach na tyle mocno, że nie zauważyła nawet, iż leci wprost na mnie. Zanim zdążyłam się odsunąć poczułam jak Gryfonka wpada na mnie, popychając moje ciało do tyłu.
- Co ty robisz?- spytałam ostro, odzyskując równowagę.
Młoda zatrzymała się w miejscu i spojrzała na mnie spod swoich dłoni. Przez chwilę stała cicho, a ja oczekiwałam natychmiastowej odpowiedzi. Przez jej nieuwagę mogłam jeszcze spaść z tych ciasnych schodów, dlatego wyjaśnienie mi się należało.
- No wybaczę ci tego.- prychnęła nienawistnie Gryfonka i ruszyła w dalszą drogę.
Nie zważając na jej słowa, poprawiłam ubranie i zirytowana zeszłam do kuchni.
Od razu wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Nie obchodziło mnie to, w końcu teraz nie jestem sobą. Jednakże musiałam udawać, że wszystko gra dlatego przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i zaczęłam rozglądać się za wolnym miejscem. Od razu w oczy rzuciło mi się jedno obok Pottera, ale widząc jego niemrawą minę, zastanawiałam się, czy aby nie wylecę stamtąd z hukiem. Podejrzewałam już wtedy, o co mogło pójść. No, ale długo tu nie zabawię... nie chciałam się tym przejmować. Akurat rujnowanie czyjegoś życia może być bardzo przyjemnym doświadczeniem.
Nie potrafiłam również dostrzec rodziców Trust. Obydwoje gdzieś znowu zniknęli... Pewnie zdradzają tajemnicę rysunków tym z Zakonu. Dosyć często znikali i bynajmniej nie z tego powodu, że na tej pipidówie znajdują się miejsca, które warto odwiedzić.
Zmrużyłam oczy i usiadłam gdzieś w kącie. Przez całą drogę towarzyszyły mi niechętne spojrzenia. Ja nie widziałam w tym nic dziwnego, przywykłam do nich. W takim przypadku najlepiej unieść wysoko głowę i patrząc przed siebie, dumnie kroczyć do celu.
Siedziałam na krześle i patrzyłam, jak wszyscy pochłaniają swoje posiłki. Nie było starszej Weasley, dlatego nikt nie mógł tego dopilnować. Byłam... zdumiona tym, jak wszyscy zgodnie uśmiechają się do siebie, rozmawiają i po prostu dobrze się bawią przy kolacji. U mnie na zamku byłoby to niemożliwe, ze względu na śmierciożerców wałęsających się po posiadłości. Nie podobała mi się ta atmosfera, czułam się jak ostatnia debilka,  dlatego zabrałam talerz i nałożyłam na niego jedzenie. Później oddaliłam się od kuchni i z zamiarem spożycia posiłku w spokoju, udałam się do pokoju. 
Jednak w drodze zza uchylonymi drzwiami, dostrzegłam mugolską matkę. 
Siedziała przed jakimś dziwnym, stojącym kawałkiem drewna i w skupieniu patrzyła na niego. W jednej ręce trzymała paletę z kolorowymi substancjami, a w drugiej pędzel. To ostatnia rzecz była mi znana. Miała podobny kształt do różdżki, tylko była szersza i zakończona włosiem.
- Mamo?- mruknęłam cicho, wolno wchodząc do pokoju.- Wszystko gra?
- O Rachel, tak wszystko w porządku.- powiedziała, patrząc raz na paletę, a raz na obraz.
Nastąpiła niezręczna cisza. Szczerze mówiąc wolałabym, aby taka została, ale musiałam wyciągnąć on niej ten sekret.
- Przyniosłam ci kolację. Pomyślałam, że możesz być trochę głodna.- odparłam, patrząc na tacę z kanapkami.
Słysząc te słowa, kobieta odwróciła się w moją stronę i przez chwilę patrzyła się na mnie zaciekawionym wzrokiem. Później ponownie spojrzała na swoje dzieło.
- Lepiej ty zjedz, nie wyglądasz najlepiej.- zaproponowała na odczepnego.
Znowu niezręczna cisza. Nie wiedziałam jak mam do niej mówić. Słyszałam coś o zatracaniu się w pasji, ale nigdy nie widziałam tego przypadku na żywo. Teraz stałam pośrodku pokoju i mocno trzymałam tacę w rękach. Poczułam się głupio, dlatego odłożyłam naczynie na szafkę i niechętnie podeszłam do obrazu. Chciałam znaleźć jakiś kompromis.
Spojrzałam na płótno znad ramienia rudej kobiety. Nie rozumiałam o co chodziło w tym obrazie. Widniały na nim różnokolorowe kreski, posortowane odcieniami tak, aby patrzenie na nich nie męczyło oka. Kreski te zbierały się w jednym punkcie, sprawiając wrażenie jakby miał to być oświetlony różnymi kolorami, kręty tunel. Tło było całe czarne, aby uzyskać efekt spójności. Ciekawiła mnie ta przerwa pomiędzy ciągłością lin... Cholera, co ja wyprawiałam... Prawdziwa sztuka powinna cieszyć oko i dawać czytelny obraz. A to? To było niczym, pierwszoroczniak mógłby lepiej naskrobać...
- Podoba ci się?- spytała
 - Jest bardzo interesujące.- skłamałam.- Mamo, chciałam cię... prze... przeprosić.- wydusiłam z siebie, czując jak to słowo rośnie mi w gardle.- Nie chciałam naciskać w taki sposób z tymi szkicami.
- Rozumiem, że mogłaś być nieco,.. zagubiona słonko, ale nie powinnaś być aż tak dociekliwa.- kobieta odłożyła pędzel na miejsce.
Zmarszczyłam brwi. Nic nie szło idealnie po mojej myśli... miałam ochotę wyciągnąć różdżkę i po prostu przyłożyć jej ją do gardła, może wtedy okazałby się bardziej rozmowna.
- Tak...- odparłam gburowato.- Może masz rację, mamo. Już nie będę pytać.- przytaknęłam chytrze.
Kobieta najwyraźniej mi uwierzyła ponieważ pocałowała mnie czule w czoło. Stało mi się to obojętne, ja nic z niej nie wyciągnę, nie mogłam nawet użyć czarów, aby rozplątać jej język. Byłoby miło gdyby sama postanowiła wyjawić całą prawdę, niekoniecznie mnie...

Rachel


Ostre światło uderzyło mnie w oczy, Przymknęłam je szybko... przez ostatni czas przebywałam w ciemnym pomieszczeniu, dlatego nie potrafiłam przyzwyczaić się do jaskrawego błyśnięcia.
- Rachel, zbieraj się, dzisiaj stąd wychodzisz.- mruknął drżącym głosem David, rozglądając się niepewnie po całym lochu.- Mamy jakieś piętnaście minut zanim Hudges wróci na kolejną porcję tortur.
Na wzmiankę o śmierciożercy zimny dreszcz przeleciał mi po plecach. Próbowałam wstać, tak bardzo chciałam stąd wyjść.  Nie było mi łatwo się podnieść, a tym bardziej gdzieś biec. Nie wiedziałam jak mogłoby to wyglądać...
- Jak ty sobie to wyobrażasz?- spytałam, lekko chwiejąc się na nogach.
- Masz, łyknij tego. Podwędziłem siostrze.- uśmiechnął się lekko próbując wsadzić, duży mosiężny klucz w dziurę od klucza.
Nie wiedziałam co tu się właśnie odbywało. Nie chciałam nad tym myśleć... po prostu odkorkowałam buteleczkę i powąchałam jej zawartość. Zapach nie wskazywał na to, że mogło być to coś złego... chociaż pozory mylą, tak samo jak w przypadku Stelli, ale teraz nie miałam nawet po co wybrzydzać. Do tej pory eliksiry, które podawał mi David były w mirę skuteczne. Dzięki nim jeszcze żyłam, dlatego nie zastanawiając się dłużej wlałam całą zawartość do gardła i poczułam dziwne mrowienie w okolicach brzucha. Poczułam się dobrze, po raz pierwszy od tak dawna poczułam się dobrze...
- Co to za eliksir?- spytałam przyglądając się butelce na dnie której uchowała się resztka turkusowej substancji.
- O ile pamiętam był to wzmocniony eliksir dodający wigoru. Stella lubiła eksperymenty z eliksirami.- wyjaśnił obojętnie, otwierając mój loch.
- A skąd ty masz...- zaczęłam, dostrzegając Ślizgona w posiadaniu klucza Hudgesa.
- Czy ty naprawdę chcesz teraz ucinać sobie pogawędki?- spytał gburowato, niespokojnie rozglądając się po lochu.- Dobra, wyjście powinno być tam.- złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Jaki jest plan?
- Po prostu mi zaufaj.
David nie oczekiwał odpowiedzi, poruszał się szybko, ciągnąc mnie za sobą. Biegliśmy przed siebie mijając kilkadziesiąt klatek, których trzymani zostali inni wymęczeni więźniowie. Niektórzy nawet błagali nas, abyśmy ich wypuścili z zamknięcia. Było mi ich żal, niektórzy byli w takim stanie, że sprawiali wrażenie jakby laminowali gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią. Sama byłam takim stanie, dlatego wiedziałam jaki to horror, ale nawet pomimo to, David nie pozwalał mi się zatrzymać. Trzymał mnie mocno za dłoń i nawet na chwilę nie zwalniał uścisku. Może to i dobrze... mogłabym się wtedy za bardzo narazić, mimo to wiedziałam że będę miała żal sama do siebie.
- Cholera, Hudges!- mruknął cicho Ślizgon, patrząc zza ściany.
- Co?!- krzyknęłam, ale David w tym samym czasie przymknął mi usta.
Przekaz dany mi przez przyjaciela był na tyle jasny, że w sekundzie się uspokoiłam. Teraz wyczuwałam jedynie drżące dłonie chłopaka i mój przyśpieszony puls. Uważnie obserwowaliśmy Śmierciożercę, który z szatańskim uśmiechem na ustach patrzył na strach i mękę wszystkich uwięzionych. Nie rozumiałam jak można być, aż tak bezdusznym. Drażnił on swoją obecnością, a jeńcy widząc go, chowali się wgłąb swoich cel.
W końcu mężczyzna skręcił w drugą stronę, a my nie czekając dłużej pobiegliśmy przez siebie. Nie minęła minuta a do naszych uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Zatrzymaliśmy się na chwilę i spojrzeliśmy za siebie. Pisk rozdarł mnie kompletnie, zaczęłam jęczeć z bezsilności, a nogi miałam jak z waty. Otarłam się o ścianę lochu i zjechałam na ziemię. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam, płakałam cały czas. Tego było dla mnie za dużo.
- Rachel. Proszę.. proszę wstań.- błagał Ślizgon, próbując mnie podnieść.
Łkałam cicho. Nie potrafiłam się uspokoić, drżałam całym ciałem, a ścisk w okolicy serca wzmocnił się, powodując trudności z oddychaniem.
- Rachel, zginiemy tutaj. Proszę cię wstań. Badź silna...- prosił chłopak, ale sam już powoli nie wytrzymywał pisków.
Później wszystko wydarzyło się tak szybko. Usłyszałam jedynie zaklęcie i jakiś trzask. Od razu przejrzałam na oczy. Nie było tu Davida, a piski ucichły.
- David! David!- krzyknęłam panicznie, bojąc się, że przyjaciel zginął.
Nie otrzymałam odpowiedzi, dlatego wstałam na nogi i wybiegłam zza ściany.
- David!- krzyknęłam głośniej, ale nadal nic.
- Co się to do cholery dzieje?- usłyszałam męski głos.
Niemalże od razu wbiegłam z powrotem za ścianę. Byłam cała roztrzęsiona. Wychyliłam się i zobaczyłam Rockwooda, który rozglądał się dookoła. Najwyraźniej został zwabiony tutaj przez moje krzyki i rzucane zaklęcia. W rękach trzymał różdżkę i celował przed siebie.
Oparłam się o ścianę, nie wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam różdżki, ani żadnej innej broni, po za tym poplecznik ciemności był o wiele większy i silniejszy ode mnie więc atak fizyczny również nie wchodził w grę. Przymknęłam oczy.
- David, proszę...- szepnęłam do siebie i wzięłam głęboki wdech.
Chwile później znowu wychyliłam lekko głowę. Nikogo nie było... wyszłam z swojej kryjówki.
Przez chwilę było cicho, chciałam stąd uciec, miałam nawet okazję bo schody były niedaleko, ale po tym wszystkim nie potrafiłam zostawić Davida tutaj samego. Mógł gdzieś cierpieć... nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Pobiegłam więc w przeciwną stronę niż schody.
Przez chwilę szłam w totalnych ciemnościach. Wolno poruszałam się na sztywnych nogach i wsłuchiwałam się w swoje kroki. Lochy tak jakby całkiem opustoszały, mimo, że teraz powinni to krążyć śmierciożercy w poszukiwaniu źródła dźwięków.
Nagle zza zakrętu dostrzegłam błysk zielonego światła, podeszłam bliżej i zaciekawiona spojrzałam w tamtą stronę, miałam nadzieję, że był tam David, cały i zdrowy.
- Teraz mi grzecznie powiedz, co ty dzieciaczku planujesz?- spytał groźnie Hudges, celując różdżką w Ślizgona.
Wstrzymałam oddech, rzeczywiście, był tam David, ale został przyparty do ściany przez mężczyznę, który wielokrotnie rzucał we mnie zaklęcie torturujące. Musiałam coś zrobić...
- Przecież już mówiłem, że byłem tutaj zobaczyć więźniów.- odparł sucho chłopak, a z jego ust ciekła wolno krew.
- Kłamiesz!- krzyknął śmierciożerca i mocno uderzył głową chłopaka o ścianę.- Ciekawe co na to Czarny Pan.
Zadrżałam. Nie potrafiłam nic zrobić. Chciałam mu pomóc... naprawdę chciałam. Znowu zaczęłam płakać, ale nie mogłam się teraz poddać. Otarłam oczy o rękaw i ponownie wychyliłam głowę.
- Wiesz kim jest mój ojciec.- mruknął ostro Ślizgon patrząc mężczyźnie w oczy.- Wiesz, jakie ma relacje z Czarnym Panem. Tylko mnie tknij, a sam się przekonasz co to śmierć w męczarniach.- zagroził mu.
Przyłożyłam dłoń do ust. David przemawiał teraz jak prawdziwy śmierciożerca... przestraszyłam się tego, przestraszyłam się go po raz pierwszy. Z drugiej strony rozumiałam jego zachowanie.
- Więc trzeba zadbać o to, abyś nie puścił pary z ust.- odparł groźnie Hudges i po raz kolejny uderzył plecami chłopaka o ścianę. Później wypuścił go z uścisku i zostawił na ziemi. Odszedł kilka kroków do przodu i wymierzył różdżką w mojego przyjaciela.
- Jakieś ostatnie słowo?- spytał oschle, gdy tylko David stanął na nogi.
- Nie!- krzyknęłam głośno.
Podbiegłam do niego i zanim śmierciożerca zdążył się odwrócić, wskoczyłam na jego plecy.
Trzymałam się mocno jego karku, próbując jakoś powstrzymać go od dalszych działam. Mężczyzna wierzgał dookoła próbując mnie zrzucić, ale ja się nie dałam. David próbował go jakoś unieruchomić, ale gwałtowne ruchy Hudgesa mu w tym nie pomagały. W głowie miałam wizję, kiedy to codziennie byłam przez niego torturowana. Wtedy jakaś dziwna siła opanowała moje ciało... czułam jak robi mi się gorąco. Wiedziałam co to oznacza, przyłożyłam dłonie do jego twarzy i poczułam jak zaczynają się stopniowo nagrzewać. Po chwili śmierciożerca zaczął głośno krzyczeć. Przez chwilę próbował jeszcze walczyć z tą temperaturą, próbował ściągnąć moje dłonie i uchronić się przed spaleniem twarzy, ale zaczęło brakować mu sił.
- Rachel starczy!- krzyknął przerażony David.
Zignorowałam to, byłam jak w amoku... chciałam, chciałam go zabić. Chciałam, aby zapłacił za te tortury, nie tylko te, użyte na mnie, ale też na innych więźniów. Potrafił to robić kilkanaście razy dziennie, sprawiało mu to radość. Tak samo jak palenie jego twarzy, teraz mnie.
- On na to zasłużył.- prychnęłam pogardliwie, gdy mężczyzna zaczynał klękać na kolana z bólu.
- Tym sposobem pokażesz, że jesteś taka sama jak oni.- odparł szybko Ślizgon.- Tego chcesz?
Przymknęłam oczy...  miał rację. Nie byłam taka, nie potrafiłabym zabić, nawet taką szumowinę jak Hudges.
- Nie, nie chcę.- mruknęłam i odłączyłam moje dłonie od twarzy mężczyzny.
Zaraz później mężczyzna upadł na podłogę. Oddychał, więc jeszcze żył... spojrzałam jeszcze z nienawiścią na jego przypaloną twarz.
- Pomyślmy co dalej.- odparł po chwili David.
- Musimy się stąd wynieść zanim nas znajdą.- spojrzałam na zamyślonego Ślizgona.
- Śmierciożercy uruchomili alarm, będą nas szukać. Musimy się ukryć.- stwierdził chłopak, podnosząc z ziemi swoją różdżkę.- Weź jeszcze jego, może nam się przydać.
Przytaknęłam tylko i posłusznie wykonałam polecenie. Czułam się dziwne dzierżąc w dłoniach sztywną różdżkę Hugdesa. Różdżkę, z której tyle razy mnie torturowano. Miałam ochotę ją połamać, ale mogła mi się jeszcze przydać. Swojej nie miałam... to mogła być moja jedyna broń.
-  Nie możemy się stąd teleportować? Przecież możesz już używać magii poza Hogwartem.- stwierdziłam.
- Lochy są obaczone potężnymi czarami, które nie pozwalają na używanie takiej magii. Plan szlak trafił, musimy wymyślić coś innego... chyba nawet wiem kto może nam pomóc.- stwierdził Ślizgon i po raz kolejny łapiąc mnie za rękę, poprowadził za sobą.

4 komentarze:

  1. Tak sobie pomyślałam, że dawno nie czepiałam się literówki..."No wybaczę ci tego" ;)
    A teraz do rzeczy - coś mi mówi, że David i Rachel pójdą do Farrah.
    To samo coś mi mówi, że ojciec zagadka Davida zginie, bo przeważnie ci, którzy są w sojuszu z siłami zła, płacą za to życiem, gdyż byli potrzebni tylko do pewnego momentu, itd.
    Ten moment, w którym Rachel zaczęła "kusić ciemna strona mocy", to było dla mnie za dużo. Ach te podobieństwa xd
    W ogóle to cieszę się, że Rachel już lepiej i mam nadzieję na jej powrót do formy psychicznej, chociaż fizycznej też.
    "Tortury torturami, ale bez przesady z ich ilościami." ~ AtaSlawa 2016

    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po ponownym przeczytaniu rozdziału, znalazłam o wiele wiwęcej literówek xd Brawo ja!
      Dobrze Ci mówi :)
      O Ojcu Davida nie będę się na razie wypowiadać, ja sama nie wiem co z jego postacią zrobić.
      Za dużo, za dużo :D hahaha

      Wzajemnie!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. Kathleen Walker2 grudnia 2016 15:33

    napisałam wcześniej, ale nie miałam neta T^T
    Jeej!! Rachel wreszcie na wolności!! (Prawie na wolności, Leen...) [Och, zamknij się Ginny...) Już się nie mogę doczekać, aż Ray wróci do Nory i wszystko wyjaśni!! No i oczywiście, Fred i ona znowu będą razem!!! Frachel życiem!! (A co z Freleen??) [Ginny, przecież wiesz...] (A no tak... Przepraszam...). No i rozdział jak zwykle cudowny!!! Życzę dużo weny i zdrowie!
    Kathleen Walker
    PS. Przepraszam za Ginny, ale zawsze lubi się wtrącać XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twój komentarz <3
      Nie przejmuj się, wszyscy znają nasza pyskatą Ginny :D

      Dziękuję!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody