Music

czwartek, 3 listopada 2016

Rozdział 42 "Wszyscy wiedzą, że magia uwalnia się od środka."



- Odwaliło ci Weasley?!- krzyknęłam głośno, uderzając chłopaka w policzek.
Kipiałam ze złości i nienawistnym wzrokiem wpatrywałam się w rudzielca. On, zszokowany moim moim zachowaniem stał cały czerwony na twarzy i nie wiedział jak ma zareagować. Całe pozostałe towarzystwo zamilkło. Spojrzałam naokoło, wszyscy zamarli w bezruchu i wpatrywali się we mnie.
Teraz to i ja zrobiłam się czerwona. Myślałam, że płomienny romansik Trust i Weasleya zakończył się po wakacjach. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i wyparzyć wargi, ale teraz nie mogłam tego zrobić, musiałam załagodzić sytuację.
- To znaczy... co ty wyrabiasz Freddie?- spytałam, chwytając się ostatniej deski ratunku.
Ponownie rozejrzałam się dookoła, teraz wszyscy, albo szeptali coś do siebie, albo wymieniali się dwuznacznymi spojrzeniami.
- Myślałem, że...
- Mniej myśl Freddie.- przerwałam mu i oddaliłam się na szary koniec kolejki.
Zostawiłam zaskoczonego rudzielca za sobą i zatrzymałam się za młodą Weasley.
- Wszystko w porządku Rachel?- spytała cicho Ginny, bacznie obserwując zdębiałego brata.
- Tak, zaskoczył mnie po prostu.- odparłam, zgodnie z prawdą.
Chwilę później, gdy wszyscy się otrząsnęli się z szoku, zaczęliśmy powoli opuszczać dworzec King's Cross.

W Norze sytuacja nieco się uspokoiła. Błądziłam po całej posiadłości, nie wiedziałam co gdzie jest. Na całe szczęście nie wydało się to podejrzane, ponieważ stara chata Weasleyów została spalona. Musiałam przechodzić trudy poruszania się po budynku. Było tutaj ciasno, ale czego można było spodziewać się po takich biedakach. Nawet nie zdziwiłabym się gdyby tu gdzieś po kątach łaziły robaki i szczury.
- Tutaj Rachel.- odparła Ginny, otwierając jedne z kilkunastu takich samych drzwi o różnych numerach.- Twoi rodzice jutro wrócą. Pewnie się cieszysz.
Nie odpowiedziałam rudej, weszłam do małego, kwadratowego pokoiku o niebieskich ścianach oraz białym, puchowym dywanie i zaczęłam się rozglądać, udając skupienie.
Chwilę to trwało zanim spojrzałam ponownie na drzwi. Na całe szczęście były one zamknięte. Skrzywiłam się widząc styl w jakim został urządzony pokój, jak w tanim hotelu, a w kilku z nich miałam nieprzyjemność spędzać noc. Podeszłam do okna, z widokiem też było średnio. Pole zarośnięte jakimiś dziwnymi magicznymi roślinami o pomarańczowym kolorze i wyglądzie rozgwiazdy. Dalej małe jeziorko, w którym odbijało się światło słoneczne a na samym końcu ledwo co widoczne zarysy gór. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przynajmniej były góry... patrzyłam na nie przez chwilę gdy poczułam, że cała twarz zaczęła mnie piec. Doskonale znałam to uczucie. Tych kilka iskier, które paliły moje oblicze mogło uspokoić jedno... więcej eliksiru wielosokowego. Niemal natychmiast podbiegłam do swojego kufra, z którego wyciągnęłam fioletowy, niepozornie wyglądający flakonik i wypiłam jego zawartość.
Skrzywiłam się na ten smak sików goblina, ale po chwili poczułam ulgę. Spojrzałam w małe lusterko, które zabrałam ze sobą, aby upewnić się, że nadal pozostaję tą, za którą się podaję. Po drugiej stronie zobaczyłam twarz Trust. Nigdy jakoś nie potrafiłam się przyjrzeć, ale jej twarz miała bardzo wyraźne arystokratyczne rysy. Przez chwilę się zastanowiłam, potem wyśmiałam sama siebie.
Gdzie szlama i Arystokracja, prychnęłam głośno, po czym usłyszałam kobiecy głos, który wołał na kolację. No nic, musiałam tam zejść...

Fred


Chodziłem po całym pokoju w kółko i trzymałem się za- nadal piekący policzek. Nie rozumiałem wielu rzeczy, ale zachowania Rachel to już w ogóle. Czy ona dostała mój list? Może nie spodobała jej się treść? Ale czy to powód do wyżywania się na mojej twarzy. Może rzeczywiście za szybko chciałem to rozwiązać i to w jaki sposób? Zachowałem się jak rasowy debil, Musiałem z nią porozmawiać. Nie było innego wyjścia...
- Fredziu, idziesz? Matka woła na kolację.- usłyszałem głos brata, stojącego w drzwiach.
- A nie mieliśmy jej nie dostać?- spytałem, przypominając sobie o naszej karze.
- O stary!- George podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.- Może przez Rachel twoja twarz wygląda teraz jak pupa pawiana, ale przynajmniej załatwiła nam kolację.- mrugnął do mnie.
Nie miałem ochoty na jedzenie, ale przez to, że moje kiszki zaczęły grać walca, pokręciłem nieporadnie głową i ruszyłem w stronę drzwi.

Stella


Zeszłam na dół, z każdym krokiem karcąc te wąskie schody. Na jednym omal się nie przewróciłam. Nie przywykłam do ciasnoty, a to był dopiero początek. Gdy zeszłam do kuchni kierując się bardzo... ciekawym zapachem zauważyłam przy stole całą rodzinę Weasleyów z Potterem i jakąś czarnoskórą dziewczyną, siedzieli niczym stado wygłodniałych małp przy stole. Przynajmniej jakaś część z nich. Dostrzegłam, że Potter rozmawiał z Weasley'em seniorem o jakiejś sprawie, która najwyraźniej zanudziła Weprzleja, który postanowił pobawić się sztućcami. Wyglądało to co najmniej żałośnie. Lecz nie bardziej żałośnie niż to, że nie potrafiłam dostrzec wolnych miejsc i na szczęście żadnego z bliźniaków. Wiedziałam, że w końcu i tak się pojawią, gdy tylko wyczują chociaż krztę pożywienia, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Miałam nadzieję, że ten siarczysty policzek dał do zrozumienia jednemu z rudzielców, że ma się do mnie nie zbliżać.
- Rachel kochanie, usiądź tam obok Ginny.- usłyszałam za sobą głos Pani Weasley.
Pokiwałam tylko głową, nawet nie patrząc na tą kobietę i luźnym krokiem, udałam się w miejsce specjalnie mi przeznaczone.
 Gdy tylko usiadłam w drzwiach pojawili się bliźniacy. George oczywiście nie przejmując się niczym pobiegł w stronę garnków popatrzeć co też takiego w nich jest, a Fred? Fred zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na mnie. Patrzył się tak przez chwilę, lecz później odwrócił wzrok i usiadł na jednym z wolnych miejsc. Ulżyło mi, on może stanowić dla mnie zagrożenie, dlatego musiałam je ukrócić. Nie wiedziałam jak, ale gdy tylko spojrzałam na Grzmottera, chytry plan przyszedł mi do głowy.   
- Nic nie jesz?- spytała Ginevra, nakładając na swój talerz porcję ziemniaków.
- Zaraz sobie wezmę.- odpowiedziałam jej rozglądając się po kuchni.
- Czekasz na rodziców, co?- spytała, uśmiechając się chytrze.
Eureka! Przeszukanie całej posiadłości zdrajców mogłoby mi zająć za dużo czasu, a jeśli uda mi się przesłuchać szlamowatą mamusię? Na pewno będzie to szybszym sposobem niż odkrywanie tajemnicy "jej" rysunków, w końcu... komu najprędzej powie, jak nie swojej ukochanej córci.
-  Tak...- położyłam akcent na o słowo.- Ogromnie.
Nakładałam na talerz porcję sałatki, która jako jedyna przypadła mi do gustu. Musiałam jakoś zabić smak eliksiru, który gdzieś tam w ustach nadal się przewijał. Poza tym... nie mogłam sobie pozwolić na więcej wyskoków z mojej strony. Musiałam zachowywać się normalnie...

Następny dzień nie zapowiadał się zwyczajnie, z resztą żaden z tych dni nie zapowiadał się normalnie. Prysznic, śniadanie, unikanie Freda, obiad, powtórne unikanie Freda. Nie potrafiłam się odnaleźć w roli Trust, wszystko było dla mnie jedną wielką tajemnicą. Za słabo ją poznałam, aby móc wgłębić się w ten żałosny charakter, dlatego wolałam towarzystwo pokoju i czterech ścian. Nie miałam ochoty na żadne spacery, głupie gierki w eksplodującego durnia i mini meczyki w quidditcha na placu rudzielców. Tłumaczyłam się złym samopoczuciem i czekałam tylko na jedno, aż mugolscy rodzice pojawią się w końcu u progu chaty, aż w końcu stało się to, na co czekałam.

Stałam w bezruchu w objęciach rudej kobiety, matki Trust. Udawałam tęsknotę i radość z tego powodu. Musiałam zachować resztki pozorów. Przytuliłam się mocno do niej, a ona gładziła mnie po głowie i przez łzy szeptała, jak bardzo się cieszy, że żyję. Zbaczając na tą sytuację, mogłam definitywnie stwierdzić, że kobieta nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z zagrożenia, jakie czyha na jej rodzinę. Wydało mi się to podejrzane.
Jeszcze przez chwilę trwałam w objęciach, a później już podstarzały mężczyzna, kilka lat starszy od kobiety również mnie przytulił w iście ojcowskim geście. Trwało to krótko, jednak wystarczająco długo, abym stwierdziła, że mój beznadziejny tato nigdy nie przytulał mnie w taki sposób.
- Tak bardzo się martwiliśmy.- przyznał, gdy tylko wypuścił mnie z objęć.
- Tato, ja byłam bezpieczna w Hogwarcie, bardziej martwiłam się o was.- przyznałam w akorski sposób.- Szczególnie po tym, co zdarzyło się w domu.
- Córciu, nie wybaczyłabym sobie tego, gdyby coś ci się stało. O nas się nie martw. Razem z ojcem mamy doskonałą ochronę.- "mama" uśmiechnęła się ciepło.
- Na szczęście żadnych więcej ataków nie było.- stwierdził ciemnoskóry mężczyzna, chyba Shacklebolt.- Jednak nadal musimy być czujni, licho nie śpi.
- To cisza przed burzą Kingsley.- spojrzałam w bok i dostrzegłam Lupina, który trzymał za rękę jakąś kobietę.- Na szczęście kryjówka specjalnie przygotowana przez zakon jest bardzo skuteczna. Miło cię widzieć znowu Panno Trust.- Profesor podszedł do mnie i wystawił rękę na powitanie, którą niepewnie uścisnęłam.
- Witam profesorze.- przytaknęłam taktownie.- Co miała oznaczać ta "specjalna kryjówka"?
W głowie plątały mi się różne myśli, kombinowałam, czy nie wyciągnąć o nich więcej informacji o pracy Zakonu. Mogłoby to być bardzo przydatne...
- Nie mnie o tym z tobą rozmawiać Rachel.- Lupin uśmiechnął się ciepło.- Rodzice maja dobrą ochronę, to najważniejsze.
Oczywiście, mnie nic nie powiedzą. No, ale trudno... musiałam się skupić na własnym zadaniu.
- Rozumiem.- mruknęłam niechętnie.- Mamo? Czy mogłabym z tobą porozmawiać na osobności.- zwróciłam się do kobiety.
- Oczywiście córciu.- odparła potulnie kobieta.- Ale pozwól, że najpierw z ojcem się rozpakujemy.
- Do doskonały pomysł!- krzyknął entuzjastycznie Pan Weasley i zgarnął pod ramię "rodziców"- Zaprowadzę na pokoje.- dodał żartobliwie.
Zacisnęłam usta, z jednej strony nie podobało mi się to że muszę tyle czekać, a z drugiej dziękowałam Salazarowi za to, że mam jeszcze trochę czasu na przemyślenie dialogu o rysunkach w taki sposób, żeby moje pytania nie wzbudzały wątpliwości.
- W takim razie może przejdę się na spacer.- odparłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- To nie jest dobry pomysł Panno Trust.- powiedział czarnoskóry auror.- Powinnaś mieć kogoś do ochrony, nawet tutaj nie jest bezpiecznie.
- Może ja!- krzyknął Fred zza drzwi.
Nie wiem, czy to była kwestia wyczulenia, ale mam wrażenie, że rudzielec podsłuchiwał wszystko to co działo się w środku... byłam zażenowana.
- Nie, dzięki.- odparłam, zachowując spokój.- Pójdę z...- rozejrzałam się po sali.-... z Harrym.
Gryfon do tej pory przysłuchiwał się wszystkiemu z boku, ale gdy wypowiedziałam jego imię, wzrok chłopaka skierował się w moją stronę.
- Co?- spytał.
- Idziesz ze mną czy nie?- zapytałam, uśmiechając się sztucznie.
- No jasne.- uniósł ramiona i podszedł do drzwi, przy których stałam, a później wyszliśmy razem na zewnątrz. Kusiło mnie to, aby spojrzeć wymownym wzrokiem na bliźniaka, ale oparłam się tej chęci. Chyba wolałam funkcjonować w niepewności.

- Dlaczego tak traktujesz Freda?- spytał zaciekawiony Potter gdy tylko zamknęły się za nami drzwi.
- Jak go traktuję?- spytałam, udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- No oschle...- mruknął czarnowłosy.- Coś nie tak?- dopytywał.
Zakręciłam teatralnie oczami. Mogłam wyjść z Wieprzlejem, przynajmniej on nie dopytywałby się o wszystko, bo by go najzwyczajniej w świecie to nie obchodziło.
- Fred mnie skrzywdził... zostawił mnie gdy tylko dowiedział się o wszystkim. Po prostu... - zastanowiłam się nad odpowiedzią, adekwatną do sytuacji.-... muszę to przemyśleć, a on tego nie rozumie...- wyjaśniłam niepewnie.
- Może mu o tym powiedz.- zaproponował po chwili milczenia.
- Nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać...- mruknęłam, gdy usiedliśmy pod drzewem.- Mam za dużo spraw na głowie, żeby się jeszcze nim przejmować.
Starałam się mówić spokojnie i panować nad sobą. Nie podobała mi się ta sytuacja, ale musiałam udawać smutek i żal... w końcu to Trust.
- A co z tymi wizjami?- Potter zmienił temat.- Wiesz coś więcej o Farrah?
- Farrah?- spytałam, nim zdążyłam przemyśleć odpowiedź.
- No Farrah, aurorka, która ocaliła życie twoim rodzicom przed Fenrirem.- Bliznowaty zmarszczył czoło.
- A Farrah!- powtórzyłam to imię.- Nie, nic o niej nie wiem. Jest... spokój.- odparłam wymijająco.
Wizje? Jakie wizje? Nie wiedziałam o tym, że Trust miała jakieś wizje. I co z tym wspólnego miał ten przygłup Fenrir? Czułam, że ta rozmowa zmierza donikąd. Mogłam siedzieć w pokoju... jeszcze przez własną głupotę i dociekliwość Pottera plan pójdzie w błoto. Musiałam to ukrócić.
- Czy my naprawdę nie mamy innych tematów niż wojna?- spytałam poważnie.- Najlepiej będzie jak nie będziemy o tym rozmawiać.
- Jasne, rozumiem.- mruknął Wybraniec.
Siedzieliśmy na ławce w milczeniu. Zastanawiałam się, czy taka cisza jest dobra... ale dzięki temu mogłam dosłyszeć w oddali jakieś dziwne dźwięki, jakby ktoś potrząsnął gałązką, z której spadł śnieg. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie spostrzegłam. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy to nie jest jakaś zasadzka innych śmierciożerców. Chociaż ciężko było mi w to uwierzyć... wiedziałabym o tym. Zimny chłód ocierał mi się o twarz, a ja w skupieniu obserwowałam miejsce z którego dobiegał ten dziwny szmer. Nie było ciężko zlokalizować tego miejsca, ponieważ w pobliżu były tylko trzy gołe drzewa, ustawione z rzędzie i obsypane śniegiem.
Tak długo patrzyłam się w to miejsce, że aż w końcu wypatrzyłam kawałek brązowego płaszcza i rude włosy. Już wtedy wiedziałam kim jest nasz prześladowca, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Fred nie dawał za wygraną, ale nie spodziewałam się, że będzie nas śledził. Miałam tego dosyć, chciałam po dobroci, ale sam się o to prosił. Skoro jestem w ciele Trust, to mogę coś zamieszać, nie chciałam tego, zostałam sprowokowana.
W jednym momencie spojrzałam na Pottera, który w tym samym momencie podniósł twarz i spojrzał na mnie. Chwyciłam jego twarz w dłonie i zbliżyłam moje usta do jego warg, składając na nich pocałunek.



Nie wierzyłam w to co robię, ale był to możliwie jedyny sposób na wyzbycie się wkurzającego adoratora. Pocałunek trwał krótko, odłączyłam się od niego po kilku sekundach i z chytrym uśmieszkiem odeszłam od Wybrańca, zostawiając go oszołomionego. Nawet nie spojrzałam w stronę drzew.

David


- Synu, podejdź no tutaj.
W pokoju było pusto. Nie wiedziałem, dlaczego ojciec chciał ze mną porozmawiać. Ulżyło mi, gdy dostrzegłem, że jest on całkiem sam. Obawiałem się, że śmierciożercy znowu do czegoś go zmusili.
- Tak ojcze?
- Ty dobrze wiesz, że wszystko co robimy z matką, robimy po to, abyś ty i Stella byli bezpieczni.- usłyszałem poważny głos.
Przytaknąłem niechętnie, wiedziałem, że może to dotyczyć sytuacji, w jakiej teraz wszyscy się znaleźliśmy. Przygotowywałem się na taką konieczność.
- Oczywiście.- powiedziałem niemal w półgłosie, a ojciec wstał z miejsca.
- Doszły mnie słuchy, że sprzeciwiłeś się moim zakazom i pomimo ich wplątałeś się w sprawy, które dla własnego bezpieczeństwa powinny zostać utajnione.
Spojrzałem na marmurową podłogę. A więc o to chodzi... wiedziałem, że ojciec ma jakieś niewielkie wtyki wśród śmierciożerców, a w wielu z nich wzbudza respekt. Nie sądziłem jednak, że posunie się, aż tak daleko, po to aby śledzić własne dzieci.
- Wiem, że nie posłuchałem...
- Czy ta dziewczyna jest warta, aż tak wielkiego ryzyka?- spytał, podchodząc bliżej.- Czy może coś Cię z nią łączy?
- Nie ojcze.
- Więc dlaczego jej pomagasz?
- Rachel to moja przyjaciółka, nie zasługuje na takie traktowanie.- odpowiedziałem, bez chwili zawahania.
- A inni więźniowie zasługują?- drążył temat, a ja tylko pokiwałem przecząco głową.- Na tym polega  życie Davidzie. Na życiu dla siebie, życiu z wrogami.
- Wystarczy, że Stella się już wystarczająco z nimi zżyła.- mruknąłem gburowato pod nosem.
- Stella, synu wybrała już swoją drogę. Próbowaliśmy przemówić jej do rozsądku, aby zachowywała się obojętnie wobec działań popleczników Pana. Wielokrotnie już o tym rozmawialiśmy, dobrze wiesz, czym się to kończyło.- powiedział, zachowując spokój.
- Mogliście być od niej bardziej wymagający, tak samo jak dla mnie.- odparłem, nie rozumiejąc jak ojciec, może mówić tak spokojnie o tym, że Stella zachowuje się w taki sposób.
- Posłuchaj synu, jesteś inteligentny, więc to zrozumiesz...- ojciec wyciągnął różdżkę zza pasa i uniósł ją do góry.- Rodzina jest jak ta różdżka, musi współpracować z właścicielem, aby magia mogła być skuteczna. Jeśli energia magiczna nie współpracuje z różdżką, to nie można rzucać poprawnie czarów.- wyjaśnił
- Różdżka powinna być tylko dodatkiem do energii magicznej. Wszyscy wiedzą, że magia uwalnia się od środka... coś na zasadzie zaklęć niewerbalnych.- zaprzeczyłem.
- Tutaj jest ta różnica. Aby móc rzucać zaklęcia niewerbalne, trzeba się od niej uniezależnić, od innych również. Trzeba odciąć się od różdżki...- schował ją w kieszeni- ...i mieć wolną wolę, a przede wszystkim chęć na pojęcie tej sztuki.
- Energia magiczna jest o wiele skuteczniejsza, jeśli korzysta się z niej tak, jak powinno.- odparłem, pojmując powoli to, co ojciec chce mi przekazać.
- Może... jednak niektóre składniki, jeśli są samotne nie tworzą różdżki, a nawet niektóre z nich są bezużyteczne.- spojrzał mi w oczy.
Chwilę patrzyłem na wzrok ojca. Miałem wrażenie, że spojrzeniem obejmuje każdą komórkę mojego ciała. Przez całe życie czułem do niego respekt, nawet wtedy, gdy po raz kolejny poddał się naciskom i ugiął kolana przed Czarnym Panem.
- A jeden wadliwy składnik może zaszkodzić różdżce...- wyszeptałem.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś synu.- ojciec poklepał mnie po ramieniu.- Oczywiście, żeby być sprawiedliwym wobec potomków i ty możesz objąć własną drogę, ale miej na względzie dobro rodziny.- oddalił się ode mnie.
Przez chwilę myślałem na sensem całej tej rozmowy. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, ale zrozumiałem naukę, dlatego spojrzałem na ojca, po czym uśmiechnąłem się chytrze. "Jeden wadliwy składnik może zaszkodzić różdżce, chyba że znajdzie się kolejny potężniejszy i przejmie kontrolę"- pomyślałem na odchodne.

Stella


- Mamo, możemy teraz porozmawiać?- spytałam niecierpliwie, kiedy dostrzegłam szlamowatą matkę siedzącą samotnie przy oknie i trzymającą jakiś gorący napój.
- Zawsze możemy porozmawiać córciu.- powiedziała przymilnie kobieta i odłożyła kubek na drewniany, okrągły stół.
Podziękowałam Salazarowi w duchu i złapałam ją za rękę, próbując zaprowadzić gdzieś, gdzie nie będzie nikt podsłuchiwał. Wybrałam jedno pomieszczenie na końcu korytarza i wypchnęłam tam matkę Trust.
- Dlaczego w łazience?- spytała, oglądając się dookoła.
Dopiero teraz dostrzegłam, gdzie nas zaprowadziłam. Nie spodobało mi się to, poczułam się jak kretynka, ale no trudno... przynajmniej tu będzie pewność, że pozory tajemniczości zostaną zachowane.
- Po prostu...- odparłam wymijająco, powstrzymując ryk żalu.- Mamo, mam takie małe pytanie. Ty kiedyś rysowałaś, tak?
Kobieta przestała się rozglądać i w sekundę spojrzała na moją twarz. Nie ukrywała pewnego rodzaju niepokoju, który pojawił się w jej oczach.
- Córciu, do teraz rysuję. Z resztą nie raz widziałaś moje prace nie raz. Skąd to niemądre pytanie?- zapytała, marszcząc czoło.
- No tak, zapomniałam... Chodzi o to, że w naszej posiadłości, po tym ataku Fenrira, byłam tam i znalazłam kilka ciekawych obrazów...- mówiłam, a w oczach kobiety pojawił się strach.- Na jednym z nich był domek obrośnięty dziką różą, a na jeszcze innym leśna ścieżka. Możesz mi powiedzieć skąd... taki pomysł?- spytałam, niezgrabnie ubierając w słowa to, o co mi chodziło.
- Dlaczego cię to interesuje Rachel?- zapytała, po czym słabo usiadła na toalecie.
Przez chwilę zastanowiłam się nad odpowiednią odpowiedzią. Nie chciałam jej przestraszyć, przed tym, póki powie mi całą prawdę. Dlatego wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam;
- Czy to coś złego, że interesuje mnie twoja przeszłość... mamo.- zaakcentowałam to ostatnie słowo.
- Nie... ależ skądże.- zawahała się.- Jako nastolatka miałam bardzo bogatą wyobraźnię, to były tylko jej wytwory.- wyjaśniła.
- Wytwory wyobraźni... tak.- spojrzałam na sufit, dając jej do zrozumienia, że nie przyjmuję takiej wersji wydarzeń.- To bardzo ciekawe, że twoja wyobraźnia stworzyła taką... rzeczywistość.
- Nie rozumiem o co ci chodzi młoda damo.- kobieta wstała z miejsca już wyraźnie wzburzona.- Z resztą co to za pytania. Od kiedy interesuje cię moja twórczość?
- Odkąd na jednym z obrazków zauważyłam zamek, zarysem przypominający Hogwart.- odpowiedziałam sucho i spojrzałam kobiecie w oczy.
Jej źrenice były rozszerzone, co wskazywało na silne emocje. Wtedy już wiedziałam, że dowiem się w końcu tego, czego chcę.
- Ja... bo to nie jest tak jak myślisz.- matka Trust pokiwała głową.- Ale... Rachel, od kiedy ty masz oczy dwóch różnych kolorów?- zapytała zaskoczona.
- Co?!- krzyknęłam, zasłaniając twarz dłońmi.
Kolejny zły moment, poczułam kilka igiełek, które obeszły moją twarz, już wtedy wiedziałam co się święci. Z impetem kopnęłam w drzwi łazienki, aby nie używać do tego rąk i w sekundzie z niej wybiegłam. Miałam strasznego pecha, byłam o krok od poznania prawdy. Los chciał inaczej... teraz martwiłam się tylko tym, aby nie zamienić się w Stellę na oczach wszystkich.
Byłam już blisko drzwi, przez dłonie wyczułam, że moje włosy zaczęły się prostować, a nos odzyskał swój naturalny kształt.
Wyciągnęłam jedną dłoń, aby dosięgnąć klamki, gdy drogę zaszedł mi wyraźnie rozdrażniony Fred.
- Co miał znaczyć ten pocałunek z Harrym!?
- Nie teraz Fred!- odparłam pośpiesznie, próbując po raz kolejny dosięgnąć klamki.
- Powiedziałaś, że nic cię z nim nie łączy po za przyjaźnią.- skrzyżował ręce na piersi.
- Jak widać nie!- krzyknęłam rozeźlona.- Zejdź mi z drogi rudzielcu!- rozkazałam, czując, że zaraz się skurczę, a moja twarz odzyska swoje kształty.
- Poczucie winy cię męczy, że ukrywasz tak twarz!?- zarzucił mi, dostrzegając moje próby zakrycia prawdy.
- Won!- krzyknęłam i tracąc opanowanie odepchnęłam ramieniem bliźniaka.
Gdy tylko udało mi się odsunąć chłopaka, pośpiesznie wbiegłam do środka pokoju i zamknęłam za sobą drzwi z wielkim hukiem.

8 komentarzy:

  1. Ta rozmowa o energii magicznej...piękna, szczera prawda.
    Rany, jeszcze tego brakuje, żeby Harremu się dostało od Freda. Nieźle bombardujesz ten związek xd Oby się to szybko wyjaśniło, a coś mi mówi, że tak się stanie, bo Stella raczej wiecznie w pokoju siedzieć nie będzie (chyba, że ucieknie przez okno, dzięki zaklęciu, itp.) ;)

    Jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mnie jakoś naszło na taką konkluzję :D
      I będę jeszcze bombardować ten związek, jakoś tak dobrze się po tym czuję... xd
      No nie będzie, kolejny eliksir i wio do pracy :)

      Usuń
  2. No pięknie.. No to Rachel będzie się tłumaczyć ostro Fredowi. Już nie mogę się doczekać. Mam wrażenie, że oni powoli domyślają się, że z tą "Rachel" jest coś nie tak. Bardzo zaintrygował mnie też ojciec Davida. Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy.
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie będzie musiał się tłumaczyć ;)
      Tak, już im coś zaczyna nie grać w jej zachowaniu. Ja się nawet nie dziwię... Stella może i ma dobry plan, ale z wykonaniem kiepsko.

      Dziękuję!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. Już się bałam, że Stella dowie się o przeszłości matki Rachel przed samą Rachel... Na szczęście nie i mam nadzieję, że się to nie zmieni.
    Ha, ja wiedziałam ze spoilerów o pocałunku Rachel i Harry'ego, ale że to będzie Stella pod wpływem wielosokowego? Nie miałam pojęcia. I cieszę się, że to jednak nie zdrada ze strony Rachel! W ogóle ostatnio zaczęła mnie bawić perspektywa Rachel... Znaczy to jej pogardliwe podejście do wszystkiego jest na swój sposób... urzekające? I zabawne. I ale byłby plot twist, gdyby Stella poczuła coś do Pottera!
    Rozmowa Davida z jego ojcem była bardzo interesująca. Ciekawa. Jak sam ojciec Davida.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki przyjemny zbieg wydarzen ot co ;)
      Trochę Cię zdziwiłam, co? Chciałam taką akcję odwalić już dawno, ale zdrada niezbyt pasuje do naszej bohaterki.
      A jakie ty miałabyś podejście, gdybyś znalazła się w lochu, zdradzona przez przyjaciela i torturowana na co dzień? ;) Sądzę, że to jak najwłaściwsze zachowanie.
      Tak, ojciec Davida jest człowiekiem zagadką.

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  4. Heej...
    Od jakiegoś czasu (dokładnie od dwóch dni) zaczęłam czytać twojego bloga. I muszę to powiedzieć...
    TEN BLOG JEST NIEZIEMSKI!!
    Cały czas czytał z zapartym tchem, mówię Ci!!
    Myślałam, że ten blog jest już skończony, ale jednak się myliłam.
    Teraz czekam na nexta i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heej...
      Bardzo się cieszę, że zyskałam nową czytelniczkę i gratulacje wytrwałości, rozdziały swoją długość i ilość mają! :D
      Nie, nie jest zakończony i na razie się nie zanosi :)

      Również pozdrawiam i myślę, że zostaniesz z nami dłużej!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody