Nora ponownie zapełniła się czarodziejami. Dzisiejszego dnia ma odbyć się wesele Billa i Fleur na które zaczęły zjeżdżać się rodziny Pary młodej. Od samego poranka wszyscy biegali, próbując opanować gorącą atmosferę, która zagościła w rodzinnym domu Weasleyów. Wesele pochłonęło gości do reszty, nikt już nawet nie myślał o tym jaka sytuacja zdarzyła się podczas przenosin Harry'ego, kiedy to Proesor Moddy zginął, a George stracił ucho. Jedyną osobą, która zaczynała martwić się coraz bardziej o przyjaciół był Harry. Można było odnieść nawet wrażenie, że obwinia siebie za to co zdarzyło się wcześniej. Niesłusznie, był nawet gotowy od razu ruszyć w podróż na Horkruksami- sam. Chciał wymknąć się w nocy, ale na całe szczęście Ron go powstrzymał.
Podziwiałam jego zaparcie, wszyscy widzieli, że jest przygnębiony, ale starał się uśmiechać mimo to i w każdym momencie służył pomocą przy przygotowaniach. Właśnie w tym momencie dla zabicia czasu zaczął po raz kolejny wycierać meble.
- No i jak wyglądam?- pytał George, dumnie prezentując ubranie które miał zamiar założyć na wesele.
- Bardzo dostojnie.- zaśmiałam się, patrząc na jednego z bliźniaków.- Tylko, George impreza jest dopiero za trzy godziny. Dlaczego teraz je ubrałeś? Znając ciebie pewne się ubabrzesz jeszcze z dwa razy.- zachichotałam.
- Jedyne czym mogę się ubabrać to jedynie krwią.- zaśmiał się, wskazując palcem na owinięte bandażem ucho.
Wiedziałam, że bracia potrafią śmiać się z bardzo wielu rzeczy, ale nie spodziewałam się, że z prawdopodobnej straty ucha też
- Bardzo cię boli?- spytałam troskliwie.
- Czuję się trochę jak w średniowieczu. Słyszałem, że była tak jakaś maszyna do obcinania uszu. Mogę mówić, że cofnąłem się w czasie.- odparł.- Nie sądzisz, że byłby to dobry pomysł na nowy wynalazek?
- Maszyna do cofania się w czasie?- spytałam, uśmiechając się chytrze.
- Słyszysz to? Jak to brzmi?- odparł, patrząc teatralnie w sufit.- Obcinarka do uszu braci Weasleyów.- zaśmiał się głośno, a ja za nim.- Bosko!
- A nie chcesz, żeby ci tego naprawić?- wyciągnęłam różdżkę.
- Ucha?- spytał zgłupiały.
- No przynajmniej na chwilę. Znam bardzo dobre zaklęcie.- odparłam.
- Bez obrazy Rachel, ale chyba wolę żeby tak zostało. Poza tym to może być dobra reklama naszego wynalazku.- mrugnął do mnie, po czym odszedł z pokoju.
Marsz weselny rozległ się po całym namiocie. Na widok pana Delacour i Fleur, kroczących powoli kobiercem między pierwszymi rzędami krzeseł, przez namiot przebiegło głośne westchnienie. Panna młoda sunęła dostojnie, jej ojciec podrygiwał żwawo, tryskając radością. Fleur była ubrana w prostą białą suknię i zdawała się promieniować srebrnym blaskiem. Ginny i Gabrielle, obie w złotych sukniach, wyglądały jeszcze ładniej niż zwykle, a kiedy Fleur doszła do Billa, nikt by nie poznał, że kiedykolwiek spotkał się on z Fenrirem Greybackiem.
Ceremoniarzem był ten sam czarodziej, który prowadził uroczystość pogrzebową Dumbledore'a.
Stałam razem z Fredem, który wraz z bratem wyczarowywali olbrzymią kiść złotych balonów nad miejscem w którym Bill i Fleur mieli stać się małżeństwem.
Rozejrzałam się dookoła. Podtrzymujące namiot słupki oplatały białe i złote kwiaty, a wnętrze wyglądało jeszcze piękniej niż za pierwszym razem.
Pani Weasley i madame Delacour, siedzące w pierwszym rzędzie, łkały cicho w koronkowe chusteczki. W głębi namiotu rozległy się odgłosy przypominające dźwięk waltorni- był to Hagrid wydmuchiwał sobie nos w jedną ze swoich olbrzymich chusteczek. Hermiona, która również wyglądała bardzo pięknie w swojej czerwonej sukni też miała oczy pełne łez.
Prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero później, wszyscy radośnie podrygiwali w rytm skocznej muzyki. Klaskali i śmiali się. Luna wraz z ojcem również dali się ponieść szaleństwie i odtańczyli dziwny, bardzo zabawny taniec. Jedynie Harry nie potrafił się rozluźnić wiecznie chodził zamyślony po rozmowie z Elfiasem Doge. Chciałam zaprosić go do tańca, ponieważ sądziłam, że przynajmniej w ten sposób zapomni chociaż na chwilę o tym co dzieje się na świecie, ale za każdym razem Fred odwracał moją uwagę, wyciągając mnie za rękę na parkiet. Raz nawet zostaliśmy zmuszeni do tańca w kole. Jednak kiedy raz udało mi się wpaść na Pottera, ten był zbyt pochłonięty rozmową z Ciocią Miuriel. Mimo to Wesele mogło skończyć się naprawdę magicznie, gdyby nie ta chwila, moment.
W jednej sekundzie mój radosny nastrój ustąpił dziwnemu wrażeniu niepokoju, trwało to jakiś czas dopóki nie poczułam dziwnej energii która rozeszła się po moim ciele.
- Rachel? Wszystko w porządku? Wyglądasz... blado.- odezwał się Fred.
Spojrzałam na niego.
Muzyka, która do tej pory brzęczała mi w uszach ucichła, a w momencie gdy przed oczami pojawił mi się obraz śmierci obecnego Ministra, poczułam dziwny chłód.
- Coś się stało... Coś okropnego.- wyjąkałam.
Zacisnęłam ręce w pięści, a po namiocie rozległ się dźwięk teleportacji. Rozejrzałam się dookoła. Całe pomieszczenie wypełniły ciemne cienie, które poruszały się szybko rzucając różnego rodzaju zaklęciami. Na miejscu radosnych śpiewów pojawiły się teraz krzyki strachu i dźwięk tłuczonego szkła pomieszany z odgłosami demolki.
Na wesele wtargnęli śmierciożercy.
- Ministerstwo Magii upadło, Minister nie żyje!- odezwał się dziwny głos.
Nie myśląc dłużej skąd się wydobywa wyciągnęłam różdżkę. Chciałam walczyć, ale nie za bardzo wiedziałam do którego poplecznika Voldemorta mam celować, było ich tak wielu.
Niektórzy goście aportowali się, ale inni (głównie aurorzy) stawiali im dzielnie opór. Sytuacja była na tyle poważna, że zaklęcia celowały teraz w przypadkowe osoby. Freddie zręcznie uniknąwszy jednego z takich uroków złapał mnie szybko za rękę i próbował wyciągnąć na zewnątrz, aby nic mi się nie stało. Jednak ja wtedy już wiedziałam, że nie powinniśmy dłużej czekać z poszukiwaniem Horkruksów. Wyrwałam dłoń z jego uścisku po czym wysłałam mu przepraszające spojrzenie i już odwróciłam się w drugą stronę poszukać Rona, Harry'ego i Hermiony, ale Gryfon pośpiesznie złapał moją dłoń i mocno przyciągnął do siebie po czym pocałował w usta.
Gdy tylko wyswobodziłam się z jego uścisku chłopak wyciągnął różdżkę i zaczął ciskać zaklęciami w śmerciożerców, a ja w tym samym momencie pobiegłam w przeciwną stronę. Biegnąc zazwyczaj używałam zaklęcia tarczy, ale zdarzyły się też sytuacje kiedy to sama musiałam zaatakować.
- Rictusempra!- krzyknęłam, a jeden z najeźdźców odleciał do tyłu.
Po minucie odnalazłam Hermionę, która już trzymała Rona i Harry'ego za rękę. Gdy tylko mnie zobaczyła posłała mi jednoznaczne spojrzenie. Przytaknęłam i w te pędy pobiegłam w stronę Gryfonów, jednak gdy tylko chwyciłam przyjaciółkę za ramię, usłyszałam dziwny szum, poczułam to nieprzyjemne uczucie skrętów w żołądku, a w kolejnej sekundzie odgłosy bitwy ucichły, a my znaleźliśmy się na jakiejś dziwnej ulicy.
- Widzicie? Mówiłem, że lepiej żebym poszedł wcześniej?- odparł oskarżająco Harry, gdy tylko dotarło do niego co tak naprawdę się wydarzyło.
- A skąd tak właściwie mogłeś wiedzieć, co się stanie?- zapytałam zaborczo.
- To nie jest dobre miejsce na kłótnie.- ponagliła nas Hermiona.- Musimy wymyślić co roimy dalej.
- Racja.- westchnął Ron, rozglądając się wokoło.- Tylko lepiej nie tutaj.
- Chyba mam pewien pomysł.- mruknęła Gryfonka.
W przeciągu kilku minut znaleźliśmy się przy Grimmuald Place, które ze względu na swoje możliwości stało się jednym z najodpowiedniejszych miejsc dla młodych, szukających bezpiecznego schronienia czarodziejów.
Posiadłość zdawała się być pusta, a przecież jeszcze przed tygodniem była pełna aurorów wraz z moimi rodzicami. Zmartwiłam się, ale dostaliśmy wiadomość, gdzie Lupin przekazał nam, że po upadku Ministerstwa, wszyscy zeszli do podziemia, ukrywając się.
Mijały dni, a my nadal nie potrafiliśmy nic konkretnego wymyślić. Nie było żadnego kolejnego śladu. Myśleliśmy tylko o jednym, o odkryciu tożsamości tajemniczego Czarodzieja o inicjałach R.A.B. Spędzaliśmy naprawdę dużo czasu nad książkami, które mogłyby pomóc nam rozwikłać tajemnicę, męczącą nas od bardzo dawna. Nawet Ron potrafił dotrzymać nam kroku, czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ale chyba najbardziej spodobało się to Hermionie. Ta dwójka definitywnie coś do siebie czuła, a my z Harrym tylko czekaliśmy na moment w którym zechcą wyznać sobie prawdę. Była to jedna z niewielu pozytywnych rzeczy które przeżywaliśmy w ciągu ostatnich dni. Drugą z takich rzeczy były bardzo dobre posiłki przygotowane przez stworka. Ten skrzat po śmierci Syriusza został oddany do usług Harry'emu, tak samo jak cała posiadłość w której się obecnie znajdowaliśmy, a która do czasu służyła jako oficjalna kwatera Zakonu Feniksa.
Stworek nie był zbyt zadowolony faktem, że musi nam usługiwać, ale jak to skrzat nie miał na to najmniejszego wpływu, więc po cichutku wzdychał i przeklinał pod swoim szpiczastym nosem nasze imiona.
Pewnego dnia spanikowany Ron zaczął drzeć się na cały głos, że odkrył coś ważnego.
Oczywiście natychmiast z Harrym i Hermioną pobiegliśmy do miejsca gdzie znajdował się Gryfon.
Okazało się, że odpowiedź była bliżej niż nam się wydawało.
- Patrzcie tutaj.- odparł Weasley, wskazując posrebrzaną tabliczkę, zawieszoną na jednych z drzwi na której widniało imię.
- Regulus Arctulus Black - Hermiona odczytała je z tablicy.
- R.A.B- mruknął Ron, po czym wraz z przyjaciółmi spojrzeli wymownie w moją stronę.
- Co? Naprawdę nie zdawałam sobie z tego sprawy.- mruknęłam przyciszonym tonem, chowając twarz w rękach.
- Nie potrafiłaś skojarzyć, że chodziło o twojego ojca?- spytał wnikliwie Ron, a Harry w tym samym momencie usiadł przy stole.
- Nie wiedziałam o nim praktycznie nic, tyle co o opowieści mamy.- spojrzałam na chłopaka, próbując się bronić.- Nie miałam szans na to, aby to odkryć.
- Harry? Wszystko w porządku?
Hermiona podeszła do stołu gdzie siedział Wybraniec, trzymając w rękach liścik, prawdopodobnie ten sam liścik, który znalazł w lipnym medaliku Salazara Slytherina. Wraz z Ronem w ślad za Hermioną zrobiliśmy to samo.
- Do Czarnego Pana. Wiem, że zanim to odczytasz, będę już dawno martwy, ale chcę, byś wiedział, że to ja odkryłem twoją tajemnicę. To ja wykradłem twojego prawdziwego horkruksa i postanowiłem go zniszczyć. Zmierzę się ze śmiercią w nadziei, że trafisz na godnego siebie przeciwnika i będziesz znów śmiertelny
R.A.B”- Harry po raz kolejny odczytał wiadomość, po czym odłożył ją na stole
- Regulus był bratem Syriusza, prawda?- spytałam przyjaciół.
- Tak.-mruknęła Hermiona, a ja spojrzałam smutno na podłogę.- Tylko czy rzeczywiście zniszczył tego Horkruksa.
- Chyba mamy kolejną tajemnicę.- stwierdził niechętnie Ron.- Jak mamy dojść prawdy, skoro on nie żyje.
- Stworek!- krzyknęłam nagle
- Stworek?- powtórzyli zdziwieni Gryfoni
- Tak, mama wspominała, że przed jego śmiercią gdzieś z nim był.- zerwałam się z miejsca.- Jeśli ktoś ma coś wiedzieć o Regulusie to tylko on. Harry zawołaj go. Ciebie posłucha.
Podziwiałam jego zaparcie, wszyscy widzieli, że jest przygnębiony, ale starał się uśmiechać mimo to i w każdym momencie służył pomocą przy przygotowaniach. Właśnie w tym momencie dla zabicia czasu zaczął po raz kolejny wycierać meble.
- No i jak wyglądam?- pytał George, dumnie prezentując ubranie które miał zamiar założyć na wesele.
- Bardzo dostojnie.- zaśmiałam się, patrząc na jednego z bliźniaków.- Tylko, George impreza jest dopiero za trzy godziny. Dlaczego teraz je ubrałeś? Znając ciebie pewne się ubabrzesz jeszcze z dwa razy.- zachichotałam.
- Jedyne czym mogę się ubabrać to jedynie krwią.- zaśmiał się, wskazując palcem na owinięte bandażem ucho.
Wiedziałam, że bracia potrafią śmiać się z bardzo wielu rzeczy, ale nie spodziewałam się, że z prawdopodobnej straty ucha też
- Bardzo cię boli?- spytałam troskliwie.
- Czuję się trochę jak w średniowieczu. Słyszałem, że była tak jakaś maszyna do obcinania uszu. Mogę mówić, że cofnąłem się w czasie.- odparł.- Nie sądzisz, że byłby to dobry pomysł na nowy wynalazek?
- Maszyna do cofania się w czasie?- spytałam, uśmiechając się chytrze.
- Słyszysz to? Jak to brzmi?- odparł, patrząc teatralnie w sufit.- Obcinarka do uszu braci Weasleyów.- zaśmiał się głośno, a ja za nim.- Bosko!
- A nie chcesz, żeby ci tego naprawić?- wyciągnęłam różdżkę.
- Ucha?- spytał zgłupiały.
- No przynajmniej na chwilę. Znam bardzo dobre zaklęcie.- odparłam.
- Bez obrazy Rachel, ale chyba wolę żeby tak zostało. Poza tym to może być dobra reklama naszego wynalazku.- mrugnął do mnie, po czym odszedł z pokoju.
Marsz weselny rozległ się po całym namiocie. Na widok pana Delacour i Fleur, kroczących powoli kobiercem między pierwszymi rzędami krzeseł, przez namiot przebiegło głośne westchnienie. Panna młoda sunęła dostojnie, jej ojciec podrygiwał żwawo, tryskając radością. Fleur była ubrana w prostą białą suknię i zdawała się promieniować srebrnym blaskiem. Ginny i Gabrielle, obie w złotych sukniach, wyglądały jeszcze ładniej niż zwykle, a kiedy Fleur doszła do Billa, nikt by nie poznał, że kiedykolwiek spotkał się on z Fenrirem Greybackiem.
Ceremoniarzem był ten sam czarodziej, który prowadził uroczystość pogrzebową Dumbledore'a.
Stałam razem z Fredem, który wraz z bratem wyczarowywali olbrzymią kiść złotych balonów nad miejscem w którym Bill i Fleur mieli stać się małżeństwem.
Rozejrzałam się dookoła. Podtrzymujące namiot słupki oplatały białe i złote kwiaty, a wnętrze wyglądało jeszcze piękniej niż za pierwszym razem.
Pani Weasley i madame Delacour, siedzące w pierwszym rzędzie, łkały cicho w koronkowe chusteczki. W głębi namiotu rozległy się odgłosy przypominające dźwięk waltorni- był to Hagrid wydmuchiwał sobie nos w jedną ze swoich olbrzymich chusteczek. Hermiona, która również wyglądała bardzo pięknie w swojej czerwonej sukni też miała oczy pełne łez.
Prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero później, wszyscy radośnie podrygiwali w rytm skocznej muzyki. Klaskali i śmiali się. Luna wraz z ojcem również dali się ponieść szaleństwie i odtańczyli dziwny, bardzo zabawny taniec. Jedynie Harry nie potrafił się rozluźnić wiecznie chodził zamyślony po rozmowie z Elfiasem Doge. Chciałam zaprosić go do tańca, ponieważ sądziłam, że przynajmniej w ten sposób zapomni chociaż na chwilę o tym co dzieje się na świecie, ale za każdym razem Fred odwracał moją uwagę, wyciągając mnie za rękę na parkiet. Raz nawet zostaliśmy zmuszeni do tańca w kole. Jednak kiedy raz udało mi się wpaść na Pottera, ten był zbyt pochłonięty rozmową z Ciocią Miuriel. Mimo to Wesele mogło skończyć się naprawdę magicznie, gdyby nie ta chwila, moment.
W jednej sekundzie mój radosny nastrój ustąpił dziwnemu wrażeniu niepokoju, trwało to jakiś czas dopóki nie poczułam dziwnej energii która rozeszła się po moim ciele.
- Rachel? Wszystko w porządku? Wyglądasz... blado.- odezwał się Fred.
Spojrzałam na niego.
Muzyka, która do tej pory brzęczała mi w uszach ucichła, a w momencie gdy przed oczami pojawił mi się obraz śmierci obecnego Ministra, poczułam dziwny chłód.
- Coś się stało... Coś okropnego.- wyjąkałam.
Zacisnęłam ręce w pięści, a po namiocie rozległ się dźwięk teleportacji. Rozejrzałam się dookoła. Całe pomieszczenie wypełniły ciemne cienie, które poruszały się szybko rzucając różnego rodzaju zaklęciami. Na miejscu radosnych śpiewów pojawiły się teraz krzyki strachu i dźwięk tłuczonego szkła pomieszany z odgłosami demolki.
Na wesele wtargnęli śmierciożercy.
- Ministerstwo Magii upadło, Minister nie żyje!- odezwał się dziwny głos.
Nie myśląc dłużej skąd się wydobywa wyciągnęłam różdżkę. Chciałam walczyć, ale nie za bardzo wiedziałam do którego poplecznika Voldemorta mam celować, było ich tak wielu.
Niektórzy goście aportowali się, ale inni (głównie aurorzy) stawiali im dzielnie opór. Sytuacja była na tyle poważna, że zaklęcia celowały teraz w przypadkowe osoby. Freddie zręcznie uniknąwszy jednego z takich uroków złapał mnie szybko za rękę i próbował wyciągnąć na zewnątrz, aby nic mi się nie stało. Jednak ja wtedy już wiedziałam, że nie powinniśmy dłużej czekać z poszukiwaniem Horkruksów. Wyrwałam dłoń z jego uścisku po czym wysłałam mu przepraszające spojrzenie i już odwróciłam się w drugą stronę poszukać Rona, Harry'ego i Hermiony, ale Gryfon pośpiesznie złapał moją dłoń i mocno przyciągnął do siebie po czym pocałował w usta.
Gdy tylko wyswobodziłam się z jego uścisku chłopak wyciągnął różdżkę i zaczął ciskać zaklęciami w śmerciożerców, a ja w tym samym momencie pobiegłam w przeciwną stronę. Biegnąc zazwyczaj używałam zaklęcia tarczy, ale zdarzyły się też sytuacje kiedy to sama musiałam zaatakować.
- Rictusempra!- krzyknęłam, a jeden z najeźdźców odleciał do tyłu.
Po minucie odnalazłam Hermionę, która już trzymała Rona i Harry'ego za rękę. Gdy tylko mnie zobaczyła posłała mi jednoznaczne spojrzenie. Przytaknęłam i w te pędy pobiegłam w stronę Gryfonów, jednak gdy tylko chwyciłam przyjaciółkę za ramię, usłyszałam dziwny szum, poczułam to nieprzyjemne uczucie skrętów w żołądku, a w kolejnej sekundzie odgłosy bitwy ucichły, a my znaleźliśmy się na jakiejś dziwnej ulicy.
- Widzicie? Mówiłem, że lepiej żebym poszedł wcześniej?- odparł oskarżająco Harry, gdy tylko dotarło do niego co tak naprawdę się wydarzyło.
- A skąd tak właściwie mogłeś wiedzieć, co się stanie?- zapytałam zaborczo.
- To nie jest dobre miejsce na kłótnie.- ponagliła nas Hermiona.- Musimy wymyślić co roimy dalej.
- Racja.- westchnął Ron, rozglądając się wokoło.- Tylko lepiej nie tutaj.
- Chyba mam pewien pomysł.- mruknęła Gryfonka.
W przeciągu kilku minut znaleźliśmy się przy Grimmuald Place, które ze względu na swoje możliwości stało się jednym z najodpowiedniejszych miejsc dla młodych, szukających bezpiecznego schronienia czarodziejów.
Posiadłość zdawała się być pusta, a przecież jeszcze przed tygodniem była pełna aurorów wraz z moimi rodzicami. Zmartwiłam się, ale dostaliśmy wiadomość, gdzie Lupin przekazał nam, że po upadku Ministerstwa, wszyscy zeszli do podziemia, ukrywając się.
Mijały dni, a my nadal nie potrafiliśmy nic konkretnego wymyślić. Nie było żadnego kolejnego śladu. Myśleliśmy tylko o jednym, o odkryciu tożsamości tajemniczego Czarodzieja o inicjałach R.A.B. Spędzaliśmy naprawdę dużo czasu nad książkami, które mogłyby pomóc nam rozwikłać tajemnicę, męczącą nas od bardzo dawna. Nawet Ron potrafił dotrzymać nam kroku, czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ale chyba najbardziej spodobało się to Hermionie. Ta dwójka definitywnie coś do siebie czuła, a my z Harrym tylko czekaliśmy na moment w którym zechcą wyznać sobie prawdę. Była to jedna z niewielu pozytywnych rzeczy które przeżywaliśmy w ciągu ostatnich dni. Drugą z takich rzeczy były bardzo dobre posiłki przygotowane przez stworka. Ten skrzat po śmierci Syriusza został oddany do usług Harry'emu, tak samo jak cała posiadłość w której się obecnie znajdowaliśmy, a która do czasu służyła jako oficjalna kwatera Zakonu Feniksa.
Stworek nie był zbyt zadowolony faktem, że musi nam usługiwać, ale jak to skrzat nie miał na to najmniejszego wpływu, więc po cichutku wzdychał i przeklinał pod swoim szpiczastym nosem nasze imiona.
Pewnego dnia spanikowany Ron zaczął drzeć się na cały głos, że odkrył coś ważnego.
Oczywiście natychmiast z Harrym i Hermioną pobiegliśmy do miejsca gdzie znajdował się Gryfon.
Okazało się, że odpowiedź była bliżej niż nam się wydawało.
- Patrzcie tutaj.- odparł Weasley, wskazując posrebrzaną tabliczkę, zawieszoną na jednych z drzwi na której widniało imię.
- Regulus Arctulus Black - Hermiona odczytała je z tablicy.
- R.A.B- mruknął Ron, po czym wraz z przyjaciółmi spojrzeli wymownie w moją stronę.
- Co? Naprawdę nie zdawałam sobie z tego sprawy.- mruknęłam przyciszonym tonem, chowając twarz w rękach.
- Nie potrafiłaś skojarzyć, że chodziło o twojego ojca?- spytał wnikliwie Ron, a Harry w tym samym momencie usiadł przy stole.
- Nie wiedziałam o nim praktycznie nic, tyle co o opowieści mamy.- spojrzałam na chłopaka, próbując się bronić.- Nie miałam szans na to, aby to odkryć.
- Harry? Wszystko w porządku?
Hermiona podeszła do stołu gdzie siedział Wybraniec, trzymając w rękach liścik, prawdopodobnie ten sam liścik, który znalazł w lipnym medaliku Salazara Slytherina. Wraz z Ronem w ślad za Hermioną zrobiliśmy to samo.
- Do Czarnego Pana. Wiem, że zanim to odczytasz, będę już dawno martwy, ale chcę, byś wiedział, że to ja odkryłem twoją tajemnicę. To ja wykradłem twojego prawdziwego horkruksa i postanowiłem go zniszczyć. Zmierzę się ze śmiercią w nadziei, że trafisz na godnego siebie przeciwnika i będziesz znów śmiertelny
R.A.B”- Harry po raz kolejny odczytał wiadomość, po czym odłożył ją na stole
- Regulus był bratem Syriusza, prawda?- spytałam przyjaciół.
- Tak.-mruknęła Hermiona, a ja spojrzałam smutno na podłogę.- Tylko czy rzeczywiście zniszczył tego Horkruksa.
- Chyba mamy kolejną tajemnicę.- stwierdził niechętnie Ron.- Jak mamy dojść prawdy, skoro on nie żyje.
- Stworek!- krzyknęłam nagle
- Stworek?- powtórzyli zdziwieni Gryfoni
- Tak, mama wspominała, że przed jego śmiercią gdzieś z nim był.- zerwałam się z miejsca.- Jeśli ktoś ma coś wiedzieć o Regulusie to tylko on. Harry zawołaj go. Ciebie posłucha.
Wybraniec pokiwał głową.
- Stworku!- zawołał głośno, aż echo przybrało kolosalne wymiary.
- Rachel. Skoro ty jesteś córką Regulusa, to ..- odezwała się nagle Hermiona.
-Tak wiem...- przerwałam jej rozumiejąc aluzję przyjaciółki.
W tej samej sekundzie po pomieszczeniu rozległ się trzask. Ron najwyraźniej słabo skoncentrowany stracił równowagę i runął na kuchenkę, trzaskając przy okazji brudne talerze, które upadły na podłogę. Z tego samego powodu skrzat spojrzał na niego surowym wzrokiem i już chciał coś powiedzieć, ale Harry odezwał się szybciej.
- Stworku powiedz mi co wiesz o twoim poprzednim panu.
Nie za bardzo zrozumiałam dlaczego przyjaciel nie użył wprost imienia Regulusa, ale widząc wzrok jego sługi, który przez chwilę bił się z myślami, zrozumiałam że chodzi o poważniejszą sprawę niż osobiste motywacje chłopaka.
- Stworek nie rozumie pytania.
- Gdzie Regulus przebywał przed śmiercią?
- Stworek nie może powiedzieć. Stworek obiecał to panu. Stworek obiecał to Blackom. Stworek musi uszanować wolę Pana.
- Teraz ja jestem twoim panem Stworku i nakazuję ci powiedzieć o Regulusie.- odparł surowo Harry.
Skrzat wyglądał tak jakby miał się za chwilę udusić. Było widać, że jakaś magiczna siła nakazuje mu odpowiedzieć na pytanie Gryfona. Dzielnie z nią walczył, ale magia okazała się zbyt silna.
- Pan Regulus służył Czarnemu Panu. Służył jak każdy Black. Poza tą świnią Syriuszem...
Harry'emu zadrżała powieka gdy tylko usłyszał jak skrzat nazwał jego ukochanego ojca chrzestnego, jednak ja chwyciłam go szybko za ramię. - On zrobił z niego śmierciożercę. Dawał mu zadania. Bardzo ciężkie zadania. Pan Regulus często wracał cały wystraszony i poraniony. Stworek robił co mógł, aby pomóc biednemu Panu. Pan mówił że musi to robić bo go zabije. Miał tylko stworka do pomocy. Raz Czarny Pan nakazał Regulusowi oddać mu Stworka do pomocy. Tak też zrobił. Stworek ledwo uszedł z życiem. Pan Regulus zawsze traktował Stworka dobrze i bronił przed rodziną. Wtedy też wpadł w szał i obiecał że Czarny Pan pożałuje.
- Czyli Regulus zwrócił się przeciwko z Voldemortowi?- spytałam niedowierzając jego słowom.
- Pan odkrył tajemnicę nieśmiertelności Czarnego Pana...- zignorował mnie - Znalazł razem z stworkiem medalion. Ale wtedy jakieś trupy wciągały go pod wodę. Pan kazał stworkowi uciekać z medalionem i go zniszczyć.
- Chodzi o to?- Harry wyciągnął z kieszeni lipny medalion i pomachał nim przed oczami skrzata. Ten od razu odskoczył wystraszony, ale chwilę później przybliżył swój ryjek do przedmiotu, tak gwałtownie, że jego białe włosy pognały szybko za nim. Wyciągnął swoją pokrzywioną rękę po medalion, ale Wybraniec odsunął dłoń.
- To jest fałszywy medalion.- skwitował.- Czy wiesz, gdzie znajduje się ten właściwy?
- Stworek próbował wszystkiego. Nawet zaklęć znanym tylko skrzatom, ale nie udało się spełnić rozkazu Pana Regulusa. Stworek musiał się z tym pogodzić i schował medalion w bezpiecznym miejscu. Stworek zawiódł swojego Pana Regulusa. Stworek nawet wielokrotnie karał się za nieposłuszeństwo.
- Gdzie jest ten prawdziwy?- Harry powtórzył swoje pytanie zniecierpliwionym głosem.
Skrzat przez chwilę bił się z myślami. Stał jak wryty i patrzył się przez drzwi na zasłonięty firanką obraz Walburgi Black, z którego dochodził ostry i dominujący kobiecy głos. Obraz kazał Stworkowi nic nie mówić i siedzieć cicho argumentując swoje rozkazy tym, komu tak właściwie na służyć skrzat. Trwało to jakiś czas, a ja znając słabość Stworka do rodu Blacków nie mogłam pozwolić sobie na milczenie stworzenia. Nie w takiej chwili.
- Stworku zapewne znasz Yvonne Montrose?- spytała, zwracając się do skrzata.
- Stworek nie wie o czym szlama na mówi.- założył chude ręce na piersi, odwracając rynek w przeciwnym kierunku.
- Dobrze wiesz. To kobieta która spotykała się kiedyś z Regulusem...- spojrzałam na trójkę Gryfonów, którzy kiwali głowami.- To moja matka.
Stworek stanął jak wryty mimo, że jego ryjek nie ukazywał żadnych szczególnych emocji.
- Regulus to mój biologiczny ojciec. I albo powiesz mi gdzie jest prawdziwy medalion Slytherina...- wyrwałam Harry'emu przedmiot z dłoni i pomachałam mu nim przed oczami.- Albo śmierć mojego ojca, a Twojego Pana pójdzie na marne.
Stworzenie wlepiło we mnie swoje wodnistoszare gałki i lustrowało wzrokiem moją twarz. Wydawało mi się, że szukało jakiegoś dowodu na to, że mówię nieprawdę i chciało wymusić na mnie przyznanie się do kłamstwa. Ale coś mu nie pozwalało. Nie wiedziałam co.
- Masz rysy twarzy Pana Regulusa.- odezwał się w końcu.- Jak się nazywasz?
- Rachel Lyrae Trust.
- "Lyrae"- powtórzył po czym przyłożył długi palec zakończony ostrym, poczerniałym już pazurem do swoich "ust".- Medalion był tutaj w bezpiecznym miejscu, ale parę dni wcześniej... Stworek go widział. Grzebał wszędzie. Zabrał ze sobą.- odpowiedział łagodnie.
- Kto?
- Mundugus Fletcher.
- Znajdź go.- rozkazałam.
Nie minęła sekunda, a skrzat rozpłynął się w powietrzu.
Minęło kilkanaście dni po dowiedzeniu się od Fletchera gdzie tak naprawdę znajduje się Medalion Salazara Slytherina musieliśmy uknuć sprytny plan. Nową właścicielką przedmiotu okazała się Dolores Umbridge, która po upadku Ministerstwa i śmierci dotychczasowego Ministra zachowała stanowisko. Nikt nie wie wiedział czy przystała do śmierciożerców, czy zachowała swoje stanowisko w inny sposób, ale jedno było pewne twarz Harry'ego widniała na pierwszych stronach gazet z dopiskiem "Poszukiwany nr.1" dlatego nie mogliśmy po prostu wejść do Ministerstwa i zabrać Horkruksa. Uznaliśmy, że najlepiej będzie gdy podszyjemy się pod losowo dobranych pracowników za pomocą eliksiru wielosokowego, który wpierw trzeba było uwarzyć.
Czas mijał szybko, spędzaliśmy go głównie na rozmowach o bieżących wydarzeniach i o dopracowanu planu przejęcia przeklętego przedmiotu. Głos Freda towarzyszył mi przez większość czasu podając nam szczegółowe informacje nie tylko o śmierciach i porwaniach poszczególnych Czarodziejów, ale i o miejscach gdzie obecnie przebywali poplecznicy Czarnego Pana.
Była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Tak właściwie to jedna istota - Stworek. Odkąd skrzat dowiedział się o moim pochodzeniu zaczął wiecznie za mną chodzić. Gdzie nie poszłam, tam znalazł się też Stworek. Gdy starałam się chociaż czegokolwiek dowiedzieć się na temat jego motywacji, zazwyczaj odpowiedziało mi głośne parsknięcie, ale były też sytuacje kiedy skrzat po prostu schował się w pobliskim meblu, a że był małego wzrostu mieścił się praktycznie wszędzie. Starałam się to tolerować, ale z czasem stało się to męczące. Prosiłam nawet Harry'ego, o to aby rozkazał mu mnie to zostawić, ale najwyraźniej musiało go to bawić ponieważ zignorował moją prośbę. Raz naprawdę się zdenerwowałam i starałam się odgonić Stworka zaklęciami, ale i to nic nie dawało.
- Panienka Rachel nie powinna tam wchodzić, panienka Rachel nie powinna iść do Ministerstwa.- odezwał się, gdy po raz kolejny przemierzyłam pokój Regulusa w niewidomym celu. Zatrzymałam się w miejscu. Pierwszy raz usłyszałam, że Stworek nazwał mnie po imieniu.- Panienka Rachel musi odnaleźć Lutnię. Pan Regulus chciałby aby panienka odnalazła zaklęcie.
- Lutnia? Zaklęcie? Stworku. O co chodzi?
- Stworek myślał, że panienka pójdzie do lasu. Ale Stworek widzi, że Panienka nie traktuje swojego zadania poważnie.- złapał się za głowę i rozdział resztę swoich włosów.
- To o to chodziło, na to czekałeś? Stworku. Chciałeś iść za mną?- zdziwiłam się.
- Stworek myślał, że Panienka domyśli się o co chodzi z Medalionem Slytherina.
- Jest Horkruksem i trzeba go zniszczyć. Wydaje mi się, że to powinno mi wystarczyć.- stwierdziłam, coraz bardziej powątpiewając w swoje słowa.
Skrzat wyglądał jakby miał za chwilę powiedzieć mi coś ważnego. Wstrzymywał oddech co chwilę i tupał zniecierpliwoiny stópką o starą drewnianą podłogę.
- Panienka powinna zabrać rysunki i sobie pójść. Daleko. Znaleźć to co Stworek schował i dowiedzieć się.
- Czego? - ugięłam kolana, tak aby moje oczy znajdowały się na wysokości gałek ocznych skrzata.
Milczał. - Stworku. Czego? - naciskałam zniecierpliwiona.
- Eliksir gotowy!- zawołał Hermiona z niego pokoju.
Spojrzałam na drzwi, ale od razu zwróciłam wzrok na miejsce gdzie przed sekundą znajdował się Stworek. Już go nie było.
Niestety nie można się było długo nacieszyć weselnym klimatem. Akurat zaczynałam się w niego wczuwać. Przeklęte śmierciozjady mają genialne wyczucie czasu, nie ma co ;)
OdpowiedzUsuńPo trochu się wyjaśnia, a jednocześnie dochodzi coś nowego, więc bilans jest w miarę wyrównany.
Czekam, aż Rachel zdziała coś znaczącego w pojedynkę, bo póki co obraca się w rozmaitym towarzystwie jako przysłowiowe piąte koło u wozu. Mam jednak przeczucie, że coś takiego trzymasz w zanadrzu na zakończenie, więc nie ponaglam ;)
Pozdrawiam!