Music

sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 47 "Muszę ochronić sama siebie, aby chronić świat."


SOWA od autorki: Dzisiaj krótko, łagodnie i +18 ( dla dorosłych). Żeby nie było, że nie ostrzegałam. :D 


Stella
Obskórna chatka na przedmieściach. Czy było coś gorszego? Tak, dźwięk szelestu rozpadającej już się podłogi. Jazgot tego rodzaju mógłby obudzić nawet ducha, nie mówiąc już o samej bywalczyni takich miejsc.
Gdzieś tam niedaleko rozchodził się dźwięk walki. Wrzaski cierpienia pomieszane z tłukącym się szkłem. Tak, to musiało być tutaj. Szłam specjalnie za nimi, aby dotrzeć do celu.
Otworzyłam ciężkie mosiężne drzwi, a tam odbywała się niecodzienna scena. Sarah trzymała w ręce nóż i próbowała dźgnąć nim w kompletnie nieznanego mi mężczyznę.
- Mugolski przedmiot?- spytałam podchodząc bliżej.- Sądziłam raczej, że czarodzieje czystej krwi unikają ich jak ognia.
- Miło cię znowu widzieć Stello.- odparła kobieta i ugodziła nożem w ramię swojej ofiary.- Może i powinno tak być, ale to mniejsza przyjemność.- dodała, patrząc na wykrwawiającego się mężczyznę.
Spojrzałam na podłogę, stróżka krwi, niby nic nowego.
- Zawsze powtarzałam, że byłabyś świetną śmieciożerczynią.- odparłam beznamiętnie i obserwowałam jak kobieta siada na swojej sofie.
- Jeśli przyszłaś po raz kolejny namawiać mnie na służbę Czarnemu Panu, to niestety muszę cię rozczarować młoda. Nie mam zamiaru być od nikogo zależna.- spojrzała na mnie spode łba.
- Yyy, pas.- odparłam i zobaczyłam jak usta Sarah układają się w chytry uśmiech.


- Więc cóż było tak ważnego, że aż postanowiłaś się ze mną skontaktować?- spytała dociekliwie.
- Nie myślałaś czasami, jak słodka byłaby zemsta na rodzinie?
- Codziennie o tym myślę. I sądzę, że ty bardzo dobrze o tym wiesz, przecież nie jesteś głupia Stello.- kobieta obdarzyła mnie zimnym spojrzeniem.
- Więc mamy ten sam cel. Mój braciszek, bardzo zalazł mi za skórę. Tak bardzo, że postanowiłam w końcu się go pozbyć, aby więcej nie niszczył moich planów.- skrzyżowałam ręce na piersi.
- Czyżby nasz Davidek zaczął w końcu samodzielnie myśleć?- spytała Sarah w kpiący sposób.- A szkoda, przystojniaczek był z niego niezły.
- Przez tego "przystojniaczka" mam teraz problemy. I chcę abyś pomogła mi go odnaleźć i zlikwidować.- zacisnęłam ręce w pięści.
Nastąpiła chwila ciszy. Miałam wrażenie, że Sarah zastanawia się nad moją propozycją. Jednak czując dziwne mrowienie w okolicy głowy, zrozumiałam, że dziewczyna używa na mnie Legilimencji. Nigdy tego nie lubiłam, ale miałam nadzieję, że gdy wejdzie w moją głowę i zrozumie o co tak naprawdę chodzi, zgodzi mi się pomóc bez problemu.
- Więc moja siostra bliźniaczka postanowiła uratować naszego chłopaczka, zgadza się?- spytała, doskonale znając odpowiedź.
- Dokładnie tak. Sądziłam, że jeżeli...
- Doskonale wiem o czym sobie myślałaś.- przerwała mi.- Masz nadzieję, że taka marna prowokacja typu podwójna zemsta ma mnie przekonać do przystania na propozycję?
- Myślałam, że chcesz się na niej zemścić za tamtą sytuację.- spiorunowałam Sarah wzrokiem.
- Oczywiście, że chcę. Jednak skoro pojawiłaś się ty, a nie nikt inny mogłabym wykorzystać nieco sytuację... mam nadzieję, że się nie obrazisz. W końcu pragniesz zemsty tak samo jak ja, a może nawet bardziej.- uśmiechnęła się złośliwie.- A obie wiemy, że jest to cenniejsze niż złoto.
Wiedziałam do czego Sarah może zmierzać. Rzadko zdarzało się aby kobieta robiła coś nie widząc w tym większej korzyści dla siebie. Podobała mi się ta postawa, mimo tego, iż okazałam się dla niej tylko kolejnym zyskiem.
- Ile?- spytałam.
- Cena okaże się adekwatna do szybkości w jakiej zlikwiduję oboje. Odpowiada ci taka propozycja?- spytała, podnosząc się z sofy i podchodząc do mnie bliżej.
Nic nie odpowiedziałam, uśmiechnęłam się tylko, ponieważ wiedziałam, że chcąc czy nie chcąc, Whitman i tak będzie czytała w moich myślach. Szkoda było strzępić język.
- To będzie bardzo owocna współpraca.- stwierdziła poważnie.


- Też tak sądzę.- uśmiechnęłam się przebiegle.

Rachel

Na dworze zaczął padać śnieg. Biały puch, który symbolizował nadejście jednego z piękniejszych świąt na tej planecie. Przyglądałam się temu zjawisku, chciałam je zrozumieć głębiej, ale prawda była taka, że próbowałam nie myśleć o tej samej sytuacji z moim ojcem. Uciekałam w wszelkie myśli, które mogłyby odwieść mnie od poczucia niesprawiedliwości.
Mimo to, czułam wstyd. Skompromitowałam się na całej linii, przy wszystkich. Przy rodzicach, przyjaciołach i chłopaku. Chciałam zapaść się pod ziemię, ale z drugiej strony nie powinnam być dla siebie taka surowa.
Informacja o ukrywaniu tak ważnej prawdy mogła wzbudzić u każdego podobną reakcję. Więc dlaczego czułam się jak ofiara.
Rachel Trust, Krukonka, od początku wyśmiewana i bagatelizowana przez rówieśników za swoje pochodzenie, okazała się być półkrwi... okazała się być córką śmierciożercy. Nie wiedziałam co było gorsze, ale szczerze wolałabym pozostać szlamą, niż córką kogoś takiego.
Nie przekonywały mnie, żadne tłumaczenia, rzekomo o tym, że Black był dobry. Gdyby tak naprawdę był niewinny, stłamszony, nigdy nie przystałby do Czarnego Pana.
Nie interesowało mnie to, że próbował odkupić swoje winy, Każdy, kto chociaż raz był śmierciożercą, pozostaje nim na zawsze. Ma krew niewinnych na dłoniach i nigdy jej nie zmyje.
Teraz już rozumiałam dlaczego tiara tak bardzo nalegała na to, aby umieścić mnie w Slytherinie, rozumiałam już dlaczego Syriusz, tóż przed swoją śmiercią kazał Harry'emu mnie bronić, rozumiałam dlaczego wydałam się mu znajoma, tak samo jak Slughornowi. Rozumiałam również to, dlaczego moja mama wcale nie zdziwiła się, tym że byłam czarodziejką. Ten świat nie był jej obcy.
Wszystko układało się w piękną całość, a gdzieś pośrodku ja.
Przyjęłam moje przeznaczenie, ale nie spodziewałabym się tego, że ta historia miała drugie dno.
Od razu przypomniał mi się przedostatni wers mojej przepowiedni "Ona sama wybierze sobie los godny jej pochodzenia...". 
Trudno, jeśli mam wybór. Dokończę dzieło mojego"ojca" i nie zrobię tego dla niego, ale dlatego, aby ochronić bliskich. Jeśli ja jestem tym " nieoczywistym kluczem" i jeżeli tylko ja mogę ochronić tą księgę, zrobię to. Muszę chronić sama siebie, aby chronić świat. Niezła analogia...
- Mogę wejść?- spytał Fred
- Jak sobie chcesz.- prychnęłam obojętnie.
Usłyszałam tylko dźwięk otwieranych drzwi. Nawet nie spojrzałam w tamtą stronę. Nie wiedziałam z czego to wynikało, ale czułam mniejszy wstyd z powodu tego, co się wydarzyło, jeżeli nie patrzyłam rozmówcę.
- Zapytałbym jak się czujesz, ale wyszedłbym na kompletnego kretyna.- odparł niepewnie.
- Masz absolutną rację. Wyszedłbyś.- odpowiedziałam siadając na fotelu i przykrywając się kocem.
Nie wiedziałam czemu to zrobiłam, przecież u Weasleyów nie było nawet zimno...
Nastąpiła niezręczna cisza, nikt nie wiedział co ma powiedzieć, a ja nadal patrzyłam nieporadnie w okno próbując nie spojrzeć bliźniakowi w oczy.
- Co chcesz teraz zrobić?- zapytał.
- To co mówi mi rozum. Ostatnio mam wrażenie, że serce coraz bardziej mnie zwodzi.
- W... każdej sytuacji?
Spojrzałam w jego oczy. Tak bardzo chciałam powiedzieć, że nie. Jednak jeśli serce oszukiwało mnie przez tyle lat, możliwe, że robiło to nadal. 
- Muszę uważać, jeśli Voldemort dowie się, że tylko ja potrafię znaleźć ten amulet, pewno zechce to wykorzystać. O ile już nie wie.- odparłam, unikając tematu.
- Stella mogła nie dotrzeć nawet do niego. To jeszcze dziewczynka, nie jest aż tak wyrobiona.
- Ta dziewczynka oszukała całą waszą rodzinę i aurorów, więc doświadczenia jej nie brakuje, Fred. A najgorsze jest to, że David mnie przed nią ostrzegał, a ja dałam się nabrać.- prychnęłam niezadowolona.- Teraz nawet nie wiem co się z nim dzieje.
- Ty to jeszcze...- odparł chłopak, a ja zmarszczyłam brwi.- ... gorzej ze mną. Powinienem zorientować się wcześniej, jak odepchnęła mnie, gdy chciałem ją pocałować.
- Czekaj, zaraz co?- spytałam zdziwiona, nie spodobało mi się to co usłyszałem.
- No...- wstał gwałtownie i podrapał się po głowie.- ... wiesz myślałem, że to ty.
- .... że to ja?- spytałam sucho.- Fred! Jak mogłeś?
Zdawałam sobie sprawę z tego,  ze w porównaniu z całokształtem sytuacji, ta sprawka to nic, ale nie mogłam w tym momencie dopuścić do siebie myśli, że Fred mógł całować się z inną.
- Ray, nie oceniaj mnie, to ja musiałem patrzeć jak liżesz się z Harrym.- bliźniak założył ręce na piersi i spojrzał na mnie wymownie.
Niechętnie musiałam przyznać Gryfonowi rację, lecz o tym nie powiedziałam. Wpatrywałam się w niego z obojętnością, zastanawiając się do czego to rozmowa może prowadzić.
- Nie odcinaj się, nie szukaj winnych. Szczególne tych, którzy w ciebie wierzą.- dodał w końcu chłopak.- Twoja matka siedzi na dole i wypłakuje oczy, a ojciec nie wie co ma zrobić.
- To nie mój ojciec.- usiadłam zdenerwowana na łóżku.
- No i co z tego, Rachel? Zawsze starał się robić wszystko jak na ojca przystało. Tego ojca, który żyje i który cię wychował.- odparł rudzielec z żalem.
- Kłamał!- krzyknęłam podirytowana.
- Chciał, żebyś miała normalny dom.- odparł bliźniak, o dziwo spokojnie.
- Chciał mnie oszukiwać przez całe życie.- odparłam głośno.- Podawał się za ojca, choć wcale nim nie był, nie był nim. Rozumiesz?
- Rachel, nie jesteś głupia, nawet ja to wiem, że nim był.- Fred pokręcił głową.
 Spojrzałam na podłogę. Wszystko to, co teraz usłyszałam było prawdą, było tym co padło już wczoraj. Jednak dzisiaj brzmiało to zupełnie inaczej... jakoś lepiej...
Nie miałam już sił by kłócić się z kimkolwiek, a szczególnie z Fredem. Nadal mi na nim zależało, został mi tylko i wyłącznie on, a ja miałam dziwne wrażenie, że ostatnimi czasy odcinam się od każdego, który chociaż trochę liczył się w moim życiu.
- Zaufaj sobie Ray. Jak myślisz?- bliźniak uklęknął przed moim łóżkiem.
Westchnęłam i spojrzałam w oczy Freda, wiedziałam, że teraz postawiłam go w niezręcznej sytuacji. Fred się zmieniał. Nie był już tym samym chłopakiem z Gryffindoru, dla którego liczyły się jedynie żarty i łamanie zasad. Stał się o wiele bardziej wyrozumiały. Nie wiedziałam, czy była to moja sprawka, czy po prostu stał się odpowiedzialniejszy przez prowadzenie tego sklepu. Nie wiedziałam również, czy podobała mi się taka zmiana jego zachowania... albo nie... kochałam go mimo wszystko.
- Naprawdę nie przeszkadza ci to, że moim ojcem był śmierciożerca?- spytałam, a do oczu naleciało mi kilka łez.
- Nie Rachel. To nie twój prawdziwy tata.- odparł lekko uśmiechnięty bliźniak.
- Ani to, że Voldemort mnie szuka?
- To już trochę gorzej, ale nie.- odpowiedział niemal natychmiast.
- Ani to, że przeze mnie jesteś teraz w niebezpieczeństwie?
- Nie.
- Ani to, że jestem daleko?
- Nie.
- Ani to, że zachowuję się teraz jak egoistka?
- Nie. 
- Ano to, że ciąży nade mną taki, a nie inny los?
- Nie.
- A kochasz mnie?
- Nie... Zaraz, że co?- spytał, nagle się ożywiając.
Uśmiechnęłam się szeroko. O to właśnie mi chodziło, o to, aby ktoś został przy mnie mimo wszystko, mimo burz i trąb powietrznych. Freddie wydawał się być naprawdę zdecydowany co do tego, że chce mi pomóc i mnie wspierać. Dziwne ciepło rozeszło się po moim ciele, to chyba ta namiętność, która wydawała się ostatnio zanikać.
- Powtórz pytanie.- poprosił, uśmiechając się łobuzersko.
Nie zrobiłam tego, przysunęłam się do niego i delikatnie musnęłam ustami jego ust. Chłopak wydawał się nieporuszony tym, co właśnie się stało i tak jakby spodziewał się takiego finiszu uśmiechnął się tylko i wpił się w moje usta.
Nawet nie zauważyłam kiedy pod jego naciskiem położyłam się całkowicie na łóżko.
Freddie wtulił się w moje włosy. Pocałował me lekko w szyję, tworząc z pocałunków trasę, aż do obojczyka. Jedną dłonią delikatnie błądził po moim biodrze, a drugą po brzuchu.
Wiedziałam, do czego to mogło doprowadzić. Nie sprzeciwiałam się. Gryfon dosięgnął różdżki i wycelował nią w drzwi. Mruknął coś pod nosem, a zamek w drzwiach cicho kliknął... później uśmiechnął się figlarnie i pocałował mnie w usta. Odwzajemniałam pocałunki z równie dużą namiętnością. Przejechałam dłońmi po torsie chłopaka, delektując się ciepłem jego ciała. Po drodze rozpinałam guziki jego koszuli. Dopiero teraz zauważyłam że Fred ostatnio musiał bardzo dużo schudnąć. 
- Nie wyglądasz najlepiej Freddie.- mruknęłam współczująco, patrząc na nienajlepszy stan chłopaka.
- Nie martw się o mnie.- wyszeptał mi do ucha.
Jeszcze raz przejechałam dłonią po tym razem już nagim torsie chłopaka i ściągnęłam mu koszulę. Chłopak nie zostawał mi dłużny. Zjechał dłońmi po mojej talii, zatrzymując się chwilę na niej, po czym jednym płynnym ruchem ściągnął ze mnie koszulkę. Pocałował mój podbródek, później dekolt, mostek, żebra i na końcu brzuch, po czym ponownie tą samą trasą wrócił do ust.



 Opuszki jego palców zatrzymały się na pasie moich spodni.
- Jesteś pewna? Mogę przestać.- mruknął cicho Fred, odrywając się od pocałunków.
Nie odpowiedziałam, wpiłam usta w jego kark i żarliwie całowałam go w jednym miejscu.
Fredowi, więcej nie było trzeba. Suwał dłońmi po moich kościach biodrowych, co chwilę niżej zsuwając moje dżinsy. Ja również odpięłam guzik jego spodni, które lekko się zsunęły odsłaniając tym samym gumkę bokserek chłopaka z napisem " mały czarodziej".
Uśmiechnęłam się tylko szelmowsko, zauważając ten fakt i oderwałam od ust chłopaka.
- Mały czarodziej?- spytałam, sugestywnie unosząc brwi.
- Nie niszcz nastroju.- rzucił żartobliwie chłopak.
- Czyżby?- uśmiechnęłam się do niego, po czym wpiłam się ponownie w jego wargi. 
Chłopak przylgnął do mnie i wsunął dłoń pod moje plecy, zaczynając je lekko masować. Wszystko to co działo się teraz było takie dziwne... Poczułam się tak jakbym połknęła rozżażony węgiel, który palił mnie od środka. Co pomimo pozorów, było bardzo przyjemnie.
Gdy Fred w końcu przestał masowa moje plecy, zaczął się siłować z stanikiem. Uznałam, że nie ma teraz odwrotu, wszystko to działo się tak szybko. Tak przyjemnie...
Po kilku nieudanych próbach, udało mu się rozpiąć mój stanik, który położył obok.
Odłączył się od moich ust i spojrzał przez chwilę na moje nagie piersi. Nie czułam wstydu z tego powodu, wiedziałam, że mogę mu zaufać. 
- Masz przepiękne ciało.- szepnął, nadal patrząc się na mój biust, po czym jedną ręką objął lewą pierś. Dopiero teraz poczułam się niepewnie, a Fred, który zauważył moje skrępowanie, przestał ją masować i przesunął dłońmi po moim ciele i zatrzymał się na mojej bieliźnie. 
Dopiero teraz złapałam go za plecy, a drugą ręką zaczęłam ściągać mu bokserki. Teraz już całkiem nadzy wtuleni w siebie tworzyliśmy jedną całość. 
W pokoju nie było słychać nic tylko nasze równomierne oddechy. Chłopak napierał na mnie, a ja czując tą szczególną przyjemność, cicho jęknęłam.
W tym momencie poruszaliśmy się rytmicznie, a moje serce jakże rozszalałe biło bardzo mocno.
Nie mogłam uwierzyć w to, że to się dzieje. Zawsze wyobrażałam sobie ten moment inaczej... w nieco innej sytuacji, ale teraz to nie miało znaczenia. Po raz pierwszy moje serce i rozum były aż tak zgodne. Nie chciałam już więcej myśleć, oddałam się w pełni namiętności, a nasze przyśpieszone oddechy wypełniły pomieszczenie.

David

- Mogę wiedzieć jak długo zamierzasz mnie tutaj trzymać? Muszę wrócić do Hogwartu!- krzyknąłem, bawiąc się bezsensu swoją różdżką.
- A mógłbyś przestać chociaż na chwilę drążyć temat?!- zawołała Whitman z drugiego pokoju.
- Nie! Ja muszę porozmawiać z ojcem o Stelli.
Po pokoju rozszedł się huk, a aurorka, jakby nigdy nic aportowała się obok mnie.
- On o tym bardzo dobrze wie. Więc z łaski swojej mógłbyś być cierpliwy? Czy ślizgońska ambicja ci na to nie pozwala?
- Odczep się od mojego domu Witman. Sama pewnie tam należałaś, przynajmniej się tak zachowujesz.- skrzyżowałem ręce na piersi.
Najwyraźniej powiedziałem coś bardzo nie tak, ponieważ dziewczyna szybkim gestem przybliżyła twarz do mojej i spojrzała na mnie groźnie. Nie chciałem, tak bardzo nie chciałem, ale nie mogłem oderwać wzroku od jej rozeźlonych oczu.
- Dla twojej wiadomości Stone, należałam o najszlachetniejszego domu w Hogwarcie.- powiedziała sucho i położyłą dłonie na obu obręczach mojego krzesła.
- Pewnie Godryka, jak większość czarodziejów twierdzi.- prychnąłem niezadowolony.
Nie miałem nic do Gryfonów, większość z nich była czasami naprawdę w porządku, ale to ciągłe przekonanie, że Gryffindor góruje jakimś cudem nad innymi domami, każdego potrafiło doprowadzić do niezadowolenia. Czasami zastanawiałem się też, czy Gryffindor byłby taki sam bez Pottera, Weasleya i Granger.
- Typowo Ślizgońskie myślenie...- prychnęła pod nosem i wyprostowała się.- Hufflepuff, mój drogi wypuścił na świat wielu mądrych i pracowitych czarodziejów
- No bez jaj Whitman.- zaśmiałem się.- A tak poważnie?
- To jest jak najbardziej poważne wężu.- odwróciła wzrok w drugą stronę.
Zmarszczyłem brwi. Puchoni byli mi zawsze obojętni, trzymali się z boku i  raczej nie wychylali bez powodu. Trudno było mi o nich coś więcej stwierdzić.
- Dobra, byłaś Puchonką to jasne. Rozumiem też, że może zbyt gwałtownie zareagowałem, ale serio zachowujesz się czasami jak Ślizgonka. Różnisz się od innych.
- Ty również Stone, jesteś tak lojalny jak Puchon.- mrugnęła do mnie.
Dałbym głowę, że mówiąc te słowa, Farrah uśmiechnęła się lekko. Prawda była taka, że słyszałem o kilku faktach, gdzie członkowie Domu Borsuka przysłużyli się nauce. Na ten przykład Bridget Wenlock, słynna trzynastowieczna numerolog, która jako pierwsza ustaliła magiczne właściwości liczby siedem, albo Atermizja Lufkin i Grogan Kikut- słynni Ministrowie Magii.
- Jak stałaś się aurorką? Pewnie nie było ci łatwo.- zmieniłem temat.- Z resztą skąd ten pomysł, nie wolałaś zielarstwa, czy chociażby uzdrowicielstwa?
- Nie interesowało mnie to, chciałam walczyć.- spojrzała na podłogę.- I naprawić szkody...- dodała półszeptem.
- Szkody?- ożywiłem się.
- Wszelkie uszczerbki w dobrach lub interesach chronionych.- wyjaśniła obojętnie.
Spojrzałem na nią spode łba, czy ona naprawdę uważała mnie za takiego idiotę?
- Nie chodzi o definicję.- mruknąłem gburowato, unosząc brew.
- Wiem.- prychnęła i odeszła do innego pokoju.

Fred

Leżałem pod prześcieradłem i wspominałem wydarzenia sprzed godziny. Obok leżała wtulona we mnie Rachel. Bez ubrań, tak jak natura ją stworzyła. Nie czułem z tego powodu skrępowania, w końcu trzymałem w ramionach cały swój świat. Nie powiedziałbym również, że tak będzie to wyglądało. Zawsze wyobrażałem to sobie jako chwilę zaplanowaną. Nie sądziłem również, że przy uprawianiu seksu da się też płakać. Tak, Rachel co jakiś czas pojękiwała cicho. Gdyby nie to, że znałem sytuację, powiedziałbym, że to po wpływem chwili... ale nie. Czułem jej łzy czasami, gdy przybliżałem twarz do jej, aby obdarować ją coraz to zachłanniejszymi pocałunkami. Jej twarz, a szczególnie okolice oczu, były wilgotne. W chwili uniesień, nie zwróciłem na to uwagi, uważałem, że to pot. Chwilę później znowu się uśmiechała i tak cały czas.
Poczułem się jak kretyn. Miałem wrażenie, że Rachel zrobiła to ze mną nie ze względu na to, że chciała, tylko ze względu na to, że była smutna. Mogła chcieć się tylko pocieszyć...
Spojrzałem na nią, była cała czerwona i pochrapywała cicho.
Tuliła się do mnie mocno, a ja tylko ją obejmowałem.
Pomyślałem, że niezależnie od tego, jakie Rachel miała intencje, powinienem się cieszyć, że przez chwilę pomogłem jej zapomnieć o kłamstwach jej rodziców. Czułem, że z każdą nową chwilą chciałem być jeszcze bliżej przy niej, bez względu na wszystko i wszystkich. Starałem się jej dać tyle, ile tylko mogłem... Miała moje pełne wsparcie, a w moich ramionach mogła tonąć bezpowrotnie tyle razy, ile tego potrzebowała. 
- Fred?- mruknęła cicho i spojrzała w górę.
- Jestem tutaj, księżniczko.- odpowiedziałem cicho i pocałowałem ją czule w czoło.
Krukonka uśmiechnęła się leniwie, ale sekundę później rozejrzała się gwałtownie po pokoju. A gdy tylko zorientowała się, co się wydarzyło, zawstydzona przysunęła do siebie mocniej kołdrę, zakrywając swoje nagie ciało aż po podbródek.
Uśmiechnąłem się tylko łobuzersko. Wyglądała przepięknie, nawet z burzą niepoczesanych włosów na głowie i miną zmieszanego szczeniaczka.
- Nie ma tam niczego, czego już bym nie widział.- odparłem cicho i mrugnąłem do niej.
Dziewczyna wpatrywała się tylko we mnie. Z trudem wyczytywałem z jej twarzy emocje, Nie byłem pewien, czy była zakłopotana, czy zdumiona, czy też zadowolona.
- Czy to się stało naprawdę?- zapytała po chwili milczenia.
- Nie, po prostu zamarzałaś i uznałem, że moim ciałem uda mi się cię rozgrzać.- odpowiedziałem żartobliwie i wolną dłonią odsunąłem kosmyk jej włosów z jej twarzy.
Nie wiedziałem, jak miałem postąpić w tej sytuacji. Starałem się być na tyle delikatny, aby ją nie spłoszyć. Wiedziałem, że był to jej pierwszy raz, dlatego musiałem uważać podwójnie.
- Głupol.- mruknęła już śmielej i również uśmiechając się pocałowała mnie namiętnie.
Dziewczyna wplątała swoje dłonie w moje włosy i zachęcona całowała mnie po szyi. Oczywiście oddawałem wytrwale jej pocałunki. Przejeżdżałem dłońmi po jej nagich plecach, a na swojej klatce poczułem jej piersi. Poprzednia namiętność wróciła, a ja byłem prawie przekonany, że dojdzie do drugiej rundy.
Przesunąłem swoje ciało i położyłem się na niej, nie przestając drażnić jej warg swoimi zębami.
Wtem dziewczyna strąciła mnie za siebie, a ja upadłem na drugi bok łóżka. Gdy zorientowałem się co się stało, spojrzałem na nią z wyrzutem.
Rachel uśmiechała się chytrze, nie wiedziałem o co jej chodzi. Nic nie mówiła, tylko patrzyła się na mnie sprytnie przez chwilę. Zaraz potem obdarowała mnie szybkim całusem w usta i pomknęła do łazienki. Nawet nie wiedziałem, kiedy uciekła.

Rachel
Zamknęłam za sobą drzwi łazienki. Miałam problemy z opanowaniem emocji. Radość, wstyd i smutek mieszały się w mojej głowie, tworząc tym samym mieszankę wybuchową, trudną do pojęcia dla najzwyklejszego Homo sapiensa. Mimo to uśmiechnęłam się do siebie i jeszcze raz sprawdziłam czy zamknęłam drzwi na klucz.
Gdy tylko upewniłam się co do tego faktu, okryłam się szczelnie wiszącym obok umywalki ręcznikiem i spojrzałam w lustro.
Nadal byłam cała czerwona. Nie dziwiłam się temu, w przeciągu kilkudziesięciu sekund moje serce przyśpieszało, a temperatura ciała zwiększyła się.
Nie mogłam uwierzyć, że to się właśnie stało. Wypuściłam z kranu zimną wodę i obmyłam nią twarz, aby chociaż trochę zbić temperaturę.
Położyłam mokre dłonie na umywalce i oparłam na nich cały ciężar ciała. Nadal to czułam... każdą częścią mojego ciała. Moje ręce splecione z jego, silne ramiona, które tak namiętnie dotykałam, smak jego ust, a z tych mniej przyjemniejszych dziwny ucisk w okolicach intymnych. Jednak było to normalne.
Otrząsnęłam się z rozmyślań i spojrzałam w swoje oczy odbite po drugiej stronie. Chciałam z nich coś wyczytać, ale już z góry wiedziałam, że tego właśnie pragnęłam.
Zaraz potem weszłam pod prysznic, aby zmyć z siebie resztki potu i Freda.
Gorąca woda przyjemnie muskała moje ciało, a ja sama uniosłam głowę i zamknęłam oczy, wsłuchując się błogo z jej szum.
Trwało to jakiś czas. póki nie zaczęłam odczuwać, że strumień robi się coraz zimniejszy. Więc chwyciłam za mydło. Rozprowadziłam je szybko gąbką po organizmie i umyłam włosy.
Zanim woda zrobiła się całkiem zimna zdążyłam wyjść spod prysznica i się osuszyć. Nie przewidziałam jedynie jednej rzeczy. Mianowicie takiej, że nie zabrałam ze sobą żadnych ubrań. Moje poprzednie zostały porozrzucane po całym pokoju.
Podrapałam się po głowie i uznałam, że najlepiej będzie jeśli wyjdę po czyste. Nie byłam jednak przekonana, czy aby Fred nie zostawał nadal w moim pokoju.
Nie nie wstydziłam się go, po prostu chciałam to wszystko przemyśleć na spokojnie i dopiero z nim porozmawiać.
Owinęłam się ręcznikiem i chwyciłam niepewnie za klamkę. Uchyliłam niepostrzeżenie drzwi... na szczęście chłopaka nie było, jego ubrań również. Zauważyłam także, że prześcieradło, pod którym leżeliśmy zostało dokładnie ułożone na łóżku. Uśmiechnęłam się do siebie ciepło, kto by pomyślał, że Freddie tak potrafi.
Pomknęłam do szuflady, wyciągnęłam z niej świeżą bieliznę oraz pierwsze lepsze ubrania. Ubrałam się w nie i wskoczyłam na łóżko. Na łóżko, w którym przeżyłam swój pierwszy raz.

4 komentarze:

  1. Gdyby nie "ostrzeżenie" na początku, to teraz tkwiłabym w szoku xd
    Zaskakująco dobrze i płynnie (bez przesadnej ilości niektórych szczegółów) poszło Ci opisanie jej pierwszego razu. Szczerze mówiąc myślałam, że Fred będzie bardziej...jakby to nazwać...nie tyle agresywny, co z lekką nutą szaleństwa w "tych" sprawach, a tu proszę! Wszystko odbyło się spokojnie i przyjemnie. Fred jest pełen niespodzianek i jeszcze ogarnął prześcieradło ;D

    Zdrowia i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz. Facet który ogarnia prześcieradło.Toż to ideał! <3
      Szczerze myślałam nad tym, czy aby Was nie powiadamiać o tym co będzie się działo w rozdziale... ale no cóż...
      Nie chciałam abyście miały żal... szczególnie ty :D

      Usuń
  2. 'Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego!' Przysięgam, że Cię zabije.
    Wiesz ile ja się wyczekałam na ten rozdział?! Wczoraj minęły 3 tygodnie!!
    Ale jakoś udało Ci się mnie uspokoić tym rozdziałem. +18. Lubię takie ( ͡° ͜ʖ ͡°). To było, jak to moja przyjaciółka mówi, Kawaii. Właśnie się kiedyś zastanawiałam, kiedy to się zdarzy.
    Pozdrawiam,
    ~Kathleen Walker.
    PS. Nie denerwuj mnie tym Gimpem -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubisz powiadasz ;>
      No cóż to było takie łagodne +18 ;) Hahahaha
      Kiedyś musiał :D

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody