Music

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 10 "... Draco, na Salazara! Co Ci odbiło? Zostaw ją bo możesz mieć poważne kłopoty..."



Śmierć to naprawdę okrutna kochanka, wzbudza w nas strach i odrazę. Sprawia, że całe dobro ulatuje z drugiego człowieka, tak jakby wraz z odchodzącym duchem bliskiej nam osoby, opuściła nas zdolność racjonalnego myślenia i zdolność do odczuwania czegokolwiek. Zwykle rzeczywistość po takim wydarzeniu wbija w nas swe szpony i sprawia, że jednocześnie z naszych ran, oprócz krwi, wydobywa się poczucie winy, samotność i depresja. A wtedy nawet ten cieknący strumień ciemnoczerwonej substancji nie jest niczym ważnym. Dokładnie tak samo czuł się w tym momencie Greg. Nie mówił mi nic, ale jedno jego spojrzenie w moją stronę ujawniał ból, każde słowo wypowiedziane przez niego zdało się być czymś trudnym do zrobienia. Dlatego moje podejrzenia względem jego samopoczucia umacniały się z każdym naszym spotkaniem. Czekałam cierpliwie, czekam i nadal będę czekać na to aż nie powróci mój dawny chłopak. Teraz kochałam go jeszcze bardziej, chociaż nie byłam pewna czy to nie było spowodowane współczuciem.
Szkoła powoli zaczęła odżywać, uczniowie którzy zostali w domu dłużej wrócili w wyśmienitych humorach. Jednak zaraz gdy wiadomość o śmierci Puchona do nich dotarła, w szkole zrobiło się ponuro, każdy, oczywiście oprócz niektórych Ślizgonów, łączył się w bólu wraz z rodziną Zachariasza, domem Hufflepuffu i ich opiekunką Pomoną Sprout.
W dniu kiedy odbył się uroczysty pogrzeb Smith'a, na cmentarzu zjawili się przedstawiciele wszystkich domów, wybranych spośród ochotników, ponieważ miejsce to było zbyt małe, aby pomieścić się w niej taką ilość uczniów Hogwartu, która chciała złożyć zmarłemu hołd. Nie spodziewałam się, że tyle osób zechce uczcić jego pamięć. Pozytywnie mnie to zaskoczyło, jednak to zaskoczenie, nie uciszało mojego sumienia. Wiedziałam, że nie jestem winna śmierci Puchona, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że gdybym zareagowała w odpowiednim momencie, mogłabym uratować mu życie, podając bezoar, lub inne antidotum na tego rodzaju truciznę. Każdego dnia głowiłam się nad tajemniczym zamachem, jaki motyw miał zabójca, kim on jest i co chciał tym sposobem osiągnąć. W Hogwarcie zrobiło się zamieszanie, do dyrektora dotarło wiele wiadomości od zatroskanych rodziców, nikt się temu nie dziwił, przecież ta szkoła cieszyła się opinią najbezpieczniejszego miejsca do kształcenia przyszłych czarodziejów i czarownic. Również samo Ministerstwo wydawało się zdruzgotane całą tą sprawą, chociaż to był dla nich idealny pretekst, aby w proroku codziennym pojawił się artykuł o bezsilności Dumbledor'a.
Wraz z upływem czasu, sprawa stopniowo zaczynała cichnąć, a uczniowie wracali do codziennej rutyny. Lekcje, mecze quidditcha oraz spotkania gwardii odbywały się normalnie. Chociaż, na meczach brakowało mi kąśliwych uwag Zachariasza na temat poszczególnych zawodników, zawsze poprawiały mi one humor.
- 70- 50 dla Slytherinu. Gryffindor traci kolejny punkt.- usłyszałam głos wydobywający się z megafonu. Rozległy się wiwaty.
Nie wiedziałam, czy mam się z tego powodu cieszyć, czy też nie. Jeśli Slytherin wygra, drużyna Ravenclawu będzie musiała stoczyć walkę półfinałową z domem węża. Co niezbyt mi się podobało. Za każdym razem gdy skończy się z nimi mecz, jestem cała poobijana. W końcu za najskuteczniejszą obronę Ślizgoni uważają atak.
- Kolejny punkt dla Slytherinu! Czy obrońcy Gryffindoru uda się zatrzymać, doskonale dziś grającego Davida Stone'a? - rozległ się głos Lee Jordana, który zastąpił Zachariasza na pozycji komentatorskiej.- Angelina Johnson łapie kafla, podaje go Katie Bell zręcznie unikając tłuczka, która mknie wprost na obręcz... rzuca i ...trafia!! 80:60. Cóż za wspaniała akcja ze strony naszych ukochanych zawodniczek!
Miałam nadzieję, że teraz Gryffindor przełamie swoją złą passę. Kibicowałam Davidowi, ale wolałam zmierzyć się w półfinale z Gryfonami. Tym bardziej, że już raz udało nam się z nimi wygrać i chętnie powtórzyłabym ten sukces.
Patrzyłam na Harry'ego próbując nauczyć się jego nowych technik łapania znicza. Mknął on przez całe boisko w nadziei, że uda mu się znaleźć piłeczkę. To samo robił Draco Malfoy, który posyłał drwiące uśmieszki Ronowi za każdym razem gdy ten nie obronił punktu. W oddali zauważyłam, że tłuczek z niewiarygodną szybkością leci prosto na Harry'ego, który najwyraźniej próbował mu uciec, co kiepsko mu wychodziło. Nagle znikąd podleciał George i od razu odbił tłuczka w stronę David'a. Ślizgon musiał tego nie zauważyć i oberwał kulą w ramię, na co jego miotła zatoczyła niebezpiecznie koło. Przerażona tym widokiem zasłoniłam oczy ręką.
- David Stone utrzymał się na miotle...- zawołam mniej entuzjastycznie Lee.- Przyśpieszył i ruszył w stronę Katie Bell, do której Ginny Weasley podała kafla. Pchnął ją w bok i sam odebrał piłkę.
W tym momencie odsłoniłam oczy i zauważyłam, że Ślizgon zręcznie ominął tłuczka posłanego w jego stronę dwukrotnie przez bliźniaków. I zdobył kolejny punkt.
- 90:60 dla Slytherinu.- poinformował widzów komentator.- No dalej Gryfoni, co się z wami dzieje do jasnej cholery!.- dodał już lekko zdenerwowany.
Już wtedy wiedziałam, że jeżeli Harry nie złapie znicza, nie uda się lwom wyjść na prowadzenie.
Przeniosłam wzrok na Wybrańca, który w dalszym ciągu nie zauważył uskrzydlonej piłeczki, ale nie było się co załamywać, ponieważ szukający Ślizgonów również latał zdezorientowany po boisku.
- Cześć Rachel.- usłyszałam delikatny głos.
- O hej Luna, co ty tutaj robisz?- zapytałam odwracając wzrok w jej stronę.
- Chciałam pokibicować trochę Gryfonom.- odpowiedziała wpatrując się w boisko.
- Tak, gorący doping im się przyda. Szczególnie teraz.
Blondynka słysząc to przeniosła wzrok na tablicę wyników.
- Trzy punkty przewagi, myślałam... że będzie gorzej.- odpowiedziała mi po chwili.
- Ale Luno... w tej grze liczy się każdy gol. Nie można powiedzieć, że to TYLKO trzy punkty.- sprostowałam.
- Jestem przekonana, że Gryfonom uda się wygrać.- ponownie skierowała wzrok na boisko.- Przecież to najlepsza drużyna w Hogwarcie.
Już chciałam coś powiedzieć, na temat jej przekonania o potędze reprezentacji Gryffindoru i podkreślić, że powinna kibicować swojemu domowi, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Najwyraźniej sama musiałam uważać w ten sam sposób.
- Ślizgoni całkiem skutecznie użyli swojej nowej kombinacji taktycznej i tym samym zdobyli kolejny punkt... 100:60 dla zielonych.- usłyszałam zrezygnowany głos Jordana.
- No pięknie... już po ptakach.- odparłam smutno
- Rachel, spokojnie.- uspokajała mnie Luna.- Harry zaraz złapie klucza.
- ... znicza.- poprawiłam.
- No tak.
Przez chwilę oglądałyśmy mecz w ciszy. Moją uwagę po raz kolejny zwrócił Fred, który niczym dzielny lew bronił członków swojej drużyny.W takim wydaniu, rudzielec jeszcze bardziej mi się podobał. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Po chwili otrząsnęłam się, przypominając sobie  Alicji.
- Zapomniałabym. -blondynka przerwała milczenie... Pan Flitwick chce z Tobą porozmawiać. Miałam Ci to przekazać.
- Co?- nerwowo odwróciłam głowę.- Czego on chce?
- Nie mam pojęcia, ale prosił abyś w miarę szybko pojawiła się u niego w gabinecie.
Rozległy się wiwaty Ślizgonów. Kolejny punkt dla Slytherinu.
- Dobra, to nie ma żadnego sensu. Idę zobaczyć czego Flitwick chce.- odparłam wstając.
- To leć.- rzuciła szybko Luna nie odrywając wzroku z boiska.
Po dziesięciu minutach, znalazłam się przed gabinetem opiekuna Ravenclawu. Przez całą drogę zastanawiałam się, czego on może chcieć. Nie przypominałam sobie abym coś złego zrobiła, chociaż ostatnio nie potrafiłam zrozumieć niektórych swoich zachowań.
Nieśmiało zapukałam do drzwi. A one po chwili otworzyły się pod wpływem zaklęcia, od razu weszłam do środka.
W klasie znajdowały się trzy rzędy ławek skierowanych w stronę biurka nauczyciela, za którym stało duże tapicerowane krzesło z wysokim oparciem. Dwie tablice zawieszone były po obu stronach biurka, za którym stała mała półka z książkami i innymi przedmiotami.
- W czym mogę pomóc?- usłyszałam głos nauczyciela. Jednak nigdzie nie potrafiłam go dostrzec.
- Chciał się pan ze mną widzieć, profesorze?- zapytałam zdezorientowana.
Po chwili zza krzesła wyłonił się czarodziej. Flitwick, ze względu na swoje goblińskie korzenie, był niski i często opisywany jako "maleńki profesor Flitwick".
- Witam panno Trust. Proszę usiąść.- powiedział.
Podeszłam do pierwszej ławki i usiadłam na losowo wybranym krześle.
- Dlaczego pan mnie wezwał?- zapytałam.
- Mam dla Ciebie kilka pytań dotyczących wydarzenia, które miało miejsce na balu sylwestrowym.
- Ale profesorze... ja już powiedziałam o wszystkim co wiem.- odpowiedziałam nieśmiało.
- No tak, ale na jaw wyszły nowe okoliczności. Znaleźliśmy w garniturze Smith'a truciznę która jak mniemam była powodem jego śmierci.- poinformował mnie profesor.
- Przepraszam bardzo, ale czegoś tutaj nie rozumiem, brzmi to tak jakby sam Zachariasz zaplanował swoje samobójstwo, ale przecież to absurd.
- I my tak uważamy, dlatego podejrzewamy, że ta trucizna była przeznaczona dla kogoś innego. I tu powstaje pytanie, dla kogo?
- Skąd ja mam to wiedzieć?- zapytałam zdezorientowana.
- Według nas, ten napój miał być przeznaczony dla Ciebie lub twojego chłopaka a zarazem najlepszego przyjaciela ofiary Grega Parkera.
Wytrzeszczyłam oczy, kompletnie nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Mnie albo Grega? Trudno mi było w to uwierzyć. Przecież nie miał on powodu aby to zrobić.
- To dlaczego nie został on podany któremuś z nas? Zachariasza ruszyło sumienie i postanowił, że sam siebie zabije?- zapytałam drwiąco.
- Niekoniecznie, ofiara mogła po prostu pomylić szklanki i całkowicie przypadkowo wypić napój z dodatkiem trucizny.- sprostował.
- Z wielkim szacunkiem, ale tylko kompletny kretyn mógł się w taki sposób pomylić.
- Panno Trust...- upominał mnie.
- Przepraszam.- odpowiedziałam speszona.- Zachariasz nie miał motywu, aby postąpić w taki sposób względem innych. Brzydził się on przemocą i tego typu rozwiązaniom.- kontynuowałam.
- Jest pani całkowicie przekonana, że nie miał on powodu?- zapytał podejrzliwie.
- Nie no skąd. Utrzymywałam z nim dobre stosunki, tak samo jak i Greg, z resztą profesor był świadkiem reakcji mojego chłopaka, na wieść o śmierci Smith'a.- przypomniałam.
- A jak się zachowywała ofiara tuż przed śmiercią?
- Na ten temat, niewiele wiem. W pewnym momencie odłączyłam się od mojego chłopaka. On z nim rozmawiał pod moją nieobecność, może powie coś więcej na ten temat.
- A czy spotkałaś go wcześniej, rozmawiałaś z nim?- zapytał podnosząc lewą brew.
- Nie...- przerwałam.- To znaczy tak... Przez dłuższy czas nie potrafiłam znaleźć Grega, dlatego zapytałam się Smith'a czy nie wie gdzie on się znajduje.
- Co odpowiedział?- zapytał profesor unosząc lewą brew.
- Okłamał mnie, powiedział że nie wie, gdzie teraz jest Greg.
- To bardzo ciekawe... no nic, dziękuję za twoje odpowiedzi Rachel, możesz już iść.- powiedział goblin wdzięcznym tonem.
Uśmiechnęłam się i chciałam już wyjść z sali, gdy nagle mnie oświeciło. Odwróciłam się pośpiesznie w stronę nauczyciela.
- Panie profesorze, czy jest taka możliwość aby Zachariasz był wtedy pod wpływem zaklęcia Imperiusa?- zapytałam.
- Słucham?- Opiekun wytrzeszczył na mnie oczy.
- Zaklęcie niewybaczalne... Istota która zostanie nim dotknięta traci kontrolę nad własnym umysłem i możliwość samodzielnego myślenia, tylko wykonuje rozkazy rzucającego. Przecież gdy Czarny Pan był w pełni mocy, mnóstwo osób znajdowało się pod wpływem klątwy Imperius. Po upadku jego mocy, wielu śmierciożerców kłamało, że Czarny Pan rzucił na nich tę klątwę.
- Panno Trust, zawsze powtarzałem, że jest pani wyjątkowo zdolną i inteligentną czarownicą, nie myliłem się.- powiedział z szerokim uśmiechem.
- Czyli Profesor potwierdza?- zapytałam oszołomiona.
- Mamy takie podejrzenia, ale musimy przebadać tą sprawę, aby móc dokładnie stwierdzić co tak naprawdę się stało.- poinformował mnie.- A teraz możesz wrócić do swoich zajęć. Dyrektor będzie chciał pewnie jeszcze z Tobą porozmawiać, więc proszę wyczekiwać jego sowy.
- Bardzo dziękuję za informacje. Do widzenia.- odparłam i wyruszyłam w stronę drzwi.
- Panno Trust.- usłyszałam głos Flitwicka. - Niech pani na siebie uważa i nie pakuje się w żadne kłopoty, szczególnie teraz. Nie chciałbym aby coś złego Ci się stało.
- Obiecuje.- przyrzekłam i wyszłam z klasy.
Bardzo ucieszyło mnie to ostatnie zdanie wypowiedziane w moją stronę. Profesor Flitwick był bardzo troskliwy i opiekuńczy w stosunku do członków swojego domu. Co nie raz nam pokazywał chroniąc Krukonów przed nauczycielem eliksirów, który wyraźnie za każdym razem faworyzował Ślizgonów. Jednak, nie mogłam zachowywać się zwyczajnie, przecież ktoś chce zabić mnie albo Grega. Musiałam wiedzieć kto, ale póki co postanowiłam, że wrócę na mecz. Miałam nadzieję, że zakończył się on wygraną Gryfonów, na co były nikłe szanse, zważając na fakt, iż zanim opuściłam boisko Ślizgoni prowadzili pięcioma punktami. Ale podobno nadzieja umiera ostatnia.
Gdy dotarłam na miejsce, nikogo nie było. Głucha cisza odbijała się echem od trybun i uderzała w obręcze. Podeszłam bliżej, najwyraźniej mecz się skończył. Byłam bardzo ciekawa wyniku. Rozejrzałam się po boisku, niedaleko miejsca gdzie podczas meczu przesiadywał komentator i informował oglądających o coraz to nowszych postępach w grze zauważyłam ucznia. Wyostrzyłam wzrok i zorientowałam się, że był to Lee Jordan. Od razu do niego podbiegłam, bo w końcu komentator najlepiej wie jaki był wynik meczu.
- Cześć Rachel.- przywitał mnie smutno Gryfon.
Stanęłam jak wryta obserwując jego zawiedzioną twarz.
- Chciałam Cię zapytać o wynik, ale po twojej minie mogę wywnioskować, że Gryffindorowi nie poszło najlepiej.- spuściłam wzrok.
- Na początku może i tak, ale Harry złapał znicza, czerwoni wygrali.- powiadomił mnie.
- To wspaniale!- krzyknęłam zadowolona i podniosłam wzrok na Jordana.- Ale dlaczego ty się nie cieszysz?- zapytałam zdziwiona dostrzegając jego niemrawą twarz.
- Powinienem, ale zaraz po meczu. Ten gnój Malfoy zaczął obrażać Weasleyów...
- Przecież on to często robi, nie powinniśmy się tym przejmować.- przerwałam mu.
- Mnie nie musisz tego mówić, ja to wiem, ale najwyraźniej Harry i bliźniaki nie.- spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Lee... O czym ty mówisz do cholery. Możesz jaśniej?- zapytałam ciemnoskórego krzyżując ręce na piersi.
- Ci kretyni, rzucili się na Malfoy'a z pięściami i zaczęli okładać go po twarzy. - wyjaśnił mi.
- Co?- wytrzeszczyłam oczy.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Jak oni mogli zachować się w taki irracjonalny i głupi sposób. Faceci i ta ich godna pożałowania męska duma. Czasami wydaje mi się, że mężczyźni myślą nie tymi kategoriami, którymi trzeba.
- Oczywiście do bójki dołączyli się inni Ślizgoni, zrobiła się z tego niezła rzeźnia, Do czasu kiedy zauważyła do Umbridge. Od razu zrobiło się spokojniej, jednak Harry, Fred i George zostali zdyskwalifikowani i dostali dożywotni zakaz gry z quidditcha.- wyjaśnił.
- Żartujesz sobie...- odparłam zrezygnowana.
- Czy ja wyglądam jakbym teraz żartował?
Rzeczywiście Lee przez swoją przyjaźń z rudymi bliźniakami strasznie lubił żartować. Jednak teraz wyglądał bardzo poważnie. Coś jak męska, czarnoskóra wersja McGonagall.
- A gdzie oni teraz są?- zapytałam unikając odpowiedzi na jego pytanie.
- Pewnie w skrzydle szpitalnym, trochę im się oberwało.
Nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam w stronę szpitala. Po chwili dotarłam na miejsce. Rozejrzałam się nerwowo po sali, która zajmowała dosyć dużą powierzchnię. Nie potrafiłam nigdzie dostrzec przyjaciół. Przez chwilę wydawało mi się, że nikogo tu nie ma. - Może już wyszli?- zapytałam sama siebie. Jednak myliłam się.
- Harry, spokojnie. Trzeba przemyć tą ranę.- usłyszałam głos Ginny.
Od razu ruszyłam w stronę śnieżnobiałej kotary zza której wydobył się głos rudej. Zajrzałam za nią i zauważyłam chłopaków w bardzo rozległymi obrażeniami twarzy. George i Harry najwyraźniej najmniej oberwali, bo ich rany składały się głownie z siniaków i podbitych oczu. A Harry dodatkowo miał rozciętą wargę, którą opatrywała Ginny. Zdecydowanie najgorzej z nich wyglądał Fred, miał rozcięty łuk brwiowy, potargane rude włosy, a jego ręka była opatrzona bandażem, dokładnie tak jak postępuje się w przypadku złamania ręki.
- O cześć Rachel, jak miło Cię widzieć.- powiedział łagodnie Fred, kompletnie nie przejmując się swoim stanem.
- Czy wam kompletnie odbiło?!- krzyknęłam przerażona tym widokiem.- Jak możecie zniżać się do poziomu Malfoy'a?- rzuciłam pośpiesznie.
- Zasłużył sobie na to, tym razem przesadził.- odparł Fred.
- Bracie, nie musiałeś od razu wszczynać bójki i dawać mu po mordzie.- wtrącił George z wyrzutem.
- Nie musiałeś mi pomagać, sam dałbym sobie radę.- rzucił Fred krzyżując ręce na piersi
- I zostawić Cię na pastwę tylu Ślizgonów? Zginąłbyś szybciej niż Ci się wydaje. Do tych umięśnionych to ty nie należysz, bracie.- odparł drwiąco bliźniak.
Najwyraźniej George miał żal do niego za jego zachowanie.
- Ty lepiej popatrz na siebie- odparł poddenerwowany Fred i spiorunował brata wzrokiem.
- Ej, ej, ej. Nie chcemy tu więcej mordobicia.- rzuciła zażenowana ruda tak nieodpowiedzialnym zachowaniem swoich braci, przestając zajmować się wybrańcem.
- To niech on przestanie mnie wkurzać.- powiedział Fred.
- Och zamknijcie się, oboje jesteście sobie winni!- krzyknęłam uspokajając ich.
Wtedy zauważyłam, że z rany na brwi Freda, zaczęła ponownie wydobywać się krew. Od razu podniosłam wacik leżący na szafce nocnej, podeszłam do rudzielca i zaczęłam zmywać mu ciemnoczerwoną substancję z twarzy.
- Gdzie jest pani Pomfrey? To ona teraz powinna się tym zajmować. Nie my.- spojrzałam na rudą. Na co ona tylko wzruszyła ramionami.
- Pielęgniarka, musiała na chwilę wyjść, Ron poszedł jej poszukać.- odpowiedział pokornie Harry, odzyskawszy głos.
Bardzo cieszył mnie fakt, iż chociaż Harry potrafił zrozumieć swój błąd. Czego nie można było powiedzieć o bliźniakach.
- Ja tam nie narzekam, o wiele bardziej pasuje mi taki układ, Rachel jest o wiele delikatniejsza. .- usłyszałam wyraźnie zadowolony głos Freda.- Au Rey! To bolało!.- krzyknął po chwili i odsunął głowę.
- Przepraszam Freddie.- odparłam rozbawiona tą sytuacją, po czym przyciągnęłam jego twarz do przodu, nie przestając opatrywać jego twarzy.
Nastało milczenie, nikt się do siebie nie odzywał. Próbowałam na wszelkie sposoby zatamować mu to krwawienie, ale ono nie ustawało.-Co za uparta rana, zupełnie jak jej właściciel- przemknęło mi przez myśl.
- Zabrakło wacików.- powiedziałam, kiedy moja ręka skierowała się w stronę szafki i nie napotkała na swojej drodze materiału.- Moment, tam jakieś leżą.- opuściłam swoją dłoń odwracając wzrok w stronę łóżka na którym leżał nieprzytomny Krukon z trzeciego roku.
Ruszyłam w tamtą stronę, i poczułam że ktoś chwyta moją rękę i przyciąga do siebie. Odwróciłam się od razu.
- Rachel, co to jest?- zapytał Fred wpatrując się w moją dłoń. Na co wszyscy jak na komendę, zaczęli przypatrywać się mojej dłoni, oczywiście poza wybrańcem który domyślił się co tam może się znajdować.
- Nie to nic.- odparłam pośpiesznie i próbowałam wyrwać rudzielcowi swoją dłoń.
- Kto Cię tak urządził?- zapytał troskliwie.
- Jak to kto? Umbridge przecież.- to samo zrobiła Harry'emu na początku roku.- powiadomiła go Ginny.
- To był tylko szlaban. Na który sama sobie zasłużyłam, nie ma co tego rozdrapywać.- rzuciłam pośpiesznie i udało mi się w końcu wyrwać rękę z mocnego uścisku zdenerwowanego rudzielca.
- Szlaban? Rachel, to podchodzi pod tortury, ta jędza tego pożałuje.- odparł mściwie Fred.
- Fred... masz ją zostawić w spokoju, rozumiesz. Chyba, że ty także chcesz pisać na pergaminie własną krwią...a to do przyjemności nie należy- ostrzegłam go.
Przez chwilę wpatrywał się współczująco w moją twarz. Po czym, zrezygnowany pokiwał głową.
Zaraz potem w drzwiach pojawiła się pani Pomfrey, a za nią stał zmęczony Ron. Biedak musiał nieźle nabiegać się po całej szkole, poszukując pielęgniarki.
- Dziękuję wam bardzo dziewczynki, za opiekę nad chłopcami, ale teraz ja się nimi zajmę.- odparła łagodnie i jednym ruchem wskazała nam wyjście.
- Oczywiście.- powiedziała ruda i pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia.
Szłyśmy korytarzem w milczeniu, dlatego od razu wyczułam, że coś trapi Weasleyówną. Zazwyczaj buzia jej się nie zamyka. A teraz była pogrążona w myślach.
- Ginn? Wszystko gra?- zapytałam zamyśloną dziewczynę.
- Co? A tak, to znaczy nie do końca. Zastanawia mnie fakt, jak teraz drużyna będzie funkcjonowała bez chłopaków.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Ale to powinno być zmartwienie kapitana. Na pewno będziecie musieli zrobić kwalifikacje na nowego szukającego. I to w miarę szybko bo do następnego meczu, musicie mieć pełen skład.- powiedziałam.- Przecież, Krukoni nie przyjmą walkoweru ze strony Gryfonów, wszyscy nastawili się już na to, że po raz kolejny skopiemy wam zadek.- zażartowałam, chcąc rozluźnić sytuację.
- Tak wiem, czeka nas masa pracy.- zgodziła się ze mną ruda.- A co do skopania tyłka, to zobaczymy jeszcze... dobierzemy tak dobrych graczy, że tym razem to my będziemy wiwatować.- roześmiała się ruda. Obie uwielbiałyśmy grę w quidditcha, ale nie na tyle aby kłócić się za każdym razem gdy nasza drużyna przegra.
W wyśmienitych humorach ruszyłyśmy w stronę wielkiej sali. Tam oczywiście, uderzyło nas pełno pytań zrozpaczonych Gryfonów, dotyczących tego co stało się po meczu. Ja w tym nie brałam udziału dlatego odsunęłam się w cień, a Ginny dzielnie odpowiadała na wszystkie pytania. Najwyraźniej była ona jedynym graczem, który od razu nie udał się do pokoju wspólnego...



Ruszyłam w stronę lochów na lekcję eliksirów ze Ślizgonami. Nie byłam zbytnio zadowolona z tego faktu. Sam przedmiot wydawał się być czymś przyjemnym i w miarę łatwym, jednak nauczyciel postarał się, żeby jego lekcje kojarzyły się nam ze szlabanami i niesprawiedliwością. Na każdych zajęciach uczniów z poza domu węża traktowano jak psy. Nie raz próbowałam zrozumieć Snape'a i jego nienawiści do innych domów, ale za każdym razem nie wychodziło mi to za dobrze. Psychika nietoperza to labirynt z którego za nic nie udaje przejść i nawet to stwierdzenie, że trzeba trzymać się lewej strony, aby wyjść nie sprawdzało się z tym przypadku. Weszłam do klasy, nie zwracając uwagi na Malfoy'a, który nie szczędził sobie kąśliwych uwag na mój temat. Usiadłam w ławce, którą dzieliłam wraz z Cho, a ona w tym momencie wydawała się być nieco przygaszona.
- Hej Cho, wszędzie Cię szukałam, dlaczego tak szybko wyszłaś z dormitorium?- zapytałam.
- Po raz kolejny zostałam wezwana o Umbigde na przesłuchanie. Nie wiem o co jej chodzi, ale zaczynam poważnie wymiękać, na okrągło bombarduje mnie pytaniami na temat Harry'ego tak jak miałaby ona podejrzenia dotyczące gwardii Dumbledore'a. Grozi mi nawet zwolnieniem mojej matki z ministerstwa.- odparła zrozpaczona.
- Współczuję Ci Cho, ale musisz to przetrzymać bo jak inaczej nauczymy się bronić przed Czarnym panem? Musisz... to zrobić dla nas i swojego chłopaka.- przypomniałam jej.
Po chwili w klasie pojawił się Snape, od razu wszelkie głosy ucichły, a w lochach zrobiło się mroczniej.
- Dzisiaj popracujemy w parach i będziemy próbowali stworzyć eliksir zapomnienia. Jako że jest to eliksir dwuczłonowy którego przygotowanie wymaga więcej czasu to przez kolejne lekcje będziemy zajmowali się tylko i wyłącznie nim. Kto mi powie jakie są podstawowe składniki potrzebne do wytworzenia owego eliksiru?- zapytał rozglądając się po sali.
Moja ręka od razu wystrzeliła w górę. Jednak nauczyciel zignorował moje zgłoszenie.
- Nikt? A to szkoda. W takim razie sam będę musiał sobie kogoś wybrać. Może panna Chang zechce odpowiedzieć na to pytanie.- zwrócił się w jej stronę.
- Więc, do wytworzenia tego eliksiru potrzebna jest woda z rzeki Lette, waleriana, składnik standardowy oraz kilka jagód z jemioły.- odpowiedziała nieśmiało.
- W jakich ilościach?
- Tego nie wiem, proszę pana.- przyznała po krótkim namyśle.
- To jest podstawowa wiedza, uczono was jej na pierwszym roku, inteligentna Krukonka nie miałaby z tym problemu.- odparł zniesmaczony nauczyciel.- Siadaj!
Usłyszałam za sobą drwiące chichoty Ślizgonów, mogłabym się założyć o milion galeonów, że wśród nich, najgłośniej śmiał się Malfoy.
- Na stronie 128 w waszych podręcznikach znajduje się szczegółowy przepis, macie dwadzieścia minut na przygotowanie jego pierwszej części. Czas, start.
Od razu wszyscy uczniowie zabrali się do pracy. No prawie wszyscy, Draco rozsiadł się na krześle, wiedząc że jego kumpel Nott odwali za niego całą robotę, gdy ten tylko kiwnie małym palcem. Jestem ciekawa, jak on potem będzie chciał zdać egzaminy, pewnie przekupi nauczycieli- pomyślałam zażenowana. Ale to nie miało znaczenia, otworzyłam książkę i zaczęłam dokładnie studiować przepis.
"1.Dodać 2 krople wody z rzeki Lete do kociołka.
2.Podgrzewać przez 20 sekund.
3.Dodać 2 gałązki waleriany.
4.Pomieszać 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
5.Machnąć różdżką."

To był dosyć banalny przepis dlatego od razu z Cho wzięłyśmy się do roboty. Wrzuciłyśmy do kociołka dwie porcje składniku standardowego, dodałyśmy krople wody. Odliczałyśmy sekundy potrzebne do podgrzania mikstury. Jednak nie potrafiłam się skupić na zadaniu i ciągle rozpraszały mnie rozmowy dochodzące z końca klasy. Zwróciłam wzrok na profesora, jednak ten był pochłonięty lekturą i najwyraźniej nie zwracając uwagi na dyskusje Ślizgonów spacerował po klasie.
- Rachel, wyłącz ten ogień. Już minęło 20 sekund.- szepnęła Cho.
- Och, przepraszam, te chichoty mnie rozpraszają. - wyjaśniłam i pośpiesznie wyłączyłam urządzenie. Zaraz potem, sięgnęłam po gałązki waleriany i już chciałam je wrzucić do kociołka, ale Cho złapała moją rękę i popatrzyła się na mnie jak na wariatkę.
- O co chodzi?- zapytałam zdziwiona.
- Rachel... na miłość boską to jest tojad, co ty wyprawiasz?- odparła z wyrzutem Chinka.
- Też chciałbym wiedzieć.- usłyszałam groźny głos Snape'a, który jakby znikąd pojawił się za mną.
Otworzyłam pięść zaciśniętą na roślinie i wlepiłam w nią wzrok. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież przez chwilą na stole leżała waleriana. Nie popełniłabym tak karygodnego błędu, te rośliny znacznie się od siebie różnią. Coś mi tutaj nie pasowało.
- Panno Trust, jest pani świadoma jakie konsekwencje niesie ze sobą połączenie wody z rzeki Lete i tojadu?- zapytał ostro.- Powiem, tylko tyle że żaden uczeń z tej klasy nie mógłby swobodnie oddychać przez pewien okres czasu.- dodał, widząc moje zdezorientowanie.
- Ja... naprawdę, nie wiem jak mogło to się wydarzyć, byłam pewna że to jest waleriana.- zaczęłam się tłumaczyć, ale jedynie co wskórałam to bardziej rozwścieczyłam Snape'a.
- Szlaban panno Trust! Przez następny tydzień będziesz przychodziła do mnie na 19, a za karę na następną lekcję napisze pani referat. Co najmniej dziesięć rolek pergaminu na temat różnic pomiędzy właściwościami tojadu, a waleriany.
- Tak jest panie profesorze.- odpowiedziałam pokornie, wściekła sama na siebie.
- Dodatkowo Ravenclaw traci dziesięć punktów.- stwierdził Snape i odszedł w stronę tablicy.
Usłyszałam za sobą drwiące śmiechy Malfoy'a, już wtedy wiedziałam że to była jego sprawka, musiał podmienić rośliny, albo po prostu zmienić walerianę w tojad. Gdy już usiadłam, odwróciłam głowę i posłałam Ślizgonom spojrzenie godne samego Voldemorta. Jednak to jeszcze bardziej ich rozbawiło. Wtedy zaprzysięgłam sobie zemstę.

Następne lekcje były już spokojniejsze, nadrobiłam moją stratę punktową, na każdej lekcji odpowiadałam na zadane mi pytanie najlepiej jak tylko potrafiłam pogrążając przy tym dom węża.
Gdy zajęcia się skończyły ruszyłam w stronę wielkiej sali, aby wyjaśnić wszystko raz na zawsze z Malfoyem. Szłam korytarzem i zauważając blond włosy zmierzające w moją stronę, ruszyłam przed siebie.
- Malfoy, ty tleniony kundlu. Co to miało znaczyć?!- krzyknęłam gdy podeszłam do niego i przystawiłam mu różdżkę do gardła.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz, szlamo! Zostaw mnie!- krzyknął i odepchnął mnie do tyłu.
- Jak to nie, jeszcze mi powiedz, że ten tojad nie był twoją sprawką.- odkrzyknęłam.- takie głupoty możesz sobie sobie opowiadać swoim nierozgarniętym kolegom, nie mnie!
- To już nie moja wina, że nie potrafisz rozróżnić tojadu od walerianu.- wysyczał kpiąco w moją stronę wyraźnie zadowolony z tego, że może mi dowalić.
- Nie, to ty nie potrafisz tego rozróżnić!- krzyknęłam, widząc jego arogancję.- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby te składniki połączyły się mogłyby to wywołać niepożądane skutki? Oczywiście nie! Ponieważ twoja głupota przyćmiewa zdrowy rozsądek. Naucz się w końcu myśleć Malfoy, bo skończysz tak samo jak twój ojciec. Jako popychadło Voldemorta, które posłusznie wypełnia wszystkie rozkazy Czarnego pana, jak jakaś małpa która skacze obok swojego właściciela po to aby dostać kawałek banana.- rzuciłam wściekle.
Musiałam wypowiedzieć o jedno zdanie za dużo, ponieważ twarz Malfoy'a poczerwieniała tak, że zaczął on przypominać ognistą salamandrę . Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, a w ich można było dostrzec nieopisaną furię. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wściekłego Dracona, przeraziłam się jego reakcją. Podszedł do mnie zaciskając pięści, na co ja gwałtownie zrobiłam kilka kroków w tył. Jednak to go nie zraziło, przybliżał się do mnie niebezpiecznie z większą szybkością, ale ja na każdy jego krok, zrobiłam dwa kroki do tyłu. Po chwili na swojej drodze napotkałam ścianę, byłam uziemiona. Zanim zdążyłam uciec Ślizgon przybił mnie do niej, chwytając za moje nadgarstki, tak że nasze twarze prawie stykały się nosami, a jego stalowe spojrzenie przeszywało mnie od góry do dołu. Czułam jego mroźny oddech na karku, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Teraz byłam zdana na łaskę, bądź niełaskę Dracona.
- Posłuchaj mnie suko bardzo uważnie, jeszcze raz wyrazisz się w taki sposób o moim ojcu, postaram się o to, aby Twoja śmierć była powolna i bolesna, a to sprawi mi więcej radości niż możesz sobie wyobrazić. Zrozumiałaś?- szepnął mi do ucha gniewnie.
Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego konkretnego dźwięku. Tak bardzo się bałam. Wyglądał on w tym momencie jak psychol, który znalazł w końcu swoją wymarzoną ofiarę.
- Zrozumiałaś!- krzyknął, zaciskając swoją dłoń na moich nadgarstkach mocniej. Sprawiając mi okropny ból.
- Ta.. tak.- zdążyłam wyjęczeć czując ten przeszywający ból.
- Mam nadzieję.- powiedział spokojniej.
- Co to ma znaczyć?- usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos Davida.- Draco na Salazara! Co Ci odwaliło? Zostaw ją, bo możesz mieć poważne kłopoty.
Spojrzałam na przyjaciela, tak bardzo cieszyłam się że go widzę. Malfoy także wpatrywał się w niego przez chwilę. Po czym uśmiechnął się drwiąco, jakby groźba o kłopotach nie zrobiła na nim żadnego konkretnego wrażenia. Wyprostował się i popatrzył na niego z wyższością.
- A bierz sobie tą szlamę, jest bezużyteczna.- wysyczał i pchnął mnie w jego stronę z całej siły.
Na szczęście David był w pogotowiu i złapał mnie ratując przed upadkiem. Wtuliłam się od razu w jego ramię. A on tylko mnie objął, próbując w jakiś sposób uspokoić moje roztrzęsione ciało.


- Jakie to żałosne.- odparł zażenowany Malfoy, widząc to, że inny Ślizgon czystej krwi, śmiałby dotykać szlamy, w innym celu niż uduszenie jej.
- Ostrzegam Cię stary, jeszcze raz zobaczę jak znęcasz się nad Rachel to gorzko tego pożałujesz.- oburzył się David widząc moje łzy które były spowodowane strachem przed Malfoy'em.
- Mam się bać miłośnika szlam? Nie wydaje mi się.- odparł kpiąco Draco.- A teraz zejdź mi z drogi!- krzyknął i minął nas, gorączkowo nad czymś myśląc. Przez chwilę Ślizgon wpatrywał się w swojego kumpla, który szybkim krokiem odchodził w stronę wyjścia.
- David jak się cieszę, że tu jesteś.- powiedziałam słabo do przyjaciela.
- Co mu zrobiłaś? Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.- odpowiedział oszołomiony.
- Chciałabym wrócić do dormitorium.- powiedziałam błagalnie unikając odpowiedzi na to pytanie.
- To chodź, odprowadzę Cię.- złapał mnie pod ramię i oboje ruszyliśmy przed siebie. David był nieocenionym wsparciem. Sam fakt, że coraz bardziej naraża się na gniew Malfoy'a dla mnie jest godny podziwu. Wtedy wiedziałam, że mogłabym zrobić dla niego naprawdę wszystko, z resztą tak samo jak on dla mnie.

Zbliżaliśmy się do celu gdy nagle jak z pod ziemi wyrósł Ron. Od razu zauważył, że coś musi być ze mną nie tak.
- Co jej zrobiłeś!?.- usłyszałam jego wściekły głos.
Najwyraźniej rudzielec uważał, że to co się ze mną stało to była jego sprawka. No naprawdę, myślałam że w końcu przyjaciele uświadomią sobie, że David to nie jest typowy Ślizgon.
- Ja nic nie zrobiłem, ruda łasico.- odpowiedział mu spokojnie atakowany chłopak.
- Taa... akurat Ci uwierzę. Puszczaj ją! - rozkazał.
- Ron, to nie była jego wina, on mi tylko pomógł.- odparłam poddenerwowana, wyrywając się z objęć David'a i stając na nogach co swoją drogą było trudniejsze niż mi się wydawało.
- Pomógł? Ale jak to?- zapytał zdezorientowany Ron, robiąc charakterystyczny dla siebie głupawy wyraz twarzy.
- Tak to, gdyby nie on, leżałabym teraz nieprzytomna w korytarzu na czwartym piętrze.- odparłam z wyrzutem i skrzyżowałam ręce na piersi.
Ron stał naprzeciwko nas jak wryty. Czekałam na coś w stylu przeprosin skierowanych w stronę David'a, ale niestety... najwyraźniej jego Gryfońska duma nie pozwalała mu przyjąć do siebie wiadomości, że uczeń należący do domu węża, mógł kogokolwiek uratować. Tym bardziej, że ten ktoś to najzwyklejsza w świecie szlama.
- Ronaldzie, powinieneś się wstydzić.- przerwałam ciszę.- Następnym razem może najpierw pomyśl, zanim cokolwiek powiesz... Chodź David. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.- zadecydowałam, po czym złapałam Ślizgona za rękę i pociągnęłam za sobą...

Draco

- Mam się bać miłośnika szlam? Nie wydaje mi się. A teraz zejdź mi z drogi.- rozkazałem.
Nie czekając na odpowiedz ruszyłem pospiesznie przed siebie. Trudno mi było uwierzyć w to jak ta szlama, mogła wyrażać się w taki sposób o moim ojcu. Owszem może i wypełnia on rozkazy Voldemorta, ale robi to pod groźbą śmierci. Jestem święcie przekonany, że ta cnotka postąpiłaby w taki sam sposób. A nie! Ona zginęłaby na samym początku, przecież ktoś tak żałosny nie mógłby pracować dla Czarnego pana. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz będzie bardziej uważała na to co mówi. Bo przysięgam, że następnym razem skończy o wiele gorzej i nawet ten idiota Stone nie zdąży jej uratować... apropo "dumnych" potomków Stone'ów. Gdzie do cholery znajduję się ta jego siostrzyczka... Od czasu tego balu, nigdzie nie potrafiłem jej dostrzec. W duchu miałem nadzieję, że leży już gdzieś zimna w rowie. Jednak nie mogłem oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że gdyby ona już nie żyła zostałbym o tym powiadomiony. Aby nadal móc swobodnie kontynuować swoje zadanie bez pomocy kogoś trzeciego. Nasz plan... a tfu, jej plan nie wypalił, zamiast tego Puchona Grega, zginął jego kumpel. Powtarzałem tej kretynce, że podczas zaklęcia Imperiusa nie myśli się racjonalnie... w ogóle się nie myśli!! Jednak ona musiała zrobić po swojemu...
Byłem tak pogrążony w myślach, że nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się przed pokojem wspólnym Slytherinu. Podałem hasło i rzuciłem się na fotel.
...Oczywiście teraz, nauczyciele będą bacznie ich obserwowali, a gdy wyczują zagrożenie puchon będzie miał całodobową ochronę. Co mi znacznie utrudni zadanie, ale dość użalania się nad sobą. Jestem Malfoy'em do cholery jasnej coś na pewno wymyślę, a gdy Stella będzie chciała przypadkowo namieszać mi w planach, wyślę ją z kwitkiem do Voldemorta na pewną śmierć...
- Cześć Draco.- odparł Zabini wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nie powinieneś być teraz na szlabanie u McGonagall?- zapytałem zwracając wzrok na kumpla, który rozsiadł się w fotelu obok.
- Powiedzmy, że nasza "ukochana" profesorka ma teraz większy problem na głowie.- odpowiedział wyraźnie zadowolony z siebie Blaise po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Lubiłem Zabiniego, a szczególnie jego umiejętność wychodzenia z najgorszych tarapatów. W sprawach dotyczących zniesienia szlabanu, albo sprawianiu, że Slytherin zamiast tracić punktów, zyskuje je był skuteczniejszy niż Snape. Ale zaraz!... przecież on może mi się przydać- nagle mnie oświeciło.
- Ej Zabini, mam dla iebie pewną propozycję. Tylko czy nie będziesz bał się na nią przystać.- podpuszczałem kumpla.
- Czy ty próbujesz mnie obrazić?- zapytał z wyrzutem czarnoskóry, krzyżując ręce na piersi.- Mów co to za propozycja...

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Idealnie pokazane wszystkie sytuacje - mecz quidditcha, lekcja u Snape'a (sama nie opisałabym tego lepiej!). Odpowiednia ilość wszystkich postaci, które lubię - Fred, Draco...
    No właśnie, Draco.... Zaczęłam zauważać u siebie poważne objawy obsesji na punkcie Malfoya, ponieważ dostrzegłam, że rozczulam się nad nim nawet wtedy, gdy w opowiadaniu jest przedstawiony jako tępiciel szlam. Po prostu nie mogłam oprzeć się, żeby wyobrazić sobie jak cudownie wyglądał, gdy groził Rachel... Wiem, że to brzmi debilnie i w sumie czuję się debilnie, gdy to piszę, no ale taka prawda xd To chyba niepokojący objaw, gdy zaczynam zastanawiać się co byłoby, gdyby Rachel była z Draco...
    No, ale wciąż jestem wierna Frachel ;)
    Przepraszam za ten chory komentarz. Chyba muszę iść na odwyk od Draco Malfoya.
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
    PS. Zapraszam to mnie, jest już nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z Draconem, jest chyba zaraźliwe.. ^^
      Opisując sytuację unieruchomienia Rachel przez Draco, szczególnie w tym momencie gdy ich nosy zaczęły się stykać, w mojej wyobraźni pojawiały się chore wizje pocałunku Rachel i Malfoy'a... na szczęście oparłam się tej wizji i nie zamieściłam w opowiadaniu kolejnego niepożądanego wątku. To by była tragedia xd
      Wcale nie uważam, że to jest chory komentarz, bardzo mnie rozbawiła jego treść, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu ;3

      Dobra, lecę teraz czytać Twój rozdział... *_*

      Usuń
  2. Co Ty chcesz od tego rozdziału? Bardzo mi się podobał! I nadal utrzymuję, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej. Kurczę, nie potrafię dzisiaj nic sensownego napisać i chyba zostawię Cię dzisiaj z takim słabym komentarzem i idę płakać na "Dawno, dawno temu", bo nasz wczorajszy spacer przypomniał mi o tym serialu.
    Pozdrawiam i życzę weny, A!
    PS: Luna jak zwykle cudna, cudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jednak potrafię się doszukać kilku błędów, które utrudniają czytanie..
      Mimo to dziękuję za Twoją opinię :3

      Usuń
  3. Rozdzialt booski *-* nominowałam Cię do LA szczegóły u mnie na blogu :)
    http://just-one-moment-to-go-mad-with-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejooo *.*
    Rozdział jest świetny! A Freda to bym normalnie schrupała...ale poczekam do końca opowiadania, przecież w połowie historii Freddie nie może zniknąć C: Uwielbiam Draco w twoim wydaniu! Inni próbują go idealizować, pozbawiając go tym samym jego uroczego charakterku :3
    Cuudownie opisałaś rozpacz Grega, aż mnie ciarki przeszły. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak opisujesz snape'a to widzę jego minę...xD A wspominałam już że jestem fanką nietoperza? Ta samo Voldka, Draco, Belli, Narcyzy, Lucjusza...i wszystkich po ciemnej stronie xD Dobra bo zaczynam gadać od rzeczy. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Malutka
    Roztrzepana
    Ekscentryczna
    Lestrange
    PS Czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy mi powtarza, że Fred jest u mnie przesłodzony ;3 Nie miałam w zamiarze, zrobić z Freda potulnego chłopaczka, ale tak wyszło nooo... Nie moja wina, że mam do rudzielca słabość ^^
      A mnie się właśnie wydaje, że zrobiłam z Dracona kogoś okropniejszego niż ten u pani Rowling... ale może, to są tylko moje złudzenia ;)

      Bardzo Ci dziękuję, za ten przepiękny, motywujący komentarz.
      Pozdrawiam cieplutko, a Tobie także życzę weny ^^ (kiedy Twój następny rozdział? ;D)

      Usuń
  5. Rozdział jest naprawdę dobry :) Szczerze powiedziawszy, nie mogę się doczekać następnego :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawi się na pewno pod koniec tygodnia ^^
      Pozdrawiam ;3

      Usuń
  6. Ojeju! Kolejny długaśny rozdział, który musiałam czytać na dwa razy. Przyznam się szczerze, że długość Twoich rozdziałów nieco mnie męczy, ale cóż, coś za coś, bo rozdział bardzo fajny.
    Jest parę małych fragmentów, które lekko wieją nudą, ale od razu to nadrabiałaś. A resztą... czemu ja tak mówię??? przecież sama nie dorastam Ci z pisaniem do pięt.
    Gdy się to czyta to wydaje się, że to bardzo łatwe, ale jeśli zaczyna się pisać to już tak kolorowo nie jest ^^

    Ja też chyba przyjmuję za dużą dawkę Dramione, bo jak Draco złapał Rachel za nadgarstki i przygwoździł do ściany, ich nosy prawie się stykały... ale to by była cudna scena..... mmmm.... rozmarzyłam się xd
    Rozdział naprawdę śliczny, piszesz świetnie! Na pewno się musiałaś nad nim nieźle natrudzić zważajac na dokuczające wszystkim obowiązki szkolne.
    Życzę mnóstwa weny, czasu na pisanie i pozdrawiam cieplutko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za Twoją opinię. Postaram się pisać krótsze rozdziały. Rzeczywiście, pisanie poszczególnych części mojej historii jest męczące ;) ale dla takich komentarzy jak Twoje warto to robić ;)
      Tak, chyba wszystkich zaczęła nękać na Drconomania ^^

      btw: Czytałam również parę rozdziałów Twojej opowieści i wcale nie uważam, że nie dorastasz mi do pięt. Wręcz przeciwnie... wspaniale piszesz ;3

      Pozdrawiam :*

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody