Music

piątek, 4 września 2015

Rozdział 7 "Chłopiec, który kłamał?"



Następnego dnia wszyscy chodzili jak w zegarku i próbowali się jeszcze bardziej nie narazić pani Weasley. Pomimo tego, że była ona kobietą o łagodnej twarzy potrafiła nieźle nas nastraszyć, nawet jej mąż wczoraj nie mógł zapanować nad jej głosem, który roznosił się po całym domu przy Grimmuald  Place 12. Oberwało nam się wczoraj wszystkim, nie istotne czy ktoś był jej synem albo córką, Wybrańcem lub przyjaciółką. Każdy dostał od niej reprymendę. Nie dziwiłam się jej. Wszyscy na okres świąt byli pod jej opieką i to ona odpowiadałaby, gdyby coś złego nam się stało. Kiedy skończyła nas ochrzaniać, wysłała wszystkich do pokoju bez kolacji.
Gdy wstałam, nie chciałam zbytnio ruszać się z pokoju tak samo jak Hermiona i Ginny, każdej z nas było głupio przez tą wczorajszą sytuację, ale w końcu głód i tak nas dopadł. Więc po namyśle wyszłyśmy z pokoju i schodziłyśmy po schodach do kuchni mając nadzieję, że pani Weasley tam nie ma. Jednak myliłyśmy się.
- No dziewczyny, w końcu postanowiłyście opuścić pokój. Zapraszam na śniadanie.- odparła
Nie miałyśmy wyjścia, musiałyśmy znieść tą zawiedzioną minę rudej kobiety i posłusznie usiąść do stołu. nastąpiła niezręczna cisza.
- Proszę pani.. -zaczęłam niepewnie, myśląc czy dobrze robię, że się odzywam.- a byli tu już może Ron i Harry?
- Tak, właśnie poszli sprzątać strych, dołączycie do nich gdy tylko zjecie.- zwróciła się do nas kobieta.
No cóż powiedzieć zasłużyłyśmy, dlatego każda z nas kiwnęła głową w geście zgody.
- A właśnie, Rachel mogłabyś obudzić bliźniaków leżących na sofie?- zwróciła się do mnie.
- No tak. Jasne, że mogę- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Podeszłam do bliźniaków śpiących na kanapie. Po czym chwyciłam lekko Freda na ramię i delikatnie nim potrząsnęłam.
- Fred, wstawaj.- powiedziałam.- Czas na śniadanie.
Usłyszałam tylko ledwo słyszalny dźwięk który brzmiał jak coś w stylu "Uhm".
Potem podeszłam do George'a, myślałam że jego będzie łatwiej dobudzić, ale myliłam się, ten nawet nie drgnął.
- Idioci.- mruknęłam pod nosem.
Zabrałam spod ich głów poduszki na których leżeli. Od razu się ocknęli.
- Ray, czego chcesz.- odparł w półśnie George przecierając oczy, po czym odwrócił się w drugą stronę, zapewne nie oczekując na odpowiedź.
- Wstawajcie lepiej, wasza matka nie jest w najlepszym humorze. Musicie się jej wytłumaczyć z tego co wczoraj zaszło.
- A nie możemy później?- zapytał Fred ponownie zasypiając.- Głowa mnie boli.
- Mały kacyk? Ach jak mi przykro, a teraz marsz do kuchni.- zdenerwowałam się.
Zignorowali mnie.
"Ja wam dam kacyk"- pomyślałam, po czym pobiegłam do kuchni, zdjęłam dwie żeliwne patelnie z haków. Minęłam Ginny, Hermionę i panią Weasley oraz ich zdziwione spojrzenia. Zdążyłam tylko mruknąć do nich krótkie "nie pytajcie" i wróciłam do salonu. Tam zastałam ponownie zasypiających bliźniaków i zaczęłam trzaskać patelniami o siebie robiąc tym samym okropny hałas.
- Wstawać lenie śmierdzące!
 A gdy zobaczyłam, że bliźniacy zaczęli zakrywać dłońmi uszy, podeszłam do nich bliżej. Wtedy dopiero wyrwali się z kanapy.
- Rachel, cholera co ty wyprawiasz!- krzyknął Fred.
- Jak to co, budzę was!- odkrzyknęłam przestając uderzać patelniami o siebie.
- Ale w taki brutalny sposób?- zapytał z wyrzutem George, łapiąc się za czoło.
- Chyba mi niedobrze.- mrukął Fred.
- I dobrze, macie za swoje. Teraz marsz na śniadanie.- rozkazałam.
- Ray daj spokój.- odparł bliźniak, próbujący załagodzić odruch wymiotny.
- A mam znowu zacząć hałasować?- zapytałam.
- No dobra idziemy!- krzyknął George, krzyżując ręce na piersi.
Po tych słowach opuściłam zdenerwowanych bliźniaków i ruszyłam w stronę kuchni. Usiadłam na krześle i usłyszałam, że Ginny i Hermiona chichoczą. Spojrzałam na panią Weasley i mogłabym przysiąc, że kąciki jej ust lekko się podniosły. Usatysfakcjonowana, zaczęłam konsumować płatki.

Po śniadaniu zgodnie z obietnicą, wszystkie trzy ruszyłyśmy na strych pomóc Wybrańcowi i jego rudemu koledze w porządkach.
- No księżniczki w końcu raczyły się zjawić.- odparł poddenerwowany Ron.
- A co? Dzieci nie potrafią sobie poradzić.- odpowiedziała drwiąco Ginny.
- Jakbyś nie zauważyła, posprzątaliśmy już połowę strychu. Druga połowa jest wasza.
- Ron, to nie jest połowa.- odparł obojętnie Harry.
- Jak to nie, przecież widzę- zwrócił się do przyjaciela rudzielec.
- No nie, widzisz te drzwi po lewej stronie?- odparł Harry, teatralnie wskazując ręką, wielkie czarne drzwi.
- No i co z nimi?
- Tam jest druga część.- odparł rozbawiony zielonooki.
- Żartujesz.- odparł przerażony Rudzielec.
- Uwierz mi stary, chciałbym żartować.- odparł, klepiąc przyjaciela w ramię.
W tym samym czasie, usłyszeliśmy krzyki Pani Weasley, dochodzące z niższego piętra. Najwyraźniej matka rudzielców nie kryła emocji i wzięła się za wychowywanie swoich, prawie pełnoletnich synów. Wszyscy wsłuchaliśmy się w podłogę, ale krzyki były tak niewyraźne, że zdołałam usłyszeć tylko coś o wstydzie. Po chwili, na strych weszli lekko zgaszeni bliźniacy. Chyba terapia kobiety, dała zamierzone skutki.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać.- odparł Fred, po czym pociągnął swojego brata w stronę czarnych drzwi, które chwilę wcześniej wskazywał Wybraniec.- Będziemy sprzątać drugą część.
A kiedy dwie rude czupryny zniknęły za drzwiami, wszyscy razem wzięliśmy się do roboty.
Wiedziałam, że bliźniacy zasłużyli na tą karę, ale mimo to było mi ich szkoda. Czułam się winna całej tej sytuacji, z resztą nie tylko ja, Hermiona czuła się podobnie. W końcu to my ich znalazłyśmy Ale co miałyśmy z nimi zrobić? Zostawić ich w tym pubie?  Mogliby zrobić coś głupiego, albo jeszcze gorzej wpaść w sidła samego Voldemorta... zamyśliłam się.
Nawet nie zauważyłam, kiedy pierwsza część strychu zaczęła błyszczeć.
Zmęczeni zeszliśmy na dół do salonu. Pani Weasley nadal nie miała najlepszego humoru. Dlatego od razu poszliśmy do salonu, tam wszyscy usiedli. Harry podniósł Proroka codziennego i zaczął czytać pierwszą stronę. Zauważyłam, że po jakimś czasie chłopak wlepiał swoje zielone oczy w gazetę z niedowierzaniem.
- Harry, wszystko dobrze?- zapytałam
Wszystkie oczy popatrzyły się w jego stronę.
Nie odpowiedział mi, dlatego usiadłam obok i zobaczyłam przez jego ramię artykuł pod tytułem; "Chłopiec który kłamał?"
Zaciekawił mnie ten tytuł, dlatego zaczęłam przeczytać, a już po pierwszym akapicie wiedziałam dlaczego Harry tak się zdenerwował. Mimo to próbowałam go w jakiś sposób pocieszyć.
- Harry, nie przejmuj się tym to tylko podłe kłamstwa i oszczerstwa. - mruknęłąm.
Zauważyłam, że ręce zaczęły mu niebezpiecznie drgać.
- To Ministerstwo próbuje wszystko zatuszować, bardzo dobrze wiesz że Korneliusz Knot ma niebezpieczny wpływ na Proroka codziennego.- kontynuowałam.- Harry on próbuje wszystkim wmówić, że Czarny Pan nie powrócił, aby wszy...
- Rachel! Dobrze wiem, co on próbuje zrobić, ale najgorsze jest to że wszyscy mu wierzą. Uchodzę teraz za kłamcę przy wszystkich, a sam Żongler za dużo nie wskóra!- krzyknął i zerwał się na równe nogi. Podszedł do kominka, odwrócił się w jego stronę i jednym ruchem wyrzucił gazetkę w ogień.
- Ludzie są w niebezpieczeństwie, a ja niczego nie mogę zrobić.- odparł załamany Harry. 
Ginny podeszła do wybrańca po czym go przytuliła do siebie.
- Harry, dobrze wiesz że to nieprawda, bądź silny a prawda prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Voldemort przecież nie będzie się wiecznie ukrywał.- zwróciła się do niego Hermiona.
- No, wiem. Tylko... czy wtedy już nie będzie za późno?- zapytał zrozpaczony.
- Miejmy nadzieję, że nie..- zawahała się kasztanowłosa.
Reszta dnia minęła wszystkim w bardzo ponurych nastrojach.



Następnego dnia obudziłam się w dosyć dobrym humorze, ponieważ przypomniałam sobie, że już dzisiaj są święta. To taki piękny czas pełen niespodzianek. Zawsze wtedy cieszyłam się jak dziecko. Najpierw wysłałam prezent Lunie, Cho, Davidowi i Gregowi, Po czym wbiegłam do łazienki, ułożyłam włosy, zrobiłam starannie makijaż i ubrałam się bardzo elegancko. Obudziłam Ginny i Hermionę.
- Dziewczyny wstawajcie są święta!- krzyknęłam
- Oj Rachel, daj nam jeszcze pięć minut.- odparła sennym głosem Ginny.
- Żadnych pięciu minut, w tym momencie widzę was na nogach.- odpowiedziałam jej po czym chwyciłam obie za ręce i wyciągnęłam je z łóżka.
- No dobrze... już wstajemy.- odparła Hermiona przeciągając się na łóżku. To samo zrobiła ruda,
Nie mając ochoty czekać na to aż obie dziewczyny się ubiorą wybiegłam po schodach na dół, pech chciał że przeliczyłam się w ilości schodków i na przedostatnim, wywróciłam się. Akurat wtedy na samym dole stał Fred i mnie złapał.
- Gdzie tak pędzisz?- zapytał z uśmiechem.
Najwyraźniej bliźniacy odzyskali swój dawny humor, z czego byłam niezmiernie zadowolona.
- No na pewno nie w twoje ramiona.- odparłam rozbawiona.
- A jednak w nich wylądowałaś. Ja już tak działam na kobiety.- mrugnął do mnie.
- Taak, ta słynna skromność Weasleyów nie ma sobie równych.
-  A gdzie podziękowanie za ratunek?- zapytał rudzielec.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Po czym szybko biegłam w stronę kuchni, mijając salon w którym George prezentował Syriuszowi i Harry'emu nowy wynalazek bliźniaków:
"Gigantojęzyczne toffi".  Zatrzymałam się za chwilę w drzwiach, kiedy język jednego z bliźniaków osiągnął rozmiar prawie czterokrotny od oryginału i zaczął się plątać niczym diabelskie sidła. Uśmiechnęłam się na ten widok po czym ruszyłam dalej, słysząc jedynie radosny głos Syriusza mówiący:  "moja krew". 
Wbiegłam do kuchni i usiadłam na krześle.
- No kochaneczko, w końcu wstałaś, a gdzie reszta dziewczyn?- zapytała łagodnym głosem Molly Weasley, najwyraźniej zapominając o całej tej sytuacji z pijacką libacją w której uczestniczyli jej synowie.
- Zaraz zejdą, muszą się przygotować.- odparłam.
- Rachel mogłabyś po śniadaniu pomóc wieszać Fredowi i Georgowi oraz Syriuszowi świąteczne dekoracje?- zapytała kobieta.
- No pewnie, że tak.- odparłam radośnie.
Po śniadaniu, wbiegłam do salonu zobaczyłam Syriusza używającego zaklęcia "Vingardium Leviosa" w celu zawieszenia małych szklanych gwiazdeczek pod dosyć wysoki sufit. Oraz bliźniaków niosących na plecach ogromną, sztuczną choinkę. Najwyraźniej była bardzo ciężka, ponieważ rudzielce niemal zginali się pod jej ciężarem.
- Syriusz, nie mógłbyś użyć różdżki i przenieść również tej choinki w tamten kąt? Ona jest strasznie ciężka.- usłyszałam głos George'a.
- Nie ma mowy młodzi, to wasze zadanie.- uśmiechnął się do nich mężczyzna po czym wrócił do rozwieszania dekoracji. 
- Sami to zrobimy, bez łaski.- odparł Fred po czym z wielkim trudem sięgnął na stolik gdzie leżała jego różdżka.- Vingardium Leviosa.- rzucił zaklęcie, po czym choinka zawisła nad nimi i ruszyła w stronę uprzednio stworzonego stojaka. 
Teraz uznałam, że teraz mogę bezpiecznie do nich podejść. Zrobiłam to.
- Ładne drzewko.- odparłam przyglądając się jej. 
- Prawdziwe dzieło sztuki.- zażartował usatysfakcjonowany George, również się jej przyglądając.
- Gdzie są lampki i ozdoby?- zapytałam
- Czekaj zaraz będą- odparł bliźniak zwracając się do mnie- już chciał wypowiedzieć formułę zaklęcia...
- George, czekaj zrobimy to w trochę zabawniejszy sposób.- zerwałam się i odsunęłam mu różdżkę na bok.
- W jaki?- zapytał zaciekawiony.
- Jak prawdziwi mugole.- odparłam z uśmiechem.
 Fred się roześmiał, myśląc, że to żart, ale potem zorientował się, że mówiłam poważnie.
- Żartujesz?- zapytał zdziwiony.
- Nie, no proszę będzie fajnie,- zrobiłam do niego proszącą minę.
- Ja chętnie to zobaczę!- krzyknął do nas uradowany pan Weasley.
 Zawsze był ciekaw mugolskich zwyczajów.
- No dobra.- zgodził się. 
Wiedziałam, że to zadziała, 1:0 dla mnie.
Obok pojawiły się ozdoby na choinkę wyczarowane przez Freda. Podziękowałam mu płomiennym uśmiechem, a on do mnie mrugnął.
Po chwili ja i bliźniacy zaczęliśmy rozwieszać bombki i lampki na choince chichocząc i świetnie się przy tym bawiąc. Reszta przyjaciół musiała to zauważyć i uznała, że warto nam pomóc. 
Gdy skończyliśmy przyozdabiać choinkę efekt był piorunujący, a wnętrze przybrało o wiele cieplejszego nastroju. Wszyscy przyglądaliśmy się temu z zachwytem. Po chwili pobiegliśmy do swoich pokoi, aby się przygotować na kolację Bożonarodzeniową. A na Grimmauld Place zaczęli przybywać coraz to nowsi goście. Każdy z nich należał do Zakonu Feniksa. 

Gdy wszyscy byli gotowi usiedli na krzesła. Wszystkie dwanaście dań wyglądało wyśmienicie, pomyślałam, że pani Weasley musiała nieźle się napracować, aby stworzyć tyle dań na tak dużą liczbę gości, ale miała do pomocy stworka i.. magię. Po powiedzeniu kilku słów wstępu, wszyscy rzucili się na stół, jak wygłodniałe stado prosiaków. Ron miał zrobił nawet taką minę. Każdy chwalił wyjątkowy smak potraw, delektując się nimi i próbując wszystkiego po trochu. Minęło pół godziny, a wszyscy skończyli jeść i upadli na krzesło z pełnym brzuchem. Po chwili pan Weasley chwycił za kielich napełniony winem, wstał i podniósł go w górę.
- Za Harry'ego, dzięki któremu nie byłoby mnie tutaj.- wzniósł totast z uśmiechem.
Wtedy każdy również podniósł swój kielch i wszyscy zgodnie zawołali " Za Harrego!"
Syriusz który odszedł od stołu wcześniej z promiennym uśmiechem  stał w drzwiach:
- Za Harry'ego!- powtórzył, a w tym samym czasie wybraniec odwrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się. Na co ten tylko mrugnął do niego i upił łyk wina.
Po toastach i życzeniach przyszła pora na prezenty, Każdy nawzajem podawał sobie prezenty. 
- To dla ciebie.- usłyszałam czyiś głos na początku stołu.
- Dziękuję! - ktoś krzyknął niedaleko mnie
- A to dla...- zaczęła pani Weasley.- Freda i Georga.
Naprzeciwko mnie zauważyłam, że Nimfadora Tonks rozśmiesza Ginny, zamieniając swój nos najpierw z świński ryj, potem w dziób wydając jednocześnie z niego zwierzęce odgłosy. Mnie też zaczęło to bawić. Potem wzięłam się za otwieranie swoich prezentów. Od pani Weasley dostałam sweter w barwach Ravenclawu, najwyraźniej zrobiony ręcznie. Od Harry'ego dostałam wisiorek z sztucznym złotym zniczem, od Rona kosmetyki, od Hermiony książkę: " Zaklęcia niewerbalne- podręcznik dla początkujących", od bliźniaków, ich własny wynalazek "Seria tarczy", a od Ginny piękną złotożółtą sukienkę. Pomyślałam wtedy o rodzicach i o tym, że nie widzę tu nigdzie prezentu do nich. -Może został pod choinką- pomyślałam, po czym ruszyłam w stronę salonu.
Kiedy przyszłam na miejsce spojrzałam pod drzewko i zauważyłam srebrny papier, chciałam sięgnąć pod nie po prezent od rodziców, ale wtedy zaczepił mnie Fred..
- Wesołych świąt Rachel- odparł z uśmiechem.
- Wesołych świąt Freddie- przytuliłam go do siebie. Odwzajemnił mój uścisk.
- Wiesz co.. jeszcze cię nie przeprosiłem za tą akcję wtedy w Trzech miotłach..- zaczął.
- Nie musisz mnie przepraszać, rozumiem że byłeś wtedy pijany.- przerwałam mu.
- Ale wiesz.- chwycił moją rękę. Momentalnie zrobiło mi się ciepło.- Nie chcę, żebyś sobie myślała nie wiadomo co o mnie..
- Ależ Fred, ja wszystko doskonale rozumiem... - popatrzyłam się na niego wdzięcznie.
- Szczerze wątpię, ale cieszę się że nie chowasz urazy, w końcu Twoje wyznanie było wymuszone.- uśmiechnął się chytrze.
Przez chwilę stanęłam jak wryta, nie wiedząc co mu odpowiedzieć On to jednak pamiętał, chciałam zapaść się pod ziemię.
- No tak było... cieszę się, że... - nie skończyłam usłyszałam dziwny dźwięk nad nami. Podnieśliśmy razem wzrok w górę i zobaczyłam, że nie nie wiadomo skąd nad nami pojawiła się jemioła. Fred najwyraźniej też ją zobaczył, bo zaraz popatrzył się w moje oczy, a ja w jego. Onieśmielałam, na widok jego brązowych gałek. A on tylko się do mnie uśmiechnął.
- Fred... - wydukałam.- ... nie wiem o czym w tym momencie myślisz, ale nie zamierzam tego robić;
Przyglądał się mi przez chwilę.
- Nawet w policzek? No dawaj.. trzeba szanować tradycję.- powiedział z uśmiechem.
Przez chwilę pomyślałam, potem uznałam że całus w policzek to nic wielkiego, przecież dzisiaj już raz tak zrobiłam.
- No dobra.- odparłam. Przybliżyłam swoją twarz do jego twarzy, już byłam gotowa podarować mu jednego całusa w policzek, ale przeliczyłam się, ponieważ odwrócił on głowę i pocałowałam go wprost w usta. Objął mnie, chciałam mu się wyrwać, ale moje ciało pod wpływem jego namiętnego pocałunku odmówiło posłuszeństwa. Przez chwilę czułam, że zaraz brzuch mi eksploduje. Złapałam go za szyję i zaprosiłam jego język do mojej jamy ustnej. Nie wiem ile to trwało, ale po pewnym czasie oderwałam się od niego ponieważ przypomniałam sobie o moim chłopaku, a potem popchnęłam rudego z całej siły w tył.
 - Fred kretynie!- krzyknęłam.- Co ty sobie wyobrażasz! Ja mam chłopaka!
Popatrzył na mnie zdezorientowany.
- Kompletnego idiotę który na ciebie nie zasługuje.- odparł Fred.
- A ty co? Niby zasługujesz? Po tym co zrobiłeś? Raczej wątpię.- zdenerwowałam się.
- Jakoś nie było czuć, żebyś narzekała.- prawie krzyknął.
No tego już było za wiele, w tym momencie przegiął.
- Za kogo ty mnie masz? Co?! Za pierwszą lepszą.?- zapytałam z łzami w oczach.
- Nie, za najmądrzejszą i najpiękniejszą dziewczynę. Rachel, podobałaś mi się od dawna.- próbował załagodzić sytuację widząc łzy spływające po mojej twarzy.
- Nie Fred, przegrałeś sobie teraz wszystko, nie chcę Cię znać.- odparłam przez łzy.
- Rachel!- zawołał za mną kiedy ruszyłam w stronę drzwi.- Ray! Przepraszam!
Wybiegłam z salonu z prędkością światła. Nie wiedziałam dokąd biegnę, to nie było ważne. Chciałam uciec stąd, z tego miejsca, gdzieś gdzie będę sama. I utopić się w własnych łzach. Wbiegłam po schodach i do mojego pokoju. Po czym zamknęłam się w łazience. Upadłam pod drzwiami i schyliłam głowę, zaczęłam szlochać przez chwilę. W końcu stanęłam przy umywalce, osłabiona zdjęłam kolczyki i rozpuściłam włosy. 



 Wyglądałam strasznie, ale nie to było najgorsze, najgorsza była świadomość, że postąpiłam w ten sposób. Nawet nie wiedziałam dlaczego. Z jednej strony kochałam Grega, a z drugiej strony, ostatnio ciągle myślałam o Fredzie. Zawsze gdy był przy mnie czułam się wyjątkowo. Czy to możliwe, że znasz człowieka przez pięć lat i przez ten czas widzisz w nim tylko przyjaciela, aż nagle zmienia się to w coś.. szczególnego. A może to tylko moja chora fantazja?- zadałam sobie pytanie. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Bezsilna wobec moich uczuć, wyszłam z łazienki i od razu powędrowałam w stronę łóżka, nie miałam sił nawet przebrać się w piżamę. Upadłam na nie, przytuliłam się do poduszki jak do najlepszego przyjaciela, przykryłam kołdrą i przypomniałam sobie, że nie odpakowałam jeszcze prezentu od Luny, ale nie chciałam tego teraz robić. Po chwili odpłynęłam w krainę snu.

Fred


- A to dla..- przerwała- ... Freda i Georga. 
Uśmiechnąłem się do niej i odebrałem mój prezent. Wiedziałem, że prawdopodobnie będzie to kolejny sweter, ale rozpakowałem prezent i... no proszę miałem jednak rację, ale tym razem był on z motywem renifera.. 
Udałem, że podoba mi się ten podarunek aby nie robić matce przykrości.
- Freddie? Ile my już mamy takich swetrów?- zapytał się George. 
- Bracie, nie wiem. Ale patrz, dostaliśmy w tym roku renifery... jakaś nowość.- zaśmiałem się.
- racja.- odparł George, rozpakowując resztę swoich prezentów.
Zacząłem się rozglądać po stole, zauważyłem ojca który rozmawiał z Syriuszem. Black bardzo uważnie przyglądał się Rachel i szeptał coś do pozostałych członków Zakonu Feniksa.
Zastanowiłem się o co chodzi, po czym zwróciłem wzrok na Krukonkę, wyglądała bardzo... ładnie, piękny uśmiech przyozdabiał jej twarz. Oczy miała wyraziste, ładnie usytuowane i długie rzęsy. Lekko pofalowane włosy miała upięte w zmysłowy kok. A całość dopełniał delikatny makijaż. Nie wiem ile tak się jej przyglądałem, ale poczułem, że w pewnym momencie ktoś boleśnie uderza mnie w ramię. Odwróciłem się i zauważyłem roześmianego Georga.
- Czemu mnie lejesz?- zapytałem łapiąc się za bolącą część ciała.
- Stary, nie przyglądaj się tak Rachel, biedulka się przestraszy- zażartował rudzielec.
- Coo?... - udałem zdziwienie. - ...wcale się jej nie przyglądałem.
- Brata nie oszukasz.- odpowiedział pewny siebie George.
Popatrzyłem się na niego pytająco.
- Freddie, przecież widzę jak się na nią lampisz.
- Coś sugerujesz?- zapytałem podejrzliwie.
- Tak bracie. Lecisz na nią. I nawet nie próbujesz za bardzo tego ukryć, albo próbujesz tylko ci to nie wychodzi.- zaśmiał się cicho.
Na początku chciałem zaprzeczyć, ale pomyślałem, że może coś w tym jest, w końcu uwielbiałem spędzać z nią czas. Gdy była w pobliżu czułem przyjemny ścisk w żołądku, a gdy widziałem ją z tym Puchonem- również to samo uczucie mnie nawiedzało, tyle że o odwrotnym działaniu. Unikałem ją wtedy, aby oszczędzić sobie tych widoków. Byłem... zazdrosny. Podobała mi się... ale czy to zakochanie?
 Popatrzyłem się na rozbawionego Georga.
- Stary, ja.., ja muszę z nią pogadać.- wstałem w krzesła po czym poczułem, że ktoś łapie mnie za nadgarstek i przyciąga na krzesło.
- Weź się nie wygłupiaj... poczekaj aż odejdzie do stołu i będzie sama. Przynajmniej jeśli odrzuci twoje zaloty nie będzie wstydu.- zażartował George.
Uznałem, że mój brat gada do rzeczy dlatego postanowiłem zaczekać. Dwadzieścia minut zajęło wypakowanie przez nią prezentów, a po chwili wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi. Zauważyłem w tym swoją szansę. Poszedłem za nią, po drodze zastanawiając się co mam jej powiedzieć. Stanąłem obok niej.
- Wesołych świąt Rachel- odparłem z uśmiechem.
- Wesołych świąt Freddie- przytuliła mnie do siebie... było to dziwne uczucie.
- Wiesz co... jeszcze cię nie przeprosiłem za tą akcję wtedy w Trzech miotłach..- zacząłem się tłumaczyć nie wiedząc jak zacząć z nią tą szczególną rozmowę.
- Nie musisz mnie przepraszać, rozumiem że byłeś wtedy pijany.- przerwała mi z delikatnym, a zarazem przepięknym uśmiechem.
- Ale wiesz.- chwyciłem jej rękę.- Nie chcę, żebyś sobie myślała nie wiadomo co o mnie...
- Ależ Fred, ja wszystko doskonale rozumiem... - popatrzyła się na mnie, a ja na nią.
- Szczerze wątpię, ale cieszę się że nie chowasz urazy, w końcu twoje wyznanie było wymuszone.- uśmiechnąłem się chytrze. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że to było złe posunięcie. 
Nigdy nie miałem problemu z rozmową z dziewczynami, a przy niej nie potrafiłem dobrać odpowiednio słów. Przez chwile nie odzywała się, nad czymś gorączkowo myśląc.
- No tak było... cieszę się, że...- nie dokończyła, ponieważ usłyszałem dziwny szelest. 
Podnieśliśmy razem wzrok w górę i zobaczyłem, dziwną roślinę która rozrastała się nad nami, potem zorientowałem się, że była to jemioła. Od zaraz popatrzyłem się w jej oczy, piękne oczy.. a ona w moje. Wtedy uważałem, że był to jakiś znak, żeby spróbować posunąć się nieco dalej...
Uśmiechnąłem się do niej, uważając że zaraz stanie się coś o czego oczekiwałem, jednak pomyliłem się, nie tak to miało wyglądać.
- Fred... Nie wiem o czym w tym momencie myślisz, ale nie zamierzam cię pocałować.
Stanąłem jak wryty. Myślałem, że ona tego pragnie... zwątpiłem w tym momencie. 
Chciałem jakoś załagodzić tą niewygodną sytuację, przy czym się bardziej nie pogrążyć.
- Nawet w policzek? No dawaj... trzeba szanować tradycję.- powiedziałem z sztucznym uśmiechem.
Przez chwilę zastanawiała się, po czym kiwnęła głową. Zaczęła się zbliżać do mnie. Kompletnie nie wiem dlaczego, ale odwróciłem głowę, a ona pocałowała mnie wprost w usta. Od razu zatraciłem się w tym pocałunku. Ta chwila była magiczna. Objąłem ją w pasie i przysunąłem do siebie. Czułem, że chciała mi się wyrwać, ale coś jej na to nie pozwalało. Objąłem ją mocniej, poczułem że to najpiękniejsza rzecz jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła. Po chwili zaprosiła mój język do swojej jamy ustnej chwytając mnie na szyję. Po chwili gwałtownie odłączyła się ode mnie po czym popchnęła mnie mocno w tył.
  - Fred kretynie!- krzyknęła.- Co ty sobie wyobrażasz! Ja mam chłopaka!
Popatrzyłem na nią zdezorientowany, myślałem że ona o nim zapomni kiedy dowie się co tak naprawdę do niej czuję.
- Kompletnego idiotę który na ciebie nie zasługuje.- odparłem krzyżując ręce na piersi.
- A ty co? Niby zasługujesz? Po tym co zrobiłeś? Raczej wątpię.- zdenerwowała się.
 Poczułem się wtedy odrzucony, nie dopuszczałem do siebie myśli że ona woli jego.
- Jakoś nie było czuć żebyś narzekała.- prawie krzyknąłem. 
Było to dużym błędem, ponieważ po chwili zobaczyłem jak łzy popłynęły po jej policzkach..
- Za kogo ty mnie masz? Co?! Za pierwszą lepszą.?- zapytała cała zapłakana.
Musiałem jak najszybciej to wyjaśnić, ponieważ rzeczywiście moje słowa zabrzmiały w taki sposób. Skarciłem się za to. 
- Nie, za najmądrzejszą i najpiękniejszą dziewczynę. Rachel, podobałaś mi się od dawna.
- Nie Fred, przegrałeś sobie teraz wszystko, nie chcę cię znać.- odparła przez łzy.
- Rachel!- zawołałem za nią kiedy ruszyła w stronę drzwi.- Ray! Przepraszam! - krzyknąłem, a ona uciekła. Zostawiając mnie kompletnie samego w salonie. Przyglądałem się przez chwilę miejscu w którym przed momentem stała tak ważna dla mnie osoba.
Odwróciłem się gwałtownie i najwyraźniej próbując wyładować złość, kopnąłem z całej siły w fotel. Niestety nie poczułem ulgi, tylko ból spowodowany zbyt mocnym uderzeniem. Podszedłem do kominka i zapatrzyłem się w ogień, myśląc nad wszelakimi sposobami rozwiązania tej chorej sytuacji.
Nie wiedziałem, jakim cudem mam udowodnić, że chcę spróbować, ale litości... Jestem Weasley, w dodatku jednym z bliźniaków, na pewno coś wykombinuję. W końcu wiedziałem na sto procent, że ona czuje to samo do mnie co ja do niej, udowodniła to dzisiaj tym pocałunkiem. Który był na to dowodem. Nie miałem ochoty, na to aby wrócić i świętować z resztą więc udałem się do swojego pokoju.

8 komentarzy:

  1. O. Mój. Boże.
    Ten rozdział... Boże... Jaki on jest cudowny! I wzruszający! I wszystkie emocje naraz! Jeju, naprawdę, ten rozdział doprowadził mnie do fangirlingu.
    Shipuję Frachel całym sercem i mam nadzieję, że ten związek dojdzie do skutku.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franchel ;D hahahaha świetna nazwa.
      Zastrzegasz sobie prawa autorskie? ;D

      Rzeczywiście, dosyć dużo emocji w ten rozdział wplotłam, sama nie wiem kiedy. No, ale w końcu święta ;)

      Usuń
    2. Oczywiście, że nie zastrzegam sobie żadnych praw autorskich, nawet przez myśl mi to nie przeszło ;) Frachel dla wszystkich!

      Usuń
  2. Pierwsza! :*

    No właśnie wszystkich wena zaczyna opuszczać. Jednak rozdział świetny! i długi przede wszystkim!!! Super się czytało, naprawdę mega. I tak to jest być kobietą!!! Przez 10 lat jesteś sama, a jak się w Tobie zakochują to już wszyscy na raz!!! Ygh! Mam nadzieję, że Fred pokaże jej, że mu na niej zależy. Nie wiem jak, ale bardzo bym tego chciała... i w sumie to oni do siebie pasuję ^^

    Życzę mnóstwo weny i nowych, wspaniałych pomysłów. Jesteś świetna!
    Czekam na next!!! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy Twoja opinia ;)
      Rzeczywiście wena mi się ostatnio lekko waha.. a to jest pięknym przykładem tego jak szkoła potrafi stłamsić zapał do pisania.. i wszystkiego ...

      Usuń
  3. Naprawdę mi się podoba! Jest przyjemnie i lekko i lubię Rachel i jej faceta - Grega (?), z którym w ostateczności pewnie nie będzie, ale to nic. Luna wyszła Ci przesuper i mam wrażenie jakby to była Luna żywcem wyjęta z książek. Jestem ciekawa jej prezentu dla Rachel. No i fajnie, że z Cho nie zrobiłaś ostatniej jędzy, jak to w fanfickach czasami bywa. Fred i George też są świetni i trochę płakałam, kiedy się upili. W ogóle po tytule tego (VII) rozdziału byłam pewna, że Harry coś przeskrobał, a to tylko gazeta. X'D Kurczę, zawsze miałam problemy z ładnym komentowaniem blogów, ale jeszcze pewnie dzisiaj/jutro na facebooku coś tam napiszę.
    Pozdrawiam i życzę weny, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu, długo wyczekiwany komentarz ;D
      Co do Luny, to tu się zgodzę, jestem jej fanką, uwielbiam jej osobowość i umiejętność bycia innym. Dlatego starałam się jak najlepiej oddać jej charakter.
      Miałam problemy z pisaniem o pijanych bliźniakach, ale jednak mam nadzieję, że nie najgorzej wyszło. xD

      A tak btw: Nie widać, żebyś miała problem z ładnym komentowaniem blogów, jak zwykle jesteś wobec Siebie za bardzo samokrytyczna ;)

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody