Music

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 37 "Ona nie jest twoją przyjaciółką."



- Widziałaś, żeby Katie miała już ten naszyjnik, gdy wchodziłyście do trzech mioteł?- spytała McGonagall, zwracając się do Leannie.
- Naturalnie... poszła wtedy do łazienki, a gdy wróciła miała już to... mówiła, że musi to komuś dać- odparła Puchonka.
W jednym momencie po całym gabinecie Profesor, rozeszła się cisza. Ja, nadal roztrzęsiona po tych wydarzeniach próbowałam wyrównać oddech. Niepokoił mnie fakt, iż to przesłuchanie przeszkodziło mi w odwiedzeniu biednego Rona, którego zaraz po wydarzeniach z wrzeszczącej chaty przeniesiono do skrzydła szpitalnego.
- Powiedziała komu?- dopytała Minerva.
- Profesorowi Dumbledore'owi...- odpowiedziała.
Profesor McGonagall podziękowała dziewczynie i wysłała ją za drzwi, a chwilę później wlepiła swój surowy wzrok we mnie, Harry'ego Hermionę.
- Dlaczego, gdy dzieje się coś złego, zawsze wy tam jesteście?- spytała, przyciskając palce do różdżki.
- Pani profesor, zadajemy sobie już to pytanie od bardzo dawna.- westchnęłam, próbując przemóc ciszę, ale zaraz po moich słowach do pokoju wszedł Severus Snape i zaczął przyglądać się naszyjnikowi. Byłam niemal w stu procentach przekonana, że był to przeklęty przedmiot, ale wolałam się nie odzywać i w spokoju czekać na werdykt nietoperza.
- Zdaje się, że Panna Bell nie wie ile miała szczęścia.- odparł po krótkim namyśle.
- Trafił ją urok, tak?- spytał nagle Harry, a ja spojrzałam na niego porozumiewawczo.- Przecież, znamy ją nie od dziś, nie skrzywdziłaby muchy. Jeśli niosła to profesorowi Dumbledore'owi, nie robiła tego świadomie.
- Tak, to był urok.- potwierdziła opiekunka Gryffindoru.
- To był Malfoy.- wtrącił się Potter, a Snape od razu ożył.
- Harry, przestań.- odezwałam się pełnym wyrzutu głosem, uświadamiając sobie, że to wcale nie musiała być sprawka Draco.- Nie znamy prawdy.
- Sądzę, że to bardzo poważne oskarżenia, Panie Potter.- odparła sucho McGonagall.
- Rzeczywiście... masz dowody?- spytał Snape.
- Ja to wiem...- odparł beznamiętnie Gryfon, za co dostał ode mnie lekkiego kuksańca w bok.- Rachel, nie widziałaś tego co ja.- zwrócił się do mnie.
- Owszem Harry, ale ty również nie widziałeś tego co ja...- mruknęłam cicho, a przyjaciel zlustrował mnie dokładnie wzrokiem.
- Ty to... wiesz.- przerwał Snape.- Zadziwia mnie twój talent, o którym większość mogłaby tylko pomarzyć Potter... Zapewne cudownie jest być, tym sławnym Wybrańcem.- odparł kąśliwie mistrz eliksirów, a Harry zmierzył go nienawistnym wzrokiem.
- A teraz wracajcie do siebie... wszyscy.- zarządziła McGonagall, czując napiętą atmosferę.
Wraz z Hermioną, od razu usłuchałyśmy rozkazu Profesor i udałyśmy się w stronę drzwi, zostawiając za sobą Harry'ego, który postanowił, że pójdzie w inną stronę.
Nie dziwiłyśmy się temu, Gryfon nigdy nie trawił Draco a teraz zaczyna wszystko mu się zbierać i wraca ze zdwojoną siłą. Bałyśmy się tylko, że przyjaciel zrobi coś głupiego, ale musiałyśmy teraz odwiedzić Rona w skrzydle szpitalnym... nieźle oberwał i to z mojego powodu...
- Rachel, czy myślisz, że Harry może mieć rację?- spytała Hermiona.- To mogła być sprawka Draco?
- Nie wiem, Hermiono. Malfoy, owszem zachowuje się trochę dziwnie, ale żeby od razu zrzucać na niego winę?- spytałam, nie oczekując odpowiedzi.- Równie dobrze to mogła być sprawka... kogoś innego.- dodałam, myśląc o Davidzie.
- Kogo? Kto w Hogwarcie mógłby chcieć śmierci jedynego człowieka, który może ochronić tę szkołę przed Voldemortem...- zamyśliła się Gryfonka.
- Sam Voldemort.- odparłam wymijająco i przyśpieszyłam kroku. Nie chciałam... nie mogłam powiedzieć o Davidzie, nie chciało mi to przejść przez gardło... Był to mój przyjaciel, mogłam w to wierzyć... lub nie, ale fakty są niezaprzeczalne, ona tam był, widział to i przede mną uciekał...
Wraz z Hermioną, całą pozostałą drogę przebyłyśmy w milczeniu. A gdy dotarłyśmy do szpitala z wielką ulgą zauważyłyśmy, że Ron jest już przytomny.
- Cześć dziewczyny.- odezwał się Gryfon, dostrzegając nas w wejściu.
- Ron, wszystko w porządku?- spytałam przejęta, podchodząc do łóżka na którym siedział rudzielec.
- Trochę mnie jeszcze dyńka nawala, ale jest w porządku, Pomfrey mówiła, że eliksir, który mi podała powinien mi pomóc... ale ma ohydny smak.- odparł pociesznie, kręcąc nosem.
- Nie musisz nic mówić Ron, wiem... to była moja wina.- przyznałam patrząc raz na Rona, a raz na Hermionę.- Powinnam ci za to podziękować, w końcu mnie uratowałeś.- podrapałam się po głowie.
- Drobiazg, ale wisisz mi odrabianie prac przez tydzień.- uśmiechnął się, a zaraz potem zaczął rozmawiać z Hermioną, która najbardziej przejęła się przypadkiem Rona.
Gryfonka wyjaśniła przyjacielowi, to co wydarzyło się u Profesor McGonagall. Opowiedziała mu o zarzutach Harry'ego względem Draco... I nawet nie zdziwiło mnie to, że Weasley tak chętnie zgodził się z swoim przyjacielem. Było mi ciężko tego słuchać. Fakt, nie przepadałam za Ślizgonem, ale miałam poważne wątpliwości co do jego winy. W końcu winowajcą mógł być David.
Dyskutowaliśmy przez dłuższy czas na ten temat, próbowałam zaorać, chociaż na chwilę oskarżenia kierowane na Draco, ale na nic zdały się moje próby, dlatego zmęczona wyszłam na korytarz, by trochę odetchnąć.
Mój odpoczynek nie trwał zbyt długo, byłam tak zajęta przemyśleniami, że nawet nie zauważyłam, kiedy do pokoju wszedł Greg wraz z Leanne. Na początku zdziwiłam się tym widokiem, ale później zorientowałam się, że oni się przyjaźnią od kilku lat. Greg nawet kilka razy o niej wspominał, jeszcze wtedy gdy byliśmy razem.
- Hej Leanne.- odparłam przyjaźnie, podchodząc do Puchonów.
- Cześć, Rachel tak? Dobrze zapamiętałam?- spytała dziewczyna gładząc się nieśmiało po ramieniu.
- Tak, chciałam spytać jak się czujesz.- odparłam próbując nie patrzeć na Grega.
- Leanne czuje się już trochę lepiej.- wtrącił Parker.- Ale musiałem ją tutaj zabrać, musi dostać jakieś środki uspokajające.- dodał, a ja popatrzyłam się na niego ze zrozumieniem.
Przez chwilę tak milczeliśmy. Nikt z nas nie wiedział jak ma się zachować w swoim towarzystwie. Przez cały semestr unikaliśmy się skutecznie. Ale rozmowa w końcu musiała nadejść i chyba był to ten odpowiedni moment.
- Ymm, Greg, możemy porozmawiać?- spytałam nieśmiało.
Puchon otworzył oczy ze zdziwienia. Przez chwilę nawet wahał się, czy się zgodzić na rozmowę, ale w końcu pokiwał głową i wyszedł ze mną na korytarz, uprzednio informując Leanne, że zaraz wróci.
- O co chodzi?- spytał, wnikliwie patrząc mi się w oczy.
- Noo wiesz... sporo się wydarzyło od kiedy rozmawialiśmy ostatnio...- zaczęłam.- I szczerze nie podoba mi się to, że się unikamy.- podrapałam się po głowie.
- Nie Rachel. To ty mnie unikałaś.- poprawił mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie powiesz mi, że jesteś zdziwiony, Greg. To wszystko mnie przerosło, a to twoje wyznanie w Mungu, całkowicie wybiło mnie z rytmu.
- Wybiło z rytmu? Rachel! To jest szczera prawda. Nadal cię kocham.- mruknął patrząc w sufit.
- I właśnie tego się bałam Greg. Twojego wyznania...- spuściłam ramiona.- Nie chcę abyś myślał o mnie w... tych kategoriach. Chcę się zaprzyjaźnić. Zapomnij o mnie.- głos mi się załamał.
- Nie zrozumiem cię nigdy Ray. Myślałem, że to przeznaczenie. Gdybyś dała mi jedną szansę, udowodniłbym ci to.- pogładził mnie po policzku, zadrżałam... on dobrze wiedział jak mnie dotykać.
- Przestań.- rozkazałam, strzepując dłoń Puchona z mojego policzka.- Nic od ciebie nie chcę Greg. Jaa... jaa...- przerwałam.- Kocham kogoś innego.
- Słucham?!- krzyknął Parker.- Jak to kogoś innego? Ile to trwa?
- Od świąt Bożego Narodzenia, od roku.- przyznałam, odsuwając się lekko w tył.
Po tym "przypadku" z Wieży Astronomicznej, nauczyłam się trzymać bezpieczny dystans od chłopaka, nawet jeśli ten jego atak złości był spowodowany zażyciem eliksiru.
- Ale czekaj... my jeszcze wtedy byliśmy razem.- odparł zeźlony Puchon.- Oszukiwałaś mnie?
- Nie nazwałabym tego oszukiwaniem... bardziej rozbiciem uczuciowym...- mruknęłam, próbując chwycić dłoń Grega, ale on zabrał ją i schował do kieszeni.- Kochałam i jego i ciebie, nie mogłam wtedy jednego z was odtrącić. Zrozum, proszę.- odparłam błagalnym tonem, ale chłopak odwrócił się do mnie plecami. Liczyłam się z tym, że może mnie znienawidzić, w końcu rozumiałam to, że pomiędzy miłością, a nienawiścią jest cienka linia. Jednak nie chciałam, żeby się to tak skończyło.
- Wybacz Greg.- odparłam skruszona, przytulając się do pleców chłopaka.


Nie odczuwałam dyskomfortu, obejmując mojego byłego, chciałam aby mi to wszystko wybaczył. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że kogoś zraniłam na tyle mocno, by mnie nienawidził.
- Powiedz mi tylko jedną rzecz Ray...- odparł po chwili Greg.- Kim jest ten drugi?
- Fred... Fred Weasley.- wydusiłam z siebie.



Była już noc. Wcześniejsze wydarzenia nie pozwalały mi zażyć spokojnego snu. Wierciłam się z kąta w kąt szukając najwygodniejszej pozycji. Niestety, moje próby szły na marne... myślałam o wszystkim, o Gregu, o Fredzie, przeklętym naszyjniku i biednej Katie Bell, którą przeniesiono do Munga, ponieważ szkody, wyrządzone przez klątwę były bardzo rozległe.
Za niedługo nastąpi przerwa świąteczna, co oznacza, że wszyscy uczniowie rozjeżdżą się po domach, aby w spokoju cieszyć się Bożym Narodzeniem. Perspektywa spotkania rodziców bardzo mnie cieszyła, zostali oni- na szczęście odnalezieni i obecnie przeniesieni na Grimmuald Place, aby być pod stałą opieką aurorów. Oznacza to, że i ja będę musiała tam przebywać... razem z Fredem. Nie wiedziałam, jak się zachowam, miałam udawać, że nic się nie stało, czy unikać go na wszelkie możliwe sposoby. No i została jeszcze Farrah, od ataku na moich rodziców nikt jej nie widział. Prawdopodobnie aurorka została uwięziona przez śmierciożerców i nie wiadomo, czy żyje...
Wykopałam się z pościeli i sądząc, że krótki spacer mi pomoże na sen wyszłam cicho z dormitorium, a potem z z pokoju wspólnego. Rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona, aby nie zostać dostrzeżoną i przechadzałam się samotnie po murach Hogwartu. Cała sceneria przypominała mi upiorne zamczyska z Horrorów, brakowało tylko piorunów i burzy.
Spacerowałam tak przez jakiś czas. W normalnych warunkach pewnie poszłabym do biblioteki, aby pobyć w samotności, ale raz, że była noc, a dwa, że i tak mam tam zakaz wstępu. Liczyłam się z tym, że już tam nie zajrzę, no i dalej nie wiedziałam kto ukradł tamtą książkę i czemu zechciał wrobić akurat mnie... ale przyznaję, dzięki niej nauczyłam się kilku ważnych zdolności oraz zaklęć i wcale tego nie żałowałam.
W jednym momencie usłyszałam czyjeś ciche kroki... odruchowo przysunęłam się do ściany i spostrzegłam, że na nocny spacerek udał się także Draco Malfoy, ale nie był taki pewny siebie jak zwykle. Szedł szybko, chwiejnym krokiem, jakby czegoś się bał. Wydało mi się to dziwne, dlatego poszłam za nim. Mijaliśmy pełno niezadowolonych obrazów, którym niezbyt podobała się przechadzka Malfoya. Niewzruszony obelgami Ślizgon, swoje kroki skierował w stronę jednej z toalet, a gdy już tam wszedł stanął przed umywalką. Ja zatrzymałam się niedaleko niego za jednym z słupów, podtrzymujących sufit... Uznałam, że robię głupotę, ponieważ była to jedna z męskich oalet, ale się tym nie przejęłam. Miałam problemy z dostrzeżeniem tego, co on robi i z chęcią podeszłabym bliżej, gdyby nie fakt, iż zaklęcie kameleona kosztowało mnie sporo siły. Z tego powodu zdjęłam je z siebie i wychylając się cicho zza mojej kryjówki obserwowałam wyczyny Draco. Z tego co zauważyłam, chłopak był bardzo nerwowy, widocznie nie radził sobie z jakąś sytuacją. Przynajmniej tak mi się wydawało... Ślizgon trząsł się jak galareta patrzył nienawistnym wzrokiem w swoje odbicie lustrze.


Zdawało mi się też, że nawet popłakiwał... ale trwało to tylko sekundę, ponieważ od razu opłukał twarz wodą, aby zakryć pojedyncze krople łez. Zrobiło mi się go żal... Tak po raz pierwszy zrobiło mi się go żal, zdziwiłam się moją reakcją, dlatego przysunęłam dłoń do czoła, aby sprawdzić, czy nie mam gorączki. Jednak uznając, że to dziecinne zachowanie zabrałam rękę i obserwowałam całą sytuację. Szpiegowanie, którego się podjęłam nie trwało zbyt długo, ponieważ usłyszałam za sobą znajomy głos Harry'ego.
- Wiem co zrobiłeś Malfoy...- odezwał się Potter, stając niedaleko.- Rzuciłeś na nią urok.
Draco spojrzał za siebie, a gdy spostrzegł w wejściu Gryfona nic nie odpowiedział, tylko od razu rzucił w niego zaklęcie, które Złoty Chłopiec odbił bez problemu.
Tak zaczęła się walka pomiędzy wrogami. Zaklęcia buchały na wszystkie strony, rozbijając się tym samym o wszystko co stanęło im na drodze, o umywalki i toalety, z których pryskała woda. Gryfon wraz z Ślizgonem latali niczym mrówki po toalecie, ganiając się nawzajem. Pojedynek wyglądał na niebezpieczny, a mimo, że nie trwał zbyt długo... zdawało mi się nawet, że toczy się o śmierć i życie. Wrogowie unikali wzajemnie swoich zaklęć chowając się raz za ścianą, a raz w kabinie.



Dziwiłam się, że nikt nie przybył tutaj zwabiony odgłosami walki, dlatego o mało gdy jedno z kolorowych świateł nie uderzyło w moją głowę musiałam coś zrobić, ale zanim zareagowałam z ust Harry'ego padł dziwny czar.
- Sectumsempra!- zawołał Gryfon.
Niemal natychmiast unieszkodliwione ciało Draco padło na ziemię, wydając tym samym głośny plusk.
- Harry!- krzyknęłam, ujawniając swoją obecność i podbiegając do okrwawionego blondyna.- Coś ty zrobił?!- dodałam, klęcząc przy ciele.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, patrzyłam się raz na zaskoczonego Gryfona, a raz na umierającego Ślizgona. Jego korpus był cały we krwi... śnieżnobiała koszula arystokraty przesiąkła czerwoną substancją. A sam chłopak pomrukiwał cicho z bólu. Był to masakryczny widok... nie wiedziałam co mam zrobić.
- Harry, no zrób coś!- krzyknęłam rozjuszona, obojętną miną Wybrańca.- On się wykrwawi.- przyłożyłam dłoń do ran Ślizgona.
- No, ale co?- spytał sucho.
- Co to było za zaklęcie?- zapytałam histerycznie.- Sectumsempra tak? Skąd je znasz? Przecież to z dziedziny czarnej magii...- oświeciło mnie.
- Skąd wiesz?
- Czytałam raz o tym, w tej książce, którą znalazłam w walizce.- przyznałam, próbując zakryć dłonią jak najwięcej ran.- Było tam jakieś przeciw zaklęcie... tylko teraz nie pamiętam jakie.
Myślenie pod presją czasu nigdy nie przychodziło mi za łatwo, Harry nie mógł mi pomóc, a stróżka krwi pomieszana z wodą dotarła już pod wyjście. Nie miałam za dużo czasu...
- Rachel, jakie to zaklęcie?- spytał szybko Gryfon, przerażony skutkami klątwy.
- Vulnera... vulnera sanentur.- przeleciało mi przez myśl.- Wiem!- krzyknęłam wyciągając różdżkę z kieszeni.- Vulnera sanentur.- mruknęłam celując różdżką w klatkę piersiową Draco.
Jednak przeciwzaklęcie nie działało tak jak założyłam. Rany nie chciały całkowicie zniknąć, oczywiście... były mniejsze i prawie już nie krwawiły, ale to nie był zamierzony efekt.
- Spróbuj jeszcze raz.- rozkazał już nieco spokojniejszy Harry.- To chyba przechodzi stopniowo.
Przytaknęłam i po raz kolejny wycelowałam różdżkę w Ślizgona.
- Vulnera sanentur.- mruczałam pod nosem, a szramy zaczęły zanikać.- Vulnera sanentur.- powtarzałam do skutku.


Wszystkie cięcia zaczynały zanikać, ulżyło mi, nie wybaczyłabym sobie tego, że kolejna osoba zginie, a ja nie mogłabym nic zrobić. Do teraz dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu śmierci Zachariasza.
- Co się stało?- spytał Draco, gdy tylko odzyskał przytomność.- Potter! Do jasnej cholery, co to było?- dodał, łapiąc się za czoło.
Gryfon mu nie odpowiedział, po prostu zmierzył swojego wroga wzrokiem i odrobinę spokojniejszy oddalił się w stronę drzwi.
- Wszystko gra Malfoy...- odparłam, kręcąc z politowaniem głową.- Musisz iść do skrzydła szpitalnego.
- Nie będziesz mi mówiła, co mam robić.- warknął, próbując stanąć na nogi, ale jego osłabione ciało nie pozwoliło mu na taki gwałtowny ruch. Chłopak poślizgnął się na wodę i z impetem spadł z powrotem na ziemię.
- W takim razie zostawię cię samego Malfoy, siedź sobie tutaj przez całą noc i gnij w wodzie z kibla, a najlepiej się w niej utop, jeśli wolisz unieść cię dumą niż żyć.- prychnęłam pogardliwie, nie potrafiąc zrozumieć jak chłopak może być tak arogancki. Tym bardziej, że właśnie uratowałam mu życie.- Właściwie to nie wiadomo jakiego rodzaju była to klątwa, więc zawsze może powrócić.- dodałam, uśmiechając się złośliwie.
- Niech ci będzie Trust, ale jak komuś o tym wspomnisz to...
- Tak, tak zostanie ze mnie mokra plama.- dokończyłam, teatralnie kręcąc oczami.- Teraz wstawaj.
Złapałam Ślizgona pod ramię i prowadziłam go do skrzydła szpitalnego. Nie było to wcale łatwe, Malfoy swoje ważył, a ja byłam już nieco wyczerpana po użyciu zaklęcia kameleona. Jednak nie poddawałam się, z kamienną twarzą brnęłam dalej przed siebie.
- Więc, znacie jeszcze dużo takich sztuczek z Grzmotterem?- spytał kpiąco blondyn, krocząc niedbale po podłodze.- Nie sądziłem, że złote dziecko i naczelna porządnicka mogą znać czarnomagicze zaklęcia.- dodał, uśmiechając się chytrze. Nawet w chwilach własnej słabości ten człowiek nie mógł sobie odpuścić wciągania mnie w głupie dyskusje.
- Nie, a nawet jeśli to nie powinno cię to obchodzić, Malfoy.- odparłam wymijająco, nie dając się sprowokować.
- Czyli już wiadomo skąd wiesz, jak używać zaklęć niewerbalnych...- podsumował chytrze. Czułam, że dręczenie mnie sprawia mu przyjemność, dlatego nie odpowiadałam... zmierzałam dzielnie do szpitala, modląc się o krótszą drogę.- Aż pomyśleć co będzie dalej... zaklęcia niewybaczalne, czy służba Czarnemu Panu?
- Zamknij się, bo zaraz cię tutaj zostawię.- warknęłam.
- Dobrze wiesz, że nie zostawisz...- mruknął, kręcąc głową.- Ale tak z ciekawości, wybierzesz donoszenie, czy zabijanie mugoli?
- O widzę, że bardzo dobrze orientujesz się w tych sprawach, Malfoy... ojczulek nauczył cię wszystkiego co umie?- odgryzłam się kpiąco.
- Nauczył mnie czegoś więcej, Trust...- przerwał na chwilę.- Na przykład odróżnianie przyjaciół od wrogów, tobie ta umiejętność też by się przydała.- westchnął.
- Czyżby to zaklęcie pomieszało ci w główce?- spytałam jadowicie.
- Nie Trust, chcę cię uświadomić, że jesteś zbyt ufna dla ludzi, którzy chcą twojej zguby.- prychnął obojętnie, wyrywając swoje ramię z mojego uścisku.
- O czym ty mówisz?- spytałam, zakładając ręce na piersi.
- Wyrównuję rachunki... Uratowałaś mi życie, chociaż to potencjalnie ryzykowne...- przerwał, przybliżając się do mnie.- ...ale lepiej uważaj na Stellę Stone. Ostrzegam cię po raz ostatni... Ona nie jest twoją przyjaciółką- wyszeptał.
-  Jak śmiesz, Malfoy. Jesteś cyniczny, ale nie wiedziałam, że aż tak...- mruknęłam ozięble.
- To twoja sprawa Trust... Ja tylko mówię, jak jest.- powiedział sucho i odszedł w stronę skrzydła szpitalnego.
Chwilę zajęło mi zanim przetworzyłam tą informację. Nie wiedziałam, na czym Ślizgon opierał swoje podejrzenia, ale z drugiej strony... dlaczego miałby mi kłamać, akurat w tej sprawie...
- Ciekawe odkąd jesteś taki honorowy!- krzyknęłam za blondynem, ale ten nawet się nie odwrócił, a tylko przyśpieszył kroku i sekundę później przekroczył próg sali szpitalnej.
Nie pobiegłam za nim, nie miało to najmniejszego sensu. Zebrałam jeszcze resztki sił i rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona, a chwilę później z mieszanymi uczuciami ruszyłam w stronę pokoju wspólnego Krukonów.

9 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że pomiędzy Gregiem a Fredem nie dojdzie do konfrontacji z powodu Rachel, bo jeśli tak, to będę miała dylemat komu kibicować (Grega lubię bardziej, ale Fred też jest w porządku) xd
    Ze Stellą coś mi nie pasowało od początku, a teraz się to potwierdza. Choć nie wygląda mi na geniusza zła, to jednak często pozory mylą i wiele się może wydarzyć z jej udziałem (niekoniecznie dobrego).
    Jedni robią złe rzeczy z przymusu, inni z niewiedzy, a jeszcze inni z wyboru, różnie to jest. Ciekawi mnie jak to tutaj się poukłada, bo na razie jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek osądy i wnioski. Pozostaje robić to, co do tej pory ...cierpliwie czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie powinno, chociaż przyznaję- mogłoby być to ciekawe...
      Stella już kilkakrotnie pokazywała komu tak naprawdę służy, był chyba nawet rozdział z jej perspektywy (albo perspektywy Draco x_X)
      Tak, nie powiem, że zdziwię Was postawą Davida, ale to silniejsze ode mnie.

      Pozdrawiam
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. W końcu mam czas, żeby skomentować!
    Naprawdę, jestem pełna podziwu, jak wplatasz Rachel do kanonicznych wydarzeń. Jak dla mnie mistrzostwo świata :D
    No nie, Greg, musiałeś się teraz pojawić? Wszystko psujesz :/ Nie ukrywam, nigdy nie lubiłam Grega, więc jak dla mnie mógłby zostać w Mungu. Ale sama dobrze wiem, jaką frajdą jest komplikowanie bohaterom życia ;P
    Ha, od zawsze wiedziałam, żw Stella jest zła. Chyba w jednym rozdziale było do tego nawiązanie, ale nie jestem pewna... w każdym razie, nigdy jej nie wierzyłam. Szkoda tylko, że Rachel nie wierzy Draconowi, ale mam nadzieję, że niedługo się to zmieni :)
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
    PS. Jeżeli lubisz opowiadania obyczajowe, zapraszam do mnie na florabella-the-odyssey.blogspot.com. O ile dobrze widzę, zaobserwowałaś już bloga, ale mała recenzja byłaby mile widziana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam to robić, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że może to denerwować niektóre osoby, jednak z czystym sercem mogę przysiąc, że opowieść i tak będzie ściśle trzymała się kanonu ;P
      Taak, Greg... musiałam jakoś rozwiązać jego wątek, ale dzięki niemu postaram Was zadziwić, ale czy się uda...
      Rachel jest bardzo nieufna względem Da=raco, ale mogę zaspojlerować, że to wyjdzie później "w praniu".

      Pozdrawiam i życzę weny!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. Też mi się podoba to, jak wplatasz Rachel do tych kanonicznych wydarzeń. Wygląda to nienachalnie, chociaż Ray czasami zastępuje postacie.
    Draco zachował się całkiem w porządku. Aż dziwne, że Ś l i z g o n zachował się, że tak powiem, fair play i w zamian za uratowanie życia podzielił się z Rachel ważną informacją.
    I miło było zobaczyć znowu Grega. Ja go tam całkiem lubię, mogliby żyć z Rachel w zgodzie.
    PS: Powinna być Leanne zamiast Leannie. Gdzieś tam jeszcze wkradło się "Lennie" przy rozmowie z Gregiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rachel- a i owszem zastępuję niektóre postacie, ale w sprawach, że tak powiem drugiego planu, mało wnoszącego z fabuły ;)
      Wiesz co... wydaje mi się, że to było specjalne udzielanie informacji, tylko po to, aby utrudnić zadanie Stelli... ;>
      Mógłby... hmmm. Zobaczymy...

      Dziękuję Ci za zwrócenie uwagi, błąd poprawiony <3

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  4. Za jednym "zamachem" nadrobiłam oba rozdziały i przyznam... DZIAŁO SIĘ! Przede wszystkim David jest dla mnie jedną wielką zagadką, a Malfoy ma u mnie ogromnego plusa. Już myślałam, że Rachel nigdy się nie dowie, że Stella jest zła. To co zauważyłam w Twoim podejściu do Dracona jest jednak ta jego lepsza część, jakbyś wierzyła w jego wewnętrzne dobro. Uwielbiam go z takiej perspektywy :3. Ostatnią sprawą do poruszenia zostaje Greg. Szczerze, czekałam na to. Chociaż Rachel i Fred słodko "wyglądają", to według mnie, ona zdecydowanie bardziej pasuje do Grega. Mam nadzieję, że coś tam się między nimi jeszcze zadzieje.
    Podsumowując... wszystko robi ogromne wrażenie. Jestem ciekawa dalszego obrotu fabuły :)
    Pozdrawiam i życzę weny, A. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. David sam dla siebie jest również zagadką ;)
      A Malfoy, rzeczywiście ukazuję go z tej "lepszej" perspektywy, ale ja w to nie wierzę... ja to wiem, że jest w nim jakieś wewnętrzne dobro. Tylko był zastraszany i zbyt mocno hmmm... "zdeptany", tak to dobre słowo.

      Również pozdrawiam! :*
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
    2. A właśnie gratuluję!
      500-ny komentarz należy właśnie do Ciebie! <3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody