Music

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 20 "Czy tak właśnie wygląda śmierć?"


Rozdział dedykowany moim dwóm anonimowym czytelniczkom, które ciągle wypytywały się o nową część. Więc proszę... na Wasze życzenie ;3


Wpatrywałam się w obraz próbując ubrać w słowa to co wydarzyło się podczas rozmowy z Fredem. Tak naprawdę to sama nie wiedziałam co się tam stało. Mimo iż minęło już parę dni odkąd ostatni raz rozmawiałam z rudzielcem, nie potrafiłam pojąć jego słów. Pierwszy raz ktoś w taki sposób się przede mną otworzył, nie byłam przyzwyczajona, może właśnie dlatego nie było dnia abym o tym nie myślała.
- Witaj Rachel.- usłyszałam głos.
Odwróciłam się w stronę korytarza i dostrzegłam Ginny, która przypatrywała mi się z zaciekawieniem.
- Hej Ginn.- odburknęłam.
- Wszystko dobrze?- zapytała.- Nie wyglądasz najlepiej.
- Raczej tak, zamyśliłam się po prostu.- uśmiechnęłam się do niej.
- Yhmm.- mruknęła ruda.- Powiedzmy, że Ci wierzę.
Już chciałam zapytać się co to niby miało znaczyć, ale coś mi przeszkodziło.
- JEŚLI MYŚLISZ, ŻE ZACHOWAM SIĘ TAK JAKBYM NIC NIE ZOBACZYŁ!- usłyszałyśmy przeraźliwie głośny pomruk dochodzący gdzieś zza korytarza. Od razu zdumione spojrzałyśmy po sobie.
- Kto tak wrzeszczy?- zapytałam zatrzymując swój wzrok na Ginny.
- To chyba jest Harry!- krzyknęła Gryfonka i ruszyła przed siebie, a ja zaraz za nią.
Byłyśmy już bardzo blisko celu, gdy do naszych uszu dobiegł kolejny głośniejszy ryk.
- ALE NA PEWNO POWIEDZIAŁBY CO INNEGO GDYBY,  WIEDZIAŁ CO JA WŁAŚNIE...
Otworzyłyśmy pośpiesznie drzwi, przerywając tym samym awanturę. Spojrzałam do środka i zobaczyłam Harry'ego, który siedział na krześle cały rozwścieczony, czerwony niczym burak, Obok niego stała wyraźnie przerażona Hermiona bliska płaczu, a Ron stojący za nimi sprawiał wrażenie jakby przed chwilą kopnął go prąd. Wszyscy troje od razu zwrócili wzrok w naszą stronę.
- Cześć.- bąknęła Ginny.- Usłyszałyśmy Harry'ego... dlaczego tak wrzeszczysz?
- Nie twoja sprawa.- odpowiedział szorstko Wybraniec, posyłając nam groźne spojrzenie.
Uniosłam brwi, pierwszy raz widziałam zielonookiego tak wściekłego. Musiało się naprawdę coś złego stać, skoro chłopak tak się zachowuje w stosunku do Weasleyównej.
- Nie musisz odzywać się do mnie takim tonem.- powiedziała ostro młodsza Gryfonka.- Chciałyśmy Ci tylko pomóc.
- Nie potrzebuję waszej pomocy.- mruknął lodowato odwracając się na bok.
Owszem, ja też nie lubię jeśli ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy, ale zachowanie Pottera było co najmniej żenujące.
- Harry cholera jasna!- krzyknęłam.- Zachowujesz się jak dziecko, może łaskawie wyjaśnisz nam o co Ci chodzi?
- Zaraz.- powiedziała nagle Hermiona.- Harry, one naprawdę mogą nam pomóc.
- Jak?- zapytał.
- No musimy ustalić czy Syriusz naprawdę opuścił Kwaterę Główną.
- Już Ci mówiłem, że widziałem...
- Błagam Cię...- jęknęła brązowooka.- Zanim wyprawimy się do Londynu chociaż się upewnijmy... potem wyruszymy na ratunek...
- O CO CHODZI?- wtrąciłam się w dyskusję.
- Harry miał wizję, że Voldemort torturuje Syriusza.- rzuciła pośpiesznie Hermiona.
- W takim razie zrobimy to.- odpowiedziałam ciężko bez zastanowienia, posyłając porozumiewawcze spojrzenie Ginny, a ona tylko przytaknęła.
- Jaki masz plan Hermiono?- Ron odzyskał głos.
- Ronaldzie, ty wybawisz Umbridge ze swojego gabinetu. Jeśli Ci się to uda to Harry i ja wślizgniemy się pod pelerynę niewidkę i użyjemy jej kominka do tego aby upewnić się czy Syriusz jest na Grimmuald Place, a Rachel i Ginny będą odciągały ludzi z korytarza. Zgoda?
- Zgoda.- mruknęli wszyscy zgodnie.

Zaraz po wyciągnięciu Umbridge z pokoju  przez Rona pod pretekstem zdemolowania klasy z transmutacji dobiegłyśmy z Ginny do kawałka korytarza, który razem z Gryfonką miałyśmy ochraniać prze innymi uczniami. Po drodze spotkałyśmy Lunę, która po opowiedzeniu jej całej historii, bez zbędnych problemów zgodziła nam się pomóc. Co- jak się okazało później- było konieczne.
- Dobra, więc jaki jest plan?- zapytała Gryfonka zajmując swoje stanowisko.
- Możemy ostrzegać wszystkich, żeby tędy nie szli ponieważ ktoś tutaj rozpylił gaz duszący.- zaproponowałam.
- Bardzo ciekawy pomysł, jak na niego wpadłaś?- zapytała pogodnie Luna.
- Fred i George planowali to zrobić zanim odeszli.- wyjaśniłam z ciężkim westchnieniem.
- Dobrze.- mruknęły zgodnie Ginny i Luna.
Mój pomysł okazał się być strzałem w dziesiątkę, ponieważ przez następne kilkanaście minut skutecznie udawało nam się odciągać niezadowolonych uczniów od tej części korytarza. Modliłam się w duchu, aby w tym samym czasie, żaden nauczyciel tędy nie szedł, ponieważ cały plan mógł przez to spalić na konewce. Jednak wszystko szło wyśmienicie, do czasu kiedy zauważyłam, że w jednym momencie Crabb, który wyrósł jak spod ziemi złapał Lunę za włosy nie pozwalając jej tym samym uciec. Najwyraźniej Brygada Inkwizycyjna musiała wykryć nasz mały spisek.
- Zostaw ją!- zawołałam do chłopaka i już chciałam wyciągnąć różdżkę, aby uratować blondwłosą, jednak w plecy ugodziło mnie zaklęcie, które od razu powaliło moje ciało na ziemię. Upadłam twarzą na podłogę, usłyszałam jedynie ciche pojękiwania Luny i krzyki Ginny, a po chwili poczułam mocne szarpnięcie za sweter do tyłu. Stanęłam na nogi i dostrzegłam, że ruda próbuje wydostać się z mocnego uścisku Millicenty Bulstrode kopiąc ją w golenie, a na potężnie zbudowanej Ślizgonce nie robiło to wrażenia. Chciałam wyrwać się z uścisku człowieka, który uprzednio "pomógł mi" wstać na nogi, jednak chłopak okazał się być zbyt silny.
- Nie wierzgaj tak szlamo i tak nie uda Ci się uciec.- usłyszałam oschły głos za sobą.
Od razu wiedziałam do kogo on należał.
- Zostaw mnie Malfoy!- rozkazałam i dostrzegłam jak Millicenta bez żadnej pomocy powala na ziemię Neville'a który pojawił się nie wiadomo skąd i chciał pomóc Ginny. Puszysta dziewczyna uderzyła go pięścią w nos, a Gryfon upadł na zimną posadzkę.
- Puszczaj śmieciu!- krzyknęłam w stronę Malfoy'a jednak ten zakneblował mi usta.
- O wiele lepiej teraz brzmisz Trust...- rzucił obojętnie Ślizgon popychając mnie brutalnie w stronę gabinetu dyrektorki.

Gdy dotarliśmy do gabinetu dostrzegłam, że w środku znajduje się Ron z rozbitym łukiem brwiowym, którego prowadził Warrington. Hermionę, która próbowała się wydostać z uścisku tęgiej szóstoklasistce, oraz Harry'ego siedzącego na krześle pośrodku sali i Umbridge, która próbowała przymusić do czegoś Wybrańca ciągnąc go za kruczoczarne włosy, co najwyraźniej sprawiało chłopakowi ból.
- Mamy wszystkich.- Powiedział Warrington popychając Rona na środek sali.
Spojrzałam na twarz rudzielca, była cała posiniaczona. Musiał on zostać pobity przez Ślizgona, ponieważ ledwo utrzymywał się na ziemi o własnych siłach.
- Świetnie.- ucieszyła się nauczycielka patrząc na wysiłki Rona.- Coś mi się wydaje, że Hogwart niedługo będzie strefą wolną od Weasleyów.
Usłyszałam Malfoya, który śmiał się pochlebczo, a w tym samym momencie żabie usta Umbridge rozciągnęły się w pełnym zadowolenia uśmiechu.
- Tak Potter... Rozstawiłeś czujki wokół mojego gabinetu i wysłałeś tego błazna...- wskazała na Rona.- ...aby odciągnął mnie od gabinetu. Więc mów teraz chłopcze z kim chciałeś porozmawiać?
- Nie pani interes!- warknął Wybraniec, zaraz potem Umbridge uderzyła go w twarz otwartą dłonią, tak mocno, że aż chłopak o mało nie upadł z krzesła. Skrzywiłam się na ten widok.
- Rozumiem.- odpowiedziała mu fałszywie słodkim głosem.- Dałam Ci szansę ale...-  przerwała wyciągając różdżkę.- ...nie mam wyboru, jeśli chodzi o spawy Ministerstwa...- Ropucha wyglądała teraz tak jakby sama siebie do czegoś przekonywała.- ...mała klątwa Cruciatus powinna rozwiązać Ci język.
Wybałuszyłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Jak pracownica Ministerstwa może postępować w taki sposób, przecież te metody są stosowane przez Czarnego Pana. Przenosiłam swój niespokojny wzrok raz na Wybrańca, raz na kobietę. Chciałam coś zrobić, pomóc mu jednak ilekroć próbowałam wyrywać się z uścisku Malfoy'a, kończyło się to niepowodzeniem.
- Nie!- Wrzasnęła głośno Hermiona.- To jest niezgodne z prawem!
Jednak kobieta nie zwróciła na to uwagi, niebezpiecznie przybliżała koniec swojej różdżki do Wybrańca.
- Minister nie zgodziłby się na takie łamanie prawa!- dodała.
- Czego Korneliusz nie widzi, to go nie zaboli.- mruknęła Umbridge celując różdżką w Harry'ego.- On nawet nie wiedział, że to ja wysłałam dwukrotnie dementorów w teren.
Już wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
- To pani!- krzyknęłam wyzbywając się jakimś cudem uciążliwego knedla z ust.- To pani wysłała w lato dementorów na Harry'ego. I podczas ostatniego meczu na mnie i Ginny.- warknęłam, a widząc że kobieta nie zamierza zaprzeczyć, zapytałam.- Ale dlaczego?
- Ktoś musiał działać.- powiedziała cicho Umbridge.- Nie mogłam pozwolić na to abyś razem z Potterem opowiadała brednie na temat tego, jak rzekomo zobaczyliście Czarnego Pana.- wyjaśniła.- A, że wtedy obok ciebie znajdowała się panna Weasley, było przypadkiem. Zapewne wiesz jak działają te istoty.
- Pani jest chora!- wrzasnęłam i z niepokojem obserwowałam, jak kobieta ignorując mnie podnosi różdżkę na zielonookiego.
- Cruc...
- NIE!-  krzyknęła ochrypłym głosem Hermiona.- Ja już dłużej nie wytrzymam... ale... muszę powiedzieć prawdę.
- Hermiono co ty wyprawiasz?- zapytałam nie wierząc w to co Gryfonka właśnie próbuje zrobić.
- Przepraszam Rachel.- powiedziała zapłakana brązowooka.- Przepraszam wszystkich, ale nie mamy innego wyjścia.
Spuściłam swój zrezygnowany wzrok na podłogę. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Spojrzałam na twarze moich przyjaciół, one również nie ukrywały niepokoju.
- Jaką prawdę?- zapytała ciekawsko Umbridge.
- Prawdę o tym gdzie znajduje się tajna broń Dumbledore'a..
Wszystko było jasne... Hermiona po prostu chciała improwizować, odetchnęłam z ulgą. Zazdrościłam jej odwagi. Jednak nie byłam przekonana, czy jej plan się powiedzie.
- Tajna broń Dumbledore'a- powtórzyła wiwatującym głosem kobieta.- W takim razie zabierzemy ze sobą Pana Pottera i zaprowadzi nas pani do niej... a ich...- wskazała palcem na nas.- ...dopilnujcie... aby przypadkowo nie strzeliła im do głowy ucieczka.
Po tych słowach dwójka Gryfonów, wraz z dyrektorką na czele udali się w stronę drzwi, zostawiając nas samych na pastwę kilku Ślizgonów, którzy niezbyt ochoczo skinęli głowami na polecenie o pilnowaniu nas. Jednakże nasza "inteligentna" Brygada Inkwizycyjna, a przynajmniej jego część zapomniała o jednym małym, na pozór nieistotnym szczególe. Były nią różdżki... przecież każdy z nas posiadał przy sobie swoją własną broń. Jednakże musiałam jakoś wyswobodzić ręce z uścisku Malfoya. Uśmiechnęłam się sprytnie przypominając sobie o pewnym zaklęciu niewerbalnym którego nauczyłam się używać stosunkowo niedawno dzięki "Wielkiej Księdze Czarów". W jednym momencie skupiłam całą swoją energię na dłoniach, poczułam jak skóra na nich, w każdej sekundzie robi się cieplejsza. Po krótkim czasie, usłyszałam jedynie głośny pomruk blondyna, który gwałtownie odskoczył ode mnie.
- Co to jest?- zapytał przerażony łapiąc się za poparzone dłonie, a ja w tym samym czasie zdążyłam wyciągnąć różdżkę.
- Drętwota!- krzyknęłam, a ciało Malfoya w jednym momencie znieruchomiało. Zaraz po tym moi przyjaciele wykorzystując chwilę zamieszania również zaczęli rzucać zaklęciami w stronę członków domu węża. Cały gabinet wypełnił się czerwonymi światłami i odgłosami upadających na podłogę tęgich ciał Ślizgonów, którzy nie zdążyli odpowiednio zareagować na atak.
- I załatwione!- krzyknęłam z satysfakcją.
- Coś ty mu zrobiła?- zapytał Ron, przyglądając się sparzonym dłoniom nieprzytomnego Ślizgona. Rozejrzałam się po gabinecie, Luna jak zwykle jakby nie przejmując się niczym patrzyła przez okno, a Ginny i Neville przyglądali się mi przestraszeni.
- Czy to istotne?- zapytałam wzruszając ramionami.- Chodźcie, musimy znaleźć Harry'ego i Hermionę, zanim Umbridge zorientuje się, że broń Dumbledore'a nie istnieje, nie wiadomo co może jej wtedy odbić.- dodałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Błądziliśmy tak po całym zamku, jednak nigdzie nie było widać dwójki Gryfonów i nauczycielki. Biegłam pierwsza, czułam taki przypływ energii, że pozostali przyjaciele mieli problem z dogonieniem mnie.
- Rachel! Zatrzymaj się.- wołała za mną Ginny próbując mnie doścignąć.
- Ginn nie mamy czasu musimy ich znaleźć! -krzyknęłam przez plecy.- Ona może im coś zrobić! Czy ktoś podejrzewa, gdzie Hermiona mogła zaprowadzić tą ropuchę?
- Może się gdzieś deportowali?- powiedział Rona, który biegł obok mnie.
- Wątpię, Hermiona by tak nie ryzykowała.- odpowiedziała mu ruda.
- A może zakazany las.- usłyszałam zdyszany głos Neville'a.
- Możliwe.- rzuciła Luna.- Popatrzcie przez okno.
Odwróciłam się w stronę witrażu i zauważyłam jak z lasu wychodzą dwie postacie- mężczyzny i kobiety. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam z miejsca w stronę błoni. Ulżyło mi, że Gryfonom nic się stało.
Po chwili nawet nie zauważyłam kiedy odbiłam się nagle od Pottera, nie potrafiąc zahamować kroków. Na całe szczęście w pogotowiu był Ronald, który w odpowiednim momencie złapał mnie na plecy i pomógł utrzymać się na nogach.
- Jak wam się udało uciec?- zapytał skamieniały Harry odbierając swoją różdżkę od młodszej Gryfonki.
- Parę oszałamiaczy, Neville puścił naprawdę bardzo fajne Impedimento, jedno zaklęcie rozbrajające i jedno...- Ron przerwał patrząc na mnie i oczekując, że dokończę za niego zdanie.
- W każdym razie udało nam się uciec. Gdzie Umbridge?- zapytałam wymijająco.
- Poniosło ją gdzieś stado centaurów.- odpowiedział Wybraniec pośpiesznie.
- No dobra, co teraz?
- Musimy dostać się do Londynu.- rzekł zielonooki.
- Jak?- zapytała wystraszona Ginny.
Nastąpiła chwil ciszy każdy zastanawiał się jak można niepostrzeżenie opuścić Hogwart. Kominek odpadał, nie można było ryzykować tego, że Ślizgoni po raz kolejny nas złapią.
- Możemy polecieć- odezwała się Luna rzeczowym tonem.
- Posłuchajcie.- zaczął nieśmiało Harry.- Nie chcę żebyście się wszyscy narażali, to sprawa pomiędzy mną, a nim.
- Nie Harry.- odezwałam się ostro.- Nie możesz lecieć tam sam. Zwariowałeś?
- Ale ja...- zaczął.
- Wszyscy jesteśmy Gwardią Dumbledore'a.- powiedział cicho Longbottom.- Tego nas uczyłeś, obrony przed nim... obrony słabszych, pamiętasz?
- Zgoda.- powiedział z ciężkim westchnieniem Harry, wciąż niepewny tej decyzji.- No to jak mamy polecieć?

Nie minęły dwie godziny, jak razem z całą ekipą szybując na Testralach dostaliśmy się do Londynu, weszliśmy do Ministerstwa, przez budkę telefoniczną. Gdy znaleźliśmy się przez wielkimi, czarnymi drzwiami, które Harry widział w swoich snach, Gryfon zatrzymał się jakieś sześć stóp przed nimi.
- Dobra słuchajcie, może... może kilka osób zostanie tutaj jako czujki, i... i...- jąkał się.
- A jak Ci damy znać, że ktoś nadchodzi?- zapytała Ginny marszcząc brwi.- Możesz być już daleko.
- Idziemy z Tobą Harry.- rzucił Neville wymijając Harry'ego
- No to do dzieła.- zarządziłam podchodząc do wrót, które same się przede mną otworzyły.
Najwyraźniej Wybraniec nadal nie chciał, aby aby wszyscy brali udział w tej misji. Wiedziałam, że chłopak się o nas martwi, jednakże nikt z nas nie chciał puszczać go samego na pastwę Voldemorta. Może robiliśmy głupotę, ale to nie było istotne. Liczyły się pomoc i wsparcie, a w tym momencie mogą się one przydać chłopakowi. Z resztą, nie miał wyjścia... musiał się zgodzić.
Mijaliśmy po drodze kilka pokoi, w środków których znajdowały się bardzo dziwne urządzenia, kilka kominków i... akwarium z pływającymi mózgami...
- Fuu, co to jest?- zapytałam wpatrując się w owy przedmiot.- Dlaczego Ministerstwo je hoduje?
- Chyba zaraz zemdleję.- wtrącił słabym głosem Neville.
- Neville, nie teraz.- prosił Ron. Spojrzałam na rudzielca aby przytaknąć, jednak chłopak był bardzo blady i mimo, że próbował sprawiać wrażenie, jakby wszystko było w porządku, nie potrafił ukryć, tego, że w tym samym momencie zbierało mu się na wymioty.
- Harry, zmywajmy się stąd. Bo nasze księżniczki zaraz zwymiotują.- zwróciłam się do Wybrańca, jednak zauważyłam, że pochłania on wzrokiem kolejne lekko uchylone srebrne drzwi.- Harry?- podeszłam do niego nieśmiało.
- To tutaj!- krzyknął wskazując palcem na wejście, gdy znalazłam się obok niego. Zaraz potem wbiegł szybko do środka, a my za nim.
Była to sala wewnątrz której znajdowało się mnóstwo cudownych, roztańczonych i rozmigotanych, jak diamenty światełkach, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się do tych błysków, zauważyłam wiele zegarów, wiszących na ścianach o bardzo różnych kształtach i rozmiarach. Zajmowały one każdą wolną przestrzeń między półkami, na których w rządku ustawione były srebrzyste kule.
- Tędy!- rozkazał Wybraniec.
Ruszyliśmy za nim, każdy z nas mocno zaciskał pięści na różdżce, aby w razie czego móc ochronić się przed wszelkiego rodzaju atakami. Szedł on pierwszy wąskim przejściem. Obserwując Gryfona, który jak w amoku zmierzał do kryształowego klosza zaczęłam się bać. Kroczył on tak jakby był pod działaniem Imperiusa. Zacisnęłam mocniej dłonie na różdżce, aby się uspokoić, a moje serce biło jak oszalałe. W tle było słychać tylko głośne, nieregularne oddechy oddawane przez moich przyjaciół. Wcale się temu nie dziwiłam, sama miałam problemy z opanowaniem wdechów, a moje ciało kołysało się na wszystkie strony. Pałętaliśmy się tak obok półek przez kilkanaście minut.
91
92...
Monitorowałam po kolei srebrne numerki, które znikały i pojawiały się na coraz to nowszych półkach.
93...
94...
Harry, z każdą nowo pojawiającą się liczbą przyśpieszał kroku, tak że w pewnym momencie odłączył się od nas.
95...
 Po chwili Wybraniec zatrzymał się nagle i nerwowo rozejrzał się po rozwidleniu ścieżek pomiędzy rzędem numer 95, a 96. Najwyraźniej było to miejsce, którego szukaliśmy. Wyostrzyłam wzrok, ale nic podejrzanego nie dojrzałam.
- Powinien być tutaj!- zawołał wybuchowo chłopak.
- Ale go tutaj nie ma!- odkrzyknęłam, czując że zaraz eksploduję.
- Ej Harry... tu... tutaj jest Twoje nazwisko... - mruknął Neville wpatrując się w tajemniczą złotą tabliczkę. Podeszłam do niego bliżej, aby zaspokoić moją ciekawość i rzeczywiście, widniał na niej napis:
S.P.T do A.P.W.B.D.
Czarny Pan
i (?) Harry Potter

Zaraz potem poczułam, jak obok mnie staje Harry. Przyglądał się on kuli, która tak jakby wyczuwając obecność chłopaka zaiskrzyła się niebieskim światłem.
- Skąd to tutaj się wzięło?- zapytał Gryfon drżącym głosem.
- Mnie tu nie ma...- powiedziałam z zakłopotaniem.- Nikogo z nas poza Tobą...
- Harry, chyba nie powinieneś tego dotykać.- powiedziała Hermiona, gdy on wyciągnął dłoń ku szklanej kulce. Jednak złoty chłopiec zignorował to, a jego ręka przybliżała się do obiektu.
Spanikowana złapałam ją, a Gryfon spojrzał na mnie ukradkiem.
- Harry, nie.- mruknęłam.
- Tu jest moje imię i nazwisko.- warknął i wyrwał swoją dłoń.
Nie mogłam nic zrobić, czułam że postępuje on lekkomyślnie. Jednak Wybraniec okazał się uparty, a jego palce zacisnęły się na kulce. Zdjął ją z szafki i przyjrzał się jej. A po chwili salę wypełnił kobiecy głos.

„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...”

Wszyscy wpatrywaliśmy się w Wybrańca z zaciekawieniem, nikt nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Głos ten należał do naszej nauczycielki wróżbiarstwa, dlatego musiała to był przepowiednia, ale dlaczego ona właśnie tutaj się znalazła.
- Bardzo dobrze Potter. A teraz odwróć się grzecznie i powoli, i oddaj mi to.- usłyszeliśmy głos.
Nagle otoczyły nas czarne postacie, zagradzając nam z każdej strony drogę. Spod kapturów błyskały oczy, z tuzin zapalonych różdżek wycelowane były w nasze serca. Ginny wydała zduszony okrzyk.
- Gdzie jest Syriusz!- krzyknął Harry w stronę mężczyzny w którym rozpoznał Lucjusza Malfoy'a.
- Chyba powinieneś zauważyć różnicę między snem, a rzeczywistością.- rzucił kpiąco mężczyzna.
Podniosłam różdżkę, a moją głowę nawiedziło wspomnienie dwóch Cruciatusów wysłanych w moją stronę przez Malfoy'a. Wzdrygnęłam się niespokojnie.- Widziałeś tylko to co Czarny Pan chciał, abyś zobaczył, a teraz daj mi przepowiednię. 
Zdałam sobie sprawę z tego, że Hermiona miała rację. Było to tylko pozorne, Syriusz miał się dobrze, a my teraz wpadliśmy w pułapkę.
- Zniszczę ją jeśli komuś coś zrobisz.- zagroził oschle Wybraniec, gdy dotarło do niego to co właśnie się wydarzyło.
- He he he he, potrafi się bawić.- zaśmiała się triumfalnie kobieta wyłaniająca się z cienie .- Ecie pecie... mały Potter.- czarnowłosa udawała szczebiotanie małego dziecka.
- Bellatrix Lestrange.- rzucił ponuro Neville.
- Neville Logbottom tak? I jak tam rodzice?- zapytała drwiąco.
- Jak ich pomszczę poczują się lepiej!- krzyknął celując w nią różdżką, jednak Harry zdążył go powstrzymać. Najwyraźniej przywódca uznał, że to nie jest odpowiedni moment na walkę. 
- Proponuję abyśmy się wszyscy opanowali.- rzucił chmurno blond-włosy śmierciożerca.- My chcemy tylko dostać przepowiednię.
- Dlaczego Voldemort chciał, aby wpadła w moje ręce?- zapytał Potter.
- Śmiesz wymawiać jego imię?- oburzyła się Bellatrix.- Plugawy Mieszańcu!- krzyknęła.
- Nie krzycz, bo nie robisz na nikim wrażenia.- odrzekł Lucjusz.- Przepowiedni może dotknąć tylko osoba, której ona dotyczy, więc miałeś dużo szczęścia.- podchodził do nas wolno, a ja chciałam znaleźć jakiś słaby punkt, spróbować uciec.- Nie zastanawiało cię nigdy jaka jest przyczyna tej więzi między tobą a Czarnym Panem? Dlaczego nie mógł cię zabić, gdy byłeś jeszcze niemowlęciem? Nie chcesz poznać tajemnicy blizny na czole? Wszystkie odpowiedzi znajdują się tutaj Potter, w Twoich rękach.- Śmierciożerca był już bardzo blisko nas.- Wystarczy tylko, że mi ją dasz.
- Czekałem czternaście lat...- zaczął Potter, a koło które utworzyli naokoło nas śmierciożercy, zaczęło niepokojąco się zawężać.
- ...to wiem.- mruknął Lucjusz.
- Więc mogę poczekać jeszcze.- rzucił nagle Potter.- Już!
Sześć różnych głosów, wraz z moim ryknęło "Reducto". Siedem zaklęć buchnęło na wszystkie strony, roztrzaskując stojące naprzeciwko nas półki. Zauważyłam, że ogromne regały zadygotały, gdy wybuchło ze sto leżących na nich szklanych kul. W powietrzu zaroiło się od perłowo-białych postaci, które natychmiast rzuciły się na śmierciożerów. 
Kilku z nich dało się odciągnąć, ale niektórzy podbiegli do nas rzucając w naszą stronę kilkanaście różnych zaklęć. Udało mi się obronić przed jednym i drugim, a trzecie przeleciało kilka milimetrów nad moją głową.
- W nogi!- krzyknął Harry.
Rzuciliśmy się w ucieczkę. Kilka półek obok nas ugodzonych zaklęciem zachwiało się złowieszczo, a z nich zaczęło spadać jeszcze więcej kulek kulek. Biegłam przed siebie próbując wyłapać wśród okrzyków trwogi i bólu i dziwnych strzępów nowych przepowiedni, szmer próbujących mnie trafić zaklęć. Gdy wyczułam odpowiedni moment odwróciłam się szybko na pięcie.
- Depulso!- krzyknęłam, a jeden z popleczników Czarnego Pana został odrzucony do tyłu.



Zaraz potem biegłam nadal przed siebie, nie tylko unikając zaklęć, ale też je rzucając. Spojrzałam do tyłu, aby zorientować się ilu złych czarodziei nas goni, a w pewnym momencie nawet nie zauważyłam, kiedy jeden z tych nich uderzył mnie ramieniem mocno w brzuch, Jednak nie upadłam, podniosłam różdżkę.- Duro!- zawołałam, a śmierciożerca znieruchomiał i zamienił się w kamień. Jednak zaraz potem czyjaś ręka chwyciła mnie za ramię, usłyszałam, jak Ron krzyczy:- Drętwota i poczułam jak dłoń puszcza.
Pognałam przed siebie, a gdy dobiegłam razem w resztą do końca rzędu dziewięćdziesiątego siódmego, niespodziewanie odłączyłam się od reszty i skręciłam w lewo. 
Nagle jakby głosy, jęki i szmery ucichły. Spojrzałam za siebie, a gdy nie dostrzegłam tam nikogo podejrzanego. Stanęłam w jednym miejscu, próbując złapać oddech. Poczułam jak stróżka krwi płynie po moim policzku, złapałam się za głowę i spojrzałam na place, dostrzegłam na nich ciemnoczerwoną substancję. Westchnęłam, nawet nie zauważyłam kiedy zraniłam się w czoło.

Gdy już odpoczęłam, chciałam znaleźć moich przyjaciół, jednak nigdzie nie potrafiłam ich dostrzec. Błądziłam pomiędzy regałami, próbując nasłuchiwać głosów bitwy, ale wszystkie dźwięki, tak jakby nagle ulotniły się. Rozglądałam się wokół siebie, a w jednym momencie poczułam taką dziwną energię, która przyciągała mnie do siebie. Słabym krokiem powędrowałam w tamtą stronę. Stanęłam przez rzędem półek numer 99 i wlepiłam swój wzrok w jedną z kul, która od razu rozjarzyła się błękitno-bladym światłem, takim samym jak wtedy gdy Harry podszedł do swojej przepowiedni. Schyliłam wzrok, a na złotej tabliczce prześwitywał napis:

S.P.T do A.P.W.B.D
Rachel Lyrae Trust

Wybałuszyłam oczy, jednak była tutaj przepowiednia, która dotyczyła mojej osoby. Bez zastanowienia chwyciłam ją w dłonie. Moją rękę przeszedł wtedy dziwny dreszcz, przyjrzałam się kuli i dostrzegłam rozmazaną twarz kobiety, a po chwili do moich uszu dotarł głos:

"To właśnie jest ona, ta dla której pisana jest tajemnica, 
ta której dobro i zło może okazać się nieoczywistym kluczem.
Ta, która będzie swoim własnym przeciwnikiem.
Ona sama wybierze sobie los godny jej pochodzenia...
Bo takie są bowiem reguły: jeśli wybiera życie, wybiera także śmierć."

Głos ustał, a ja z otwartymi ustami wpatrywałam się w kulę przez dobre kilkanaście sekund póki nie wyszłam z szoku. Nie potrafiłam zrozumieć ani jednego słowa, zawartego w przepowiedni. Nie pojmowałam co to miało znaczyć. Jednak, jedno było pewnie... nigdy nie pragnęłam niczego tak bardzo, jak rozszyfrowania tej wiadomości.
Ruszyłam przed siebie, zabierając ze sobą kulkę, pragnęłam jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Nie obchodziło mnie nic w tym momencie, ani Voldemort, ani Harry... po prostu nic, tylko ta zagadka. Biegłam tak przez kilka minut ściskając mocno szklany obiekt, aby przypadkowo go nie uszkodzić. W pewnym momencie poczułam jak podłoga pode mną znika, staczałam się w dół po stromych kamiennych stopniach, obijając się boleśnie o nie, aż w końcu runęłam na ziemię z takim impetem, że aż zaparło mi dech w piersiach. Leżałam na samym dnie zagłębienia. Mimo bólu okolicach pleców, podniosłam się na nogi tak, że ledwo mogłam na nich ustać. Spojrzałam na swoją dłoń, to cud, że nie rozbiłam kuli. Gdy usłyszałam znajome dźwięki bitwy podbiegłam do drzwi, były one zamknięte. Przyłożyłam do niej ucho, aby wsłuchać się w te szmery. Uchwyciłam jedynie znajomy głos Bellatrix.
- No wyjdź Harry! Wyjdź maluszku!- wołała kobieta, naśladując kpiący głos dziecka.- To po co za mną biegałeś? Myślałam, że chcesz pomścić mojego drogiego kuzyna!
"Pomścić" "kuzyna", te słowa odbiły się echem po mojej głowie. Jak pomścić? O nie Syriusz!- krzyknęłam histerycznie w myślach.
- Chcę!- krzyknął Harry tak głośno, że echo słowa "chcę!" dotarło i do moich uszu.
- Ajajaja! Więc dzidziuś go kochał?
Chwila ciszy... myślałam, że coś się stało, że Harry oberwał jakimś zaklęciem, że ktoś go zabił.
Próbowałam użyć zaklęcia, jednak drzwi nawet nie ruszyły. Chwyciłam klamkę próbując jeszcze raz otworzyć niebieskoszare wrota, a gdy moje nachalne ciągnięcie za nią nic nie dawało, przysunęłam moją twarz bliżej do drzwi, błagając w myślach, aby Wybrańcowi nic się nie stało.
- Crucio!- usłyszałam Harry'ego, a zaraz potem krzyki bólu Lestrange.
Przeklęłam pod nosem, wyciągnęłam różdżkę - Bombarda Maxima!- rzuciłam. Zaklęcie zadziało, od razu drzwi rozwaliły się na milion małych kawałeczków, tworząc mi przejście do sąsiedniego pokoju, które dostrzegłam dopiero po tym, gdy dym zniknął z mojego pola widzenia. Gdy odzyskałam widoczność dostrzegłam Bellatrix leżącą obolałą na ziemi, która spojrzała na mnie i Harry'ego piorunującego ją wzrokiem. Odniosłam wrażenie, że Wybraniec po raz kolejny chciał rzucić zaklęcie torturujące na kobietę.
- Harry! Przestań!- krzyknęłam nerwowo, próbując powstrzymać go przez tym pomysłem.
- Ona zabiła Syriusza! Rozumiesz to Rachel, ZABIŁA!- krzyczał Gryfon jakby w transie nadal obserwując Lestrange.
- Ale Harry, ty nie postępujesz w taki spo... - przerwałam dostrzegając pośrodku sali wysokiego, chudego w czarnej szacie z kapturem mężczyznę. Miał on białą twarzą gada, w której płonęły szkarłatne oczy z pionowymi szparkami źrenic. To był Voldemort, który przybliżał się wolno do zielonookiego. Chłopak zamarł bez ruchu. Poczułam wtedy dziwny ścisk w żołądku, nie mogłam się odezwać, bałam się, że Czarny Pan mnie dostrzeże. Mój mózg kazał mi uciekać tam gdzie pieprz rośnie, ale nie potrafiłabym zostawić tutaj złotego chłopca, oparłam się tej chęci.
- Musisz naprawdę tego chcieć Potter- odezwał się cicho wpatrując się w Gryfona swoimi bezlitosnymi czerwonymi oczami.- Musisz naprawdę chcieć zadać ból... ona go zabiła, powinna ponieść karę...
- Nie słuchaj go! Nie jesteś zły, on Cię podpuszcza Harry! Nie poddawaj się tej żądzy sprawiania bólu, bo staniesz się taki sam jak on! - nie potrafiłam powstrzymać swojego głosu, musiałam to wykrzyczeć. W tym samym momencie zauważyłam, jak Tom odwraca się w moją stronę, chcąc w jakiś sposób zareagować. Jednak nie zdążył niczego zrobić...
- Expeliarmus!- Usłyszałam głos Harry'ego, który najwyraźniej wziął sobie moje słowa do serca. Zostawił Bellatrix w spokoju, która od razu ulotniła się z pomieszczenia przez kominek.
- Protego.- Czarny Pan obronił się.- Crucio.
Harry upadł na ziemię trafiony zaklęciem torturującym. Usłyszałam jedynie jego koszmarne krzyki, wił się on po podłodze próbując przetrzymać te okropne katusze...
Podniosłam wzrok, zauważyłam jak Tom nachyla się nad kulejącym chłopakiem...



- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia Potter.- odezwał się mężczyzna.- Za często mnie drażniłeś, za długo. Avada...  
Niee!- wrzasnęłam podnosząc różdżkę Harry'ego, która leżała nieopodal.- Alarte Ascendare!- wypowiedziałam formułkę, która jako jedyna wpadła mi do głowy. A w tym samym czasie, Voldemort rzucił inne zaklęcie, którego nie znałam. Promienie wystrzelone z naszych różdżek spotkały się po drodze, tworząc coś na kształt magicznej liny, czerwone promienie oplatały się w tym momencie z zielonymi. Walczyły one o dominację. Próbowałam utrzymywać zaklęcie na odpowiednio mocnym poziomie,  jednak przytłaczała mnie ogromna moc Czarnego Pana. Po chwili traciłam już siły, czułam jak różdżka odmawia mi posłuszeństwa, a struga czerwonego światła zbliża się do mnie szybkim pulsem. 



Nie wytrzymałam, zaklęcie rzucone przez dziedzica Slytherinu ugodziło mnie w brzuch. Odleciałam do tyłu i  grzmotnęłam w podłogę jakieś dwadzieścia stóp dalej. Pulsujący ból nawiedził moją głowę, rana na niej, po raz kolejny zaczęła krwawić, ograniczając mi widoczność. Dodatkowo wróżba, która do tej pory znajdowała się w mojej dłoni, rozbiła się upadając na kamień. Próbowałam się podnieść, jeszcze raz walczyć, chciałam dosięgnąć różdżki, która upadła niedaleko mnie.... Przeklęłam w myślach, usiłowałam podnieść się na łokciach, aby mieć do niej bliżej ale za każdym razem upadałam osłabiona na zimną podłogę. Nie miałam szans... spojrzałam w górę i zobaczyłam zadowoloną twarz Riddle'a.
- Tak! To zaklęcie... działa.- mężczyzna o białej twarzy wyglądał tak jakby przed chwilą wygrał drugie życie. Nie rozumiałam tego, przyglądał mi się uważnie, a jego pozbawione życia spojrzenie przyprawiało mnie o dreszcze.
- Ty musisz być Rachel, w końcu cię poznałem... och jakże mi miło.- powiedział ironicznie.- Taka mała i słaba istotka, jakim sposobem...- przerwał z niesmakiem, gorączkowo nad czymś myśląc.
- Skąd wiesz jak mam na imię?- mruknęłam słabo, ukradkiem zaciskając pięści na różdżce
- Trust... to chyba, nadzieja... żałosne nazwisko, nie sądzisz?- zapytał.
- Drętwota!- krzyknęłam ostatkami sił celując w niego.
- Crucio.- odpłacił się, unikając mojego zaklęcia.
Poczułam ból, jakiego nie doświadczyłam, ból, który trudno sobie wyobrazić, ból nie do zniesienia. Czułam wtedy, że umieram. Było to zaklęcie przepełnione nienawiścią, rzucane przez okrutnego czarodzieja, który z pewnością miał już doświadczenie w używaniu go. Leżałam na podłodze, twarzą w dół. Byłam zbyt słaba, żeby mieć prawo płakać. Moje łzy nie mają miały bytu. Nie miały prawa się pokazywać. Walczyłam o to, żeby nie płakać... i wygrywałam. Pochwyciłam uchem dźwięk, który brzmiał tak jakby dwie zbroje ocierały się o siebie, a potem odgłosy pojedynku. Promienie buchały nad moją głową, ale nie mogłam jej podnieść, aby sprawdzić co się stało.
- To była głupota, Tom przychodzić tutaj dziś w nocy.- powiedział spokojny głos.- Aurorzy zaraz tu będą...
- Zanim przyjdą, Dumbledore, ja będę daleko, a ty będziesz martwy!- warknął Voldemort.
Tymczasem... kuło mnie w nosie, chwytało za gardło i dusiło w piersiach... ale nie poddałam się... leżałam wpatrując się zamglonym wzrokiem w przestrzeń... Czy tak właśnie wygląda śmierć...?

13 komentarzy:

  1. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja! I to właśnie lubię :D Jedna sprawa: jak Voldek wypowiada się na temat nazwiska Rachel, a ona rzuca Drętwotę, to on mówi "Cricio", a chyba powinno być "Crucio". Poza tym nie mam uwag ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówka xD do poprawy. Zaraz się tym zajmę xd
      Dziękuję ;)

      Usuń
  2. Dobra, nie wiem, jakich słów nie używałam jeszcze, żeby określić, jak bardzo podobają mi się Twoje rozdziały... Powiedzmy, że ,,cudowny, idealny i świetny" to wcale nie są moje standardowe słowa, więc właśnie nimi określę tę część xD
    Przepowiednia o Rachel... cóż, zastanawiająca. Od prawie początku wiadome było, że Krukonka będzie mieć jakiś większy udział w tym wszystkim, ale mimo to za każdym razem, gdy pojawiają się tego wyraźne sygnały, kompletnie nie umiem się domyślić, co może wydarzyć się dalej. Ot, mój wolno myślący mózg :P
    Voldek, Voldek, ty wiesz, kim jest dla sprawy Rachel. Gdy znów będziemy się widzieć na herbatce, wszystko mi opowiesz...
    Końcówka taka smutna, mam jefnak nadzieję, że Rachel wyjdzie z tego bez większych szkód ;)
    Czekam na reakcje Freda na to, że Ray została ranna!!!
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże miło, hahahaha ;3
      Kurcze no, a mnie się właśnie wydawało, że w przepowiednia wyraziła się dosyć jasno, co do roli Rachel... ale skoro nie (może nawet i dobrze) wszystko wyjdzie w przysłowiowym "praniu" na szóstym roku ;)
      Voldek wie, on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim ona jest. Może właśnie dlatego jej nie zabił, jak miał okazję ^^
      Fizycznych szkód może nie będzie zbyt dużo, gorzej z psychicznymi szkodami ;>
      I Fred, oooo Fred... będzie jazda xD
      Wzajemnie ;3

      Usuń
  3. O, czyżbym nie była sama z nieogarnięciem przepowiedni? Zwłaszcza ostatni wers mnie zastanawia. + Druuugie imię Rachel! <3
    Moim zdaniem ten rozdział wyszedł Ci bardzo dobrze, ale jedna rzecz mnie zirytowała, wiesz? To, że jeszcze bardziej się zastanawiam o co z tą Rachel chodzi! A domyślam się, że nie dowiem się tego zbyt szybko (chyba, że Cię upiję i wyciągnę to z Ciebie! tak zrobię!).
    Biedna Rachel. Ciekawe, jak bardzo boli to zaklęcie. Zawsze mnie to zastanawiało. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co stało się z rodzicami Neville'a.
    Ha, i podejrzana książka się przydała!
    Przepraszam za taki lichy komentarz, ale jakoś nie mam weny dzisiaj i piszę to marne coś wyżej od prawie dwudziestu minut. X'D
    Pozdrawiam i życzę weny, A!
    PS: Dziękuję za dedykację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu ktoś? ;D hahahaha. Dobra następnym razem postaram się wyrażać nieco jaśniej... ale rzeczywiście, ostatni wers kryje za sobą najwięcej tajemnicy ;)
      No raczej, że się nie dowiesz ;D Wszystko wyjdzie na wierzch, trzeba tylko poczekać... ( ale teraz będę pamiętać, aby nie upić się w Twoim towarzystwie xd)
      Przydała się i przyda się nie raz, jednakże... największy pożytek z niej będzie miał Czarny Pan ;)
      Nie jest wcale lichy, mnie się podoba :3

      Usuń
  4. Kochana oczywiście że o tobie nie zapomniałam. Pisałam komentarze ale jak na złość gdy je opublikiwałam wyłączał mi się net i komentarz szedł się kochać. Rozdział świetny, przepowiednia Rachel bardzo mnie zaintrygowała zwłaszcza wers "ona sama wybierze sobie los godny jej pochodzenia". Odnoszę wrażenie że ona może być czystej krwi. Malfoy nadal był wredny. A ciekawe nad czym Voldek się tak zastanawiał. I dlaczego kazał blondasowi dać jej te książkę. Czekam na więcej. No i przepraszam za brak komentarzy. Ślę buziaki i życzę dużo weny❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnisisz takie wrażenie? Powiem, Ci tylko tyle, że wrażenia są bardzo dobrą rzeczą xd (poniekąd)
      To wie tylko sam Voldemort, ale spokojnie. Wszystko się wyjaśni na szóstym roku :)
      Dziękuję, że jednak mnie nie opuściłaś <3

      Usuń
  5. Zaskakujesz mnie :3 świetne, świetne i jeszcze raz świetne. Mówiąc szczerze, naczekałam się na ten rozdział, ale było warto. Jestem ciekawa co dalej będzie z naszą Rachel i jej przepowiednią.. Naprawdę już nie wiem co myśleć. Czuję, że Voldzio będzie chciał ją mieć po swojej stronie. Mam nadzieję, że będzie się mu opierać. :) ale ja tu nie gdybam wolę, żebyś sama napisała mi tu kolejny szybciutko, żeby wszystko się wyjaśniło xd
    Weny, kochana :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę to co pisałam wyżej: "wrażenia są bardzo dobrą rzeczą" ;)
      Dziękuję Kochana <3
      A tymczasem czekam na Twój kolejny rozdział z niecierpliwością ;*

      Usuń
  6. Jezu, i znowu mnie nie było.
    Wyobrażam sobie w tym momencie jak bardzo masz mnie dość gdy tak pojawiam się i znikam jak jakiś królik z kapelusza.
    Jedno słowo - chora.
    Co do rozdziału, jak przeczytałam, że trochę się wspierałaś filmem pomyślałam "Boże, jakie to będzie nudne... " (co za szczerość xd) , ale Twoje opowiadanie jest jak najlepsza książka, którą, pomimo, że czytam 10 raz to robię to z niezwykłą ciekawością i fascynacją. Tak też jest w Twoim przypadku. Możesz mi opisać jak ktoś włącza telewizor, a ja i tak będę zachwycona. Nie wiem jak to robisz, ale nawet jak dzieje się coś co było, albo coś zwykłego to nie mogę się od tego oderwać.
    Oczywiście po skończonej lekturze rozdziału wyciągam wielki młot i walę siebie w łeb za te przeklęte myśli, które przyszły mi gdy zaczęłam czytać.
    Co do przepowiedni Rachel... Kompletnie nie mogę się domyślić co się stanie itd.
    Ale powiem ci, że to dobrze, że rzeczy oczywiste dla ciebie - są trudne dla innych.
    Ja też się z tym niedawno u siebie spotkałam i takie "wow, oni na prawdę nie czają? Dałam im tyle wskazówek". Ale, przyznaj, że jest to bardzo satysfakcjonujące ^^
    Rozdział jak zwykle świetny!
    Jakby co, to u mnie w końcu jest nowy, więc zapraszam ^^

    Pozdrawiam cieplutko i czekam na next'a! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale Cię nie mama dość ;)
      Jestem dumna, że mam taką czytelniczkę, która pomimo swoich nieobecności, nadal ze mną jest.
      A co do tej szczerości- zapewne każdy tak pomyślał, tylko nie chciał się przyznać. Chyba nawet się nie dziwię xd
      Hahhaha jak ktoś włącza telewizor ;) zaiste (może kiedyś...^^)
      No ale nie zrób sobie krzywdy tym młotem xD
      A co do przepowiedni to hmm... z jednej strony jest to dosyć dziwne, a z drugiej... cieszy mnie to, przynajmniej nie rąbnęłam wam aż za dużego spojleru ^^
      Zaraz do Ciebie zajrzę... lecim! ;D

      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Witam. Zostałaś dodana do Potterowskiego Spisu.
    Proszę zamieszczenie linku http://potterowskispis.blogspot.com/ u siebie.
    Pozdrawiam Smile

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody