Music

sobota, 3 października 2015

Rozdział 12 "Nie powinnaś rezygnować ze swojego szczęścia na rzecz innych."


Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, jeszcze nigdy nie przebyłam takiej ilości schodów, bez chwili oddechu. Czułam jak powoli opada ze mnie siła, jednak nie potrafiłam się zatrzymać, serce... albo umysł nakazywały mi dzielnie przetrzymywać ten dystans, póki w jak najszybszym czasie razem z Penelopą nie dostaniemy się na sam szczyt wieży astronomicznej i nie uratujemy Grega. Gdy dotarłyśmy na najwyżej wysunięty punkt w szkole, zatrzymałyśmy się w drzwiach. Próbując złapać oddech, obserwowałam jak Puchon cały roztrzęsiony siedzi tyłem do nas na fotelu, gdzie przed balem sylwestrowym podarował mi bukiecik kwiatów.
- Greg? Wszystko w porządku?-zapytałam podchodząc do niego wolnym krokiem, na który w zaistniałej sytuacji mogłam sobie pozwolić.
- Rachel...- wydukał oschle gdy byłam już w połowie drogi.
- Kochanie.- powiedziałam najcichszym głosem na jaki było mnie stać.
- Dlaczego mi to zrobiłaś... dlaczego?- zapytał odwracając swój pozbawiony życia wzrok w moją stronę. Przyjrzałam się bliżej jego brązowym źrenicom, niegdyś tak kochanym i uwielbianym, wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że były one nieco inne niż zazwyczaj. Emanowało z nich dziwne zimno, które przyprawiało mnie o dreszcze.
- O co Ci chodzi?- zapytałam odważnie podchodząc bliżej, nie zważając na niepokój, który sprawiał że czułam dziwne uczucie w okolicy brzucha.
- Jak mogłaś pozwolić na to, aby on umarł.- mówiąc to nagle zerwał się z fotela i zaczął mnie świdrować wzrokiem, tak bardzo przypominającym wściekły wyraz twarzy Malfoy'a.
Już wtedy wiedziałam o co mu chodzi, nie potrafiłam uwierzyć w to, że mój chłopak mógł posądzić mnie o śmierć Zachariasza. Jednak, w jednym momencie pojawił mi się obraz umierającego Puchona, któremu nie potrafiłam pomóc, na co moje ciało niebezpiecznie drgnęło.
- Greg... ale ja...- zaczęłam się tłumaczyć.
- Powiedz, czy sprawił ci radość widok jego martwej twarzy...?- zapytał głosem, przywodzącym mi na myśl te okropne ochrypłe dźwięki zjaw z horrorów i zaczął niebezpiecznie się do mnie zbliżać.
- Dobrze wiesz, że nie. Kochany... któż ci naopowiadał tylu bzdur.- zapytałam, chwytając jego zimną dłoń w moje obie ręce, jednocześnie przypatrując się jego kamiennej twarzy.
- To nieistotne, szlamo...- wysyczał.
- Co...?- wytrzeszczyłam na niego oczy. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak nagle z kochającego i lojalnego chłopaka, mógł wyjść ktoś kto przywodził mi na myśl zachowanie typowo Ślizgońskie. Nie chciało mi się wierzyć, jak Greg mógł nazwać mnie w taki sposób, przecież on również był mugolakiem. Spojrzałam na niego spode łba, a po chwili poczułam jak jednym zwinnym ruchem wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku.
-  A może sama stoisz za jego śmiercią.- stwierdził z nienawiścią w głosie i złapał mnie mocno za nadgarstek. Jęknęłam, czując ten ból w okolicy dłoni. Od razu rozejrzałam się nerwowo po sali szukając ratunku, ale nigdzie nie potrafiłam dostrzec Penelopy, tak jakby nagle rozpłynęła się ona w powietrzu. Nie wiedziałam nawet kiedy, przecież przed sekundą, jeszcze tam stała.
- Greg...- przerwałam przerażona, czując zagrożenie.- Ty oszalałeś, puść mnie... to boli.- rozkazałam bezradnym tonem.- Bardzo dobrze wiesz, że o nie była moja wina. Porozmawiajmy.- błagałam, próbując załagodzić sytuację.
- O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać, zabiłaś go!- krzyknął, niczym szaleniec.
Przeraziłam się, czując że Puchon popycha mnie w stronę uchylonego okna z zamiarem wypchnięcia mnie z niego. Próbowałam na wszelkie sposoby wyrwać się z tej niewygodnej pozycji, ale nie potrafiłam. Miałam do siebie żal o to, że zapomniałam zabrać różdżki z dormitorium, dokładnie wtedy gdy była mi ona potrzebna.
- Posłuchaj mnie, Greg...- rzuciłam pośpiesznie czując mroźny wiatr, który obijał się niemiłosiernie po moich plecach.- To nie jesteś ty, obudź się. Patrz co robisz... zwariowałeś. Greg... Greg do cholery!- krzyknęłam spanikowana, tym że zaraz wylecę przez okno. Jednak moje próby przywrócenia go do normalności, nie dawały pożądanego skutku. Zamknęłam oczy zrezygnowana, próbując przygotować się na najgorsze.
- Conjunctivitis.- usłyszałam ponury męski głos. Rozbłysło się białe światło i nagle poczułam, jak uścisk chłopaka zwolnił się. Otworzyłam oczy i dostrzegłam Puchona, który zwijał się na podłodze, najwyraźniej próbując dłońmi usunąć skutki zaklęcia oślepiającego. Zwróciłam wzrok w stronę drzwi i zauważyłam w nich stojącego Snape'a, który trzymał w dłoniach różdżkę.
- Trust... Odejdź stąd, szybko.- rozkazał władczym tonem nauczyciel.
-  Skąd pan wiedział?- zapytałam, oszołomiona tym, że to właśnie ten... konkretnie nauczyciel uratował mnie, zjawiając się w odpowiednim momencie.
- Nie czas na pytania.- wysyczał, nadal celując różdżką w Grega.- Proszę opuścić to pomieszczenie... natychmiast.- zarządził ostrym tonem.
Wiedziałam, że teraz i tak niczego się nie dowiem. Dlatego wykonałam posłusznie polecenie, z nadzieją że gdy nadejdzie odpowiedni czas, wszystko się wyjaśni.

Draco


Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca, nie jestem zbyt cierpliwy. Szczególnie jeśli chodzi o tego rodzaju sprawy związane z Czarnym panem oraz bezpieczeństwem moim i swojej rodziny. Chodziłem z kąta w kąt. Próbowałem usadowić się na odpowiednim miejscu, raz na fotelu, stole, swoim łóżku w dormitorium. Chciałem nawet udać się w stronę łazienki, jednak uznałem że to nie jest pomysł godny arystokratycznego pochodzenia... i dumy członka domu węża. Zatrzymałem się obok kominka w którym czerwono-pomarańczowe iskierki tańczyły właśnie w rytm wydawanych dźwięków przez palące się drewno. Przypatrywałem się cierpliwie płomieniom, które tak dumie poruszały się wewnątrz kominka. Przywodziły mi one na myśl niszczycielską moc Voldemorta, na co moje ciało niebezpiecznie drgało, nie byłem przekonany czy to przez strach, czy niepokój spowodowany niemiłosiernie ciągnącym się czasem. Klęknąłem, po to aby poczuć to gorąco które trafiało w moją twarz i dawało poczucie ciepła rodzinnego, które tak brutalnie zostało mi odebrane. Przymknąłem oczy i rozkoszowałem się tym uczuciem. To był jeden z lepszych momentów które tak rzadko mi się zdarzały. Usłyszałem kroki idące w moją stronę i gdyby nie fakt, że to mogło być powodem mojego zniecierpliwienia, zostałbym w tej pozycji nieco dłużej, ciesząc się ciepłem ognia.
- Smoku, wszystko poszło po twojej myśli.- usłyszałem za sobą zadowolony męski głos.
Odwróciłem się w stronę drzwi i dostrzegłem w nich, niecodzienny widok. Była nim dziewczyna o długich blond włosach, kręcących się na wszystkie strony o bardzo muskularnej, męskiej posturze i odcieniem skóry bardzo odbiegającym od karnacji twarzy.
-  Wszystko tak jak ustaliliśmy? Co do joty?- zapytałem czując jak na moją twarz spływa uśmieszek, który zwiastuje zadowolenie.
- To chyba jasne, jeśli ja się za coś biorę. Nie ma bata, aby się to nie udało.- powiedziała dziewczyna, która w mgnieniu oka zamieniła się z czarnoskórego Ślizgona.
- Wiem o tym doskonale Blaise.- odparłem, czując napływającą adrenalinę do wnętrza mojego ciała.
- A gdzie podziękowania smoku... - zapytał nieco zażenowany chłopak, brakiem jakiejkolwiek reakcji, ze strony kumpla za dobrze wykonaną robotę.
- I na podziękowania przyjdzie czas... jeżeli cierpliwie poczekasz nagroda będzie warta twoich "niezwykłych" czynów.- odparłem ironicznie, rzucając się na czarną skórzaną sofę i rozsiadając się na niej.
- I to tyle?...- zapytał zawiedziony Ślizgon, świdrując mnie wzrokiem.- Musiałem wypić ten ohydny eliksir wielosokowy, który smakował jak siki goblina...
- Siki goblina...? Próbowałeś już diable?- odparłem drwiąco przerywając jego wywody i spojrzałem na niego z wyższością.
- Nie przesadzaj stary, bo możesz się doigrać.- wysyczał, zauważając moją ignorancję - Musiałem wypić to obrzydlistwo, zmienić się w laskę, zaciągnąć tą szlamę Trust na wieżę astronomiczną i wmówić temu pajacowi Parkerowi, że mugolaczka jest winna śmierci jego kumpla Smith'a, uprzednio tworząc ten cholerny eliksir łatwowierności, a ty mi mówisz że na nagrodę będę musiał poczekać.- kontynuował już nieco zdenerwowany Blaise, krzyżując niebezpiecznie ręce na piersi.
- Dobra, panienko... przestań już narzekać, głowa zaczyna mnie od tego boleć. Dostaniesz swoją nagrodę w odpowiednim czasie, oboje dostaniemy... A teraz się módl, żeby ta szlama chwyciła przynętę. Bo oboje zginiemy...
- Zginiemy?- Blaise wydawał się przerażony, powtarzając moje słowa.- Jak to zginiemy? Malfoy, w co ty się znowu wplątałeś?- zapytał z wyrzutem.
- Wplątaliśmy... Zabini, my oboje.- odparłem spokojnie, nie ukazując słabości, która nawiedza mnie co jakiś czas.- Nie pękaj stary, za późno aby się wycofać.
- Smoku... czemu ty raz nie możesz siedzieć na swoim arystokratycznym zadzie w jednym miejscu.- powiedział nieco zgorszony czarnoskóry podnosząc lewą brew.
- Taka już moja natura, diable. Ty nigdy tego nie zrozumiesz.- odparłem nieco przygnębiony.
Przez chwile milczeliśmy oboje, wpatrywałem się na swojego przyjaciela. Wydawał się on być pogrążony w myślach, mógłbym przysiąc, że w pewnym momencie dostrzegłem w nim nutkę niepokoju połączoną z strachem. Ot proszę, piękny przykład upadku podstawowych wartości w domu węża, które kształtowały się od kilkunastu lat.
- Dobra, więc co robimy dalej?- zapytał Zabini, przerywając ciszę.
- Teraz? Obijamy się... musimy zaczekać na dalszy rozwój wydarzeń. A w międzyczasie muszę znaleźć pewną... niesamowicie wkurzającą dziewczynę.- powiedziałem z niesmakiem, a zauważając malującą się na twarzy Blaise'a ciekawość, ciągnąłem.- Muszę dopilnować, aby Stella przypadkowo nam nie zaszkodziła.
- Stella? Kto to jest?- zapytał.
- Młodsza siostra David'a, tej marnej imitacji Ślizgona.- odparłem kpiąco.
- No co ty, ona? Nasza "ukochana" mistrzyni eliksirów?- zironizował z niesmakiem Blaise.- Co ona ma z tym wspólnego?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie diable.- sprostowałem.- Ale nie wiem, czy będzie Cię obchodziła ta szmata, skoro za jakiś czas... zginie.
Na co oboje wymieniliśmy się wymownymi spojrzeniami, a po chwili wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. To niemożliwe, jak oboje rozumieliśmy się bez słów, trochę żałowałem, że tak późno się z nim zaprzyjaźniłem. Przynajmniej te pierwsze trzy lata w tej budzie, nie byłyby takie nudne. Oczywiście, miałem swoich "przyjaciół" Crabba i Goyle'a, ale to były osoby które nie miały ani kszty zdrowego rozsądku i jeszcze mniej rozumu.
- O tak diable, my tu jeszcze zamieszamy.- dodałem...




 Biegłam ile sił w nogach, ale okropna ośmiooka bestia była szybsza, za każdym razem odcinała mi drogę. Najwyraźniej jej rozstaw nóg, który sięga piętnastu stóp, doskonale sprawdza się w sytuacji gdy trzeba dogonić domniemaną ofiarę. Przyśpieszyłam kroku, jednak i to nic nie dawało, musiałam użyć zaklęcia którego nie znałam, ponieważ wszystkie inne okazały się złudną nadzieją. Jednakże jak ta ofiara która czeka na cud, rzucałam przeróżnymi zaklęciami na wszystkie strony, lecz i one i przeklinanie bestii i jej potomstwo w myślach nic nie dawało. Latałam po lesie spanikowana, zwierzę już parę razy mnie dopadło. Lecz za każdym razem udawało mi się wyślizgnąć. Z moich rozdartych dziur na spodniach zaczęła sączyć się krew, spływała ona ciurkiem po ubraniu. Pulsujący ból który nawiedził moją głowę pod wpływem uderzenia w drzewo, nie ułatwiał mi zadania. Wyglądałam jak wrak człowieka. Byłam wycieńczona, czułam się jak zabawka. Traciłam powoli siły, upadałam na kolana. Dotykałam nimi zimnej ziemi, co jakiś czas nawiedzała mnie okropna myśl, aby... po prostu poddać się i posłużyć jako pokarm dla włochatej akromantuli. Ale zaraz potem podnosiłam się niczym dzielny rycerz i biegłam przed siebie. Zaczęłam traktować ból, jak starego przyjaciela, a to dodawało mi siły, jednak w pewnym momencie poczułam, że jeden z odnóż bestii dotyka moich pleców, rozcinając jednocześnie skórę na nich, upadłam po raz kolejny czując ten piekący ból. Próbowałam wstać, ale nie potrafiłam, to był mój koniec. Obróciłam się na plecy, aby po raz ostatni spojrzeć w osiem oczu bestii, poddałam się. Obserwowałam jak szczękoczułki pająka zbliżają się do mnie niebezpiecznie, tak samo jak mój nieubłagany koniec. W pewnym momencie zdołałam nawet zauważyć ślinę cieknącą z nich. Zamknęłam oczy o moją ostatnią myślą było zdanie " Rachel! Wstawaj!".

Podniosłam się nagle, otworzyłam oczy i zauważyłam nad sobą zatroskaną twarz Ginny, która nie potrafiła ukryć przerażenia.
- Rachel? Wszystko gra?- zapytała drżącym głosem.
Uświadomiłam sobie, że cała ta sytuacja, która zdarzyła się w lesie była tylko snem, cholernym wybrykiem mojej chorej wyobraźni. 
- Tak...- odpowiedziałam nieco piskliwym głosem.-... a dlaczego pytasz?
- Miotałaś się po całym łóżku jak jakaś chora psychicznie osoba, krzyczałaś i na okrągło jęczałaś że cię plecy pieką.- odpowiedziała już nieco spokojniej.
- Tak? Musiałam mieć jakiś okropny sen... to nic.- uspokoiłam rudą i posłałam jej delikatny uśmiech.
-  Zachowywałaś się gorzej niż Harry, kiedy ma ten jeden ze swoich okropnych snów o Czarnym panu.- powiadomiła mnie, jednocześnie siadając na samym końcu mojego łóżka.
- Naprawdę? Gorzej niż Harry?- zdziwiłam się.- Ej, a ty w ogóle skąd wiesz jak on się zachowuje podczas snu? Obserwujesz jak śpi czy coś?- zażartowałam i zaraz potem poczułam, że jak zwykle bojowa ruda, uderzyła mnie lekko w ramię.- No przecież żartowałam.- wyjaśniłam widząc jej karcące spojrzenie, pomieszane z nutką rozbawienia.
- Mam, nadzieję.- odparła Ginny z uśmiechem.- A teraz ubieraj się, musisz mnie wspierać.
- W czym?- zapytałam podejrzliwie i rozciągnęłam się na łóżku.
- No przecież dzisiaj mamy pierwszy trening odkąd skład drużyny Gryffindoru zmienił się.- odparła, posyłając mi rozżalone spojrzenie.- Jestem szukającą.
- Ach, no tak zapomniałam, wybacz...- powiedziałam łagodnym tonem. Po czym zerwałam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki.
- Tylko nie siedź tam zbyt długo. Za godzinę zaczynamy.- powiadomiła mnie dziewczyna i zachichotała.
Posłałam jej promienny uśmiech i zniknęłam za drzwiami. Podeszłam do umywalki, spojrzałam w lustro i napotkałam po drugiej stronie obraz zmarnowanego człowieka. Najwyraźniej takiego rodzaju sny, które ostatnio zdarzały się bardzo często nie służyły mojej urodzie. Po chwili przemyłam twarz zimną wodą, nałożyłam cień do powiek i tusz do rzęs. Umalowałam usta błyszczykiem o zapachu arbuza i upięłam włosy w luźny kok, zostawiłam jedynie pojedyncze pasma włosów, które opadały bezwiednie na twarz. Zadowolona z efektu mojej pracy, wyszłam z łazienki.
- Ej Ginny, w ogóle jak dostałaś się do mojego dormitorium, kto Cię wpuścił?- zapytałam zamykając drzwi.
Odwróciłam się w stronę łóżka i dostrzegłam przyjaciółkę która była odwrócona do mnie plecami. I siedziała osłupiała, wpatrując się w swoje kolana.
- Gin?- próbowałam zwrócić jej uwagę, zaniepokojona zachowaniem dziewczyny.- Gin, wszystko gra?- podeszłam bliżej. 
Gdy już dotarłam do niej zauważyłam, że ruda trzyma w rękach moją księgę czarów i przypatruje się jej okładce. Przeraziłam się, zawsze chowałam księgę w bezpiecznym miejscu, tak aby nikt się o niej nie dowiedział. Więc jakim cudem Ginny ją znalazła?- zapytałam sama siebie. Poczułam wtedy dziwny żal i jednym zwinnym ruchem próbowałam wyrwać Gryfonce książkę z rąk. Jednak, ona zdążyła odsunąć dłoń.
- Rachel?...- powiedziała ruda drżącym głosem.- Co to jest za książka?- wytrzeszczyła na mnie oczy.
- To jest taki mój materiał dodatkowy, wiesz że bardzo lubię się uczyć.- skłamałam. 
Nie wiedziałam, dlaczego kłamię, zamiast powiedzieć całą prawdę. Ginny to moja przyjaciółka, więc powinna wiedzieć o takich rzeczach. Jednak nie potrafiłam oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że lepiej zachować to dla siebie.
- Materiał dodatkowy? Ray... przecież tam są też zaklęcia z zakresu czarnej magii. Gdzie ty znalazłaś tą księgę.- zapytała się mnie podejrzliwie. Po czym zerwała się na równe nogi i podeszła niepewnie do okna.



- W dziale ksiąg zakazanych.- rzuciłam pośpiesznie, a widząc jej przerażone spojrzenie dodałam, że dostałam specjalne pozwolenie od McGonagall.
Gryfonka przyglądała się mi przez chwilę. Z jej wyrazu twarzy można było odczytać niepewność co do wiarygodności moich słów. Nawet się jej nie dziwiłam, w końcu ona znała mnie najlepiej. Wiedziała, że brzydzę się takim rodzajem magii. Jednak musiałam jakoś zareagować, bo wszystko by się wydało.
- Och, Ginn... zaufaj mi, odłóż tą księgę i pomóż mi wybrać ubrania.- poposiłam z łagodnym uśmiechem na twarzy.- To tylko zadanie, a poza tym omijam szerokim łukiem ten rozdział.
-  No dobrze, ale i tak uważam, że powinnaś to oddać.- ostrzegła mnie po chwili namysłu.- Wcale się nie dziwię, że potem masz koszmary.- dodała i odłożyła księgę na parapet.
Ulżyło mi w tym momencie, dobrze że jej nie otworzyła, mogła wpakować się w projekcje z którą by sobie nie poradziła. Parę razy zdarzało mi się trafić na zaklęcie z którym nie dawałam sobie rady, na szczęście książka była tak zaczarowana, że po jakimś czasie projekcja znikała, a w rogu zawsze pojawiał się napis: "Spróbuj jeszcze raz".
- Wezmę to pod uwagę.- odparłam z uśmiechem.- Doradź więc co mam na siebie włożyć...
Wybiegłyśmy ze szkoły, uprzednio zatrzymując się w szatni, gdzie drużyna Gryffindoru przebiera się na mecze, po to aby Ginny założyła strój gracza. Gdy dotarłyśmy na boisko zauważyłyśmy, że cała drużyna, stała w dwóch rzędach i słuchala wytycznych naszego nowego kapitana, wybranego drogą głosowania Angeliny Johnson. Która niejednoznacznie skrzywiła się, gdy dostrzegła spóźnioną już zapewne przyjaciółkę i przywołała ją do siebie ręką. Posłałam Gryfonce przepraszające spojrzenie i obserwowałam, jak ruda oddala się w stronę swojej drużyny. Ruszyłam w stronę trybun, a tam dostrzegłam siedzących bliźniaków patrzących tęsknym wzrokiem na boisko.
Zrobiło mi się ich żal, to był pierwszy trening od lat, w jakim oni nie mogli uczestniczyć. Poczułam zimno, które stykało się z moim ciałem, pogoda w lutym nie należała do tych najprzyjemniejszych, było pochmurno i mokro, a gęsta jak mleko mgła utrudniała widoczność, zapięłam szarą bluzę, aby się ogrzać i ruszyłam w stronę Freda i George'a, zręcznie unikając członków drużyny Ravenclawu, którzy przyszli na trening Gryfonów, aby zorientować się jaki będzie współgrał nowy skład Reprezentacji lwa.
- Dobra Freddie, gotowy na tę katastrofę?- zapytał brata George z kpiącym uśmieszkiem.
- No wiesz Georgie, biorąc pod uwagę, fakt że byliśmy najlepszymi pałkarzami, jakich ta zakichana drużyna miała, a nasze miejsce weszli dwaj imbecyle tacy jak Adrew Kirke i Jack Sloper... to tak jak najbardziej.- odpowiedział bratu rudzielec i roześmiał się.
- Ach chłopaki, nie narzekajcie. Może oni was akurat godnie zastąpią.- wtrąciłam się w dyskusję i usiadłam pomiędzy Weasleyów.
- No proszę, kim jesteś dziewczynko. Tak dawno z nami nie rozmawiałaś, że zapomnieliśmy już jak masz na imię.- zażartował George.
- Zabawne George.- uśmiechnęłam się.- Bardzo was obu przepraszam, miałam bardzo napięty grafik.
- Grafik ważniejszy od przyjaciół? Słyszałeś ją George.- odparł Fred zwracając się do brata, z udawanym żalem malującym się na jego twarzy.
- Słyszałem i nie mogę w to uwierzyć.- odpowiedział mu bliźniak.- Powinniśmy się na ciebie teraz obrazić.
Wiedziałam, że bliźniacy żartują jednak było mi strasznie wstyd, że zaniedbałam ich ostatnio. To wszystko przez tę cholerną sytuację z Gregiem i przez nowe zasady wprowadzone przez tę ropuchę Umbridge. Rudzielce nie mogli się do mnie zbliżać nawet na pięć cali, poza tym od kiedy wyszła sprawa Gwardii Dumbledore'a jesteśmy teraz pod stałą obserwacją dyrekcji szkoły.
- Fred, George... Przestańcie się wygłupiać, naprawdę mi teraz przykro z tego powodu.- odparłam z skruchą.
- Tylko ciekawe jak bardzo przykro.- odparł Fred, rzucając wymowne spojrzenie bratu.
- O czym ty mówisz, Freddie.- zapytałam podejrzliwie.
- Będziesz musiała się nieźle naprodukować, abyśmy ci wybaczyli.- odpowiedział mi George puszczając oczko.
Na co ja tylko uśmiechnęłam się, wstałam i cmoknęłam w policzek Georga, potem Freda. Dałabym głowę, że oboje zarumienili się lekko w tym momencie.
- Wystarczy?- zapytałam bliźniaków i zachichotałam.
- Bracie.. wydaje mi się, że powinniśmy częściej obrażać się na Rachel.- stwierdził Fred z szerokim uśmiechem.
- Też mi się tak wydaje Freddie.- odpowiedział mu rudzielec.
- Dzieci...- mruknęłam pod nosem, jednak schlebiało mi to. Czasami wydawało mi się, że mam z bliźniakami lepsze kontakty, niż Ginny.
Nagle nasze spojrzenia zwróciła Angelina, która prawdopodobnie wydzierała się na Andrew'a Kirke'a, który na widok nadlatującej Alicji z kaflem, o mało co nie spadł z miotły.
- To żenujące...- skrzywił się Fred, widząc nieudolnego pałkarza.- George, twoja dziewczyna będzie miała pełne ręce roboty, przed meczem z Krukonami. Już jej współczuję.
Uśmiechnęłam się w tym momencie, pod nosem. Może w końcu Ravenclaw wygra puchar. Jednak widząc niemrawe miny rudzielców, zrobiło mi się smutno. Oni tak kochali tą grę, przykładali się do niej, uczęszczali na każde treningi, a teraz przez Malfoy'a zostali w tym zawieszeni. Próbowali podchodzić do tej sytuacji z dystansem i obaj chcieli się z tego śmiać. Jednak, z tego co zdążyłam zauważyć, niezbyt im to wychodziło.
- No, ale popatrzcie na to z innej strony. Ginny dobrze radzi sobie jako szukająca. Może akurat dopadnie znicza.- pocieszałam ich. Jednak nie usłyszałam odzewu.- W końcu już złapała go z dwa razy na tym treningu.- dodałam z lekkim uśmiechem.
- Alicja, także sobie świetnie radzi.- powiadomił brata George.- Zdobyła już pię...- przerwał widząc moją pełną żalu minę.
- Tak, jest świetna.- przytaknął Fred z uśmiechem przypatrując się Gryfonce, nie zauważając mojego zdenerwowania.
Wzięłam głęboki oddech, jednak nie uciszył on chaosu w mojej głowie. Nie miałam ochoty uczestniczyć w tej dyskusji. Chciałam jak najszybciej się stamtąd ulotnić.
- Chyba, muszę już iść.- powiedziałam z ponurym głosem i podniosłam się z trybun. Jednak poczułam, że Fred łapie mnie za rękę, nie pozwalając mi uciec. Odwróciłam głowę w jego stronę i dostrzegłam zaciekawione spojrzenie rudzielca. Już chciałam coś powiedzieć, ale moją uwagę zwrócił Jack Sloper, który nie trafił w tłuczka i uderzył Angelinę w twarz pałką. Na co George od razu zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę drużyny Gryffindoru, która zrezygnowana, zakończyła przedwcześnie trening. W tym momencie zostaliśmy sami z Fredem.
- Rachel... możesz mi powiedzieć w co ty grasz?- zapytał się Gryfon.
- Niezbyt rozumiem o co ci chodzi Fred.- odpowiedziałam wymijająco.- Mógłbyś mnie puścić? Śpieszę się.
- Nie... porozmawiaj ze mną w końcu.- powiedział z kamienną twarzą, wstając z trybun.
- Nie sądzę żebyśmy mieli o czym rozmawiać.- zaprzeczyłam próbując wyrwać rękę z mocnego uścisku Weasley'a. Jednak on tylko przybliżył swoją twarz do mojej twarzy na niebezpiecznie bliską odległość.- A ja sądzę, że jednak mamy o czym rozmawiać- wyszeptał ciepłym głosem.
- O czym?- zapytałam głupio, opuszczając wzrok na ziemię po to aby uciec od jego wspaniałych, brązowych oczu.
- Ile chcesz się jeszcze bawić w taki sposób?- zapytał.
Poczułam jak jego palce dotknęły mojego podbródka i delikatnie skierowały go w górę.
- Fred...- nie dokończyłam. Rudzielec zdołał uciszył mnie, obdarowując moją osobę pocałunkiem. Od razu odsunęłam głowę w bok. Odepchnęłam go lekko.- Nie powinniśmy... - mruknęłam patrząc w jego oczy.
- Wiem, że tego pragniesz, wiem że pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie. Dlaczego się przed tym wzbraniasz, dlaczego ciągle uciekasz?- po raz kolejny przybliżył swoje usta od moich. 
- Przestań.- powiedziałam ostro, odwracając twarz w bok.
- Ja z Tobą oszaleję Ray... widzę jak na mnie patrzysz. Wiem czego chcesz, nie rozumiem niczego.- odparł Fred i usiadł zrezygnowany na trybunach.
Chciałam uciec z boiska i nie kontynuować więcej tego tematu. Rozum podpowiadał mi żeby uciekać, tam gdzie pieprz rośnie, a serce broniło się z całej siły, zmuszało mnie do chęci wyjaśnienia tej sprawy...ostatecznego wyjaśnienia. Poddałam się temu, najwyraźniej uznałam, że to najwyższy czas.
- Fred... Ja sama nie wiem co mam o tym myśleć. Jestem w kropce rozumiesz?- zapytałam siadając obok niego.- Wiem... że czuję do ciebie więcej niż powinnam, wiem że z tobą byłabym szczęśliwa. Jednak wokół mnie ostatnio tyle się dzieje... tyle zła, trosk, bezpodstawnych oskarżeń. Dobrze wiesz, że Greg mnie zaatakował, obwiniał mnie o śmierć Zachariasza. Załamał się i przez to trafił do świętego Munga posądzany o wariactwo...
- Rachel, ale to nie jest żadne wyjaśnienie. Poproszę o konkrety... dlaczego nie chcesz się poddać temu uczuciu, skoro to co było między tobą a Parkerem wypaliło się?- zapytał odwracając swój smutny wzrok w moją stronę.- Od dawna...
- Ponieważ chciałam wspierać Grega, obronić go przed... nim samym.- przyznałam.- Bałam się, że sobie coś zrobi, nie chciałam dodatkowo go ranić. Już... przed balem sylwestrowym chciałam z nim zerwać. Z resztą nie tylko z nim, byłam już na tyle zdesperowana, że planowałam nawet zerwać kontakt z tobą.- poczułam jedną samotną łez spływającą o moim policzku.- Nie radziłam sobie z podzielnym uczuciem, byłam rozdarta wewnętrznie.- ściszyłam głos.- Chciałam zrezygnować z... ciebie, z najważniejszej dla mnie osoby, aby cię nie ranić... zdałam sobie sprawę z tego podczas ostatniego spotkania Gwardii Dumbledore'a, kiedy to wywołałam patronusa dzięki wspomnieniu o naszym pierwszym pocałunku na Grimmuald Place.
- W końcu zaczynam łapać.- uśmiechnął się do mnie.- Ty mnie musisz naprawdę lubić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, ze to jest naprawdę dla ciebie trudne, ale, mimo wszystko nie powinnaś rezygnować ze swojego szczęścia na rzecz innych.- przyznał.  
- Och, dobrze wiesz, że nie potrafię.- mówiąc to odwróciłam wzrok w drugą stronę, nie chcąc pokazywać swoich łez.
- Tak, wiem o tym...- przerwał.- I właśnie za to cię... kocham.
Na dźwięk tego ostatniego słowa moje ciało niebezpiecznie drgnęło.
- A... co z Alicją?- wyszeptałam, a na mojej twarzy pojawiły się kolejne łzy.
- Alicja to tylko przyjaciółka. Jedna z lepszych, ale przyjaciółka.- wyjaśnił mi i pogładził mnie po policzku. Na co ja odwróciłam głowę w jego stronę, czując tą delikatność w jego dotyku.
- To dlaczego tak za nią latałeś...? Fred dobrze wiesz, że ona coś do ciebie ma. Próbuje za wszelką cenę zwrócić na siebie twoją uwagę...- powiedziałam zrezygnowana.
- Ona mnie kompletnie nie interesuje, moje serce dawno skradła inna osoba. I bardzo cię proszę, latałem za nią? Za kogo ty mnie masz?- zapytał z wyrzutem.
- Skoro ona zawsze była blisko ciebie, to jak inaczej mogłam pomyśleć?... Tym bardziej, że byłam zaślepiona zazdrością, lejącą się ze mnie na wszystkie strony.- tym razem ruszałam żwawo dłońmi.
Po tych słowach dostrzegłam ulgę malującą się na twarzy rudzielca.
- Tylko ty się liczysz, nikt inny. Tylko ciebie kocham.- powiedział ciepłym głosem ocierając moje łzy. Wlepiłam w niego wzrok, wszystko wtedy mi się przejaśniło, czekałam na ten moment od dawna. Fakt, nieświadomie czekałam, ale jednak. On naprawdę mnie kocha... Poczułam ciepło, które do mnie napłynęło. Rozpłakałam się w tym momencie, najszczęśliwszymi łzami na jakie tylko człowieka stać.
- Ja też Cię kocham Freddie.- wyszeptałam przez łzy, a po chwili poczułam jak jego ciepłe usta złączyły się z moimi. Był to najszczerszy pocałunek, jakim ktokolwiek mnie obdarzył. W końcu nasze serca złączyły się w jedno. Nadawały tym samym rytmem, złapałam go za burzę rudych włosów i wpiłam się w nie. Nie chciałam wypuścić go z rąk, nie teraz...



"Pamiętasz te mury, które zbudowałam?
Kochanie, teraz one się walą.
I nawet nie stawiały żadnego oporu,
Nawet nie wydały żadnego dźwięku.
Znalazłam sposób, by wpuścić cię do środka,
Ale tak naprawdę nigdy nie miałam wątpliwości,
Stojąc w świetle twojego blasku,
Że teraz mam swojego anioła."

14 komentarzy:

  1. Jeju, jaki cudowny rozdział! Pod każdym względem idealny!
    Haha, jak ja się cieszę, że Dracze użył Grega jako swojego narzędzia! Dzięki temu w końcu Rachel zmądrzała i wybrała Freda <3 Poza tym, nigdy nie lubiłam Grega...
    Ostatnia scena - cudo! Prawie się popłakałam. Jak miło czytać takie sceny z Frachel ;)
    No Snape, zawsze gotowy do obrony....
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuuużo weny i czasu! Johanna Malfoy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę podobała Ci się ostatnia scena? Ojeej <3 Cieszę się z tego powodu. Chociaż wiem, że mogła być lepiej dopracowana, ale... no cóż, jedno słowo "czas".

      Snape... to Snape ;) wiadomo, zadania i te sprawy ;D
      Również pozdrawiam, a wieczorem zapewne zajrzę do Ciebie ;3

      Usuń
    2. Scena naprawdę była mego, serio! A gdybyś miała więcej czasu i jeszcze dokładniej opisała ten moment, to z pewnością rozryczałabym się, a moja babcia uznałaby mnie za debilkę, która płacze do telefonu ^^ Ta scena była tak dobra, że prawie mnie zabiła...

      Usuń
    3. To jest jak miód na moje serce ;3
      Obiecuję poprawę, doprowadzę Cię jeszcze do łez ;> hahahaha ;D

      Usuń
  2. Super rozdział, Fred taki super ^^ Czekam na więcej❤��������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fred jest przegenialny! Dzięki mojemu opowiadaniu, zaczęłam nieco inaczej patrzeć na rudzielca ;3

      Usuń
  3. Aaaaaaaaale śliczny rozdział ♥
    Przecudny, a ostatnia scena po prostu piękna... nie super, nie ekstra tylko ... piękna.
    Greg oszalał? Z tego co widzę to osiągnął stan krytyczny i, fakt, to sprawka Draco, ale... oszalał.
    W sumie to się z tego cieszę (jakaś dziwna jestem xd), bo w końcu Ray i Fred mogą być razem. Bliźniacy są świetni. Ja też przez pryzmat tego opowiadania zaczęłam na nich inaczej patrzeć.
    Czekam na next'a.
    Życzę mnóstwo weny i czasu na pisanie ♥♥♥
    Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że następny rozdział niedługo się pojawi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohohoho, biedny Greg... każdy teraz na niego najeżdża. hahahaha, w sumie można było się tego spodziewać ;D Fakt, oszalał... kto by nie oszalał... Greg jest nadzwyczaj uczuciowym mężczyzną, wystarczy jedno okrutne wydarzenie, żeby wprowadzić go w stan przed... psychiczny xD (Fajnie to ujęłam) xD

      Również pozdrawiam :* Naprawdę cieszę się z Twojej opinii.. ;D

      Usuń
  4. Naprawdę świetny blog. Przyznam się że na początku myślałam że okaże się iż Rachel jest córką Voldka. Żal mi Grega został paskudnie potraktowany. Czekam.na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoją własną interpretację dotyczącą przeszłości Rachel ;)
      Już chyba słyszałam z trzy wersje ;)
      No cóż... na każdego mogło trafić... a że to właśnie on zakochał się w Rachel...

      Dziękuję za Twoją opinię ;))

      Usuń
  5. Przepraszam!
    Wiem, że ostatnio zaniedbałam twojego bloga :C Praktycznie na niego nie zaglądałam :C
    PRZEPRASZAM
    Co do rozdziału to...
    Yeah!
    Fred z Rachel! Nareszcie! Już tak długo czekałam <3
    Jak czytam scenkę o Fredzie i Rachel to mam wrażenie, że z z mojego laptopa się iskry sypią. Między nimi tak iskrzy, taka chemia, taka mięta. Nigdy przenigdy nie myśl, że Fred w twojej wersji jest przesłodzony. Absolutnie nie jest!
    Jest:
    *męski
    *uroczy
    *słodki
    *szlachetny
    *troskliwy
    *zabawny
    *miły
    *szarmancki
    *zwariowany
    *zakochany po uszy w Rachel
    Ale nie przesłodzony.
    Podobała mi się scena z przemyśleniami Rachel o Gin i Cho, taka refleksyjna.
    A Snape taki bohater!
    Haaaadzia!
    No i biedny Greg...
    Chociaż nigdy go nie lubiłam.
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam cieplutko
    i weeny życzę
    Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybaczam Ci <3
    Nieważne kiedy przeczytasz, ważne że przeczytałaś i, że Ci się podobało.
    Bardzo motywujący komentarz, dziękuję Ci za niego ;*
    Tak jak napisałam wyżej, mogłam dopracować ten moment, w końcu to jeden z ważniejszych momentów, ale trudno... Poprawię się ;)
    Świetnie podsumowałaś Freda, nawet nie wiem kiedy te cechy wyszły na światło dzienne, hahaha ;D
    Greg... No cóż, ktoś zawsze musi ucierpieć :(
    Cho i Gin... tak to jest kiedy ma się przeciwnie nastawione do siebie przyjaciółki.

    Czekam na Twoje rozdziały ^^
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zwykle bardzo mi się podobał. Ale to już wiesz, prawda?
    Pocałunek Rachel i Freda to coś, do czego musiało w końcu dojść i chociaż rozdziałów do tego wydarzenia nie minęło aż tak wiele, to i tak pomyślałam "wreszcie". Są cudni.
    Pozdrawiam i przepraszam za taki krótki komentarz, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo dobrze o tym wiem ;3
      Takie szybkie zejście się Rachel i Freda było w planach i będzie to miało wpływ na dalszą historię Krukonki ;)
      Komentarz świetny, nie doczepiam się do niczego ;)
      Pozdrawiam <3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody