Music

sobota, 26 września 2015

Rozdział 11 "Wszystko się zmieniło, jak wtedy... cholibka, burza idzie, trzeba się na to przygotować."



Minęło kilka dni od czasu, kiedy Malfoy porządnie mnie nastraszył, od tamtego czasu starałam się unikać go na wszelkie możliwe sposoby. Chodziłam innymi korytarzami i ścieżkami, nie zbliżałam się do lochów, chyba że na lekcje, a w klasie gdy mieliśmy inne zajęcia z Ślizgonami pojawiałam się bardzo rzadko, a jeśli już to siadałam jak najdalej Dracona, czyli na na samym przodzie. Moje nieobecności tłumaczyłam złym samopoczuciem, a i owszem... na samym początku wierzono mi, ale po jakimś czasie już nikt się nie nabierał. Tak samo jak dzisiaj, Cho i Padma niemalże siłą zaciągnęły mnie na lekcję eliksirów. Gdzie oczywiście unikałam blondyna jak ognia. Cały czas prześladowała mnie ta okropna wizja arystokratycznej twarzy, która zrezygnowała z swojej całej powagi na rzecz, niepohamowanej furii, brutalności i wściekłości. A on... najwyraźniej czerpie radość z mojego strachu przed nim i bezlitośnie to wykorzystuje.
- Rachel... ty musisz, powiedzieć o tym nauczycielom... on nie może Cię traktować w taki sposób.- powiedziała Hermiona gdy wracałyśmy z lekcji zaklęć i uroków.
- Hermi... jak ty sobie to wyobrażasz? Co miałabym powiedzieć?- zrobiłam pytającą minę.
- Och może całą prawdę, to co wydarzyło się na korytarzu wtedy.
Gryfonka była jedną z nielicznych osób która wiedziała co się zdarzyło tego pamiętnego dnia. Nie potrafiłam ukryć tego przed samą sobą, a co dopiero przed przyjaciółmi, jednak uznałam, że najlepiej będzie jeśli bliźniacy się o tym nie dowiedzą. George mógł jedynie wzruszyć ramionami, ale Fred mógłby zrobić coś głupiego. Wiadomo że lepiej nie narażać się Ślizgonom, a poza tym... no błagam, nie jestem małą dziewczynką która potrzebuje ochroniarza. Z resztą niech on lepiej pilnuje tej swojej Alicji.
- Taak... powiem prawdę, Malfoy dostanie szlaban, a potem będzie się mścił przez resztę życia... Nie dziękuję.- skrzyżowałam ręce na piersi bezradnie.
- Dziewczyny! Czekajcie.- usłyszałyśmy głos Harry'ego za sobą.
Od razu się odwróciłyśmy i zobaczyłyśmy Wybrańca i Rona biegnących w naszą stronę.
- Harry? O co chodzi?- zapytałam
- Hagrid! Hagrid wrócił.- powiadomił nas rudzielec próbując złapać oddech.
- Tak! To cudownie.- krzyknęłam zachwycona.- Chodźmy do niego.
Ruszyliśmy przed siebie, zbiegaliśmy z górki po ścieżce, i ominęliśmy zakazany las. Ron dobiegł do chatki gajowego jako pierwszy, a gdy już chciał zapukać w drzwi usłyszeliśmy lekko poddenerwowany głos Umbridge. Zaciekawieni od razu podeszliśmy do okna aby mieć lepszy widok na to co dzieje się w środku.
- Powtarzam po raz ostatni, ma mi pan natychmiast powiedzieć gdzie pan był.- rozkazała nauczycielka.
-Mówiłem, se tam wyjechałem na wczasy.- próbował tłumaczyć się olbrzym.
- Dla zdrowia?- zapytała po czym zwróciła wzrok w stronę okna za którym staliśmy, od razu się schyliliśmy, aby nas nie zauważyła.
- No tak, trza mi było świeżego powietrza.
- O tak, gajowi zwykle cierpią na niedostatek świeżego powietrza.- stwierdziła drwiąco.
Na co Hagrid milczał, a jedyne co zrobił to tylko odwrócił wzrok w bok, jakby próbując coś ukryć.
- Na pana miejscu, z powrotu zbytnio bym się nie cieszyła, a nawet... -przerwała.- wcale bym się nie rozpakowywała.
- Co ona miała na myśli? Nie może go przecież zwolnić.- szepnęłam do przyjaciół spanikowana.
- Obawiam się, że ona może to zrobić.- stwierdziła smutnie Hermiona.- pamiętasz co było z profesor Trelawney?
- Cii wychodzi.- uciszył nas zielonooki.
Po chwili, drzwi chatki uchyliły się a z nich wyszła zadowolona z siebie Inkwizytorka. Odprowadziliśmy ją wzrokiem na bezpieczną odległość i zapukaliśmy do chatki Hagrida.
- Czego znowu chceta?- usłyszeliśmy głos gajowego, który otwierał drzwi.- Przecież mówiłem, że...- przerwał.- Harry, Ron, Hermiona, Rachel, jak fajnie was widzieć. Wchodźcie szybko.
Po chwili znaleźliśmy się w chatce gajowego, usiedliśmy na miejsce i obserwowaliśmy jak półolbrzym nalewa nam herbaty do dużych błękitnych kubków, które swoją drogą były strasznie duże jak na usta zwyczajnych ludzi. Ale nie to nas martwiło, wszyscy czworo zastanawialiśmy się dlaczego gospodarz ma całą poobijaną twarz. Coś musiało się stać, tylko nie wiedzieliśmy do końca co. Nastąpiła niezręczna cisza, w normalnych warunkach mielibyśmy do obgadania wiele spraw, ale wszyscy milczeliśmy, aby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
- Yhm.. Hagrid, gdzie byłeś przez ten cały czas?- odezwałam się jako pierwsza.
- Co ja? A tu i tam..- powiedział wymijająco po czym przyłożył sobie ogromny kawał mięsa do czoła, na którym znajdowała się największa z ran.
- Przecież możesz powiedzieć, nie ufasz nam?- zapytała z wyrzutem Hermiona, upijając łyczek z kubka co sprawiło jej ogromną trudność.
- No właśnie, co się dzieje.- dodał Ron.
- Posłuchajcie mnie, wszyscy czworo, nie wolno mi o tym nikomu powiedzieć... sprawy Hogwartu.- powiedział i spuścił wzrok na kła, który czując, zapach świeżego mięsa zrobił się głodny i zaczął żałośnie piszczeć.
- Hagrid. Nie potrafisz kłamać.- zauważył Harry.- powiedz nam o co chodzi.
- To jest ściśle tajne. jasne?- powiedział z powagą w głosie po chwili namysłu, posłałąc karcące spojrzenie swojemu psu, który najwyraźniej nadal domagał się jedzenia.
- No powiedz nam w końcu.- odparłam lekko zniecierpliwiona, chcąc odłożyć swój kubek na okrągłym i dużym drewnianym stoliku.
- Dumbledore wysłał mnie na pakty z olbrzymami.- przyznał się w końcu.
Na co moja ręka niebezpiecznie drgnęła, co doprowadziło do wylania zawartości naczynia na swoją szkolną szatę. -No pięknie.- pomyślałam i spojrzałam z wyrzutem na Rona, który zachichotał.
- No co ty?- krzyknęła zdziwiona Hermiona. A Harry tylko wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Ciii...- uciszył ją Hagrid, przykładając swój gruby paluch do ust.
Ja w tym samym czasie walcząc z napływającym niepokojem próbowałam pozbyć się mokrych plam z ubrania.
- I znalazłeś ich?- wyszeptała nieco ciszej kasztanowłosa.
- Szczerze mówiąc, to nie było ich wcale tak trudno znaleźć. Spore są co nie?- powiedział poważnie olbrzym.- Rachel na brodę Merlina, użyj zaklęcia.- dodał zwracając uwagę na moje nieudolne próby wyzbycia się nieproszonych plam z szaty.
- Ach no tak.- powiedziałam speszona z lekkim uśmiechem na ustach, po czym podniosłam różdżkę, wydukałam zaklęcie i moja szata w mgnieniu oka znowu była czysta.
- No opowiadaj dalej.- naciskał wybraniec.
- Miałem, je przekabacić na naszą stronę, ale nie tylko mnie jednemu, wiecie... na tym zależało.- spojrzał na nas, trzymając w lewej dłoni ogromną padlinę.
- Śmierciożercy...- wydukał zrezygnowany Ron.
Na dźwięk tego określenia, zrobiło mi się momentalnie słabo, co zauważyła Hermiona siedząca obok i złapała mnie za ramię z pocieszającym uśmiechem.
- Kazali im przyłączyć się do Sami-Wiecie-Kogo.- potwierdził Hagrid.
- A oni... zgodzili się?- zapytał zaciekawiony Harry z nutką niepokoju w głosie.
- Dałem im wiadomość od Dumbledor'a, zdaje się niektórzy pamiętali, że był dla nich dobry... tak se myślę... ahhh...- przerwał zaniepokojony, po czym zwrócił wzrok wymijająco na swojego pupila, który w dalszym ciągu żałośnie piszczał i przyglądał się bacznie swojemu panu.
- Iiii... to oni Cię tak pobili?.- rzuciłam naprędce.
- Właściwie to nie...- przyznał się olbrzym i przyłożył padlinę do swojej rany.- Noo masz... łakomy kundlu- złamał się i rzucił Kłowi kawał mięsa. Na co pies radośnie zamerdał swoim maleńkim ogonem, złapał w pysk zdobycz i zaczął ją łapczywie pożerać.
Nagle w całej chatce zrobiło się jakby zimniej, mocny wiatr przedostawał się do pomieszczenia przez małą dziurę wybitą w oknie kamieniem. Wytwarzając przy okazji ponury nastrój, przywodzący na myśl klimat niemalże z horroru.
- Wszystko się zmieniło, jak wtedy... cholibka, burza idzie, trzeba się na to przygotować.- powiedział ponurym głosem Hagrid przyglądając się bacznie rozbitemu oknu.- A teraz lepiej już sobie idźcie, chyba nie chcecie narazić się... niektórym osobom.
Wiedzieliśmy o kogo chodzi. Oczywiście o Umbridge i te jej chore dekrety zakazujące podejmowania większości podstawowych czynności w szkole. Dlatego Ron, Harry i Hermiona, pokiwali głowami w geście zgody.
- Hagridzie? Mogłabym jeszcze z Tobą porozmawiać na osobności?- zapytałam nieśmiało nie do końca wiedząc co robię.
Zauważyłam zaniepokojone miny moich przyjaciół, po czym rzuciłam im przepraszające spojrzenie. Od razu musieli oni zrozumieć, o co mi chodzi i szybko wyszli z chatki, szepcząc coś między sobą.
Zamknęłam za nimi drzwi i zastanowiłam się przez chwilę, jak mam zadać pytanie które nurtowało mnie od dłuższego czasu. Spojrzałam na olbrzyma, on tylko cierpliwie przyglądał się mojej osobie, zauważając, że to o co chcę zapytać musi być bardzo ważne i wymaga ode mnie wiele odwagi.
- Bo, ja ostatnio, byłam...- przerwałam nie wiedząc jak mam zacząć rozmowę na temat tej tajemniczej dziewczyny.- To znaczy przypadkowo zobaczyłam...- usiadłam na krześle zrezygnowana chowając twarz w dłonie przy okazji myśląc w jaki sposób mam sformułować moją wypowiedź.
- No Rachel, śmiało. O co chodzi?- zapytał gajowy lustrując mnie swoim wzrokiem.
- Och.. czy wiesz, jak nazywała się dziewczyna, której Snape, podobno kiedyś uratował życie? - rzuciłam pośpiesznie, nie będąc przekonana jak będzie wyglądała jego reakcja.
Olbrzym przyglądał mi się oszołomiony tym co słyszał, tak jakby jego mózg miał spowolnioną reakcję i dopiero przetwarzał wszelkie przyswojone informacje z jednego dnia.
- No bo, pomyślałam że jeżeli Dumbledore aż tak Ci ufa, mógł powi...
- Posłuchaj mnie młoda damo- przerwał mi, wychodząc z szoku.- Ta informacja nie powinna interesować Ciebie, ani nikogo w Twoim otoczeniu.- powiedział poddenerwowany.
- Ale, Hagrid zrozum, ona jest teraz w ogromnym niebezpieczeństwie. Sama zapewne nie zdaje sobie sprawy z tego, że może być właśnie wykorzystywana przez Czarnego Pana.- rzuciłam bezradnie posyłając mu błagalne spojrzenie.
- Nie, to ty zrozum, że są pewne granice tego co powinien wiedzieć zwyczajny czarodziej... dla własnego dobra radzę Ci nie wtykać swojego długiego nochala w nie swoje sprawy.- nagle spoważniał, nie chcąc słyszeć nic więcej na ten temat.
Jeszcze nigdy nie widziałam, aby strażnik kluczy aż tak się zdenerwował, ale mimo to nie chciałam ustąpić, w końcu tu chodziło o życie i przyszłość Wybrańca.
- Bezpieczeństwo Harry'ego to jest moja sprawa, dlatego chcę mieć pewność, że nikt mu nie zagrozi.- zerwałam się na proste nogi i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Zdrowiu Harry'ego nikt, poza Sama-Wiesz-Kim nie zagraża. Nie wiem kto Ci nagadał tylu głupot, ale mówię Ci, że dopóki Dumbledore ma tutaj władzę to Potter jest bezpieczny...- zapewniał mnie.
- Przecież...
- Dosyć...- prawie krzyknął.- cholibka, będzie lepiej jeżeli zakończymy dyskutować. A teraz wracaj do szkoły, robi się ciemno.- wskazał swoim kudłatym łapskiem drewniane drzwi z zamiarem wyproszenia mnie. Uznałam, że i tak niczego mądrego się nie dowiem, dlatego posłusznie wykonałam rozkaz, uprzednio rzucając wymowne spojrzenie w stronę gajowego, na co ten tylko się skrzywił w dwuznaczny sposób...



Gdy weszłam do pokoju życzeń, zorientowałam się że jeszcze prawie nikogo tutaj nie było poza bliźniakami i paroma innymi osobami którzy w najlepsze bawili się jakąś świecącą iskierką, zapewne najnowszym wynalazkiem bliźniaków. Przedmiot ten miał kształt kuli, która przybierała ten sam kolor, jak rzecz z którą ówcześnie się zderzyła. Najwyraźniej, wszystkim obecnym spodobał się ten pomysł ponieważ, bawili się oni świetnie wyczarowując różne kolorowe przedmioty, które odbijały kulę.
Podeszłam bliżej, ponieważ zaintrygowało mnie to widowisko wtedy nie wiedząc dokładnie kiedy, ale zabawka wylądowała w mojej dłoni, przybierając kolor dopasowujący się do mojej karnacji.
Zachichotałam na ten widok i rzuciłam kulkę w stronę roześmianego Freda, która musnęła go w włosy i przybrała rudawy odcień.
- Hej, uważaj mała.- zwrócił się do mnie nie przestając się uśmiechać.
- No wiesz Freddie, nie moja wina, że nie potrafisz łapać.- zażartowałam.
- A chcesz znowu leżeć na ziemi i błagać mnie o przebaczenie.- zagroził mi palcem w bardzo uroczy sposób.
Nagle wszyscy obecni zwrócili wzrok w naszą stronę, najwyraźniej zaciekawieni tym co Fred powiedział. Zarumieniłam się i bynajmniej nie z tego powodu, że inni, zaczęli się na nas patrzeć jak na psycholi, tylko dlatego, że rudzielec wspomniał o tamtym wydarzeniu.
- Tym razem Ci tak łatwo nie pójdzie.- ostrzegłam rudzielca kładąc ręce na biodrach.
- To się jeszcze okaże.- odgryzł się krzyżując ręce na piersi.
- Hej, Freddie!- zawołała słodko Alicja.- Chodź tutaj, obiecałeś mi pomóc.- odparła robiąc minę zbitego psa.
Oczywiście, znowu ona. Ta laska prześladuje mnie jak jakieś starożytne fatum. Zawsze gdy próbuję rozmawiać z Weasley'em, ona musi wtrącić swoje trzy grosze. Podejrzewam, że próbuje go uwieść na różne sposoby i póki co świetnie jej to wychodzi ponieważ, na każde choćby jej skinienie palcem, chłopak od razu posłusznie wykonuje jej rozkazy.
- Wybacz Rachel, muszę iść.- posłał mi oczko i wyruszył w stronę czarnoskórej.
Wymusiłam na sobie tylko lekki uśmieszek, który posłałam w jego stronę. I obserwowałam, jak Gryfon odchodzi w stronę dziewczyny, powstrzymując silną żądzę mordu.
- No dobrze, skoro jesteśmy już wszyscy, możemy zacząć trening.- usłyszałam głos Pottera.
Przez następną godzinę słuchaliśmy teorii na temat wywoływania patronusa. Dowiedzieliśmy się różnych ciekawostek, jak np. to, że w pełni wykształcony patronus może posłużyć również jako sowa pocztowa. Było to dla mnie dosyć absurdalne, ale postanowiłam nie wyrażać własnej opinii na ten temat.
-... Formuła zaklęcia brzmi Expecto Patronum, jednak przy wypowiadaniu tego zaklęcia, trzeba skupić się na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu.- powiadomił nas lider.- Teraz ćwiczymy... raz raz..- rozkazał wybraniec klaszcząc w dłonie.
Uczniowie rozeszli się po sali i zaczęli rzucać zaklęcie Patronusa. Po całej sali rozeszły się głosy, które wypowiadały formułkę owego zaklęcia, jednak nikomu nie wychodziło to najlepiej przez dłuższy moment. Niektórzy nawet opuszczali różdżki w geście rezygnacji. Jednak zielonooki nie dawał za wygraną. Chodził po całej sali i udzielał nam jak najwięcej rad.
- Niech to będzie najmocniejsze wspomnienie... najlepsze które macie. Niech was całkowicie wypełni.- krzyczał motywująco Harry.-  Podnieś różdżkę i próbuj dalej Seamus.
- Expecto partonum- usłyszałam gdzieś w oddali głos wyżej wymienionego Gryfona.
- Teraz ty George...- zwrócił się do rudzielca wybraniec.
Jednak i bliźniacy pomimo swojego wieku mieli z tym niemały problem.
Tymczasem z mojej różdżki i paru innych zaczął wydobywać się mały srebrno-biały promień, który zwiastował jakiś postęp. Jednak po paru sekundach zanikał.
- W pełni wykształconego patronusa nie jest łatwo wyczarować.- zapewniał nas Harry.- a zaklęcie tarczy może także być bardzo pomocne w przypadku większości przeciwników.- dodawał nam otuchy spacerując po całym pokoju.
W tym momencie, próbowałam przypomnieć sobie o najszczęśliwszym wydarzeniu jakie jak dotąd mnie spotkało, jednak wszystkie wspomnienia okazały się za słabe. Zrezygnowana rozglądałam się po pokoju życzeń i ku mojemu zdumieniu, wielu osobom udawało się poprawnie rzucić zaklęcie, a przestrzeń wypełniały srebrno-białe, w pełni wykształcone patronusy.
Najpierw Hermionie, jej patronusem okazała się być mała wydra, która okrążyła ją wdzięcznie i ruszyła przed siebie.
Póżniej Lunie, z zajączkiem na czele, który wzniósł się w powietrze przekicując szybko nad naszymi głowami.
 Kolejna była Ginny z pięknym rumakiem.
Nawet Ronowi po chwili udało się wyczarować patronusa, którym okazała się dosyć znana rasa psa- Jack Russel Terrier. Biegł on po całym pokoju i przewracał niedbale po kolei uczniów na podłogę. A zszokowany rudzielec nie potrafił nad nim zapanować.



- Rachel!- Krzyknął Harry wyrywając mnie z podziwu.- Nie oglądaj się za siebie, ćwicz!
Posłałam mu przepraszające spojrzenie, jednak najwyraźniej tego nie dostrzegł.
- Ale pamiętajcie, zaklęcie może was ochronić tylko wtedy gdy jesteście całkowicie skupieni. Dlatego skoncentruj się Fred, a ty Neville, pomyśl o czymś szczęśliwym.
- Staram się.- odpowiedział zrezygnowany Longbottom.
- No dobrze, dobrze... spróbuj jeszcze raz.- odparł wybraniec.- To jest naprawdę magia na na najwyższym poziomie.- dodał energicznie zielonooki, usatysfakcjonowany tym, że coraz większej liczbie osób udaje się wyczarować tą tarczę.
Niestety ja nadal nie potrafiłam tego zrobić, ale widząc bliźniaków, którzy poprawnie rzucili zaklęcie, a nad ich głowami pojawiły się patronusy pod postacią kojota i hieny. Postanowiłam spróbować jeszcze raz z nieco innym wspomnieniem. Zebrałam w sobie siły i odetchnęłam głęboko.
- Expecto Patronum!.- krzyknęłam unosząc rękę, a z mojej różdżki wyłoniło się srebrno-białe światło które po chwili uformowało się w tygrysa.

  

Nie mogłam w to uwierzyć, udało mi się w końcu tego dokonać. Przepełniona dumą, obserwowałam to majestatyczne zwierze, które przebierało silnymi łapami i zaczęło skakać nad manekinami przedstawiającymi śmierciożerców.
- Brawo Rachel!- krzyknął Wybraniec.- ten tygrys prezentuje się naprawdę wyśmienicie. To wspomnienie musiało być naprawdę silne.- pochwalił mnie z szerokim uśmiechem.
Wspomnienie. To wspomnienie... - oświeciło mnie.- Moim najszczęśliwszym wspomnieniem okazał się być pocałunek z Fredem...
Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że to jest to czego tak naprawdę chcę. Nie chcę Grega... chcę rudzielca, to moje pragnienie. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, to znaczy wiedziałam, że zauroczył mnie Gryfon, jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to jest aż tak poważne. Oszukiwałam sama siebie, wmawiając sobie, że bliźniak nic dla mnie nie znaczy i za każdym razem zasłaniając się moją urojoną miłością względem Grega. Zdekoncentrowałam się, a mój patronus rozpłynął się w powietrzu.
Nagle, w jednym usłyszeliśmy szmery dochodzące gdzieś zza ściany. Lampy na suficie zaczęły niebezpiecznie się kołysać. Wszystkie patronusy, które do tej pory hasały sobie beztrosko po pokoju, zniknęły. Dźwięki wybuchów, stawały się coraz głośniejsze. Zdezorientowany Harry podszedł do najbliższego lustra, które zaczynało pękać, a wszyscy członkowie gwardii Dumbledor'a, wraz ze mną zebrali się w grupę i podążali niepewnym krokiem za przywódcą.
Po chwili, szkło było już tak popękane, że w mgnieniu oka rozpadło się na małe kawałeczki odsłaniając gołą, poszarzałą i podniszczoną ścianę. Stałam obok bliźniaków i zauważyłam że oboje podnieśli swoje różdżki w pełni gotowi do walki. Wtedy złapałam za wolną dłoń Freda i uśmiechnęłam się do niego prosząco. Na co on opuścił różdżkę i wpatrywał się w moje oczy.
- Prędziutko to załatwimy.- usłyszeliśmy damski głos, który należał do znienawidzonej przez wszystkich nauczycielki.- Bombarda Maxima.
Od razu Fred osłonił mnie swoim ciałem, a ogromny wybuch wywołany zaklęciem rozwalił całą ścianę w drobny mak, robiąc przy tym straszny hałas, słyszalny w całej szkole. Gdy gruzy odsunęły się na ziemię i tynk który z nich odpadł ograniczając widoczność zanikł, po drugiej stronie zauważyliśmy Dolores Umbridge wraz z Argusem Filchem, Draconem, Crabbe'm i Goyle'm oraz innymi Ślizgonami tworzącymi razem Brygadę Inkwizycyjną. Byliśmy przerażeni i nawet nie zdążyliśmy odpowiednio zareagować, ponieważ zostaliśmy trafieni zaklęciem, które w mgnieniu oka oplotło nas wszystkich oddzielnie, unieruchamiając nasze ciała i wyzbywając nas złudnych nadziei na jakąkolwiek ucieczkę. Wszyscy upadli na ziemię z ogromnym hukiem, a zaraz potem nasze spojrzenia napotkały wiwatujący grymas, malujący się na twarzy Umbridge.
- Brać ich.- usłyszałam jej mściwy głos...



Następnego dnia, przy śniadaniu okazało się, że nową dyrektorką Hogwartu została Dolores Umbrdge na miejsce Dumbledor'a którego oskarżono o prowadzenie spisku przeciwko ministerstwu. Co kompletnie nie było prawdą, ponieważ z tego co powiedział nam wybraniec, który uczestniczył w próbie pojmania dyrektora i zamknięcia go w Azkabanie, Dumbledore wziął na siebie całą winę za działalność naszej organizacji, po to aby ochronić nas przed wyrzuceniem ze szkoły. W co Knot od razu uwierzył, ponieważ miał teraz według niego samego, porządne argumenty świadczące o słuszności jego podejrzeń, które dotyczyły prób oderwana go od władzy . Na całe szczęście dyrektorowi udało się uciec i nikt teraz nie wie, gdzie nauczyciel się zajmuje... Tego samego dnia również wyszło na jaw to, że zostaliśmy zdradzeni przez moją koleżankę w Ravenclaw'u... Mariettę Edgecombe, która od samego początku za namowami Cho uczęszczała na spotkania Gwardii. Z tego co zdążyłam dowiedzieć się od Chinki, to Marietta zawsze była wychowywana przyjaźnie w stosunku do Ministra magii. I nawet dostała specjalne podziękowania od Knota za wydanie nas Umbidge. Byłam tym faktem zażenowana, pierwszy raz w życiu odczuwałam odrazę względem własnego domu w Hogwarcie. Czułam się winna całej tej sytuacji. Już nawet kara, którą dostaliśmy od różowej landryny nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Niestety, Ci którzy po raz pierwszy pisali na pergaminie własną krwią, nie mogli powiedzieć tego samego. Współczułam wszystkim z całego serca, głównie to Fredowi, było mi ciężko patrzeć jak cierpi, jak jego krew spływa ciurkiem na biurko sprawiając mu tym samym ogromny ból. To samo pewnie czuł także Harry, dodatkowo sprawę pogarszał fakt iż po zdradzie Gwardii Dumbledore'a, miał on żal do Marietty i czuł gniew w stosunku do niej. Nie mógł zrozumieć czemu Cho dalej się z nią przyjaźni. Co w końcu przyczyniło się do kłótni między zakochanymi, a w rezultacie zakończyło się rozstaniem... muszę przyznać, że ja również zaczęłam traktować Cho nieco chłodniej niż zazwyczaj, ale nadal utrzymywałam z nią kontakt, ponieważ nie mogłam od tak wyrzucić pięciu lat wspaniałej przyjaźni do kosza.
- Cho... wyjdziesz w końcu z dormitorium, nie możesz tutaj przesiedzieć całego semestru.- zwróciłam się do zapłakanej Chinki siedzącej w łóżku.
- Mhm..- jęknęła po nosem.
- Oj Cho...- podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.- rozstanie z Harry'm to nie koniec świata, nie możesz z tego powodu zawalać nauki.- pocieszałam ją.
- Chciałabym jeszcze raz z nim porozmawiać, ale on unika mnie na wszystkie sposoby.-dziewczyna odzyskała wreszcie głos i wtuliła się w moje ramię.
- Ale próbuj go zrozumieć...
- Rachel!- krzyknęła przerywając mi.- Dlaczego ja zawsze mam go rozumieć, skoro to nie działa w obie strony. Przez ten cały czas znosiłam jego humory, odsuwałam się w cień za każdym razem gdy był on wściekły, nie wnikałam w tematy jego powiązania z Czarnym panem, nie robiłam mu afer z tego powodu, że nieraz mnie olał!- wstała zdenerwowana w jednym momencie, i powędrowała szybkim krokiem w stronę okna.- Rozumiałam każde jego zachowanie, co więcej... zdawałam sobie sprawę z tego, że ma na głowie wiele spraw, że równie dużo przeżył.- wpatrywała się w okno zwrócone w stronę dziedzińca, które zaczęło zamieniać się w bagno, pod wpływem topniejącego śniegu.- Więc dlaczego on teraz nie potrafi mnie zrozumieć?- zapytała bezradnie już nieco przyciszonym głosem.
- Nie wiem, Cho... nie potrafię Ci tego wyjaśnić.- wstałam i również podeszłam do okna, znalazłam swoje miejsce obok przyjaciółki.- ale jakkolwiek Harry się teraz zachowuje, nie można go oskarżać o to.- dodałam łapiąc ją za ramię.
- Wiem o tym, tylko z jakiego powodu... on może traktować mnie teraz jak najgorszego wroga.- zwróciła się do mnie.
Wtedy zauważyłam, jedną samotną łzę spływającą na jej lekko zaczerwienione policzki.
-  Posłuchaj, spróbuję z nim jeszcze porozmawiać, może zmieni zdanie, ale niczego nie obiecuję.- ostrzegłam ją.
- Tak? To cudownie!- lekko się uśmiechnęła.- Dzięki Rachel, jesteś wspaniałą przyjaciółką.- powiedziała, po czym przytuliła mnie do siebie.
Taak, przyjaciółką...- pomyślałam. Po czym odsunęłam się od niej, z wymuszonym uśmiechem na ustach. Dlaczego wymuszonym?... Wiedziałam, że Ginny również podoba się wybraniec, wielokrotnie mi o tym wspominała podczas naszych pogaduszek. Miała nadzieję, że teraz w końcu Potter ją zauważy i doceni jej starania. Obiecałam jej nawet pomoc w tym... a teraz obiecuję pomoc innej dziewczynie, której chodzi o tego samego chłopaka. Po raz kolejny stoję między młotem a kowadłem. Dlaczego ja zawszę muszę mieć pod górkę?- zapytałam sama siebie, wychodząc z pokoju wspólnego Krukonów.
Chciałam jak najszybciej porozmawiać z wybrańcem, jednak musiałam rozegrać to w taki sposób, aby nie określać szczególnie po czyjej stronie stoję. Szłam przed siebie, nie zwracając szczególnej uwagi na to co działo się na korytarzach. Zastanawiałam się jak zacząć rozmowę z Chłopcem-który-przeżył. Wiedziałam, że jeżeli posunę się zbyt daleko w swoich słowach Harry mógłby obrazić się i na mnie...
- Trust! To znaczy... Rachel!- krzyknął ktoś za mną.- Zaczekaj.
Odwróciłam się gwałtownie do tyłu, nie mogąc wyjść z podziwu. Znałam ten głos, nie słyszałam go za często, a jeśli już to tylko na lekcjach.
- Penelopa?..- przerwałam
- Tak, tak to ja... słuchaj musisz koniecznie ze mną iść. Gregowi odbiło.- powiadomiła mnie pośpiesznie.
- Jakiemu Gregowi...?- przerwałam.- Co?! Mojemu Gregowi?!- dotarło do mnie w końcu widząc jej spojrzenie, które wyraźnie posądziło mnie o głupotę.
- Musisz szybko z nim porozmawiać!- krzyknęła.- Ale już!- pociągnęła mnie za rękę w stronę wieży astronomicznej.
- Ale o co cho...- próbowałam się dowiedzieć, biegnąc za nią.
- Nie ma czasu, on jest jeszcze w stanie coś sobie zrobić!- przerwała mi.

12 komentarzy:

  1. Jaki świetny rozdział! Jak tylko zobaczyłam, że go dodałaś, rzuciłam Krzyżaków i zaczęłam go pochłaniać ;)
    Moment z przemyśleniami Rachel był jak miód na moje serce... W końcu Frachel... Boję się jednak, że to, co stało się z Gregiem może zmienić zdanie Rachel co do tego, by z nim zerwać :(
    No ale ej, kto mi tu zaprzeczy, że Fred nie jest lepszy od Grega? :P
    Twoja Cho jest tak samo denerwująca jak kanoniczna. W sumie cieszę się z tego, bo jakbym teraz miała nagle polubić Cho, to chyba zmieniłby się cały mój światopogląd xd
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmienić zdanie Rachel? Hmm... nie no. Nie będę Ci tutaj walić spojlerami, wszystko wyjdzie w kolejnym rozdziale ;)

      Fred vs Greg... Pierwsza runda ;D

      Dziękuję, za Twój komentarz, jednak czytając mój rozdział już opublikowany natknęłam się na bardzo wiele karygodnych błędów, których nie powinno być. Dlatego jeśli nie zdążyłaś przeczytać mojego, właśnie poprawionego rozdziału, to bardzo przepraszam Cię za moje niedociągnięcia z całego serca ;*

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle wyszedł Ci przesuper i nie mam pojęcia o co Ci chodziło w facebookowej wiadomości. Mamo, Greg, on chce skoczyć, prawda? Ale mam wrażenie, że nie z własnej woli. W ogóle to uwielbiam jak opisujesz spotkania GD. Znaczy... opisywałaś. Hm, jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to wagarowanie Rachel. WYDAJE mi się, że w Hogwarcie by to nie przeszło.
    "- Ale, Hagrid zrozum, ona jest teraz w ogromnym niebezpieczeństwie. Sama zapewne nie zdaje sobie sprawy z tego, że może być właśnie wykorzystywana przez Czarnego Pana.- rzuciłam bezradnie posyłając mu błagalne spojrzenie." - Biedna Rachel. Nie wie, że prawdopodobnie mówi o sobie.
    Pozdrawiam i życzę weny, Alister

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoczyć? Z nie własnej woli? ;D hahhaha po części... ^^
      W sumie racja z tym wagarowaniem... nie przemyślałam, szlak by to trafił xd
      Dobrze, może ustalimy że Rachel jest tak przykładną i dobrą uczennicą, iż nikt z nauczycieli nie podejrzewałby jej o kłamstwo ^^ (W sumie, to nawet prawdopodobne xd)
      Och tak biedna dziewczyna ;( Czasami potrafię być naprawdę okrutna ;>
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Rozdział świetny, tak właśnie myślałam, że aby wyczarować Patronusa Rachel będzie musiała pomyślec o naszym rudzielcu. Jej życie jest strasznie skomplikowane. Przyjaźni się z za dużą liczbą osób xd podsumowując: jest za dobra.
    Ja błędów nie widziałam.... ale sama muszę się doszkolić odnośnie poprawnej pisowni dialogów...
    Literówek też nie widziałam, jestem za to strasznie ciekawa tego, co się stanie.
    Weny na kolejny, cudowny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem... duża liczba osób, najbliższych przyjaciół ma kilku, a resztą ma takie oddalone stosunki ^^
      Tak wiem, jestem okrutna, ale jej problemy zaczną się w końcu powoli rozwiązywać... tzn: niektóre z nich. Z resztą, masz rację... nasza bohaterka jest jedną z tych osób, które chcą naprawiać świat i nie potrafią zrozumieć, dlaczego wszystko jest takie okrutne ale mimo tego brną w to dalej i przy okazji zatracają się we własnych problemach z tym związanych. I bardzo dobrze! Bo jej charakter właśnie tak miał wyglądać ;*

      Również życzę weny ;3

      Usuń
  4. Super rodział. ;) Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rodział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cuuudeńko <3
    Lecę czytać dalej.
    Lestrange

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody