Music

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 9 "... nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać..."


- Cho! Cho, zaczekaj!- krzyczałam do przyjaciółki, biegnąc przez korytarz.
- Rachel?- zatrzymała się.- Czego chcesz?
Podbiegłam do niej i chwilę minęło, zanim odzyskałam głos.
- To naprawdę nie jest tak, jak Ci się wydaje...- zaczęłam się tłumaczyć.
- Tak? Czyli nie całowałaś się teraz z Fredem?- zapytała krzyżując ręce na piersi.- Rachel masz chłopaka.
- No tak wiem, ale...- nie wiedziałam jak mam to wyjaśnić.
- Skomplikowane? Rey! Zdecyduj się na jedno. Kogo ty tak naprawdę kochasz? -zapytała.
Tego pytania najbardziej się obawiałam. Tak naprawdę nie miałam pojęcia kogo wybiorę, czy zabawnego i słodkiego Gryfona, czy przystojnego i romantycznego Puchona. Miałam mętlik w głowie. W obydwóch było coś intrygującego, a zarazem przyciągającego...
- Nie... potrafię Ci odpowiedzieć na to pytanie. Przepraszam.- odparłam żałośnie.
- Ty nie mnie powinnaś teraz przepraszać tylko chłopaków, bo w tym momencie krzywdzisz ich... obu.
Łzy pociekły mi po policzku.
- Ja.. naprawdę nie chciałam Cię zranić.- odparła Krukonka przepraszającym tonem, najwyraźniej zauważając moje łzy.
- Nie... to nie twoja wina. Sama jestem sobie winna, muszę coś z tym zrobić.
- Czyli co?- zapytała
- Zerwę kontakt z Fredem.- odpowiedziałam smutno
- Wolisz Grega? - wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Nie, z nim także przestanę się widywać.
- Więc chcesz odciąć się od ludzi. Którym naprawdę na Tobie zależy?- zapytała unosząc lewą brew.
Zdziwiłam się jej pytaniem, jej chodziło o obu, ale nie wiem skąd ona domyśliła się, że i Fred coś do mnie ma. 
- Rachel, widzę jak Fred na Ciebie patrzy, widzę jak się dogadujecie, a przede wszystkim widzę jak się zachowywał zaraz po tym gdy dowiedział się o Gregu.- wyjaśniła mi, najwyraźniej wyczuwając moje zdezorientowanie.
-Aż tak łatwo było to wyłapać?
- Tak, każdy to widział. I nie rozumiem dlaczego ty tego nie zauważyłaś.
Poczułam się jak niepoważna, zarozumiała i pozbawiona uczuć kretynka w tym momencie.
- Nie mam pojęcia, ale to i tak nieważne, nie będę ich obu zwodzić...- powiedziałam z powagą w głosie.
- Jesteś tego pewna? W końcu...
- Nie Cho, ty nic nie rozumiesz.- przerwałam jej.- Ja nie potrafię zachowywać się w taki sposób. Nie zasługuje na miłość żadnego z nich, skoro nie potrafię się zdecydować...
- Dziewczyno, ty się lepiej zastanów nad tym, bo zasługujesz na nią. Tylko w tym momencie jesteś rozerwana wewnętrznie. 
Nie potrafiłam ustać na nogach. Emocje targały mną na wszystkie strony. Musiałam gdzieś iść, zrobić cokolwiek...
- Wybacz, muszę iść na spacer.- odparłam wymijająco. 
- No dobrze, tylko nie rób nic głupiego.
- Cho... spokojnie. Aż tak zdeterminowana nie jestem.- zapewniłam ją wiedząc co miała na myśli.
Chwilę potem znalazłam się na dworze. Był to mroczny zimowy dzień, czułam jak mroźny powiew powietrza uderza o moje ciało które pod jego wpływem zaczęło niebezpiecznie drżeć. Ta sama bryza lekko poruszała gałęziami drzew, pozbawionych liści i jakiejkolwiek obrony. Dokładnie jak moje uczucia, które nie miały ujścia w jednym konkretnym osobniku. Tak jakby podzieliły się one na dwie przeciwne sobie części, a każda z tych części namawiała mnie do innych czynności z nią związanych. Po jednej stronie dzielne i waleczne serce Gryfona, a po drugiej romantyczne i lojalne serce Puchona. A każda strona ma to szczególne coś, dzięki czemu staje się niepokonane, dlatego nie potrafię się zdecydować.
Szłam dosyć długo prostą ścieżką przez las, pokryta była ona białym puchem. Dźwięki wydawane przez nacisk na owy puch brzmiały jak ta wojna o moją miłość, która wyniszczała mnie od środka i miażdżyła moje nadzieje na spokojne życie.
Ruszyłam w stronę zamarzniętego jeziora. Myślałam, że właśnie w tym miejscu odnajdę spokój, po drodze minęłam kamienny krąg, gdzie na pierwszym roku poznałam Freda. Zatrzymałam się na chwilę. Rozejrzałam się po okolicy, a po chwili w mojej głowie pokazały się skrawek wydarzeń z tego momentu.

- Ej, Ron- zaczęłam nieśmiało.- skąd pewność, że Hagrid będzie chciał nam udzielić informacji. Moglibyśmy po prostu poszukać czegoś w bibliotece?
- Spokojnie, Rachel.- Uspokajał mnie rudzielec.- Hagrid to spoko gość. Na pewno zechce nam opowiedzieć coś o... o... 
- O kłaposkrzeczkach.- dokończyłam zdanie przechodząc przez most.
- No właśnie o tym... 
- Ale, może mu tego nie wolno mówić uczniom...
- Posłuchaj, wiem że siedzenie w bibliotece to ulubiona czynność Krukonów... i Hermiony.- ale to jest nudne. Miną wieki zanim coś znajdziemy. A poza tym sama mówiłaś, że te rośliny są bliżej nieznane hodowcom w Hogwarcie.
- No dobra.- zgodziłam się na jego propozycję i przyśpieszyłam kroku.
Wiedziałam, że chłopak chciał tylko wywinąć się z zadania. A spotkanie z gajowym, stanowił idealny pretekst do tego. Jednak uznałam, że może rzeczywiście on będzie wiedział więcej na temat tej rośliny. Szkoda tylko, że sama musiałam męczyć się z zadaniem, podczas gdy mojemu "partnerowi" wszystko było jedno. 
- Hej bracie!- krzyknęły zgodnie dwa chłopięce głosy.
Od razu popatrzyłam w stronę kamiennego kręgu, gdzie znajdowało się dwóch chłopców, podobnych do siebie jak dwie krople wody.
- Cześć wam.- odpowiedział Ron.
- Jak Ci się podoba nasza buda?- zapytał wyższy chłopak.
- Nie jest wcale taka okrutna jak próbowaliście mi wmówić.- stwierdził z pogardą w głosie, po czym udał się w stronę swoich braci zapominając o moim towarzystwie. Pobiegłam za nim.
- Ronuś, trudno nam Ciebie nie wkręcać, jak wierzysz we wszystko co ci powiemy. -zaśmiał się drugi.- A co to za dama która stoi za Tobą.
Uśmiechnęłam się zawstydzona.
- A no tak... To jest Rachel.- przedstawił mnie.
-  Twoja dziewczyna?- zapytał ten sam chłopiec który nazwał mnie damą, po czym uśmiechnął się drwiąco do brata, a ten momentalnie się zarumienił.
- Nie wygłupiajcie się, robimy razem zadanie na zielarstwo.- odpowiedział.
- Ronaldzie.-odzyskałam głos.- Ale ty nic nie robisz, sama odwalam całą robotę.- sprostowałam.
- Mała, przyzwyczaj się, on nie należy do tych szczególnie uzdolnionych.- odparł z lekkim uśmiechem ten od damy.- Jetem Fred.- podał mi dłoń, uścisnęłam ją z szerokim uśmiechem.
- A ja George.- odpowiedział drugi.- I szczerze współczuję takiego partnera...
- Skończcie temat.- rozkazał speszony Ron.
- Ale przecież to cała prawda braciszku.. - zażartował George.
- Dobra George... nie będziesz przecież sprzeczał się z Ronem... przy Rachel. Dobrze zapamiętałem?- zwrócił się do mnie Fred.
- Bardzo dobrze...- odpowiedziałam nie przestając się uśmiechać.
- Chodźmy stąd, jeszcze dzisiaj nie zniszczyliśmy żadnego sedesu.- Odparł George. 
Po czym bliźniacy odeszli.
Dopiero później zorientowałam się, że to byli Ci dowcipnisie, na których miałam uważać. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego... przecież wydawali się mili...

Obraz rozmył się w mojej głowie, byłam zdruzgotana, od razu spodobał mi się wtedy charakter Freda...
Zaraz potem ruszyłam w stronę jeziorka. Jednak i tam nie zaznałam spokoju. Tym bardziej, że przypomniało mi się pierwsze spotkanie z Gregiem które odbyło się właśnie tam. Tak bardzo chciałam aby nam wyszło, starałam się. Więc czemu, skoro dopięłam swojego czułam się samotniejsza niż zwykle. Nie było przy mnie Davida, nie miałam komu się wygadać. Dlaczego kiedy zwykle wszystko się układa zawsze muszę coś rozwalić. Ja chyba po prostu nie dorosłam do poważniejszych sytuacji i głębszych uczuć...
Ruszyłam w stronę zakazanego lasu, wiedziałam, że nie można tam wchodzić ale to nie miało znaczenia. Nogi same pokierowały mnie w tamtą stronę, chciałam znaleźć ukojenie w mroku i samotności, która oplotła mnie jak diabelskie sidła. W oddali dostrzegłam stadko hipogryfów, były one wielkości konia. Znałam te stworzenia, jedno z nich na trzecim roku zaatakowało Dracona Malfoy'a, za co później zostało skazane na śmierć przez ścięcie głowy, na szczęście udało mu się uciec. Oczywiście tak brzmiała oficjalna wersja, ja znałam całą prawdę.
Podeszłam do jednego z nich bliżej, wybrałam właśnie tego, ponieważ jako jedyny miał kruczoczarne ubarwienie, zobaczyłam jak jego pomarańczowe oczy zwróciły się w moją stronę. Delikatnie się ukłoniłam, nie wykonując przy tym gwałtownych ruchów. Zauważyłam, że po chwili odwzajemnił ukłon. Podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń, aby go pogłaskać. Na początku odsunął dziób do tyłu, ale potem sam skierował łeb w stronę mojej otwartej dłoni. Wtedy dotknęłam jego piór, były takie delikatne. Pokierowałam dłoń w stronę jego grzbietu i wsiadłam na to stworzenie. Od razu gwałtownie się poruszyło, ale uspokoiłam go dotykiem. Szepcząc przy tym: -Spokojnie, nic Ci nie zrobię. Najwyraźniej zdobyłam jego zaufanie ponieważ, po chwili stworzenie ruszyło przed siebie i wzbiło się w powietrze. Było to wspaniałe uczucie, czułam się wtedy wolna. Wiatr unosił delikatnie moje włosy, zapomniałam już o zimnie które odczuwałam na samym początku. Chwyciłam go mocniej i wzniosłam się ponad majestatyczne mury Hogwartu. Okrążyłam je parę razy, za każdym razem czując napływającą adrenalinę, wtedy spostrzegłam, że słońce zaczyna chować się za horyzontem. Cudowna, wielka czerwona kula na tle żółto-czerwonego nieba nigdy mi się nie znudzi. Za każdym razem gdy na nią patrzę na nowo odkrywam to piękno i z optymizmem patrzę na następny dzień u schyłku którego znów będzie można podziwiać nowy zachód słońca i niegasnący jego blask. Gdy znalazłam się na ziemi podziękowałam stworzeniu za taki wspaniały lot. Chciałam wrócić do Hogwartu, ponieważ cały mój organizm domagał się ciepłego posiłku. Ale niestety, mój spacer po zakazanym lesie zauważył Filch.
- No młoda damo, teraz masz poważne kłopoty.- odparł drwiąco.- Za mną.
Oczywiście... mój spokój który osiągnęłam w tym momencie musiał zostać zachwiany. Od razu zbudziłam się z tego letargu i wściekła na samą siebie ruszyłam za zrzędliwym woźnym. Zaprowadził mnie on do samego Hogwartu pod pokój wielkiego Inkwizytora Hogwartu, którym została niedawno Dolores Umbridge. Przełknęłam ślinę, byłam przerażona, wiedziałam jak wyglądają jej kary, ale w duchu liczyłam na to, że nie będę musiała w taki sposób jej odbywać.
- Wchodź do środka.- rozkazał, uprzednio otwierając przede mną drzwi.
Usłuchałam jego rozkazu, nie chciałam pogarszać swojej już i tak beznadziejnej sytuacji.
W środku, na krześle siedziała znienawidzona przez wszystkich uczniów nauczycielka Obrony przed Czarną magią. Zapisywała coś energicznie na pergaminie, różowym piórem. -Pewnie kolejny dekret nie dający żyć.- pomyślałam krzywiąc się. Cały ten róż sprawiał, iż robiło mi się niedobrze. Lubiłam ten kolor, ale nie w takich ilościach. A przez te głośne pomrukiwania kotów, które wydobywały się z obrazów bolały mnie uszy.
- Pani profesor.- zaczął nieśmiało charłak.- Przyprowadziłem pani uczennicę..
- Tak i co w związku z tym?- przerwała mu nie odrywając wzroku od biurka.
- Złamała zasady, włóczyła się po zakazanym lesie i latała na hipogryfie bez opieki nauczyciela. A zasady surowo tego zabraniają.
Umbridge podniosła w końcu głowę i spojrzała w moją stronę, po czym uśmiechnęła się sztucznie.
- Rozumiem, Argusie. Sama się nią zajmę. Proszę nas zostawić samych.- rozkazała, a on posłusznie opuścił jej pokój.- Usiądź.- zwróciła się do mnie.
Podeszłam niepewnie do biurka sztywnym krokiem...
- No chodź, chodź przecież Cię nie ugryzę panno Trust.- odparła przesłodzonym tonem.
Usiadłam naprzeciw niej, ale nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy, tak bardzo się bałam. Skierowałam wzrok w podłogę.
- A teraz będziesz mi się gęsto tłumaczyć, dlaczego Krukonka z tak nienagannym zachowaniem jak Twoje, postąpiła w taki lekkomyślny sposób?
Musiałam na szybko coś wymyślić, i nawet miałam pewien pomysł, ale gdy spojrzałam na jej karcące spojrzenie. Zaniemówiłam i ponownie wlepiłam wzrok w swoje dłonie.
- Mam rozumieć, że nie masz nic na swoją obronę...- uśmiechnęła się szelmowsko.- W takim razie będziesz musiała odbyć szlaban, przyjdziesz do mnie jutro z samego rana.- oznajmiła mi.
- Oczywiście pani profesor.- powiedziałam ściszonym głosem.
- Dodatkowo Ravenclaw traci dwadzieścia punktów za niesubordynację.- dodała.- A teraz wróć do swojego dormitorium.- rozkazała i wróciła do notowania.
Wstałam i pokornie oddaliłam się w stronę drzwi. Straciłam apetyt, marzyłam tylko o prysznicu i o ciepłym łóżku.



Obudziło mnie mroźne powietrze, które ukradkiem przedostawało się do mojego dormitorium przez otwarte okno. Spojrzałam na zegarek, było wcześnie, ale myśl o wczorajszym dniu nie pozwoliła mi ponownie zasnąć, dodatkowo moje samopoczucie pogarszał fakt, iż miałam dzisiaj stawić się na szlabanie, za pałętanie się po zakazanym lesie. Miałam o to żal do samej siebie, nie obwiniałam nikogo, nawet tej różowej landryny. Wyskoczyłam z łóżka, zamknęłam okno i ruszyłam w stronę łązienki. Tam wzięłam prysznic, szorowałam się strasznie mocno, tak jakbym chciała zmyć z siebie wszystkie problemy i cały ten wstyd. Nic to jednak nie dało, jedynie sprawiłam sobie ból.
Gdy wyszłam z łazienki zauważyłam Lunę która już nie spała.
- Witaj Rachel.- odparła spokojnie.
- Cześć Luno, jak minęła ci noc?- zapytałam i ruszyłam w stronę swojego łóżka.
- Całkiem nieźle, ale miałam straszny sen.. śniło mi się, że atakowały mnie Akwawirusy i rzucały we mnie glonami.
- Co to są Akwawirusy?- zapytałam zdziwiona.
- Magiczne stworzenia hodowane w ministerstwie magii. Są to ryby które zamiast rybich głów posiadają ludzkie mózgi.
Trudno było mi to sobie wyobrazić, zastanawiało mnie czy to w ogóle było anatomicznie możliwe.
- Czy wszystko dobrze?- zapytała mnie blondynka nieobecnym głosem.
- Tak...- skłamałam.- nie... nie wiem.- sprostowałam.
- Coś Cię gnębi?
- Och Luno, to jest naprawdę długa opowieść, nie chcę Cię nią zanudzać.- odparłam smutno.
- Jak chcesz, ale uważam że powinnaś komuś o tym opowiedzieć. Mój tatko zawsze powtarzał, że my nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać.
- Twój ojciec jest bardzo mądrym człowiekiem.- przyznałam z uśmiechem.
Na co ona tylko uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę łazienki.
Długo zastanawiałam się nad słowami ojca Luny. jest o trochę niezrównoważony, ale wbrew pozorom to bardzo inteligentny i wykształcony człowiek.
Po chwili ruszyłam w stronę wielkiej sali na śniadanie. Na miejscu zobaczyłam Harry'ego który po raz kolejny czytał proroka codziennego i zadręczał się jego treścią.- Dlaczego on ciągle sobie to robi?- przemknęło mi przez myśl. Podeszłam do niego, ale nawet nie zauważył mojej obecności. Zabrałam mu gazetę sprzed nosa.
- Rachel! Co to ma znaczyć?- zapytał z wyrzutem.
- Już od teraz nie czytujesz tego szmatławca.- powiedziałam ostro. Po czym zgniotłam gazetę i wyrzuciłam w tył.
- Ale Ray ja muszę...
- Jedynie co ty teraz musisz to skupić się na lekcjach oklumencji ze Snape'm.- stwierdziłam.
- Ale...
-  Harry! Nie ma żadnego ale... nie pamiętasz tego co chciałeś zrobić Dumbledorowi kiedy nie zwracał na Ciebie uwagi?- chwyciłam go za ramię.- Ty nie możesz teraz zaprzątać sobie głowy tymi głupotami, zrozumiano?- zapytałam twardo
- No tak masz rację.- odparł zrezygnowany.
- I lepiej się tego trzymaj, bo sama tego dopilnuję.- uśmiechnęłam się, siadając obok niego.
On również słabo się uśmiechnął... nastąpiła chwila milczenia.
- Harry... wiem, co przechodzisz. Wiem również, że te lekcje nie są zbytnio przyjemne, ale pomyśl, nie robisz tego tylko dla siebie. Robisz to dla swoich przyjaciół, którzy zawsze będą Cię wspierać do końca. Zdaję sobie sprawę z tego, że o tym zapewne wiesz, jednak nie mogę oprzeć się dziwnemu wrażeniu że oddalasz się od nas. Popraw mnie jeśli się mylę.
- Ostatnio tyle się zdarzyło. Tylu nowych rzeczy się dowiedziałem, tylko nie daje mi spokoju jedna rzecz...
- Jaka?- zapytałam i złapałam go na rękę
- Na ostatniej lekcji oklumencji, profesor wyszedł na chwilę z klasy. Wtedy dostrzegłem jego myślodsiewnię. Z czystej ciekawości zanurzyłem w niej głowę i znalazłem się w czasach szkolnych Snape'a. Zobaczyłem tam mojego ojca i matkę...
- Nie przerywaj...
- Okazało się, że mój ojciec nie jest taki sam jak sobie go wyobrażałem. Za czasów jego młodości lubił znęcać się nad Snape'm, używał na nim różnych zaklęć. Moja mama chciała go ochronić, ale on nie był jej wdzięczny i przy okazji nazwał ją szlamą...
Na dźwięk tego określenia skrzywiłam się. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, jak tak wspaniały człowiek jak ojciec wybrańca, o którym nasłuchałam się tyle dobrego , mógł zachowywać się tak bestialsko względem innych.
- To bardzo smutne, dowiadywać się takich rzeczy o błędach swoich rodziców.- stwierdziłam współczująco.
- Zawsze uważałem iż mój ojciec, chociaż lubił łamać szkolne przepisy był porządny i w miarę miły.- odparł zrozpaczony.
Nie mogłam patrzeć na rozczarowanie Harry'ego. W jednym momencie musiał runąć mu cały system wartości zbudowany na autorytecie swojego ojca.
- Każdy z nas tak myślał, ale popatrz na to z innej strony. Widziałeś tylko jedno wspomnienie. Może to był tylko jednorazowy wybryk, nie powinieneś od razu posądzać ojca o najgorsze.- próbowałam go pocieszyć.
- To samo powiedział mi Syriusz, kiedy wczoraj rozmawiałem z nim przez kominek.- uśmiechnął się.
- No więc widzisz. Nie przejmuj się niepotrzebnie.
- Tylko rzecz w tym, że nietoperz z lochów nakrył mnie na przeglądaniu jego wspomnień, wyrzucił mnie z gabinetu i odmówił dalszego prowadzenia lekcji...- przyznał się zielonooki.
- A to czarna gnida! Jak on śmiał to zrobić?!- wykrzyczałam zdenerwowana.
- Rachel, ciszej. Nie każdy musi o tym wiedzieć.- odparł przykładając mi rękę do ust i rozglądając się nerwowo po sali.- Ja go nawet trochę rozumiem...
- Harry, ja też go rozumiem, ale tak czy inaczej powinien nadal nad Tobą pracować. Nie może przedkładać własnej przeszłości nad przyszłość, śmierć i zniszczenie.
- Nie przesadzasz trochę? "śmierć i zniszczenie"?- zapytał lekko zmieszany.
- Tak, dokładnie. Losy wszystkich ludzi przewijają się teraz, a jedyną osobą która może je zmienić, jesteś właśnie ty, a to Ci się nie uda jeśli do porządku nie opanujesz oklumencji. Voldemort wdziera się do Twojej głowy, nie wiem czy jest świadom tego, co was łączy, ale zapewniam Cię on się o tym dowie, wtedy Twoje życie będzie zagrożone.- odparłam przerażona.
- Może i masz rację, ale co ja mam w tym momencie zrobić?- zapytał zdezorientowany.
- Musisz ćwiczyć nadal, z pomocą czy bez, to ty udowodniłeś swoimi czynami przez te wszystkie lata że jesteś potężniejszy niż Ci się wydaje, jestem przekonana, że dasz sobie radę.
- Dzięki Rachel, jesteś prawdziwym wsparciem.
- Staram się, dla przyjaciół wszystko.- zapewniłam wybrańca.- Teraz przepraszam, muszę iść na zasłużony szlaban.- odparłam
- Szlaban? U kogo i za co?- zapytał zaciekawiony.
- Dowiesz się jak wrócę z poranioną ręką na której została wyryta moja wina.- odpowiedziałam zażenowana.
- Idziesz na szlaban do Umbridge- stwierdził po krótkim namyśle.
Nie odpowiedziałam, Harry przyglądał mi się ze współczuciem, wiedział co mnie czeka, sam przecież doświadczył czegoś podobnego o wiele wcześniej. Słabo się do niego uśmiechnęłam i wyszłam z sali.
Przez całą drogę do gabinetu różowej ropuchy miałam nadzieję, że ominie mnie jednak pisanie na pergaminie własną krwią, jednak myliłam się. Od razu jak weszłam do środka kobieta charakterystycznym dla siebie przesłodzonym tonem kazała mi usiąść w ławce, którą wcześniej wyczarowała. Podała mi czarne, długie i bardzo ostre pióro. -Więc tak wygląda to słynne narzędzie tortur. - pomyślałam.
- A teraz proszę napisać zdanie "Nigdy więcej nie złamię, żadnego punktu regulaminu."- rozkazała.
Nie pytałam się ile razy. Nie miałam na to ochoty. Złapałam pióro mocniej w dłoń, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pisać. Już po napisaniu pierwszych dwóch słów, poczułam pieczenie w okolicach dłoni. Zignorowałam je i dopisałam resztę zdania. Po chwili poczułam, że ból robi coraz to bardziej silniejszy. Spojrzałam na swoją dłoń i zauważyłam, że zaczyna mi się tworzyć rana. Przerażona napisałam po raz kolejny to zdanie. Krew ciekła mi po dłoni i spływała na pergamin. Wtedy już nie wytrzymałam, z oczu pociekły mi łzy. Ból był taki przerażający, poczułam się słabo. Spojrzałam ukradkiem na jędzę która stanęła obok i najwyraźniej cieszyła się z mojego cierpienia.



 - A to podła suka.- pomyślałam. Nie chciałam dać jej satysfakcji, nie po tym jak paskudnie traktuje uczniów. Zacisnęłam zęby i mimo bólu który przeszywał moją dłoń, unieruchamiając ją dopisałam kolejne zdanie, potem kolejne i jeszcze jedno. Z każdą nowo napisaną literą, rana robiła się głębsza. Jednak to mnie nie załamało, powstrzymałam łzy i dopisywałam kolejne zdania.
Po jakimś czasie pozwolono mi zakończyć moje tortury i przestać pisać.
- Możesz już wyjść panno Trust. Mam nadzieję, że wyciągnęłaś z swojej kary jak najwięcej wniosków.- odparła trzymając w ręce RÓŻOWĄ filiżankę herbaty i upijając z niej łyczek po łyczku.
- Bardzo dziękuję, za tą jakże pouczającą lekcję pani profesor.- Zmusiłam się do uśmiechu i skrzyżowałam ręce na piersi.- A tą krew radzę jak najszybciej usunąć z biurka, bo gdy zaschnie będzie miała pani ogromne kłopoty z wyczyszczeniem jej.- dodałam drwiąco.
I wyszłam gabinetu zostawiając za sobą kompletnie zdezorientowaną Umbridge.
Gdy zamknęłam na sobą drzwi, poczułam ulgę. Spojrzałam na moją poranioną dłoń, i wlepiłam wzrok w rany które ułożyły się w zdanie:
"Nigdy więcej nie złamię żadnego punktu regulaminu". - No jasne, tylko szkoda że teraz najchętniej, użyłabym Cruciatusa na tej landrynie.- pomyślałam.
Postanowiłam, że odwiedzę klasę eliksirów i stworzę coś co wyleczy tą ranę. Ruszyłam w stronę lochów i skręciłam w jej stronę, niestety była ona zamknięta.
- Alohomora.- rzuciłam zaklęcie, a drzwi otworzyły się. Rozejrzałam się po korytarzu, nikogo nie było więc pośpiesznie weszłam do środka. Było to duże, kwadratowe pomieszczenie. W rogu znajdowała się umywalka w której uczniowie myli ręce po przygotowaniu mikstur. Nad jednym oknem wyryty był napis Potassa carbonate. Kiedyś czytałam w krótkiej Historii Hogwartu, że napis ten oznaczał węglan potasu. Podeszłam bliżej do kociołka Malfoy'a, aby w razie czego wina nie spadła na mnie, uprzednio mijając klapę prowadzącą do piwniczki gdzie przetrzymywane były rzeczy potrzebne na zajęcia.  Próbowałam sobie przypomnieć jakie były składniki eliksiru Wiggenowego. Nie potrafiłam tego zrobić, dlatego podeszłam do szafy, gdzie znajdowały się książki. I zaczęłam szukać tego przepisu po wszystkich książkach. Pociągnęłam za jedną z nich a moim oczom ukazało się sekretne, malutkie pomieszczenie w którym znajdowała się jak mniemam myślodsiewna Snape'a.
Podeszłam bliżej, przyjrzałam się temu płytkiemu naczyniu, było ono zdobione cennymi kamieniami i tajemniczymi runami, które mimo moich wyśmienitych ocen z Run nadal stanowiły dla mnie niezwykłą zagadkę. Jej wnętrze było wypełnione myślami i wspomnieniami które normalnie miały srebrno-biały kolor, a w tym momencie emanowały one srebrzystą poświatą. Po długim namyśle zanurzyłam w niej głowę, ponieważ byłam bardzo ciekawa jakie jeszcze sekrety skrywa profesor.
Świat zawirował a ja znalazłam się w biurze dyrektora. Za biurkiem siedział Dumbledore i prowadził poważną dyskusję z nietoperzem, stojącym naprzeciw niego. Oboje byli lekko poddenerwowani, tak jakby przez chwilą dowiedzieli się czegoś niezwykłego.

- Severusie, dobrze wiesz, że to o nią chodzi.- Usłyszałam głos Dumbledora.
- Jemu chodzi głównie o Pottera, przecież przepowiednia mówiła o chłopcu, nie o dziewczynie.- zaprzeczył Snape.
- Pierwsza część, owszem. Ale oboje wiemy, że to nie była cała wróżba. Została w niej zawarta jednak bardzo istotna informacja o zagrożeniu ze strony najbliższej mu osoby.
- Obserwuję ją od samego początku, nie ukazuje żadnych szczególnych zainteresowań czarną magią.- zapewnił go Snape.
- Dlatego teraz, gdy Voldemort dowiedział się o jej przeszłości będzie chciał ją wykorzystać, sprowadzić na złą ścieżkę, a gdy mu się to uda. Będzie stanowić dla nas wszystkich poważne zagrożenie.- odpowiedział spokojnie Dumbledore.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, w otoczeniu wybrańca jest jedna osoba, której oprócz jego samego szuka Voldemort. Poczułam się tak jakbym dostała zaklęciem Drętwota. Długo nie mogłam przetrawić tej wiedzy.
- Więc, twierdzisz że powinniśmy w tym momencie skupić się na ....- nagle wyciszył się głos profesora. Najwyraźniej sam Snape musiał majstrować przy tym wspomnieniu, w obawie że ktoś usłyszy nazwisko domniemanej osoby i narazi ją na niebezpieczeństwo.
-  Tak to bardzo ważne. A opieką nad nią zajmiesz się ty osobiście. Zrobiłbym to sam, ale mam do zrobienia jeszcze kilka innych rzeczy.
 Dyrektor wstał i ukłonił się nisko. Zdążył dodać tylko coś w stylu "Uratuj ją jeszcze raz Severusie" i zniknął z pola widzenia najwyraźniej teleportując się w inne miejsce.

Wtem ponownie świat znowu zawirował, a ja oszołomiona znalazłam się na środku klasy eliksirów. Zapominając o moim prawdziwym powodzie włamania się do tego miejsca, wybiegłam z lochów. Szukałam Harry'ego, chciałam mu o wszystkim opowiedzieć. Nigdzie jednak go nie dostrzegłam, moja forma kulała, dlatego zatrzymałam się po pewnym czasie, oparłam się o korytarz na piątym piętrze, usiadłam aby złapać oddech. Wtedy mnie oświeciło, zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę niczego nowego się nie dowiedziałam. Przypomniał mi się mój nieświadomy spacer w październiku po wrzeszczącej chacie, rozmowę pomiędzy Voldemortem, a Glizdogonem o tajemniczej dziewczynie i ból spowodowany podwójnym uderzeniem Cruciatusa. Wszystkim im chodziło o tą samą czarodziejkę. W mojej głowię kłębiło się pełno pytań dotyczących indywidualności tej uczennicy. Na które nie znałam odpowiedzi. A w myślach ciągle przewijały się słowa Dumbledor'a: "URATUJ JĄ JESZCZE RAZ SEVERUSIE".



Po wczorajszych wydarzeniach nie potrafiłam zasnąć, przez całą noc zastanawiałam się o kogo może chodzić Voldemortowi. Czemu akurat ta dziewczyna, co jest w niej takiego niezwykłego i przede wszystkim, jak odkryć jej tożsamość, aby w czas zapobiec tragedii. Nie potrafiłam się na niczym skupić, na śniadaniu, treningu quidditha a nawet na spotkaniu z moim chłopakiem. Tak jakby nagle moje własne problemy związane z uczuciami, zostały zesłane na dalszy plan. A na ich miejscu pojawił się strach przed  tajemnicą.
- Kochanie, nad czym tak myślisz?- zapytał się mnie Greg, łapiąc za moją rękę.
Uznałam, że najlepiej będzie jak nikt nie dowie się o zamierzeniach Czarnego Pana, przynajmniej na jakiś czas. Ponieważ mogło to już do reszty załamać Harry'ego.
- Nie, nic... zastanawiam się jaką kreację włożyć na dzisiejszy bal sylwestrowy.- skłamałam.
- We wszystkim będziesz wyglądać zjawiskowo.- mrugnął do mnie.- ale najlepiej będzie jak założysz coś jasnego, najlepiej białego, albo żółtego.
- A to niby dlaczego?- zapytałam zaciekawiona.
- Ponieważ, twój strój musi pasować do tego:- powiedział, po czym wyczarował dla mnie mały bukiecik kwiatów i podarował mi go.
- Oooo... jaki on piękny. Bardzo Ci dziękuję.- odparłam wdzięcznym tonem.



Cmoknęłam go w policzek w ramach podziękowania i wtuliłam się w jego ramię, a on zaczął mnie głaskać po włosach. Po chwili ogarnął mnie głęboki smutek, pogłębiany przez poczucie winy. Przecież miałam z nim niedługo zerwać. Chciałam poczekać do samego końca balu Sylwestrowego, ponieważ nie potrafiłam mu popsuć całej zabawy. A jak ja się teraz zachowuję?- zdenerwowałam się sama na siebie. - Jestem nienormalną, psychopatyczną, chorą, skretyniałą, nieracjonalną, nierozważną, lekkomyślną, ograniczoną umysłowo idiotką!- zgnoiłam się w myślach.
Niepotrzebnie daję mu nadzieję. Skoro ten cyrk i tak miał się zakończyć zaraz po balu. Nerwowo podniosłam się na nogi.
- Wszystko w porządku?- zapytał lekko zszokowany moim zachowaniem.
- Tak, tak w najlepszym.- odpowiedziałam pośpiesznie.
No proszę. Kolejne kłamstwo wydobywające się z ust zakłamanej szmaty.- kontynuowałam mój łańcuszek w myślach. Zażenowana swoim zachowaniem.
- Jesteś pewna?- on także się podniósł zatroskany.
- Jak mówię, że tak to tak.- odpowiedziałam.- a teraz przepraszam muszę iść do dormitorium... zaklęcia czekają...
- No dobrze, leć.- odparł zrezygnowany.
Zdążyłam wybiec z wieży astronomicznej, zanim Puchon dokończył zdanie. Zbiegłam ze schodów, minęłam gabinet dyrektora i sowiarnię. Po chwili znalazłam się w pokoju wspólnym Krukonów.
Siedziałam samotnie w fotelu i zastanawiałam się w jaki sposób bezboleśnie mogę zerwać z Gregiem. Szkoda, że od tak w przeciągu kilku minut nie można wyzbyć się wszystkich emocji, to by mi o wiele bardziej ułatwiło sprawę.
- Hej Rachel!- Krzyknęła Padma w wyśmienitym humorze.
- O, witaj Padmo- uśmiechnęłam się sztucznie.
Po chwili podniosłam wzrok na nią i zobaczyłam, że trzyma ona w rękach piękną jasnoczerwoną sukienkę zwężoną na dolnej części, miała ona wycięcie na plecach, koronka pokrywała rękawy, a czarny, cieniutki pasek dodawał jej eleganckiego wyglądu.
- Ładna sukienka nie?-zapytała podnosząc ją w górę.- kupiłam ją w Hogsmeade.
- Jest przepiękna, masz świetny gust.
- Bardzo dziękuję. Długo szukałam czegoś odpowiedniego na bal.- odparła z uśmiechem. Nie
odrywając wzroku od sukni.- A ty w czym idziesz?
- Yyyy, no wiesz... Ja w ogóle nie wiem czy pójdę.- odparłam nieśmiało.
- Co?- Jej wzrok zwrócił się nagle w moją stronę.- Przecież to jedyny taki bal w Hogwarcie, musisz na nim być.
- Wcale nie muszę... nie ma takiego przymusu. Poza tym nie mam ochoty na tańczenie.
- A co? Będziesz siedziała z nosem w książkach?- zapytała nie wierząc w to co słyszy.
- A nawet jeśli, przecież SUM-y nam się zbliżają...
- Nie wykręcaj się, do egzaminu daleka doga...- podeszła do mnie bliżej, złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę mojego dormitorium.- Chodź trzeba Cię umalować.
- Ale mówiłam, że ja...
- Nie ma żadnego ale...- przerwała mi.- zostały nam tylko dwie godziny.
Nie potrafiłam z nią wygrać, jeśli chodziło o sprawy balu, była ona nieubłagana. W drzwiach zastałyśmy Cho, która szperała w szafie najwyraźniej czegoś szukając.
- Cześć Cho.- zaczepiła Chinkę, Hinduska.
- O hej wam... Możecie mi doradzić którą sukienkę mam wybrać? Mam chyba za duży wybór.- odparła z radosnym uśmieszkiem Krukonka. Otwierając swoją szafę.
- We wszystkich będziesz wyglądać pięknie.- pochwaliła ją Padma.- Wiesz, co nie chciałabyś mi pomóc przygotować Rachel do balu, bo obawiam się że jeśli my się nią nie zajmiemy, sama tego nie zrobi.- zażartowała Hinduska.
- No no, przygotować Rachel. To będzie ciężka sztuka.- zaśmiała się Cho.
- Ej co to miało znaczyć?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie nic.- dodała rozbawiona Padma, po czym posadziła mnie przed toaletką. A Cho w tym momencie wyczarowała kuferek z kosmetykami.
Przez następne pół godziny, siedziałam na miejscu. Czułam się nieco dziwnie, jeszcze nigdy na twarzy nie miałam tyle tapety, czułam się tak jakby ktoś nakładał mi na twarz betonową maskę. Gdy obie przestały znęcać się nad moją twarzą, znalazły sobie inną ofiarę- moje włosy.
- Rachel, wyglądasz przepięknie.- dodała Padma, lokując je.- Greg będzie zachwycony.
Nagle poczułam, ukłucie w okolicach moich palców. Najwyraźniej Cho, która doprowadzała moje paznokcie do porządku, na dźwięk imienia Puchona musiała przypadkowo spiłować mi skórkę otaczającą paznokieć.
- Au! Cho, uważaj.- krzyknęłam zwracając wzrok jej stronę.
Najwyraźniej przyjaciółka nadal miała do mnie żal, za moje zachowanie względem chłopaków.
- Nie wierć się.- rozkazała mi Hinduska, po czym pociągnęła moje włosy bardziej do tyłu.
Po godzinie mogłam już swobodnie zajrzeć w lustro, ponieważ wcześniej mi na to nie pozwolono. To co zobaczyłam zaraz po tym gdy odwróciłam się w stronę zwierciadła, zaparło mi dech w piersiach.
- Jest pięknie...



Nie potrafiłam uwierzyć, w to co widziałam po drugiej stronie. Nigdy nie uważałam samej siebie za jakoś wybitnie piękną osobę, byłam raczej przeciętniakiem pośród innych dziewczyn.
- Punkt dla nas Cho, chyba jej się spodobało.- zwróciła się do Chinki. Padma, po czym obie przybiły sobie piątkę. Z wyraźnie zadowolonymi minami.
- Teraz zostaje kwestia sukienki, hmm.- zastanowiła się Cho.
- Ale ja mam sukienkę!
- Masz?!- zapytały jednocześnie zdziwione dziewczyny.
- A co wy takie zszokowane.- zapytałam rozbawiona ich rekcją. - Ja też czasami lubię wyglądać elegancko.
- To pokaż nam.- poprosiła Cho.
Wstałam z krzesła, podbiegłam do szafy i wyciągnęłam złotożółtą suknię. Odwróciłam ją w ich stronę. Najwyraźniej im się spodobała, ponieważ obie wpatrywały się w nią jak w obrazek. A po chwili obie popchnęły mnie w stronę przebieralni abym jak najszybciej zaprezentowała im całość.

Gdy już wszystkie trzy byłyśmy gotowe, wyruszyłyśmy w stronę wielkiej sali. Weszłyśmy do środka, a naszą uwagę zwróciły czerwono-złote dekoracje. Stoły poustawiane po lewej stronie, były nakryte wyszukanymi zastawą, wśród której pierwsze skrzypce grały śnieżnobiałe sztućce i naczynia. Po prawej stronie została zachowana wolna przestrzeń na tańce. Pod sufitem wisiały kryształowe lampy, które dawały bladoróżowe światło, takie jak w czasie zachodu słońca. 
- Rachel, pięknie wyglądasz...- usłyszałam głos Freda za sobą.
- O.. dzięki Fred. Ładny garnitur.- odpowiedziałam uprzednio odwracając się w jego stronę.
- Odrobinę niewygodny. Ale da się przeżyć, świetnie będzie się prezentował w tańcu.- zażartował i wykonał niezbyt skomplikowany ruch taneczny. 
- Zapewne będzie się świetnie prezentował w tańcu, ale nie takim.- mrugnęłam do niego.
Na co on tylko roześmiał się.
 Nagle obok nas pojawiła się Alicja Spinnet.
- Cześć Freddie.- powiedziała z uśmiechem i pocałowała w policzek rudzielca.
Na ich widok poczułam dziwne ukłucie w okolicy brzucha. Czyżby Fred zaprosił ją na bal?
- Cześć mała.- odpowiedział Weasley i objął ją ramieniem.
- Hej, ty jesteś Rachel tak?- zapytała.- Szukająca Krukonów. 
Cóż za niebywała spostrzegawczość.- pomyślałam. 
- Tak miło mi poznać- powiedziałam z wymuszonym uśmieszkiem. 
- Mnie również, to co Fred?- zapytała z zalotnym uśmiechem.- Idziemy tańczyć?
- Tak, jasne... dobrej zabawy Rachel.- rudzielec zwrócił się w moją stronę.
- I przy okazji ładna sukienka.- dodała ścigająca Gryfonów.
Potem oboje trzymając się za ręce, oddalili się w stronę parkietu. -Szkoda, że o twoim stroju wywłoko, nie można powiedzieć tego samego.- pomyślałam i obserwowałam jak parka Gryfonów bawi się w najlepsze. Momentalnie zrobiło mi się gorąco gdy zauważyłam, że Fred tak nachalnie obłapia Alicję. A jej najwyraźniej  pasował taki układ. - Puszczalska gnida.- przeszło mi przez myślł kolejne oszczerstwo.
 Po chwili podszedł do mnie Greg.
- Rachel? Wyglądasz, wyglądasz woow.- zatkało go.
Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłam się na jego widok.
- Ty też wyglądasz całkiem woow.- powiedziałam z uśmiechem.
- Tak w ogóle, chyba o czymś zapomniałaś.- wyciągnął zza pleców bukiecik, który podarował mi dzisiaj rano.- Czy pozwolisz, abym Ci go założył na rękę?
- Jak pan sobie życzy.- odpowiedziałam, kłaniając się.
Po czym poczułam, że chwycił mnie za rękę, założył na nią bukiecik i pocałował delikatnie moją dłoń.
- Chodź.- pociągnęłam go za rękę.- Mam ochotę zatańczyć.
Gdy zbliżaliśmy się do parkietu, zauważyłam Harry'ego tańczącego z Cho. Jednak wolałam skierować się w stronę Freda i Alicji. I właśnie w tym miejscu zacząć tańczyć. Bawiliśmy się we dwójkę dosyć długo, jednak Fred nie zwracał na nas uwagi, wszędzie chodził za rączkę z Alicją. Złapałam ich nawet kilka razy na obściskiwaniu się. Co dziwne robili to zawsze gdy byli niedaleko nas. 
- Greg, przepraszam.- powiedziałam nieco rozczarowana.- Potańcz teraz sam, ja muszę odpocząć.
- Pójdę z Tobą.- zaproponował.
- Nie trzeba, naprawdę...-przerwałam.- za jakiś czas wrócę.
- No dobrze, będę czekał.- odparł nieco zdziwiony.
Wyszłam z sali, usiadłam na schodach i schowałam dłoń w ręce. Próbowałam powstrzymać płacz, aby nie rozmazać makijażu.- Dlaczego on to robi? - zapytałam sama siebie. Jeśli spotyka się z nią, to dlaczego cholera wszędzie go widzę. Co on chce tym sposobem wskórać? Poniżyć mnie, podnieść swoje ego? Sprawić abym była zazdrosna? No brawo, tylko dlaczego bawi się uczuciami Alicji. Przecież to widać gołym okiem, że jej na nim zależy. To żałosne... ale zaraz, przecież ja w taki sam sposób traktuje Grega, tylko u mnie to jest bardziej prawdopodobne... Moment prawdopodobne? A co jeśli Fred rzeczywiście zakochał się w czarnoskórej? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka to jest poważna sytuacja. 
- Cześć Ray- przywitał mnie George.- dlaczego nie tańczysz.
- Nie mam zbytnio ochoty, proszę Cię zostaw mnie w spokoju.- powiedziałam słabym głosem.
- Wszystko w porządku?- zapytał i przysiadł się obok mnie. 
- Tak, idź sobie.- powiedziałam błagalnie.
Gryfon nie odpowiedział tylko pogładził mnie po włosach. Czując to zwróciłam wzrok w jego stronę. 
- Ray, mnie możesz powiedzieć, chociaż podejrzewam, że wiem o co chodzi.- odparł spokojnie.
- Wiesz?- zapytałam zdziwiona.
- Tak... Chodzi o Freda i Alicję.- stwierdził rudzielec.
- George? Czy oni... - nie mogłam dokończyć zdania. 
-Czy oni są ze sobą...- dokończył za mnie.- Nie wiem, Alicja zawsze podkochiwała się w moim bracie. Do teraz nie potrafię tego zrozumieć.- próbował rozluźnić atmosferę, żartem. Co niezbyt mu wyszło.
Zrozpaczona położyłam głowę na jego ramieniu, a on tylko chcąc mnie pocieszyć objął mnie.
Przez chwile oboje milczeliśmy, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć. 
- Jesteś prawdziwym przyjacielem George.- przyznałam przerywając ciszę, lekko uspokajając się.
- Nawet mnie się zdarza- zaśmiał się.- Teraz chodź. - wstał i podał mi rękę.
- Gdzie mam iść?- zapytałam podnosząc wzrok.
- Chyba nie odmówisz przyjacielowi jednego tańca, nie chcesz przecież abym i ja się poczuł odrzucony?- zaśmiał się.
Na jego słowa uśmiechnęłam się lekko, pokręciłam głową i złapałam go za rękę. Po chwili znaleźliśmy się na parkiecie. Bawiłam się naprawdę dobrze, nie spodziewałam się, że z George'a jest taki dobry tancerz. A pod koniec utworu pocałowałam go w policzek.
- A to za co?- zapytał się lekko speszony.
- George, to w ramach podziękowania.- odparłam z uśmiechem.- A teraz przepraszam, muszę znaleźć Grega, gdzieś się tutaj włóczy. 
Nie czekając na odpowiedź zaczęłam rozglądać się po sali, jednak nigdzie nie mogłam dostrzec Puchona. Lekko mnie to zdziwiło, przecież samą by mnie tutaj nie zostawił. Podeszłam do Hermiony bawiącej się z Harrym i zapytałam się jej, czy go nie widziała, zaprzeczyła. To samo zrobiłam w przypadku Rona i Lavender, Ginny i Deana Thomasa, a nawet najlepszego przyjaciela Grega- Zachariasza Smith'a, który swoją drogą zachowywał się dziwniej niż zazwyczaj. Nikt nie wiedział, gdzie mój chłopak się podziewa. Zrezygnowana usiadłam na krześle. Przeróżne okropne myśli chodziły po mojej głowie, ale nie mogłam im się poddać. Przyglądałam się, tańczącym uczniom w nadziei, że gdzieś tam Puchon właśnie teraz tańczy z piękną uczennicą, która mu raz na zawsze wybije mnie z głowy. O tak, taka perspektywa najbardziej mi się spodobała. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam bardzo dobrze znaną mi posturę. Wbiegłam w tłum z nadzieją, że to nie było złudzenie. Gdy już byłam bardzo blisko celu, poczułam że ktoś przypadkowo popchnął mnie do przodu, najwyraźniej tańcząc. I gdyby nie szybka interwencja mojego chłopaka, którego zauważyłam wcześniej, upadłabym na ziemię.
- Och Rachel, ty mała niezdaro.- powiedział pieszczotliwie Greg i odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Greg. Tu jesteś, a ja wszędzie Cię szukałam.- ucieszyłam się na jego widok.
- Przecież byłem tutaj przez cały czas.- Chwycił za moją rękę.
- Co robiłeś przez ten cały czas?- zapytałam.
- Tańczyłem... i rozmawiałem z Zachariaszem...-przerwał widząc moją minę.- głównie rozmawiałem.
- Ale jak zapytałam go o Ciebie, odpowiedział mi że Cię nie widział.- stwierdziłam.
- Tak? Bardzo dziwne był tu ze mną, chociaż wydawał się być nieobecny przez cały czas, tak jakby nie był sobą. No bo w końcu, to gaduła, przecież komentuje mecze itd.- przyznał.
Sam Greg wydawał się zdziwiony tą wiadomością. Przez chwilę oboje staliśmy w milczeniu, w tle było słychać jedynie dziką muzykę. Zastanawiałam się, dlaczego Smith mnie oszukał, chciałam poznać prawdę.
- W ogóle gdzie on się teraz podziewa.- zapytałam rozglądając się po sali.
-  Ach, miał przynieść mi coś do picia.- odpowiedział mi, również zaczynając się rozglądać po sali. - O tam jest, idzie w naszą stronę.
Po chwili Puchon podszedł do nas, oczy miał wlepione w przestrzeń, to nie było zbyt normalne.
- Dzięki stary.- powiedział przyjacielowi Greg i odebrał od niego szklankę wypełnioną ponczem.- To na zdrowie.- podniósł naczynie. To samo zrobił Zachariasz i oboje upili łyczek napoju.
Nagle zapadła cisza. Melodia przestała grać.
- Co się stało?- zapytałam zdezorientowana. Na co mój chłopak wskazał jednym teatralnym ruchem wielki zegar który znikąd pojawił się na środku sali. Miał on cztery tarcze, żeby wszyscy dookoła zauważyli, że do północy zostało czternaście sekund.
- No i proszę, nowy rok za chwilę będzie.- ucieszył się Greg. I zaczął odliczać.- 10, 9, 8...
I ja się dołączyłam.
-7, 6, 5, 4,...
Już za chwilę, rozbłysną się wszędzie zimne ognie. Cieszyłam się jak dziecko.
- 3, 2, 1..
Wszyscy zgodnie krzyknęli wesoło "Nowy Rok!".

[Muzyka]

Zachariasz jakby znikąd przewrócił się na ziemię. Zdążyłam tylko usłyszeć trzask padającego bezwiednie na podłogę ciała. Od razu odwróciłam się do tyłu, to samo zrobił Greg. Na sali było słychać chichoty i uczniów radośnie składających sobie nawzajem życzenia. Najwyraźniej nie zauważyli oni, że coś złego stało się z Puchonem. Od razu padłam na kolana, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, sprawdzałam puls. Nagle nieruchome jak dotąd ciało Smith'a zaczęło niebezpiecznie drgać, jego orzechowe źrenice zapadły się na sam dół gałki ocznej ukazując jedynie białe wypełnienie. Wyglądało to okropnie, przerażona reakcją jego ciała od razu odsunęłam się w tył. Chichoty na sali powoli milkły, każdy wpatrywał się w Zachariasza, niektórzy zasłaniali usta rękoma, a zdecydowana większość nie wiedziała co ma w tym momencie zrobić. Z ust ofiary zaczęła sączyć się biała piana w dużych ilościach, a gdy nauczyciele, zdążyli dobiec do Puchona, było już za późno. Pani Poomfrey przebadała ciało, nastąpiła chwila milczenia, wszyscy wstrzymywali oddech, bojąc się najgorszego. Przez ten czas łzy pociekły mi policzkach, modliłam się w myślach, aby trucizna, którą najwyraźniej ktoś dodał do napoju nie okazała się śmiertelna. Jednak pomyliłam się, pielęgniarka zawróciła wzrok na Dumbledor'a i poruszyła głową na znak, że uczeń umarł. Greg wybuchnął histerycznym płaczem, zbliżył się do martwego ciała swojego najlepszego przyjaciela, podniósł jego głowę i wpatrywał się zapłakany najpierw w jego klatkę piersiową, która już nigdy się nie podniesie. Potem w jego zapadnięte oczy które już nie zobaczą światła dziennego. Nie mógł przestać płakać, jęczał tylko coś w stylu "proszę Cię stary, nie umieraj, nie zostawiaj mnie, błagam powiedz, że to tylko jakiś żart, że... zaraz wstaniesz i zaczniesz się ze mnie śmiać, Zach... Zachariasz, uśmiechnij się, walnij mnie w twarz, zrób cokowiek, daj znać, że żyjesz. Stary... proszę, proszę ". Puchon próbował na wszelkie sposoby wybłagać, aby to był tylko sen, koszmar wręcz. Ale jego próby okazały się bezpodstawne. Przybliżyłam się do mojego chłopaka, objęłam go i delikatnie pociągnęłam w tył. Chciałam być teraz przy nim, wspierać go z całych moich sił, w końcu nie na co dzień przyjaciel umiera na Twoich oczach... nie mogłam teraz zostawić go samemu sobie, nie mogłam dodatkowo wbijać mu kolejnego noża w plecy, bo równie dobrze mogłabym wbić mu go w głowę, aby na zawsze pozbawić go życia...

10 komentarzy:

  1. Mega rozdział! Ten tekst z sedesem rozwalił system, prawie spadłam z krzesła jak go przeczytałam ;) Dużo emocji, dużo wszystkiego, tylko za mało Freda :P Nie, no, żartuję, i Freda była odpowiednia ilość.
    Ten wypadek na końcu.... dlaczego mam wrażenie, że Draco macał w tym swoje arystokratyczne paluszki? I dlaczego mam wrażenie, że to o Rachel mówił Snape i Albus?
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny ;) Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażenie, dobra rzecz ;)
      Przeważnie trafia się dzięki niemu w samo sedno sprawy, hahahaha (mini spojler) ;)

      Ohohohoho, wena się przyda, dziękuję ^^

      Usuń
  2. Na początku myślałam, że Zachariasz otruje Grega, bo jest pod wpływem zaklęcia. Jednak się pomyliłam (i chociaż mi zaspoilerowałaś, że to mało ważna postać zginie, to wtedy, kiedy Zachariasz podawał Gregowi picie, to i tak myślałam, że jego dni (minuty) są policzone).
    Bardzo podobała mi się retrospekcja z początku rozdziału. Luna też jak zwykle była świetna. I naprawdę lubię Twoją Cho, bo zazwyczaj, kiedy spotykam ją w fanficach, to jest niezłą jedzą, chociaż nie przypominam sobie, żeby ta książkowa była jędzowata (ale książki czytałam dosyć dawno, więc mogę się mylić). W tym rozdziale też miło mnie zaskoczył George. <3
    Pozdrawiam i życzę weny, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, pomyliłaś się chociaż jedną rzecz dosyć dobrze wyczułaś. ^^ W najbliższym rozdziale, dowiesz się o jakiej sprawie jest teraz mowa.

      Dziękuję za tak pozytywny komentarz :*

      Usuń
  3. Wooooooooow..... ale mega rozdział.... dziewczyno... ile ty go pisałaś? go się czyta i czyta i czyta i oczywiście to sama przyjemność, ale ogromny plus za stworzenie tak długaśnego rozdziału. Pewnie wyczerpałaś całą wenę. Miejmy nadzieję, że nie, bo rozdział naprawdę świetny, wszystko ślicznie opisane.
    Nie dałaś nam się zgubić w tej dużej ilości informacji za co ogromne dzięki :* Większość bloggerek nawala nam milion faktów, a potem mamy je "kojarzyć" i "myśleć" o nich, bo "każdy przecinek i każda kropka coś znaczy" - jak dla mnie takie tłumaczenie jest żałosne wręcz.
    Ale ty jesteś po prostu cudowna!!!!

    Daję soczystego buziaka w policzek i życzę mnóstwa weny!
    Czekam na kolejny, napewno wspaniały rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu zrobiło mi się cieplej na serduchu <3
      Bardzo Ci dziękuję ^^. Dla takich czytelniczek jak ty, warto było poświęcić tyle czasu temu opowiadaniu ;)
      Informacje to nie moja bajka, sama bym się w nich w końcu zgubiła a tego nie chcę ;)

      Zapraszam również na moją zakładkę: "Magiczna projekcja". <3
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Nie musiałaś nadmieniać koloru filiżanki, bo chyba wszystkim kojarzy się z Umbridge, a mnie niepotrzebnie rozproszył, kiedy akurat podłapałam klimat tego rozdziału ;) Pomyślałam przez chwilę, że napisanie tego słowa dużymi literami miało dokładnie to na celu, bo doskonale wiesz, jaką "sympatią" darzę ten kolor ;)
    Dobra, do rzeczy. Robi się coraz ciekawiej i jeszcze bardziej tajemniczo ;) Według mnie opanowałaś to już na tyle dobrze, że nie powinnaś przestawać nawet, jeżeli ta jedna historia kiedyś się skończy (bo niestety będzie musiała). Wystarczy tylko chcieć, a reszta sama przyjdzie ;) Zresztą, czy tak nie było przy powstawaniu tego dzieła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To podkreślenie miało oznaczać, coś w stylu "Róż! Za dużo różu. Zaraz zwymiotuję!" xD
      Ale rzeczywiście mogło to rozproszyć czytelnika. Dziękuję za uświadomienie mi tego ;)

      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Rozdział świetny, lecę do następnego :D
    Lestrange

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody