Music

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 8 " On jest żałosny...nigdy nie zrozumie potęgi czarnej magii i przez to w końcu zginie."



Tej samej nocy dręczyły mnie koszmary nocne. Obudziłam się cała spocona. Czułam się okropnie, wydawało mi się, że to poczucie winy jest tego powodem, ale myliłam się. Mimo tego niefortunnego wypadku nie chciałam zrobić państwu Weasley przykrości, dlatego pomimo obecności jednego z bliźniaków zostałam na Grimmuald Place do końca przerwy świątecznej. Oczywiście zręcznie unikając Freda i rozmowy z nim. Wiedziałam, że wypadałoby w końcu wyjaśnić zaistniałą sytuację, ale jakoś nie potrafiłam się przełamać. Wyglądałam, jakby powoli umykało ze mnie życie. Dręczyły mnie coraz straszniejsze koszmary nocne. Budziłam się z krzykiem.
Dziewczyny musiały się domyślić, że coś ze mną jest nie tak... drążyły temat. W końcu przełamałam się i opowiedziałam im całą prawdę o Fredzie. Z początku myślałam, że Ginny naskoczy na mnie za tak bezlitosne potraktowanie jej brata, ale trzymała moją stronę.
Parę razy przy wspólnych posiłkach zauważyłam, że traktuje bliźniaka bardzo oschle i posyła mu groźne spojrzenia. Na co on tylko schylał głowę. George stawał w obronie bliźniaka i bardzo często kłócił się z siostrą. Za to Hermiona próbowała za wszelką cenę namówić mnie do rozmowy z rudzielcem, uważała, że moje samopoczucie ma związek z tą sytuacją.
Gdy po raz kolejny słuchałam jej wykładu na temat przyjaźni. Przychodziła mi dziwna ochota na.. czytanie, nie potrafiłam tego wyjaśnić. Ani na niczym innym się skupić. Na szczęście dzisiaj mieliśmy powrócić do Hogwartu. Przerwa świąteczna trwała nadal, ale wszyscy zapisaliśmy się na bal sylwestrowy, który miał się odbyć w szkole. Wyciągnęłam mój kufer z szafy i ogarnęło mnie bardzo dziwne uczucie. Miałam wrażenie, że właśnie tego szukałam przez ostatnie dni. Sięgnęłam wgłąb i wyciągnęłam niedużą, szarawą książeczkę z ciemnoczerwoną ramką.
Nie pamiętałam jak znalazła się w środku. Chyba musiałam przypadkowo ją zabrać wraz z innymi książkami. Przypatrzyłam się jej. Nie potrafiłam dostrzec tytułu, ale otworzyłam ją z ciekawości. Poczułam wtedy dziwny przypływ dużej mocy. Dopadło mnie bardzo jasne światło wydobywające się z jej wnętrza, które raziło mnie w oczy.
Po chwili otrząsnęłam się i zaczęłam czytać przedmowę. Okazało się, że tytuł tej książki brzmiał "Księga czarów", oraz to że ta książka to więcej niż tylko prosty podręcznik. Została zaczarowana przez Mirandę Goshawk, by była zdolna do projekcji swoich stron do uproszczenia czytania, a także wyczarowywać różne przedmioty, a nawet całe pokoje, aby zapewnić bezpieczne warunki do uprawiania różnych czarów z książki.



"...pękam z dumy, gdy pomyślę, że ten prosty podręcznik wykorzystywany jest w szkołach magii na całym świecie i został przetłumaczony na 72 języki, w tym na goblidegucki i trytoński.
Tak brzmiało zakończenie jej przedmowy. Zamyśliłam się...
- Hej, Rachel. Ty jeszcze nie spakowana?- zapytała się Ginny widząc moją pustą walizkę.- Pakuj się, już za godzinę mamy pociąg do Hogwartu, a przecież trzeba jeszcze dojechać na dworzec King's Cross.
- Spokojnie Ginn.- odparłam chowając książkę za plecy.- Zdążę.
- Mam nadzieję, chyba chcesz uczestniczyć w tym balu?
- No jasne...- uśmiechnęłam się.
- Swoją drogą to bardzo dziwne, że ta jędza się zgodziła na to aby pierwszy tego typu bal się odbył. Nie uważasz? Jestem święcie przekonana, że Dumbledore maczał w tym palce, a ty?- zapytała.
- Ej.. słuchaj możemy porozmawiać później? Bo chciałabym się jeszcze spakować, a przy tej rozmowie mogę nie zdążyć.- odparłam modląc się aby nic dziwnego w moim zachowaniu nie zauważyła.
- O, no tak jasne... wybacz. Będziemy czekać w kuchni.- odparła nieco zawstydzona.
- Nie ma sprawy.- ucięłam pośpiesznie.
Po tych słowach ruda uśmiechnęła się tylko i wyszła. Nie chciałam jej nic mówić o książce, z resztą i tak wątpię aby ją to zainteresowało. Rzuciłam książkę na dno walizki, przykryłam ubraniami i zaczęłam zabierać moje rzeczy. Kiedy byłam już gotowa, zeszłam na dół, wszyscy kończyli jeść śniadanie... Fred również. Zauważył mnie. Chwilę wpatrywał się we mnie tymi swoimi brązowymi, oczyma. Już chciał coś powiedzieć, ale dziękować Merlinowi, powstrzymał się od tego.
- Kochaneczko, usiądź wygodnie. Zaraz podam ci śniadanie.- odparła pani Weasley.
- Nie dziękuję, nie jestem głodna...- popatrzyłam się na nią przepraszającym wzrokiem.- ... ale chętnie napiję się soku.
Zostawiłam kufer z drzwiach i podeszłam do stołu. Usiadłam jak najdalej się da od Freda. A gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz kolejny, odwróciłam wzrok w przeciwną stronę.
Miałam dziwne wrażenie, że on sobie tak łatwo nie odpuści. Przerażała mnie ta perspektywa, ponieważ wiedziałam, że w końcu mnie złamie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że coś do niego czuję.
Potem wszystko minęło w miarę szybko, podróż na dworzec, peron 9 i 3/4 oraz Hogwart Express i w końcu szkoła w której czekał na mnie Greg. Powinnam w tym momencie skakać z radości, ale nie potrafiłam, przecież poniekąd zdradziłam go... może nie w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale jednak. Zdziwiłam się, że Puchon nie czekał na mój przyjazd, spodziewałam się raczej, że zechce mnie odebrać, także na uczcie w wielkiej sali nigdzie go nie było. Poczułam się wtedy odrzucona, targały mną emocje. Więc ja wracałam po tylu dniach, a on nie raczy się zjawić. Może o wszystkim już wiedział- zapytałam sama siebie bezradna, a nagle przypomniałam sobie o tajemniczej książce chciałam poznać jej treść, udałam się do swojego dormitorium. Intrygowała mnie ta tajemnica.
Ruszyłam korytarzem, myśląc o tym, że tak bardzo brakowało mi teraz Davida który postanowił, że na sylwestra zostanie w domu. Chciałam mu wszystko opowiedzieć, bezgranicznie mu ufałam i wiedziałam, że mi pomoże. Zawsze to robił... stanęłam przed drzwiami i usłyszałam zagadkę:
- "Jakie siedmioliterowe słowo nawet największy mędrzec wypowie błędnie?"
- Odpowiedź brzmi "błędnie".- odparłam po krótkim namyśle.
- Gratuluję rozsądku.- drzwi się otworzyły.
Od razu pobiegłam w stronę swojego dormitorium, tam wyciągnęłam książkę. Otworzyłam stronę na której miały znajdować się zaklęcia. Jednak ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam tam tylko jedno zaklęcie Accio.  Doskonale wiedziałam do czego ono służy. Jednak zaczęłam czytać dalej:
-"... jest to zaklęcie przywołujące rozmaite przedmioty, uważane za najstarszych zaklęć znane czarodziejskiemu społeczeństwu... W tradycyjnej baśni Czarodziej i skaczący garnek ze zbioru Baśnie Barda Beedle'a, syn pierwszego właściciela tytularnego garnka przywołał zgubionego osła należącego do jednego z sąsiadów"
Bardzo dobrze znałam tą bajkę. Wtem poczułam dziwną moc. Nie wiedziałam z jakiego powodu i z czego. Przeniosłam wzrok dalej jakby mając nadzieję, że wyczytam z niej odpowiedź:
"... Jeżeli znamy lokalizację przedmiotu, to, wskazując na miejsce, gdzie owa rzecz się znajduje, możemy użyć samej formuły „Accio”, a przedmiot, na który wskazaliśmy różdżką, trafi do naszych rąk."
Nagle znalazłam się w dziwnym pokoju, wyglądał on trochę jak składzik. Wszędzie walały się różne przedmioty, nawet mugolskie. Zaczęłam się gorączkowo rozglądać, chciałam wyjść z tego miejsca. Dostrzegłam nawet drzwi, podbiegłam do nich i próbowałam je otworzyć, jednak były zamknięte na klucz, a on, musiał znajdować się gdzieś między tymi gratami. Zaczęłam gorączkowe poszukiwania odrzucając coraz to nowe śmieci. Po chwili oświeciło mnie, przypomniałam sobie przedmowę w której wyraźnie pisało, że była ona zdolna do projekcji swoich stron do uproszczenia czytania. -Jakaż ja jestem głupia- pomyślałam uderzając ręką w swoje czoło.
- Accio klucz.- zawołałam podnosząc różdżkę.
Nagle w moich rękach wylądował ten przedmiot, który wyłonił się ze stosu połamanych krzeseł. Od razu pobiegłam w stronę drzwi, użyłam klucza i znalazłam się z powrotem w swoim dormitorium.
Omamiona wspaniałością tej książki otworzyłam losową stronę, tym razem na zaklęciu "Locomotor".
"...służy do przenoszenia różnych obiektów (nazwę obiektu wymawia się po formule Locomotor). Modyfikacją tego zaklęcia jest Locomotor Mortis (z Łaciny mortis - śmierć) stanowi przeciwurok zaklęcia pierwotnego: uniemożliwia ruch, czyli chodzenie."
Tym razem spadła na mnie nie wiadomo skąd ogromna klatka. Znalazłam się w pułapce, przez chwilę stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam, czy to jest kolejna projekcja, czy też prawdziwe wydarzenie. Nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać.
- Locomotor klatka.- wypowiedziałam formułę zaklęcia, ale nic się nie stało. Uderzyło mnie dziwne zimno wydobywające się z... właściwie to nie wiem skąd. Byłam bezradna. Nagle dosięgnął mnie przeraźliwy pisk kobiety. Brzmiało to tak jakby obdzierano ją żywcem ze skóry.
- Locomotor klatka.- zawołałam głośniej przestraszona tym krzykiem, celując różdżką w pułapkę. Kątem zauważyłam, że lekko zaczyna się ona podnosić. Jednak była strasznie ciężka, nie wiedziałam ile jeszcze uda mi się ją trzymać w powietrzu, lecz gdy znalazła się na odpowiedniej wysokości. Postanowiłam zaryzykować... Ten dźwięk doprowadzał mnie do szału.
- Locomotor mortis.- wydukałam drugie zaklęcie pośpiesznie, a klatka która spadała w moją stronę nagle zatrzymała się w jednym miejscu. Udało mi się wypełznąć spod niej, a zaraz potem zniknęła,
Z jednej strony byłam przerażona właściwościami tej książki, a z drugiej strony intrygowała mnie. Można tyle się z niej dowiedzieć, a przede wszystkim nauczyć. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pukania w okno. Była to sowa Grega. Kiedy ją zauważyłam poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku.
Otworzyłam okno i drżącymi rękoma próbowałam odwiązać liścik. Gdy mi się to w końcu udało, zaczęłam czytać.

Spotkajmy się teraz przy wejściu do wielkiej sali. Będę tam na Ciebie czekał.

Twój Greg

Zastanawiałam się o czym on chciałby ze mną porozmawiać. Poczułam tylko, że zrobiło mi się niedobrze. - Może Fred o wszystkim mu powiedział, a on teraz zechce ze mną zerwać.- przemknęło mi przez myśl. Szybko ruszyłam w stronę wielkiej sali. Dotarłam i zobaczyłam go przy wejściu.
Odwrócił się do mnie, zobaczyłam w jego oczach radość, która zaprzeczała moim wcześniejszym przeczuciom. Pobiegłam w jego stronę, a on w moją. W końcu rzuciłam się w jego ramiona.


- Rachel! Jak ja się za tobą stęskniłem- złapał mnie w pasie i namiętnie pocałował.
- Też tęskniłam.- Odpowiedziałam przez łzy, oczywiście szczęścia, nawet nie wiesz jak bardzo.
Uraczył mnie kolejnym cudownym pocałunkiem.
- Bardzo przepraszam, że nie odebrałem cię z pociągu, ale musiałem coś ważnego załatwić.- powiedział gdy nasze usta się od siebie odłączyły.
- Wybaczam ci...- szepnęłam.
Wtedy miałam wrażenie, że wszystko mogłabym mu wybaczyć. W końcu sama nie zostałam bez winy...
- Chciałem zapytać, czy zechcesz pójść ze mną na bal?- klęknął i złapał mnie za rękę.
- Oczywiście, że tak. Nawet nie musiałeś pytać.- odparłam rozbawiona jego zaproszeniem.
Po czym objął mnie i oboje wyruszyliśmy w stronę wielkiej sali. Usiedliśmy przy stole wspólnym Ravenclawu. Rozejrzałam się po sali, na szczęście nie było tam Freda.. zdążyłam zauważyć tylko Malfoya który wstał ze stołu Slytherinu i wyszedł pośpiesznie z sali...

Draco

Ruszyłem w stronę wyjścia. Gorączkowo zastanawiając się nad tym jakim cudem ta książka którą przekazałem tej szlamie ma na nią wpłynąć skoro ona jest teraz zakochana w tym beznadziejnym Puchonie. Myślałem, że ten ich romansik długo nie potrwa. Musiałem coś z tym zrobić. Nie mogłem pozwolić na to, aby ktoś taki zniszczył mi plany. Będzie ciężko, sprawić aby zerwali ze sobą, ale to było wykonalne. Szedłem korytarzem do pokoju wspólnego Slytherinu, aby na spokojnie zastanowić się nad planem działania. Dotarłem do kamiennej ściany która miała być wejściem do pokoju wspólnego.
- Czysta krew.- podałem hasło.
Nagle ściana zaczęła się odsuwać ukazując wnętrze. Był to wydłużony, nieokrągły, nisko sklepiony loch mieszczący się pod jeziorem, po którego ścianach często skapywały krople wody. Światło sączyło się z zielonkawych lamp podwieszonych pod sufitem. We wnętrzu mieściły się gustownie rzeźbiony kominek, zdobione krzesła i wygodne fotele oraz bogato inkrustowane stoły. Usiadłem wygodnie na jednym fotelu i zacząłem zastanawiać się jak mogę sprawić zawód Trust..
- Oj Draconie, Draconie jak ty nie potrafisz nic zrobić dobrze.- usłyszałem damski głos
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?- zapytałem, nie wiedząc dokładnie z kim mam do czynienia.
- Voldemort nie będzie zadowolony, że do teraz nic ci się nie udało wskórać.
Na dźwięk tego imienia. Szybko się wyprostowałem, wiedziałem, że to nie może być żaden znany mi śmierciożerca. Ci debile nawet nie potrafiliby dostać się tu niezauważenie. Więc kto?
- Kim jesteś?- zapytałem.
- Kimś kto został przydzielony ci do pomocy w zadaniu.- odpowiedział spokojny głos.
- Co!?- krzyknąłem przeraźliwie.- Przecież zrobiłem wszystko jak należy.
- Może tak, może nie. Ale Czarny Pan najwyraźniej nie wierzy w twoje umiejętności, nawet mu się nie dziwię.-odparła z sztucznym politowaniem.
Jak on śmie we mnie wątpić. Takie zadania wymagają poświęceń i przede wszystkim czasu, jednak to on decyduje, a nikt nigdy mu się nie sprzeciwiał. Musiałem zaakceptować ten niezbyt sprzyjający mi werdykt jeśli chciałem jeszcze trochę pożyć.
- Kim jesteś? Jak brzmi twoje imię?- zapytałem ponownie.
Nie usłyszałem odpowiedzi, ale po chwili z cienia wyłoniła się dziewczyna, bardzo dobrze mi znana...



Była to Stella, młodsza siostra Davida. Zamurowało mnie, nie wiedziałam o tym, że ona również próbuje się wkupić w łaski Voldemorta. Przyglądałem się jej przez chwilę.
- Chyba nie muszę ci się przedstawiać.- uśmiechnęła się do mnie kpiąco.
Rzeczywiście nie musiała tego robić, w końcu była ona pupilką Snape'a, mistrzynią eliksirów i wywyższaną Ślizgonką przez wszystkich nauczycieli.
- Jak ty... Gdzie ty...- próbowałem z siebie wykrztusić wiele pytań które zaczęły mnie nurtować.
- Niech to nie zaprząta twojej arystokratycznej główki, Malfoy. Twój móżdżek i tak nie zdoła tego pojąć.- odparła drwiąco i zaśmiała się cicho.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Nigdy nie poznałem Stelli od tej strony, zawsze wydawało mi się że będzie ona taka sama jak brat... słaba i z zamiłowaniem do szlam. Mimo mojego wyraźnego zdziwienia nie mogłem pozwolić aby mnie obrażała. To nie leżało w mojej naturze.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!- prawie krzyknąłem.
- Będę mówić, tak jak tylko zechcę. A ty i tak nic nie zrobisz... no może poza naskarżeniem swojemu ojcu, ale akurat on jest taki słaby i bezbronny względem innych śmierciożerców, że zginie w mgnieniu oka.- wysyczała.
Tego było już za wiele, nigdy nie pozwalałem na to, aby ktoś obrażał mojego ojca, teraz też tego nie zrobię.  Wyrwałem się w jej stronę i przyłożyłem swoją różdżkę do jej gardła, a drugą wolną ręką pociągnąłem ją za włosy.
- Jeszcze raz obrazisz kogoś z mojej rodziny, a zostanie z Ciebie tylko mokra plama, radzę ci to dobrze zapamiętać.- warknąłem.
Przez chwilę przyglądała mi się po czym poczułem, że przykłada różdżkę w miejsce gdzie owy przedmiot nigdy nie powinien się znaleźć.
- Może i zostanie ze mnie mokra plama, ale przed tym zdążę skrócić drzewo genealogiczne rodziny Malfoyów, więc zabierz łaskawie ten swój patyk z mojego gardła bo gorzko tego pożałujesz.- wydukała przez zęby.
Przez chwilę zastanawiałem się nad jej słowami, po czym schowałem różdżkę, ale mocniej pociągnąłem jej włosy do tyłu.
- Daję ci ostatnią szansę, jeszcze raz zaczniesz szczekać, a wykończę cię szybciej niż sam Voldemort zdąży to zrobić.- wyszeptałem groźbę do jej ucha.
Na co ona tylko uśmiechnęła się drwiąco i wyrwała się z mojego uścisku.
- No dobra tleniona fretko, może jednak na coś mi się przydasz.- odparła widocznie z siebie zadowolona i rzuciła się na fotel, najwyraźniej nie przejmując się moją groźbą.
- Po tej arogancji, można się domyślić, że masz jakiś plan.- skrzyżowałem ręce na piersi
- Ktoś musi go mieć, a jeżeli niczego nie spartolisz blondynku. Jestem przekonana, że wszystko pójdzie zgodnie z nim, a nasze gołąbeczki wkrótce rozstaną się w bólu i rozpaczy.
Ot proszę co moc Czarnego pana może zrobić z człowiekiem. Nie ufałem jej, jednak zgodziłem się na pomoc. Chciałem mieć ją oku.
- Stone, czy twój brat wie w co się w tym momencie wpakowałaś?
- Nie i dobrze by było gdyby się nie dowiedział. To mogłoby poważnie nam zaszkodzić.- stwierdziła.
- Chociaż w tym punkcie się zgadzamy. W końcu twój beznadziejny braciszek podobno przyjaźni się z tą...no jak jej tam? Rachel?
- On jest żałosny. Nigdy nie zrozumie potęgi Czarnej Magii i przez to w końcu zginie.
Podobało mi się to jej podejście do sprawy. Jednak z tego co zauważyłem, nie grzeszy ona wiedzą na temat pracy popleczników Voldemorta. Wcale nie chciałem jej uświadamiać, najwyżej zginie a to sprawi mi więcej radości niż znęcanie się nad całym tabunem szlam.
- Więc jaki masz plan?

Rachel


Od mojego przyjazdu, każdą wolną chwilę poświęcałam Gregowi. Chciałam wynagrodzić mu coś, o czym on w ogóle się nie dowie. Przynajmniej na razie. Rzadko przebywałam z przyjaciółmi, tyle co na wspólnych posiłkach i częściej w bibliotece z Hermioną. Próbowałam dowiedzieć się czegoś o księdze która trafiła w moje ręce, oczywiście w taki sposób aby nie domyśliła się, że ją posiadam. Niestety nie orientowała się ona w tym temacie, co mnie bardzo zdziwiło. Ale po jej zapewnieniu, że postara się coś znaleźć na jej temat, uspokoiłam się nieco.
Tego dnia, poczułam nagle, że fałszywy galeon którego użyto do przekazywania terminów spotkań Gwardii Dumbledore'a zaczął się powiększać. Wiedziałam wtedy, że data naszego spotkania, które miało się odbyć jutro uległa zmianie. Pośpiesznie odrzuciłam od siebie książkę z eliksirów, którą właśnie studiowałam i wyjęłam monetę. W miejscu gdzie powinien znajdować się numer seryjny goblina, który wykonał odlew, teraz znajdowała się o dziwo dzisiejsza data i czas który wskazywał, na to, że kolejne spotkanie miało odbyć się za godzinę.
Na samym początku chciałam odpuścić sobie to spotkanie, bardzo dobrze wiedziałam, że będą tam bliźniacy, ale po namyśle uznałam, że strach nie może przejąć nade mną kontroli, dlatego udam się na to spotkanie.
Próbowałam wykuć na pamięć przepis antidotum na popularne trucizny. Jednak nie wychodziło mi to za dobrze bo moją uwagę odwracała Księga zaklęć. Jednak powstrzymałam się od myślenia od niej bez większego problemu. 
"...
Krok 8. Dodać szczyptę sproszkowanego rogu jednorożca do kociołka.
Krok 9.Mieszać dwa razy, zgodnie z ruchem wskazówek zegara."

- Zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Mieszać dwa razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.- powtarzałam w kółko, aby nie zapomnieć sekwencji.- Zaraz? zegara? Ile jest godzin?
Spytałam sama siebie po czym zwróciłam wzrok na zegarek i zauważyłam, że zostało mi 5 minut, aby pojawić się na spotkaniu. Udałam się na siódme piętro. Stanęłam naprzeciw gobelinu z Barnabaszem, Bzikiem i trollami. Przeszłam wzdłuż ściany trzy razy, intensywnie myśląc nad tym, czym pokój się ma stać lub do czego ma posłużyć. Nagle przede mną pojawiły się ogromne wrota, które powoli zaczęły się otwierać. Wówczas pomieszczenie wypełniło się poduszkami, regałami z książkami, manekinami śmierciożerców, lustrem i wieloma innymi rzeczami potrzebnymi do treningów obrony przed czarną magią.
Zauważyłam też, że wszyscy już są na miejscu, więc posłusznie udałam się na sam tył tłumu który otaczał Chłopca-który-przeżył.
- Dzisiaj będziemy powtarzali sobie użycie zaklęć obronnych, podzielimy się na pary i zrobimy sobie tutaj taki mały klub pojedynków.- usłyszałam głos Harry'ego.
Po chwili każdy już miał swoją parę do ćwiczeń, tym razem w losowaniu przypadł mi Lee Jordan. Z czego bardzo się ucieszyłam ponieważ ostatnio często trafiał mi się Neville albo Justyn Finch- Fletchley, a ich pokonać było w miarę łatwo.
- Dobra, jeśli już jesteście podzieleni. To stańcie naprzeciw siebie.- zarządził zielonooki.
Po tych słowach każdy usłuchał polecenia.
- Na mój znak...- przerwał. - zaczynamy!
Nagle po całym pokoju rozległ się głos rzucania zaklęć.
- Drętwota.- usłyszałam głos Jordana.
Odbiłam zaklęcie.
- Ascendio!- zawołałam
- Protego.- obronił się. - Lucarnum Inflamare. - rzucił pośpiesznie, po czym z jego różdżki zaczął wydobywać się ogień w postaci małych kul. Odskoczyłam na bok, jednak on nie dawał za wygraną, czułam się atakowana z każdej strony. Jednak zręcznie omijałam atak jak przypadło na dobrego szukającego. Obróciłam się w pewnym momencie...
- Aquamenti- wydukałam zaklęcie.
Z końca mojej różdżki wydobył się duży strumień wody który ugasił płonące kule a po chwili trafił on w magiczną tarczę Gryfona, jednak nie chciałam mu tak łatwo odpuścić. Wiele sił kosztowało mnie utrzymanie tego strumienia wody, jednak czułam, że zaklęcie obronne Jordana staje się słabsze. On również to zauważył, ale nie zdążył zareagować, ponieważ w jednym momencie woda przebiła się przez jego osłonę, uderzając go w twarz i odrzucając chłopaka do tyłu. Po tym ciosie już się nie podniósł, tylko próbował wykasłać wodę która dostała mu się do płuc.
W tym momencie wygrałam pojedynek. Rozejrzałam się po sali i zauważyłam Freda który najwyraźniej trzymał się na nogach, a jego przeciwnik Ernie Macmilian leżał na ziemi.
Bliźniak musiał być być bardzo dumny z tego powodu, ponieważ podśmiechiwał się w przeciwnika. Był taki wyluzowany. Później mój wzrok powędrował na Rona który wyleciał w powietrze, gdy Hermiona rzuciła zaklęcie. Obok nich Angelina ostatnim ruchem różdżki powaliła na ziemię Georga Weasley'a, dalej Neville używał zaklęcia tarczy, broniąc się przed atakami Luny, a Seamus Finnigan wygrał pojedynek z Lavender Brown.
Ginny już dawno rozprawiła się z Michaelem Cornerem. I również przyglądała się wszystkim pozostałym pojedynkom z satysfakcją.
- Dobra dosyć tego.- zarządził nasz lider.- Gratuluję wszystkim którzy przetrzymali tę próbę, ale także tym którzy zostali pokonani. Dzisiaj będziemy poznawali zaklęcia które są trudniejsze niż poprzednie, ale za to o wiele skuteczniejsze.
W następnej części spotkania uczyliśmy się jak prawidłowo rzucać zaklęcie Reducto. Najpierw wszyscy ustawiliśmy się w rzędzie, a przed nami pojawiły się kukiełki przedstawiające śmierciożerców.
- To zaklęcie jest bardzo niebezpieczne.- poinstruował nas Potter.- może ono w jednym momencie rozwalić określony przedmiot w drobny mak. Jest skuteczne również w przypadku oszołomienia postaci... co bardzo często pomaga nam wywinąć się z wielu kłopotów. Na mój znak wszyscy po kolei rzucacie zaklęcie, ćwiczymy do momentu kiedy wszystkim zacznie to wychodzić. Gotowi?- zapytał.- już!
Wszyscy po kolei zaczęli rzucać zaklęcie.
- Reducto!- krzyknęła Hermiona unosząc różdżkę jako pierwsza. Nic się nie stało.
- Reducto!- krzyknął ktoś za nią. Również nic.
Byłam święcie przekonana, że to spotkanie trochę potrwa.
- Reducto!- zawołał Ron, nic.
Mam nadzieję, że resztę dnia spędzimy na treningu, a każda nieudana próba tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu.
-Reducto.- rzuciłam zaklęcie, gdy przyszła moja kolej. Mnie również nie wyszło.
Potem długo nikomu nie udawało się dobrze rzucić zaklęcia. Ten pech ciągnął się przez dwie kolejki. Aż w końcu jako pierwsza się rzuciła zaklęcie Ginny.
- Reducto!- krzyknęła młodsza Gryfonka. Wybuchnęło niebieskie światło a z manekina został tylko i wyłącznie proch.



Wszyscy byli w szoku, również sam Wybraniec nie spodziewał się, że komuś tak szybko uda się opanować to zaklęcie. Uśmiechnęłam się do rudej i puściłam oczko. A gdy zobaczyłam reakcję jej braci którzy stali obok niej wybuchnęłam śmiechem, Bliźniacy spojrzeli na siebie ukradkiem, a Ron zawstydzony spuścił głowę, patrząc na swoją różdżkę.



Wyglądało to żałośnie. Pierwszy raz od dłuższego czasu było mi żal Freda.
Nagle wszystkim za przykładem Ginny zaczęło wychodzić to zaklęcie, podczas kolejnego podejścia. Najpierw Hermionie, potem Lunie, bliźniakom, Katie Bell, Cho Chang, Padmie Patil i Michaelowi Cornerowi a gdy przyszedł czas na mnie zebrałam w sobie resztki siły, podniosłam różdżkę.
- Reductio!- wrzasnęłam.
Od razu zobaczyłam niebieskie światło, a kukła na której wcześniej skupiłam wzrok w mgnieniu oka zamieniła się w pył. Reszcie członków opanowanie zaklęcia zajęło więcej czasu.
Gdy nauka dobiegła końca, dowiedzieliśmy się, że na następnym spotkaniu będziemy uczyli się przyzywać Patronusa. Wiedziałam, na czym to polegało, ale zostałam w pokoju życzeń trochę dłużej. Wyciągnęłam z komody książkę o samoobronie. Przekartkowałam ją i znalazłam rozdział poświęcony Patronusom. Zaczęłam czytać.
-'...Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa (Expecto Patronum). Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. W przypadku mniej doświadczonych czarodziejów patronus przybiera postać bezkształtnej srebrno-białej masy..."
- Cześć Rachel..- usłyszałam męski głos za sobą.
- Yyy, no cześć Fred...- powiedziałam niepewnie, zaraz po tym jak się odwróciłam.
Czego on tu znowu chciał? Myślałam że wszystko z nim wyjaśniłam podczas naszej ostatniej dyskusji. Przemknęło mi przez myśl, aby odwrócić się i odejść, ale byłam ciekawa co Fred ma mi do powiedzenia.
- Gratulacje pojedynku, naprawdę dałaś Jordanowi popalić.
- Zasłużył sobie, nikt nie będzie posyłał w moją stronę kuli ognia.- odpowiedziałam spoglądając na podłogę.- Tobie też gratuluję, Ernie wydawał się odrobinę przestraszony po pojedynku z tobą.
- E tam, Harry mógł dać mi kogoś trudniejszego do pokonania, na przykład Ciebie.- uśmiechnął się do mnie cprzyjacielsko, tak jak kiedyś.
- Oj Freddie, Freddie.- pokręciłam głową, mlaskając przy tym.- Dobrze wiesz, że nie masz ze mną najmniejszych szans, więc po co się okłamujesz.- mrugnęłam do niego.
- Tak? To stawaj do walki, zaraz się przekonany.- przybrał bojową postawę, celując we mnie różdżką.
Nie odpowiedziałam nic, jedynie roześmiałam się a on zrobił to samo. 
- A co tchórzysz?- zażartował.
- Zdecydowanie za dużo gadasz, Jęzlep.- wypowiedziałam formułę zaklęcia kierując różdżkę w stronę Freda. 
Momentalnie język przykleił się mu do podniebienia, odbierając tym samym możliwość swobodnego wypowiadania zdań. Próbował nawet coś mruczeć pod nosem, przez co momentalnie go wyśmiałam.
- No co rudzielcu, może teraz przyznasz, że ze mną nie wygrasz.- nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.- Przyznajesz?
Odpowiedziały mi tylko jęki.
- Co? Nie słyszę, możesz powtórzyć?- zażartowałam przykładając rękę do ucha i wytężając słuch.
Tym razem Fred głośniej zajęczał.
- Potraktuję to jako twoje potwierdzenie.- uśmiechnęłam się szeroko wypowiadając formułę antyzaklęcia.
Przez chwilę wydawało mi się jakby chłopak chciał zabić mnie wzrokiem
- No to teraz przesadziłaś, musisz ponieść karę.- powiedział z uśmiechem, po czym rzucił się w moją stronę i zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam się od niego uwolnić.
- Hahahaahahaha, Fred... haha odbiło ci, przestań!- rozkazałam, zwijając się z wymuszonego śmiechu na podłodze.
- Przeproś ładnie to puszczę.- odparł nie przestając mnie łaskotać.
- Hahahahah, prze...przepraszam...- udało mi się wypowiedzieć to słowo.
Po chwili poczułam, jak zwalnia on swój uścisk i tym samym daje mi chwilę wytchnienia.
Spojrzałam na jego twarz która przybrała grymas. mówiący "wygrałem".
- Przepraszam za to, że jestem lepsza ...- dodałam rozbawiona zaraz po tym gdy odzyskałam oddech.
Na co on nie odpowiedział tylko zrobił jedno ze swoich uwodzicielskich spojrzeń, nachylił się i cmoknął mnie delikatnie usta.
- Ale i tak udało mi się skraść ci całusa.- odpowiedział.
Popatrzył mi się w oczy, nie wiem dlaczego, ale po chwili chwyciłam za jego krawat, jednym zwinnym ruchem przyciągnęłam go do siebie i oddałam namiętny pocałunek. Rozkoszowaliśmy się tą chwilą przez krótki czas.
- Yyyy, co wy wyprawiacie?- zapytała Cho, która jakby znikąd pojawiła się ponownie w pokoju życzeń, najwyraźniej zauważając nasze zachowanie.
Od razu oboje zerwaliśmy się na równe nogi i staliśmy gapiąc się na nią z tępymi minami.
- Nie przeszkadzajcie sobie.- Jej głos nie brzmiał w tym momencie za przyjemnie.- Ja tylko wróciłam po sweter i już znikam.- odparła Krukonka.
Zaraz potem podeszła do wieszaka, zdjęła swoje ubranie i od razu wybiegła z pomieszczenia. Uprzednio karcąc mnie spojrzeniem.
Stałam jak wryta, musiałam jak najszybciej wyjaśnić jej całą tą sytuację.
- Cho! Czekaj!- krzyknęłam i pobiegłam za nią, zostawiając za sobą oszołomionego Freda.

14 komentarzy:

  1. Rozdział cudo *.* Świetnie się czytało, no i ten moment z Draco ;) Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że Frachel dojdzie do skutku. I nie mogę doczekać się tego momentu!
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny :) Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ^^
    Wena mi się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!!! Fred jest taki słodziusieńki..... *w*

    Oczywiście ktoś musiał im przerwać, standardowo xd I wcale nie widać, że cię męczyłaś przy pisaniu. ^^
    Naprawdę świetnie, a końcówka najlepsza!!! Tak w ogóle to zmieniłaś szablon i jest bardzo ładny. Co nie zmienia fakty, że wcześniejszy mi się bardziej podobał, ale ja już tak mam, że mi się podobają te pierwsze...

    Pozdrawiam cieplutko i przepraszam, że tak krótko, ale niemiecki czeka xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam go przez 3 dni ^^
      Na okrągło coś zmieniałam.. .nie potrafiłam trafić w ten punkt. Było warto ;)

      Rzeczywiście tamten szablon był subtelniejszy, ale w ogóle nie było widać, że chodziło tutaj o sagę Harry'ego Pottera ;) Teraz przynajmniej jako tako można dostrzec "przebłyski Hogwartu" ;)

      Usuń
  4. Cudooo! Nic dodać, nic ująć, tylko na kolejny czekać.
    Weny życzę
    Lestrange

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział pojawi się najprawdopodobniej w weekend ^^

      Usuń
    2. A u mnie nowy xD :D
      Lestrange
      fredhermionanazawsze.blogspot.com

      Usuń
    3. Jeeej! Poczytam wieczorem! ;D

      Usuń
  5. Z góry przepraszam, że ten komentarz będzie raczej krótki.

    Wątek z tajemniczą książką zapowiada się interesująco. Jestem ciekawa jak go rozwiążesz i co z tego wyniknie. Bo bezpieczna to ta książka nie jest, prawda?
    Bardzo podobał mi się opis spotkania GD. Fajnie Ci to wyszło, naprawdę.
    A pocałunek Freda i Rachel tym razem mi się nie podobał (chociaż ich shippuję!), bo to nie fair w stosunku do Grega. Ten pierwszy mogę Rachel wybaczyć, bo nie był z jej winy, ale ten drugi był już bardziej świadomy, no. Ciekawe czy Cho komuś wygada to co widziała.

    Pozdrawiam i życzę weny, A!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś co wyszło z łap samego Voldemorta nigdy nie będzie czymś bezpiecznym, tymbardziej że zostało to pokalane czarną magią. ;)
      A na pozostałe pytania znajdziesz odpowiedź w następnych rozdziałach ;3

      Usuń
  6. Hej ! Rozdziału nie czytałam, ale biorę się za czytanie. Mam nadzieję że ten blog okaże się miłą

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody