Music

niedziela, 20 sierpnia 2017

Miniaturka dwurocznicowa "Drogi pamiętniku!"

Mój blog ma już dwa lata!
Jak ten czas szybko leci. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy dodałam pierwszą część opowiadania. Ci, którzy dotrwali do tego momentu wiedzą jak wiele rzeczy wydarzyło się w moim życiu i co musiałam przeżyć. Teraz działam tu dalej, silniejsza o słowa krytyki, o trudności i przeciwności.
Moje życzenie?
Chciałabym związać kiedyś moją drogę z pisaniem, a do tego czasu muszę się jeszcze wiele nauczyć.

Zapraszam serdecznie na prezent.
Jest to miniaturka, bezpośrednio związana z Rachel, albo bardziej z jej mamą. :)




15 czerwiec 1978 r.

Ta noc zapowiadała się spokojna. Przez cały dzień delikatne powietrze unosiło się nad horyzontem. Do zakończenia semestru pozostało mi kilka dni. Bardzo się cieszyłam z tego powodu. Rodzice obiecali mi, że te wakacje spędzimy w rodzinnym miasteczku mojej mamy.
Nigdy nam się nie przelewało, z resztą wiesz... opowiadałam Ci o tym nie raz.
Jednak w tym roku plony były bardzo obfite. Tak bogate, że mogliśmy odłożyć trochę pieniędzy na spędzenie czasu właśnie tam, w Londynie. Nie mogę się doczekać kiedy zacznę się pakować.
Mam tylko nadzieję, że niewyjaśnione okoliczności, które ostatnimi czasy bardzo często dotykają nasz kraj i nie tylko, nie zepsują rodzinnego wyjazdu...


                                                                                                                       Yvonne


11 lipiec 1978 r.

Dotarliśmy na miejsce! Babcia z dziadkiem bardzo pogodnie nas przyjęli. Tak naprawdę to widziałam ich z dwa razy w życiu, ale wyglądali tak jak ich zapamiętałam z najmłodszych lat, tylko trochę mniej ważyli. Jednak mimo to byli bardzo szczęśliwym i kochającym się małżeństwem.
Chciałabym żyć kiedyś tak jak oni...                                                                                                                    

Londyn

Yvonne.

19 lipiec 1978 r.

Dni, przynajmniej w naszej rodzinie mijały spokojnie. Piszę, że "przynajmniej" ponieważ w radiu słyszy się coraz więcej o zniszczeniach budynków, zaginionych i zamordowanych ludziach. Władze nie potrafią wyjaśnić okoliczności, w jakich wiele tych zbrodni zostało dokonanych.
Po kraju krążą już plotki o "niewidzialnej mocy, która przyszła nas karać".
Wiem, że wyjaśniałoby to naprawdę wiele, ale mnie takie gadanie śmieszy...
Mimo wszystko zaczęłam się obawiać o własne i mojej rodziny życie. Nikt nie potrafi znaleźć związku pomiędzy ofiarami, czyli muszą być nimi przypadkowe osoby.
Chyba powinnam spędzić trochę czasu z rodziną, póki jeszcze mogę...

PS. Naprawdę okropnie się boję...

                                                                                                               Yvonne.




28 lipiec 1978 r.

Ostatniej nocy wydarzyło się coś naprawdę dziwnego...
Zostałam w domu z dziadkami, ponieważ dorośli chcieli spędzić trochę czasu razem. Rozumiałam to, praca na polu potrafiła być naprawdę ciężka. Naszym polem zajmuje się teraz wujek i skarży się na wiele trudności... wioska zaczyna robić się niebezpieczna...
Wracając,
wczoraj do domu moich dziadków przybyło trzech mężczyzn.
Byli ubrani w czarne szaty i na pewno nie wyglądali na miłych.
Dwóch miało około 40 lat, a jeden, ten najszczuplejszy był bardzo młody, mógł być w moim wieku, czyli na oko jakieś 17 lat i wydawał się najbardziej niedokładny tym co właśnie robił.
Skąd to wiedziałam?
A stąd, że gdy tylko usłyszałam rozmowy, pomiędzy nimi, a moim dziadkiem, podsłuchałam je (nigdy tego nie robiłam, ale tym razem zrobiłam wyjątek, między innymi dlatego, że bałam się o rodzinę.). Niestety, nie potrafiłam usłyszeć o czym dyskutują. uchwyciłam tylko urywki.
Mówiono coś o więzach krwi i o mocy czarodziejskiej.
Dziadek siedział skulony i w spokojny sposób próbował prosić o litość, ale mężczyźni  wydawali się nieugięci, mimo tego nadal tylko rozmawiali.
Przynajmniej dwójka z nich. Młodzieniec stał z boku i milczał, nie wiem dlaczego, ale najbardziej zapadł mi w pamięci. Podczas gdy mężczyźni czerpali niemałą przyjemność z sytuacji, gdy dziadek prosił ich o łaskę, on stał.
Stał i wlepiał swój nieprzytomny wzrok z podłogę. Wyglądał na bardzo zmarnowanego...
Patrzyłam na niego tak długo, póki on nie zorientował się, że ukrywam się za ścianą.
Jednak milczał. Milczał, przez cały czas, tylko kilka razu patrząc w moją stronę...
Był inny...

tajemniczy młodzieniec


                                                                                                                             Yvonne.




1 sierpień 1978 r.

Widziałam go po raz kolejny. Tym razem był sam. Pojawił się przede mną, nawet nie zauważyłam kiedy, a tym bardziej nie wiedziałam jak się mam zachować. Mówił, że nie chce mnie skrzywdzić, że chce tylko znać prawdę. Był tak samo zmarnowany jak wcześniej, jednak jakby spokojniejszy.
Zadawałam mu wiele pytań dotyczących tego co działo się wcześniej, ale nie mówił zbyt wiele, zachowywał się tak samo jak dziadek kiedy próbowałam potajemnie coś z niego wyciągnąć (nie przyznałam się, że podsłuchiwałam). Patrzył tylko w przestrzeń i zastanawiał się nad czymś...
Zachowywał się w taki sposób jakby chciał mi coś powiedzieć, do czegoś się przyznać, ale nie mógł...

Yvonne.

15 sierpień 1978 r.

REGULUS. Tak brzmiało jego imię. Odwiedzał mnie czasami przy czym nigdy nie udawało mi się porozmawiać z nim dłużej. Przeważnie milczał i odpowiadał jednostkowo. Wprawdzie nie miałam pojęcia dlaczego pojawia się wiecznie i znika, ale coraz bardziej zagłębiałam się w jego charakter. Tajemniczość młodzieńca była dla mnie zagadką, czymś w rodzaju zakazanego owocu, którego nie powinnam próbować. Jednak mimo wszystko czekałam z utęsknieniem na wizytę chłopaka.
Czemu...?

Yvonne.

26 sierpień 1978 r.

Zaczął odwiedzać mnie bardzo często. Tak naprawdę nie było dnia, w którym nie przybyłby z wizytą. Nadal nie wiedziałam o nim nic. Znałam tylko jego imię i wiek, oraz to że jest bardziej tajemniczy.
Raz wpadał na kilka godzin, a raz tylko na pięć minut (wtedy zazwyczaj popatrzył tylko na mnie i zniknął). Powiadomiłam go o tym, że wyjeżdżam jutro, a ten tylko skinął głową, co zabolało mnie podwójnie. Ciekawe czy to koniec naszej znajomości...

Yvonne.


06 wrzesień 1978 r.

Nie odzywa się, nie pojawia się. Milczy jak grób. Czekałam ponad tydzień. Każdego dnia miałam nadzieję, że jakimś sposobem odnajdzie miejsce gdzie tak naprawdę mieszkam i pojawi się po to, aby ze mną porozmawiać (bardziej posłuchać co ja mam do powiedzenia), a tymczasem Regulus zerwał ze mną kontakt. Myślałam, że się zaprzyjaźnimy, że w końcu się otworzy... jednak nie było mi to dane. Nie potrafię się skupić na nauce.
Yvonne.

17 wrzesień 1978 r.

Mroczne chmury nade mną... 
Dzisiaj rano dowiedziałam się, że moi dziadkowie zostali zamordowani w bardzo brutalny sposób. Władze nie wiedzą kto mógłby być zabójcą. Śledztwo wykazało, że zostali potraktowani jak pozostałe ofiary "niewidzialnej mocy, która z dnia na dzień staje się bardzo prawdopodobna".
Pocieszałam się jedynie tym, że spędziłam z nimi ostatnie miesiące ich życia, że zdążyłam z nimi porozmawiać, jednak dziadek nigdy nie wybaczył mi tego, że go podsłuchiwałam...
Regulusie, gdzie jesteś? I czy masz z tym coś wspólnego?

Yvonne.

18 wrzesień 1978 r.

Odnalazł mnie. Wreszcie się pojawił, po trzech tygodniach. Jednak wyglądał nieco inaczej. Gorzej. Był cały pokaleczony, poobijany. Nigdy nie widziałam człowieka w takim stanie. Przeraziłam się tym widokiem. Chciałam mu pomóc, ale odtrącał moją rękę. Z kamienną twarzą, obcierając krew, mówił, że to była kara za nieposłuszeństwo, że zrobił to dla mnie i że mam uważać bo zło czai się wszędzie.
Później zniknął...

Yvonne.

9 październik 1978 r.

On był Czarodziejem!
Powiedział mi o tym wczoraj.
Pojawił się przed północą i jakby nigdy nic opowiedział mi całą prawdę o sobie. Opowiedział o społeczności Czarodziejów, o szkole zwanej jako Hogwart, o ich darze, o bardzo złym Czarnoksiężniku, któremu przyszło mu służyć...
Nie wierzyłam mu na samym początku, odbierałam jego słowa jako legendę, bardzo rozwiniętą legendę, której używa, do usprawiedliwienia swojego zachowania, ale nie...
Mówił prawdę, pokazał mi to co potrafi, pokazał mi szkołę, do której uczęszczał, niestety z daleka.
Przyznał się do swojej słabości, jaką jest służba złu. Żalił się, że widział rzeczy, które dla normalnego "mugola" są nie do pojęcia, a także z gorzkimi łzami w oczach przyznał się, do tego że żałuje swojego wyboru, że ludzie których zabił śnią mu się po nocach i że chce z tym skończyć.
Powiedział, że to jego sprzymierzeńcy zabili moich dziadków przez ponoć "magiczne korzenie mojego rodu" (ta wieść najbardziej uderzyła mnie w serce), ale zarzekał się że on nie miał z tym nic wspólnego. Jednak dalej nie chciałam go słuchać. Skrzyczałam chłopaka i w emocjach kazałam mu się wynosić z mojego życia.
Przyjął to bardzo pokornie i zniknął...
Jego ostatnie słowa?
" Ty i tak jesteś największą z moich słabości"

Hogwart
Yvonne.

1 listopad 1978 r

Od naszego burzliwego pożegnania minął prawie cały miesiąc, a ja dalej nie potrafiłam wybaczyć Regulusowi, jego kłamstw i sprawek. Mimo wszystko tęskniłam, płakałam po nocach (nawet za bardzo nie wiedziałam dlaczego). Wiecznie miałam nadzieję, że chłopak będzie bardziej starał się, abym mu wybaczyła. Chciałam tego, ale miałam wrażenie, że potraktował mnie słowa poważnie i już nigdy go nie zobaczę. Na samą myśl, ściskało mnie w żołądku.
Czy ja go kocham?
Yvonne.

25 listopad 1978 r.

Chyba pogodziłam się z faktem, że już go nie zobaczę... pora spróbować żyć normalnie.
Jego tajemnica i tak jest bezpieczna.
Yvonne.

3 grudzień 1978 r.

Stał przede mną w całej swojej okazałości. Łzy lały mi się do oczu. 
Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, gdy go ostatni raz zobaczyłam, jednak wyraz twarzy, tak bardzo przeze mnie uwielbiany dalej mu się nie zmienił.
Powiedział, że działa teraz na szkodę Voldemorta i że mam pójść z nim, ponieważ jestem w ogromnym niebezpieczeństwie, a jeśli go nie posłucham, to i tak mnie stąd wyciągnie, chociażby siłą. Nie musiał tego mówić, poszłabym wszędzie.
Przed wyjściem pozbawił moich rodziców pamięci, wymazał mnie z ich pamięci. Mówił, że to dla mojego i ich dobra. Zgodziłam się, tym bardziej, że twierdził, że to całkowicie odwracalny proces.
Ufałam mu.

Yvonne.

8 grudzień 1978 r.

Dotarliśmy w dziwne miejsce, był to jakiś domek w najpopularniejszym na świecie lesie porośnięty dziką różą. Nie mogliśmy się tu dostać dzięki czarom, ponieważ byłoby to od razu wyczuwalne i mogło doprowadzić do tragedii.
Przez całą drogę milczał. W skupieniu szukał punktów odniesienia, czegoś co mógłby zapamiętać i stworzyć sobie w głowie jakąś mapę. Mimo wszystko nie odchodził ode mnie na krok, trzymał za rękę, tak jakby bał się że mu ucieknę. Byliśmy podczas drogi atakowani kilka razy, ale zawsze udawało się nam uciec. Regulus władał naprawdę potężną mocą.

Yvonne

11 grudzień 1978 r.

Życie w domku pełnym magii znacznie różniło się od życia normalnego człowieka. Nie potrafiłam przyzwyczaić się do codziennych czynności, które robią się same, albo z pomocą małej, dziwnej istotki, która była "skrzatem domowym", a nazywała się Stworek. Nie był zbytnio zadowolony z tego że "mugol" przebywa w towarzystwie jego Pana. Często mnie wyzywał i obrażał, ale Regulus stawał w mojej obronie. Siedział też często w odosobnieniu i na okrągło szperał w ich magicznych księgach. Był coraz bliżej... Coraz bliżej tego co chciał osiągnąć. Tylko nie mnie...



Yvonne.

17 grudzień 1978 r.

Odnalazł to, czego szukał przez tyle miesięcy. Powiedział mi o tym. Powiedział, że zna sposób na zniszczenie Czarnego Pana i zamierza to zrobić w najbliższym czasie. Mimo, że to niebezpieczne i może pozbawić go życia. Prosiłam go, żeby tego nie robił. Nawet łzy nie pomagały, on mnie wtedy przytulał i beznamiętnie mówił, że musi tak postąpić. Musi wynagrodzić czarodziejom to, co robił. 
Jednak miał jedno życzenie. Chciał te święta spędzić ze mną.

Yvonne.

29 grudzień 1978 r.

Święta przebiegły spokojnie, nie było rozczarowań, ani zbytnich radości. Oboje wiedzieliśmy co nas czeka później. Jednak oboje staraliśmy się to ignorować, na tyle ile było to możliwe. 
Jako prezent otrzymałam od niego lutnię. Zabytkową lutnię, instrument tak bliski Regulusowi.
Ja niestety nie miałam dla niego prezentu, nie pozwolono mi się ruszać wgłąb lasu. To było zbyt niebezpieczne.

Lutnia

Yvonne.

03 styczeń 1979 r.

Sylwestra również spędziliśmy razem we dwójkę, chociaż była mowa o tym, że zaraz po świętach wyrusza wykonać swoją misję. Zauważyłam również, że zwraca na mnie większą uwagę. Częściej o sobie opowiada, choć nie koniecznie to, co chciałabym usłyszeć. O jego rodzinie nadal nic nie wiedziałam. Zauważyłam nawet kilka słabych uśmiechów posłane w moją stronę i kilka "przypadkowych" muśnięć palcami mojej twarzy. Wydawało mi się nawet, że traktuje mnie jak kogoś więcej, mimo, że zachowujemy się jak dobrzy znajomi.  
Może zmienił zdanie? Oby...


13 styczeń 1979 r. 

Wczoraj Regulus ogłosił mi, że następnego dnia zamierza wyruszyć w podróż, zabierając ze sobą oddanego mu stworka. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Przez ostatnie jego zachowanie, wydawało mi się, że zmienił zdanie i woli jednak zostać tu ze mną. Tak bardzo w o wierzyłam. Zwodziłam się niepotrzebnie. Myślałam, że mnie kocha, ale już wybrał cel w życiu i nie... nie byłam nim ja.
Po wybuchu histerii i płaczu, chłopak powiedział, że mam sobie znaleźć kogoś innego, kogoś kto nie ma tak brutalnej przeszłości za sobą (chyba zorientował się, że zaczęłam darzyć go uczuciem).
Wtedy straciłam nad sobą samokontrolę. Rzuciłam się na niego i zaczęłam całować. Regulus nie wiedział jak miał się zachować. Przez chwilę nawet próbował mnie odepchnąć, ale w końcu sam zaczął oddawać pocałunki. Nie wiem co mi się w tamtym momencie stało, ale zrobiliśmy to...
było cudownie. Nie czułam do siebie żalu, wydawało mi się to ostatecznością w tym, aby go zatrzymać. Jednak i w tym się myliłam. Obudziłam się dzisiaj, a jego już nie było, stworka również. Udali się tam... Zostawili mnie samą...

Yvonne.

22 marzec 1979 r.

Drogi pamiętniku!

To mój ostatni wpis tutaj. Dawno nic nie opisywałam, ale nie byłam w stanie. Bardzo długi czas myślałam nad tym co się wydarzyło. Jak bardzo to wpłynęło na mój charakter i postrzeganie rzeczywistości. Tego nie da się opisać słowami, to trzeba poczuć.
Regulus już nie wrócił. Stworek tak, ale on nie.
Do teraz nie wiem co wydarzyło się w tamtym miejscu. Stworek nie chciał mi nic mówić, ale po jego zachowaniu uznałam, że zdarzyło się coś okropnego.
Po jakimś czasie wróciłam do domu. Znalazłam rodziców, ale oni mnie pamiętali. Nie opowiedziałam im co się wydarzyło i tak by nie wierzyli "obcej im nastolatce". Wszystko czego trzeba mi było, prócz tego, zostało załatwione przez Regulusa. Czarami, ale zostało. Otrzymałam wiele pieniędzy i piękny dom w Portsmouth, gdzie od razu się przeprowadziłam. W jednym momencie zostałam pozbawiona rodziny, musiałam sama sobie poradzić.
Niczego nie żałuję, żałuję tylko jednego, tego że Regulus nigdy nie pozna swojego dziecka, poczętego jego ostatniej nocy...

Yvonne.
Szablon wykonany przez Melody