Music

sobota, 10 października 2015

Rozdział 13 "...Brnęłam dalej w tą grę, zwaną "miłość"..."



- Gdzie ta książka, gdzie ta książka?- Spacerowałam po bibliotece poszukując książki potrzebnej mi do napisania eseju z ONMS. Nie potrafiłam nigdzie jej znaleźć, a odwiedzanie coraz to nowszych regałów, przyprawiało mnie o chęć przeczytania większości powieści, które w jakiś szczególny sposób przykuły moją uwagę. O dziwo- nie były to powieści naukowe, ani żadne inne tego rodzaju materiały, które zazwyczaj czytuje. Były to powieści romantyczne... tak, dokładnie romantyczne. Sama nie potrafię tego zrozumieć, zwykle trzymałam się od nich z dala. Często odrzucał mnie obraz udanego, przykładnego związku, oraz problemy zakochanych par, które i tak na końcu się rozwiązują. Takie "I żyli długo i szczęśliwie", to pospolite zakończenie powieści romantycznych i niepotrzebne wpajanie nastolatkom do głów obrazu idealnego mężczyzny jest co najmniej żenujące. Jednak ostatnio, zaczęłam się co do nich przekonywać, lubiłam bujać w obłokach, wyobrażać sobie że jestem główną bohaterką i że to mnie przytrafiają się takie sytuacje. I wcale nie dziwił mnie fakt, że tym "idealnym" mężczyzną w moim wyobrażeniu był Fred. Ostatnia sytuacja na boisku, dawała mi się we znaki- chodziłam tak lekko, prawie podskakując. Obdarzałam szczerym uśmiechem każdego kto wszedł mi w drogę, nawet Ślizgonów. Na co większość tylko krzywiła się jednoznacznie, na każdy uśmiech posłany w ich stronę. U niektórych zauważyłam lekko podniesione kąciki ust, ale było ich niewielu. David również nie rozumiał mojego dobrego humoru, szczególnie po tym co stało się z Gregiem. Za każdym razem pytał czy dobrze się czuję i czy nie powinnam udać się do pani Pomfrey. Najwyraźniej obawiał się, że i ja zwariowałam, ale może miał rację? Może i rzeczywiście zwariowałam, ale z miłości. Na każdą choćby wzmiankę o Fredzie, czułam jak moje serce zaczyna szybciej bić. Wsłuchiwałam się w to bicie, czasami wydawało mi się że bije ono w rytm imienia rudzielca... o tak zwariowałam. Dotknęłam palcem swoich ust, które teraz układały się w prawdziwy, szczery uśmiech, a które tak niedawno dotykały zmysłowych warg rudzielca. W głowie pojawił mi się obraz pocałunku. Napłynęło do mnie szczęście... nie udawane, najprawdziwsze porównywalne do efektu, które daje wypicie fiolki z płynnym szczęściem. Rozmarzyłam się, ale po chwili wróciłam na ziemię i dalej błądziłam po bibliotece w poszukiwaniu potrzebnej mi księgi, lecz nie znalazłam jej w dziale w którym powinna być. Moje nieudolne próby znalezienia jej zwróciły uwagę bibliotekarki.
- W czym mogę pomóc?- zapytała kobieta.
No przecież... jestem taka głupia.- skarciłam się w myślach. Najzwyczajniej w świecie, tak jak to robi cywilizowany człowiek, powinnam poprosić o pomoc.
- Gdzie mogę znaleźć księgę "Dlaczego nie zginąłem, kiedy lelek zakrzyczał" autorstwa Gulliver'a Pokeby'ego?- odpowiedziałam rozglądając się po bibliotece.
- Zaraz Ci przyniosę.- odparła bibliotekarka i udała się w stronę biurka zawalonego woluminami. Odprowadziłam ją wzrokiem i dostrzegłam na jednym regale, książkę oprawioną w dużą czerwoną oprawkę. Podeszłam bliżej, przejechałam palcem po grzbiecie powieści i dostrzegłam widniejący na niej tytuł:  "Miedziane uczucie, drogą do gwiazd". Przypatrywałam się księdze z zainteresowaniem i już chciałam po nią sięgnąć, ale usłyszałam za plecami głos opiekunki biblioteki.
- O proszę, tutaj jest ta książka.- odwróciłam się.- Ktoś najwyraźniej musiał ją przełożyć, niech tylko ja się kto to taki...
- Dziękuję bardzo pani.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Klasyka romansu.- powiedziała kobieta i wskazała palcem powieść, której tak bacznie się przyglądałam. Bibliotekarka najwyraźniej musiała zauważyć moje względne zainteresowanie tym dziełem.
- Czytała ją pani?
- Ależ tak, oczywiście. Szczególnie wtedy gdy byłam zakochana.- powiedziała pani Pince mrugając do mnie. Po czym odeszła w stronę swojego biurka.
Nie zastanawiałam się dłużej, chwyciłam księgę w ręce, z zamiarem przeczytania ją "potem" i wybiegłam wraz z nią i materiałem mającym mi pomóc w zadaniu z biblioteki.
Szłam korytarzem do swojego dormitorium, chciałam jak najszybciej zabrać się za to zadanie i skończyć je póki zostało mi trochę czasu na nadrobienie materiału. Już w drodze postanowiłam, że zacznę czytać, dlatego otworzyłam księgę na pierwszej stronie i wlepiłam w nią wzrok.

Lelek Wróżebnik- ptak, przypominający wyglądem małego, chudego sępa. Posiada zielono-czarne pióra, które nie nadają się do pisania (odpychają atrament). Osobniki te żywią się elfami i dużymi owadami. Ojczyzną lelka wróżebnika są wyspy brytyjskie. Obecnie spotyka się go na terenie całej Północnej Europy. Gniazda o kształcie łez zakładają na ciernistych krzewach - głównie na jeżynach.
Wylatują z nich tylko w przypadku silnego deszczu. Podczas ładnej pogody nie ruszają się poza nie...

- Cześć Rachel!- usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos. Zatrzymałam się od razu, podniosłam wzrok znad książki i rozglądnęłam się wdzięcznie po korytarzu w poszukiwaniu jego właściciela. Jednak nigdzie nie potrafiłam go dostrzec. Po chwili poczułam, że czyjeś ręce zakryły mi oczy.
- Zgadnij kto to?
- Ooo cześć David kochanie.- odparłam z uśmiechem.
- David? Kochanie?- usłyszałam pełen żalu głos. Od razu odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam poczerwieniałą twarz Freda. Na widok jego buraczanej twarzy, która gryzła się rudawą czupryną wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Przepraszam Freddie.- powiedziałam nie przestając się śmiać.- Nie potrafiłam się powstrzymać. Gdybyś teraz widział swój głupawy wyraz twarzy. 
- Wrobiłaś mnie.- stwierdził rudzielec z niedowierzaniem, krzyżując ręce na piersi.
- No widzisz... nawet samego króla dowcipów można wrobić, gdy ma się odpowiedni sposób.- odparłam i zauważyłam jak na twarz Freda wpełznął chytry uśmieszek.
- Wiesz, że się zemszczę.- pogroził mi palcem chłopak.
- Już nie mogę się doczekać.- powiedziałam i posłałam mu uwodzicielskie spojrzenie, a zaraz potem skierowałam wzrok na książkę, i z szerokim uśmiechem kontynuowałam czytanie wstępu.

Lelek wróżebnik wydaje charakterystyczne niskie, drgające dźwięki. Według dawnych wierzeń usłyszenie ich, wróżyło śmierć. Przez ten fakt, czarodzieje omijali szerokim łukiem jego gniazda. Podobno niejeden mag, gdy tylko usłyszał krzyk lelka, dostał ataku serca. Obecnie "wróżenie" tego ptaka przyjęło inną formę. Gulliver Pokeby udowodnił że wcale nie zabija, tylko wywołuje deszcz. Stał się przez to popularnym domowym ulubieńcem, choć jest dość uciążliwy w zimie − jęczy non stop...

- O czym jest ta książka?- zapytał rudzielec wyrywając mnie zaczytania.
- Fryderyku Weasley'u! Po raz kolejny przerwałeś mi czytanie.- rzuciłam i posłałam mu rozżalone spojrzenie.
- Oj Rachel...- zaczął Gryfon.- Są o wiele ciekawsze rozrywki niż czytanie.- odpowiedział delikatnie, podnosząc lewą brew i uśmiechając się chytrze.
- No ciekawe jakie.- zapytałam głupio, nadal mając w głowie Lelka wróżebnika.
Poczułam jak ręce rudzielca oplatają się z moimi wytrącając z nich książki które trzymałam, już wtedy zorientowałam się o co mu chodziło. Na moją twarz spłynął rumieniec. Wlepiłam w niego swój wzrok, a jego palce skierowały się w stronę mojego policzka, rozkoszowałam się dotykiem Gryfona, był on tak delikatny, prawie niewyczuwalny, jednak przyprawiał mnie o dreszcze. Nachylił się nade mną i cmoknął delikatnie moje usta, potem jeszcze raz. Jego pocałunki były coraz to bardziej zachłanne. Z każdym kolejnym takim gestem jakaś cząstka mojego ciała pozwalała mu się oddać. Wpiłam dłonie w jego włosy, a on objął mnie w tali, poczułam jak zimne dłonie rudzielca powędrowały pod bluzkę i dotykały moich gorących, nagich pleców. Pozwoliłam na to, aby chłopak przygwoździł mnie do ściany. Nasze języki splotły się, a jego ręce wędrowały wyżej głaszcząc mnie po plecach. Nie potrafiłam oprzeć się temu, co teraz się działo.
- Uhm, uhm...- usłyszeliśmy głos za nami. Od razu oderwaliśmy się od siebie i zauważyliśmy wiwatujący wyraz twarzy Umbrigde. Nie potrafiliśmy wypowiedzieć żadnego słowa, staliśmy naprzeciw niej sparaliżowani, próbując nie patrzeć się w te pozbawione zrozumienia niebieskie oczy, które aż krzyczały z nienawiści.
- No proszę... złapani na gorącym uczynku.- powiedziała przesłodzonym tonem nauczycielka, uśmiechając się kpiąco.- Będziecie mieli poważne kłopoty... za mną.- rozkazała. I ruszyła przed siebie.
- Rachel nic nie zrobiła! To moja wina.- krzyknął Fred odzyskawszy głos widząc moje przerażone spojrzenie.- Proszę ukarać mnie- ciągnął.
- Fred co ty robisz?- wyszeptałam drżącym głosem. Jednak on zignorował moje pytanie i kontynuował.-Ona nie była tego świadoma.- krzyknął. Zauważyłam, że nauczycielka nerwowo odwróciła się w naszą stronę.
- Co masz na myśl?- zapytała dyrektorka z kamienną twarzą.
- To efekt Eliksiru miłosnego, który stworzyłem razem z bratem.- przyznał rudzielec poważnym tonem.
Spojrzałam ukradkiem na Freda, nie wierząc w jego słowa, próbowałam zaprzeczyć, ale nie mogłam odzyskać głosu. Na twarzy rudzielca dostrzegłam malującą się niepewność, połączoną z nutką strachu. Dlaczego on to robi? Dlaczego on bierze całą winę na siebie. Przecież oboje jesteśmy winni... chwyciłam go mocno za dłoń, próbując powstrzymać chłopaka, jednak ten wydawał się nieugięty.
- Eliksiru miłosnego...- powtórzyła zaciekawiona nauczycielka i podniosła swój żabi wzrok na Gryfona.- Zapraszam do mojego gabinetu panie Weasley, porozmawiamy.- dodała chytrze.
Posłałam Fredowi spojrzenie pełne bólu i troski, poczułam mocne kłucie w żołądku spowodowane poczuciem winy. Jednak on tylko uśmiechnął się słabo i ruszył niepewnym krokiem za Umbridge.

Dlaczego on to zrobił, przecież oboje byliśmy winni. Powinnam być tam teraz z nim, odbywać tą rozmowę i możliwie pogodzić się z wyrokiem... Byłam na siebie taka wściekła, bluzgałam sama siebie w myślach, za to że pozwoliłam mu się poświęcić. Szłam szybkim krokiem po korytarzu, potrącając po drodze paru pierwszoroczniaków, którzy przestraszeni schodzili mi z drogi.
A co jeśli go wyrzucą? Jeśli wyrzucą obu bliźniaków? Przecież ja sobie tego w życiu nie wybaczę. Nie będę potrafiła spojrzeć im w oczy. Przyśpieszyłam kroku i  poczułam jak spod moich zmrużonych powiek, wydobyła się pojedyncza łza. Nie mogłam się teraz rozpłakać, dlatego jednym szybkim ruchem wytarłam ją rękawem. Przez całą drogę zastanawiałam się, co teraz dzieje się z Fredem, czy bardzo cierpi. A może nawet już pakuje swoje rzeczy, nie potrafiłam się powstrzymać. Zboczyłam z trasy i udałam się w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Znałam hasło, często bywałam tam razem z Ginny. Na całe szczęście zwykle przyjmowano mnie tam bez większych problemów.
Gdy przeszłam przez okrągłe wejście prowadzące do salonu, spotkałam tam zaciekawione spojrzenia niektórych Gryfonów. Rozejrzałam się po dużym, okrągłym i przytulnym pomieszczeniu. Miało ono pomalowane na czerwono ściany. W pokoju znajdowało się wiele stolików oraz miękkich foteli, gdzie uczniowie rozmawiali ze sobą oraz odrabiali prace domowe. Obok kominka w którym Harry często rozmawiał z Syriuszem siedziała Hermiona, która była zajęta rozmową z Ginny. Podeszłam do nich i stanęłam obok Mionki.
- Cześć dziewczyny... Fred tu jest? Wrócił już?- zapytałam smutnym głosem.
- Nie, Freda jeszcze nie ma...- powiadomiła mnie Hermiona.
- Och... - westchnęłam siadając na fotelu.
- Ymm, Rachel, wszystko dobrze?- zapytała troskliwie Gryfonka.- Nie wyglądasz najlepiej.- zauważyła. Ginny w tym samym czasie przypatrywała mi się uważnie,
- Fred ma szlaban u Umbridge.- odparłam żałośnie i schowałam twarz w rękach.
Gryfonki wymieniły się wymownymi spojrzeniami.
- Rachel...- zaczęła Ginny.- Fredowi nic nie będzie, nie raz dostawał szlaban.
- Tak wiem...- przerwałam i podniosłam głowę.- ale to nie taki szlaban, mogą go wyrzucić ze szkoły.-powiedziałam ściszonym głosem.
- Co?!- krzyknęły Gryfonki jednocześnie zszokowane tym co właśnie usłyszały.- Co się stało?- zapytała niepewnie ruda, przykładając dłoń do ust.
- Umbridge nakryła nas w korytarzu jak... jak się całowaliśmy, to nie był zwyczajny pocałunek.- powiedziałam drżącym głosem, nie będąc pewna jak przyjaciółki na to zareagują.
- No Rachel śmiało, kontynuuj.- zachęcała mnie Hermiona.
- Prawie doszło do... no wiece zbliżenia.
- Prawie?! Na korytarzu!- krzyknęła brązowooka, zgorszona moim lekceważeniem zasad.
- Hermi... daj jej skończyć.- zwróciła się zaciekawiona Ginny do przyjaciółki.
- Tak, prawie. Zauważyła to Umbridge.- wydukałam zawstydzona.- Zagroziła, że będziemy mieli poważne problemy. Fred wziął całą odpowiedzialność na siebie, skłamał że podał mi eliksir miłosny który sam z Georgiem stworzył. Teraz właśnie jest przesłuchiwany u tej landryny... ona go wyrzuci. Rozumiecie, wyrzuci!- krzyknęłam żałośnie i wybuchnęłam obfitym płaczem. Przez chwilę przyjaciółki milczały. W tle było słychać jedynie rozmowy innych Gryfonów i moje żałosne łkanie. Najwyraźniej ani Hermiona, ani Ginny nie wiedziały co mają powiedzieć i jak zareagować.
- Rachel, tego nie wiesz.- pocieszała mnie Hermiona, przerywając ciszę i przytuliła się do mnie.
- Ależ wiem, on złamał co najmniej pięć zasad szkolnych.- powiedziałam ściszonym głosem.- Nie chcę, aby to się wydarzyło...
- Ray, wiem że to może tak wyglądać. Ale musisz być dobrej myśli, postaraj się chociaż.- usłyszałam głos młodszej Gryfonki.- Chodź z nami na spacer. Właśnie chciałyśmy z Mionką iść na błonie.
- Nie mam ochoty.- podniosłam wzrok.- Idźcie same. Poczekam tu na Freda.
- Jesteś pewna?- zapytała ruda podnosząc się z krzesła i poprawiając swoje ubranie.
- Tak, jeśli go wyrzucą chcę pierwsza o tym wiedzieć.
Gryfonki zdążyły mi rzucić spojrzenie pełne zrozumienia i wyszły nieco przygnębione z pokoju wspólnego.

Czas mijał, na dworze robiło się ciemno. Nie zdołałam stwierdzić ile czasu minęło odkąd zostałam sama. Siedziałam w fotelu i rozmyślałam nad tym, jak wymigać się z tej nieprzyjemnej sytuacji. Moje myśli krążyły gdzieś pomiędzy cudownymi chwilami z Fredem, a tym jak mogłaby wyglądać moja nauka tutaj bez ukochanego rudzielca. To już nie było to samo, dlatego przysięgłam przed sobą że zrobię wszystko, aby móc mu pomóc, nawet jeśli sama miałabym wylecieć. Rozglądałam się po pokoju wspólnym Gryfonów, spotykałam ich zaniepokojone spojrzenia. Moja obecność tutaj nie była dla nich czymś nowym, jednak nigdy nie przebywałam tutaj samotnie. Pytano się mnie parę razy, o mój cel przesiadywania akurat tutaj. Nie odpowiadałam zgodnie z prawdą, od razu pojawiłyby się tutaj plotki, których tak bardzo chciałam uniknąć. O moim związku z rudzielcem wiedziało naprawdę niewiele osób, grupka przyjaciół i tyle. Unikaliśmy raczej rozgłosu. Niektórzy mogliby tego nie zaakceptować... Moje powieki stawały się ciężkie, nużył mnie sen. Parę razy nawet zamykałam na chwilę oczy, jednak gdy tylko odczuwałam że zaraz zasnę, zrywałam się z miejsca i spacerowałam po pokoju wspólnym Gryffindoru. W pomieszczeniu było już pusto, wszyscy powoli kładli się spać. Byłam coraz to bardziej zaniepokojona nieobecnością mojego chłopaka, w głowie pojawiały mi się jedne z gorszych scenariuszy, którym starałam się oprzeć. Dodatkowo problemy zaczął mi sprawiać mój brzuch, który wydawał niewyraźne dźwięki i domagał się na gwałt jedzenia. Stłamsiłam jego żałosne pomrukiwania, brnęłam dalej w tą grę zwaną "miłość" i nie zamierzałam odpuścić. Usiadłam naprzeciwko kominka. Obserwowałam z niepokojem ognisko palące się w nim, iskierki poruszały się tak wdzięcznie i lekko. Przypatrywałam się temu widowisku przez jakiś czas, zdołałam parę razy się nawet uśmiechnąć lekko. Wtem z oddali usłyszałam kroki, zerwałam się z miejsca i skierowałam wzrok z drzwi, gdzie po chwili pojawiła się tak ważna dla mnie osoba. Oniemiałam, parzyłam się z niedowierzaniem na ten obraz zmarnowanego człowieka, człowieka którego kocham. Ta twarz, zwykle przepełniona blaskiem, radością z życia zmieniła się w szarawą, przepełnioną bólu. Jednak gdy dostrzegła ona moje oblicze, stała się wyraźniejsza i ukazywała ulgę.
- Fred...-przerwałam.- Czyli jednak Cię nie wyrzucili?- zapytałam pełnym nadziei głosem.
- Na początku chcieli.- powiedział drżącym głosem.- Ale dano mi ostatnią szansę. Zostałem jedynie zawieszony w prawach ucznia na określony okres. Nic wielkiego.- uśmiechnął się lekko.
Gdy słowa rudzielca do mnie dotarły, poczułam ulgę i nieopisane szczęście. Z oczami pełnymi łez pobiegłam w stronę Freda, a gdy już byłam wystarczająco blisko, rzuciłam mu się na szyję. W jednym momencie osłabiony rudzielec omal nie upadł razem ze mną na podłogę, nie wytrzymując mojego ciężaru.
- Hej Rachel wszystko dobrze?- usłyszałam słaby głos Freda.
- Fred... to ja się powinnam o to zapytać.- jęknęłam przez łzy i wtuliłam się w jego pierś.
- U mnie wszystko dobrze... teraz już tak, proszę Cię nie płacz.- powiedział z uśmiechem i objął mnie rękoma. Spojrzałam w jego oczy i obdarowałam go czułym pocałunkiem, odwzajemnił ten gest. Tak dobrze mi znany dotyk, jego ust, wyzwolił we mnie coś co zwało się "tęsknotą". Tęsknotą za takim rodzajem kontaktu, dwojga ludzi, którzy bardzo możliwe, że nie potrafią bez siebie normalnie funkcjonować.
- Fred, jak ja się martwiłam, jak ja się bałam, że możesz już nie wrócić.- zaczęłam szlochać.- Och Fred ja tu płaczę, ja tęsknię. Niemal wariuję.- Po tych słowach przytuliłam się do niego mocniej.
- Kochanie, spokojnie. Jestem tutaj, nie pozwolę Ci już tęsknić.- wyszeptał mi do ucha Gryfon.
- Obiecaj... musisz obiecać...- przerwałam.
- Obiecuję...- powiedział delikatnie i palcem wytarł mi łzy.- Ale nadal nie mogę uwierzyć, że aż tak się o mnie bałaś.
- A ja nie mogę uwierzyć, że wziąłeś całą winę na siebie. Dobrze wiesz, że nie musiałeś tego robić. Przeszlibyśmy przez to... razem.- odpowiedziałam nie odrywając od niego wzroku.
- Dobrze wiesz, że dla Ciebie mógłbym zrobić naprawdę wiele.- podniósł rękę na której znajdowała się okrwawiona blizna.- I nawet ona... tego nie zmieni.- dodał z uśmiechem wskazując drugą ręką ranę.
- Fred... ona wygląda okropnie. Czekaj... coś na to poradzę.- powiedziałam troskliwie próbując się wyrwać z objęć rudzielca.
- Nie musisz, wystarczy mi, że ty jesteś obok. To jest najlepszym lekarstwem.- powiedział delikatnie i złożył na moich ustach, kolejny dłuższy pocałunek. Usłyszałam bicie serca Gryfona, waliło ono jak szalone. Pomimo zmęczenia, oboje nie przestawaliśmy rozkoszować się sobą. Pragnęłam go tak mocno, nawet nie potrafiłam tego ukryć. Przycisnęłam się do niego w taki sposób, że całe moje ciało przylgnęło całkowicie do jego sylwetki. Nie myśląc racjonalnie chwyciłam jego poranioną rękę. Na co chłopak wzdrygnął się niebezpiecznie i jęknął z bólu odłączając się ode mnie.
- Przepraszam Freddie...- przerwałam, widząc ból malujący się na jego twarzy.- Chodź, opatrzę Ci ją.- pociągnęłam go w stronę sofy.- Usiądź, musisz odpocząć,
- Ray...- przerwał.
- Usiądź i nie dyskutuj, za bardzo Cię kocham, nie pozwolę Ci cierpieć już nigdy.- Patrzyłam na niego troskliwie. Przez chwile, chłopak przyglądał mi się, a widząc że nie popuszczę usiadł posłusznie. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, pocałowałam go w czoło i odeszłam w stronę komody aby móc wyciągnąć odpowiednie lekarstwa na tego rodzaju poranienia. A gdy odwróciłam się, dostrzegłam, że chłopak przygląda mi się bacznie. Ja również podeszłam do niego nie przestając patrzeć mu się w oczy. Gdy trafiłam na miejsce, usiadłam na podłodze.
- Wyciągnij rękę.- rozkazałam delikatnie. Chłopak wypełnił polecenie. Opatrywałam jego rękę w milczeniu. Nasączyłam gazik eliksirem i w pełnym skupieniu, oraz ciszy, przemywałam mu bliznę najdelikatniejszymi ruchami, na jakie było mnie stać.
- Jesteś niesamowita.- zwrócił się do mnie Weasley z ulgą w głosie. Nie odpowiedziałam, nadal opatrywałam jego dłoń. Skupiając się na obietnicy, że już nigdy nie będzie cierpiał.
- Powinieneś teraz odpocząć, do jutra rana zniknie.- odparłam wstając, gdy skończyłam opatrywać jego dłoń.
- A zostaniesz tu ze mną?- zapytał cicho i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Na zawsze...- odpowiedziałam po chwili namysłu i złapałam go za rękę. Chłopak przyciągnął mnie do siebie. Ułożyliśmy się obok siebie na sofie i powoli zasypialiśmy w swoich objęciach. Było nam tak dobrze. Uścisk rudzielca, był moją osobistą tarczą, która chroniła mnie przed całym złem tego świata. Wtuliłam się w jego pierś, próbując skupić się na biciu jego serca. Stanowiło ono coś na dźwięk kołysanki, przy której niezależnie od sytuacji chciałam już zawsze zasypiać. Przymknęłam oczy, a po chwili oddaliłam się w krainę snu."

14 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
    No i nie żyję. Zabiłaś mnie tym rozdziałem. Jego cudowność przekroczyła normy. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek spojrzę tak samo na Freda Weasleya...
    To jest jakiś fenomen! Myślałam, że zwariuję, jak to czytałam. Najpierw ten moment na korytarzu - awww ♡. Potem niepokój Rachel - aż zrobiło mi się gorąco i zaczęłam głębiej oddychać. No i kocówka - to był już zgon, natychmiastowy i bezbolesny. Zgon z powodu zbyt idealnego rozdziału.
    Właściwie nie wiem, co tu jeszcze napisać. To, że kocham Freda pewnie już pisałam. To, że kocham Twoje ff też pewnie pisałam. Ale nie wiem, czy pisałam już, że Cię kocham, Twój styl pisania, Twoje Frachel i te pocałunki. Jeżeli wcześniej tego nie napisałam, no to już napisałam ;)
    I Ty chciałaś warsztaty z opisu romantycznych scen? Proszę Cię, nie są Ci ani trochę potrzebne!
    Gorąco pozdrawiam, życzę duuuuużo weny i czego tylko potrzebujesz, by jak najszybciej napisać kolejny rozdział (zapewne czasu ;*). Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko! Nie spodziewałam się takiej reakcji ;o
      Jestem w szoku, a jednocześnie mam banana na twarzy, który chyba tak szybko nie zniknie :)
      Zabiłam rozdziałem? No to mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło ^^
      Obiecałam, że się poprawię i proszę! Jakiś progres jest ;D
      "idealność" tego rozdziału, po części jest również TWOJĄ zasługą. Zaczęłam pisać ten rozdział, zaraz po przeczytaniu twojego ostatniego rozdziału. No nie wiem, nie wiem, Najwyraźniej musiałam dostać potężnego kopa weny, aby coś takiego opisać. Jak już mówiłam- jesteś moją inspiracją ^^ (Jakkolwiek by to nie brzmiało xd)
      Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że gdybyś tak nagle przestałą czytać tą historię, mogłabym utracić, sporą część weny. Zapewne miałabym problemy z napisaniem czegokolwiek ;)
      No chciałam uczęszczać na takie warsztaty ^^ I nie zmieniam zdania, nadal bym chciała. ;3

      Również pozdrawiam :*

      Btw: Też Cię kocham ^^

      Usuń
    2. Nigdy nie przestanę czytać Twojego opowiadania! To byłby z mojej strony masochizm, ja po prostu MUSZĘ wiedzieć, jak to się skończy ;)
      Serio jestem inspiracją? Nie wiedziałam, że moje rozdziały pisane głównie na fizyce, WOSie i historii mogą komuś pomóc :P
      Ciekawe, dlaczego tak na siebie działamy? To chyba zawsze będzie dla mnie zagadką. Twoja każda opinia i Twój każdy rozdział i mnie pomagają mi w pisaniu :*

      Usuń
    3. Nie tylko dla Ciebie. Jednak mam nadzieję, że kiedyś się to rozwiąże ^^ :*

      Usuń
  2. Dziękuję Ci, że pokazałaś mi tego Ficka. Wciągnęłam się. Pochłonęłam już całego i co?
    CHCĘ WIĘCEJ!
    Więcej!
    WiĘcEj!
    WIĘCEJ!!!
    Tak, to był spontaniczny atak świra.
    Kocham Twojego Freda. Zakochałam się w nim, może przejdę na Gryfonów?
    Ech, lepiej nie. Ale mogę z nim, powiedzmy, zdradzać Malfoya. Bo zrywać mi się nie chce. Po prostu tak wygodniej ;)
    Pozdrawiam i czekam na:
    Więcej
    wIęCeJ!
    WIĘCEJ!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zachwycona, tym że kolejnej osobie spodobał się ten fanfick ;)
      Oj ten Fred, nasz ukochany król dowcipów ^^ W tym opowiadaniu po prostu nie da się w nim zakochać, co mnie niezmiernie cieszy ^^

      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  3. Po raz kolejny zaskakujesz pomysłowością i oby tak dalej :)
    Wiem, komentarz krótki, ale podobno nawet jednozdaniowy komentarz potrafi dostatecznie zadowolić i zmotywować ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, nie wiem, co powiedzieć :D Rozdział bardzo, ale to bardzo mi się spodobał <3 Podoba mi się, jak to wszystko ujęłaś. Końcówka jest świetna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się hahaha ;D
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. LUDZI, KTÓRZY NIE BOJĄ SIĘ POKAZAĆ ŚWIATU SWOICH WYOBRAŻEŃ I MYŚLI, KTÓRZY NIE WSTYDZĄ SIĘ ICH CHOĆBY NIE WIEM JAK BYŁY DZIWNE I BEZSENSOWNE, LUDZI TAKICH JAK TY, WBREW POZOROM, JEST NIEWIELE NA ŚWIECIE...
    CHCĘ, ŻEBYŚ MIAŁA TEGO ŚWIADOMOŚĆ, A WÓWCZAS (MAM NADZIEJĘ) NIE ZARZUCISZ TEGO TAK SZYBKO, JEŚLI W OGÓLE.
    DZIELENIE SIĘ ZE ŚWIATEM TĄ (NAJCZĘŚCIEJ SKRYWANĄ) ZAWARTOŚCIĄ SWOJEGO UMYSŁU W TAKI SPOSÓB, JEST NAPRAWDĘ ODWAŻNYM I WIELKIM CZYNEM, PRZYNAJMNIEJ DLA MNIE.
    MOJE SERCE BARDZO SIĘ RADUJE, GDY CZYTAM TAKIE DZIEŁA, A DZIĘKI TOBIE, BĘDZIE SIĘ RADOWAŁO DALEJ <8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, no i proszę... prawie się popłakałam, naprawdę...
      To wiele dla mnie znaczy... myślę, że ten komentarz jest wystarczającą motywacją do tego aby pisać, pisać i pisać *_*
      Taki potężny kop w tyłek mi się przydał... z całego serducha dziękuję <3

      Usuń
  6. Naucz mnie tak pisać! Przeczytałam na jednym wdechu całość i nie mogę już się doczekać więcej. Piszesz tak dobrze, że nie jedna młodą pisarka mogłaby pozazdrościć. Jestem pod ogromnym wrażeniem :3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję <3 To bardzo miłe ^^
      Niestety, muszę jeszcze potrenować :)
      Z miłą chęcią do Ciebie zajrzę ;)

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody