Music

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 22 "Jedno jest pewne... czy jej się podoba czy nie, wrócę do szkoły."



Minął już miesiąc odkąd moje wakacje na dobre się zaczęły. Siedziałam na drewnianej huśtawce, którą niegdyś zrobił mi tatko. Nogi opierały mi się o ziemię, ponieważ była ona przeznaczona do użytku dla pięciolatki, jednak to mnie nie zraziło. Uwielbiałam na niej przesiadywać i przypominać sobie dawne czasy kiedy to, byłam dzieckiem. W głowie pojawiało mi się mnóstwo obrazów, malutkiej szczuplutkiej dziewczynki, biegającej wesoło po dworze, której ciemnobrązowe włosy, luźno spięte w wysoki kucyk radośnie podskakiwały na wietrze, tańcząc na wznak lekkiej bryzy powietrza. Oczy zaś, przepełnione blaskiem, zaczęły dopiero co poznawać świat. Odnajdywać jego wady i zalety, chociaż tych drugich było wtedy zdecydowanie więcej. Obok niej stali rodzice, uśmiechnięci od ucha i jakże dumni ze swojej córci. Trzymali się za ręce i zapewniali, że jest ona najważniejszą osobą w ich życiu i że będą dla niej wsparciem niezależnie od tego czy nabroi, czy też nie. Może wtedy niewiele rozumiałam z tego co próbowali mi przekazać, jednak w głębi serca czułam, że zawsze mogę na nich liczyć. Teraz, gdy już podrosłam i zaczęłam inaczej patrzeć na życie, nadal to czuję... więc dlaczego się waham, dlaczego nie jestem w stanie wyznać im prawdy o moim przeznaczeniu?
Ściskałam w ręce książkę zatytułowaną "Kości księżyca", był to prezent gwiazdkowy od Luny. Szczerze mówiąc, przez sytuacje które miały miejsce w ostatnim semestrze, nie potrafiłam się za nią zabrać. Odkładałam ją na później, mimo iż tytuł wydawał się naprawdę intrygujący. Dopiero teraz przypomniałam sobie, jak czytanie potrafi odwieść człowieka od negatywnych myśli.
Drugą ręką, pochłaniając każde zdanie po kolei ściskałam metalowy łańcuch, ogrzany przez letnie promienie słońca. Losy bohaterki- Cullen James, żyjącej w dwóch krańcowo różnych światach do złudzenia przypominają mi moją obecną sytuację. W skrócie jest to historia o mieszkance Manhattanu, która wiedzie pozornie normalne życie i śni o rzeczach nie z jej świata. Problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy elementy świata rzeczywistego i wyśnionego zaczynają się przenikać, a Cullen odkrywa, iż jej misja w magicznym świecie Rondui jest szansą na odpokutowanie za czyny z przeszłości.
W mojej obecnej sytuacji ta powieść stanowiła dla mnie natchnienie, mogłam bez zbędnych problemów utożsamiać się z bohaterką i uczyć się na jej błędach.
- Hej córciu.- usłyszałam męski głos. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazał się tęgi, łysiejący już mężczyzna o zniewalającym uśmiechu. Miał on zieloną, znoszoną koszulę a w ręce trzymał przeźroczystą szklankę wypełnioną do połowy pomarańczowym i gęstym płynem.
- Cześć tato.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Pomyślałem, że będziesz spragniona, przyniosłem Ci sok.- odparł podając mi naczynie.
- Dziękuję, rzeczywiście zaschło mi w gardle.-  odebrałam szklaneczkę i upiłam z niej łyczek. Poczułam wtedy smak dzieciństwa, pomarańczowy sok już zawsze będzie kojarzył mi się z ciepłem domowego ogniska.
- Rachel, siedzisz tutaj dosyć długo i pomyślałem, że... to znaczy chciałem zapytać czy coś Cię trapi.- podrapał się niewinnie po głowie.
Uśmiechnęłam się, ojciec nigdy nie był zbytnio utalentowany w rozmowach ze mną na poważne tematy, zawsze wyręczała go w tym mama, jednak nie mogłam ukryć, że do wygłupów, wsparcia i poczucia bezpieczeństwa nie było lepszego kandydata.
- Nie tato, wszystko w porządku.- starałam się aby mój głos brzmiał przekonująco.- Po prostu muszę odpocząć, miałam sporo nauki ostatnimi czasy.
- To odpoczywaj, odpoczywaj.- mruknął troskliwie i pocałował mnie lekko w czoło po czym odszedł w stronę domu. Przyglądałam się odchodzącej osobie, której tak ufałam  i poczułam wstyd. Nie lubiłam okłamywać innych, zwłaszcza rodziców. Zerwałam się z huśtawki, przewracając przy okazji picie i pobiegłam za nim.
- Papo, stój.- rzuciłam, dobiegając do niego i tym samym zagradzając mu drogę.
- Tak?- zapytał zaskoczony.
- Spędźmy trochę czasu razem, strasznie się stęskniłam za Tobą i mamą.- rzekłam łagodnie i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Nie wiem co chciałam tym sposobem wskórać, ale chyba tylko uciszyć własne sumienie.
- My też się za Tobą stęskniliśmy.- powiedział uradowany.- Obiecuję, że spędzimy całą trójką cały jutrzejszy dzień. Zgoda?
- Chętnie!- krzyknęłam i usatysfakcjonowana po czym mocno przytuliłam ojca i pobiegłam w stronę własnego pokoju.



- "Myślisz, że możesz tu przyjść i chodzić sobie, gdzie ci się podoba? Nie wiesz, jaka tu obowiązuje zasada?  To jest dom mroku i cierpienia, przez który każdy musi przejść na swojej drodze do śmierci. 
To jest wyrok wydany na wszystkich; najpierw więzienie umysłu, potem egzekucja."
Otworzyłam oczy, po raz kolejny śnił mi się ten sen, który nawiedza mnie praktycznie co noc. Nie odkryłam jeszcze jego tajemnicy i sądzę, że trochę mi zajmie zanim zdołam cokolwiek pojąć. Właśnie dlatego nie powinnam była zostać wybraną. Na świecie jest tyle innych- o wiele zdolniejszych czarownic, które mogłyby... ale nie stop Rachel! Wbij sobie do tego pustego łba, że musisz pomimo wszystko spróbować żyć normalnie.
Spojrzałam na zegarek, była szósta nad ranem. Nie wiem co mnie zmusiło do tego, aby tak szybko wstać, jednak ilekroć próbowałam zasnąć, to nie potrafiłam tego zrobić. Dlatego w mojej głowie zrodził się pewien plan. Przypominając sobie o obietnicy moich rodziców pośpiesznie zbiegłam na dół, ówcześnie ubierając się w pierwsze lepsze ubrania, które wpadły mi w ręce. Bo kiedy Rachel coś wymyśli to nie ma siły, która by ją odwiodła od tego pomysłu. Wparowałam do sypialni moich rodziców, oboje śpiąc wyglądali tak rozkosznie... wtuleni w siebie. Zagryzłam wargę, może nie powinnam teraz ich budzić? W sumie... szybko zmieniłam zdanie. Podeszłam do łóżka na paluszkach i potrząsnęłam każdym z nich delikatnie.
- Mamo, tato wstawajcie.- powiedziałam cicho.
Kątem oka zauważyłam, że powieki mamy lekko się podniosły.
- Skarbie, o co chodzi?- rzuciła matka w półgłosie.
- Pamiętacie o swojej obietnicy?
- Mhm- odwróciła się na drugi bok.
- Mieliśmy spędzić ten dzień razem.- przypomniałam.- Może pojedziemy w góry?
- Mhm...
- To wstawajcie! Trzeba się spakować.- powiedziałam radośnie.
- Mhm... Zaraz co?!- Zerwała się z miejsca 
- W góry, mamo, w góry... wstawajcie!- krzyknęłam po czym ruszyłam w stronę kuchni, aby przygotować jakieś jedzenie na podróż. Z uśmiechem tworzyłam coraz to nowe kompozycje składników na kanapki. Po raz kolejny przypomniałam sobie dzieciństwo, gdy zazwyczaj budziłam rodziców po to aby... w sumie to nie wiem, po co to robiłam. Chyba po prostu byłam dzieckiem i nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy które zazwyczaj wyprawiałam. Chodziłam po kuchni próbując odnaleźć wszystko to czego potrzebowałam, aby odpowiednią ilością żywności zadowolić nas wszystkich. Właśnie wstawiałam wodę do czajnika gdy w drzwiach pojawiła się szczupła, zaspana kobieta, której kompletnie nieułożone rude włosy opadały bezwiednie na nieumalowaną twarz.
- Wyspałaś się mamo?- zapytałam radośnie.
- Rachel na miłość Boską jest siódma, co ty znów wymyśliłaś?- zapytała z wyrzutem kobieta poprawiając swój błękitny szlafrok.
- Chcę z wami spędzić trochę czasu, więc pomyślałam, że możemy wyjechać w góry, przecież gdy byłam dzieckiem często wyjeżdżaliśmy w tamte rejony.- wyjaśniłam.- A gdzie tata?
- Zaraz zejdzie tylko musiał wykonać kilka biznesowych telefonów. - odparła siadając na krzesło.
- Nawet w wakacje nie dają mu spokoju- westchnęłam nalewając wodę do czerwonego kubka.
- Słonko, dobrze wiesz że w jego branży trzeba być na każde zawołanie, dziękuję.- położyłam kubek z kawą na drewnianym stoliku, przy którym siedziała mama.- Ojciec ciężko pracuje.
- Dlatego przyda mu się przerwa.- rzuciłam entuzjastycznie.- Idę zobaczyć czy wszystko w porządku.- dodałam i już wychodziłam do kuchni. Ale gdy zrobiłam kilka kroków usłyszałam głos mamy.
- Córciu zaczekaj tylko.
- Tak mamo?- odwróciłam się na pięcie zaskoczona.
- Dlaczego ukrywasz przed nami prawdę o tym co dzieje się teraz w Hogwarcie?- zapytała lustrując mnie wzrokiem.
- Co takiego?- zapytałam zdębiała.
- Czemu nie mówisz nam całej prawdy.- powtórzyła matka zauważając moje zmieszanie,
Spuściłam ramiona, skąd ona się dowiedziała, przecież nie ma żadnego wglądu w świat  magiczny nie?



- Ale jak...?- przerwałam.
- Z Proroka Codziennego, czyżbyś zapomniała że Ministerstwo powiadamia wszystkich, którzy mają w rodzinie Czarodzieja?- powiedziała sucho upijając łyczek kawy.
Zmarszczyłam brwi, matka zawsze wiedziała o świecie magicznym ciut więcej niż powinien wiedzieć przeciętny mugol. Właściwie dlaczego...? Zawsze mnie to zastanawiało, ale gdy próbowałam pytać, przeważnie słyszałam, że matka dla swojego dziecka zrobi wszystko.
- O Tobie też sporo piszą Rachel. W co ty się wplątałaś?- zapytała podchodząc blisko mnie.
- Nie chciałam was martwić.- rzuciłam szybko ignorując pytanie mamy.
- To nie jest powód aby nas okłamywać.
- Tak wiem...- spuściłam głowę.
- Dlatego w tym roku nie wrócisz do Hogwartu.- powiedziała poważnie głaszcząc mnie po głowie.
- Słucham!- krzyknęłam histerycznie.- Ty nie możesz...
- Właśnie, że mogę... zrozum to dla Twojego dobra.- założyła ręce na piersi.
- Ja nie... - zrobiłam kilka kroków do tyłu.- Nie chcę tego rozumieć!- wrzasnęłam głośniej niczym dziecko, któremu zabroniono zrobić to na co mu zależy.
- Co się stało!?- w tym samym momencie do kuchni wbiegł przerażony ojciec zwabiony tutaj moimi krzykami.
- Mama zabrania mi wrócić do Hogwartu na kolejny rok.- poskarżyłam się bezradnie.
- Naprawdę?- tata wyglądał na zszokowanego, dokładnie tak samo jak ja.- Kochanie może porozmawiajmy o tym jeszcze.- ojciec próbował coś wskórać, ale matka była nieugięta.
- Nie ja już zadecydowałam, a teraz kończmy już tą dyskusję.- zarządziła, nadal spokojnie. Wyglądało to tak jakby moja matka nie przejmowała się w ogóle tym, że właśnie wbija mi kołek w serce.
- To niesprawiedliwe!- wybuchnęłam, a w tym samym czasie po kuchni rozszedł się silny wiatr, który w mgnieniu oka powywracał wszystkie naczynia, serwetki, stoły i... samych rodziców na podłogę. Po chwili wyszłam z osłupienia i dostrzegając moich rodzicieli, którzy przypatrywali mi się lekko przerażeni, zrozumiałam, że musiałam stracić kontrolę nad moją mocą. Odwróciłam się na pięcie i z oczami pełnymi łez wybiegłam z domu uprzednio trzaskając drzwiami i zostawiając za sobą bezbronnych rodziców.

Biegłam po drodze co krok odwracając się w stronę dużego domu zbudowanego z czerwonej cegły, z każdym krokiem zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam uciekając i zostawiając rodziców samych z tym bałaganem. Jednak świadomość, że mogę już nie wrócić do Hogwartu dodawała mi siły aby mknąć odważnie przez siebie. Nie rozumiałam zachowania mojej mamy, chociaż starałam się je pojąć. Wiem, że rodziciele mogą się o mnie martwić, ale ja nie mogłabym spokojnie siedzieć w -niby- bezpiecznym domu i czekać aż Voldemort, albo któryś z jego popleczników mnie znajdzie, a że jestem tą wybraną, może się to zdarzyć w każdym momencie, dlatego muszę się nauczyć walczyć. A to tego potrzebna mi jest szkoła.
Dobiegłam do plaży, która znajdowała się niedaleko. Nie byłam przekonana dlaczego akurat tutaj się znalazłam, ale byłam na tyle roztrzęsiona, że pozwoliłam na to aby nogi same mnie poniosły. Teraz spacerowałam wolno po pisaku w świetle wschodzącego słońca myśląc intensywnie nad tym co wydarzyło się parę chwil temu.



To znaczy próbowałam myśleć, ale nie potrafiłam się skoncentrować. Przecież jakby nie było uciekłam teraz z domu. Jednak miałam świadomość tego, że i tak powrócę. Może i to było szczeniackie zachowanie, ale miałam cichą nadzieję, że gdy zostawię rodziców samych na jakiś czas, to uda im się porozmawiać na poważnie i dojść do innych wniosków.
Usiadłam na pasku i próbowałam uspokoić swoje rozedrgane ciało wsłuchując się w głośne szmery fal, które uderzały w brzeg. Poczułam na twarzy poranną bryzę powietrza która obijała się o moją twarz dając poczucie mrozu... a nie, to nie przez wiar, to tylko moje głupie wrażenie. Pośród szumów wody i budzącego się do życia nowego dnia... najbardziej przerażającym dźwiękiem na świecie wydawało się bicie własnego serca. Nikt nie lubi o tym mówić, ale to prawda. Jest to dzika bestia, która w samym środku głębokiego strachu dobija się olbrzymią pięścią do jakichś wewnętrznych drzwi, by ją wypuścić. W tym momencie nie byłam przekonana, czy jestem bardziej zła na siebie, czy na mamę. Jedno było pewne- czy jej się podoba czy nie. Wrócę do szkoły...

Nie byłam przekonana ile już tam siedziałam, nie potrafiłam dokładnie określić która jest godzina, ale obstawiałam, że będzie około południa, ponieważ na plażę zaczęli przychodzić spragnieni słońca i odrobiny rozrywki ludzie. Wlepiałam swój wzrok w każdego człowieka, uradowanego i kroczącego bosymi nogami po rozgrzanym piasku, który pod wpływem nacisku wydawał charakterystyczny dla siebie dźwięk. Rozglądałam się wokoło, w wodzie kąpały się głownie dzieci, pluskały się wodą i skakały do niej tworząc naokoło siebie bąbelki, które po sekundzie znikały. Obok nich na pisaku leżały rozgrzane ciała turystów rozłożone na kocach i ręcznikach.
Jako, że mój żołądek zaczął upominać się o jedzenie i zrobiło się tłoczno uznałam, że najlepiej będzie ulotnić się w inne miejsce. Dlatego podniosłam się z miejsca i ruszyłam wprost do wyjścia, a gdy znalazłam się przy drodze nagle usłyszałam zgrzyt silnika, po chwili przed moją twarzą pojawił się błędny rycerz z którego wyszedł pryszczata postać z odstającymi uszami.
- Rachel Trust?-zapytał chłopak.
- Zgadza się.- odpowiedziałam niepewnie, trochę zdziwiona faktem iż mężczyzna mnie nie rozpoznał, w końcu... trzy miesiące temu towarzyszył mi podczas mojej podróży do świętego Munga.
- Z polecenia Albusa Dumbledore'a, mam zawieźć panią do wsi Ottery St. Catchpole.- powiadomił mnie.
- Słucham?- zapytałam zbaraniała.
- Nora Państwa Weasleyów, Pani rzeczy już tam czekają. Zapraszam do środka.- teatralnym ruchem wskazał mi wejście do autobusu. Przez chwilę się wahałam, jednak ostatecznie zrobiłam kilka kroków do przodu i znalazłam się w trzypiętrowym pojeździe.
- Dojedziemy tam za pół godziny proszę rozsiąść się wygodnie w jednym miejscu.
Przytaknęłam i znalazłam sobie miejsce jak najdalej od wejścia, ponieważ wiedziałam jak zakończyła się moja ostatnia podróż tym busem.
- Przepraszam.- zaczęłam.- Skąd profesor Dumbledore wiedział, że ja...
- Nie odpowiadam na żadne pytania.- powiedział ostro posyłając mi groźne spojrzenie.
Nie poznawałam już tego człowieka, przecież wcześniej wydawał się być taki miły... trochę roztrzepany, ale miły dlatego wolałam już o nic nie pytać i przyglądając się budynkom znikającym gdzieś w tyle. zastanawiałam się czy postąpiłam słusznie wchodząc do autobusu. Otuchy dodawał mi jednak fakt iż znałam się trochę na zaklęciach niewerbalnych i w razie czego jednak mogłam się w jakiś sposób obronić.
Na szczęście nic takiego się nie stało i spokojnie dojechałam na miejsce. Wychodząc z pojazdu jeszcze raz ładnie podziękowałam, na co w odpowiedzi dostałam głośne prychnięcie przepełnione obojętnością. Spojrzałam jeszcze raz na autokar, jednak nim zdążyłam odnaleźć wzrokiem zrzędliwego konduktora, odjechał on niemalże z prędkością światła.
Ruszyłam przed siebie mając nadzieję, że raz dwa odnajdę norę, jednak jakimś dziwnym trafem zawieziono mnie dalej niż zwykle, na szczęście miałam dosyć dobrą pamięć i potrafiłam określić, że do posiadłości Weasleyów zostało jakieś dwa kilometry, jednak mogłam skrócić sobie drogę prawie o połowę przechodząc przez pola. Po krótkim namyśle, oraz pod naciskami mojego żołądka wybrałam tą drugą opcję. Wbiegłam pomiędzy dziwne magiczne rośliny w kolorze pomarańczowym dziękując Bogu, że jest dzień i nie muszę włóczyć się po nocach pomiędzy zielem. Przypominało mi to jeden mugolski horror, który stosunkowo niedawno oglądałam wraz z rodzicami. Zadałam sobie pytanie wtedy czy rodzice wiedzą, że tutaj jestem, ale skoro sam Dumbledore to zorganizował to musiał ich o tym powiadomić. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, ale mina zaraz mi zrzedła ponieważ usłyszałam dziwny szelest niedaleko mojej osoby.  Rozejrzałam się dookoła, mając nadzieję że to któryś z rodziny zamieszkującej norę, ale dźwięk się powtórzył a ja miałam wrażenie graniczące z pewnością, że obiekt się do mnie zbliża. Nie czekając dłużej wzięłam nogi za pas, obracając głowę co chwilę to tyłu i próbując uchwycić wzrokiem powód tych dziwnych hałasów. Jednak wtedy i ja hałasowałam, ponieważ moje ciało ocierało się o odstające liście zmuszając je tym samym do ruchu.  Miałam problemy z określeniem jak blisko mnie znajduje się obiekt, co zmuszało mnie do częstszego zaglądania za siebie. W jednym momencie poczułam dziwne ukłucie w okolicach bioder, była to kolka. Próbowałam wyregulować oddech, jednakże dostawałam tylko większej zadyszki, dlatego zaryzykowałam i zatrzymałam się w jednym miejscu. Niespokojna zgięłam się wpół i złapałam rękoma za kolana. Wgapiałam się w ziemię, gdy poczułam, że ktoś zaciska dłonie na moim ramieniu. Krzyknęłam i odskoczyłam na bok.
- Rachel, spokojnie, to tylko ja Artur Weasley.- uspokajał mnie salutując rękoma.
- Pan Weasley, dobrze, że pan tu jest...- powiedziałam oddychając ciężko.- Ktoś tam był, gonił nie.
- Doprawdy?- zapytał, po czym gwałtownie rozejrzał się próbując dosięgnąć wzrokiem wnęk roślin.- Nikogo nie widzę, ale lepiej już chodźmy.- zaproponował.
Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak z widoku kogoś dorosłego, dlatego przytaknęłam i ruszyłam posłusznie za rudowłosym czarodziejem.
- Wiesz może kto Cię gonił?- zapytał, gdy tylko znalazłam się obok niego.
- Nie, słyszałam tylko szelesty nic więcej.- wyjaśniłam.
- Może to było jakieś zwierzę.- podsumował.
- Nie, szczerze w to wątpię.- zaprzeczyłam kręcąc głową.- To coś zbliżało się do mnie bardzo szybko gdy zaczęłam uciekać.
- No dobrze.- rzucił i przyśpieszył kroku, a ja wraz z nim.
- Co Pan tu robił, w środku tej puszczy?- zapytałam zaciekawiona.
- Chciałem po Ciebie przyjść, jednak konduktor Błędnego Rycerza powiadomił mnie, że zjawisz się nieco szybciej dlatego użyłem tego skrótu. To naprawdę dziwne.- podsumował.
- Naprawdę.- potwierdziłam.
Przez resztę drogi zaciekawiona zadawałam przeróżne pytania rudowłosemu mężczyźnie, dotyczące całej tej sytuacji z przenosinami zorganizowanymi przez Dumbledore'a, jednak w odpowiedzi usłyszałam jedynie to, że wszystkiego dowiem się w norze. Najwyraźniej pan Weasley uznał, że to nie jest odpowiednie miejsce, ani czas na takiego typu rozmowy. Nawet się temu nie dziwiłam, to coś mogło nas śledzić, więc postanowiłam że będę milczeć do czasu, aż oboje bezpiecznie nie dotrzemy do posiadłości.

Gdy weszliśmy do nory. Nawet nie zdążyłam rozejrzeć się porządnie, a już zauważyłam, że Pani Weasley dostrzegając mnie w drzwiach z szerokim uśmiechem ruszyła w moją stronę, a po chwili już znalazłam się w prawdziwym matczynym uścisku. Odwzajemniłam go z wielką chęcią, zaraz potem dostrzegłam delikatnie roztrzęsionego Pana Weasley'a wyglądającego przez wszystkie okna.
- Och Rachel jak miło Cię widzieć.- powiedziała pani Weasley nadal obejmując mnie ramieniem,
- Panią też miło widzieć.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Cieszę się do nas dotarłaś, Profesor Dumbledore powiadomił nas o Twojej wizycie.
- Dlaczego miałam się stawić właśnie tutaj?- zapytałam z nadzieją, myśląc iż wszystko w końcu się wyjaśni.
- Później porozmawiamy, piętro wyżej znajduje się pokój Ginny, gdybyś przypadkiem zapomniała. Twoje rzeczy już tam na Ciebie czekają, z resztą Ginny też.- mrugnęła do mnie.- Tylko zejdźcie za pół godziny na obiad.
Złapałam się za brzuch, który jakby świadomy słów Pani Weasley wydał z siebie dziwny odgłos. Zaraz potem skinęłam ochoczo głową i ruszyłam w stronę schodów, mijając po drodze spokojniejszego już Artura Weasley'a.
Szłam po schodach, obserwując z wyższej wysokości różnorodne mugolskie narzędzia, które pod wpływem czarów wykonywały czynności do których zostały przeznaczone. Pochłaniałam wzrokiem każdy garnek, włóczkę, miotłę i wiele innych przedmiotów, wykonujących błyskawicznie swoją pracę, tak jakbym doświadczyła życia w magicznym świecie po raz pierwszy. Przymrużyłam oczy, najwyraźniej ostatni miesiąc spędzony w moim rodzinnym mugolskim domu musiał wyzbyć ze mnie świadomości życia z tego rodzaju mocą.
Stanęłam przed dużymi dębowymi drzwiami, które jednym pewnym ruchem otworzyłam. Weszłam do środka. Był to mały, ale jasny pokoik. Na jednej ścianie wisiał duży plakat Fatalnych Jędz, na drugiej zdjęcie Gwenog Jones, kapitana Harpii z Holyhead. Za biurkiem, przez otwarte okno, widać było sad, w którym przy ostatniej mojej wizycie w norze graliśmy w quidditcha. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że Ginny tutaj nie ma. Podeszłam do biurka dostrzegając ruszającą się fotografię, ale nie zdążyłam stwierdzić kto na niej widnieje.
- Rachel!- usłyszałam znajomy głos.
Zanim zdążyłam odwrócić się w stronę jego właścicielki, poczułam szarpnięcie w okolicach pleców i zaraz potem wtuliłam się w rudowłosą dziewczynę.
- W końcu jesteś!- krzyknęła uradowana Ginny gdy tylko wydostałam się z jej objęć.
- Też się cieszę, ale się za Tobą stęskniłam.- powiedziałam.
- W końcu jakieś damskie towarzystwo, za dużo facetów się tutaj kręci.- powiadomiła mnie.
- Nie dziwię się.
Po tych słowach, usiadłyśmy na łóżko i zaczęłyśmy opowiadać sobie, to co wydarzyło się przez miniony miesiąc. Niestety, w przeciwieństwie do Gryfonki, ja nie miałam dobrych wiadomości.
- I naprawdę zabroniła Ci wracać do Hogwartu?- zapytała przyjaciółka zszokowana moimi słowami.
- Niestety... próbowałam z nią porozmawiać, ale nie chciała mnie słuchać. Jeszcze przypadkowo rozpętałam niewielkie tornado w kuchni.- powiedziałam z cieniem uśmiechu.
- No to ładnie.- podsumowała ruda.
- Dziewczynki! Zejdźcie na dół!- usłyszałyśmy głos Pani Weasley tym samym przerywając naszą rozmowę.
Popatrzyłyśmy po sobie, Ginny posłała mi pocieszające spojrzenie i zaraz potem zeszłyśmy do kuchni, gdzie dostrzegłam dokładnie wyszorowany drewniany stół w ośmioma krzesłami. Na nim przygotowane już były kremowe talerze oraz srebrne sztućce poukładane dokładnie obok nich.
Usiałam na krześle, jednak nieświadomie wybrałam to gdzie zwykle siedział Fred, jednak nie chciałam się przesiadać, byłam taka głodna, że mogłabym jeść nawet w śmierdzącej łazience, byle coś w końcu mieć w ustach.
- Nałóżcie sobie.- rzekła rudowłosa kobieta stawiając a stole ogromy garnek, z którego wyśmienicie pachniało przyprawami. Wciągnęłam smakowity zapach nosem, zaraz potem czując napływającą ślinkę nałożyłam danie na talerz.
- Gdzie jest Ron?- zapytałam nagle przypominając sobie o rudzielcu i delektując się smakiem jedzenia.
- Postanowił, że zarobi sobie na nową miotłę.- odpowiedziała dumnie rudowłosa kobieta.
- Innymi słowy myje podłogi w sklepie u Freda i George'a.- powiedziała rozbawiona przyjaciółka.
- Praca to praca.- rzuciła kobieta, na co ja zachichotałam.
Po chwili spojrzałam ukradkiem na zegar, gdzie wskazówki "George", "Fred" i "Ron" zmieniły swoje miejsce, przenosząc się z godziny "Praca" na "Dom". Zadrżałam, zaraz w drzwiach pojawi się Freddie, dawno z nim nie rozmawiałam. I wcale nie byłam przekonana czy chcę go słuchać. Jednak było już za późno, coś zaszumiało, trzasnęło, a po norze rozległ się zadowolony głos George'a.
- Powitajcie króli marketingu...!

13 komentarzy:

  1. Dobra, mam nadzieję, że tym razem uda mi się opublikować ten komentarz. Jeżeli teraz rozładuje mi się telefon, to nie wiem, co zrobię...
    Nie spodziewałam się takiej reakcji mamy Rachel. Okay, wszyscy wiedzą, że w Hogwarcie nie dzieje się najlepiej, ale żeby od razu takie rzeczy? Mam nadzieję, że Rachel zostanie "rebeliantką" i mimo wszystko uda się do szkoły lub rodzice zmienią zdanie.
    Ciekawe, co tem Albus knuje... zapewne będzie chciał wtajemniczyć Rachel w przeszłość Volda podobnie, jak Harry'ego, jednak nie rozumiem, po co kazał jej przenieść się do Nory. Może zwykły starczy widzimiś...
    Kocham Cię za tych króli marketingu :D
    Jeżeli teraz to czytasz, to znaczy, że mój telefon przetrwał ;)
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny (szczególnie na scenę z Fredem!) :* J. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, mama Rachel wie o wiele więcej niż powinna wiedzieć zwyczajna mugolka ^^
      I w sumie wszystkie Twoje pytania mocno się z tym wiążą. Więcej nie powiem, odpowiedź na nie znajdziesz w następnych rozdziałach ;3

      Również pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Nudno nie jest na pewno. Ja tam bardzo lubię takie przejściowe rozdziały, pokazujące normalne życie bohaterów (na tyle na ile normalne może być życie czarodziejów).
    Ciekawe co rodzice Rachel na to, że Dumbledore "uprowadził" im córkę.
    W ogóle jak Rachel przez te pola łaziła i jak w końcu na Artura trafiła, to myślałam, że to jednak nie on i że stanie się coś złego-złego. Ale na szczęście nie.
    Kurczę, trochę szkoda, że Rachel do tych gór z rodzicami jednak nie pojechała. Lubię góry. Bardzo lubię góry.
    I W OGÓLE PREZENT LUNY! PREZENT LUNY SIĘ POJAWIŁ! Fajnie, że o nim pamiętałaś. <3
    Okey, pozdrawiam, życzę weny i przepraszam za chaos w komentarzu - A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, Rachel nie może żyć normalne. Nawet nie wspominając o fakcie że jest czarownicą xd
      Nie, nie, nie Dubledore taki nie jest, ale potrafi nieźle manipulować ludźmi ;)
      A co do gór, to jestem przekonana że Rachel też żałuje...
      A na ataki jest jeszcze czas ;>
      Tak prezent- świetna książka... Polecam! ;D

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Wcale mnie nie zdziwi jeśli okażę się, że matka Rachel to jakaś szycha działająca w ukryciu, albo po prostu ktoś, kto posiada TAKĄ wiedzę, na TAKIE tematy, której nie chciałby momentami mieć.
    Nora Wesleyów zawsze dla mnie była właśnie takim spokojnym, neutralnym miejscem, w którym wszelkie napięcie ustępuje. Coś mi mówi, że Dumbledore też tak mógł uważać ;)
    Akcja wiadomo fajna rzecz, ale taki przerywnik też jest co jakiś czas mile widziany ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaszalałaś z tą teorią o matce Rachel, nie powiem ;D
      No i proszę, każdy ma teraz rozkminę "Dlaczego właśnie tam". Miałam to wyjawić w następnym rozdziale, ale może się jeszcze z wami pobawię i utrzymam was w niepewności ;d

      Usuń
  4. Świetne! Już nie mogę doczekać się kolejnego! No i pojawił się mój Georgie ❤ Rachel ma bardzo fajnego tatę :) jestem ciekawa jak to dalej będzie.
    Zapraszam do siebie :)
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... w końcu ktoś wspomniał o George'u ;3 Hahahaha, mam radochę!
      Tak, tatuś Rachel jest świetny, ale ma ku temu dużo powodów ;>

      Czytałam!
      Zapomniałam skomentować, jaki wstyd!
      PRZEPRASZAM!
      Już lecę!

      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Świetne! Już nie mogę doczekać się kolejnego! No i pojawił się mój Georgie ❤ Rachel ma bardzo fajnego tatę :) jestem ciekawa jak to dalej będzie.
    Zapraszam do siebie :)
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny <3 <3 <3. Ciekawa jestem jak potoczy się spotkanie Rachel i Freda. Ale jej matka jest naprawdę wredna, jak ona mogła nie pozwolić jej jechać do Hogwartu!!! Mam nadzieję że w naszej bohaterce wyzwoli się duch rebeliantki, i ucieknie do szkoły. Ślę całuski i życzę dużo dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego to nawet sama nie wiem ;) ale coś wykombinuję ;3
      A matka Rachel... ma bardzo ważny (można tak powiedzieć) powód. W najbliższysz rozdziałach dowiesz się jaki ;*

      Pozdrawiam! ;*
      I nadal czekam, na rozdziały u Ciebie ;)

      Usuń
  7. Świetny rozdział!
    Tak szczerze to nie wiem od czego zacząć (bo cały rozdział jest po prostu świetny ) ,no ale dobra..
    Ogólnie rodzice Rachel wydają się być sympatyczni, a już w szczególności jej tata. Widać, że naprawdę kocha swoją córkę ;) Chciałabym jeszcze trochę poczytać o wydarzeniach z nimi.
    I to coś czy ktoś co ją goniło. Kto to jest? Tak szczerze, to przyxnam się bez bicia, to myślałam, że to Fred za nią się skrada i chciał jej zrobić niespodziankę haha ;)
    No i końcówka. George ma takie fajne teksty haha ;3
    Z niecierpliwością czekam na next!
    Pozdrawiam i życzę weny ^^
    A. G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ojciec Rachel rzeczywiście bardzo się o nią troszczy ^^
      Będziesz miała jeszcze okazję do poczytania o nich ;)
      No tak... to by było do Freda podobne, jednak praca mu na to nie pozwoliła ;3 (ale świetny pomysł, nie wpadłam na to ^^)

      Również pozdrawiam :*
      I czekam na rozdziały u Ciebie!

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody