Music

wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 23 "You Are Not Alone..."


- Powitajcie króli marketingu!
Słysząc te słowa wypowiedziane przez bliźniaka, niezdarnie upuściłam widelec na ziemię.
- No Georgie, ubiliśmy dzisiaj świetny interes. Jesteśmy godni tergo miana.- roześmiał się Fred.
Podnosząc naczynie, zastanawiałam się jak ta rozmowa się potoczy. Nie rozmawialiśmy przecież od miesiąca, a tyle się wydarzyło...
- Zgadzam się z Tobą bracie w stu procentach!- zawtórował mu George.
. Nie chciałabym zadręczać go swoimi problemami... nie chciałam również kłamać, że wszystko jest w porządku. A może się gdzieś schowam... no nie co ja robię, zachowuję się jak bachor.- skarciłam się w myślach. Po prostu wyjdę stąd do pokoju, gdyby nigdy nic i postaram się nie patrzeć na Freda...
Jak ustaliłam sama ze sobą tak zrobiłam, odepchnęłam od siebie talerz z sałatką i wyszłam z kuchni, uprzednie dziękując za pyszny posiłek. Wyszłam z pomieszczenia na paluszkach modląc się w myślach, aby chłopak mnie nie zobaczył. Jednak w połowie drogi zatrzymałam się, dostrzegając rudzielca,który odkładał swoją kamizelkę na bok, od razu zrobiło mi się jakoś cieplej...
Wpatrując się w niego nawet nie zauważyłam, że chłopak spojrzał w moją stronę.
- Cześć księżniczko.- Przywitał się beztrosko z zawadiackim uśmiechem.
Myślałam, że się przesłyszałam, ale nie... on to naprawdę powiedział. Nie wytrzymałam.
- "Cześć księżniczko"- powtórzyłam cicho zbliżając się do niego.- Przez cały miesiąc się do mnie nie odzywałeś! A teraz stać Cię tylko na jakieś żałosne "Cześć"?!- warknęłam popychając go do przodu.
- Ej Ray, uspokój się.- powiedział chłopak, odzyskując równowagę.
- Czy ty w ogóle masz chociaż kapkę zdrowego rozsądku!- krzyknęłam.
Gryfon się zbliżył i próbował mnie przytulić. Jednak zamiast powitalnego uścisku, dostał kilka ciosów z otwartej dłoni na klatkę piersiową.
- Jak mogłeś tak postąpić!- moje ciosy zdawały się być silniejsze. Jednak Fred wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją.
- Jesteś urocza gdy się złościsz.- po tych słowach bliźniak złapał mnie za ręce, przerywając tym samym serię uderzeń skierowanych w jego stronę.
- Puść mnie Fred.- rozkazałam zdenerwowana próbując wyrwać swoje dłonie.
- Najpierw się uspokój. Złość piękności szkodzi.- zażartował mrugając do mnie.
Spojrzałam na niego trochę już nad sobą panując. Dlaczego do cholery Freddie musi być taki słodki...? I jak w takim układzie się na niego gniewać?
- Rachel jeśli masz zamiar się z nami wszystkimi tak widać, to podziękujemy.- wtrącił rozbawiony George i spojrzał porozumiewawczo na Rona.
- Ależ skąd.- uśmiechnęłam się do nich i wyrwałam ręce.
Podeszłam do George'a, potem do Rona i pocałowałam każdego z nich w policzek..
Zaraz potem posłałam złośliwy uśmieszek Fredowi.
- Wiesz, że to nie było zbyt rozsądne?- zapytał, najwyraźniej widząc o co mi chodzi.
- Bo co mi zrobisz?- założyłam ręce na piersi.
- Do ataku!- krzyknął
Zaraz potem rudzielec zaczął mnie ganiać wokół korytarza. Jako szukająca mojego domu, zwinnie omijałam wszystko co stanęło mi na drodze, no... prawie wszystko. Pech chciał, że potknęłam się o stary kapeć pana Weasley'a i z impetem upadłam na zimne kafelki, a zaraz za mną poleciał Fred, który nie zdążył zahamować w odpowiednim momencie. Nie minęła sekunda, a rudzielec przygniótł mnie swoim ciężarem.
- I co dasz mi tego całusa?- powiedział ze złośliwym uśmiechem Fred nadal leżąc na mnie.
Usłyszałam jedynie Rona, George'a i... Ginny którzy obserwując całą tą przekomiczną sytuację śmiali się wniebogłosy.
- Jezuu, Fred co ty żresz, strasznie ciężki jesteś.- powiedziałam, również złośliwie próbując odepchnąć od siebie uciążliwy balast.
W odpowiedzi dostałam jedynie głośniejsze ryknięcie Ginny, której zawtórowali jej bracia.
- Na Merlina Fryderyku, co ty wyrabiasz?- usłyszeliśmy głos pani Weasley, zbawionej do korytarza krzykami rodzeństwa.
Oboje spojrzeliśmy na bok i dostrzegliśmy zaniepokojone spojrzenie rudej kobiety. Miałam dziwne wrażenie, że nikt jeszcze nie powiedział pani Weasley,  że się spotykaliśmy. A ta sytuacja z perspektywy drugiego człowieka musiała wyglądać dosyć dwuznacznie, dlatego wraz z Gryfonem od razu podnieśliśmy się na nogi.
- Czy wy naprawdę nie macie nic do roboty?- zapytała zbulwersowana,  na co wszyscy z piątkę spuściliśmy głowy czując na sobie zawiedziony wzrok kobiety.
- Przepraszamy.- odezwałam się.- To się więcej nie powtórzy.
- No mam nadzieję.- westchnęła.- No już, chodźcie na obiad.
Podczas gdy bliźniacy i Ron udali się posłuszne do kuchni, ja wraz z Ginny czmychnęłyśmy szybko do pokoju.
- Rachel co ty było?- zapytała ruda zamykając drzwi.
- Co miało być?- rzuciłam się na łóżko.
-  No to z Fredem, jesteście w końcu razem czy nie?- Ginny usiadła na własnym łóżku.
Spojrzałam na jej twarz, która w tym momencie przyglądała mi się zaciekawiona. Nie potrafiłam odpowiedzieć jej na to pytanie.
- Nie wiem.- wydusiłam z siebie.- Oficjalnie jeszcze nie zerwaliśmy.
- "Jeszcze", Rachel o czym ty mówisz?- zapytała rudowłosa ciekawskim tonem.
- Och, nieważne.- powiedziałam z ciężkim westchnieniem.- To trudna sytuacja.
- Rozumiem.- mruknęła przyjaciółka niechętnie, po czym podniosła z szafki nocnej książkę: "Quidditch przez wieki" i zaczęła uważnie ją przeglądać.
Nie miałam ochoty, aby rozmyślać o Fredzie, dlatego usiadłam przy biurku, wyciągnęłam z szuflady kartkę oraz pióro i naskrobałam niej słowa mojej przepowiedni, oraz zdanie które nawiedza mnie praktycznie co noc, wiedziałam, że te dwie sprawy są ze sobą powiązane, tylko w jaki sposób?
Nie powiem, że zrobiłam mądrze znowu zajmując się tą sprawą, jednakże nie mogłam postąpić inaczej. Musiałam rozwiązać tą zagadkę.
Objęłam wzrokiem pierwsze zdanie: "To właśnie jest ona, ta dla której pisana jest tajemnica".
Ta część wydawała się jasna, przynajmniej dla mnie dlatego przeniosłam wzrok na kolejne zdanie:
"Ta której dobro i zło może okazać się nieoczywistym kluczem.".
I tutaj zaczynały się schody... "dobro i zło", oraz "nieoczywisty klucz".  Co to mogło oznaczać?
Dobro i zło mogło odnosić się do wyboru, jednakże miałam dziwne wrażenie, że już dawno opowiedziałam się po konkretnej stronie, dlatego ciężko było w to uwierzyć. To musiało mieć jakieś głębsze znaczenie. Jakaś cięższa sprawa, która ma się stać kluczem... tylko właśnie, jakim kluczem. Mogło chodzić o wyjście z sytuacji... westchnęłam, "mogło", "może"... przecież takim sposobem nigdy niczego nie osiągnę. Uderzyłam się otwartą ręką w czoło, próbując rozbudzić jakimś cudem moje szare komórki. Jednakże sprawiłam sobie jedynie ból.
- Wszystko dobrze?- zapytała ruda podnosząc wzrok zza książki.
- Ginny jak myślisz, jaką wartość może mieć dobro i zło?- zapytałam unikając odpowiedzi na pytanie Gryfonki, która w tym momencie przypatrywała mi się z politowaniem.
- Naprawdę powinnaś się bardziej wyluzować.- rzuciła przyjaciółka.
Zaraz potem usłyszałyśmy ciche pukanie do drzwi. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione, a ja dostrzegając, że Ginny nie ma zamiaru wstać z łóżka podeszłam do nich, pociągnęłam za klamkę a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Fred.
- Mogę wejść?- zapytał ciepło.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł.- zmieszałam się.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Fred, proszę. To nie jest odpowiedni moment ani miejsce, przyjdź później.- posłałam mu delikatny uśmiech.
- Za chwilę mam kolejne spotkanie, nie mogę. Chyba, że wieczorem gdy wrócę.- odwzajemnił uśmiech.
- Ja...
- Dobrze wiesz, że nie odpuszczę.- przerwał mi.
- Zgoda.- mruknęłam niechętnie i delikatnie przymknęłam drzwi zostawiając za nimi rudzielca.
Zaraz potem bezradnie oparłam się o nie i przymknęłam oczy zza których zaczęły wydostawać się kropelki łez. Po chwili poczułam jak czyjaś ręka dotyka mojego ramienia.
- Rachel, martwię się o Ciebie.- powiedziała troskliwie Ginny.- Dziwnie się ostatnio zachowujesz.
- Przepraszam, naprawdę staram się być dzielna, ale nie potrafię- odparłam żałośnie.
- Nawet tak nie mów.- ruda pokiwała głową.- Przecież miesiąc temu stanęłaś twarzą w twarz z Voldemortem, ba walczyłaś z nim. Nie ma większej odwagi. Wiem o czym mówię.
- Nie wydaje mi się.- rzuciłam obojętnie..
- Sama na drugim roku byłam pod jego wpływem, wiem jaki on jest silny i co potrafi zdziałać.- wyjaśniła ruda lekko poddenerwowana.
Musiałam jej przyznać rację, przynajmniej połowiczną. Ona... oczywiście była pod jego wpływem, to musiało być okropne. Ale przynajmniej nie miała świadomości tego, że na jej barkach może spoczywać los świata. Więc nie mogła pojąć jakie to jest trudne do pokonania, jedyną osobą która w pełni mnie rozumiała był Harry. Tylko on miał nad sobą podobne jarzmo, chciałabym z nim teraz porozmawiać. Nie z Fredem, nie z Ginny. Tylko z nim...

Nawet porządnie nie zdążyłam się rozejrzeć, a świat po raz kolejny oblał się mrokiem, spojrzałam na zegarek. Wskazówki pokazywały już jedenastą, a Freda jak nie było tak nie ma. Czekałam na niego już od jakiś dwóch godzin. Zależało mi na tej rozmowie... z resztą, co ja plotę. Zależało mi na nim. Nawet nie wiedziałam, co tak naprawdę rudzielec chce mi powiedzieć, a już byłam gotowa mu wybaczyć. Nie byłam przekonana, czy ta chęć była spowodowana aktem desperacji, czy po prostu, aż tak go kocham. Jedno było pewne, teraz potrzebuję takiej odskoczni od problemów. A najlepszym wyjściem wydawało mi się znaleźć wytchnienie tonąc w objęciach rudzielca.
Jednak, jak chłopaka nie było, tak nie ma. Zaczynałam się martwić, a co jeżeli dopadli go ludzie Czarnego Pana i gdzieś przetrzymują wiedząc jaki jest dla mnie ważny... pokręciłam głową, nie wolno mi tak myśleć, nie teraz. Sięgnęłam do szuflady znajdującej się nieopodal sofy na której siedziałam. Rozejrzałam się- nikogo nie było, dlatego wyciągnęłam z niej małe mugolskie urządzenie. Był nim walkman, a w środku znajdowała się kaseta z moimi ulubionymi piosenkami Michaela Jacksona. Przeglądałam je wszystkie próbując znaleźć jakiś odpowiednio radosny utwór, który mógł mnie rozweselić. Jednak ostatecznie coś kazało posłuchać mi piosenki "You Are Not Alone"*. Założyłam słuchawki na uszy, zakryłam się kocem i przymknęłam oczy.

"Minął kolejny dzień
Wciąż jestem sam
Jak może tak być
Nie ma cię tu ze mną
Nigdy się nie pożegnałaś
Niech ktoś powie dlaczego
Czy musiałaś odchodzić
I zostawić mój świat takim chłodnym"


Kołysałam nogą w rytm uspokajającej melodii, płynącej prosto z serca. Wsłuchiwałam się w każde słowo dokładnie próbując zatracić się w magicznej barierze uczuć przelanych w piosence.

"Co dzień siadam i zadaję sobie pytanie
Jak miłość mogła tak przemknąć
Coś szepcze mi do ucha mówiąc
"Nie jesteś sama
Jestem tu z Tobą
Chociaż jesteś tak daleko
Jestem tu z tobą"


Kilka łez poleciało mi po policzku, ta piosenka potrafiła trafić prosto w serce. Podnieść w jakiś sposób na duchu, słuchałam jej, gdy byłam w związku z Gregiem, gdy wspominałam pierwszy gdy pocałunek z Fredem i wtedy... po ucieczce Weasley'a. Po prostu potrafiłam ją dopasować do każdej sytuacji.

"Ty nie jesteś sama
Jestem tu z tobą
Choć jesteś tak daleko
Zawsze jesteś w moim sercu
Nie jesteś sama"


Uśmiechnęłam się do siebie, miałam wsparcie, miałam wsparcie wszystkich dla których chociaż odrobinę się liczyłam.
Przewijałam tą piosenkę kilka razy, póki całkowicie nieświadoma rzeczywistości odleciałam w objęcia Morfeusza nadal słuchając w tle przepięknej muzyki.

Fred


Poczułem jak coś wykręca mi kiszki od wewnątrz, próbowałem nie wymiotować jednak to było trudne. Po chwili poczułem twardy grunt pod nogami, a zawirowania ustały. Spojrzałem na ziemię, próbując zatamować wymioty, a zaraz potem rozejrzałem się po podwórku. Było już ciemno, na dworze nie zauważyłem ani żywego ducha. W sumie się temu nie dziwiłem, było już późno a spotkanie się przedłużyło.
- Bracie.- zacząłem prostując się.- Skoro nasz sklep tak dobrze prosperuje to dlaczego nie wozimy się limuzynami, popijając szampana?
- Trzeba o tym pomyśleć Freddie.-odpowiedział z uśmiechem George.- Ale lepiej nie wspominajmy ojcu, że to mugolski wynalazek, bo będzie on w stanie przenieść się do garażu, byleby podziwiać to "niesamowite dzieło"- wymawiając te ostatnie dwa słowa przedrzeźniał zachwycony głos ojca.
Oboje się roześmialiśmy i pomimo zmęczenia, które nas ogarniało po wyczerpujących negocjacjach weszliśmy do nory w wyśmienitych humorach.
Wszedłem do kuchni, aby móc coś na spokojnie zjeść, byłem głodny, a ten lekki posiłek w południe wcale mnie zadowolił. Tym bardziej że nie mogłem na spokojnie się najeść, ponieważ mamusia uznała że podczas tego cudownego daru, jakim jest obiad, utnie mi wykład na temat odpowiedniego zachowana się w towarzystwie dziewczyn. Obrzydzając mi tym samym cały posiłek.
- Ej bracie.- zaczął rozbawiony George pokrzykując cicho z drugiego pokoju.- Ktoś zamarł nam na kanapie.
- O czym ty mówisz?- zapytałem odrywając swój wzrok od wnętrza lodówki.
- Chodź tutaj to się przekonasz.- rzucił roześmiany
Westchnąłem, zamknąłem lodówkę i skierowałem się w stronę salonu. W całym domu było cicho, słyszałem jedynie pomruki żołądka i moje ciche kroki.
Gdy dotarłem do salonu nie zauważyłem nikogo innego tylko, tylko smacznie chrapiącą Rachel szczelnie okrytą pomarańczowym kocem.


Zadawałem sobie w myślach pytanie, dlaczego do cholery ona właśnie śpi tutaj. Czyżby Ginny wygoniła ją z pokoju? Jednak odpowiedz przyszła niespodziewanie szybko.
- Freddie, czy ty przypadkiem nie miałeś z nią porozmawiać?
- Kompletnie o tym zapomniałem.- odparłem obserwując pochłoniętą w śnie śliczną Krukonkę.
- Możesz mi wyjaśnić, jak ona z tobą jeszcze wytrzymuje bracie?- zapytał z politowaniem George.
Posłałem mu groźne spojrzenie, ale wiedziałem że to była moja wina. Nie rozumiałem jak mogło mi to tak szybko wylecieć z głowy.
- Jestem kretynem.- warknąłem uderzając otwartą ręką w swoje czoło.
- Tego nie da się ukryć.- zażartował George.- Ale skoro czekała na Ciebie tak długo, aż zasnęła to naprawdę musi jej zależeć.- podsumował brat klepiąc mnie po ramieniu.
Zaraz potem dostrzegłem jak mój bliźniak znika gdzieś za drzwiami kuchni, zostawiając mnie sam na sam z dziewczyną. Przypatrywałem się jej troskliwie zdając sobie sprawę z tego, że ostatnimi czasy naprawdę zaniedbałem naszą relację. Usiadłem delikatnie obok niej, próbując nie zbudzić mojej śpiącej królewny i z uśmiechem odgarnąłem kosmyki delikatnych ciemnobrązowych włosów z jej twarzy, na co Krukonka jeszcze mocniej wtuliła się w sofę. Wyglądała prześlicznie podczas snu, nawet z lekko podkrążonymi oczami.
- Przepraszam Rachel.- wyszeptałem kierując moje palce na rozgrzane policzki. Dałbym wtedy głowę, że kąciki jej ust lekko powędrowały ku górze. Jednak tak nie mogło być. Wstałem z kanapy i modląc się w myślach, aby brązowooka się nie zbudziła podniosłem ją do góry, a sekundę później dziewczyna leżała wtulona w moją klatkę piersiową. Byłem zmęczony, ale na tyle silny, aby móc zanieść Rachel do pokoju Ginny. Tak też zrobiłem, położyłem dziewczynę na łóżku i szczelnie okryłem ją kołdrą, tak jakby stanowiła ona tarczę która ma ochronić moją księżniczkę przed złem tych czasów.
Jeszcze przez chwilę przypatrywałem się jej z szerokim uśmiechem- niby wymuszonym, a jednak nie- i lekko pochyliłem się nad jej czołem, które delikatnie cmoknąłem swoimi wargami.
- Poprawię się, obiecuję.- wyszeptałem i na paluszkach udałem się w stronę drzwi, które niemal natychmiast za sobą zamknąłem.

Draco

Stałem przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami, wokół mnie walało się pełno magicznych przedmiotów, których sam widok napawał mnie niepokojem. Mrok przewijał się wszędzie, a jedynym źródłem światła okazała się być pochodnia, zawieszona niedaleko wrót- niegdyś tak uwielbianych- teraz napawających niepokojem. Przygładziłem moje blond włosy, tak jakbym chciał wyzbyć się wszelkich okropnych myśli nawiedzających zakamarki mojego umysłu. Drżącą ręką dotknąłem srebrnej klamki, jej zimny dotyk napawał mnie lękiem. Jednak, dla siebie i rodziców musiałem zapanować nad sobą. Wyprostowałem się sprawiając wrażenie pewnego siebie i przygryzając dolną wargę otworzyłem drzwi, W tej samej sekundzie poczułem ogrom czarnej magii, która uderzyła mnie prosto w twarz.
Westchnąłem ciężko i wszedłem do środka. Od ostatniego razu nic się nie zmieniło. Pusta przestrzeń, sprawiając wrażenie opustoszałej, przypominała wszystkim odwiedzającym o potędze obecnego mieszkańca. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, z oddali dostrzegłem tajemniczą sylwetkę. Wyostrzyłem wzrok... nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Rozdrażniony ruszyłem przed siebie szybkim krokiem i nawet nie zdążyłem podejść do dziewczyny, a już usłyszałem jej naiwny głos.
- Miło Cię znów widzieć Draconie.
- Nie zgrywaj takiej cwanej Stone.- warknąłem.- A teraz gadaj co ty tutaj robisz?
- Opanuj się Malfoy, jestem tu z tego samego powodu co ty.- odpowiedziała kąśliwie.
- Czyżby?- mruknąłem pod nosem unosząc brew.
- Oczywiście.- jęknęła wyraźnie zadowolona.
Nie wiedziałem, po co Czarny Pan chciał się ze mną widzieć, więc jakim prawem Stella mogła o tym wiedzieć. To wszystko wydawało się podejrzane, jednakże ktoś musiał okazać się mądrzejszy, a że padło na mnie zapewne nie było żadnym przypadkiem. Prychnąłem głośno pod nosem i szybko wyminąłem czarnowłosą odpychając ją ramieniem na bok. Nie dbałem o to, co może sobie o mnie pomyśleć, nie obchodziło mnie zdanie takiej larwy, którą niewątpliwie była.
- Nie boisz się blondasku?- zapytała sarkastycznie dziewczyna doganiając mnie w połowie drogi.
- Niby czego?- zapytałem niechętnie.
- Spotkania twarzą w twarz z Voldemortem.- wyjaśniła z cieniem uśmiechu na twarzy, na co moje ciało lekko się wzdrygnęło. Pokiwałem z politowaniem głową tuszując moje obawy. Jednak byłem zmęczony więc nie miałem najmniejszej ochoty na docinki słowne. Nie z osobą jej pokroju, dlatego przyśpieszyłem kroku. Reszta drogi na moje szczęście minęła w ciszy. Musiałem się uspokoić, a głupie dyskusje mogłyby wytrącić mnie z równowagi, powodując tym samym niepożądane skutki...  odbite na jej twarzy.
- Jak miło, że zjawiliście się tutaj oboje w tym samym czasie.- po pomieszczeniu rozszedł się pozbawiony uczuć głos Czarnego Pana. Zmarszczyłem czoło, jednak sytuacja dotyczyła tak samo mnie jak i jej, dlatego już na starcie zorientowałem się, że chodzi tutaj o Trust. Na dźwięk tego nazwiska zapiekły mnie obie dłonie, tak często działo się gdy tylko wspominałem o tej żałosnej szlamie. Nie potrafiłem zrozumieć jakim sposobem, opanowała ona tak trudne zaklęcie niewerbalne, w takim krótkim czasie... jednak nie zamierzałem trząść portkami, obiecałem sobie zemstę na niej i tego dotrzymam, inaczej nie nazywam się Malfoy.
- Chciałbym wam pogratulować, oboje spisaliście się na medal.- kontynuował Riddle.
Otwierałem usta i zamykałem, chciałem coś odpowiedzieć, podziękować i szczerze mówiąc zrobiłbym to z wielką ulgą. Spojrzałem ukradkiem na Stellę, która przypatrywała się Voldemortowi z uwielbieniem, pożerała go wzrokiem. Nie rozumiałem jej dziwnej fascynacji tym "człowiekiem" i wcale nie chciałem tego rozumieć...
- Użycie tego zaklęcia przez Rachel, dało mi ograniczoną władzę nad jej snami, jednakże nie przewidziałem tego, jaki ona sama będzie stawiała opór przed moją mocą i jaki ten opór będzie potężny. Są obszary umysłu do których nie potrafię jeszcze dotrzeć. To dosyć kłopotliwa sytuacja...- przerwał.
Obserwowałem Voldemorta, który zimnym krokiem wędrował po całym pomieszczeniu głowiąc się nad czymś i zamiatając za sobą podłogę końcami swojej czarnej jak smoła szaty.
- Oczywiście znalazłoby się kilka sposobów na jej samozaparcie, ale... na nieszczęście muszę się teraz pilnować odkąd moje działania zostały wykryte przez Ministerstwo przez tego żałosnego starca.- prychnął z niesmakiem.- Dlatego przydzielam to zadanie właśnie Tobie Stello.- Czarny Pan podszedł do Ślizgonki i wpatrywał się swoimi czerwonymi, przepełnionymi brutalnością oczami w jej czarne źrenice.
- Oczywiście Panie, jak sobie życzysz.- powiedziała bez śladu lęku dziewczyna potulnie uśmiechając się do mordercy. Wytrzeszczyłem oczy, dlaczego do jasnej cholery Stella stoi jak kamień  i pała się obecnością największego zła tych czasów, co więcej- ona się z tego cieszy.
- Doskonale Stello.- rzucił wyraźnie zachwycony Voldemort okrążając dziewczynę, która postanowiła, że obdarzy mnie swoim wiwatującym wzrokiem. Zmarszczyłem brwi, cieszyłem się że udało mi się doprowadzić to zadanie do końca. Jednakże nie mogłem znieść myśli, iż najmłodsza ze Stone'ów patrzy na mnie z wyższością.
- Będziesz musiała nadal trzymać w ryzach naszą szlamę, póki nie okaże się to użyteczne.- rzekł Voldemort swoim pełnym jadu głosem.- Raczej nie powinno Cię to przerosnąć, skoro już tak dobrze się z nią dogadujesz.
Gdy w końcu dostrzegłem zmieszany wyraz twarzy Stelli, wyszczerzyłem się pod nosem, a więc tak miało wyglądać jej zadanie? Spójrzmy prawdzie w oczy. Biorąc pod uwagę to, że Trust jest nazbyt ufną osobą wykonanie tego zadania nie stanowiło żadnego większego problemu. Jednak znając potomków Stone'ów i to może sprawić jej wiele kłopotów.
- A Tobie Draconie.- słysząc te słowa zrzedła mi mina.- Przydzielam inne zadanie.
Wzdrygnąłem się niebezpiecznie gdy tylko poczułem na karku zimny oddech Czarnego Pana.
- Tak?- starałem się, aby mój głos brzmiał naturalnie.
- Jak dobrze wiesz większość moich planów komplikuje jeden człowiek, który stanowi zagrożenie dla naszej sprawy. Zapewne dobrze go znasz, szczupły, wysoki, w długą białą brodą... mam wymieniać dalej?
- Dumbledore- szepnąłem.
- Słucham?- mruknął dziedzic Slytherinu.
- Dumbledore.-rzekłem już głośniejszym tonem. Obserwowałem jak wężowe usta Voldemorta ułożyły się w mściwym uśmiechu.
- Taaak, i to jest twój cel...- przerwał wpatrując się w moje oczy.- Będziesz musiał go zabić...

* Piosenka, mająca dla mnie wartość sentymentalną. Mój osobisty wspomagacz podczas trudnego okresu w życiu i natchnienie do napisania tego rozdziału. Uznałam, że warto było ją dodać do tego rozdziału. Mam nadzieję, że lubicie Michaela Jacksona ;3 

15 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, ale u Ciebie Voldek sprawia wrażenie słabszego niż w pierwowzorze. Choćby przez to, że Rachel zdaje się dla niego bardziej problematyczna i odporna od Harrego (kto wie, może właśnie tak ma być, taka podpucha ze strony Czarnego P., a to by mi do niego pasowało.
    No i Michael Jackson..jak można go nie lubić? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażenie słabszego? Ohoho, poważna analiza. Szkoda, że zbyt wcześnie wydana ;)
      Zapamiętaj, to że Rachel jest o wiele bardziej problematyczna od Harry'ego wcale nie uczyni Czarnego Pana "słabszym", obawiam się nawet że stanie się on przez to bardziej niebezpieczny ;>

      Usuń
    2. Dziwne, ale cieszy mnie to. Ech ci źli...jak oni to robią, że mimo wszystko się ich skrycie lubi? ;)

      Usuń
  2. Boże! Jak bardzo chciałabym nielubić Freda po tym, co zrobił Rachel, za każdym razem, gdy znów o nim piszesz, o jest taaaaki słodki!!! No i zawsze mi wybaczam i znów go kocham *.* Rachel też powinna tak zrobić.
    Czekam na ich rozmowę w kolejnym rozdziale ;)
    Wciąż zastanawiam się, co znaczy przepowiednia... i wciąż nie wiem :P
    W końcu co nieco o Draconie. Jestem ciekawa, czy nigdy nie ptzestanie nienawidzić Stelli i jaka jest rola dziewczyny.
    Ogółem - znów świetny rozdział!
    Gorąco pozdrawiam i życzę worków weny pod choinką :* Johanna Malfoy
    PS. Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, ta charyzma Freda, każdego potrafi chwycić za serce. Bez ściemy ;D haahahahaha.
      No cóż Ci mam odpowiedzieć, przepowiednia nie wyjaśni się zbyt szybko. Popsułabym wam tym sposobem niespodziankę, a to by nie było zbyt mądre ;3
      Draco i jego pogarda dla Stelli, powiem w ten sposób. Draco nie jest taki zły jakby się mogło wydawać, gardzi on takiego rodzaju "oddawaniu" się złym z powodu innego niż strach. (Zawiłe, wiem xd)
      A Stella, też odegra dosyć sporą rolę i naprawdę będzie bardzo dużym zagrożeniem dla Rachel.

      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Chce żeby Rachel zerwała z Fredem. Moim zdaniem on za wiele razy ją zranił, początek ich rozmowy przypomniał mi fragment jakieś książki tyle że nie pamiętam jakiej. Stelli też nie lubię od kiedy się pojawiła działa mi na nerwy, do tego wwyższa się nad moim kochanym Dracusiem- przerażające bo mówię zupełnie jak Parkinson. Mimo mojej zrytej psychiki rozdział mi się podobał, po raz kolejny poczułam tę magiczną atmosferę z "Harry'ego Pottera". Dobra powstrzymałam się cudem przed napisaniem Horego Portiera. Życzę dużo weny i Wesołych Świąt❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhuhu, pierwszy raz słyszę o tym, iż ktoś chce żeby Rachel zerwała z Fredem, szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego obrotu "sprawy", jestem niezmiernie zdziwiona ;d (Ale to fajne... ;D)
      Ah Stella, tłumaczyłam od samego początku iż ona nie jest zbyt zdrowa psychicznie i ma zbyt duże ego... lecz, jak widać- Draco nie potrzebuje jakiegoś konkretnego czynu po to aby ukazać, że jest lepszy, zapewniam ;D

      Dziękuję z komentarz ;*
      Ja również pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt! ;3

      Usuń
  4. Och, Freeed, nieładnie tak o swojej dziewczynie zapominać. Rachel się wkurzy przez to, że została wystawiona, czy raczej mu wybaczy, bo z wystawianiem to chyba jedyna taka sytuacja?
    Stella, nie wiem czy już pisałam, kojarzy mi się z młodszą wersją Bellatrix. Nadal ją lubię taką, jaka jest, ale mimo wszystko mam taką głupią nadzieję, że nasza aktoreczka się nawróci. Złudna nadzieja, co? Ale zdanie "jęknęła wyraźnie zadowolona" wywołuje u mnie brzydkie skojarzenia. X'D Ty, a może Stella robiła sama sobie dobrze, a Draco nie zauważył? Albo za bardzo się podnieciła (wiesz o jaki sens tego słowa mi chodzi!) spotkaniem z Voldemortem. W sumie jak jeszcze raz ten dialog przeczytałam, to miałoby to sens!
    Draco wyszedł w tym rozdziale fajnie. Widać, że się boi.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co zrobić... Fred jeszcze będzie będzie musiał sporo się nauczyć o związkach, wsparciu i odpowiedzialności za swoje czyny... właśnie tutaj mogę zapewnić iż Rachel tak go przeszkoli w tego rodzaju sprawach, że rudzielec nawet nie piśnie ;D
      A Stella, nie sądzisz że nawrócenie Ślizgonki jest w tym momencie już niemożliwe... widać co dziewczyna wyrabia i rzeczywiście... bardzo złudna nadzieja ;>
      Oj tam, ty przeważnie masz takie skojarzenia :D hahahaha
      A Draco, staram się oddać jego kanoniczny charakter, dlatego nie robię z niego takiego padalca jak ze Stelli ;)

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Świetny rozdział!
    Właśnie, byłam bardzo zła na Freda za jego zachowanie i ucieczkę ze szkoły, nie informując o tym Rachel. No ale po takim jego zachowaniu, to nie można go nie lubić;) niby sam jakoś wiele nie zrobił, ale on jest taki słodki *·*
    No i Rachel go tak kocha, że aż nie musiała ho słuchać, a już była gotowa mu wybaczyć... prawdziwa miłość <3
    Ogólnie cały rozdział jest taki słodki ;)
    CZekam na next!
    Pozdrawiam i życze weny ^^
    Andrea Green

    Ps. Wesołych świąt ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Dokładnie tak samo czuję się Rachel. Jest zła na Freda, za jego zachowanie, ale jednak nie potrafi się na niego gniewać ;3
      No tak, prawdziwa miłość... wystawiona na wiele prób, ale wielka.
      To się liczy najbardziej ;)
      Przyznam szczerze, że najlepiej pisze mi się takie słodkie rozdziały, a wakacje się jeszcze nie skończyły dlatego może być ich więcej ;)
      Dziękuję :*

      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Jestem i ja. Przepraszam, że tak późno, ale zaczęłam czytać książkę i całkowicie zapomniałam o blogach.. (przez to nie ma także postu u mnie, a miał być) Przejdźmy do rzeczy. Rozdział super jak zawsze. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy Rachel i Freda. Jednak, najbardziej ciekawi mnie, jak teraz będzie wyglądał jej szósty rok. Czekam na kolejny! :3
    Pozdrawiam, dużo weny i wesołych świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem i ja. Przepraszam, że tak późno, ale zaczęłam czytać książkę i całkowicie zapomniałam o blogach.. (przez to nie ma także postu u mnie, a miał być) Przejdźmy do rzeczy. Rozdział super jak zawsze. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy Rachel i Freda. Jednak, najbardziej ciekawi mnie, jak teraz będzie wyglądał jej szósty rok. Czekam na kolejny! :3
    Pozdrawiam, dużo weny i wesołych świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszać, ja również czytam blogi z opóźnieniem także spoko ;)
      Losy Rachel i Freda nie są jeszcze zbytnio pewne, Rachel potrzebuje spoko czasu, aby móc przebaczyć rudzielcowi za to co robi ;)
      A szósty rok, mam już mniej więcej opracowany plan, ale musiałabym dodać jakieś wydarzenia poboczne ;)
      Równie pozdrawiam ;*
      Wesołych Świąt! <3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody