Music

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 21 "Jesteś o wiele potężniejsza niż Ci się wydaje, ale przez to bardziej zagrożona."




Wstałam...
Kompletna pustka i czarna zryta przez dziki ziemia...
Czy umarłam...?
Czy nadal żyję... 
Może to ten mrok, który odcina mnie od świata, jest winny tej aurze tajemniczości? A może to ten niepokój głębiący się w mojej głowie i zjadający całą nadzieję na szczęśliwy powrót...
Błądziłam po mrocznym niczym nieskalanym lasem... ale czy to nie były tylko pozory?
Wysoka ściana zieleni otulonej w mroku, kryjąca wiele intrygujących tajemnic.
Przed oczyma stanął mi żałosny obraz… był to domek, obrośnięty dziką różą. Zgniłe okna i cała konstrukcja napawała mnie lękiem. Ale... obawy, obawami. Przybliżyłam się do drzwi, już sama klamka mnie przeraziła, ale to był tylko początek. Znalazłam się w pokoju, gdzie panowała pustka. Brudne ściany, poplamione krwią i korytarz...
Usłyszałam kroki, odwróciłam się nagle, jednak... nadal ciemność. Chciałam uciec... nie wiedziałam gdzie. Do moich uszu dobiegł głos, męski głos... niby znajomy, a jednak nie:
- "Myślisz, że możesz tu przyjść i chodzić sobie, gdzie ci się podoba? 
Nie wiesz, jaka tu obowiązuje zasada? 
To jest dom mroku i cierpienia, przez który każdy musi przejść na swojej drodze do śmierci. 
To jest wyrok wydany na wszystkich; najpierw więzienie umysłu, potem egzekucja."
Nie potrafiłam pojąć istoty tych słów, wsłuchiwałam się z szmery dochodzące zza wielkich, białych wrót, chyba najczystszych w całym domku. Zamarłam w bezruchu. Spojrzałam w bok, znowu postać... w ciemnych ubraniach, wpatrywała mi się. Wyostrzyłam wzrok, chciałam zapytać ją o drogę, dowiedzieć się gdzie jestem i co się tutaj wyprawia, mimo iż od tej tajemniczej kobiety, aż zajeżdżało mroczną aurą. Ale zaraz, zaraz... co ona robi? Macha mi? No naprawdę kiepski żart... "Chcę się stąd w końcu wydostać"- pomyślałam nie mogąc w końcu wytrzymać nachalnego łomotania mojego serca. Poczułam wtedy dziwne szarpnięcie... Wracałam.

- Dzięki Ci Merlinie. Budzi się
Niemal natychmiast otworzyłam oczy, leżałam na łóżku i nieobecnym wzrokiem rozejrzałam się po sali. Zrozumiałam wtedy, że znajduję się znowu w Hogwarcie. Podniosłam się na łokciach, a obok dostrzegłam Panią Pomfrey. Minęło trochę czasu zanim zorientowałam się co tak naprawdę się wydarzyło.
- Panno Trust, jest pani bezpieczna proszę odpoczywać, dopilnujemy aby nikt pani nie przeszkadzał.
Usłyszałam oddalające się kroki. Jęknęłam i przyłożyłam do czoła drżącą z wysiłku dłoń, walczyłam przez chwilę z oślepiającym światłem, które uderzało mnie wprost w oczy. Przypomniałam sobie ten sen... bardzo dziwny sen. Byłam pewna, że to działo się naprawdę, ten dom... ta osoba, te krzyki. W jednym momencie pulsujący ból nawiedził moją głowę. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku, próbując wyzbyć się tej boleści. Gdy mi się to udało, rozejrzałam się wokół łóżka, a znajdując gazetę, gdzie na pierwszej stronie mienił się różnymi kolorami, duży wytłuszczony napis: "TEN, KTÓREGO IMIENIA NIE WOLNO WYMAWIAĆ POWRACA", od razu zaczęłam czytać.

"W krótkim oświadczeniu, złożonym w piątek w nocy, minister magii Korneliusz Knot potwierdził, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił do kraju i znów działa.
" Z wielkim ubolewaniem muszę stwierdzić, że czarodziej nazywający sam siebie Lordem... no wiecie kogo mam na myśli... żyje i jest wśród nas. Z prawie równie wielką przykrością, musimy donieść o masowym buncie dementorów Azkabanu, którzy zrezygnowali ze współpracy z ministerstwem. Sądzimy, że dementorzy są obecnie na rozkazach Lorda... Jakmutam. Apelujemy do wszystkich czarodziejów o czujność. Ministerstwo opracowało już zwięzły podręcznik podstawowej obrony osobistej i domowej, który w ciągu miesiąca zostanie dostarczony bezpłatnie do wszystkich domostw czarodziejów."

Westchnęłam, czyli prawda wyszła na jaw. Nie wiedziałam w jaki sposób, pamiętałam tylko niektóre momenty z bitwy w departamencie. Śmieciożercy, Zakon Feniksa, śmierć Syriusza, i... moja przepowiednia... po raz kolejny złapałam się za czoło, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Ale nie mogłam dłużej zwlekać, opuściłam wzrok z powrotem na gazetę.

"Oświadczenie Ministra wywołało konsternację i niepokój w społeczności czarodziejów, którą ministerstwo jeszcze w środę zapewniało, że "utrzymujące się pogłoski o powrocie Sami-Wiecie-Kogo są całkowicie nieprawdziwe".
Szczegóły wydarzeń, które doprowadziły do zmiany stanowiska w ministerstwie, są nadal nieznane, choć wiele wskazuje na to, że Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i doborowa banda jego zwolenników wdarła się do Ministerstwa Magii w czwartek wieczorem.
Albus Dumbledore, świeżo przywrócony na stanowisko dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, który odzyskał też członkostwo w Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i został na nowo mianowany Wielkim Niezależnym Wizengamotu, był dla nas do tej pory nieuchwytny. Dumbledore przez cały rok utrzymywał, że Sami-Wiecie-Kto nie umarł, jak twierdzono powszechnie, ale ponownie gromadzi zwolenników, szykując się do kolejnej próby przejęcia władzy. Tymczasem Chłopiec, Który Przeżył, oraz Rachel Trust... czyli głosy prawdy, uważane powszechnie za niezrównoważone, a mimo to uparcie trzymali się swojej wersji..."

-Naprawdę? Musieli w to jeszcze wplątać mnie i Harry'ego?- przeleciało mi przez myśl, zaraz potem ominęłam duży fragment tekstu. Nie mając ochoty czytać więcej pochlebnych opinii na nasz temat. Przeleciałam wzrokiem po gazecie. Na każdej stronie, aż roiło się od artykułów na temat Voldemorta:"Ostatnia próba przejęcia władzy przez Sami-Wiecie-Kogo", strona od drugiej do czwartej."Co Ministerstwo powinno nam powiedzieć" strona piąta. "Dlaczego nikt nie słuchał Albusa Dumbledore'a?", strona szósta, "Wywiady z Harrym Potterem i Rachel Trust", czytaj tylko u nas, strona dziewiąta.
Złożyłam gazetę, miałam już tego po dziurki w nosie. Teraz to mają o czym pisać, tylko szkoda, że wywiady ze mną i Harrym, pojawiły się w "Żonglerze", ponad dwa miesiące temu. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że powiedziałam to na głos.
- Och tata im to sprzedał.- usłyszałam zdawkowy ton Luny, która stała w drzwiach.- Bardzo dobrze mu zapłacili, więc w lecie jedziemy na wyprawę do Szwecji, może uda nam się złapać chrapaka kętorogiego.
Podniosłam na nią wzrok, nie pochwalałam tej decyzji, w końcu było to czymś w rodzaju zdrady, ale nie chciałam się nad tym rozczulać, miałam dość innych problemów.
- Cieszy mnie to.- rzuciłam i łapiąc się za brzuch.
- Bardzo boli?- Luna usiadła na moim łóżku.
- Bywało lepiej.- burknęłam.- A co z tobą i z innymi?
- Spędziliśmy tutaj kilka dni, ale pani Pomfrey zdołała nas wyleczyć.- odpowiedziała mi z uśmiechem.- Czujemy się dobrze, chociaż Harry zamknął się w sobie
- Wcale mu się nie dziwię. W końcu Syriusz był dla niego ważny...- spuściłam wzrok.- No ale skoro Dumbledore powrócił, to już koniec z tym bałaganem.
- Tak- przyznała.-  Och zapomniałabym, gdy byłaś nieprzytomna Fred chciał Cię odwiedzić, ale go tutaj nie puszczono. Kazał Ci przekazać, że wkrótce się zobaczycie...
- Cudownie.- mruknęłam ironicznie, w normalnych warunkach nawet bym się ucieszyła, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż nie mam na to najmniejszej ochoty, kolejne spotkanie było to dla mnie uciążliwe.


W zamku panował spokój, trochę dziwny nawet jak na niedzielę. Najwidoczniej wszyscy byli na błoniach ciesząc się z końca egzaminów i z perspektywy spędzenia ostatnich dni roku szkolnego bez lekcji, powtórek i prac domowych. Wracałam z szpitala, zerkając przez okna. Widziałam postacie na miotłach krążące nad stadionem quidditcha, było mi przykro, ponieważ żadna z drużyn nie dostała w tym roku pucharu, przez ten atak dementorów . Spojrzałam w dół, zauważyłam paru uczniów pływających w jeziorze w towarzystwie wielkiej kałamarnicy. Sama nie wiedziałam, czy mam ochotę na czyjeś towarzystwo, czy wolę zostać sama. Kiedy byłam z innymi, miałam ochotę być sama, a będąc samą pragnęłam znaleźć się wokół ludzi. Pomyślałam, że może warto odwiedzić Harry,ego, który zaszył się w swoim pokoju, on chyba jako jedyny odczuwał to samo co ja.
Zeszłam po marmurowych schodach gdy z drzwi po prawej stronie, wiodących do pokoju wspólnego Ślizgonów, wyłonił się Malfoy w towarzystwie Crabbe'a i Goyle'a. Znieruchomiałam, to samo zrobili oni. Malfoy rozejrzał się szybko. Wiedziałam, że sprawdza czy w pobliżu nie ma kogoś z nauczycieli, dlatego ukradkiem chwyciłam za różdżkę. Nigdy nie wiadomo co może mu odbić, skoro ma takiego ojczulka. Potem spojrzał na mnie i powiedział cicho:
- Jesteś już martwa Trust.
- Nie wydaje ci się, że powinnam teraz nie chodzić?- odpyskowałam unosząc brwi.
- Zapłacisz za to.- wycedził Draco rzucając mi groźne spojrzenie.
- Nie boję się ciebie Malfoy, jesteś szumowiną, tak samo jak twój ojciec.- zakpiłam i zauważyłam tylko jak Ślizgon przybliża się do mnie.- A tylko mnie tknij, to zobaczysz jak to jest mieć wypalone gałki oczne.- dodałam cynicznie wlepiając swój wzrok w owinięte bandażem dłonie chłopaka. Zdziwiło mnie swoje zachowanie, jednakże nie potrafiłam ukryć satysfakcji, z tego, że w końcu udało mi się mu postawić.
- Uważasz, że jesteś taka cwana, Trust.- rzekł zatrzymując się w miejscu, zaalarmowany moimi słowami.- Ale poczekaj Czarny Pan jeszcze cię dorwie, a wtedy nie będzie już dla ciebie ratunku.- dodał cicho uśmiechając się chytrze. Zaraz potem ruszył do przodu. - Jeszcze zobaczymy.- pomyślałam zakładając ręce na piersi i obserwując oddalających się Ślizgonów.

Gdy znalazłam się przed pokojem wspólnym Gryffindoru zdążyła ujść ze mnie cała złość. W samą porę, nie wypadało wejść rozgniewaną do pokoju Harry'ego z nadzieją pocieszenia go.
- Znowu ty.- odrzekła gruba dama, która najwyraźniej nie potrafiła ukryć niechęci względem mnie.
- Fortuna Major.- rzuciłam oschle, ignorując słowa portretu.
Drzwi uchyliły się, a ja jak na komendę weszłam do środka. Na całe szczęście nikogo nie było w pokoju wspólnym, każdy spędzał czas na dworze. Luźnym krokiem podeszłam do dormitorium Harry'ego, jednak dotykając klamki, usłyszałam dyskusję. Przybliżyłam ucho do drzwi i zidentyfikowałam głos Harry'ego i Dumbledore'a.
- A na koniec tej przepowiedni... tam było coś takiego... "żaden nie może żyć..."
- "...gdy ten drugi przeżyje"
- Więc czy to znaczy...- zaczął rozpaczliwie Harry- ...że jeden z nas, musi zabić drugiego?
- Tak...- przyznał dyrektor.
Przytkałam usta rękoma nie mogąc uwierzyć w to co słyszę... więc mój przyjaciel musi zostać, albo mordercą, albo ofiarą? Na tą myśl serce zaczęło mi mocniej bić. Rozmowa za drzwiami ucichła, a ja słyszałam tylko jego odgłosy i uczniów zmierzających zapewne na kolację. Wydawało mi się, że to było wręcz niemożliwe, by na świecie mogli istnieć ludzie, którzy mieli ochotę by coś zjeść, którzy śmiali się. Zupełnie tak, jakby nie przejmując się powrotem Voldemorta i nadchodzącą wojną...
- Co pani tutaj robi, Panno Trust?- zapytał Dumbledore, wychodząc nagle w dormitorium Gryfona. Od razu wyprostowałam się jak na komendę dostrzegając zafrapowane spojrzenie profesora.
- Chciałam porozmawiać z Harrym.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie wiem, czy jest to dobrym pomysłem.- westchnął.- Harry powinien teraz odpocząć, ty również.- powiedział starzec nakładając nacisk na to ostatnie słowo.
- Oczywiście.- rzekłam z lekkim uśmiechem. Czarodziej spojrzał na mnie tylko łagodnym wzrokiem spod swoich okularów połówek i już chciał wyjść, gdy przypominając sobie o czymś pobiegłam z nim.- Panie profesorze!- zawołałam.
- Słucham Panno Trust?- odwrócił się do mnie.
- Czy te przepowiednie, które znajdowały się w tamtym pokoju mają... to znaczy, czy one są prawdziwe? Warto im wierzyć?- wypowiedziałam z trudem te słowa.
- Niektóre z nich są bardzo trafne, jednak zdecydowana większość jest niczym nie uzasadniona.- poinstruował mnie starzec.- A dlaczego pytasz?
Przez chwilę stałam bez ruchu, toczyłam walkę wewnętrzną... nie wiedziałam, czy opowiedzieć o mojej przepowiedni, czy raczej zachować to dla siebie. Ta druga opcja wydawała się bardziej odpowiednia. Jednak... musiałam to wiedzieć... musiałam zapytać, a nóż Dumbledore coś wie i chociaż w jakimś małym stopniu naprowadzi mnie na trop.
- Ponieważ...- zaczęłam nieśmiało.- Nie tylko Harry odnalazł tam swoją przepowiednię...- przyznałam schylając głowę i wpatrując się w swoje drżące dłonie.
- Do czego zmierzasz Rachel?- zapytał podejrzliwie Profesor, coraz bardziej zaintrygowany moimi słowami.
- Chodzi o to, że odnalazłam własną przepowiednię...- powiedziałam cicho podnosząc głowę.
Mężczyzna stał przez chwilę jak wryty lustrując mnie od dołu do góry wzrokiem. Pierwszy raz widziałam tak zlęknionego Dumbledore'a. Próbowałam przetrzymać jego spojrzenie, ale sama w tym momencie ogłupiałam. Pomyślałam, że jednak nie powinnam o tym wspominać, bo najwyraźniej sprawiło to wielki zawód dyrektorowi.
- Czy pamiętasz jej treść?- zapytał spokojnym głosem po chwili namysłu.
To właśnie jest ona, ta dla której pisana jest tajemnica, ta której dobro i zło może okazać się nieoczywistym kluczem. Ta, która będzie swoim własnym przeciwnikiem. Ona sama wybierze sobie los godny jej pochodzenia... Bo takie są bowiem reguły: jeśli wybiera życie, wybiera także śmierć.- zacytowałam dokładnie cały tekst.- Panie Profesorze, co to może oznaczać? Chyba mam prawo wiedzieć.
- Oczywiście Rachel, masz prawo wiedzieć. Jednak, sam nie do końca wiem, co może ona oznaczać. To była druga przepowiednia, druga część...
- O czym Profesor mówi?- zapytałam.- Jaka druga część?
-  Domyślam się, że wiesz do kogo te przepowiednie należą?- odpowiedział mi pytaniem na pytanie, na co ja tylko skinęłam głową.- Tego samego dnia, gdy w gospodzie pod świńskim łbem, szesnaście lat temu z ust Profesor Trelawney padła wróżba dotycząca chłopca urodzonego w siódmym miesiącu roku, została całkiem niespodziewanie wypowiedziana druga przepowiednia. Twoja.- wybałuszyłam oczy.- Brzmiała ona właśnie tak samo jak ta, którą sama usłyszałaś. 
- Ale profesorze... jeżeli przepowiednia została wypowiedziana, jako druga część... to dlaczego została podzielona na dwie odrębne kule?
- Dlatego, że nie została wypowiedziana w jednym ciągu... Przepowiednie rządzą się własnymi prawami, Rachel. Do teraz Ministerstwo stara się odkryć ich tajemnicę, niestety bez skutku...
- Nadal nie nie rozumiem.- powiedziałam z skruchą ciężko oddychając i obserwując Dumbledore'a pogrążonego w myślach.- Co... co moja przepowiednia oznacza?
- Z Harrym, było o tyle łatwiej, że treść zawarta w jego przepowiedni była o wiele bardziej przejrzysta.- zaczął
- Jak mam to rozumieć?- zapytałam niemal szeptem.
- Nie bez powodu los postawił przed tobą Wybrańca... te wróżby, chociaż tak różne są ze sobą ściśle powiązane. Tylko pozostaje pytanie w jaki sposób.- Profesor pogładził swoją śnieżnobiałą brodę.
- Czy to oznacza, że i ja będę miała jakiś wpływ na losy Czarnego Pana?- zapytałam z przestrachem, przypominając sobie o roli Wybrańca.
- Nie mogę tego potwierdzić...- odetchnęłam z ulgą słysząc te słowa.-  Ale nie mogę również zaprzeczyć.- i znowu lęk...- Równie dobrze może to być oddzielna historia, również mająca jakiś wpływ na losy naszego świata...- zadrżałam.- Masz w sobie tą moc Rachel, jesteś jedną z wybranych... Voldemort to wie i pewnie będzie chciał ją w jakiś sposób posiąść...
- Nie profesorze... z wielkim szacunkiem, ale ja nie posiadam takiej mocy.- zaprzeczyłam zduszonym głosem.-  Nie mam żadnych wyjątkowych umiejętności... jestem tylko Krukonką, trochę inteligencji i tyle, ale to nie wszystko.- broniłam się, próbując odepchnąć od siebie te słowa.- Nawet wtedy w Departamencie, gdy z nim walczyłam, miałam wrażenie, że jego siła zaczęła mnie przytłaczać. Omal przecież nie umarłam... 
- Odnoszę wrażenie, że przywiązujesz zbyt dużą uwagę do swojego domu, Rachel.- przerwał mi.- Czy nie zastanawiało cię to, dlaczego Czarny Pan cię nie zabił... chociaż mógł?- zapytał unosząc brwi.
- Nie zdążył... ale pewnie by to zrobił.- jęknęłam.
- Znam Toma, od bardzo dawna. Mam świadomość tego, że jego słabość do władzy musiała w jakiś sposób cię uratować. Zaufaj mi... jesteś o wiele potężniejsza niż ci się wydaje, ale przez to jeszcze bardziej zagrożona, teraz... gdy on powrócił.- ostrzegł mnie.
- To co mam zrobić?- zapytałam bezradnie.
- Póki co żyć, tak jak normalna dziewczyna. Cieszyć się wolnością.- doradził mi, a na jego twarzy zagościł cień uśmiechu. Zaraz potem, profesor nie czekając na moją odpowiedź ukłonił się nisko i zniknął za drzwiami pokoju wspólnego Gryffindoru. Jeszcze przez chwilę obserwowałam puste miejsce, gdzie przez sekundą stał Dyrektor, w końcu wszystko złożyło się w jedną całość. To co usłyszałam w zeszłym roku, to co zajmowało moje myśli przez cały semestr, teraz się rozwiązało, tylko... dlaczego ja? Wydawało mi się, że jestem całkiem zwyczajna, a teraz...?
- Rachel.- usłyszałam głos Harry'ego. Odwróciłam się w jego stronę.- Słyszałem wszystko...
- Cudownie...- mruknęłam żałośnie wpatrując się w jego twarz.
Nastąpiła niezręczna cisza... cisza grobowa, a jakże wymowna, zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
- Więc to tak, ty jesteś tą osobą, która może mi zagrozić... - powiedział cicho zielonooki, najwyraźniej przypominając sobie moje słowa, zasiadając na łóżku.
- Jeśli wierzyć tej przepowiedni to tak...- mruknęłam, czując ogromną gulę w gardle.
- Co chcesz z tym zrobić?- spytał spuszczając wzrok.
Zmarkotniała, usiadłam na łóżko obok legowiska Harry'ego.




Milczałam przy tym. Co miałam mu odpowiedzieć... że jestem bezbronna? że nie wiem jak w tym momencie postąpić? że się boję...? Czy może, że najchętniej uciekłabym jak najdalej stąd...
- Nie uwolnisz od tego... tak samo jak ja. Musimy to przetrwać, oboje. Tylko trzymajmy się razem- kontynuował.
- Nie, Harry. Ty jesteś nadzieją tego świata.- mruknęłam- Jestem dla Ciebie zagrożeniem... Powinniśmy się w tym momencie odciąć od siebie.- rzuciłam odrętwiała i zziębnięta.
Wybraniec przez chwilę przyglądał mi się z miną mówiącą: "Ty sobie chyba żartujesz", po czym wstał, podszedł do mnie i usiadł obok.
- Posłuchaj Rachel.- zaczął delikatnie.- Ty nie możesz sama się z tym mierzyć, wiem co mówię. Jesteśmy w tej samej sytuacji, oboje zostaliśmy wybrani, dlatego... pomóżmy sobie nawzajem.- Chwycił moją rękę.



Zatrzymałam swoje spojrzenie, na dłoni Gryfona, która w tym momencie oplotła się z moją, chciałam wyrwać ją z tego uścisku, jednak coś kazało mi nie reagować.
- Harry, ja... ja się boję, jestem za słaba aby coś takiego nad sobą nosić.- mruknęłam niewyraźnym głosem. Zdając sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Ja w Ciebie wierzę, przeżyjemy to razem. Dobrze? Przynajmniej nie sami- rzekł tak tkliwym głosem, że poczułam jakieś dziwne szczebiotanie w okolicach serca.
- Nie chcę Cię w to mieszać.- odparłam.
- Czy nie sądzisz, że los już sam mnie w to wmieszał?- zapytał z cieniem uśmiechu.- Z tego co wiem, nic nie dzieje się bez powodu.- dodał.
Wiedziałam, że starał się mnie pocieszać, mimo iż sam znalazł się o tej samej sytuacji. Poczułam wtedy wsparcie, to prawdziwe wsparcie, oraz nikłą sieć nadziei, na wybrnięcie z tej sytuacji... jednocześnie chciałam, aby to wszystko było kolejnym cholernym koszmarem...



Nadszedł ostatni wieczór przed końcem roku szkolnego, większość uczniów skończyło już pakowanie kufrów. Moje współlokatorki także, jednak nie ja... byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie zdążyłam ucieszyć się z powrotu do domu. Wiedziałam, że będzie mi bardzo brakowało Hogwartu i nawet świadomość, że znowu zobaczę rodziców nie pomagała. Przeciwnie, obawiałam się tego. Mój nastrój ciągle się zmieniał, nikt nie potrafił określić, kiedy czuję się dobrze, a kiedy najchętniej odcięłabym się od świata, ja sama nie potrafiłam tego dokonać. Większość czasu spędzałam z Harrym, oboje próbowaliśmy się jak najmocniej wspierać. Nikt z przyjaciół nie wiedział o naszym przeznaczeniu, razem z Potterem, ustaliliśmy że póki co nie będziemy ich tym zadręczać, tak bardzo każdy z nich cieszył się tym, że wszystko wróciło do normy. Jednak nie mogłam oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że zaczęli coś podejrzewać...
- Rachel, spakujesz się jutro.- poradziła mi Cho, czekając na mnie w drzwiach sypialni.- Chodź na ucztę pożegnalną.
- To nie potrwa długo, spakuję się i tam przyjdę...- odpowiedziałam, ale gdy za Chinką zamknęły się drzwi, nie ruszyłam się z miejsca. Nie miałam ochoty uczestniczyć w uczcie. Dumbledore, zapewne wspomni coś o Czarnym Panu, a ja nie chciałam tego słuchać. Miałam już dość moich myśli, które nie dawały mi spokoju.
Podeszłam do szuflady, wyjęłam z niej dokładnie złożone ubrania, aby włożyć je do kufra, ale gdy podniosłam stos szmat, usłyszałam jakiś szmer. Srebrny przedmiot upadł na podłogę, wydając tym samym cichy łoskot. Pochyliłam się i podniosłam naszyjnik w kształcie złotego znicza.
Usiadłam na łóżku i przyjrzałam się mu bliżej. Przypomniało mi się wtedy, jak cała rozgniewana po ucieczce Freda rozerwałam łańcuszek, próbując jak najszybciej wyzbyć się tego podarunku i wrzuciłam je na dno szuflady. Podniosłam je na wysokość twarzy i przybliżyłam do warg. Lekko musnęłam zimne srebro, a na po chwili na zawieszce pojawił się napis "Amor omnia vincit". Prychnęłam głośno.- "Miłość zawsze zwycięży".- mruknęłam pod nosem.- Tylko szkoda, że gdy teraz najbardziej potrzebuje Gryfona, jego nie ma przy mnie.
Po tych słowach wrzuciłam biżuterię na dno kufra i zirytowana wstałam, wrzucając niedbale moje rzeczy do kufra.


Podróż Expresem Hogwart obfitowała w zdarzenia. Najpierw Malfoy wraz z twoimi bezmózgimi kolegami napadli na Harry'ego, aby móc się na nim zemścić. Jednak skończyło się to dla nich bardzo nieprzyjemnie, ponieważ mieli tego pecha, że nieświadomie wybrali miejsce tuż przy przedziale pełnym członków GD, którzy lojalnie ruszyli na pomoc Harry'emu i zamienili Ślizgonów w ogromne ślimaki bez skorup wciśnięte w szaty Hogwartu. Później wyszło na jaw, że Cho zaczęła spotykać się Michaelem Cornerem, co- ku mojemu zdziwieniu- nie zrobiło na zielonookim żadnego większego wrażenia. A na sam koniec dowiedziałam się, że Ginny została zaproszona na randkę przez Deana Thomasa i- tutaj również się zdziwiłam- zgodziła się na to.
Gdy pociąg zaczął zwalniać, zbliżając się do King's Cross. Wystawiłam głowę, przez otwarte okno myśląc, że chyba jeszcze nigdy nie będzie mi tak żal go opuszczać.



W jednym momencie przeszło mi przez, to co by się stało gdybym po prostu nie wysiadła i uparcie siedziała w przedziale aż do pierwszego września. Jednak gdy pociąg wreszcie stanął, zdjęłam kufer  i ruszyłam w stronę wyjścia. Chciałam się nawet przygotowywać do tego, aby próbować dostrzec w tłumie rodziców, ale zatrzymałam się w wejściu. Rozejrzałam się tęsknie po ekspresie, z którego, jak jeden mąż wychodzili rozchichotani uczniowie, zachwyceni perspektywą, spotkania z rodziną i wakacjami. Po chwili wyszłam na peron 9 i 3/4, próbując uchwycić okiem mamę i tatę, lecz dostrzegłam tylko rodziców chrzestnych Harry'ego w  towarzystwie członków Zakonu Feniksa. Zdziwił mnie ten widok, jednak uznałam, że najlepiej będzie tam nie podchodzić i nie denerwować już i tak bardzo rozżalonych Państwa Dursleyów.
Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po peronie i wtedy dostrzegłam wesoło machających mi rodziców. Uśmiechnęłam się szeroko, próbując zachować pozory normalności i niczym na skrzydłach, ciągnąc za sobą kufer podbiegłam do mamy, która niemal od razu mocno mnie przytuliła...

14 komentarzy:

  1. Nie mam dziś weny na komentarze, jednak postaram z siebie wykrzesać coś w miarę logicznego :P
    Sen Rachel... cóż, zapewne znaczył dosyć dużo... i miał jakiś związek z Voldemortem oraz przepowiednią. Mam kilka pomysłów co do jego treści, jednak są zbyt zwariowane, by o nich pisać xD Może gdy w którymś rozdziale okaże się jaki miały związek, będę mogła mówić, że tak właśnie myślałam.
    Naprawdę jestem mega ciekawa, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Rachel. Ten rozdział nieco rozjaśnił, jednak nadal nie mam sensownych teori. Pozostaje mi tylko czekać ;)
    Coś czuję, że i wakacje będą obfitować w emocje. Szczególnie miłosne ^^
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuuużo weny, wesołego końca Mikołajek oraz herbaty (coraz zimniej się robi, cholera jasna) :* Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sen Rachel mogę określić jednym zdaniem: "Starcie gigantów się rozpoczęło" ;)
      Chętnie posłuchałabym, twoich wersji a może, rzeczywiście z którąś z nich trafiłaś w samo sedno. Kto wie...
      Ja sama nie mam sensownych teorii jeszcze, to znaczy trzymam się mocno jednej wyznaczonej wersji, ale czy ona jest sensowna? Nie wiem xd
      Och i te wakacje... każdy na nie czeka, a ja za bardzo nie mam pomysłu jak to wszystko rozegrać, najchętniej bym je ominęła i od razu zaczęła opisywać szósty rok, jednakże... dla Was, zapewne uda mi się coś wykombinować. Podobno jestem dosyć dobra w improwizacji xd

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Nie dołuj się bo rozdział świetny. Ale znowu miałam wrażenie że Rachel jest córką Voldka. Ale to chyba tylko moja zryta psychika. Jako nie wiem co mam więcej napisać (to w końcu jestem ja) to ślę całuski i życzę dużo weny❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jednak, utwierdzę się w przekonaniu, że mógł być o wiele lepszy, ale może jestem zbyt krytyczna względem siebie...
      Córka Voldka... interesujące Ci powiem xd

      Również ślę całuski :*

      Usuń
  3. Nie bądź dla siebie zbyt surowa zwłaszcza, że rozdział fajny ci wyszedł ;)
    Cienista postać kobiety, dom mroku i cierpienia, więzienie umysłu.....to wszystko brzmi aż nazbyt znajomo ;)
    I potwierdzam, że motyw Rachel jako córki Voldka brzmi ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajdziesz tutaj jeszcze aż nazbyt znajomych sytuacji. Przynajmniej dla Ciebie ;)
      Brzmi ciekawie, rzeczywiście. Lecz nie byłabym sobą gdybym wam dała tak łatwo rozpoznać przeszłość Rachel. ;)

      Usuń
  4. Muszę powiedzieć,że jesteś niezła w te klocki ;). Strasznie nie lubię wplatania własnych postaci w grono postaci głównych, w pobocznych lubię, a nawet przepadam za tym i to bardzo.. U Ciebie mi to nie przeszkadza.. Twoje opowiadania są ciekawe, miło je się czyta.. Mam nadzieję, że opiszesz wakacje. I mam nadzieję, że będzie dużo wątków miłosnych ;) Gdzieś tam zabrakło spójników, ale to szczegół. Życzę dużo weny ( bo chciałabym żebyś opisała te wakacje xd) i pozdrawiam serdecznie! :* / Patka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^
      Rzeczywiście, niewiele osób przepada za takiego rodzaju "wplataniem" własnych postaci do historii, jednakże jest to świetną sprawą... warto czasami dodawać nowej świeżości do Fan Ficków.
      W każdym bądź razie cieszę się, że Cię to nie nuży ;3
      Tak, opiszę wakacje, mam już nawet wstępną koncepcję, tylko wystarczy ubrać to odpowiednio w słowa ;)
      A co do spójników, to obiecuję poprawę ;)

      Również gorąco pozdrawiam i mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej :*

      Usuń
  5. Zaskakujesz mnie z każdym rozdziałem coraz bardziej. Naprawdę zniewalające. Chciałabym choć w połowie tak dobrze pisać. Potrafić tak pięknie odzwierciedlić każda sytuację. Wspaniale piszesz. ❤
    (to tyle z komplementów na dziś)
    Jestem taka ciekawa tego, jak potoczą się losy biednej Rachel. Mogłaby być ona trochę bardziej pewna siebie. Weź wyjaśnij mi w końcu jaki związek ma jej przepowiednia i Harry'ego. No i jak wpłynie to na Voldemorta. Aaaa.. Tyle wiadomości.. XD
    Weny, weny, weny! :*
    Pozdrawiam :* ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę...? Strasznie mi miło ;)
      Nie gdakaj, ty świetnie piszesz i nie zaprzeczaj, masz wszystko tak dopracowane i spójne, zazdroszczę Ci tego ;3
      Rachel... no cóż, rzeczywiście nie jest zbytnio pewna siebie, ale obiecuję, że będzie się to zmieniać.
      Wyjaśnię Ci to wszystko, ale stopniowo, powoli. Nie chcę wszystkich tajemnic tak szybko ujawniać. Cóż by to była ze mnie za autorka ;3

      Również pozdrawiam ;*
      Czekam na rozdział! ;3

      Usuń
  6. Uff... no wreszcie dotarłam do końca. Trochę długo zajęło mi czytanie rozdziałów, ale to przez tą głupią szkołę i natłok obowiązków. ( grrr)
    No więc, co do całego bloga: jest świetny, po prostu się zakochałam ( dziwne, bo jeszcze nigdy mi się takie coś nie przytrafiło, chociaż nie, przyznaje się, raz zakochałam się w butach, [ dobrze, że mi je mama kupiła, bo nie wiem czy bym to przeżyła gdyby tego nie zrobiła ]
    Piszesz po prostu bosko, kocham twój styl pisania i w ogóle wszystko co związane z twoim blogiem. Rozdziały są długie, ale to bardzo dobrze, bo każdy jest świetny i bardzo chętnie się je czyta. No i zauważyłam, że chyba lubisz "czarodziei z Waverly Place " ( czy jak to się tam pisze ) , bo twoje postacie to głównie ( z wyglądu ) bohaterowie tego serialu. Ale mi się to bardzo podoba, bo osobiście, gdy byłam mniejsza to bardzo lubiłam ten serial, a szczególnie Alex, czyli Rachel ;)
    Co do historii: No więc, osobiście bardzo lubię jak są wprowadzane nowe osoby, bo można o nich dużo napisać i samemu dodać im charakter. No Rachel.... tyle smutki ją spotkało :( . Śmierć Zachariasza, ta sprawa z Gregiem i teraz jeszcze Fred.... Na początku, gdy Rachel zaczęła spotykać się z Gregiem, to szczerze im kibicowałam . Wydawali się tacy słodcy i po prostu stworzeni dla siebie, jednak po pewnym czasie doszłam do wniosku, że to tym jedynym musi pozostać Fred . Trochę się wkurzyłam jego ostatnim zachowaniem i ucieczką ze szkoły i byłam na niego naprawdę zła, jednak już mi przeszło i mam nadzieję, że ( może nie tak szybko, ale wkrótce ) się pogodzą, będą razem i będą mieli gromadkę rudych Weasleyów.
    Bardzo lubię postać Rachel, jest taka ogólnie fajna i ma świetny charakter. Niby mądra i spokojna Krukonka, a zarazem umie i walczy o swoje i przyjaciół i słownictwo też ma nie najgorsze haha, jednak jak to było w jednym z rozdziałów : " To nie twój dom świadczy o tym kim jesteś" . Bardzo lubię ten cytat, to takie prawdziwe ;)
    No więc co do rozdziału ( odwołam się chyba do dwóch) : wydarzenia w departamencie tajemnic. Bardzo ciekawe i intrygujące. Rozumiem, że pisałaś go razem z filmem, bo ja sama już do końca nie pamiętam jak to dokładnie było ;)
    Szkoda, że Syriusz umarł... Wiem, że tak było w oryginale, ale ja bardzo lubiłam Syriusza i jest mi bardzo przykro z tego że umarł w książce. To według mnie chyba najsmutniejszy moment. ( popłakałam się na tym :c )
    No i Rachel znalazła swoją przepowiednię. Wiedziałam, że będzie odgrywać ona dużą rolę, ale nie wiedziałam, że aż tak dużą. Na pewno będzie ona miała ogromne znaczenie na przebieg wojny i samego pokonania Voldemorta. Dobrze, że Rachel i Harry trzymają się razem i się nawzajem wspierają w tych trudnych dla nich czasach.
    A co do Franchel, to czekam na ich spotkanie i wakacje ;)
    Z niecierpliwością czekam na next i dalszy rozwój wydarzeń! ^^
    Pozdrawiam i życzę weny! :*
    Andrea Green

    PS. Przepraszam , za literówki i trochę chaotyczny komentarz, ale piszę na telefonie, jestem już trochę zmęczona i nie mam jakoś weny do pisania komentarzy ;(

    Jeszcze raz pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za co ty mnie przepraszasz, kobieto. Jak zobaczyłam Twój komentarz to się popłakałam, oczywiście ze szczęścia. Zaimponowałaś mi tym, że udało Ci się dobrnąć do końca, przy moich długich rozdziałach to jest wyczyn, naprawdę ^^
      Tak, nie ukrywam, uwielbiam ten serial... wychowywałam się na tym, mam z tymi wszystkimo postaciami bardzo szczególną "więź" (no cóż trudno mi to nazwać inaczej ;))
      Szczerze, to postać Rachel zaczyna się dopiero rozwijać, pod wpływem takich wydarzeń każdy zmieniłby swój charakter, po to aby przetrwać (tak jest i w tym przypadku... innymi słowy Krukonka nie ma wyjścia)
      NO cóż... na początku było mi przykro że rozdzielam Rachel i Grega, ale całym sercem uwielbiam Freda więc nie mogło być inaczej.
      A ta akcja w departamencie... rzeczywiście pisana z małą pomocą filmu. Mam nadzieję, że Cię to nie odrzuciło, ale nie mogłam postąpić inaczej, ustaliłam że będę ściśle się trzymać kanonu ;3
      Tak, ale u mnie śmierć Syriusza ma także- poza kanonicznym- inne znaczenie. Jeszcze wyjaśnię ;)
      A Rachel i jej przepowiednia, rzeczywiście ma spore znaczenie i takie będzie nadal miała, ponieważ nie wyobrażam sobie innego wyjścia.

      Dziękuję Ci z całego serducha za ten komentarz... dostałam porządnego kopa motywacji i postaram się następny rozdział dodać jutro ;3
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Wiem, jestem idiotką, ale chyba będziesz się musiała do tego przyzwyczaić. Moje tezpo czytania rozdziałów to jakaś tragedia...
    Rachel, jej stan świetnie opisany. Co do długości rozdziału to i tak jak dla mnie jest on bardzo długi xd Harry i Ray trzymają sie razem. Z doświadczenia wiem, że dobrze jest mieć w trudnych chwilach przy sobie kogoś, kto miał podobne doświadczenia.
    Wybacz mi, że ten kom jest taki nijaki, ale całkiem tracę wenę. Jeszcze jestem w trakcie pisania rozdziału i wszytsko co mam przelewam na niego. Do tego jestem okropna. Ale przez ten tydzień wgl nie wchodziłam na bloggera - po prostu nie miałam czasu. Dlaczego wolne tak szybko leci.....
    Jeszcze raz przepraszam i życze mnóstwa weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jesteś ;)
      Oczywiście... trzymają się razem, tylko oby nie zrobili przez to w przyszłości błędu.
      Czekam na Twój rozdział z niecierpliwością ;3
      Również życzę mnóstwa weny :*

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody