Music

czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 24 "Za dużo się wokół mnie działo, za dużo niepewności i straconej wiary."



Rok się już kończy, rok się zaczyna, 
otwórzmy więc nową butelkę wina
i razem wypijmy za nasze zdrowie, 
aż się zakręci nam troszeczkę w głowie.




Zbudziłam się dosyć późno nawet jak na mnie. Nie wiedziałam co robiłam tutaj w łóżku, skoro zasnęłam na kanapie. Rozmasowałam bolące czoło, czochrając przy okazji bardziej włosy i próbując wyzbyć się bólu głowy, który nawiedził mnie po obudzeniu. Rozejrzałam się po pokoju, ale nikogo nie było, łóżko Ginny stało puste, dokładnie pościelone, dlatego zorientowałam się, że przyjaciółka musiała wstać wcześniej. Usiadłam po turecku nadal czując ten okropny ból głowy, sięgnęłam do szuflady i wyciągnęłam z niej małe białe pudełeczko z mugolskimi lekarstwami. Odkręciłam wieczko i wydobywszy z wnętrza niebieską kapsułkę, połknęłam ją. Zaraz potem zakopałam się ponownie pod kołdrą, próbowałam zasnąć jednak moje myśli nie dawały mi spokoju, dlatego leżałam w bezruchu myśląc o wszystkim po kolei.
- Rachel?- usłyszałam głos Ginny, która weszła do pokoju.
- Wyjdź stąd.- powiedziałam łagodnie zniekształconym głosem.
Nie chciałam wyganiać Gryfonki, jednak wolałabym zostać sama. Próbowałam tylko uniknąć kolejnej dyskusji z nią, po prostu nie miałam na to ochoty.
- Wszystko dobrze?- zapytała.
- Głowa mnie okropnie rozbolała.- rzuciłam cicho.
- Może powiem o tym mamie, na pewno coś znajdzie.- zaproponowała.
- Nie dzięki, wzięłam tabletkę.
- Co wzięłaś?
- Och nieważne.- mruknęłam wtulając się w poduszkę.
Po raz pierwszy nawiedził mnie taki duży ból głowy, czułam się jakby coś próbowało się wedrzeć do mojej głowy sprawiając mi tym samym ból porównywalny do wiercenia głowy wiertarką. Kręciłam się z boku na bok, nie potrafiłam określić, która strona jest najbardziej odpowiednia, szukałam tej najzimniejszej.
- Rachel, moja mama na pewno mogłaby Ci pomóc, wystarczyłoby jedno zakl...
- Mówiłam nie, to nie!- wrzasnęłam, zrywając się gwałtownie z łóżka.
Dyszałam głośno, świdrując wzrokiem rudowłosą. Dziewczyna przyglądała mi się tępym wzrokiem jakby próbując coś wydusić, jednak najwyraźniej nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa. Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy. Nie wiedziałam dlaczego krzyknęłam, przecież Ginny chciała mi tylko pomóc, a ja się zachowałam w taki okropny sposób.
- Przepraszam Ginny.- Powiedziałam skruszona.- Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- To nie jest pierwszy raz, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, przecież widzę że coś złego się dzieje.- odpowiedziała.
- Jak przyjdzie odpowiedni moment to Ci powiem.- westchnęłam i wstałam z łóżka, aby pokazać że wszystko jest dobrze.- Chodź jestem głodna.- odparłam łagodnie i pognałam w stronę drzwi próbując nie myśleć o bólu.
 Minęłam drzwi, zeszłam po schodach i już znalazłam się w drzwiach kuchni gdy moje serce nagle spowolniło rytm. Serce podskoczyło mi do gardła na widok jego. Stał on przy zlewie, wpatrywał mi się swoimi wężowymi oczami i wypowiadał jakąś regułkę, jednak trwało to tylko kilka sekund, ponieważ nim zdążyłam się obejrzeć ciało Voldemorta rozpłynęło się w powietrzu, a mi przez oczyma zaczęły pojawiać się czarne mroczki, oparłam się o ścianę aby nie upaść, poczułam jedynie jak czyjeś ręce próbują mnie utrzymać i krzyki Ginny.
- Trzymaj się Rachel... mamo, mamo!
Nie wiedziałam co było dalej, świat wokół mnie dziwnie zawirował, a ja czułam się tak jakbym była w innym wymiarze. Po chwili do mojego nosa dobiegł ostry zapach, coś jakby amoniak. Zdawał się on być wyraźniejszy, aż w końcu...
- Budzi się.- usłyszałam.
Podniosłam się z sofy i próbowałam wyzbyć się z nosa tego okropnego zapachu, kaszląc raz za razem. W jednym momencie zrobiło mi się nawet niedobrze, jednak nie zwymiotowałam, nawet nie miałam czym.
- Wszystko dobrze kochanieńka?- zapytała pani Weasley.
- Co się stało?
- Nieźle nas nastraszyłaś...- powiedział Ron stojący obok.
Uraczyłam go tylko jednym krótkim spojrzeniem, które zaraz potem skierowało się na twarz Ginny.
-  Zemdlałaś.- wyjaśniła widząc moje zdezorientowanie.
- To już nie jest zabawne Rachel, musisz się przebadać.- nalegał Ron.
Rozglądnęłam się niespokojnie po całej norze, chciałam upewnić się czy Czarny Pan nadal tu jest, zastanawiało mnie to, czy on naprawdę się tutaj zjawił, czy był to jedynie omam spowodowany moim bólem głowy. Na całe szczęście nigdzie nie dostrzegłam Voldemorta, usiadłam już pewniej wyzbywając się bólu, tak jakby wraz z moim omdleniem uciekła cała udręka, którą nie chciałam martwić mieszkańców.
- Już wszystko dobrze, nie ma się o co bać.- powiedziałam naturalnym głosem i z wymuszonym uśmiechem.
- Może dla pewności wezwiemy magomedyka,- podsumowała pani Weasley zwracając się do Rona, na co ten pokiwał głową.
- Nie, nie dziękuję. Wszystko dobrze, naprawdę jestem jedynie trochę zmęczona.- powiedziałam wymijająco, łapiąc się odruchowo za czoło.
- No dobrze, ale jeśli to się powtórzy, to będę zmuszona to zrobić.- ostrzegła mnie.- Chodź dam Ci coś do zjedzenia.
Pokiwałam tylko głową i ruszyłam za panią Weasley do kuchni mając nadzieję, iż to się więcej nie powtórzy. Nagle coś huknęło i cały kominek zapłonął zielonym ogniem, od razu odwróciłam twarz. Przez ułamek sekundy wstrzymałam oddech, ale gdy z iskierek wyłoniły się dwie rude czupryny odetchnęłam z ulgą.
- Na szczęście nic Ci nie jest.- rzucił Fred, podbiegając w moją stronę.
- Skąd wiedziałeś?- zapytałam drżącym głosem.
- Ginny powiedziała, że osłabłaś.- wyjaśnił.
- A Freddie oczywiście spanikowany zostawił cały sklep i niczym rycerz w lśniącej zbroi wyruszył na ratunek.- zażartował George, na co Fred roześmiał się nerwowo.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przytuliłam rudzielca, przypominając sobie że przecież miałam mu wybaczyć to zaniedbanie. Przez chwilę wydawało mi się, że chłopak zdziwił się moim zachowaniem, jednak po chwili odwzajemnił uścisk.
- Przepraszam Cię. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.- wyszeptał mi do ucha.
Uwierzyłam mu? Nie wiedziałam, ale nie chciałam się nad tym rozczulać. Za dużo się działo wokół mnie, za dużo niepewności i straconej wiary. Po prostu, próbowałam nie stracić moich przyjaciół.
- Dobra pszczółki- zaczął George.- Musimy wracać do sklepu, bo nas okradną.
Odłączyliśmy się od siebie, przez chwilę wpatrywaliśmy sobie w oczy, jednak spuściłam wzrok na dół, nie chciałam pokazywać Freddiemu, że wolałabym teraz z nim spędzić czas, ponieważ rozumiałam jak to jest gdy prowadzi się własną firmę, za długo byłam córką swojego ojca.
Po chwili poczułam jak chłopak unosi delikatnie mój podbródek i spojrzał mi w oczy.
- Nie Georgie.- powiedział, odwracając się w stronę brata.- Biorę zaległy urlop.- uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
Ucieszyłam się, teraz już wiem, że pomimo wszystko jestem ważna dla Gryfona. Jednak George wydawał się tym faktem zaskoczony, ponieważ przez przez chwilę patrzył na brata poważnym wzrokiem, aż ciarki mnie przeszły.
- Gdybyś nie był jednym z szefów, to już wyleciałbyś na zbity ryj Freddie.- zażartował bliźniak, przerywając ciszę.- W takim razie musimy obsłużyć ostatnich klientów i zamknąć sklep. Idziesz?
- No idę, idę.- powiedział z uśmiechem Fred, po czym pocałował mnie w czoło.- Będę jak najszybciej, czekaj na dworze. Pokiwałam głową i odprowadziłam wzrokiem rudzielca, który wszedł do kominka. Złapał za proszek i puszczając mi oczko zniknął za płomieniami. Spojrzałam na Ginny, która obdarowała mnie niejednoznacznym uśmiechem.
- Nic nie mów.- prychnęłam cicho w stronę przyjaciółki i z uśmiechem ulgi udałam się w stronę kuchni i nieco zmieszanej pani Weasley.

Po posiłku wbiegłam do pokoju. Freddie obiecał że będzie jak najszybciej dlatego postanowiłam się w końcu ogarnąć, wparowałam do walizki, którą jakimś dziwnym trafem od wczoraj nie rozpakowałam i zastanawiając się jakie ciuchy zostały mi tam spakowane przebierałam je po kolei.
Po jakimś czasie znalazłam odpowiednie ubrania i zostawiając za sobą bałagan, który wyglądał tak jakby przez chwilą po pokoju przeszedł Orkan Ksawery weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, a widok osoby która stała po drugiej strony mnie przeraził. Aż dziw, że Fred nie uciekł na mój widok. Lekko przetłuszczone włosy opadały mi na szarą nieumalowaną twarz, oczy popuchnięte, od razu ukazywały, iż ich właścicielka nie ma łatwego życia, a wręcz przeciwnie mierzy się z wszelkimi przeciwnościami losu i najwyraźniej przegrywa. Ubrania popaćkane czymś co przypominało sos i... dosyć spory filetowy siniak na przedramieniu. Podniosłam rękę, próbując sobie przypomnieć gdzie go nabiłam, jednak jednym wyjaśnieniem jakie wpadło mi do głowy był mały przypadek podczas omdlenia... W każdym razie całokształt wyglądał okropnie, a jedyną ozdobą okazał się szczery i szeroki uśmiech malujący się na mojej twarzy.
Nalałam wody do wanny, wsypałam płatki róż, które najwyraźniej należały do Ginny. Zdjęłam wczorajsze ubranie i weszłam do wanny po czym umyłam włosy. Szorowałam się dokładnie po całym ciele jednak odruchowo za każdym razem szczotka wracała w okolice prawego przedramienia i siniaka, no którego ilekroć spojrzałam- powiększał się. Było to niedorzeczne dlatego uznałam, iż to było tylko złudzenie. W jednym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Rachel, wiem że jesteś chora, ale na gacie Merlina mogłabyś tutaj trochę posprzątać.- krzyknęła Ginny, nadal pukając w drzwi. Pokręciłam głową, jak mogłam zapomnieć, że ruda to taka czyścioszka i wszystko musi mieć posprzątane.
- Dobrze! Jak wyjdę to sprzątnę.- odparłam rozbawiona wychodząc z wanny.
Usłyszałam tylko ciche parsknięcie i głos ucichł. Ubrałam się w kremową sukienkę, zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w wysoki kucyk. W końcu wyglądałam jak człowiek, dlatego wyszłam z łazienki i zobaczyłam, jak Gryfonka podnosi moje ubrania z podłogi
- Ginny proszę Cię. Obiecałam, że sprzątnę to sprzątnę.- odpowiedziałam z uśmiechem zamykając drzwi łazienki.
- A proszę.- rzuciła siadając na łóżko.
Uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do szuflady, z której wyjęłam kolczyki pasujące do ubrania.
- Kogo zobaczyłaś wtedy w kuchni?- wypaliła nagle ruda, na co ja nieco zaskoczona upuściłam kolczyk, który miał właśnie zawisnąć w moim lewym uchu.- Wyglądałaś na przerażoną.
Przymknęłam oczy, nie mogłam jej odpowiedzieć ponieważ nie chciałam wywoływać niepotrzebnej paniki, poza tym póki do ustaliliśmy z Harrym, że nie będziemy obarczać przyjaciół naszymi problemami tak długo póki jest to możliwe.
- Nie wiem o czym mówisz.- powiedziałam spokojnym głosem podnosząc biżuterię z podłogi.
- Powiedz prawdę, to i tak w końcu wyjdzie na jaw, przecież ten ból głowy, Twoje zachowanie i omdlenie nie jest niczym normalnym.- błagała Gryfonka.
- Ginny, posłuchaj.- odwróciłam się do niej.- Jestem ostatnio nieco przemęczona i chyba coś mnie łapie... Przecież nie będę Ci tłumaczyła jak działa organizm człowieka, jesteś na tyle inteligenta, że to zrozumiesz.
- Jestem na tyle inteligentna, że potrafię rozróżnić kłamstwo od prawdy, dlatego nie dam się nabrać.- założyła ręce na piersi.- Ty coś wiesz, czegoś się dowiedziałaś, tylko nie chcesz mi powiedzieć.
- Oj Ginn.- usiadłam obok.- To nie jest czas i miejsce na taką rozmowę.- odpowiedziałam bezradnie.
Wiedziałam, że najmłodsza z Weaseyów nie odpuści, dlatego postanowiłam grać na zwłokę póki nie ustalę czegoś z Wybrańcem.
- A kiedy będzie odpowiedni czas? Gdy coś poważnego Ci się stanie!?- krzyknęła, zgorszona moim postępowaniem.
- Wiem, że się martwisz ale jestem dużą dziewczynką i sobie poradzę.- powiedziałam łagodnym głosem. próbując uspokoić rudowłosą.- Nie martw się tak o mnie.- przytuliłam dziewczynę i wyszłam z pokoju, próbując uniknąć kolejnej konfrontacji.
Zbiegłam na dół. Zauważyłam Rona, który uważnie oglądał jakieś stare mecze quidditcha, i panią Weasley, która siedziała czytając proroka codziennego, zamartwiając się jego treścią. Zatrzymałam się obok niej i objęłam wzrokiem tytuł reportażu, który brzmiał mniej więcej tak "Kolejne ataki na dzieci mugoli". Wzdrygnęłam się, teraz żaden mugolak nie może czuć się teraz bezpiecznie, a szczególnie ktoś taki jak ja.
- Wszystko w porządku?- zapytała Molly Weasley podnosząc się znad gazety.
- Tak, tak dziękuję, po prostu zapatrzyłam się na reportaż.- wyjaśniłam.
Kobieta na moje słowa przymknęła gazetę i wlepiła wzrok w pierwszą stronę, a po chwili uśmiechnęła się z matczyną troską i spojrzała na mnie.
- Nie musisz się martwić, tutaj jesteś bezpieczna.- odparła w końcu rozumiejąc moje obawy.
Uśmiechnęłam się promiennie i ruszyłam w stronę dworu.
- Ślicznie wyglądasz.- usłyszałam jeszcze za sobą jej głos.- Freddie będzie zachwycony.
Nie odwróciłam się po prostu wybiegłam na zewnątrz ciesząc się, iż mama Freda nie będzie nam przeszkadzać. A właśnie... przeszkadzać? W czym?
Błądziłam po dworze próbując wypatrzeć rudej czupryny, pogoda była przednia... z resztą jak w każde wakacje, tylko dlaczego czas musi tak pędzić? Zostały ostatnie dwa tygodnie wolnego, a później trzeba będzie przygotowywać się do wojny, która nieunikniona wisi nad nami i w każdej chwili nici bezpieczeństwa mogą się urwać wprowadzając chaos do naszego świata...
Ale nie dzisiaj. Obiecałam Dumbledore'owi cieszyć się chwilą i dotrzymam tego chociaż nie wiem jakie okropne wizje by mnie nawiedzały.
Po kilku minutach spaceru wokół podwórka usłyszałam trzepot skrzydeł i bardzo głośnego ptaka zmierzającego w moją stronę. Odwróciłam się na pięcie i w odpowiednim czasie złapałam kopertę, która- najwyraźniej była skierowana do mnie. Jednym zwinnym ruchem otworzyłam ją z mieszanymi uczuciami. Zajrzałam do środka, znalazłam tam kartkę na której, lekko niechlujnym pismem ktoś naskrobał jedno zdanie: "Spójrz w bok". Niemal od razu rozpoznałam nadawcę, dlatego z szerokim uśmiechem odwróciłam głowę i dostrzegłam jak kilka miniaturowych serduszek spada na mnie, sprawiając wrażenie, gdyby wydobywały się one spośród chmur.


Nie potrafiłam zrozumieć sensu tej całej akcji, pomyślałam iż wystarczyłyby zwykłe róże, też byłabym zachwycona, jednak nie przewidziałam takiej sytuacji. Serduszka w jednym momencie przemieniły nie z sztuczne róże, które niemal natychmiast zasypały moje stopy.
Schyliłam się i sięgnęłam po jedną. Przybliżyłam ją do twarzy prostując się przy okazji i dostrzegłam Freddiego, który jakby znikąd pojawił się przede mną.
- Wiesz, że nie musiałeś się tak wysilać?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Wiem, ale to nasz nowy wynalazek, chciałem tylko sprawdzić czy działa.- odpowiedział obojętnie.
W jednym momencie mina mi zrzedła, zilustrowałam groźnym spojrzeniem rudzielca i już chciałam mu coś odszczekać, ale chłopak był szybszy.
- Żartuję księżniczko.- podniósł ręce w geście obronnym, uśmiechając się chytrze.
- Ej...- mruknęłam.- To nie było zbyt miłe.
- Powinnaś się już przyzwyczaić, ale przyznaj to było zabawne.- dodał, widząc moją zmieszaną minę. Postanowiłam i ja się pobawić, dlatego pomyślałam że chciałabym aby przed moimi nogami pojawi się mugolska piłka do nogi... tak też się stało. Schyliłam się w jednym momencie, złapałam w dłonie okrągły przedmiot, którym niemal natychmiast rzuciłam w chłopaka. Ku mojej uciesze, piłka trafiła rudzielca w sam środek brzucha, tak aż skrzywiło chłopaka wpół.
- Dobra wygrałaś.- przyznał łapiąc się za bolący brzuch.- Musiałaś tak mocno?
- Nie płacz dziecko.- zażartowałam udając głos zatroskanej matki.- Mów, gdzie idziemy.
Twarz rudzielca rozciągnęła się w szerokim uśmiechu, tak jakby czekał on tylko na to, aż zapytam. Nie byłam przekonana, czy mam się cieszyć, czy wręcz przeciwnie- bać.
 - Przygotowałem coś specjalnego.- rzucił łapiąc mnie za ramię.- Ale musimy się teleportować.
- Co?- zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ świat nagle zawirował, a ja miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Podróżowaliśmy w pustej przestrzeni póki nie poczułam jakiegoś miękkiego gruntu pod nogami. Otworzyłam oczy i dostrzegłam że znajduję się na środku jakiejś plaży. Rozejrzałam się dokoła. Malownicze wioseczki i miasteczka, piaszczyste plaża, wybrzeże klifów, tajemnicze zatoczki oraz przepiękna fauna i flora... byłam przekonana, że znam to miejsce jednak nie potrafiłam przypomnieć sobie jego nazwy. Zrobiłam kilka kroków do przodu, a zza horyzontu wyłoniło się bardzo rozległe, błękitne morze.
- Podoba Ci się?- zapytał chłopak podchodząc do mnie.
- Jest pięknie.- odpowiedziałam rozmarzonym głosem godnym Luny.- Ale co to za miejsce?
- Liczyłem na to, że ty mi powiesz.- powiedział Gryfon wyraźnie zadowolony. Odwróciłam się do niego, a zaraz potem spojrzałam do góry.
- Wygląda jak Isle of Wight. Tylko jakiś bardziej zarośnięty.- odparłam.
- I masz racje, jesteśmy na północno-wschodnim wybrzeżu wyspy. To miejsce nazywa się "Ryde", miasteczko gdzie mieszkają sami czarodzieje, uznałem że najlepiej będzie teleportować się na plażę.
- Skąd wiesz?- zapytałam zdziwiona, tą ciekawostką.
Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam o tym że w tym miejscu mieszkają takie "osobistości", a przecież mój rodzinny dom znajduje się tutaj niedaleko w Portsmouth.
- Współpracujemy z kilkoma sklepami w tym miasteczku. Stąd dowiedziałem się o jego istnieniu.- odparł i dumie wypiął pierś. Uśmiechnęłam się do niego z politowaniem, jednak nie potrafiłam ukryć faktu, iż bardzo spodobał mi się ten pomysł, a przede wszystkim to miejsce, które nawiasem mówiąc wyglądało jak z bajki. Freddie trafił w samą dziesiątkę.
- Nie wierzę, że mnie tutaj zabrałeś.- powiedziałam z zadumą obserwując odpływające statki z portu.
- Ja również, ale chciałem abyś poznała to miejsce. Planuję tu w przyszłości zamieszkać.- odparł z uśmiechem. Spojrzałam w jego brązowe oczy, brakowało mi tych jasnych iskierek, które wesoło tańczyły gdy tylko rudzielec wspominał o swoich marzeniach.
- Naprawdę świetny wybór.- pochwaliłam go.- Więc jaki masz plan?
- Plan? Na co?- zapytał zaskoczony.
- No, plan na to jak można się tutaj rozerwać.- wyjaśniłam marszcząc brwi.
- Wiesz Rachel.- zaczął nieśmiało.- chciałem Ci pokazać to miejsce, ale nie byłem przygotowany na dłuższy pobyt.
- Ty sobie chyba żartujesz.- podsumowałam chichocząc.- Chciałeś wrócić do nory?
- Tak, jakby.- mruknął drapiąc się po głowie.
- Zapomnij.- rzuciłam zdejmując buty.- Nigdzie się stąd nie ruszamy... idziemy pływać.- rozkazałam.
- Pływać w ubraniach?- wybałuszył oczy.- Przecież to szaleństwo.
- A ja sądziłam, że lubisz szaleć.- uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Wątpisz w zdolności do szaleństw jednego z bliźniaków Weasleyów?- zapytał z wyrzutem Gryfon zdejmując buty co oznaczało gotowość do zabawy.
- Berek, gonisz mnie.- uderzyłam rudzielca w ramię i ruszyłam do przodu.
Goniliśmy się tak po całej plaży, bawiąc i śmiejąc się przy tym niczym małe dzieci. Mijałam po drodze kilka ręczników, koców i zainteresowanych turystów z których prawdopodobnie większość była czarodziejami, przyjeżdżającymi na urlop. Odganialiśmy od siebie ptaki, które swoimi szpiczastymi dziobami próbowały wydobyć spomiędzy piasku ziarenka stanowiące dla nich pokarm.


Trwało to jakiś czas póki nie uznałam, że najlepiej będzie się ochłodzić w zimnych wodach zatoki Alum. Skręciłam gwałtownie w stronę wybrzeża i zanurzyłam się w wodzie zmuszając Freddiego do tego samego. Nurkowałam w morskich odmętach zatoki próbując uciec od nachalnego Gryfona, który jakoś nie chciał spuścić mnie z oczu chociażby na krok. Uznałam, że Weasley zbyt opacznie zrozumiał pojęcie złapania, a ja wcale nie chciałam mu popuścić.
Po chwili wyłoniłam się z wody, aby upewnić się czy nadal znajduję się w odpowiedniej odległości, jednak nie spodziewałam się, że z rudzielca jest taki dobry pływak  i zdoła tak szybko mnie dogonić.
Ścisnął mnie za rękę, śmiejąc się przy tym usatysfakcjonowany. Próbowałam się wyrwać, ale po raz kolejny chłopak okazał się silniejszy ode mnie. Złapał mnie za obie dłonie odwrócił w swoją stronę, dziwnym trafem spodobała mi się ta brutalność, dlatego nie sprzeciwiałam się kiedy Freddie przycisnął mnie do siebie.


- No to teraz już Cię nie wypuszczę.- odrzekł ciepłym głosem przytulając się do mnie.
- Jesteś pewien?- zapytałam drocząc się z nim.
- Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien.
- Wariat!- krzyknęłam wprost w jego klatkę piersiową.
- Ale Twój.- podsumował.
Wtuliłam się w niego mocniej wsłuchując się w bicie jego serca i dziękując w myślach losowi, że postawił na mojej drodze kogoś takiego jak Fred.

Spędziliśmy na plaży cały dzień, oboje cieszyliśmy się z swojego towarzystwa, a przede wszystkim z chwili wytchnienia jaką daje dobra zabawa i spędzanie czasu w swoim towarzystwie. Jednak i najpiękniejsza bajka ma swój koniec, nastała ciemność. Wszyscy turyści odpowiednio wygrzani i wypoczęci udali się do swoich pensjonatów lub domów aby szczęśliwie zakończyć ten dzień. Plaża opustoszała. Pośrodku niej rozpaliliśmy ognisko, aby dać sobie odrobinę światła i wspólnie w objęciach, susząc mokre ubrania wpatrywaliśmy się w szalejące na skraju plaży morze. Fale miały niszczycielską moc, ale i wprawiały w zadumę z powodu swojego ogromnego majestatu.



- Jak myślisz? Może nam się znowu udać?- przerwałam ciszę.
- Myślałem tak od samego początku i nie zmienię zdania.- odparł poważnie.- a ty?
- Nie wiem, mam wiele wątpliwości i wiele problemów...- westchnęłam.
- Wiesz, że masz moje pełne wsparcie.- powiedział wpatrując się we mnie.
- Po tym co ostatnio odwalałeś mam wątpliwości.- wyjaśniłam patrząc w jego oczy, tak jakby szukając w nich kapki skruchy ze strony bliźniaka.
- Przepraszałem już i mogę przepraszać nadal, ponieważ wiem że na to zasłużyłem.- odparł.
Nastąpiła chwila ciszy, w tle było słychać jedynie odgłos fal uderzanych o brzeg, świst koników polnych i nasze synchroniczne oddechy.
- A skąd, ta pewność że drugi raz nie postąpisz w taki sposób?- zapytałam z wyrzutem po chwili namysłu.
- Posłuchaj księżniczko, może jestem trochę nieokrzesany, nieco egoistyczny i lekko... nienormalny.- zaczął z cieniem uśmiechu.- Ale potrafię zrozumieć swój błąd i więcej go nie powtarzać. Tylko potrzebuję czasu na odnalezienie w sobie odrobiny wyczucia i współczucia. Rozumiesz?
- Staram się...- powiedziałam cicho.
- Wiem, że Ci się to uda.- przejechał mi palcem po policzku.- Wiem również, że mnie kochasz, tak samo jak ja Ciebie, dlatego uszanuję Twoją decyzję... więc?- zapytał najbardziej dociekliwym tonem na jaki było go stać.
Spuściłam głowę bijąc się z myślami. Miałam ciężki orzech do zgryzienia, bałam się tej decyzji, bałam się że postąpię źle, że narażę go na niebezpieczeństwo, które i mnie dotknęło... czy pozwolić mojemu sercu nadal słuchać, tak jak to było do tej pory? Czy może posłuchać głosu rozsądku i odrzucając od siebie chłopaka, chronić go...
Amor omnia vincit- szepnęłam w końcu do siebie.
- Miłość wszystko zwycięży.- zawtórował mi Fred z szerokim uśmiechem słysząc moje słowa.
Znowu chwila ciszy, jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam, aby związek z Fredem był tylko snem, przepięknym i realistycznym snem, z którego można zrezygnować, a potem- gdy już wszystko będzie dobrze- wrócić do czasów gdy moim jedynym zmartwieniem były oceny.
- No dobrze- westchnął zrezygnowany.- Trzeba już wracać.- dodał wstając i podając mi rękę. Złapałam dłoń i pozwoliłam, aby chłopak pomógł mi wstać.
- Trzeba jeszcze zgasić płomień.- powiedziałam cicho.
Rudzielec przytaknął, wyciągnął zza pasa różdżkę i skierował ją w stronę ognia. Złapałam jeszcze w ostatnim momencie jego dłoń.
- Chciałabym tu jeszcze wrócić.- powiedziałam pełnym nadziei głosem.
- Wrócisz, wrócisz. Szybciej niż Ci się wydaje.- powiedział delikatnie unosząc kąciki ust.- Aquamenti.- z różdżki wydobył się strumień wody, który natychmiast sprawił, że ogień zniknął.
A ja dostrzegłam jedynie światło księżyca odbite w tafli wodnej i... w jego zgnębionych oczach.

12 komentarzy:

  1. Jeju, jak słodko *.* zalałaś mnie falą słodkości, normalnie. Dobrze, że umiem pływać w takich czułościach :D
    Dobra, ale idźmy od początku:
    To, co dzieje się z Rachel jest bardzo dziwne. Zapewne ma związek z Voldemortem, przepowiednią i tym wszystkim, czego nie rozumiem. Chociaż ostatnio w mojej głowie zaczęła krystalizować się pewna teoria, która zakłada, kogo Rachel mogła przypominać Syriuszowi. Mam pewne domysły, że może być w jakiś sposób powiązana z rodem Blacków, kednak reszta jest tak szalona, że poprzestanę na tym xD
    Świetnie, że wybrali się na południe Anglii! Według mnie to cudowne tereny...
    Rozumiem Rachel, która nie chce pakować w swoje kłopoty Freda, jednak... kurczę no, chciałabym, żeby byli razem. Tak świetnie do siebie pasują.
    Mam nadzieję, że na przestrzeni następnych rozdziałów życie uczuciowe Rachel nieco się wyklaruje ;)
    Gorąco pozdrawiam, życzę duużo weny oraz szczęśliwego nowego roku! Johanna Malfoy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, rzeczywiście ta fala musiała być spora, skoro Cię zalała...
      Mam nadzieję, że ktoś inny się w tym nie utopi, bo będę musiała wyławiać xD
      Trafiłaś w samą dziesiątkę z tymi powiązaniami, ale niczego więcej nie powiem ;D
      A co do południa Anglii, to rzeczywiście... odkąd dowiedziałam się, że takie miejsce istnieje to zrobię w przyszłości wszystko, żeby tam pojechać... jednko z moich marzeń ;)
      A jak ty byś postąpiła na miejscu Rachel...? ;>
      Nooo, zobaczymy... ale tak szczerze mówiąc sporo czasu minie zanim jej życie uczuciowe się ułoży ;)

      Wzajemnie <3

      Usuń
  2. Rachel zobaczyła Voldka w domu, Harry zobaczył go na peronie. Czyli niedługo jej sytuacja psychiczna (tak jak Harrego) się pogorszy i teraz ciekawe, jak ona sobie z tym poradzi. W sensie czy ktoś jej pomoże, nauczy jak się bronić przed jego wpływem i czarami czy też dokona tego sama.
    Bardzo dobrze, że przeżywa tak piękne chwile z Fredem, bo to zawsze będzie jedno z jej najszczęśliwszych wspomnień, a jak wiemy takie wspomnienia też mają swoją moc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona już się pogarsza, tak szczerze mówiąc...
      Pomoże, pomoże... pomoże jej wiele osób dla których znaczy o wiele więcej niż tylko kolejna Krukonka w Hogwarcie. Co nie zmienia faktu, iż sama nie będzie musiała nauczyć się opierać jego "wpływom".
      Oczywiście, mają bardzo ogromną moc! ;)

      Usuń
  3. Też już jestem. Rozdział super. Cudowny. Cieszę się, że między nią a Fredem już się ułożyło, ale niepokoi mnie ta wizja Voldemorta. Mam nadzieję że to była jednorazowa sytuacja.
    Szczęśliwego nowego roku! :)
    Dużo weny i spokoju :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy między nimi się ułożyło tak do reszty- nie wiem... minie dużo czasu zanim Rachel postanowi postąpić w jakiś konkretny sposób.
      A wizja Voldka... obawiam się, że to nie będzie jednorazowa sytuacja jednak ;)
      Wzajemnie <3

      Usuń
  4. Nie jestem pewna czy już Ci to pisałam, ale raczej nie, więc: UWIELBIAM KIEDY FRED NAZYWA RACHEL "KSIĘŻNICZKĄ". To niby taka oklepana, przesłodzona nazwa, ale kiedy on to mówi, to... ach!
    Rachel i Fred spędzili milusi dzień. Kurde, też bym tak chciała, ale jakby nie było za ciepło, bo upałów nie lubię.
    Ale zabolało mnie to:
    "- Ja również, ale chciałem abyś poznała to miejsce. Planuję tu w przyszłości zamieszkać.- odparł z uśmiechem."
    Och, Fred, gdybyś tylko wiedział, co cię czeka... No chyba, że Weronika cię ocali, ale sorki - mam jednak nadzieję, że tego nie zrobi.
    Lubię Ginny. Fajna z niej przyjaciółka.
    A tak w ogóle, to OBRAŻAM SIĘ. Napisałaś Johannie Malfoy, że trafiła w samą dziesiątkę z tymi powiązaniami, a jak ja gadałam coś podobnego (wiem, wiem, miałam sporo teorii, ale taka też była!), to albo nie chciałaś mi nic powiedzieć, albo stwierdziłaś, że się mylę (już nie pamiętam, ale raczej to pierwsze). *foch*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłaś mi już to ;)
      Czy ocalę Freddiego, czy nie. Sama nie wiem, staram się zachować kanoniczność, ale to chyba będzie kwestia mojej silnej woli.. xD
      Ach, no i teoria. Rzeczywiście mówiłaś, ale było za wcześnie abym Ci pogratulowała, a teraz- kiedy wszystko zmierza ku wyjaśnieniu- mogę poprzeć tą teorię ;)
      Z resztą o ile dobrze pamiętam, to Tobie akurat zaspojlerowałam najwięcej, więc nie powinnaś czuć się poszkodowana :d

      Usuń
  5. Świetny rozdział!
    Jeju...jaki ten rozdział jest słodki i uroczy *·* Fred i Rachel. Mam nadzieję, że między nimi się w miarę ułoży. ( na tyle ile może ułożyć się życie uczuciowe czarodziejki, od której zależą losy świata xD)
    Ale oni są tacy słodcy i po prostu idealnie do siebie pasują, że nie wyobrażam ich sobie oddzielnie ;)
    No i samopoczucie Rachel, kurde, pewnie Voldek próbuje wkraść się jej do umysłu. Oj niedobrze... Ale mam nadzieję, że sobie z tym poradzi ;)
    I dopiero teraz,( po przeczytaniu wczesniejszych komentarzy) uswiadomiłam sobie, że przecież Fred umarł w książce :( Jeju.., a ja myślałam , że dożyja razem późnej starości przy gromadce wnucząt ....
    No ale zobaczymy co postanowisz zrobić ;)
    Pozdrawiam i weny życzę!^^
    A. G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszne spostrzeżenie z tym życiem uczuciowym Rachel ;3 Na tyle, na ile pozwoli jej przeznaczenie.
      Tak Voldek ma mniej więcej takie plany, zobaczymy czy Rachel będzie zdołała się mu sprzeciwić.
      O Fredzie na razie nic mówić nie będę, sama jeszcze nie wiem xd

      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Nigdy nie wiem co powiedzieć. Jednym słowem: ŁAŁ. Czekam na więcej <3

    http://myhogwartmemories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Melody