Music

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 18 "ONA... jest największą szansą mojego życia."



Kolejna dedykacja dla Wiktorii Jabłońskiej, świetnej bloggerki i czytelniczki. Która... tak samo jak poprzedniczka jest ze mną od początku. Jesteś najlepsza!



Smutek, żal, łzy, nawet i gniew?... Czym one są w porównaniu do miłości? Właśnie niczym, tylko dlaczego tak się dzieje, że zazwyczaj jedno bez z drugiego nie potrafi istnieć. Patrząc na przygaszoną twarz osoby, która jest dla Ciebie ważna, czujesz się tak... jakby coś w środku w Tobie pękło, uwalniając całą rozpacz, która ciąży Ci na żołądku i niczym nie potrafisz jej zlikwidować. 
Co jest gorsze? Ta bezsilność wobec niektórych sytuacji, czy świadomość, że ktoś tak ważny sercu może umierać na Twoich oczach...? Nie wiem... Na szczęście, w tym nieszczęściu znajduje się jeden malutki płomyczek nadziei, który oświetla ciemne zakamarki twoich myśli. Ta jedna mała iskra, najjaśniejsza iskra, pozwala Ci krążyć w ciemnościach, przy okazji pilnując abyś nie wywrócił się w otchłań całkowitego zaćmienia...

Fred


- Freddie, obudź się!- poczułem mocne szarpnięcie w ramię.
Podniosłem głowę. Przez chwilę sen, który mnie znużył, musiał przysłonić mi świadomość obecnej sytuacji. Rozejrzałem się dookoła, właśnie wtedy przypomniało mi się wszystko. Mecz o puchar Quidditcha pomiędzy Gryfonami, a Krukonami. Dwa nieprzytomne ciała- mojej siostry i mojej dziewczyny spadające szybko na ziemię, ratunek ze strony nauczycieli i dwa tygodnie bezustannego siedzenia przy łóżku...- skierowałem wzrok w stronę brązowowłosej dziewczyny, leżącej pod śnieżnobiałym kocem.- Rachel, a ty wciąż tutaj leżysz.. taka bezbronna, właśnie teraz...- wyszeptałem do niej, z nadzieją że mnie usłyszała.



- No patrz na siebie stary, jak ty wyglądasz...
Odwróciłem swój nieprzytomny wzrok w stronę brata, posyłając mu groźne spojrzenie.
- Wyglądam właśnie tak, jak powinienem.- mruknąłem.
- Nie wydaje mi się, weź idź coś zjedz, prześpij się. Zapuściłeś się.- dodał George.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś wartościowe rady?- zapytałem z wyrzutem.
- Tak, tylko jedną... ogarnij się bracie. Za tydzień otwieramy sklep...
- Nie. Ty go otwierasz.- wskazałem palcem brata.
- Nie żartuj sobie Freddie, zgodziłeś się. Pamiętasz?
- Zgodziłem się nie wiedząc, że taka sytuacja nastąpi.- dotknąłem delikatnie zimną dłoń Rachel, oddając jej przy tym trochę swojego ciepła.
- Nikt nie wiedział i naprawdę nie zrozum mnie źle, bardzo lubię Rachel, ale jestem pewien, że wyjdzie z tego gówna, a ty przez swoją głupotę stracisz jedną z największych szans swojego życia.- powiedział George z powagą w głosie.
Na te słowa niemal natychmiast wstałem i podszedłem do brata szybkim krokiem, próbując zapanować nad sobą.
- ONA... jest największą szansą mojego życia.- powiedziałem ostro.
- Posłuchaj mnie bo już tracę do Ciebie siły. Dumbeldore'a nie ma, Umbrigde przejęła szkołę, Hagrida też lada dzień wyleją, dostaliśmy dożywotni zakaz gry w Quidditcha, nawet nie wspomnę o Twoim zawieszeniu w obowiązkach ucznia i o OWU-temach, których na bank oboje nie zdamy. Rachel ma teraz SUM-y, w Hogwarcie nie ma szans na romantyczne schadzki w obawie, że po raz kolejny dostanie się szlaban, a wiadomo co za tym idzie. Twoja dziewczyna nie należy do ludzi, którzy zrezygnują ze szkoły na rzecz miłości. Poza tym jest to przyjaciółka Harry'ego, wątpię czy będzie miała czas na romanse podczas walki z Voldkiem.
Patrzyłem osłupiały na brata, chciałem się zbudzić ale to nie był sen. Próbowałem nawet wypowiedzieć kilka słów obronnych, ale nie potrafiłem nic odpowiedniego wymyślić. Wszystko co mówił George było prawdą, było czymś co mnie nie przyszło do głowy. Westchnąłem i słabym krokiem ruszyłem na swoje miejsce obok łóżka mojej ukochanej. Spojrzałem się na jej pozbawioną blasku, szarą twarz i wpatrywałem się w nią, jakby chcąc znaleźć rozwiązanie problemu.
- Ja też... mam problem z zostawieniem tutaj Angeliny, ale porozmawiałem sobie z nią szczerze. Zrozumiała wszystko. Jestem przekonany, że Rachel też zrozumie. Jest zbyt inteligentna na to, aby po prostu Cię ograniczać.- usłyszałem pocieszający głos brata.
- A jeżeli jednak nie zrozumie?- zapytałem cicho.
- Nie zrozumie jeżeli nie wykorzystasz swojej szansy.
W końcu przyznałem mojemu bratu rację, zdałem sobie sprawę że byłbym tylko ciężkim balastem na jej barkach. Tylko łatwo mówić... gorzej zrobić. Moje serce pękało na pół, jestem tylko głupim Fredem Weasley'em bez perspektyw na przyszłość. Kocham ją i właśnie dlatego postanowiłem zwrócić jej wolność. Przynajmniej na jakiś czas, a potem... zobaczymy. Jeśli ją stracę zrobię wszystko, żeby odzyskać jej zaufanie i miłość.
- Zgoda bracie...- powiedziałem ciężko.- Skończmy to co oboje zaczęliśmy.- Zmusiłem się nawet do lekkiego uśmiechu.
- W końcu pojąłeś.- odpowiedział mi z ulgą w głosie George.- W takim razie idę rozesłać zaproszenia i podpisać resztę papierków, ty też powinieneś to zrobić.
- Tak, ale chciałbym jeszcze posiedzieć trochę z Rachel.
- A proszę. Tylko nie zapomnij o swojej obietnicy...- przypomniał mi brat i zniknął za drzwiami skrzydła szpitalnego.
Rachel

Miałam wrażenie, że leżę na skraju oceanu, a morskie fale obijają się niemiłosiernie po moim obtłuczonym i poranionym ciałem uniemożliwiając mi oddychanie. Uchyliłam lekko oczy, a moją głowę nawiedził ogromny ból, porównywalny do używania na niej młota pneumatycznego. Za każdym razem gdy próbowałam wziąć głęboki oddech, czułam dziwne ukłucia w okolicach płuc. Z wielkim trudem odwróciłam głowę w lewą stronę. Kątem oka zauważyłam, że moje palce poruszają się powoli, ocierając się o koc. Jednak musiałam stracić czucie w dłoniach, ponieważ nie wyczuwałam, aby ta część ciała miała kontakt z materiałem. Leżałam oszołomiona na łóżku próbując sobie przypomnieć co tak naprawdę się stało. Jednakże bezskutecznie, chciałam podnieść się na łokciach, aby dokładniej obadać otoczenie. Udało mi się zaledwie podnieść lekko głowę do góry, a po sekundzie ociężała, wylądowała z powrotem na poduszce. Zrezygnowana odwróciłam głowę w prawą stronę nadal jednak czując jakoby fale delikatnie ją odsuwały. Na szafce nocnej w szklanym, błyszczącym wazonie dostrzegłam pojedyncze róże, miały one czerwony, podchodzący pod róż kolor, często dostawałam takie i byłam pewna kto mi je przyniósł. Uśmiechnęłam się słabo i po raz kolejny odleciałam w krainę Morfeusza, mając w myślach uśmiechnięte oblicze Freda.


Otworzyłam ciężkie powieki i dostrzegłam rażące światło, które świeciło wprost w moje oczy, natychmiast zamknęłam je z powrotem. Dosięgłam ręką twarzy, było już lepiej wyczuwałam w niej słaby puls, przetarłam oczy, a do moich uszu dobiegł dźwięk kłótni. Mimo szumu który nawiedzał moje myśli potrafiłam zidentyfikować głos. Był to on, mój Freddie... prosił aby pielęgniarka próbowała mnie, zbudzić albo przynajmniej oddać mnie pod opiekę do Munga. Uśmiechnęłam się słabo. Chciałam zwrócić jego uwagę w jakiś sposób.
Fred.- mruknęłam, jednak za cicho, aby Gryfon mógł mnie usłyszeć. Nie miałam sił aby spojrzeć w jego stronę. Jednak próbowałam za wszelką cenę, pokazać "Oto ja, żyję.".- Freddie.- powiedziałam już nieco głośniej.
- Ray...- usłyszałam ciepły, delikatny głos. A po sekundzie rudzielec już znalazł się przy moim łóżku, splótł moją rękę ze swoją, a wolną kończyną pogładził mnie po włosach.- Już myślałem, że się nie zbudzisz.
Jego dotyk działał na mnie uzdrawiająco. Czując tą delikatność, poddałam się jej całkowicie.
- Co się stało?- zapytałam w amoku.
- Dementorzy... ale to nie ważne. Ważne, że już jesteś przytomna.
- A co z Ginny?- zapytałam  przypominając sobie o mojej przyjaciółce.
- Z nią wszystko w porządku, wyszła ze szpitala trzy dni temu. O wiele mniej oberwała niż ty.- Gryfon próbował mnie pocieszać.
- To dobrze... nie wybaczyłabym sobie gdyby... gdyby coś jej się stało.
- Proszę Cię nie martw się, nie pozwolę Cię już skrzywdzić.- po tych słowach chłopak musnął swoimi ustami po moich.
- Panie Weasley, muszę zająć się panną Trust. Proszę przyjść po nią jutro, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, a sądzę że tak. Już jutro Rachel będzie mogła stąd wyjść.- pani Pomfrey wskazała Fredowi drzwi.
- Dobrze, dobrze.- powiedział radośnie Gryfon mrugając do mnie i udał się w stronę wyjścia.


- Jesteś już gotowa do wyjścia?- usłyszałam głos pielęgniarki.
- Tak, już prawie. Spakuję jeszcze resztę rzeczy i mogę wrócić do dormitorium.- mówiąc to zeskoczyłam z łóżka, co biorąc pod uwagę ostatni atak na mnie powinno mi sprawić większy problem. Podeszłam do szafki i wyciągałam z niej potrzebne mi rzeczy. Z tego co wiem leżałam tutaj przez niecałe trzy tygodnie nieprzytomna, przez ostatnie trzy dni byłam na tyle nieobecna, że nie zdawałam sobie sprawy z tego co się wokół mnie działo. Słyszałam tylko części zdań skierowanych w moją stronę. Zdążyłam wyłapać, tylko tyle, że podczas meczu z Gryffindorem o puchar w pewnym momencie mnie i Ginny zaatakowali dementorzy, którzy dziwnym trafem znalazły się w pobliżu szkoły. Jestem ciekawa, jak tym razem Ministerstwo wytłumaczy się z ich obecności i ataku na kolejnych uczniów. Przy Potterze w wakacje było to łatwe, ale ja tym razem nie dam się im zrobić w konia. Prawda MUSI wyjść na jaw.
- Rachel!- usłyszałam za sobą męski głos.
Odwróciłam się w stronę drzwi i dostrzegłam w nich stojącego Freda wraz z Georgiem, Harrym, Hermioną, Ronem i całkiem dobrze trzymającą się Ginny. Od razu odrzuciłam od siebie książkę, którą miałam zamiar spakować i pobiegłam w stronę moich przyjaciół. Najpierw rzuciłam się na szyję Freda, tak że chłopak miał problemy z utrzymaniem równowagi  i wpiłam się w jego usta łapczywie. Tak bardzo mi ich brakowało.
- No proszę, widzę że moja śpiąca królewna już lepiej się czuje.- powiedział rudzielec odrywając się od mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- A może książę za słabo całował i nie mógł uzdrowić królewny wcześniej.- zażartowałam.
- Sugerujesz, że słabo całuję?- chłopak zrobił nadąsaną minę.
- Może tak, może nie.- posłałam rudzielcowi szelmowski uśmieszek.
- A może królewna przywita się również z swoimi krasnoludkami, którzy także się martwili?- Zwrócił się do mnie George i założył ręce na piersi, a Fred w tym samym momencie zaśmiał się. Odwróciłam się w stronę pozostałej czwórki Gryfonów i oblałam się rumieńcem.
- Ależ oczywiście.- posłałam im przepraszające spojrzenie i przytuliłam każdego osobno, byłam taka zadowolona, że ani mnie ani Ginny nic poważniejszego się nie stało że prawię się popłakałam.- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was wszystkich widzę.
- My też się cieszymy.- odparła Hermiona.- Mam nadzieję, że się już dobrze czujesz.
- Ja tak.- zwróciłam się do młodszej Gryfonki.- A ty?
- Mogło być lepiej.- powiedziała ruda z uśmiechem.- Chodź mamy sporo do nadrobienia.- chwyciła mnie za ramię.
- Ale plecak...- przypomniałam.
- A przestań, Twój ukochany książę się nim zajmie.- Weasleyówna rzuciła wymowne spojrzenie bratu i pociągnęła mnie w stronę drzwi.

Wracałam do dormitorium dopiero wieczorem, cały dzień spędziłam na rozmowach i śmianiu się z moimi przyjaciółmi. Nie przypominam sobie, kiedy razem, całą siódemką spędziliśmy tyle czasu ze sobą. Ostatnio każdy z nas przejmował się czymś innym. A tego dnia wszyscy zapomnieliśmy o problemach i było tak samo jak dawniej. W erze takiego zagrożenia trudno o chwile wytchnienia. Dlatego cieszyłam się, że chociaż raz mogłam się niczym nie przejmować. Jednak musiało się to kiedyś skończyć, zaraz po przyjściu do pokoju znalazłam list leżący na mojej komodzie. Już po kopercie mogłam stwierdzić, że to odpowiedź z Ministerstwa. Wzięłam pismo do ręki zastanawiając się kiedy do mnie przyszło. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam śnieżnobiały papier, był on napisany dokładnym, lekko pochyłym pismem. Od razu zaczęłam czytać. Po chwili okazało się, że moja prośba została zaakceptowana, a ja dostałam zezwolenie na spotkanie się z Gregiem. Postanowiłam, że najlepiej będzie gdy jak najszybciej się z nim spotkam.
- Rachel? Czy to ty?- po pokoju rozniósł się melodyjny głos Luny.
- O Luno, witaj.- odwróciłam się do niej z uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś. Sądziłam, że więcej czasu minie zanim się zbudzisz. Sporo czasu spędziłaś sam na sam z tymi stworami. Jak się czujesz?
- Jest już o wiele lepiej. Chociaż nadal nie potrafię zrozumieć co dementorzy robili tak blisko szkoły...- westchnęłam siadając na łóżku.
- Nikt o tym nie wie, zaraz po waszym wypadku, szkoła dosłownie się zatrzęsła,  każdy szuka winnego tej sytuacji, do szkoły przychodzi wiele listów od zatroskanych rodziców, Umbridge nie radzi sobie z tą sytuacją.- blondwłosa przysiadła się do mnie.
- A Prorok codzienny pewnie milczy.- odparłam zażenowana.
- Tak, ale nie przejmuj się nim. Żongler dużo o tym pisze, mam nadzieję że się nie obraziłaś.- przerwała.
- Nie, dobrze że chociaż jedno pismo przekazuje całą prawdę.
- Naprawdę tak myślisz?- dziewczyna zapytała z nadzieją.- Bo pomyśleliśmy z tatkiem, że mogłabyś udzielić wywiadu dla Żonglera, tak samo jak Harry.
- Luno ale to jest świetny pomysł!- krzyknęłam radośnie.- Przyda się trochę podetrzeć nosa... niektórym osobom.- mrugnęłam do niej.
-Nie boisz się reakcji Umbridge? Ona może stać się przez to niebezpieczna...- uprzedziła mnie Lovegood.
- Trochę tak, ale nie można pozwolić na to, aby ucierpiała kolejna osoba...


Dotarłam bezpiecznie do Londynu. Na całe szczęście istnieje coś takiego jak "Błędny rycerz", w rekordowym czasie przebyłam całą drogę za zaledwie 11 sykli. Podeszłam do ukrytego przed mugolami szpitala w domu handlowym Purge & Dowse Ltd. Był to duży, staroświecki dom handlowy zbudowany z czerwonej cegły. W oknach wystawowych było kilka podniszczonych manekinów w przekrzywionych perukach, prezentujących modę sprzed 10 lat. Na wszystkich drzwiach widniał napis: „Zamknięte” z powodu remontu. Rozejrzałam się po oknach i podeszłam to wybranego manekina kobiety. Przybliżyłam swoją twarz o niego i wyszeptałam:
- Rachel Trust, w sprawie wizyty z pacjentem.
Odczekałam pięć sekund i dostrzegłam, że powyższy przedmiot kiwnął głową, a moim oczom ukazało się wejście do Szpitala św. Munga. Gdy weszłam do środka zauważyłam, że szpital nie charakteryzował się nowoczesnym wyglądem, daleko mu także było do ideału czystości. Izba przyjęć była zwykle bardzo zatłoczona: znajdowało się w niej wielu pacjentów czekających na przyjęcie do szpitala i pomoc uzdrowiciela. Z powodu ilości czarodziejów oraz ich niespotykanych schorzeń i przeobrażeń, przez które wydawali różne dźwięki, w izbie panował zgiełk podobny do tego na zewnątrz budynku. Wśród wielu potencjalnych pacjentów w poczekalni krążyli uzdrowiciele, zadając pacjentom pytania i notując ich odpowiedzi na podkładkach. Minęłam punkt informacyjny gdzie siedziała pulchna blondynka, która udzielała wskazówek i kierowała pacjentów na dalsze piętra. Obok niej znajdowała się tablica informacyjna, z której dowiedziałam się na jakim oddziale znajduje się Greg. Ruszyłam w stronę długiego korytarza, na ścianach którego znajdowały się portrety uzdrowicieli i uzdrowicielek. Z podziwem obserwowałam kryształowe kule pełne świec, podlatujące pod sufitem jak wielkie bańki mydlane i nawet nie zauważyłam kiedy zza rogu wyskoczył mężczyzna z przerażoną miną.
- Ratuj.... to te... buty... chcą mi zjeść... palce... parzy... to parzy!- krzyczał, błagając o moją pomoc.
Podczas gdy pacjent przeskakiwał z nogi na nogę, tak jakby dno butów miał wyłożone rozżarzonymi węgielkami, ja nie wiedziałam jak mam zareagować. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, aby móc w razie czego uciec, jednak po drodze natknęłam się na kolejnego pacjenta, którym okazał się być... mój były nauczyciel.
- Miły Panie, niech pan zostawi tą panią.- zarządził Gilderoy.
Lokhart był ofermą, Jednak potrafił skutecznie przegonić nachalnego pacjenta.
- Dziękuje profesorze.- rzuciłam obserwując oddalającego się mężczyznę.
- Profesorze... he he, ale fajnie.- zdawał się być usatysfakcjonowany moimi słowami.
Najwyraźniej zaklęcie modyfikujące pamięć musiało nadal działać, dlatego nie miałam ochoty na dalszą rozmowę z nauczycielem, tym bardziej że w kącie zauważyłam prawdziwy cel mojej wizyty. Na ten widok serce podskoczyło mi do gardła, przełknęłam ciężko ślinę i zapominając o Lokharcie ruszyłam drżącym krokiem w stronę Grega. Z każdym krokiem czułam napływający niepokój, na szczęście wokół było dużo uzdrowicieli, którzy w razie czego mogli mi pomóc. Zatrzymałam się na bezpieczną odległość, a chłopak jakby wyczuwając moją obecność, wolno odwrócił głowę w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, dostrzegłam tylko kamienną twarz Puchona z która nie ukazywała żadnych uczuć.
- Witaj Greg.- przerwałam ciszę, wgapiając się brązowe źrenice chłopaka. Ich widok zawsze działał na mnie jak magnez. Na te słowa, chłopak powoli wstał z krzesła nie odrywając ode mnie wzroku. W momencie kiedy zaczął się do mnie przybliżać, odruchowo zrobiłam kilka kroków w tył. Bałam się tego co ma nastąpić.
- Rachel... czy to ty?- zapytał niepewnie, niebezpiecznie się do mnie zbliżając. Chciałam uciec, ale miałam dziwne przeczucie, że Greg nic mi nie zrobi.
- Najwyraźniej.- odezwałam się.
- Ja... tego nie ch... chciałem... to był taki... impuls, ale Rachel ja... ja... nigdy nie przestałem Cię kochać!- Puchon krzyknął, impulsywnie klęcząc na kolanach.



Przez chwilę stałam jak wryta, nie potrafiłam się poruszyć. Miałam wrażenie, że ktoś oblał mi nogi cementem, przyczepiając je tym samym do podłogi. Próbowałam coś powiedzieć, ale za każdym razem gdy otworzyłam usta nie wydobył się z nich żaden konkretny dźwięk. Rozejrzałam się po sali, a dostrzegając zdziwione spojrzenia pacjentów i uzdrowicieli, wyszłam z szoku.
- Co ty wprawiasz? Wstań.- rozkazałam zawstydzona.
- Nie...
- Greg, cholera jasna... nie wygłupiaj się.- powiedziałam poddenerwowana.
- Wybaczysz mi?- zapytał pełnym nadziei głosem, nadal klęcząc.
- Tak wybaczę, ale wstań w końcu.- rzuciłam.
Chłopak tylko uśmiechnął się do mnie, wyprostował się i podszedł bliżej.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę że do mnie przyszłaś.- powiedział i ujął moją dłoń z swoje. Poczułam jakieś dziwne ciepło emanujące z tego dotyku. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Spojrzałam mu w oczy, tak samo jak on w moje. Po chwili gwałtownie odskoczyłam od niego i wyrwałam swoją dłoń przypominając sobie o Fredzie.
- Greg! Nie po to tutaj przyszłam.- rzuciłam ostro dostrzegając jego zdziwione spojrzenie.
- W takim razie po co?
- Chciałabym wiedzieć dlaczego to zrobiłeś, dlaczego w ogóle oskarżyłeś mnie o śmierć Zachariasza, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to nie była moja wina.- zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- A więc o to Ci chodzi...- posumował smutno siadając z powrotem na krześle.
- Tak... tylko o to mi chodziło.
- No więc... niczego konkretnie nie pamiętam. Tego dnia, od rana chodziłem jakiś wkurzony na wszystkich. Miałem pretensje do każdego. Nie potrafiłem spać w nocy, ciągle śniła mi się martwa twarz Zachariasza...
- To nie jest żadne wytłumaczenie.- mruknęłam ostro.- Mogłam przez Ciebie zginąć i gdyby nie Snape, pewnie teraz leżałabym w trumnie.
- Teraz to wiem, wiem że postąpiłem źle. Nie wiem jak mam Ci się tłumaczyć...
- Co się stało tam, na wieży Astronomicznej?- zapytałam wymijająco.
-  Poszedłem tam aby odpocząć od ludzi... pamiętam tylko, że rozmawiałem z Blaisem.
- Zabinim?- wybałuszyłam na niego oczy.- Tym Ślizgonem?
- Tak, ale naprawdę uwierz mi. Nie mam pojęcia o czym rozmawialiśmy, wiem tyle, że brzmiał on bardzo wiarygodnie.
- Czyli on mógł Ci tylu bzdur nagadać tak?- spuściłam wzrok, jakby próbując dostrzec jakąś wskazówkę na podłodze.
- Rachel posłuchaj...- zaczął chwytając mnie za ramię.- Ja naprawdę nie chciałem zrobić Ci krzywdy, przecież nadal Cię kocham, nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło i jeżeli to ma być koniec naszych relacji, zrozumiem. Ale mam nadzieję, że jednak to nie będzie koniec i że nadal coś do mnie czujesz..
- Ale...-zaczęłam
- Nie ma żadnego ale... Ray obiecaj mi, że to wszystko przemyślisz.- spojrzał mi w oczy.- obiecasz?
Nie powiedziałam nic, wiedziałam że nie zostawię Freda, ale mimo to pokiwałam delikatnie głową. Na co chłopak przytulił mnie.





Gdy wróciłam z Londynu, od razu ruszyłam do dormitorium, aby wszystko sobie jeszcze raz przemyśleć. Byłam na siebie zła, obiecałam Gregowi, że wszystko sobie jeszcze przemyślę. Nie potrzebnie dawałam mu nadzieję. Jestem pewna, że już do niego nic nie czuję. Dziurę w moim sercu zapełniła teraz tylko jedna osoba i był nią Fred. Teraz to jego kocham i nie zmienię zdania...
Kroczyłam pogrążona w myślach przez korytarz nawet nie zauważając, że jak na tą porę dnia jest niewiele osób w szkole. Moje myśli krążyły pomiędzy Gregiem i Fredem, a Blaise'm. Nie wiedziałam, dlaczego Ślizgon oczerniał mnie przed Puchonem... nie wiedziałam jaki czarnoskóry miał w tym cel. Myślałam, że jest porządny, mimo iż przyjaźni się z tą tchórzofretką. Dlatego Malfoy musiał maczać w tym palce, jestem co do tego przekonana... dowiem się całej prawdy.
Szłam właśnie na trzecie piętro gdy w oddali usłyszałam głośny huk, który rozległ się po całym piętrze. Zatrzymałam się nagle próbując zlokalizować źródło dźwięku. W jednym momencie dostrzegłam Filch'a, który biegł szybko z jakimś papierkiem w ręce. Zaciekawiona tym niecodziennym zjawiskiem pobiegłam za nim. Gdy przybiegliśmy zauważyłam uczniów którzy stali w wielkim kamiennym kręgu, przecisnęłam się pomiędzy nimi i nauczycielami, którzy bacznie przyglądali się całemu zajściu. Wtedy pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam był cały korytarz uwalony czymś co z bliska przypominało odrosok i dziurę w podłodze pośrodku której znajdowali się Fred i George. Spojrzałam na nich nie wiedząc co mam o tym myśleć, ale zaraz usłyszałam triumfujący głos woźnego.
- Mam! Mam pozwolenie na chłostę, a bicze już czekają!- krzyczał.
Serce we mnie na chwilę zamarło, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, przeniosłam wzrok na Umbridge.
- No i co?- zapytała kobieta stojąc kilka stopni niżej niż bliźniacy.- Uważacie, że to jest zabawne? To zobaczymy co powiecie o tym.
- Tak, uważamy że to bardzo zabawne.- Fred popatrzył na dyrektorkę bez śladu lęku.
- Zaraz dowiecie się co w mojej szkole robi się z złoczyńcami.- powiedziała pełnym jadu głosem.
- Taaak?- mruknął Fred.- Raczej się nie dowiemy.- spojrzał porozumiewawczo na brata.- Chyba już wyrośliśmy ze szkoły.
- Mnie też się tak wydaje.- rzekł ochoczo George.- Czas wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie.
- Masz świętą rację bracie.- zgodził się Fred.
A zanim Umbridge zdążyła zareagować na ich słowa, oboje podnieśli różdżki i mruknęli zgodnie:- Accio miotły!
W oddali usłyszałam tylko huk, po czym dwie miotły znalazły się przy bliźniakach.
- Już się nie zobaczymy.- powiadomił landrynę Fred wsiadając na nią.
- Masz to jak w banku. Nie musisz do nas pisać.- dodał George, również przekładając nogę przez miotłę.
Gdy oboje wznieśli się w powietrze, Freddie przez chwilę patrzył na milczący, obserwujący to wszystko w napięciu tłum uczniów i nauczycieli. Gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim, spuścił głowę, a uśmiech znikł z jego twarzy.
- Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer dziewięćdziesiąt trzy! Czarodziejskie Dowcipy Weasleyów! Nasz nowy lokal!- krzyknął rudzielec.
- Specjalne zniżki dla tych uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów do pozbycia się tej ohydnej ropuchy- dodał George, wskazując na Profesor Umbridge.
Rozzłoszczona nauczycielka już zaczęła ich ścigać, ale bliźniacy wylatywali już przez otwarte okno, krzycząc na odchodne: -Irytku, zrób im piekło w naszym imieniu!
I odlecieli w bajecznie kolorowy zachód słońca... a mnie już nie było...

11 komentarzy:

  1. Nie! Dlaczego akurat TAKI koniec?
    Ten weekend to dwa dni obfitujące w smutne rozdziały... Ledwo pozbierałam się po najsmutniejszym z najsmutniejszych epilogów (żartuję, jeszcze się nie pozbierałam...), a Twój rozdział zdecydowanie nie polepszył mojej sytuacji. Może Książę Półkrwi na tvn7 mi pomoże...
    Dobra, dramatyzuję, nie jest chyba aż tak źle. Całość jest cudowna jak zawsze, są mhroczne elementy... Perfekcja.
    Spotkanie z Gregiem - spodziewałam się, że to może tak wyglądać, jednak... Kurczę, musiał chłopak tak wszystko skomplikować? A Fred też nie lepszy, nawet nic nie powiedział Rachel.
    Kocham go, ale tym razem przegiął. Jeju, no jak tak można?
    Jestem pewna, że i w napadzie dementorów Draco maczał swoje arystokratyczne paluszki ;P Blaise zapewne też.
    Mam nadzieję, że Fred wytłumaczy wszystko Rachel, a ona zrozumie jego wybór ^^
    Czytając mój komentarz, wydaje mi się, że ten weekend to również dwa dni moich nieskładnych wypowiedzi...
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuuuuuuuuuużo weny (weny tyle, ile tych "u" tutaj nawciskałam xD) Johanna Malfoy
    PS. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję Ci... też ostatnio wszyscy dodają jakieś smutne rozdziały... (chyba to ta jesienna depresja...)

      Rachel teraz będzie miała... baaaardzo ciężki okres w życiu, także mrocznych fragmentów będzie o wiele więcej.
      Co Ci mogę powiedzieć o Gregu... no cóż próbuje chłopak i raczej tak szybko nie odpuści.
      A o Fredzie już nie wspominam... rzeczywiście zachował się jak egoista, ale z miłości. On, źle do tego podchodzi... dlatego dałam taki cytat na końcu.
      A co do dementorów to hmmm... w najbliższym czasie się to wyjaśni ;)

      To tylko takie wrażenie, podoba mi się Twój komentarz ^^
      I zaraz pójdę czytać <3
      Również pozdrawiam ;3

      Usuń
  2. Kurczę, niby wiedziałam przez spoiler, że Fred nie powie Rachel o sklepie, ale i tak... grrr. Głupek. Mam nadzieję, że ma dobre wytłumaczenie na to, że jej nie powiedział (może była akurat u Grega i nie miał okazji? mhm, mógł to zrobić szybciej!). A te słowa George'a do Freda na początku rozdziału były zaskakująco celna. A przy okazji, to tak sobie myślę, że jakby Fred zrezygnował ze sklepu dla Rachel, to znowu strasznie byłoby mi żal George'a. Chyba nawet bardziej niż Rachel w tej sytuacji, bo przecież wcześniej to zaplanowali (chyba, że coś mieszam?).
    I znowu pojawia się Greg! Rany, chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę, w jak kijowej jest sytuacji i jak - zapewne - fatalnie musi się czuć. Bo przecież prawie zabił swoją - już byłą - dziewczynę i nawet nie wie, że to przez ten cholerny eliksir (to był eliksir, tak? czy coś pomyliłam? kurde, dawno to było).
    Ogólnie: Rozdział - jak zawsze - bardzo mi się podobał i z niecierpliwością czekam na następny!
    Pozdrawiam i życzę weny, A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fala hejtów na Freda zaczyna się lać... Ufff, rudzielec chyba musi kupić sobie parasolkę! BadaBUM!

      Dobra teraz na poważnie:
      Zgadzam się z Tobą co do George'a... rzeczywiście, on miałby gorzej. Ale jakby nie było Fred zachował się jak ostatni szczeniak...
      Greg... taak Puchon również nie ma łatwo, ale jest już zdrowy... chociaż coś. W każdym razie, mogę Cię zapewnić, że będzie on walczył o PRAWDZIWE wybaczenie ze strony Rachel.
      (Tak, to był eliksir...)

      Dziękuję ;3
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  3. No i wbijasz w coraz mroczniejsze klimaty (nareszcie) :)
    W Gregu jest coś ciekawego. Nie umiem dokładnie powiedzieć co, ale na pewno wraz z dalszymi rozdziałami (z jego udziałem) uda mi się to określić ;)
    Rozdział fajny, choć niestety przeczytany z opóźnieniem XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś ciekawego? w Gregu okeey xD
      Nie pomyślałabym xd
      Mhroczne... taak xd mój świat ;)

      Usuń
  4. Jesteś moim mistrzem! :3 No po prostu cudo! Bardzo spodobał mi się troskliwy Freddie, ale że zawsze byłam bardziej przychylna do drugiego z bliźniaków to muszę przyznać, że wyszedł Ci perfect. Poważny Georgie w Twoim wydaniu jest zniewalający. *.* Co tu dużo mówić, rozdział super :) Chciałabym umieć pisać tak dobrze jak Ty. Moje wypociny w niczym się nie mają do Twoich.. Skrobię, bo skrobię. Ne to co u Ciebie. Jest naprawdę zajebisty..
    Zapraszam do siebie, bo dodaję nowy :)
    Pozdrawiam i życzę weny :* <3
    http://hogwarckie-tajemnice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zacznę od końca, bo naprawdę mnie zdenerwowałaś xd
      TY... zazdrościsz MI! To ja zazdroszczę Tobie! Twój blog jest świetny!
      Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Ja na bank nie potrafiłabym trafić w samo sedno charakterów Huncwotów... a ty potrafisz! ;3

      Troskliwy Freddie- ALWAYS! ;3
      Poważny George...- Mnie też się podoba, chociaż mogłabym mu trochę "swojego" charaktru oddać, ot tak dla zmyłki. No ale nie wszystko stracone... może przyjmijmy, że George jest taki poważny jedynie jeśli chodzi o sprawy sklepu ;3 ;D (Tak, to będzie najlepsze... xd)

      Również pozdrawiam ;3

      **(Polecam tego bloga!)

      Usuń
  5. Ok! No więc chociaż leżę pod 10 kocami i czuję się tak, jakby na moje gardło napadło stado szpilek, a ktoś walił mi młotem w głowę to postaram się napisać cokolwiek sensownego (choć mi też udziela się brak weny na komentarze w ostatnim czasie).
    Zacznijmy od tego, że bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo dziękuję za dedykację :*
    George ma skubany jednak coś w tej swojej rudej łepetynie. Ma dar przemawiania chłopak xd
    Fred...? (widzę, że masz taki sam plan jak ja, żeby w końcu wszyscy znienawidzili chłopaka zakochanego w głównej bohaterce xd) Jest dość... dziwny.
    No bo kurde: tak się martwił o Rachel i wgl, a potem nawet nic jej nie mówi. Mu coś rozum odebrało, czy co? Okres ma czy jak, że ma takie wahania stanów emocjonalnych?! Raz mówi to, potem robi inaczej. Kocha całym sercem, ale nie mówi, że nie będzie już chodził do szkoły?! Co za skończony idiota!!!
    Dalej.... George ma ekstra trafne teksty, tak jak ten z tymi krasnoludkami.
    Uczucia Ray bardzo ładnie opisane. Ekstra Ci to wyszło :*
    Eemm.... Landryna jak zwykle rozwala system xd Po prostu miałam przed oczami jej minę :zmarszczone brwi i zaciśnięte usta (dopiero teraz sobie uświadomiłam, że moja stuknięta nauczycielka od techniki robi taką samą minę xd).
    No i Greg...
    Serio? Myślałam, że inaczej się to potoczy. Tak jakoś... za zwyczajnie było xd Sama nie wiem jak to opisać - po prostu mi to tak jakoś....
    W każdym razie mi zawsze coś nie pasuje, więc się nie przejmuj xd Sama ekspertem nie jestem, super nie piszę, ale do wymądrzania się jestem pierwsza, więc (jak to napisałam w moim pierwszym komentarzu na tym blogu) będziesz musiała mnie znosić.
    (Boże, wszędzie reklamy świąteczne xd Ja chcę święta!!!)
    Nie spodziewałam się wgl takiej reakcji Greg'a. Myślałam, że jeszcze nie wyzdrowiał albo coś i będzie w jakimś obłędzie xd (Tak, uwielbiam się znęcać na bohaterami xd)
    Nadajesz wspaniały nastrój. Nawet to co jest kolorowe jest tylko jedna iskierką wśród niekończącej się szarości. Tak samo jak sklep Wesley'ów na szarek Pokątnej.
    Ale gdyby człowiek miał się tak zadręczać, to czy by to pomogło? Nawet na przykładzie mojej przyjaciółki, która na siłę przedłużała swój melancholijny stan. A On i tak miał ją gdzieś. Bo faceci to takie tępe łychy, że mam ochotę wziąć tego kolesia i mu zawalić w tą jego morde za to, co jej zrobił...
    Ygh!
    No dobra, robi się kącik wyżaleń...
    Koniec!
    I to by było ta tyle. Wybacz biednej chorującej (która zaraz chyba wypluje płuca) te majaczenie i wyżalanie. Pozdrawiam cieplutko (wprost spod 10 koców xd) i życzę multum weny.
    PS, Głupio mi, że tak późno przeczytałam, ale jak wchodzę to nigdy nowego nie ma, a jak nie wejdę to zawsze jest, wiec zawsze możesz mi pisać na blogu, że dodałaś rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, chyba mój najdłuższy kom ever ♥

      Usuń
    2. Kopara mi opadła, jak zobaczyłam długość Twojego komentarza ;3
      Mam nadzieję, że moja odpowiedź wyjaśni co nieco ;P

      No wiesz, George miał bardzo trafne argumenty przemawiające za otworzeniem sklepu... sądzę (ale to ja xd), że dar przemawiania, lub przekonywania nie był tu do końca potrzebny... chociaż kto wie ;d

      ** No dobra, Fred musi kupić sobie większą parasolkę xd**
      Czy mam taki plan? Nie wiem... chociaż, póki co nieźle mi to wychodzi xd
      /Proszę o fanfary, mowa obrończa Freda!/
      Czy ja wiem... Fred miał bardzo wiele wątpliwości, co do zostawiania Rachel w szkole...dawał temu upust poprzez ciągłe zmienianie zdania. Po prostu chłopaczyna, zagubił się w pewnym momencie. Nie był nigdy zakochany, nie wiedział jak do tego podejść... z resztą. Co ja tu będę spojlerami walić. Fred sam siebie będzie bronił w następnym rozdziale... dowiesz się jaki sposób ;)

      Landryna jeszcze powróci, groźniejsza niż zwykle (Tak, to jest możliwe... xd)

      No i ten nieszczęsny Greg... przyznam się bez bicia, że to spotkanie miało się inaczej potoczyć, tylko... doznałam olśnienia w pewnym momencie... uznałam, że nasz ukochany Puchon może jeszcze wiele namieszać (Nie tylko w życiu Rachel)... dlatego... SPOJLER ALARM... wróci on do szkoły, a musiał być już zdrowy. Z resztą, czego magia nie potrafi, nie? ;)

      Nie no spoko... wyżal się, mnie to naprawdę nie przeszkadza. Interesuję się psychologią w jakimś tam stopniu, dlatego słuchanie (i doradzanie.) należy do moich codziennych obowiązków, nie żartuję... xd

      W takim razie, życzę powrotu do zdrowia <3
      Pozdrawiam i z miłą chęcią będę Cię informować gdy pojawi się coś nowego na moim blogu ;*

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody