Music

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 19 "Dlaczego do cholery mnie zostawiłeś...?"


Dedykuję ten rozdział dziewczynie o nazwie: "brak nazwy" (świetny żart xd) i serdecznie zapraszam na jej bloga: Hogwarckie tajemnice. Warto, naprawdę ^^


- Miłość to ściema!- powtarzałam to sobie w myślach biegnąc przez korytarz. Z moich oczu płynęły kaskady łez, nie potrafiłam nad nimi zapanować. Co chwilę ścierałam je rękawem, aby poprawić sobie widoczność i przy okazji nie upaść na ścianę. Pozwoliłam nogom pokierować mną tak, aby dotrzeć do miejsca gdzie będę mogła na spokojnie zalać się łzami. Dokładnie w taki sposób w jaki Fred utopił moje uczucia.
Po drodze potrącałam przypadkowych pierwszoroczniaków, których prefekci odprowadzali do dormitoriów, aby nauczyciele mogli bez zbędnej widowni usunąć skutki kieszonkowego bagna.
Skręciłam w stronę biblioteki, podczas gdy drogę zagrodził mi Wybraniec salutując rękoma abym się uspokoiła. Najwyraźniej musiał zobaczyć całą akcję, którą odwalili bliźniacy. Jednak nie chciałam tego zrobić, chciałam krzyczeć, uderzyć coś... cokolwiek.
- Rachel zatrzymaj się.- poprosił mnie zielonooki.
- Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam krztusząc się własnymi łzami.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęłam Gryfona, odpychając go na bok. Jednak chłopak nie dawał za wygraną, gonił mnie. Dobiegłam do biblioteki gubiąc Pottera i próbowałam schować się pomiędzy regałami. Jednakże za sobą usłyszałam głos Ginny. Prosiła mnie abym się zatrzymała i posłuchała jej. Zignorowałam to, znalazłam pusty kąt. Upadłam na podłogę opierając się o ścianę i szlochając starałam się zapanować nad sobą. Czy się udało? Nie... Po raz pierwszy czułam, że książki wokół zaczęły mnie przytłaczać. Ich ciężar, który był spowodowany ilością historii, zazwyczaj kończących się szczęśliwie, spisanych na kartkach przywiódł mi na myśl ponury obraz prawdziwego życia, które nijak nie przypomina opisanych opowieści. Byłam zagubiona, ciężko oddychałam czułam kujący ból w okolicach klatki piersiowej. Rozglądałam się żałośnie po regałach w poszukiwaniu, tej jednej... jedynej książki. W pewnym momencie zobaczyłam rozmazany obraz ręki wędrującej w moją stronę. Nie zastanawiając się dłużej chwyciłam za nią i poczułam lekkie mocne szarpnięcie do przodu, a zaraz potem wtuliłam się w rudowłosą dziewczynę.
- Rachel, wszystko gra?- zapytała troskliwie Ginny.
- Nie, wszystko się wali. Powiedz mi dlaczego on to zrobił? Dlaczego mnie zostawił, akurat teraz!- zawołałam histerycznie.
- Uspokój się, proszę Cię.- błagała Gryfonka mocniej przytulając się do mnie.
- Kiedy ja go tak cholernie kocham, czy on nie wie co ja do niego czuję?- zapytałam żałośnie.
- Ray, on to wie...- rudowłosa odczepiła się ode mnie.- Kazał Ci to przekazać.- podniosła rękę, a moim oczom ukazał się śnieżnobiały papierek, w całości zapisany lekko niechlujnym pismem.
Wytarłam łzy rękawem. Przez chwilę biłam się z myślami, bałam się tego co jest tam zapisane. W mojej głowie od razu pojawiło się milion czarnych scenariuszy. Jednak pomimo moich obaw skierowałam wzrok na papier i zaczęłam czytać.


Najdroższa Rachel
Moja ukochana księżniczko.

Nie mam słów, aby opisać to co zrobiłem. Perfidnie Cię okłamałem, chciałbym tym listem pokazać, jak wiele dla mnie znaczy Twoja miłość, jak jest ona ważna i jakim egoistycznym dupkiem jestem, lecz nie potrafię dobrać odpowiednio słów. Więc może zacznę od początku:
Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Pierwszą rozmowę, pierwszy uśmiech...? Już wtedy wiedziałem, że jest w Tobie coś wyjątkowego, na samym początku brałem to za zwykłe zauroczenie... cholerne szczeniackie zauroczenie. Trwałem w tym przekonaniu przez kilka lat. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie traktuję Cię jak zwyczajną przyjaciółkę, ale nie dopuszczałem do siebie tej myśli... Bałem się... Dziwne no nie? Fred Weasley czegoś się bał... Teraz też się boję... boję się, że Cię stracę już na zawsze, ale nie mogłem postąpić inaczej, otwarcie sklepu mieliśmy zaplanowane od dawna, a miłości do Ciebie nie zaplanowałem. Proszę Cię tylko o to abyś przeczytała ten list do końca. 
Kim jestem? Zwykłym chłopakiem, który zakochał się w tak wspaniałej dziewczynie jaką jesteś. Jedynym moim osiągnięciem była Twoja miłość, a wiesz dlaczego? Dlatego, że każda minuta spędzona z Tobą, w Twoich objęciach sprawiała iż moje serce biło szybciej. Miałem wrażenie, że każdy skradziony pocałunek był najwspanialszą nagrodą za moje starania, że nagradzał mi on te kilka lat kiedy to nie byliśmy razem i że byłaś tym, do czego dążyłem w życiu. To wszystko co napisałem płynie z głębi serca i mimo tego, że tak mało tu zawarłem to dąży to tylko do jednego ...Kocham Cię Rachel!
 I zanim podejmiesz ostateczną decyzję co do nas... przyjdź na otwarcie naszego sklepu... wtedy będę gotowy, zrobię wszystko, aby ponownie zasłużyć na Twoje zaufanie... Tylko przyjdź...

Twój, na zawsze Fred.


Zauważyłam, że na papierze pojawiły się mokre plamy. Bezradne łzy płynęły po mojej twarzy i opadały powoli na skrawek papirusu spisanego słowami. Słowami na pozór płynącymi prosto z serca, jednak w tym momencie nie potrafiłam tego wyczuć. Gryfon za bardzo mnie zranił, aby uwierzyć w słowo pisane. Skierowałam wzrok niżej i dostrzegłam malutką adnotację dopisaną na samym dole strony:

Pamiętaj: "Amor omnia vincit"



Zanim słowa spisane na kartce do mnie dotarły, musiałam przeczytać ten list kilka razy. Pochłaniałam każde zdanie jak najciekawszą książkę, nie byłam przekonana czy było to napisane prosto z serca, czy rudzielcowi po prostu zrobiło się mnie żal. W każdym razie... ten list jedynie pogorszył sprawę, miałam mętlik w głowie. Jednak większej głupoty niż zdanie, że Fred miłości do mnie nie zaplanował nie było. Tak naprawdę skupiłam się jedynie na nim, a moje myśli kotłowały się niebezpiecznie i podpowiadały mi to, że gdyby Weasley naprawdę mnie kochał, nie dopuściłby do takiej sytuacji. Poddenerwowana jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po treści, a moje spojrzenie przez chwilę zatrzymało się na zdaniu: "Teraz też się boję... boję się, że Cię stracę już na zawsze".  A po sekundzie jednym zwinnym ruchem zgniotłam papier i wyrzuciłam go w bok. Zaraz potem zwróciłam wzrok na skonsternowaną twarz Gryfonki. Posłałam jej ostatnie spojrzenie i chciałam już wyjść z biblioteki, ale Ginny dogoniła mnie i złapała za nadgarstek.
- Rachel, Fred był naprawdę w okropnym stanie... jak dawał mi ten list prawie płakał. Jeszcze nigdy nie widziałam aby on płakał.- powiedziała delikatnie puszczając moją dłoń.
Jednak ja byłam nieugięta. 
- Muszę się skupić na egzaminach. Fred już wybrał to, co jest dla niego najważniejsze, ale niestety to nie jestem ja.- rzuciłam oschle i oddaliłam się w stronę wyjścia.





Gdy dotarłam do pokoju wspólnego Krukonów, od razu po całym pokoju rozległy się pytania uczniów dotyczące ucieczki bliźniaków. Widocznie wszyscy uznali, że ja najwięcej będę o tym wiedzieć. Jednakże mylili się, czułam się osaczona, w uszach dzwoniły mi formułki rzucane w moją stronę, które brzmiały mniej więcej tak: "Czy to prawda, że oni to zrobili?" "Od kiedy to planowali?"
"Oni się świetni" i "Twój chłopak ma naprawdę wielkie poczucie humoru".  To ostatnie zdanie było najgorsze, brzmiało ono tak jakby związek ze mną był dla niego jedynie żartem, przynajmniej dla mnie. Jakoby Fred traktował mnie jako zabawkę... nic nie znaczącą zabawkę. Próbowałam wyprzeć te myśli ze swojej świadomości, ale naciski innych zdawały mi się silniejsze.
- Nie wiem! Dajcie mi wszyscy spokój!- krzyknęłam histerycznie, nie wytrzymując napięcia ze strony innych uczniów. W jednym momencie pytania ucichły, a zakłopotani członkowie domu orła  
lustrowali mnie wzrokiem. Posyłając im pełne wyrzutu spekulacje spojrzenie ruszyłam w stronę swojego dormitorium.
Tego dna nie miałam siły aby wychodzić z mojego pokoju. Odpowiadałam wymijająco na pytania moich współlokatorek, a one po wielu próbach pocieszania mnie uznały, że najlepiej będzie zostawić mnie w spokoju, przynajmniej na razie...



Zaczynał się ostatni tydzień nauki przed egzaminami, a ja przez Freda, nie chciałam ich zawalić. Tego nawet on nie zdoła mi zabrać, a ja przez tą sytuację z Dementorami miałam sporo rzeczy do nadrobienia. Ustaliłam, iż póki co moje myśli będą krążyć jedynie pomiędzy transmutacją, zaklęciami, eliksirami, astronomią, obroną przed czarną magią, zielarstwem, historią magii i kilkoma innymi dziedzinami, które sama sobie wybrałam. O tak miałam tego sporo, ale dzięki nieustającym zajęciom dodatkowym ostatecznie udało mi się skupić nie myśleć o rudzielcu. Na ich miejscu pojawił się strach przez zawaleniem SUM-ów. Nawał zadań, prac i obowiązków wyciskał ze mnie ostatnie poty. Z resztą nie tylko ze mnie, na korytarzach nie można było dostrzec ani jednego ucznia z piątego i siódmego roku. Wszyscy siedzieli w dormitoriach i ostro zakuwali, a na zewnątrz wychodzili tylko podczas posiłków. Zaraz potem znikali za wejściami do pokojów wspólnych, a posiłkowali się sproszkowanymi pazurami smoka i butelkami eliksiru mózgowego Barufa- jedynymi działającymi środkami do wspomagania koncentracji, sprawności umysłowej i pobudzenie.

Tego dnia wyszłam z dormitorium, nie po to, aby coś zjeść, tylko na korepetycje ze Stellą, mimo moich spraw, nie potrafiłam odmówić jej pomocy. Widziałam, że robi ona postępy, na ostatnich zajęciach zaskoczyła mnie perfekcyjną przemianą czajnika w żółwia. Poza tym, mam możliwość traktowania tych korepetycji jako powtórzenia wszystkich praw działających w transmutacji przed testami.
- Gratulacje Stello.- uśmiechnęłam się.- w końcu wymieniłaś mi wszystkie Prawa Gampa, szczerze Ci powiem, że dwa z nich kompletnie wyleciały mi z głowy.
- Tobie? Niemożliwe- Ślizgonka zachichotała.
- Życie potrafi zaskakiwać, jak widać.- mrugnęłam do niej.
Bardzo polubiłam dziewczynę, podczas naszych zajęć potrafiłam naprawdę rozładować stres i przestać zadręczać się problemami. Stella była bardzo charyzmatyczna, może właśnie dlatego tak świetnie się dogadujemy. Nasza znajomość bardzo się rozwinęła, od czasu kiedy Ślizgonka odegrała się na Spinnet, która nie szczędziła mi przykryw słów na temat ucieczki Freda. Podała jej wtedy zrobiony przez siebie Eliksir Bujnego Owłosienia, który zmienił "uroczą" czarnoskórą Gryfonkę w owłosionego szympansa na cały tydzień.
- Dobrze, skoro potrafisz je wymienić, może spróbujemy zająć się trudniejszą rzeczą.- zaproponowałam.
- Coś czuję, że sobie tego nie odpuścisz.- odpowiedziała mi.
- Nazywam to przemianą międzygatunkową.- powiadomiłam ją z cieniem uśmiechu.- W najprostszym języku to zmiana jednej istoty żywej w drugą.
Stela przytaknęła, a ja podeszłam do jednej z klatek i wyciągnęłam z niej białego szczura z czerwonymi oczami. Położyłam go w osobnym pojemniku i wyciągnęłam różdżkę.
-  Teraz uważaj, to zaklęcie jest dosyć trudne w wymowie. Jedno małe przejęzyczenie, a skutki mogą być okropne.- zaczęłam poważnie.- Obserwuj mój ruch ręką.
Po tych słowach podniosłam wzrok na mój cel, wypowiedziałam formułkę zaklęcia, a zwierze w jednym momencie zmieniło się w jaszczurkę.
- To jest bardzo wyczulona dziedzina transmutacji- zaczęłam obserwując łuskowate zwierzątko.-często zdarza się że transmutowane zwierzę jest zdeformowane, lub nie posiada kręgosłupa, albo innej części szkieletu.- podniosłam wzrok, a dostrzegając zmieszane spojrzenie Ślizgonki kontynuowałam.- To nic takiego, po powrocie do dawnej postaci wszystkie braki się uzupełniają.- sprostowałam.
- Rozumiem.- mruknęła niepewnie dziewczyna.
Machnęłam różdżką, a gad odzyskał swoją prawidłową postać.
- Poćwiczymy to następnym razem.- dodałam spoglądając na zegarek.
- No dobrze.- zgodziła się Ślizgonka.- Wybierasz się może na Hogsmeade po SUM-ach?
Moja twarz w jednym momencie spochmurniała. Przypomniałam sobie, że podczas tej wycieczki czeka mnie spotkanie z Fredem i ta... rozmowa podczas której wszystko miało się wyjaśnić. Ale czy ja tego chciałam? Czy chcę go w ogóle słuchać?- zapytałam sama siebie i usiadłam słabo na krześle.
- Ymmm... przepraszam, ja naprawdę nie chciałam.- powiedziała niewinnie czarnowłosa siadając na krześle obok.
Stella, jako jedna z nielicznych wiedziała jak naprawdę postąpił rudzielec. Nie podobało jej się to, że Gryfon postąpił tak okrutnie względem mnie.
- Wszystko dobrze, to ja muszę się w końcu ogarnąć, nie mogę się zachowywać w taki niedorzeczny sposób.
- Jak dla mnie powinnaś nie dawać mu satysfakcji.- zaczęła.- Potraktował Cię jak ścierwo, rozbudził w Tobie uczucia i je zgniótł, czy tak zachowuje się kochający chłopak?
- Stello, wiem jak on mnie potraktował ale nie potrafię wyzbyć się wszystkich uczuć do niego od tak. Rozumiesz?
- Własnie nie, nie rozumiem Ciebie, ani jego postępowania, najpierw mówi, że Cię kocha a potem zostawia samą bez słowa.
Westchnęłam ciężko, dla Ślizgonki sprawa była jasna. Ale skąd ona może wiedzieć jak trudno jest przestać kochać. Właściwie czy ona była w ogóle zakochana? Szczerze wątpię...
- Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam.- chciałabym tylko o tym zapomnieć i przestać zaprzątać sobie nim głowę.
- No cóż, nie rzucę na Ciebie zaklęcia zapomnienia, bo nie potrafię... ale mogę dać Ci radę, abyś zrobiła teraz coś na co masz ochotę.- mrugnęła do mnie.- Czy jest takie coś?
- Poza płaczem to chyba zaklęcia.- rzuciłam szybko nie zastanawiając się na moimi słowami.
Stelli, aż zaświeciły się oczy gdy usłyszała ostatnie słowo. Jej reakcja była dosyć specyficzna, ponieważ, jak na komendę uśmiechnęła się sprytnie, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać. W tym momencie myślałam tylko nad tym, aby skorzystać z jednej księgi...



Egzaminy przeleciały jak orkan Ksawery, a piątoklasiści odetchnęli z ulgą. Jednak było to tylko pozorne, cała szkoła huczała teraz o zwolnieniu Hagrida z funkcji nauczyciela Opieki nad magicznymi stworzeniami i ataku Umbridge, oraz aurorów na profesor McGonagall. Miało to miejsce podczas naszego praktycznego egzaminu z astronomii. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Teraz, gdy nie ma McGonagall, nikt nie będzie w stanie powstrzymać tej różowej ropuchy przed "zniszczeniem" szkoły. Uczniowie zaczynają się powoli bać o swoje życia wielu z nich uważa, że dyrektorka zwariowała. Nikt się im nie dziwi... dlatego normalne jest to, że w dobie samych problemów, czasami warto jest od nich odskoczyć.
Nadeszła sobota, a tym samym wycieczka do Hogsmeade. Od rana było mi niedobrze, nie wiem czy było to spowodowane stresem przed rozmową z Fredem, czy zmęczeniem.
Nie wysypiałam się w nocy, zaczęłam wysiadać nerwowo. Czułam się jak cień człowieka, te wszystkie kłopoty zwaliły się na mnie tak nagle. Przekradły się niepostrzeżenie... martwiłam się praktycznie o wszystko. Sama się sobie dziwię, że jeszcze normalnie funkcjonuje.
Zauważyłam ostatnio zmianę w swoim zachowaniu, chodzę cała rozdrażniona, kłócę się ze wszystkimi i raz na jakiś czas przechodzi mnie zimny dreszcz po plecach. Tłumaczyłam sobie moje zachowanie, jako skutek ostatnich wydarzeń. I nawet jeśli sama siebie okłamywałam, nie chciałam o tym myśleć...



Weszłam do sklepu wraz z Harrym, Hermioną, Ronem i Ginny. Nie czułam się tego dnia zbyt dobrze, dlatego chciałam czym prędzej zakończyć tą sprawę z Fredem.
Nie było to zbyt proste, ponieważ od razu jak weszliśmy do moich uszu dobiegł dźwięk chichotów, i rozmów, ludzi odwiedzających miejscówkę bliźniaków. Rozejrzałam się dookoła.  W środku było mnóstwo półek z produktami i stosów pudełek piętrzących się aż do sufitu, które utrudniały poruszanie. Dostrzegłam, że artykuły przeznaczone do robienia dowcipów i te z serii Cud - Miód Czarownica miały krzykliwe barwy. A te służące obronie osobistej były skromniejsze, sektor z nimi został oddzielony od reszty sklepu kotarą. Mogłabym godzinami wpatrywać się w wspaniałe kolory i produkty bliźniaków, zachwycać się ich efektami, oraz śmiać się z miniaturowej Umbridge na monocyklu, mówiącej charakterystycznym dla niej tonem: "Natychmiast ma być spokój!".
Jednak nadal pamiętałam o prawdziwym celu mojej wizyty. Pośród tego tłumu próbowałam wypatrzeć właścicieli, chodziłam po dosyć sporym budynku, gubiąc się gdzieś pomiędzy przedziałami, których ułożenie przypominało mi labirynt.
W jednym momencie wychwyciłam wzrokiem Cho, która przyglądała się eliksiru miłosnemu bliźniaków, zmarkotniałam. Przypomniałam sobie o tej sytuacji kiedy to Fred chciał się poświęcić dla mnie i nakłamał Umbridge, że podał mi eliksir miłosny. Podeszłam marnym krokiem do przyjaciółki i poklepałam ją po ramieniu.
- Cho, nie wiesz gdzie są bliźniacy?- zapytałam.
-Nie wiem Rachel, nie widziałam ich w tym tłumie, ale skoro pytasz to jednak chcesz z rozmawiać z Fredem?- zapytała patrząc na mnie skupionym wzrokiem.
- Nie powiedziałabym, że chcę.- zaprzeczyłam.- bardziej, że muszę.
- Nie powiem, żeby to był za dobry pomysł Rachel...
- Ja też nie jestem co do tego przekonana, ale muszę poznać całą prawdę.- sprostowałam,.
- Ale co zamierzasz z zrobić, zerwać z nim?- zapytała ciekawskim tonem Chinka.
- Nie wiem...- przerwałam i rozglądnęłam się po sklepie, ponieważ wydawało mi się, że słyszę Freda.
- Powinnaś tak zrobić.- doradzała mi Krukonka, a ja zwróciłam wzrok w jej stronę nie dostrzegając rudzielca.
- Ty także?- zapytałam powątpiewająco.- Dlaczego tak bardzo chcesz, abym z nim zerwała?
- Bo widzę, jak się z tym męczysz.- rzuciła szybko dziewczyna, odkładając na miejsce flakonik.
- Ale ty od samego początku chciałaś żebyśmy nie byli razem... możesz mi wyjaśnić dlaczego?- zapytałam ostro.
Nie otrzymałam odpowiedzi, ponieważ w tym samym momencie usłyszałam głos bliźniaków.
- Do nas! Do nas!- krzyczeli zgodnie.
- Omdlejki grylażowe.- zawołał George.
- Krwotoczki truskawkowe.- zawtórował mu Fred.
- Doskonałe do szkoły...- dodali oboje
Te słowa trafiły do mnie jak grom z jasnego nieba. Odwróciłam wzrok w stronę bliźniaków.
Zobaczyłam go... w eleganckim brązowym garniturze, dokładnie ułożonymi włosami, uśmiechniętego od ucha do ucha i z radością obserwującego tłum pałętający się po sklepie. Moje serce natychmiast zaczynało bić, wystukując rytm szczęścia. Natomiast mój rozum próbował nad tym jak najszybciej zapanować.



W jednym momencie zauważyłam, jak skupiony wzrok Freda spotyka się z moim. Podbudowany rudzielec czym prędzej zbiegł ze schodów i ruszył w moją stronę. Gdy był już blisko mocno objął mnie w pasie. Ja nie wiedząc jak mam się zachować odwzajemniłam uścisk, jednak zaraz odsunęłam się od niego. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, ale to nie miało tak wyglądać.
- Jednak przyszłaś... bałem się, że się nie zjawisz.- rzekł pełnym nadziei głosem.
- Nie myśl sobie za dużo Fred. Chciałam jedynie wiedzieć dlaczego to zrobiłeś, dlaczego do cholery mnie zostawiłeś?- założyłam ręce na piersi.
- Ray, chodźmy może do innego pomieszczenia.- pociągnął mnie za rękę.
Szliśmy tak w ciszy przez cały sklep, mijając po drodze tabuny klientów, przeglądających różnorakie produkty Weasleyów. Przez całą drogę zastanawiałam się jak potoczy się rozmowa. Bałam się jej, jednak nie mogłam w tym momencie uciec.
Po chwili dotarliśmy na miejsce był to składzik o prostokątnym kształcie, miał ściany koloru czerwonego a po kątach walały się pudła wypełnione po brzegi nowymi wynalazkami bliźniaków. Jako pokój o takim właśnie przeznaczeniu, zdawał się strasznie duży. Krążyłam zaciekawiona po całym pomieszczeniu mijając po drodze tekturowe kartony, aż w końcu dotarłam pod duże, obtoczone czarną ramą okno. Spojrzałam przez nie, a moim oczom ukazał się wspaniały widok. Najpierw zauważyłam wysokie drzewa z bujnymi koronami i białą korą, których liście pod wpływem lekkiej bryzy powietrza poruszały się na boki. Rosły one wzdłuż krętej ścieżki na bokach której znajdowały się drewniane ławki. W oddali zauważyłam piękne, zielone wzgórza, porośnięte drzewami tworzącymi wspólnie lasek. Między polami płynęła rzeczka, a nad nią rozłożony był drewniany, mały mostek, łączący deptak. Był to piękny widok, jednak coś mi tutaj nie pasowało.
- Fred to nie jest prawdziwy widok, zgadza się?- zapytałam.
- Strzał w dziesiątkę księżniczko. To efekt zaklęcia.- podszedł do mnie.
- Tak coś podejrzewałam, tutaj nie ma aż takich pięknych widoków.- powiedziałam wpatrując się w malowniczy krajobraz.
Poczułam wtedy jak rudzielec obejmuje mnie w pasie i przytula się do mnie. Zamknęłam oczy rozkoszując się tym dotykiem. Jednak gdy wyczułam, że Gryfon zaczyna delikatnie muskać moją szyję, obudziłam się z tej błogości i odskoczyłam od niego jak poparzona.
- Przestań Fred...- powiedziałam ostro, a dostrzegając skołowane spojrzenie rudzielca kontynuowałam.- Możesz mi się w końcu wytłumaczyć, dlaczego tak postąpiłeś? Dlaczego mnie skrzywdziłeś?
- Rachel... sądziłem, że to wszystko zrozumiesz. Ale jak obiecywałem tak też zrobię... Mam nadzieję, że czytałaś list.- spojrzał na mnie.
- Tak czytałam i co w związku z tym?
- Te słowa płynęły prosto z serca, tak samo jak i te...- złapał mnie za rękę.- Wiem jak mocno Cię zraniłem. Ja po prostu chciałem udowodnić, że potrafię zrobić coś więcej niż tylko żartować, próbowałem zachowywać się jak na mężczyznę przystało, rozwijać się, spełniać marzenia. Wszystko po to aby Ci zaimponować, ale w pewnym momencie coś we mnie pękło... Pogubiłem się w uczuciach. Pewnie teraz powiesz, że jestem za słaby, za bardzo nieudolny, że nie potrafię kochać, a tylko łamać serca... wcale się temu nie dziwię. Nie zdziwię się również, jeśli mnie znienawidzisz. Nie jestem zbytnio doświadczony w miłości... dopiero raczkuję. Zrozumiałem swój błąd, wtedy... gdy zobaczyłem Cię wtedy na korytarzu. Jednak było już zbyt późno aby się wycofać. Uczę się kochać, rozumiesz, uczę... pobieram od Ciebie cholerne korepetycje i za każdym razem odnajduję w nich część siebie, tą głęboko ukrywaną część siebie...- wypowiedział to wyznanie na jednym oddechu.
Czułam jak moje oczy zaszły się łzami, jednak nie mogłam odpuścić, po prostu coś mi podpowiadało, że jeżeli teraz czegoś z ty nie zrobię to się będzie powtarzać.
- Freddie, ja to wszystko rozumiem, tylko nie mogę uwierzyć temu, że nic mi nie powiedziałeś.- oparłam się o ścianę.- Zrozumiałabym to... jak mogłeś wątpić?
- Ale ja wcale w to nie wątpiłem.- podszedł do mnie.- Wiem, że jesteś inteligentna i na pewno zależy Ci na moim dobru...
- Mam nieco inne odczucia.- mruknęłam przewracając teatralnie oczami. Na co rudzielec stanął naprzeciwko mnie, aż uderzył mnie zapach jego perfum.
- To sobie je miej, ale ja i tak będę się starał Ci to wytłumaczyć... Nigdy nie miałaś takiego wrażenia jakby rozum kłócił się z sercem? Jakby Twoje pragnienia, chęć samorealizacji nie zgadzały się z uczuciami?- przybliżył swoją twarz do mojej na zaledwie kilka centymetrów.- Jakby wszystko co jest dla Ciebie najważniejsze podzieliło się na dwie części?- wyszeptał.
Wpatrywałam się w jego brązowe źrenice, które przeszywały mnie na wskroś. Nie potrafiłam skupić się na niczym. Dostrzegłam w nich tą samą znajomą iskierkę, a przede wszystkim troskę i... miłość. Pod wpływem jego spojrzenia w geście zgody kiwnęłam lekko głową.
- I właśnie to mnie hamowało. Pamiętasz ten moment na błoniach i... mój prezent? Twoje oczy mówią mi, że tak...- uśmiechnął się łobuzersko.- Zapamiętaj te słowa umieszczone na zniczu. A razem wszystko przetrwamy. Obiecuję...
Czułam, że za chwilę zrobię coś, czego będę znowu żałowała. Mimo, że mu uwierzyłam, nie potrafiłabym być z nim i zachowywać się jak kiedyś. Może później, na pewno nie teraz.
- Ja... chyba muszę już iść.- powiedziałam drżącym głosem. I już chciałam ulotnić się z tego pomieszczenia, ale oczywiście Fred musiał dołożyć trzy grosze. Wykonał nagły ruch i w sekundzie wpił się w moje usta obdarowując je gorącym pocałunkiem.
Poddałam się temu, przez chwilę oboje trwaliśmy złączeni ze sobą wargami. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, dlatego jednym momencie odsunęłam go delikatnie do tyłu, ale nic mu nie powiedziałam. Wpatrywałam się w jego twarz, bałam się tego że rudzielec zaraz zacznie się awanturować lub dopytywać jednak nic takiego nie miało miejsca.
- Teraz wiem, że nadal mnie kochasz, a tylko o to mi chodziło.- uśmiechnął się łobuzersko.-  I jeżeli potrzebujesz czasu, aby to wszystko na spokojnie przemyśleć... dostaniesz go, tyle ile potrzebujesz.- dodał i odszedł usatysfakcjonowany zostawiając mnie samą, bijącą się z myślami...

10 komentarzy:

  1. Ooooo tak, Fred powraca do moich łask w wielkim stylu. Na początku byłam na niego jeszcze trochę zła (ale tylko troszeczkę), a potem... ten list...
    No i znowu jestem na etapie ,,O Boże, kocham Freda" :D
    Gdybym była Rachel w realu, zapewne nie wybaczyłabym Fredowi, ale... ff rządzą się innymi prawami. W ff może być dużo miłości i mi to nie przeszkadza ;)
    Cały czas mi się wydaje, że Stella ma coś wspólnego z Cho, ale może to tylko moja chora wyobraźnia.
    Ogólnie, super, cudnie i fajnie - jak zawsze.
    Jestem ciekawa, jak poprowadzisz akcję dalej (no i wakacje - proszę, opisz je! Zawsze wychodzą z nich najlepsze momenty xD)
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fred... to był tylko taki jednorazowy wybryk, za bardzo go koch... lubię, żeby zrobić z niego kompletnego egoistę także, sama masz skutki xd
      Bo ja wiem, czy Rachel wybaczyła Fredowi... uwierzyła mu, ale czy wybaczyła? Mogę z tym polemizować ;)
      A mnie trochę przeszkadza... nigdy nie byłam zbytnio romantyczna, dlatego to jest dla mnie nowość. Dopiero uczę się traktować poważnie "wielką miłość" :)
      Stella i Cho... hmmm zobaczymy, wszyscy ;)
      A z wakacjami będzie ciężko, ale na pewno poświęcę temu... kilka rozdziałów... może z pięć. Jakby nie było to także jest potrzebne ;)

      Wzajemnie :*

      Usuń
  2. Właśnie! Cho! W tym rozdziale serio była podejrzana i wydaje mi się, że Johanna Malfoy może mieć rację! Phi, ale całkiem możliwe, że to Ty chcesz swoich czytelników zmylić tak, jak z tamtym głosem matki Harry'ego, przez który zaczęłam snuć błędne teorie. X'D
    Widać, że Fredowi serio zależy na Rachel. I, kurde, przez to, że jest taki... nieporadny uczuciowo lubię go jeszcze bardziej (wcześniej nie zwróciłam na to uwagi jakoś X'D).
    Stellę nadal lubię. Niezła z niej aktoreczka.
    W ogóle. Bardzo mi się podobał pomysł z tym zaklęciem, które zmieniło widok za oknem! Genialne! Chciałabym tak!
    Pozdrawiam, A.
    PS: Uwielbiam pierwszy gif. Ale to już wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy chcę zmylić... czy nie chcę... lepiej się w to nie zagłębiać ;>
      No przepraszam, ale z tym głosem nie potrafiłam się powstrzymać ;d
      Fred- nieporadny uczuciowo... uhuuu, prawda! Cieszę się, że ktoś to zauważył. (On jest tak samo nieporadny jak ja... także tego ;D)
      Stella to Stella... nic z nią nie zrobić. Nawet Rachel się do niej przekonała ^^
      Zaklęcie wyszło tak spontanicznie, uznałam że to był fajny element ;)

      Również pozdrawiam ;)
      I tak, tak wiem. To był mój pierwszy... także też go kocham <3

      Usuń
  3. Dziwne. Powiedz mi jak to jest, że normalnie nie cierpię czytać i nie czytam tego typu miłosnych lektur, a u Ciebie to robię bez wstrętu i odrzucenia? Nawet z zainteresowaniem i chęcią? Cóż, albo zaczynam się powoli przekonywać, albo mnie ktoś rzucił na mnie zaklęcie, zmieniające nastawienie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Nie mam pojęcia ;)
      U mnie to normalne, że muszę się przekonywać... ale z Tobą hmmm, może rzeczywiście ktoś rzucił jakieś zaklęcie na Ciebie ;D

      Na prawdę cieszy mnie to, że moje opowiadanie (możliwe) może kogoś "przekonać" do tego rodzaju opowieści ;p

      Usuń
  4. O jaaaa ❤ dziękuję za dedykację, kochana jesteś :*
    Uwielbiam takie momenty, więc nie krępuj się i pisz częściej. Pamiętaj, że im więcej bliźniaków tym lepiej xd rozdział cudowny jak zawsze, ale no już chcę wiedzieć co ta Stella z Draco chcą od Rachel.. Zaczynam się niecierpliwić :D
    Pozdrówka i weny, kochana! :* ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pamiętam, pamiętam ;) Jednak to opowieść o Rachel, na niej się najlepiej skupiać ;D
      Stella i Draco, oboje mają bardzo ważną misję od Czarnego Pana, więc już współczuję Krukonce ;)

      Wzajemnie ;*

      Usuń
  5. Ta końcówka taka aww.
    Przy liście po prostu się wzruszyłam. Poczułam jakbym była Rachel. Co ta Cho kombinuje?!
    Przepraszam, ale nie dam rady się rozpisać. Zapraszam do mnie na piątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, ważne, że spodobał Ci się rozdział ^^
      Chętnie zajrzę ;3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody