Music

sobota, 1 października 2016

Rozdział 40 "Tego ode mnie chciał..."


Rachel


Ocknęłam się z niewiarygodnym bólem głowy. Leżałam na kamiennej podłodze. Zimno...
Nie pamiętałam nic z tego co się wydarzyło. Nie wiedziałam która godzina, miałam nawet problemy z określeniem dzisiejszej daty.
Przymrużyłam oczy. Resztką sił podniosłam się na nogi. Wszystko mnie bolało, a w głowie pojawiła mi się wizja czerwonego światła i tępy ból przeszywający moje ciało.
- Czy ja nie żyję?- zadałam sobie pytanie, ale odpowiedź niemal od razu pojawiła mi się w głowie.- Nie, raj wyglądałby inaczej...
Rozejrzałam się, było ciemno... lekko poruszająca się mgła i malutkie pomieszczenie. Wtedy już wiedziałam, że nie są to normalne warunki... byłam uwięziona.
Niemal natychmiast sięgnęłam do kieszeni...
Nie było tam różdżki.
Chwiejnym krokiem podeszłam do krat. Ujęłam je w dłonie i mocno pociągnęłam. Zdecydowanie za mocno, jęknęłam cicho z bólu.
Zaraz potem usłyszałam szybkie kroki. Odsunęłam się. Nie wiedziałam, co miałam zrobić... udawać martwą, czy się schować... schować się? Gdzie? Przecież tu była pusta przestrzeń.
Stałam jak osłupiała i czekałam... czekałam, właściwie nie wiedziałam na co.
Usłyszałam głośny łomot, jakby ktoś własnoręcznie przepołowił jakiś metal. Potem skrzypienie zardzewiałych krat. I ponownie pierwszy dźwięk. Przypuszczałam, że ktoś otwierał drzwi, przeszedł przez nie i zamknął z powrotem.
Po chwili przede mną pojawiły się dwie osoby, nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom, jedną z tych osób była...
- Stella?- szepnęłam, bo tylko tyle udało mi się wydusić.
Nie odpowiedziała, stała przede mną i nienawistnym wzrokiem wpatrywała się w moja osobę.
- Co to wszystko ma znaczyć? Czy to jakiś żart? spytałam, ponownie chwytając się krat.
Ból uderzył ponownie. Zagryzłam lekko wargi, starając się go nie czuć aż tak mocno.
- W końcu odzyskałaś przytomność.- odparła chytrze, a mężczyzna za nią, o posiwiałych już włosach, czarnych oczach i blizną na pół twarzy, uśmiechnął się złośliwie prezentując rząd, żółtych i krzywych zębów.
- Powiesz mi co to ma znaczyć?- zmarszczyłam czoło.
- Otóż to, że Draco miał rację, jesteś zbyt ufna dla ludzi, którzy chcą twojej zguby.- zacytowała Ślizgonka.
- Ty... ty pracujesz dla Voldemorta?- z trudem przyszło mi wypowiedzenie tych słów.
- Nie jesteś godna wymawiać jego imienia, Trust...- mruknęła jadowicie Stella, nadal zachowując spokój.- ... ale, tak od samego początku i nie rozumiem jak można być aż tak głupim, żeby się nie zorientować.- Zaśmiała się się kpiąco.- Widocznie można...
Nie potrafiłam uwierzyć w to, że Draco mówił prawdę. On ostrzegał mnie przed Ślizgonką, wiedział jaka ona jest i co planuje zrobić, a ja go nie posłuchałam.
- Jak się tutaj znalazłam?- spytałam, nie tracąc opanowania.
- Powinnaś zapytać mojego kochanego braciszka.- odparła ironicznie.
- Kogo? Dlacze...- nie dokończyłam zdania, ponieważ zaczęłam mniej więcej kojarzyć wydarzenia poprzedzające tą sytuację.
- Powiesz mi, jak można być, aż tak żałosnym?- prychnęła dziewczyna, orientując się, że zaczęłam sobie wszystko przypominać.
Nie odpowiedziałam jej, poczułam modne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. W jednym momencie po moim ciele rozeszło się kilkadziesiąt małych iskierek. Teraz już naprawdę zachciało mi się płakać, nie było spowodowane to bóle fizycznym, lecz psychicznym, który nasilił się gdy tylko pomyślałam o Davidzie. Nie chciałam się rozpłakać, nie przed tą żmiją, dlatego uderzyłam z całej siły w ścianę lochu. żeby jakoś się wyżyć. Jednakże nie uśmierzyło to mojego bólu, a jedynie spowodowało, że z pięści zaczęła lecieć mi krew.
- Oszczędzaj siły Trust, Masz spotkanie...- odparła Stella, rozbawiona moimi posunięciami.- Hudges, przyprowadź naszego gościa.- zarządziła dziewczyna i odeszła w stronę drzwi.
Mężczyzna przytaknął i zaczął otwierać zamek. Nie wiedziałam co mam robić, chciałam uciec, ale on miał różdżkę. Zamknęłam oczy. Wstałam powoli, wiedziałam, że i tak mnie to czeka...
Śmierciożerca złapał mnie za nadgarstki popchnął przed siebie. Nie odezwałam się wtedy, przygryzałam zęby i szłam jak na ścięcie.
Po dwóch minutach dotarliśmy do jaśniejszego pomieszczenia, bogato zdobionego z resztą. Wywnioskowałam, że był to salon. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, skórzany tapczan, szklany stolik, kilka drewnianych szafek i postać. Ciemna postać przyglądająca mi się bacznie.
- Na rozkaz Panie.- mężczyzna ukłonił się nisko i popchnął mnie mocniej na środek.
- Możesz odejść.- odezwał się Voldemort.- A więc znów się spotykamy.
- Nie powiem, żeby było to miłe spotkanie.- mruknęłam ledwo dosłyszalnym tonem, unikając wzroku Riddle'a, dlatego ten złapał za podbródek i uniósł go lekko. Nie miałam wyboru... spojrzałam w jego puste oczy, a on się tylko zaśmiał... tego ode mnie chciał.
- Dla ciebie na pewno nie.- odepchnął mnie do tyłu, w taki sposób, że upadłam na plecy i nie potrafiłam ponowne wstać na nogi.
Pragnął bym go błagała, prosiła, by dał mi już spokój. A on sam śmiałby z tego, że byłam skazana na jego łaskę. Każda moja łza byłaby dla niego dopalaczem, czymś co posuwało by go do dalszych działań. Dlatego, gdy z jego ust padło pierwsze Crucio nie załamałam się. Nie uroniłam nawet łzy, jedynie mocniej przygryzłam zęby, żeby choć trochę ulżyć sobie w cierpieniu. Dusiłam w sobie emocje... nie rozumiałam czego on ode mnie chciał. Może sprowadził mnie tu dla rozrywki, albo po to aby popchnąć Harry'ego do działania. A może chodziło o coś jeszcze...
- Odprowadzić ją!- krzyknął Czarny Pan.
Hudges, który po raz kolejny pojawił się w pomieszczeniu próbował zabrać mnie na ręce, aby wypełnić rozkaz.
- Nie tak...- mruknął Voldemort, zauważając jego próby.- Nie jest godna, aby nosić ją na rękach. Ciągnij ją na podłodze. W końcu to ona jest naszym więźniem.
Chwila milczenia. Widocznie mężczyzna musiał przetworzyć tą informacje w głowie, ale gdy mu się do udało. Upuścił mnie na kafelki i pociągnął za sobą z powrotem do lochów, gdzie z wycieńczenia ponownie zasnęłam.

Fred


 - Stary!- usłyszałem za sobą głos mojego brata.- Siedzisz w tej toalecie dłużej niż panienka.
- Pragnę ci przypomnieć bracie, że to ty przed przyjazdem Angeliny siedziałeś tam ponad 2 godziny perfumując się i po raz pierwszy w życiu biorąc prysznic z wyłącznym udziałem mydła i szamponu.- odgryzłem się mu żartobliwie, a zza drzwi usłyszałem tylko śmiech George'a.
- Wygrałeś bracie, tym razem...- prychnął aktorsko.
- Tak samo jak ze sto razy poprzednio.- wyszedłem z łazienki w bokserkach, i oparłem się o framugę drzwi.- Jak myślisz, czy garnitur to będzie przesada?- spytałem pół żartem pół serio.
- Co ty, oświadczać się chcesz?!- krzyknął George, tak głośno, że było słychać na cały dom.
W jednym momencie do drzwi dobiegła nasza matka i oddychając ciężko.
- Jakie znowu oświadczymy?- spytała zdyszana.
Spojrzałem na George'a spojrzeniem pełnym żalu, jednocześnie walczyłem z tym, aby przypadkowo nie roześmiać się z głupoty bliźniaka.
- To ty nic nie wiesz mamo?- spytał poważnie brat.- Nasz mały Fryderyk chce się ochajtać.
Niestety moje ostrzegawcze spojrzenie na nic się zdało. George widocznie chciał wykorzystać tą głupią sytuację, aby wkręcić mamę w moje oświadczyny... a ja? Nie zamierzałem go powstrzymywać, uznałem, że może to być bardzo udany żart.
- No wiesz Georgie?- spytałem z żalem.- To miała być tajemnica.
- Wybacz braciszku, zapomniałem.- George, aktorsko przyłożył dłoń do ust.
- Mamo, skoro już wiesz...- zwróciłem się do niej.- ... mogłabyś przeszkolić Rachel w pracach domowych? W końcu jeśli ma zostać moją żoną , musi wiedzieć jak działa nasza piękna, odbudowana nora.- dodałem, ale zauważając jak moja rodzicielka robi się czerwona niczym indyk w piekarniku, nie powstrzymałem śmiechu. 
Minęła chwila, zanim mama zorientowała się, że tak naprawdę ją wkręcaliśmy, a jeszcze krótsza chwila, gdy poczułem mokrą szmatę, która z impetem uderzyła w moją głowę.
- Ja wam dam ożenki!- krzyczała, coraz mocniej uderzając mnie i mojego brata szmatą.- I jednemu i drugiemu!- powtarzała to, jak omen.
Jednak to, że dostawaliśmy w tym momencie lanie bawiło nas jeszcze bardziej... co w pewnym momencie zraziło matkę, która po chwili obrażona odeszła w stronę drzwi. Mrucząc coś pod nosem, że nie dostaniemy kolacji.
- Bardzo przesadziliśmy?- spytał George, który nadal rechotał.
- Bardzo.- zawtórowałem bratu, który już powoli się uspokajał.
Mimo naszych żartów spodobała mi się ta perspektywa. I kto wie, może gdy się sytuacja uspokoi...

Rachel


Siedziałam po turecku w pustym, białym pokoju. Było głucho, pusto. Rozlegał się tylko jakiś dźwięk, nie pamiętałam nawet czym był, tylko jak brzmiał. Był głośny, przenikający do samego umysłu i bardzo bolał. Jakby ktoś mieszał mi nim w głowie.

Obudziłam się przerażona, obolała. Ten sen nie uspokajał mojej sytuacji, pogarszał tylko to co stało się poprzednio... ciekawo co mógł oznaczać...
Rozejrzałam się po lochu, było zupełnie pusto. Można było nawet odnieść wrażenie, że jestem tu jedynym więźniem, ale byłam przekonana, że tak nie jest, tylko ta cisza była spowodowana możliwościami niektórych zaklęć maskujących.
Zaklęć... oddałabym wszystko, aby móc mieć przy sobie różdżkę...
Podniosłam się z miejsca, co przyszło mi z łatwością. Nawet zdołałam się lekko uśmiechnąć co, w mojej sytuacji było bardzo dziwne.
Byłam głodna... zziębnięta. Chciałam się stąd jak najszybciej uwolnić. Myślałam nad możliwościami... było ich niewiele. 
Nie wiedziałam gdzie jestem i jak długo tu jestem... pomagała mi tylko myśl o innych. Harry, Ron, Hermiona, Cho i cała reszta stanie na głowie, żeby mi pomóc. Do tego czasu musiałam jakoś wytrwać... przecież to moi przyjaciele... właśnie... David też był przyjacielem, z resztą najbliższym, a teraz, to przez niego tutaj jestem.
Przygryzłam wargę, zabraniając kroplom wody opuścić moje oczy. Nie mogę. Voldemortowi to będzie za bardzo na rękę, on tego właśnie ode mnie oczekuje. A ja nie mogę mu tego dać.
Brudnym rękawem, poplamionym zaschniętą krwią otarłam pojedynczą łzę. Podbiegłam do krat i zaczęłam w nie uderzać. Nie wiem co chciałam tym sposobem osiągnąć, wiedziałam, że mój trud pójdzie na marne. Jednak nie poszedł, przypomniałam sobie o tym, że jednak istnieje sposób, aby móc uciec. Przecież... moje dłonie. Może uda mi się użyć szatańskiej pożogi i zagiąć kraty...?
Nie oczekiwałam na odpowiedź, chwyciłam mocno za żelazo i skupiłam całą moją energię na dłoniach. W przeciągu kilku sekund, moje ręce nagrzały się do maksimum, a ja niemal czułam tą lawę...  po jakimś czasie udało mi się wytworzyć takie ciepło, że kraty same się rozszerzyły.
Przeszłam przez nie i znalazłam się po drugiej stronie. Uśmiechnięta, przybiłam sobie mentalną piątkę i wzięłam się za szukanie wyjścia. Przy mijaniu poszczególnych zakrętów, niczym dziki zwierz nasłuchiwałam kroków. Każdy, chociaż najcichszy dźwięk powodował u mnie stan przedzawałowy. Mój oddech od razu stawał się niezwykle płytki. Ta prosta czynność sprawiała mi teraz trudność. I to nie z powodu bólu. Tylko z tego, że zdałam sobie sprawę, że gdy nawalę już nigdy się stąd nie wydostanę...
- Głupia idiotko...- obraziłam sama siebie.- Nie nawalę, nie wolno mi tak myśleć.
- Rachel?- usłyszałam słaby głos, dochodzący z jednej z cel, które mijałam. Stanęłam na baczność, najwyraźniej musiałam skarcić się głośniej, niż przypuszczałam.- To ja Farrah.
- Farrah? To ty?- rozejrzałam się.- Gdzie jesteś?
Nagle z środka jednej z cel, wyłoniła się postać dziewczyny. Przeraziłam się jej wyglądem... była cała poharatana. Miała przekrwione oczy, tłuste, splątane włosy, stare szpitalne łachy i była na tyle osłabiona, że ledwo trzymała się na nogach. Optycznie, też jej było mniej, wyglądała jak szkielet.
- Złapali cię...- aurorka nie potrafiła uwierzyć własnym oczom.- Jak to się stało?
- Zostałam zdradzona.- prychnęłam nienawistnie.- Ktoś, kto był dla mnie ważny oszukał mnie.
- Fred?- spytała Whitman, podtrzymując się ściany.
Fred... mój Freddie... tak bardzo za nim tęskniłam... chciałabym jeszcze raz spojrzeć w jego oczy.
- Nie...- skwitowałam krótko, biorąc się w garść.- Wyciągnę cię stąd.- dodałam i chwyciłam za kraty jej celi.
- Nie zrobisz tego Rachel, uciekaj.- Farrah chwyciła za moje dłonie i odepchnęła je.
- Przecież nie możesz tu zostać, zginiesz.- mruknęłam, próbując przemówić jej do rozsądku.
- Gdyby chcieli mnie zabić, już dawno by to zrobili.- dziewczyna uśmiechnęła się słabo.- Chcesz mi pomóc? Powiadom resztę, że żyję. Powiedz, że wszystkich więźniów trzymają w lochach rodzinnej posiadłości Stone'ów. Ja i tak nie dam rady uciekać, tylko cię spowolnię.
- A co jeśli...
- No idź już, nie marnuj czasu.- Poganiała mnie dziewczyna.
Przytaknęłam niechętnie. Bardzo chciałam jej pomóc, szczególnie po tym jak uratowała moich rodziców,  rzeczywiście. Mogłaby mnie spowalniać... ale obiecałam sobie, że do zakonu dotrze wiadomość o więźniach.
Lekko wstrząśnięta nadal przemierzałam lochy w poszukiwaniu wyjścia, nie spodziewałam się, że są one aż tak rozległe, miałam wrażenie, że ciągną się kilometrami. A może był to skutek zaklęcia? Byłam zdezorientowana...
- Kto tam jest? Stać!- krzyknął jakiś głos.
Nawet nie spojrzałam się za siebie, po prostu zaczęłam biec w przeciwną stronę. Unikałam po drodze zaklęć wymierzonych w moją stronę przez jednego z śmierciożerców. Kolorowe światełka rozbłyskały się po całych podziemiach, uderzając do rusz o kratki i zwabionych krzykami więźniów.
- Drętwota!- schyliłam głowę.
- Depulso!- podskoczyłam.
- Crucio!- zaklęcie ominęło mnie o milimetry i uderzyło w osobę obok, która niemal od razu upadła na podłogę, wydając z gardła przeraźliwy pisk.
Zaczynałam tracić energię, byłam głodna, zmęczona, a skutki poprzednich tortur nadal były wyczuwalne podczas wysiłku. Łzy same napływały mi do oczu.



- Avada Kedavra.- krzyknął rozeźlony mężczyzna, ale ja zdążyłam schować się zakrętem.
W końcu znalazłam wyjście. Pobiegłam po schodach na górę, nie słyszałam za sobą kroków. Nieco mi ulżyło... ale nie chciałam zwolnić. Dobiegałam już do głównego salonu, ale gdy tylko wbiegłam na górę drogę zagrodził mi kolejny śmierciożerca. Chciałam go minąć, ale Rokwood był szybszy, uderzył mnie w twarz tak mocno, aż upadłam na podłogę. Chciałam się podnieść, spróbować jeszcze raz uciec, ale mężczyzna kopnął mnie dodatkowo w bok, aby upewnić się, że nie wstanę, pozbawiając mnie tym samym sił. Jedyne co potrafiłam zrobić, to skrzyżować ręce na brzuchu, aby ochronić organy wewnętrzne.
- Tutaj jest.- prychnął sucho, zauważając strażnika, który wchodził po schodach.
Próbowałam podeprzeć się na boku, ale zdołałam podnieść tylko twarz... byłam już w salonie. Tak blisko celu. Zawiodłam, po raz kolejny zawiodłam...
Spojrzałam na Rockwooda, nie płakałam, nie chciałam, nie dawałam mu satysfakcji. Ten tylko patrzył na mnie z odrazą, jak na najgorsze ścierwo.

David

Poderwałem się z miejsca, słysząc dźwięki rzucanych zaklęć gdzieś z dołu. Pewnie uznałbym, że to normalne. W moim domu często można było usłyszeć tego rodzaju odgłosy. Zwykle wtedy
ignorowałem je... nie miałem wyjścia, ale te były wyjątkowo uciążliwe.
Zszedłem na dół, mój dom był dosyć spory, dlatego trochę mi zajęło dotarcie do salonu. Mijałem po drodze kilkunastu śmierciożerców. Nie podobało mi się, to że tu przebywali. Nie cierpiałem tych gadów, zaszantażowali całą rodzinę... wykorzystywali umiejętności moich rodziców i zastraszali ich. Wiedziałem, że droga tropicieli mugolaków nie była ich marzeniem... ale musieli to robić. Zaprzysiągłem sobie wtedy zemstę, jedynie Stella była zachwycona ich towarzystwem.
- Rokwood!- krzyknąłem, zauważając jak mężczyzna pochyla się nad kimś.- Co się tutaj dzieje?
- Ten szczur próbował nam uciec z lochów.- odpowiedział niechętnie, wskazując ręką na wijącą się z bólu postać.
- Jaki szczur?- spytałem od niechcenia.- Ra... Rachel?- jęknąłem zszokowany.
Nie wierzyłem własnym oczom... to ona... Krukonka we własnej osobie. Była cała zakrwawiona i skrajnie wycieńczona...

Rachel


- Rookwood!- słyszałam głośny, dobrze znany mi głos.- Co się tutaj dzieje?
Śmierciożerca niemal natychmiast spojrzał w stronę owego głosu.
- Ten szczur próbował nam uciec z lochów.- wyjaśnił niechętnie wskazując na mnie palcem.
Starałam się podnieść, uciec. Wiedziałem, że ten głos należał do zdrajcy Davida. Nie chciałam go widzieć, nie po tym co musiałam tu teraz przez niego znosić. Jednocześnie czułam mocne ukłucie w okolicy żołądka.
- Jaki szczur?- zapytał, podchodząc bliżej.- Ra... Rachel?- jęknął, zatrzymując się bliżej poplecznika Czarnego Pana.
Wezbrałam resztki sił i podniosłam twarz w taki sposób, aby móc swobodnie popatrzeć na Davida, nie chciałam tego, jednak musiałam... chciałam posłać mu spojrzenie mówiące: "skrzywdziłeś mnie, to wszystko przez ciebie, patrz co się teraz ze mną dzieje", ale gdy tylko moje oczy spotkały się z jego. Poleciały mi łzy bezradności, mówiące "ratuj", dlatego od razu spuściłam wzrok na podłogę. Poczułam jak ktoś złapał mnie od tyłu za ubrania i podniósł do góry. Był to Hudges, który szarpał mną w bardzo brutalny sposób, po czym wypchnął mnie ze schodów do lochu, co spowodowało zwichnięcie ramienia i pulsujący ból głowy. A David? David siedział cicho i na to pozwalał...

Inna narracja


- Czy widzieliśmy Rachel?- powtórzyła Hermiona, po czym spojrzała porozumiewawczo na dwójkę pozostałych Gryfonów.
- Tak.- mruknęła niechętnie Cho.
Dziewczyna całe popołudnie szukała przyjaciółki i tak po prawdzie była już zmęczona całą tą sytuacją. Jednak czuła, że z Rachel działo się coś złego. Krukonka w ostatnich dniach zachowywała się bardzo dziwne, nic tylko siedziała w dormitorium i czytała książkę, co nie byłoby takie dziwne, gdyby nie to, że była to wciąż jedna, a ta sama lektura.
- Nie widzieliśmy jej od wczoraj.- powiedział Harry, drapiąc się po głowie.
Chang cieszyła się, że udało jej się już dogadać z Wybrańcem i mimo, to że nie miała już w związku z Gryfonem, żadnych poważniejszych planów, ale nadal czuła do niego pewną słabość.
- Może Luna wie coś więcej, w końcu mieszka z wami w dormitorium.- zaproponował Ron.- Zapytaj się jej.
- Pytałam już, mówiła, że widziała ją rano jak pakowała swój kufer.- Cho, rozejrzała się dookoła.- Twierdziła, że znalazła książkę, twoją Hermiono i chciała ci ją oddać. Dlatego pytam.
Brązowowłosa Gryfonka przez chwilę patrzyła na Krukonkę, która obdarzyła ją ciekawskim spojrzeniem.
- Chodzi o "Nienaruszalną dwudziestkę ósemkę"?- spytała Granger, czując dziwny niepokój.
Hermiona nie przywykła do tego, że spóźnia się z oddaniem jakiejkolwiek książki, dlatego tym bardziej zdenerwowała się nieobecnością przyjaciółki.
- Jaką?- spytał zaciekawiony Harry, ale brązowowłosa zignorowała to pytanie.
- Chyba tak. Z drugiej strony ciekawe po co jej była ta książka.- Krukonka zastanowiła się przez chwilę.- W każdym razie, za dwie godziny jest pociąg, a ona nawet nie spakowała do końca kufra.
- Może jej poszukamy?- wypalił Ron, który zaczął podejrzewać, że musiało się stać coś złego.
- Możemy.- odpowiedział Potter.- Hermiono, zajrzyj do biblioteki i sprawdź, czy Rachel oddała tą książkę i czy nie przesiaduje w bibliotece. A my rozejrzymy się po piętrach.- zarządził, na co wszyscy bez chwili namysłu zgodzili się na ten plan.

David


- Stello!- krzyknąłem tak głośno, że musiałem zwrócić na siebie spojrzenia wszystkich przebywających w posiadłości.
- Co się tak wydzierasz idioto.- wychyliła głowę zza drzwi.- Nie mam problemów ze słuchem.
- Co Rachel robi w naszym lochu?- zignorowałem to wyzwisko, czekałem tylko na słowa wyjaśnienia. Skrycie miałem nadzieję, że nie wyszło to z jej perspektywy mimo, że wszystko na to wskazywało, ale niestety. I tutaj się pomyliłem...
- Jak to co? Korzysta z naszych usług.- roześmiała się głośno.
- Nie drażnij mnie.- zagroziłem, unosząc palec wskazujący.- Miałaś tylko zdobyć te rysunki.
- I zdobędę, ale ona jest prezentem dla Czarnego Pana...- uśmiechnęła się jadowicie.
- Czy ty siebie słyszysz!- krzyknąłem, podchodząc do niej.- On ją zabije!- złapałem siostrę mocno za nadgarstki. Miałem ochotę robić coś, co nie przystoi bratu. Ręka sama świerzbiła się do sięgnięcia po różdżkę i zrobienia jej krzywdy. Rachel była moją przyjaciółką i nie rozumiałem, dlaczego moja siostra świadomie skazała ją na taki los.
- A co mnie ona obchodzi, liczą się tylko te rysunki i ich zawartość.- próbowała się wyrwać z mojego uścisku, ale nie pozwoliłem jej na to.- I tak zginie, tak samo jak ten cały plebs z Hogwartu ze staruszkiem na czele.- jej głos brzmiał teraz tak, jakby coś ją nawiedziło.
- Na Salazara, Stello! Coś ty narobiła...- odparłem sucho.
- To co zostało mi zlecone...- odparła, wyrywając dłonie.- Dzięki temu zadaniu, zdobędę mroczny znak, a wtedy i starzy i ty pożałujecie, że nie chcieliście się do nas przyłączyć.
Teraz nie wytrzymałem, wziąłem zamach i uderzyłem ją po raz pierwszy w twarz, tak mocno, że siostra, skrzywiła się z bólu. Nie powinno mi to sprawiać radości... zwykle ignorowałem jej wysoki, ale teraz naprawdę przegięła.
- Zrobiłeś duży błąd bracie.-  wysyczała Stella, trzymając się za bolący policzek.
- Czy ty naprawdę uważasz, że w Hogwarcie nikt nie będzie jej szukał?- spytałem, ignorując groźbę.
- Otóż nie...- mruknęła, cała czerwona na twarzy.- Pozwól, że zaprezentuję ci, dalszą część planu... Stella podeszła do dębowej komody, która stała w kącie i wyciągnęła z jej wnętrza flakonik z jakąś dziwną substancją. Po czym wypiła całą zawartość, a w przeciągu kilku sekund zamieniła się w Krukonkę. Od razu zrozumiałem istotę jej planu.
- To szaleństwo.- szepnąłem, bardziej do siebie, niż do niej.- Muszę porozmawiać z Rachel.
 Nie czekając na odpowiedź ruszyłem w stronę lochów.
- Nie sądzę, że Trust będzie chciała z tobą rozmawiać.- zawołała tajemniczo za mną, jednak ja byłem już zbyt daleko, aby móc dosłyszeć całe zdanie.

6 komentarzy:

  1. To się nazywa mocny rozdział! Jeszcze przetwarzam, to co przeczytałam xd
    Tyle perspektyw na raz w jednym rozdziale...tego chyba jeszcze nie było. Tak w ogóle, to robi się z tego niezły kryminał ;)
    Fred będzie się oświadczał?! Nie chcę krakać, ale jak tak dalej pójdzie (z rozwojem wydarzeń oczywiście), to może nie zdążyć, albo bardzo tego pożałować.
    Nawiedziły mnie nawet Te myśli...czy autor nie jest zbyt okrutny dla niektórych postaci, które zdaniem czytelnika nie zasługują na takie cierpienie, albo przynajmniej nie w takiej ilości, bo...to po prostu przesada.
    Ale to tylko moje myśli ;) Nie wszyscy dostają to, na co zasłużyli...takie życie.
    Serio, tym rozdziałem rozwaliłaś system (przynajmniej mój) xd
    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie było, nie było. Przyznaję... przyzwyczaj się, ponieważ najbliższe kilka rozdziałów będzie prowadzone w taki sam sposób.
      Lubię kryminał :D
      A ja wiem, czy będzie... może być ciężko.
      Nie, nie sądzę bym była zbyt okrutna, czasami jest to wręcz wymagane, by docenić siłę i charakter poszczególnych postaci :)
      Jej! :D
      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. Na początku chciałabym bardzo przeprosić za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału!!! To już nigdy się nie powtórzy, obiecuję.
    Wow... ten rozdział to istna petarda. Czuję, że rozpoczyna się prawdziwa akcja, że w końcu dowiemy się, jaką rolę ma odegrać Rachel. Oczywiście, jeżeli do tego czasu nie umrze w lochach xD w co wątpię, bo w końcu jest główną bohaterką.
    Mam nadzieję, że Stelli przydarzy się coś bardzo niemiłego... od początku jej nie lubiłam, ale teraz przesadziła.
    No Fred! Ciekawe, co zrobi gdy dowie się, że Rachel zniknęła?
    Życzę weny i pozdrawiam! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczone! :D
      Tak, akcja... mam ją w planach. Tylko teraz czekać, czy się ziści... ;D
      Rachel i śmierć? Hymmm... chyba każdy się ze mną zgodzi, że byłoby to bezsensu. Przynajmniej na tym etapie ;)
      Tylko, czy rzeczywiście się dowie...
      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. "Miałem ochotę robić coś, co nie przystoi bratu" - dlaczego ja pomyślałam o czymś zupełnie innym? XDD Chociaż nie jestem za dawaniem komukolwiek w ryj, bo to mocno upokarzające, to Stelli nie było mi szkoda. <3
    Nie wiem jak Rachel z tego wyjdzie i z jakiegoś powodu mam w głowie przykrą wizję, w której David pomaga uciec Rachel za co przypłaca życiem. Nie zabijaj Davida, ej...
    Tak się zastanawiam, co ta Molly ma do żenienia się? Znaczy w przypadku Freda i Rachel, to tak nie bardzo, bo ona jest jeszcze niepełnoletnia i powinna siedzieć grzecznie w szkole, no a poza tym stwierdzenie Freda - na szczęście żartobliwe! - że trzeba nauczyć Rachel bycia dobrą kurą domową, było niefajne, to taki George mógłby się w tym wieku już śmiało hajtnąć. No chyba, że Molly nie lubi Angeliny (tak jak nie lubiła Fleur) albo nie chce już więcej synów wypuszczać z matczynego gniazda? Jezu, ale rozkmina. X'D
    PS: Szkoda Farrah, trzymaj się dzielnie aurorko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty i Te Twoje skojarzenia. Hahahaha :D
      Zgadzam się, Stella sobie zasłużyła.
      Śmierć Davida... hym... ;>
      Czy już kiedyś mówiłam, że uwielbiam Twoje rozkminy? :D
      Powiem Ci, że nie tyle miała coś przeciwko ożenku, co przeciwko robieniu sobie z niej żartów :D
      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody