Music

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 38 "Chciałaś mnie chronić... MNIE?"


- Jak to nie może Pan mi udzielić informacji na temat tożsamości charłaków?- spytałam ostro opierając się rękoma o jasnobrązowe sosnowe biurko.- Taka wiedza nie powinna być zatajana, szczególnie przed członkami rodziny.
- Takie są procedury Panienko.- odparł wysoki, brązowowłosy mężczyzna, siedzący za owym meblem.- Złamałbym zasady ustalone z góry przez Ministerstwo.
- Ale to jest kompletnie bezsensu.- prychnęłam sucho i poczułam jak Hermiona łapie mnie za ramię.
- Rachel, on nie może nic za to...- szepnęła Gryfonka, próbując mnie uspokoić.
- Proszę Pana.- przybliżyłam się do mężczyzny, ignorując słowa przyjaciółki.- Moja matka coś ukrywa i przez to prawdopodobnie może grozić jej niebezpieczeństwo za strony najgroźniejszego czarownika naszych czasów.
- Ja doskonale rozumiem Pani troski...
- ...to niech Pan chociaż potwierdzi, że na spisie widnieje kobieta, o imieniu Yvonne Montrose-Trust.- poprosiłam, przerywając jego zdanie.- Za zwykłe skinienie głową nic się nie stanie.
- Rachel, odpuść... spróbujemy inaczej dowiedzieć się prawdy. Na pewno z Harrym i Ronem coś wymyślimy.- odparła Granger, błagalnym tonem, a ja zmierzyłam ją groźnym spojrzeniem.
- Zanim coś wymyślimy to Voldemort, albo któryś z jego popleczników może ją dopaść, a ja nie zamierzam do tego dopuścić Hermiono...- mruknęłam i odwróciłam się z powrotem do nieznajomego.-  Nie wyjdę stąd póki nie dowiem się tego czego chcę.- odparłam tonem nie wnoszącym sprzeciwu.
- W takim razie będę zmuszony wezwać straż.- odparł oschle mężczyzna stając z miejsca.
- Chodź Ray, tutaj niczego nie załatwimy.- jęknęła Gryfonka i pociągnęła mnie w stronę drzwi. Na samym początku nie chciałam odpuścić, ale widząc dwóch rosłych mężczyzn, zmierzających w naszą stronę poddałam się i ruszyłam za Hermioną, opuszczając tym samym biuro Wmigurok'a.
Zmierzając w stronę kominka który miał nas przetransportować z powrotem do Hogwartu próbowałam się uspokoić. Nie mogłam uwierzyć, że w świetle przedstawionych przeze mnie powodów, zasady okazały się ważniejsze...
- I co mam teraz zrobić Hermiono?- spytałam bezbronnie.
- Znajdziemy inny sposób na dowiedzenie się prawdy, Rachel...- odparła pocieszająco przyjaciółka.- Trzeba tylko znaleźć złoty środek.

Gdy tylko dzięki sieci Fiuu znalazłyśmy się w Hogwarcie, od razu udałyśmy się do pokoju wspólnego Grryffindoru, po to, aby opowiedzieć Harry'emu i Ronowi o naszej nieudanej wizycie w Wmiguroku.
- Czekaj Rachel!- krzyknęła nagle Hermiona.- Coś mi właśnie przyszło do głowy.
- Co takiego?- spytałam pełnym nadziei głosem.
- Jeśli Twoja mama Rachel, jest naprawdę charłakiem to nie dowiemy się tego wprost...- zaczęła, a ja pokiwałam głową.- ...ale kiedyś byłam w bibliotece, w dziale ksiąg zakazanych i natknęłam się na jedną książkę dotyczącą pradawnych rodów magicznych.- odparła Gryfonka.
- I ty sądzisz, że będzie tam jakaś wzmianka o Montrose'ach?- spytałam, kładąc ręce na biodrach.
- Posłuchaj Rachel, każda moc magiczna ma swoje źródło, które w końcu się wyczerpuje. Jeśli charłactwo twojej matki jest prawdziwe to tam na pewno znajdziemy tam jakąś wskazówkę.- wyjaśniła mi brązowowłosa, a w jej oczach pojawiły się znajome iskierki.
Mimo to, że miałam duże wątpliwości dotyczące tej książki, to i tak nie potrafiłam wymyślić nic bardziej logicznego. No... po za włamaniem się do Wmiguroka, ale perspektywa spędzenia najbliższych lat w Azkabanie nie napawała mnie zbytnim entuzjazmem.
- W takim razie chodź, musimy obadać twoją teorię.- pociągnęłam przyjaciółkę za rękę.
- Nie Rachel, ty nie możesz.- Hermiona pokiwała głową.- Masz zakaz wstępu do biblioteki, a co za tym idzie, nie masz zezwolenia nauczycielskiego na wejście do działu ksiąg zakazanych.
- A ty masz?- spytałam sucho.
Niezbyt podobało mi się to co Granger mówiła, a najgorsze było to, że miała rację...
- Tak, Profesor Sprout udzieliła mi pozwolenia. W zamian za dodatkową ocenę mam napisać wypracowanie na temat mięsożernych drzew świata.- odparła dumna Gryfonka.
- Hermiono.- pokiwałam głową z aprobatą.- Jeśli uda ci się coś znaleźć, to będę u ciebie miała dług do końca życia.- przytuliłam mocno przyjaciółkę.
- Drobnostka.- odparła skromnie, wydostając się z mojego uścisku.- Teraz tak, ja idę do biblioteki, a ty powiadom proszę Harry'ego i Rona o tym, co zaszło w Wmiguroku. Hasło to smocze łajno- dodała, uśmiechając się ciepło.
Kiwnęłam tylko głową i z uśmiechem wymalowanym na twarzy udałam się w stronę wierzy Gryffindoru.

Gdy tylko weszłam do pokoju wspólnego domu lwa, zauważyłam niecodzienną scenę. Harry siedział na kanapie przy kominku, który jarzył się żywym ogniem, wyglądał na zdezorientowanego. Twarz zakrył w dłoniach i mruczał coś pod nosem. Ginny siedziała obok Wybrańca, miała bardzo bladą minę i w geście pocieszenia głaskała Harry'ego po ramieniu. Ron siedział nieopodal swoich przyjaciół na fotelu i z bardzo poważną miną obserwował całe to wydarzenie.
- W porządku?- spytałam zaniepokojona tym, co zobaczyłam.
Spojrzenia wszystkich uczniów, którzy akurat przebywali w pokoju wspólnym Gryfonów skierowały się w moją stronę. Nie poczułam się zbyt komfortowo, kiedyś przebywałam tu prawie codziennie, więc większość przywykła do mojego widoku, ale przez ostatnie wydarzenia nie miałam na to czasu.
- Rachel, dobrze że jesteś. Możesz przekazać Złotemu dziecku, żeby pozbył się tej książki?- spytała ruda, stanowczym głosem.
- Jakiej książki?- podrapałam się po głowie.
- Tej od Księcia Półkrwi... przecież widziałaś co stało się z Malfoyem.- odparła Ginny.- Może ciebie posłucha.
- Malfoy miał to, na co zasłużył.- mruknął niezadowolony Harry.
- Nie mogę tego słuchać. Harry, będziesz miał przez to o wiele większe kłopoty.- młodsza Gryfonka zwróciła się teraz do Wybrańca.
- Już ma, McGonagall o wszystkim się dowiedziała.- dodał Ron.
- Harry...- zaczęłam podchodząc do przyjaciela.- Rozumiem, że jesteś zły na Malfoy'a, ale ta książka jest niebezpieczna...
- ... i gdyby nie Rachel to miałbyś go teraz na sumieniu.- wtrąciła ruda.
- Stary ja też nie przepadam za Malfoyem, ale to było głupie. Chciałeś przez takiego kogoś trafić z Azkabanu?- mruknął Weasley a Potter zamilkł.
- Posłuchaj Harry. Nie wiesz jakie czary znajdują się jeszcze w tej księdze... Sectumsempra to zaklęcie z dziedziny czarnej magii, a o Księciu Półkrwi nic nie wiemy. To zaklęcie nawet nie zostało zaaprobowane przez Ministerstwo Magii, a może być ich tam więcej.- stwierdziłam, łapiąc przyjaciela za ramię.- Musisz coś z tym zrobić.
- Pozbądź się jej Harry.- poprosiła ruda, a Gryfon w końcu pokiwał głową.- Ja chyba nawet wiem gdzie już jej nie znajdziesz...

Stella


- Wszystko gotowe Stello?- w mroku usłyszałam zimny głos mojego Pana.
- Oczywiście Panie.- odparłam dumnie.- Wszystko już jest dopracowane, podejrzewam, że Trust niedługo wpadnie w pułapkę.
- Doskonale Stello, teraz wystarczy znaleźć te rysunki, a one doprowadzą nas do celu... To będzie dalsza część twojego zadania.- powiadomił mnie.




Skrzywiłam się na tą wieść, kochałam służbę Czarnemu Panu, ale zadania, którymi mnie obaczono wydają się coraz to bardziej skomplikowane.
- Słucham...- odparłam sucho, przygryzając dolną wargę.
- Nie bez powodu kazałem ci się z nią zaprzyjaźnić...- przerwał.-... tylko ty jedyna możesz wykonać to zadanie, ponieważ wiesz o niej więcej niż ktokolwiek z moich popleczników.
- Mam zakraść się do jej dormitorium i je wykraść?- spytałam egocentrycznie.- Ale w Hogwarcie to nie jest możliwe.
- Czyżbym wyczuł wahanie w twoim postępowaniu, Stello?-  Voldemort podszedł do mnie wolnym krokiem.- Czyżbyś uchylała się od wykonania powierzonego ci przeze mnie zadania?- Objął mnie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Nie Panie, ale...
- Nie toleruję nieposłuszeństwa w moich szeregach Stello...- przerwał mi, przysuwając swoją różdżkę do mojego brzucha.- Pamiętaj, że przysięga wieczysta obowiązuje nadal i zapewniam cię, że szybciej, albo później odczujesz konsekwencje niedotrzymania jej.
- Panie...- zniżyłam głos i popatrzyłam na podłogę.- Złożyłam przysięgę i jej dotrzymam. Dostarczę Panu te rysunki, a zemsta w końcu się dopełni.-  wydukałam z pamięci już wyuczony tekst.
- O tego zadania zależy twoje nędzne życie Stello.- odparł Czarny Pan na odchodne, a ja ukłoniłam się nisko i z nowym planem rodzącym się w mojej głowie odeszłam w stronę wyjścia.

Rachel


Udałam się w stronę mojego dormitorium, musiałam dokończyć wszystkie prace i wymyślić taktykę na kolejny mecz z Ślizgonami, który miałby się odbyć zaraz po świętach. Dobrze wiedziałam, że Reprezentacja Slytherinu prowadzi teraz w klasyfikacji pucharowej i będzie chciała utrzymać tą pozycję. Przerażała mnie perspektywa zarządzania całą drużyną, a mecz miałby być moim debiutem na stanowisku kapitana, dlatego tym bardziej musiałam poświęcić więcej energii na rozplanowanie poszczególnych kroków.
Gdy weszłam do dormitorium zauważyłam, że w środku nie ma nikogo. Tym bardziej podziękowałam losowi, że mogę w spokoju i bez rozpraszania zając się moimi obowiązkami.
Usiadłam przy biurku, wyciągnęłam z szuflady pergamin, pióro oraz kałamarz i zajęłam się odrabianiem zadań domowych. Szło mi to całkiem sprawnie, ale to pewnie dlatego że tematy były w miarę proste...
Teraz próbowałam się skupić na na taktykach używanych przez Ślizgonów w meczu. Zawsze wydawało mi się, że gra członków domu węża skupia się na sile i brutalności wykonywanych trików. Dlatego pierwszym punktem na treningu będzie przede wszystkim wytrzymałość i zwinność. Najlepiej byłoby, gdybym otrzymała pozwolenie od dyrektora na ćwiczenie latania w terenie, na dosyć ciężkim odcinku.... to mogłoby usprawnić pewność całej drużyny w poruszaniu się na miotle. Przy okazji moglibyśmy również poćwiczyć uniki.
Drugim punktem może być poprawa tych wszystkich błędów, które na ostatnim zebraniu wytknął nam Roger... kilka ich było, a to jest naprawdę kwestia sekund, kiedy szukający przeciwnej drużyny chwyci złotego znicza...
- A właśnie!- krzyknęłam sama do siebie.- Musimy znaleźć nowego ścigającego drużyny. Ktoś musi zastąpić Rogera na tym stanowisku.
- Rachel, gadasz sama do siebie... mam się zacząć bać?- spytała Cho, stojąc w drzwiach i obserwując moje próby zebrania wszystkich myśli do kupy.- Wiesz, że to objaw choroby psychicznej...?- dodała chichocząc.
- Zabawne Cho.- mruknęłam niezadowolona, dopisując na pergaminie podpunkt trzeci: "Znaleźć ścigającego".- A właściwie co ty tutaj robisz? Nie miałaś się spotkać Terrym Bootem?
- Miałam, ale dostał szlaban od Sprout za przesadzenie z Cornerem wszystkich mandragor.- odparła wymijająco kładąc się na łóżku i wyciągając Żonglera.
- Cho, przecież ci mówiłam, że to nie najlepszy egzemplarz na chłopaka.- pokiwałam głową, nie odrywając wzroku z papieru.- Ej, Cho...- przerwałam.
- Co?- krukonka wychyliła nos zza czasopisma.
- Nie chciałabyś spróbować swoich sił jako ścigająca?- spytałam, odkładając pióro.
- O czym ty mówisz Rachel?- zapytała zaciekawiona przyjaciółka.
- No wiesz... Roger odszedł, a my potrzebujemy nowego ścigającego, a chyba lepiej, żeby była to osoba już trochę bardziej zgrana z całą ekipą.- odparłam zachęcająco.
- Nie wiem Rachel, nigdy nie próbowałam startować na to stanowisko. Jedyne na czym się znam to na taktykach szukających i to ciebie miałam w razie czego zastępować.- krukonka wyglądała na zaniepokojoną.
- Proszę cię Cho, chociaż spróbuj żebyś potem nie żałowała...- mrugnęłam do niej.
Przyjaciółka już chciała coś odpowiedzieć, ale usłyszałam stukot, dochodzący gdzieś z okolicy okien. Odwróciłam wzrok w stronę źródła tego dźwięku i spostrzegłam małą czarną sówkę z przyczepionym liścikiem do nóżki. Spojrzałam jeszcze na Cho, która machnęła ramionami i uprzednio podchodząc do okienka, wpuściłam zwierzę do dormitorium.
- Czyja jest ta sowa?- spytałam dziewczynę, a ta tylko pokręciła głową, informując mnie, że nie ma pojęcia kto jest właścicielem tego ptaka.
- Otwórz list i poczytaj.- nalegała przyjaciółka.
Przytaknęłam głową i odczepiłam liścik od nóżki małej sówki. Od razu zauważyłam, że kartka na której napisany jest tekst była jakoś dziwnie pozwijana i zdeformowana, ale nie zraziłam się tym. Rozwinęłam pismo i zaczęłam czytać:

Księżniczko
Rachel,

Pewnie zdziwił Cię mój list, po tak długim czasie, ale musiałem się do Ciebie odezwać.
W taki, albo inny sposób.
Wiedz, że moja nieobecność w Twoim życiu, nie jest przypadkowa.
Musiałem sobie to wszystko przemyśleć.
Te wszystkie sekrety i kłamstwa.. jestem przekonany że nie chciałaś mnie nimi zranić, ale jednak udało Ci się to... Zabawne no nie?
Złamałaś jednego z najweselszych chłopaków w Hogwarcie. Gratulacje.
Nie wiem, czy jest to jakikolwiek powód do dumy. Jednak jedno wiem na pewno.
Chciałaś mnie chronić... MNIE!
A nie pomyślałaś, że ty także potrzebujesz ochrony...?
Kto Ci ją zapewni?
Harry? Ona ma swoje problemy na głowie,
Ron? Mój przygłupi brat.
Hermiona? Może i tak, ale nie na długo.
Rodzice? Bez magii...
 Nauczyciele? Dyrektor?
Te wszystkie osoby nie znają Cię tak dobrze jak ja. Nie mogą poświęcać Ci tyle czasu ile ja bym mógł... Nie martw się o sklep, nim ma się kto zająć. Tobą też ma...
Muszę Ci się przyznać, że mimo, iż mnie zraniłaś, chcę być nadal obecny w Twoim życiu...
Nawet jako przyjaciel.
Chcę Cię chronić. Tylko musisz mi dać taką możliwość. Zobaczyłabyś wtedy, że ja naprawdę mogę być więcej wart.

Musisz również wiedzieć, że ten list to był spontan. Chwyciłem pierwszą pod ręką kartkę (mam nadzieję, że George nie zauważy potarganego rozliczenia za zeszły miesiąc) i pisałem.
Nie ma tu zbyt dużo miejsca. Dlatego musimy porozmawiać w cztery oczy. 
Teraz nie, mam przed świętami sporo pracy, ale później.
W święta... Pewnie wiesz, że spędzasz je wraz z rodzicami w Norze.
 Muszę kończyć brat mnie woła, a zły George, to niebezpieczny George...
I nie martw się, Twoi rodzice mają się dobrze, kilka razy już pytali kiedy wracasz.

Do zobaczenia, Fred.

Ścisnęłam kartkę mocniej w dłoniach i przeczytałam kilkakrotnie tekst w niej zawarty. Pożerałam wzrokiem każde zdanie i słowo, które zostało napisane, koślawym, lekko niechlujnym pismem.
Próbowałam zrozumieć, co Freddie chciał mi przekazać w tym liście. Mimo, iż odpowiedź była jasna, ja nadal miałam wątpliwości. Dlaczego? Nie wiem, może nauczyłam się już żyć bez niego, może nie potrafiłam uwierzyć, w to, że mój ukochany może chcieć do mnie wrócić.
- Rachel?- odezwała się po chwili Cho.
- Tak?- odparłam, wpatrując się w kawałek papieru.
- Od kogo to jest?- spytała, podchodząc do mnie szybkim krokiem.
- Co?- zapytałam głupio.- A list... Tak, to pomyłka.- zgięłam karteczkę na pół.
- Coś kręcisz Rachel.- stwierdziła szelmowsko przyjaciółka. Po czym szybko wyciągnęła zza pasa różdżkę i wycelowała nim we mnie.- Accio list!- rzuciła czar, a przedmiot wyrwał się z mojej dłoni i pofrunął wprost na Krukonkę.
- Tak nie można...- zganiłam przyjaciółkę, obserwując jak skrawek papieru powędrował wprost do rąk dziewczyny.
Cho była jak najbardziej w porządku, ale często denerwowała mnie, tym, że musiała o wszystkim wiedzieć, nawet wtedy, gdy to nie była jej sprawa.
- Rachel...- zaczęła Cho, przyglądając się mojej własności.- Dlaczego nie mówiłaś, że macie jakieś problemy z Fredem?
- Nie było tu o czym gadać Cho. Nie chciałam aby wszyscy mi współczuli, bo przecież byliśmy tak zgrani.- odparłam zgodnie z prawdą, wiedząc, że i tak tego teraz nie ukryję.
- "Sekrety i kłamstwa"?- zacytowała przyjaciółka.- Ray? To nie brzmi zbyt dobrze.
- Przecież wiem... ale nie martw się... to nie jest poważne.- mruknęłam, odbierając list.
- Jaka ochrona?- dopytywała przyjaciółka, ignorując moje słowa.
- Może kiedyś ci opowiem.- powiedziałam i w te pędy wyszłam z dormitorium.
Być może popełniałam ten sam błąd co z Fredem, ale miałam już dość tłumaczenia wszystkim, jaki los nade mną ciąży. To była tylko i wyłącznie moja sprawa, nie chciałam aby tyle osób o tym wiedziało. A grono się jeszcze poszerzało... Równie dobrze mogłam wyznać wszystko całej szkole...

Stella


- Czyli chcesz mnie zostawić na pastwę losu, bracie?- spytałam oskarżycielskim tonem.
- Sama sobie na to zasłużyłaś siostro. Nie będę ci pomagał, przynajmniej nie w tym.- odpowiedział niespokojnie, krzyżując ręce na piersi.
- Dobra!- wydarłam się na cały pokój wspólny Slytherinu, aż kilka osób popatrzyło się w naszą stronę.- Więc nie obchodzi cię los twojej rodziny! Wolisz jakąś beznadziejną szlamę?- spytałam ściszając głos, aby nikt nie usłyszał.
- Nie mów tak o niej Stello. Nie znasz jej.- pokiwał głową.
- Ona i tak już nie żyje. Obudź się bracie i zacznij funkcjonować jak na Stone'a przystało. Czarny Pan On i tak ją dopadnie, a przynajmniej będziesz miał czas, aby się pożegnać.- odparłam sucho.
- Posłuchaj siostro. Nie będę ci pomagał, wybij to sobie z tego pustego łba.- mruknął David złośliwie.- Już i tak przez twoje paranoje muszę wykonywać jego rozkazy...
- To pomóż mi wykonać i ten.- ściszyłam głos, czując że zaraz eksploduję.
- Sama sobie radź. Ja odpadam.- mruknął niezadowolony David i odszedł w stronę swojego dormitorium ignorując moje propozycje.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, jak on może być moim bratem. Ktoś musiał go podmienić w szpitalu. Miałam ochotę rzucić na niego Imperiusa, ale szybko bym się sparzyła... No nic, skoro on  nie chce mi pomagać, a magia odpada przez ten głupi namiar, to będę musiała użyć czegoś innego...
- Dostałaś drętwotą, czy coś?- spytał Blaise, podchodząc do mnie.
- "Czy coś"- powtórzyłam jadowicie, siadając na fotelu.
- Nie przekonałaś go?- spytał czarnoskóry, śmiejąc się zgryźliwie.- Stone za bardzo zżył się z Trust. Wiedziałem, że będą z tego kłopoty.- odparł dumnie.
- Zamknij się baranie i pomóż mi znaleźć jakiś sposób na niego.- zarządziłam.
- Spokojnie perełko.- Blaise obaczył mnie swoim chytrym spojrzeniem.- Wydaje mi się, że zostało mi jeszcze trochę ingrediencji do uwarzenia mikstury powodującej chaos w głowie...
- No jasne!- krzyknęłam, pojmując istotę planu Ślizgona. Wtedy mogłabym łatwiej nim manipulować.- wstałam z fotela.- No, no Blaise. Chytrze.
- Mów mi mistrzu.- zażartował chłopak.
- No więc mistrzu. Jeszcze raz nazwiesz mnie perełką, to mistrz będzie zbierał swoje pierwszorzędne ząbki z podłogi, zrozumiałeś?- spytałam kąśliwie.
- Niby tak.- pokręcił głową.- A właściwie, miałem zapytać... Dlaczego, akurat tą częścią planu musi zając się twój brat? Przecież to nie był rozkaz.
- Ponieważ, jak to sam ująłeś. mój brat za bardzo zżył się z Trust, a więc zimny prysznic im nie zaszkodzi.- przyznałam hardo.

Perspektywa Rachel.

- Och Rachel, tutaj jesteś.- usłyszałam za sobą niewyraźny głos Hermiony.
- Hermiono, szukałam cię wszędzie. Wcięło cię na cały wieczór.- odparłam zaniepokojona, odkładając tosta na talerz.
- No ja... tak jak prosiłaś, poszukałam czegoś w dziale ksiąg zakazanych.- Gryfonka wyciągnęła spod szaty dużą, brązową i lekko podniszczoną księgę o tytule "Nienaruszalna dwudziestka ósemka".- Tylko nie za bardzo wiem, czy powinnaś...
- Co powinnam?- spytałam histerycznie, czując, że to nic dobrego.- Hermiono?
- Ale proszę cię nie denerwuj się. Równie dobrze to mógł być inny człowiek o tym samym nazwisku...- wyjąkała przyjaciółka, kartkując nerwowo książkę, póki nie znalazła tego, czego chciała.- O tutaj...- wskazała palcem jeden fragment...

6 komentarzy:

  1. Już dawno miałam to oznajmić: super, że piszesz też z perspektyw innych osób! Nie masz pojęcia jaka to świetna sprawa (wiadomo, inaczej to wygląda z punktu widzenia autorki, która ma zaplanowaną historię wszystkiego i wszystkich, a inaczej czytelnika, który dopiero ją poznaję i czeka, czeka, czeka...aż się doczeka dalszej części xd). Taka odskocznia od Rachel i zainteresowanie się wątkiem kogoś zupełnie innego, na kogo życie można było nawet do tej pory nie zwracać uwagi.
    Tutaj chodzi mi bardziej o Stelle, bo teraz dzięki temu wiele mi się rozjaśniło na jej temat.
    Mam nadzieję na perspektywy Grega i Davida, które też by trochę, ale nie za dużo powiedziały ;)
    Teraz pora na doping, którego dawno nie było z mojej strony i czas to naprawić:
    Choć może być tak, że często nie masz weny nawet na wenę, to się nie poddawaj i pisz dalej, bo rozdziały jak trzymały, tak trzymają poziom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę! Pisanie z perspektywy innych postaci jest czasami potrzebne, aby móc wprowadzić czytelnika z psychikę i motywację danych osób...
      Perspertywy Daivda- też mają się pojawić, ale sporadycznie... Z Gregiem będzi gorzej... Na razie planuję skupić się na Stelli.

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  2. Wyjdź. Czemu skończyłaś w takim momencie? Rachel nie mogła tego chociaż przeczytać? I teraz trzeba czekać na następny rozdział, ugh. To jest chyba największy minus publikowania opowiadań w intrnetach - nie przeczytasz wszystkich rozdziałów od razu, jak w papierowej książce, tylko czekasz na nie jak na odcinki serialu.
    Podobała mi się uparta, pewna siebie, zdeterminowana Rachel w pierwszym fragmencie. Wierzę, że gdyby nie Hermiona, wyciągnęłaby od tego kolesia prawdę, albo rzeczywiście trzeba by było wynosić ją siłą.
    Cho jest spoko. Tak o tym wspominam, bo Cho, którą spotykam w ff, chyba nigdy nie była spoko. Twoja, chociaż jest wścibska (czytanie czyichś listów jest naprawdę niekulturalne!), jest spoko. Lubię ją. I zastanawiam się dlaczego Boot i Corner przesadzili mandragory bez zgody nauczyciela. Teraz mnie to męczy, bo zastanawiam się "po co?". Fajne to.
    I coraz bardziej martwię się o Davida, którego całkiem lubię. Kurczę, Stella jest okrutna. Żeby chcieć mieszać w coś, co ma skrzywdzić Rachel, własnego brata, który z Ray się przyjaźni? To jej brat, no. Brat. Skrzywdzi go. Brata (relacje rodzinne takie poruszające #zawsze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyjdę! Nie mam gdzie... xD
      Nie, Rachel nie mogła tego teraz przeczytać... wolę Was potrzymać w niepewności ;)
      Taak, Rachel już tyle przeżyła, że niektóre sytuacje moją już ją powoli "demoralizować"...
      Każdy ma swoją wizję dotyczącą postaci,a moja miała na celu ukazać zalety, a także i ich wady ;)
      Nie wiem, czemu akurat mandragory xD hahahaha.
      No i jak już wspominałam.. Stella to młodsza wersja Bellatrix ;)

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeerax3

      Usuń
  3. Mój poziom ogarniania blogsfery w ostatnim czasie spadł poniżej zera, dlatego dopiero teraz komentuję.
    Jestem ciekawa, co dokładnie ma wykonać Stella. I co mają do tego te rysunki? Wszystko jest dosyć poplątane, więc mam nadzieję, że szybko to rozwiążesz ;)
    Zapewne Stella oczekuje, że David w wyraźny sposób zdradzi Rachel. Ciekawe, czy w końcu to zrobi... Heh, naprawdę to wszystko poplątane.
    TAK! W końcu coś o Fredzie! Mam nadzieję, że spotkają się jeszcze przed tym, co zamierza zrobić Stella.
    No i w takim momencie przerwałaś, że długo będę się zastanawiać, co znalazła Hermiona...
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam...! ;)
      Taak, rzeczywiście poplątane, ja również mam czasami problemy z ogarnieniem poszczególnych wątków ;)
      A Fred i spotkanie... hym...
      Zastanawiaj się, zastanawiaj. Może coś wymyślić...

      Pozdrawiam!
      ~ MonaVeeraax3

      Usuń

Szablon wykonany przez Melody